Transkrypt
pdf
MAREK KITA PRZYJAŹŃ Z UBOGIMI ZAMIAST „DZIAŁALNOŚCI DOBROCZYNNEJ” Inspiracji dla niniejszego rozważania dostarczyła wizyta w stołówce dla ubogich, prowadzonej w Rzymie przez Wspólnotę Sant’Egidio. Specyficzna organizacja pracy owego ośrodka sprawiła, że było to doświadczenie bardzo szczególne. Wydaje się, że może ono stanowić dobry punkt wyjścia dla refleksji na temat tradycyjnego pojmowania chrześcijańskiej miłości bliźniego oraz właściwego sensu głoszonej w epoce Soboru Watykańskiego II „opcji na rzecz ubogich”1. Wspomniana rzymska stołówka serwuje posiłki w sposób przypominający pracę zwykłej restauracji. Oczywiście nie pobiera się tu żadnych opłat. Ale bezdomni nie stoją w kolejce po swe porcje zupy, lecz wybierają miejsca przy czteroosobowych stolikach i czekają na wolontariuszy, pełniących obowiązki kelnerów. Na ich ręce składają zamówienia. Wprawdzie obrusy na stołach są z papieru, talerze i sztućce – plastykowe, a menu składa się zaledwie z czterech dań, jednak ubogi ma szansę poczuć się gościem, nie zaś żebrakiem. Wspólnota troszczy się zarówno o zaspokojenie jego potrzeb cielesnych, jak i o poszanowanie jego ludzkiej godności. Notabene odwiedzający placówkę bezdomny może również uzyskać informację o bezpłatnych łaźniach i punktach opieki medycznej, a także skorzystać z czytelni oraz poste restante pod adresem stołówki. Ponadto istnieje w innym punkcie miasta swego rodzaju hotel dla tych, którzy decydują się podjąć starania o pracę. Mieszkają tam, póki nie znajdą zatrudnienia i własnego lokum, co zwykle trwa nie dłużej niż rok. Przyglądając się temu wszystkiemu można zrozumieć, czemu w języku Wspólnoty Sant’Egidio chętnie mówi się o przyjaźni z ubogimi. Wspólnota oferuje im swą solidarność zamiast uprawiać „działalność dobroczynną”. Służba na rzecz ubogich nie oznacza okazywania im litości, która niekiedy może być pomieszana z subtelną pogardą. W ten sposób doznaje oczyszczenia wizerunek chrześcijańskiej caritas, sprowadzanej czasem do zadowolonego z siebie pochylania się nad pokrzywdzonymi przez los w niejasnym poczuciu, że jest się w jakimś sensie lepszym niż oni. Obłuda dających jałmużnę potrafiła nieraz skompromitować pojęcie miłosierdzia względem bliźniego i sprawić, że wydaje się ono czymś uwłaczającym. Z pewnością nie takie jest miłosierdzie Chrystusa, przyjaciela tych, „co się źle mają” (por. Mt 9, 12; 11, 19). Chodzi o prawdziwą przyjaźń, bez poczucia wyższości, oraz o mających się źle nie tylko materialnie czy fizycznie, ale również duchowo. W nowożytnej historii Kościoła zachodniego o konieczności kompleksowej pomocy ludziom pogrążonym w nędzy i zarazem zaniedbanym pod względem religijnym przypominał ze szczególną mocą siedemnastowieczny duszpasterz, kaznodzieja i promotor dzieł miłosierdzia, św. Wincenty a Paulo. Wychodzenie naprzeciw ubogich nie oznacza ich bezkrytycznej idealizacji. Założyciel jednej z dwudziestowiecznych katolickich „nowych wspólnot” napisał w swym świadectwie o początkach przyjmowania w niej ubogich: „...postawa wobec biednych naprawdę musi być realistyczna: biedny jest obecnością Chrystusa, ale jako człowiek jest grzesznikiem”2. Ubodzy niekoniecznie są sympatyczni. Jednak naszą postawą wobec nich ma być miłość „bez obłudy” (por. Rz 12, 9), a przykład jedynego Mistrza (por. Mt 23, 10) uczy, że miłość, o jaką chodzi, ma w sobie rys przyjaźni. Sformułowanie „przyjaciel grzeszników” pochodziło, jak wiemy, od przeciwników Jezusa. Nasz Pan był oskarżany o przyjaźń z zepsutym światem, od którego oskarżający chcieli pozostać oddzieleni (to właśnie znaczy nazwa „faryzeusze”)3. Paradoksalnie okazuje się przy tym, że oskarżyciele Chrystusa są od wspomnianego zepsucia oddzieleni pozornie, będąc „faryzeuszami obłudnikami” (Mt 23, 13). Należą oni w istocie do świata wrogiego Bogu, właśnie wskutek swej pychy. Natomiast Jezus, przyjaciel wszelkiego rodzaju zagubionych - i cierpiących z powodu tego zagubienia - nie ma zupełnie nic wspólnego z zakłamanym światem egoizmu. Nowy Testament nadaje podwójny sens wyrażeniu „świat”. Gdy mowa o tym, że nie powinniśmy „miłować świata, ani tego, co jest na świecie” (1 J 2, 15), chodzi o stworzone przez grzeszników środowisko upadku, ale jednocześnie słyszymy, iż „Bóg umiłował świat” (J 3, 16), czyli swoje dzieło, które pragnie oczyścić i odnowić4. Chrystus oddał za nas życie, jako za swoich przyjaciół (por. J 15, 13), kiedy my byliśmy jeszcze Jego nieprzyjaciółmi (por. Rz 5, 8). Wychodząc nam naprzeciw ze swoją życzliwą miłością buduje między sobą i nami rzeczywistą przyjaźń, która według Arystotelesa stanowi spotkanie dwóch miłości życzliwych, wzajemność w wielkoduszności. Zarazem, zgodnie ze spojrzeniem Ewangelii Janowej, ta właśnie przyjaźń – przyjaźń z Chrystusem i nasze 1 przyjaźnie w Chrystusie – pozostają zanurzone w czymś przewyższającym ludzkie doświadczenie przyjaźni (φιλία), w Boskiej miłości „substancjalnej” (αγάπη)5. Tak więc jako chrześcijanie wierzymy, że Bóg „w nadmiarze swej miłości zwraca się do ludzi jak do przyjaciół”6. Objawiono nam, że stanowimy duchowe potomstwo Abrahama, „przyjaciela Boga” (por. 2 Krn 20, 7), a wcielony Bóg-Słowo, „Przyjaciel człowieka”7, wzywa by Go naśladować w naszych wzajemnych relacjach (por. J 15, 12-17). Ponadto każe dostrzegać swoje oblicze w twarzach głodnych, spragnionych, przybyszów, nagich, chorych i więźniów (Mt 25, 31-46). To wobec nich mamy w sposób szczególny „odwzajemniać” Chrystusową przyjaźń. Stąd nieprzerwana tradycja chrześcijańskiej caritas w stosunku do wszelkiego rodzaju ubogich i nieszczęśliwych, której wielorakie przejawy naznaczyły historię naszej cywilizacji. To właśnie Kościół zapoczątkował na wielką skalę „opiekę społeczną”. Niestety, nowożytność dokonała swoistej laicyzacji miłości bliźniego, pozbawiła humanizm jego teologicznego fundamentu, a przez to integralności. Zdarzyło się to być może dlatego, że sami chrześcijanie zbyt często prezentowali światu „Boga bez filantropii” wskutek czegoś, co wielki dwudziestowieczny teolog, Yves Congar 8, określił jako pomyłkę biblijnego Adama co do „modelu Boskości”. Adam, powołany do bycia obrazem Boga, wyobraził Go sobie jako istotę niezależną i samowolną - zatem chcąc być jak Bóg (por. Rdz 3, 5), odmówił Bogu posłuszeństwa. Tymczasem objawiający się najpełniej w Jezusie Chrystusie Bóg okazuje się ostatecznie Kimś mającym upodobanie w drugim i pokornie przyjmującym postawę służby. Fatalne nieporozumienie w kwestii Boskiego sposobu bycia wciąż dochodzi do głosu w upadłym człowieku i zaciążyło również na pobożności chrześcijańskiej. Wciąż miewamy do czynienia z religijnością jednostronnie skoncentrowaną na kulcie, a pomijającą fakt ścisłego powiązania w życiu i nauce Chrystusa miłości Boga z miłością bliźniego. Bywamy skłonni celebrować z namaszczeniem nabożeństwa i jednocześnie niewiele sobie robić z kłopotów ludzi, jakich spotykamy na co dzień. Wciąż powtarza się historia z przypowieści o Samarytaninie, gdzie leżącą na ziemi ofiarę napadu mijają spieszący do świątyni lewita i kapłan (Łk 10, 30-32). W sytuacji, w której zagraża nam z jednej strony religijność pomijająca troskę o innych (a więc w istocie pogańska), z drugiej zaś taki sposób realizowania owej troski, który zmienia miłosierdzie w protekcjonalne politowanie, musimy przywrócić integralność własnej wierze, która ze swej natury powinna „działać przez miłość” (por. Ga 5, 6). Na gruncie Kościoła katolickiego w Polsce działa od lat sześćdziesiątych XX wieku ruch odnowy duchowej pod nazwą „Światło-Życie”, wyrażający już samą nazwą konieczność jedności „światła” - czyli ewangelicznego spojrzenia na rzeczywistość - i „życia”, to jest codziennej egzystencji. Krótko mówiąc, światło wiary musi realnie inspirować codzienne życie. Zgodnie z Nowym Testamentem wiara bez uczynków jest martwa (Jk 2, 17. 26). Nie chodzi przy tym o realizację jakiegoś kodeksu postępowania, lecz o poddanie się tchnieniu Ducha, jaki został nam dany9. Spotykając się w wierze z Bogiem żywym doświadczamy obecności w nas nowego dynamizmu, możliwości życia zgodnie z wolą Jego miłości. Życie Ewangelią to nie wypełnianie przepisów, lecz reakcja na Miłość karmiona Nią samą. Miłość do ubogich to duchowa przyjaźń, dzielenie z nimi życia, bez wynoszenia się ponad nich. Właściwy sens okazywania miłosierdzia bliźniemu wiąże się z afirmacją jego wartości, o czym przypominał papież Jan Paweł II w swej encyklice o Bożym Miłosierdziu: „relacja miłosierdzia opiera się na wspólnym przeżyciu tego dobra, jakim jest człowiek, na wspólnym doświadczeniu tej godności, jaka jest jemu właściwa”10. Chodzi o afirmację wartości, jaką każdy człowiek ma w pełnych miłości oczach swego Stwórcy, bez jakiejkolwiek własnej zasługi. Dotyczy to zresztą nie tylko stających na naszej drodze ubogich, ale również nas samych. Okazujemy miłosierdzie będąc świadomi, że sami z miłosierdzia korzystamy. Bardzo wymowną ilustracją tego faktu jest sposób życia Wspólnot „Arki”, powołanych do istnienia przez Jeana Vaniera. Sam założyciel stwierdza, że „Arka” „nie jest (...) grupą osób, które chcą naśladować Jezusa i służyć biednym (...) asystenci, którzy przychodzą do wspólnot, odkrywają, że to właśnie osoby najuboższe mają uprzywilejowane miejsce w królestwie, a my jesteśmy wezwani, by im towarzyszyć”11. Niezależnie od rozmaitych upośledzeń i niedoskonałości, a nawet od aktualnej nieznajomości Chrystusa, ubodzy okazują się w momencie konfrontacji z Ewangelią najbardziej zdolni do odkrycia samego jej serca – objawienia całkowicie darmowej miłości Boga. Zaś przyjaźniący się z ubogimi chrześcijanin poznaje lepiej także może swoje własne wewnętrzne ubóstwo. Doświadczając 2 trudności w obcowaniu z biednymi uzmysławia sobie swe słabości i braki. Odbiera ważną lekcję: „Cała mądrość, jaką Bóg nam zostawił, spoczywa na wiedzy o tym, kim jesteśmy: grzesznikami, synami marnotrawnymi kruchymi i słabymi, ale przebaczono nam, jesteśmy kochani wielką miłością, powołani i posłani”12. Tak więc Królestwo Boże, zgodnie z piękną wizją C.S. Lewisa, przypomina zabawę piłką, którą wciąż należy podawać z rąk do rąk13. Chrześcijanin czuje się bratem i przyjacielem wszystkich, wiedząc, że Syn Boży niezasłużenie uznał go za brata i przyjaciela oraz powierzył mu przekazywanie dalej otrzymanego daru. Solidarność z całą ludzkością wynika zatem w sposób naturalny ze świadomości bycia przygarniętym przez Boga. Sobór Watykański II uczy: „Radość i nadzieja, smutek i trwoga ludzi współczesnych, zwłaszcza ubogich i wszystkich cierpiących, są też radością i nadzieją, smutkiem i trwogą uczniów Chrystusowych”14. Nic, co ludzkie, nie jest chrześcijaninowi obce. Papież Paweł VI przemawiając na zakończenie przywołanego soboru oznajmił, że paradygmatem duchowości tego zgromadzenia była ewangeliczna przypowieść o miłosiernym Samarytaninie, i że sobór przenikała ogromna sympatia wobec problemów wszystkich ludzi15. Natomiast poprzednik Pawła VI, papież Jan XXIII, w poprzedzającym otwarcie soboru orędziu radiowym mówił o „Kościele wszystkich, a zwłaszcza ubogich”16. W kontekście podejmowanych w dobie soboru rozważań nad stosunkiem Kościoła do ubogich założyciel wspomnianej na początku niniejszego tekstu Wspólnoty Sant’Egidio cytuje słowa Yves’a Congara: „Ubodzy są sprawą Kościoła. Nie są jedynie klientelą czy beneficjantami jego dóbr: Kościół nie przeżywa w pełni swojej tajemnicy, jeżeli brakuje w nim ubogich”17. Przyjaciele Chrystusa okazują się w naturalny sposób przyjaciółmi tych, z którymi On sam się utożsamia – „najmniejszych” (Mt 25, 40. 45). Stosunek do nich staje się sprawdzianem życia duchem ewangelicznych Błogosławieństw. Wspólnota pokornych, „ubogich Pana” (por. Ps 74, 19), trwa w przymierzu ze wszystkimi ubogimi ziemi. Wszystko to sprawia, że chrześcijaństwo jako takie nigdy nie będzie „prawicowe”, choć nie pasuje do niego również rewolucyjna czerwień. Jakkolwiek nie głosi wojny biednych z bogatymi, to jednak nie pozwala urządzić się wygodnie według burżuazyjnego ideału i kupować spokój sumienia za jałmużnę, dawaną „z tego, co nam zbywa” (por. Łk 21, 4). Kłóci się z nim także traktowanie ubogich jak „przedmiotu naszej troski” lub „problemu, z którym trzeba sobie poradzić”. Nawet jeżeli działalność dobroczynna i akcje charytatywne okazują się pożyteczne niezależnie od czystości intencji poszczególnych organizatorów lub ofiarodawców, to jednak „naśladowanie Boga” (por. Ef 5, 1) wymaga czegoś więcej niż materialny dar: afirmacji drugiego człowieka ze względu na niego samego18. To upodobanie w drugim, miłość życzliwa, stanowi zaproszenie do relacji przyjaźni. Umiejętność jej nawiązywania powinna stanowić znak rozpoznawczy chrześcijan. Jeden z wielkich dwudziestowiecznych świadków wiary, brat Roger z Taizé, zanotował pewnego razu w swoim dzienniku: „przyjaźń to oblicze Chrystusa” 19. Szczere okazywanie przyjaźni dowodzi, że naprawdę się w Niego „przyoblekliśmy” (Ga 3, 27). The paper was delivered at the “Assumption Readings” International Theological Conference in September in 2007 in Kyiv 1 Chodzi o wynikający z ducha Kazania na Górze „wybór na rzecz biednych tego świata”, troskę o ich godną egzystencję, jakkolwiek bez niszczenia istniejących struktur ekonomicznych. Zob. A. Klose, Katolicka nauka społeczna w zarysie (tytuł oryginału: Kleine Katholische Soziallehre), tłum. Z. Kowalska, Tarnów 1995, s. 23-24. 2 P. Pingault, Kwiatki „Chleba Życia” (tytuł oryginału: Fioretti du Pain de Vie), tłum. D. Szczerba, Kraków 1993, s. 68. 3 Por. Brat Efraim, Jezus, Żyd praktykujący (tytuł oryginału: Jésus, Juif pratiquant), tłum. J. Fenrychowa, Kraków 1994, s.130. 4 Zob. C. Lesquivit, P. Grelot, Świat [w:] Słownik teologii biblijnej, red. X. Leon-Dufour (tytuł oryginału: Vocabulaire de théologie biblique), tłum. K. Romaniuk, Poznań 1990, ss. 953-958. 5 Zob. M.-D. Philippe, O miłości (tytuł oryginału: De l’amour), tłum. A. Kuryś, Kraków 1995, s. 61-62. 87. 6 Sobór Watykański II, Konstytucja dogmatyczna o Objawieniu Bożym Dei verbum, 2. 7 Por. wezwanie powracające w Liturgii św. Jana Chryzostoma w nawiązaniu do Boskiej φιλανθρωπία z Tt 3, 4. 3 8 Zob. Y. Congar, Jezus Chrystus, nasz pośrednik, nasz Pan (Jesus Christ, notre médiateur, notre Seigneur) [w:] idem, Chrystus i zbawienie świata, tłum. A. Turowiczowa, Kraków 1968, s. 35-38. Fragment tej książki wraz z jego omówieniem w formie dyskusji zamieszczono w: T. Dzidek, Mistrzowie teologii, Kraków 1998, s. 612-617. 9 Zob. S.Th. Pinckaers, Szczęście odnalezione (tytuł oryginału: La quete du bonheur), tłum. P. Siejkowski, Poznań 1998, s. 1617. 10 Encyklika Ojca Świętego Jana Pawła II o Bożym Miłosierdziu Dives in misericordia, 6. 11 Wywiad z Jeanem Vanier w: F. Lenoir, Nowe wspólnoty (tytuł oryginału: Les Communautés nouvelles), tłum. D. Szczerba, Warszawa 1993, s. 59. 12 Ibidem, s. 61. 13 Zob. C.S. Lewis, Problem cierpienia (tytuł oryginału: The Problem of Pain), tłum. T. Szafrański, Katowice 1996, s. 141. 14 Konstytucja duszpasterska o Kościele w świecie współczesnym Gaudium et spes, 1. 15 Zob. Andrea Riccardi, Bóg się nie boi. Moc Ewangelii w zmieniającym się świecie (tytuł oryginału: Dio non ha paura. La forza del Vangelo in un mondo che cambia), tłum. K. Kozak, Częstochowa 2006, s. 61. 16 Zob. ibidem, s. 62. 17 Ibidem, s.124. 18 Por. Konstytucja duszpasterska o Kościele w świecie współczesnym Gaudium et spes, 24: człowiek jest „jedynym na ziemi stworzeniem, którego Bóg chciał dla niego samego”. 19 Brat Roger, przeor Taizé, Niech twoje święto trwa bez końca (tytuł oryginału: Ta fête soit sans fin), tłum. A. Szymanowski, Warszawa 1982, s. 52. 4