Wspaniały jubileusz
Transkrypt
Wspaniały jubileusz
6 Czego nie wiemy o Andrzeju Chudzińskim MIĘDZY NAMI Wspaniały jubileusz To była przede wszystkim uroczystość rodzinna. Dlatego przybyli na nią trzej synowie i dwie córki oraz ich małżonkowie, a także piętnaścioro wnucząt. Ale poza nimi z życzeniami pospieszyli pracownicy, szefowie wielu zaprzyjaźnionych firm, przedstawiciele władz Leszna, powiatu, gminy. Po prostu wszyscy, którzy wiedzieli o jubileuszu Kazimiery i Eugeniusza Cieślów z Krzemieniewa. A ściślej o dwóch jubileuszach - 50 latach małżeństwa i 55 latach pracy pana Eugeniusza. Było więc co i z kim świętować. Od 16 lat sołtys wsi Mierzejewo, rolnik, lat 42, mąż, ojciec czwórki dzieci, radny powiatowy, zodiakalny Wodnik. - Jeśli Wodnik, to...? - Otwartość na ludzi, pogoda ducha, trochę umiejętności artystycznych. - Żyje pan z roli? - Tu się urodziłem, na tym gospodarstwie wychowałem, tu pracuję razem z rodzicami. Nie wyobrażam sobie opuszczenia wsi. To przecież moja ojcowizna i mój zawód, bo skończyłem też szkołę rolniczą. - Zna więc pan w Mierzejewie wszystkich mieszkańców? - Oczywiście. Z każdym porozmawiam, każdego zaproszę na wspólną imprezę, jak trzeba, pomogę. W końcu jestem tu sołtysem. - Udaje się skrzyknąć ludzi do wiejskich przedsięwzięć? - To jest jedno z naszych osiągnięć. Samemu nic się nie zrobi, ale jeśli wokół są chętni do współpracy ludzie, można wiele. Nasi mieszkańcy integrują się do pracy, i do zabawy. Razem organizujemy turnieje, razem jeździmy na rowerowe rajdy, razem pracujemy społecznie. - Czego pan nie toleruje? - Obgadywania za plecami i zdrady. - A ceni? - Szczerość, otwartość, chęć niesienia pomocy. - Czym się pan interesuje? - Sportem, polityką, lubię wycieczki, jestem powiatowym radnym. Na brak zainteresowań nie narzekam. Raczej czasu mam ciągle zbyt mało. - A marzenia? - Te dotyczące gospodarstwa wiążą się niestety z finansami. Chciałbym je unowocześnić i jeszcze bardziej zmechanizować. A dla rodziny - by dzieciom wiodło się w szkole i w pracy, bym z żoną wyjechał na daleką zagraniczną wycieczkę, no i oczywiście byśmy wszyscy byli zdrowi. - Wiem, że również mieć konia? - To takie wspomnienie z dzieciństwa. Zawsze chciałem być rolnikiem i mieć konie. Nawet do szkoły jeździłem na koniu, którego na czas lekcji zostawiałem u dziadka w Drobninie. Dziś koni nie mam, ale czasem jeżdżę wierzchem u znajomego. Kto wie, może kiedyś kupię konia dla siebie. - Jaką potrawę pan lubi? - Zjem wszystko. A bardzo lubię placek drożdżowy z kruszonką. - Czego by pan nie chciał? - Zaszyć się w domu, stracić przyjaciół, znajomych. Lubię ludzi, gości, każdego chętnie przyjmuję w domu. Państwo Cieślowie są rówieśnikami. Kiedy się poznali i pokochali, mieli po 22 lata. Zaraz po ślubie zamieszkali w pastorówce, budynku, w którym dziś mieści się Urząd Gminy. Pan Eugeniusz pracował w Gminnej Spółdzielni, a pani Kazimiera w bibliotece. Kiedy na świat przychodziły dzieci, w pastorówce zrobiło się za ciasno. Wtedy pomyśleli o swoim domu. Kupili działkę i niedaleko Urzędu rozpoczęli budowę. A na swoje poszli na początku lat 60. Oczywiście najpierw do jednego pokoju i kuchni, ale wykańczali kolejne pomieszczenia. Urządzili parter, potem piętro, w końcu ogród. Pani Kazimiera w międzyczasie pracowała na poczcie, a gdy dzieci podrosły - w Ośrodku Nowoczesnej Gospodyni. Przyszedł jednak czas, że wzięła się za ogrodnictwo. Z konieczności, bo kiedy mąż został bez pracy, razem postanowili uprawiać rozsady w inspektach i sadzonki pomidorów, a po jakimś czasie sprzedawać swoje produkty i nasiona w małym przydomowym sklepiku. Udało się, choć niewielu wierzyło, że można własnymi rękami niemal z niczego zbudować firmę. Pani Kazimiera musiała nawet podjąć naukę i zdobyć tytuł mistrza ogrodniczego. Poradziła sobie z tym i dziś opowiada, że na zajęcia do technikum jeździła razem z synem. Ale wspólnie mają satysfakcję, bo każdy w Krzemieniewie wie, że ogrodnictwo Cieślów to produkcja i największy w okolicy sklep z artykułami rolnymi i ogrodniczymi. Teraz prowadzi je już syn i kto wie, może tradycje przekaże dzieciom. Państwo Kazimiera i Eugeniusz Cieślowie mają 72 lata. Swoje 50lecie małżeństwa obchodzili nad Z rodzinnego albumu To zdjęcie przyniosła do redakcji pani Stanisława Majchrzak z Krzemieniewa. Zrobiono je w 1932 roku. Na fotografii są członkowie Ochotniczej Straży Pożarnej z Krzemieniewa. W pierwszym rzędzie od góry jako piąty z lewej stoi ojciec pani Stanisławy - Stefan Maćkowiak. Natomiast w drugim rzędzie pierwszy z prawej to dziadek pani Majchrzak - Walenty Maćkowiak. Na zdjęciu są również: Walenty Maćkowiak (syn), Józef Więckowiak, bracia Andrzejewscy, Józef Kruk, Roman Majorczyk, oraz ksiądz Eryk Szymkowiak. jeziorem w Górznie. Zaraz po imprezie pojechali do sanatorium, w którym pobyt wykupiły dla nich dzieci. Przede wszystkim dlatego, by odpoczęli, ale także by podreperowali zdrowie. Oboje są po zawałach, pan Eugeniusz narzeka na kręgosłup, pani Kazimiera ma cukrzycę. Ale cieszą się życiem i rodziną, chcą doczekać się prawnuków. Dopiero teraz, po powrocie z sanatorium, rozpakują prezenty i dokładnie przeczytają życzenia. A są ich naprawdę dziesiątki, mnóstwo od współpracowników i producentów, z którymi od lat kontaktuje się pan Eugeniusz. Bo jego zawodowe życie to przede wszystkim historia Zombudu - firmy, którą stworzył razem z drugim synem. Eugeniusz Cieśla po 20 latach pracy w GS przeszedł do PZGS w Gostyniu i tam dotrwał do emerytury. Był kierownikiem działu inwestycji, a potem prowadził składnicę materiałów budowlanych. Do Gostynia jeździł razem z synem Jackiem. To w drodze często dyskutowali o stworzeniu swojej firmy. Po latach postanowili pomysł zrealizować. Zombud założył Jacek, ale tato był najważniejszym doradcą i pierwszym pracownikiem firmy. Zaczynali od małego kantorka, w którym sprzedawali materiały budowlane sprowadzane od najlepszych producentów w kraju. Potem powiększali asortyment i zaczynali tworzyć własną bazę. Dziś Zombud ma 7 oddziałów i zatrudnia 180 ludzi. Proponuje towar setek producentów i ma tysiące produktów. Jest jedną z największych tego typu firm w Polsce. A państwo Cieślowie już odpoczywają. Teraz na emeryturze spotykają się z bliskimi, pracują w ogródku, myślą o spisaniu historii swojego życia. Póki co gromadzą zdjęcia w albumach. HALINA SIECIŃSKA