Msza za Ojczyznę z dnia 2012-01-19 Te teksty miały w zasadzie nie
Transkrypt
Msza za Ojczyznę z dnia 2012-01-19 Te teksty miały w zasadzie nie
Msza za Ojczyznę z dnia 2012-01-19 kazanie ks. Pawła Te teksty miały w zasadzie nie powstać. Skoro już w naszej parafii doszło do tego, że wprowadzono Msze za Ojczyznę to pomyślałem, że wystarczy przygotować tylko porządne kazanie o odpowiedniej tematyce i to załatwi cały problem. Jednak po wygłoszeniu pierwszego z serii trzech kazań w mojej głowie zakiełkował pomysł by te kilkunasto minutowe wystąpienie rozwinąć w formie spisanej. I w tym samym momencie do zakrystii weszła jedna z pomysłodawczyń wprowadzenia w komorowskiej parafii mszy za Ojczyznę z prośbą by wygłoszone kazanie przelać na papier..... Jedni powiedzą, że to zbieg okoliczności inni, że Boża interwencja. Nie ważne jak to zinterpretować, ważne, że cała ta sytuacja dała mi do myślenia i zachęciła by poświęcić te kilkanaście chwil na spisanie owego kazania. Kto wie, może komuś się ono przyda do refleksji nad swoją polskością i stosunkiem do Ojczyzny. Na wstępie zaznaczę tylko jedną rzecz. Nie będzie to żywcem przepisana homilia, gdyż, moim zdaniem forma pisana pozwala nieco głębiej poruszyć pewne sprawy i nakreślić niektóre z problemów, niż umożliwia to forma wypowiedzi, jaką jest kazanie. Kazanie ze swej natury, musi być ograniczone czasowo (nad czym szczerze mówiąc boleję) i ze względów pewnej hmm...szeroko pojętej "dyplomacji" nie może pewnych bolesnych kwestii dotykać zbyt jasno. Są wśród nas bowiem osoby o różnej historii życia i przeszłości, których łączy Kościół. Osoby o różnym stopniu wiedzy historycznej, świadomości narodowej oraz sympatiach politycznych. A Homilia ma ich wszystkich zachęcić do refleksji a nie do niej zniechęcić. A mam dziwne wrażenie, ze całkowicie jasna i szczera homilia, z otwarcie nazwanymi postawami co niektórych reprezentantów życia społecznego, mogłaby niektórych wiernych po prostu zniechęcić. Nie na darmo przecież od ponad 20 lat cała machina propagandowa współczesnych mediów i "oświeconych" autorytetów wbija masom Polaków do głów, że Kościołowi Katolickiemu w Polsce pod żadnym pozorem nie wolno się angażować w sprawy społeczne. Tymi sprawami mają się zajmować obyczajowi liberałowie, wojujący ateiści i przeróżne gwiazdeczki szklanego ekranu, aspirujące do roli autorytetów moralno-obyczajowych ale nie wolno się nimi zająć Kościołowi. Dlatego właśnie sądzę, że owe tekstowe wersje moich kazań będą pewną formą poszerzenia tego co wypowiedziane na homiliach. Ktoś kiedyś powiedział, że ZSRR po swoim upadku pozostawiła masę sierot, czyli ludzi związanych z tym państwem nie tylko ideologicznie czy materialnie ale także ludzi, Msza za Ojczyznę z dnia 2012-01-19 kazanie ks. Pawła wykształconych za pieniądze radzieckie i posiadających odpowiednie urobione” spojrzenie na świat. Tak się jakoś dziwnie składa, że dosyć dużo tych sierot musiało zostać na zachodzie europy, gdyż tam idee socjalistyczne mają się znakomicie, chociaż ZSRR już od tylu lat formalnie nie istnieje. Śmieszna sprawa w sumie i jednocześnie pokazująca, że nie potrzebna pewnych idei podtrzymywać bagnetami, wystarczy je zaszczepić w sercach i umysłach studentów, którzy dojrzewając i wchodząc w dorosłe życie zaniosą rzeczone idee w szeroki świat. Spora część elit europejskich ma taki socjalistyczny rodowód i socjalistyczne myślenie. A szkoda, ponieważ socjalizm w swojej genezie (nie mówię o przeróżnych późniejszych definicjach tej plagi, które starały się nieco wybielić kiepski fundament) był jest i pozostanie zawsze formą złodziejstwa! Tak, dokładnie tak, ponieważ u swego zarania ma jako podstawowe założenie zabrać komuś, kto coś tam sobie uzbierał. Dać innym- i owszem- ale dzieląc się a nie poprzez kradzież, jak to ma miejsce w socjalizmie. Nie ważne zresztą, to co mnie bardzo interesuje w dzisiejszej Europie to to, że wciąż jest tam niezwykle żywa myśl wybitnej socjalistycznej działaczki Róży Luksemburg, która jako socjalistka wielu nieszczęść dotykających ludzkość upatrywała w tym, że na świecie istnieją narody i państwa. W swoich pracach oraz działalności publicznej dążyła do tego, by zniszczyć te dwie instytucje, gdyż, jej zdaniem, miałoby to zbawienny wpływ na proces jednoczenia się klasy robotniczej. I chociaż nasz rodaczka (tak, piszę wyraźnie nasza rodaczka, gdyż była polskoniemiecką żydówką a ja Żydów polskiego pochodzenia zamordowanych przez III Rzeszę traktuję jako moich rodaków, ponieważ gdyby nie II Wojna Światowa, prawdopodobnie wielu moich kolegów z klasy i osiedla byłoby Żydami) zginęła zamordowana przez Niemców po I Wojnie Światowej, to o dziwo jej idee są dosyć popularne po dziś dzień. Co raz słychać, jak z Brukseli, docierają do nas słuchy, jakoby niektóre środowiska intelektualistów europejskich (najczęściej o socjalistycznym rodowodzie) starały się na różnych sympozjach i przy innych tego typu okazjach lansować tezę o konieczności rozmontowania Europy jako "Europy ojczyzn" w celu zbudowania jednej, li tylko Europejskiej narodowości. Kto nie wierzy, niech sięgnie po konserwatywno-patriotyczną prasę np. "Nasz Dziennik” lub "Najwyższy czas". Oczywiście jak wszyscy postsocjalistyczni ideolodzy, ludzie głoszący takie tezy, chcieliby rozpocząć ten proces jak najszybciej. Cóż, chociaż ufam mędrcom tego świata twierdzącym, iż do tego jednak nie dojdzie to wolę Msza za Ojczyznę z dnia 2012-01-19 kazanie ks. Pawła dmuchać na zimne, gdyż o ile mnie pamięć nie myli o bolszewikach w 1917 w Rosji także mówiono jako o marginesie społecznym a mimo to za kilka lat mieli mieć na rękach krew milionów uczciwych ludzi. Zatem moi mili potencjalni czytelnicy, może lepiej reagować od razu, gdy ktoś stara sie wprowadzać na siłę, kolejną światową rewolucję? Ciekawi mnie rozmowa Róży Luksemburg z Panem Bogiem, oczywiście zakładając, że oboje istnieją po śmierci a nieboszczka Róża dostąpiła tej jakże kuszącej intelektualnie możliwości. Ciekawi mnie, jakie argumenty podaje ona Bogu, starając się Go skłonić do tego, by przyjął jej sposób myślenia w kwestii zniszczenia narodów i zastąpienia ich masą proletariacką. I ciekawi mnie w jaki sposób Bóg tłumaczy jej, że się jednak myli ta nasza socjalistyczna rodaczka.... Dziwna rzecz....tyle się mówi dziś o tym czym są narody, czy i jak powinny istnieć ale tak niewielu zwraca uwagę na to co o tej sprawie ma do powiedzenia Bóg, Stwórca, który światu nadał określoną postać. A On ma dosyć sporo do powiedzenia o tym po co jest naród. Bóg jest Tym, który formuje naród, wręcz dąży do tego by Izraelici stali się jednym narodem. Przeprowadza ich przez Synaj, nadaje obyczaje odmienne od obyczajów innych ludów by podkreślić to, iż oni należą do Niego. Naród ma zatem konkretne miejsce w Ekonomii Zbawienia. Staje się szkołą przyjaźni z Bogiem a jednocześnie jak dopowie filozofia arystotelesowsko-tomistyczna jest to naturalna forma rozwoju dla ludzkiej natury. Arystoteles powie przecież, iż człowiek to istota społeczna "dzoon-politikon" Narodowość będzie zatem pewnym sposobem mówienia o sobie danego człowieka a jednocześnie szkołą człowieczeństwa dla jednostki urodzonej w danej społeczności. Przez tę szkołę poznawania samego siebie przeszedł przecież także Jezus, który jako człowiek wiernie przestrzegał obyczajów swego narodu i karmił się jego kulturą. I właśnie dlatego tak mnie ciekawi ta rozmowa Róży Luksemburg i Pana Boga, kiedy sobie tłumaczą sens istnienia narodów, ponieważ odpowiedź na ten problem ma konkretne przełożenie na nasz stosunek do Ojczyzny i własnego narodu. Skoro bowiem naród ma swoje miejsce w palnie zbawienia Boga, to warto się zastanowić nad naszym stosunkiem do własnego narodu, gdyż w ten sposób, w szerszej perspektywie tak na prawdę dokonujemy refleksji nad naszym życiowym powołaniem. W trzech najbliższych kazaniach chciałbym pochylić się nad trzema problemami: a) Po pierwsze nad naszym stosunkiem do własnej kultury i tradycji. Msza za Ojczyznę z dnia 2012-01-19 kazanie ks. Pawła b) Po drugie nad naszą relacją do Ojczyzny i państwa, które jest pewną formą jej wyrażania. c) Po trzecie nad miejscem Wiary Katolickiej i Kościoła Rzymsko-katolickiego w dziejach polskiego narodu. Żeby już nie przedłużać wstępu (który i tak złamał już pewnie większość, jeśli nie wszystkie, zasady konstrukcji i długości wstępu, na jakich opiera się język polski) przejdę do pierwszego problemu, czyli do tematu "Nasz stosunek do własnej kultury" Po pierwsze, trzeba sobie jasno wyjaśnić pojęcia zastosowane w tym temacie. Po pierwsze czym jest "kultura"? Najprościej rzecz ujmując to sposób mówienia o samych sobie Polaków żyjących przed nami oraz obecnie. To są wszystkie dobra, jakie wytworzył w ciągu dziejów duch naszych przodków. To wszystkie dobre i wzniosłe myśli jakie wytworzyliśmy jako naród. To wreszcie coś co nadaje nam charakterystyczny rys, co nas, poza językiem, będzie odróżniało od innych narodów. Po drugie "stosunek", czyli relacja do tego, czym jest polska kultura i jej dzieje. Może być przecież pozytywny, czyli zaangażowany, bądź obojętny albo po prostu wrogi. Po trzecie stosunek ma być "nasz"- czyli opierać sie na własnych przemyśleniach a nie na tym co ktoś kiedyś powiedział. Oczywiście, mamy poszerzać zasoby własnej wiedzy na ten temat w oparciu o słuchanie co inni o tym mówią ale w ostateczności opinie "innych" mają być tylko pewną formą "intelektualnego pokarmu" dla naszych własnych myśli. Rozważania nad tym tematem chciałbym od razu zacząć od zauważenia bardzo ważnego problemu. Otóż moim zdaniem żyjemy w czasach, kiedy bardzo dużo w mediach i wśród tzw. "mądrych głów" jest opinii deprecjonujących osiągnięcia polskiej kultury. Weźmy przecież przekazy głównych mediów tego kraju, tak gazetowych jak i elektronicznych. Ile tam jest braku dumy z osiągnięć własnego narodu. Pokazuje się nam osiągnięcia Niemiec, Wielkiej Brytanii, Chin, USA ale w kontekście, że oto my jesteśmy zaściankiem, który ciągle musi kogoś gonić. A gdzie własna oryginalność i własny pomysł na siebie? Przecież kiedyś Polacy mieli swój oryginalny pomysł na swoje państwo i swoją kulturę. Co się z tym stało? Gdzie i kiedy to dziedzictwo wieków zostało roztrwonione? Teologia życia duchownego uczy, iż człowiek, pod wpływem trudnych doświadczeń, którym nie jest w stanie sprostać, nadaje sobie negatywne imię np. "nieudacznik", "niekochany", Msza za Ojczyznę z dnia 2012-01-19 kazanie ks. Pawła "niechciany" itd. I ja mam dziwne wrażenie, że Polakom od XVII w pewne wąskie grupy ich rodaków, zafascynowanych zachodem nadały właśnie takie imię, mówiąc najogólniej: "Polacy, nie jesteście jako naród tacy, jakimi my byśmy chcieli was/nas widzieć. Dlatego będziemy od dziś nazywać was nieudacznikami"- koniec wyimaginowanego cytatu. Łatwo było taką ideę zaszczepiać w Polsce, gdyż państwo w pewnym momencie mieliśmy niewydolne a rozkład państwa nigdy nie służy kulturze. Niestety to określenie "Nieudaczników" , do którego w ciągu wieków doszły jeszcze takie jak np. "wsteczniaków" czy "ciemnogrodu" ( z powodu przywiązania do Wiary Katolickiej) przylgnęło do nas i wciąż jest karmione kolejnymi informacjami typu "ktoś na świecie powiedział o nas to i to i miał rację". Smutne, że takie myślenie nie wzięło się u nas z nikąd. Lansują je i powtarzają od wieków niektórzy z naszych współbraci.... Tymczasem zagłębiając się w meandry naszych dziejów, okazuje się, że nie byliśmy narodem wsteczniaków i ciemnogrodu, lecz bardzo często narodem prekursorów. Pozwolę sobie zwrócić teraz uwagę na 4 cechy naszej narodowej kultury, które sprawiają, że ja osobiście jestem z niej coraz bardziej dumny. 1) Mądrość- i tu pewnie jesteś drogi Czytelniku zaskoczony, gdyż generalnie dzięki niektórym gazetom i stacjom telewizyjnym przyzwyczailiśmy się do tego, że o nas można mówić tylko źle. A tu mała niespodzianka. Kiedy Europa zachodnia (w której zakochali się później nasi niektórzy magnaci, poeci, działacze rewolucyjni, współcześni politycy i redaktorzy naczelni) dalej tkwiła w sporach feudalnych u nas mężowie stanu np. Paweł Włodkowic jasno określali jak winno funkcjonować państwo i kto w nim powinien za co odpowiadać. Zanim Świat myślał o prawach narodów u nas już one były formułowane. Gdy świat tkwił w mrokach nauk szczegółowych, w Polsce działał Kopernik i cała późniejsza gdańska szkoła astronomiczna. Gdy w Anglii wprowadzano monarchię parlamentarną poprzez wojnę domową i lata konfliktów zbrojnych u nas był to normalny pokojowy projekt, mający swoje wady ale idący dokładnie w tę samą stronę co w Anglii. Fakt- naszej arystokracji zabrakło bezpiecznego położenia geograficznego i wyobraźni by zwieńczyć ten projekt jak to uczynili Anglicy stając się pierwszą potęgą Europy, co nie zmienia faktu, że pierwsi zaczęliśmy to realizować. To nasi myśliciele nie dopuszczali możliwości militarnego nawracania na chrześcijaństwo zajętych ziem pogańskich, podczas gdy dla np. Niemców było Msza za Ojczyznę z dnia 2012-01-19 kazanie ks. Pawła to normalne. To u nas następował gwałtowny rozwój szkół prawnych i wzrost znaczenia prawa stanowionego, jako normy współżycia między ludźmi, podczas gdy na zachodzie Europy jeszcze przez wiele wieków wola magnata więcej znaczyła niż istniejące prawo. Wszystko to było niesamowitym owocem polskiej mądrości, która z zachodu czerpała inspiracje, którym na gruncie własnej kultury nadawała całkiem oryginalną treść i formę. Byliśmy inaczej niż inne narody Europy, narodem, który potrafił i chciał być mądry mądrością innych. I to się nam udało. kiedy pod koniec XVII i w XVIII w o tym zapomnieliśmy, zaczęliśmy upadać. 2) Wolność- chyba nasza cecha narodowa i coś co było zawsze kością tkwiącą w gardle naszych okupantów, czy to czesko-niemieckich w średniowieczu, czy niemiecko-rosyjskich w wiekach późniejszych. Cecha tak groźna, że przez cały okres komunizmu, podręczniki od historii w szkołach programowo wyśmiewały tę cechę naszych przodków. Pamiętacie mam nadzieję, jak nas uczono, że to nadmiar szlacheckiej wolności zniszczył I Rzeczypospolitą? Ciekawe, że nikt nie tłumaczył wtedy jak definiowano wolność w okresie upadku. A nie definiowano z prostej przyczyny- żeby nas oszukać. Ponieważ aż do XVIII w Wolność w Polsce zawsze oznaczała "RESPONSIBILITAS"- "ODPOWIEDZIALOŚĆ" za to co się robi. Odpowiedzialność za państwo, za współobywateli, za dobrobyt. Do czasu póki frakcje magnackie nie osiągnęły przewagi nad mrowiem szlachty istniał w Polsce konkretny etos wolności, której nikomu, nawet królowi nie wolno było łamać. Przecież nasi królowie elekcyjni, począwszy od Walezego zaprzysięgali szlachcie, iż gdyby nie rządzili dla dobra ojczyzny, szlachta mogła królom wypowiedzieć posłuszeństwo co z resztą nie raz czyniła podczas "rokoszów". Oczywiście, wiele z nich było głupotą ale niektóre obroniły nas przed nieszczęściem monarchii absolutnej, w którym utonęła Europa. Tak, bo monarchia absolutna, w której Król odpowiada tylko przed Bogiem i historią jest nieszczęściem. Nie ma idealnego systemu władzy ale system gdzie wszystko zależy od jednostki nieograniczonej niczym, poza własną moralnością (która może być różna) jest wielkim niebezpieczeństwem dla ludzkiej wolności a to ona jest min. częścią naszego podobieństwa do Boga, podobieństwa które mamy poprzez mądre i świadome decyzje rozwijać! Wracając do naszych "czerownych" podręczników z PRL-u- jaki zatem mieli interes "oni" w uczeniu nas, że wolność to współodpowiedzialność za państwo i drugiego człowieka? Żaden- Msza za Ojczyznę z dnia 2012-01-19 kazanie ks. Pawła przecież taka świadomość w państwie głoszącym jak PRL, iż "wolność to uświadomiona konieczność" to mieszanka wybuchowa mogąca doprowadzić do obalenia systemu. Pytanie tylko, czemu dziś się uczy trochę podobnie do komunistów tzn, że wolność to to co powie nam rząd lub Bruksela i że oni się na tym lepiej znają niż my? Widzicie, nieszczęściem socjalizmu, czy to moskiewskiego czy europejskiego jest to, że on dąży do ograniczenia ludzkiej wolności poprzez wypełniania tego co powie nam konkretny rząd. Nie ty człowiecze masz odkrywać swoją wolność kierując się pewnymi wskazaniami np. prawem naturalnym i dekalogiem, ale masz ograniczyć się do precyzyjnego wypełniania tego co Ci powie rząd lub urzędnik- ot i cała tajemnicy wolnością jaką się dzisiaj stara nam wmówić jako obowiązującą! Czy dzisiaj w podejściu do państwa ktoś Cię pyta o twoją moralność, czy może ma w nosie jak żyjesz, bylebyś tylko przestrzegał prawa, które często- jak w Polsce wcale nie sprzyja Tobie lecz aparatowi biurokratycznemu.... W dawnej Polsce było inaczej- odpowiedzialność wynikała z pewnych ideałów- konkretnie z ideału rycerskiego. Jeśli chciałeś być odpowiedzialny za własne państwo, musiałeś się wykazać pewnymi cechami charakteru i moralnością- inaczej byłbyś tylko szkodnikiem! 3) Tolerancja i Sprawiedliwość: kolejna ciekawa rzecz w dziejach naszej kultury. Kiedy w całej europie szalały wojny religijne, wyznawcy Chrystusa z przeciwstawnych obozów wyrzynali się i niszczyli od Pirenejów po Odrę, w Polsce nie toczono żadnych wojen religijnych. Każdy mieszkaniec królestwa był bowiem objęty tolerancją- tzn, za odmienne poglądy religijne nikomu nie mógł spaść włos z głowy, chyba, że praktykując swoje kacerskie obyczaje łamał prawo państwa. Wtedy był karany za łamanie prawa a nie za odmienny światopogląd. Gdy we Francji katolicy i hugenoci mordowali się z całą zaciekłością, w Polsce i na Litwie 1/3 szlachty była albo luterańska albo kalwińska i jedyne wojny jakie toczono to te, przy pomocy pamfletów politycznych, bądź ustaw prawnych. W jednych stronach Rzeczypospolitej innowiercy cieszyli się większymi przywilejami (np. w Gdańsku) a w innych węższymi ale za sam fakt bycia wyznawcą czy to judaizmu czy islamu bądź jakiegoś odłamu chrześcijaństwa nikomu nie można było uczynić krzywdy. Tolerancja nie oznaczała jednak zgody na inny system wartości (jaki szedł ręka w rękę z protestantyzmem), lecz akceptowanie pewnej odmienności ze względu na większe dobro, jakim było np. życie konkretnego człowieka. Nie nazywano jednak wady- cnotą a herezjiinną opcją wyboru jak to ma miejsce dzisiaj. Jasno i wyraźnie piętnowano gorszące Msza za Ojczyznę z dnia 2012-01-19 kazanie ks. Pawła zachowania i praktyki, nie pozwalano też na szerzenie się złych obyczajów, co także ma to miejsce dzisiaj. Niestety w dzisiejszym języku doszło do przedefiniowania znaczenia tego terminu. Dla współczesnych twórców „nowego społeczeństwa” tolerancja to zgoda na wszelkie dziwactwa. Kreując fałszywą wizję rzeczywistości, media uczą, iż każda zachcianka człowieka winna być przez resztę akceptowana w imię równości i tolerancji. Jedynymi, dla których dzisiejszy świat zachodu przestaje być tolerancyjny, zaczynają powoli być katolicy i ci, którzy bronią tradycyjnych wartości. I niestety tak źle rozumiana tolerancja zaczyna być, przez niektóre środowiska, lansowana także w Polsce. Nie brakuje przecież, umówmy się co do tego, polityków i przedstawicieli świata mediów, którzy głośno nawołują do tego, by sodomii nie nazywać grzechem, dziwactwa błędem itd., itd. I takie przedefiniowywanie dokonuje się w Polsce- ojczyźnie nowożytnej tolerancji. Z tolerancją w Polsce jest związany jeszcze jeden problem, mianowicie kwestia świadomości bycia gospodarzem we własnym kraju. Tolerancja wynikała z głębokiej świadomości naszych praojców, iż będąc gospodarzami własnych ziem, mogli określać zasady przyjmowania na nie przedstawicieli obcych narodów. W ten sposób istniała wyraźna granica między przybyszem a tym, który zajmował dane ziemie z dziada pradziada. Czy dzisiaj tak jest? Kto jest gospodarzem współczesnej Polski? Czy patrząc na to, ile bałaganu wokół i niesprawiedliwości (i nie dajmy sobie zamydlić oczu kilkoma podobno udanymi inwestycjami) nie macie wrażenia, że brakuje tutaj Gospodarza? D) Duma- ostatnia cecha naszej narodowej kultury, na jaką chciałem zwrócić uwagę. Ostatnia ale moim zdaniem najważniejsza ponieważ bazowa, fundamentalna, bez której wszystkie pozostałe nie mają racji bytu. Dla mnie osobiście duma to efekt poznania samego siebie, swojej historii, dziejów własnej Ojczyzny od zarania po dzień dzisiejszy. To poznanie, iż jest się częścią czegoś niesamowicie wspaniałego i wielkiego. Mądrość, Wolność, Prawo, Sprawiedliwość, Tolerancja, Siła oręża, to wszystko w moim odczuciu, u człowieka myślącego i poznającego swe dzieje ojczyste musi zaowocować dumą, która pomoże mu udźwignąć bagaż codzienności i budować dalsze losy tego co zwiemy z łaciny PatriaeOjczyzną. Duma to to, co po analizie umysłowej dziejów Polski sprawia, że się z tymi dziejami utożsamiamy bardzo głęboko. Ona pomaga w identyfikacji ze wszystkimi ideami budującymi Rzeczypospolita w ciągu dziejów. Są ludzie, emocjonalni, dla których wystarczy łopot flagi i zwycięski mecz biało-czerwonych, są i tacy, których wychowano w takiej Msza za Ojczyznę z dnia 2012-01-19 kazanie ks. Pawła postawie, że Ojczyznę trzeba kochać (jak śpiewał Muniek Staszczyk i T.Love), i oni mają to niejako w genach. Są wreszcie i tacy, którzy musza poznać, rozsmakować się i wtedy odkryją swe przywiązanie do Ojczyzny. I tu po raz kolejny pojawia się pytanie: czy a jeśli tak to na ile, współcześni Polacy są dumni ze swej Ojczyzny, z faktu przynależenia do narodu Polskiego? Na ile jest w nas duma i jej świadomość a na ile wszystkim tym opluwaczom polskości i dociekliwym podkreślaczom jej rzekomej zaściankowości udało się wtłoczyć od 1989 roku po dzień dzisiejszy do głów narodu, że powodów do dumy nie ma a przeciwnie, są tylko powody do wstydu i przepraszania? Są tacy, co wstydząc się polskiej kultury, swoim wstydem zakażają innych Polaków. Naród bez dumy to naród na kolanach, naród, który powoli ale systematycznie umiera pozbawiony narodotwórczej siły, która płynie z dumy. Ilu Anglików rozpamiętuje klęski wojenne i wojny domowe? Ilu z nich opłakiwanie rozpadu Imperium przeszkadza w poczuciu dumy narodowej? Ilu Niemców rozwodzi się nad łajdactwami i matactwami Bismarcka i dwulicowością Fryderyka Wielkiego a ilu jest dumnych z ich dokonań? Ilu Francuzów jest dumnych z Rewolucji a ilu opłakuje jej ofiary? Pomimo czarnych kart w swych dziejach oni są z siebie dumni! A w Polsce ciągły płacz i lament, że wygrywamy bitwy ale nie wojny, że powstania nieudane i tylu pobitych, bez zastanowienia się jacy to ludzie czynili owe powstania i czym były one inspirowane? Zamiast uczyć się z klęsk jak Niemcy, my tylko biadolimy, bez wyciągania wniosków. Narody potrzebują mitów! Ale muszą być to mity mądre i inspirujące a nie dołujące. Zamiast wspominania klęsk przy każdej okazji wspominajmy zwycięstwa i sukcesy bo przecież było ich nie mało: Cedynia, Niemcza, Głogów, Płowce, Grunwald, Orsza, Obertyn, Połock, Wielkie Łuki, Psków, Kircholm, Kłuszyn, Chocim, Trzciana, Smoleńsk, Beresteczko, Cudnów, Chocim, Wiedeń, Parkany, Somosierra, Raszyn, Borodino, Berezynę, Lipsk, Olszynkę Grochowską, Cud nad Wisłą, Bitwę o Anglię, Monte Cassino, Leniono, Wał Pomorski, szturm na Berlin. Mało? Ciekawe o ilu z tych bitew potraficie coś powiedzieć? To tylko militarne powody do dumy- o kulturowych pisałem wyżej. A nawet nie dotknęliśmy problemu wielkich osiągnięć polskiej nauki i polskiego wkładu w miedzy religijny i międzykulturowy dialog z kulturą islamu. Msza za Ojczyznę z dnia 2012-01-19 kazanie ks. Pawła Dbać musimy o tę dumę narodową, ale rozpamiętując wielkość Rzeczypospolitej i wyciągając mądre wnioski z jej dziejowych małości. Dbać o dumę narodową, gdyż ona jest fundamentem trwania nas jako narodu! Poczucie dumy ma swoje miejsce także w palnie Boga odnośnie narodów, gdyż ona pozwala nam lepiej realizować życiowe powołanie. Jeśli Bóg pozwolił Ci się urodzić tutaj, to widać miał jakiś plan wobec Ciebie, chciał byś wyrósł w konkretnej kulturze, rozmawiał z Nim w konkretnym języku i patrzył na świat z bardzo konkretnej perspektywy. Perspektywy nie innej niż polska perspektywa, byś wyrósł w konkretnej pobożności, tak jak chciał byś miał konkretny kolor skóry i konkretnych rodziców. U Boga nie ma przypadków- nie jest przypadkiem lub ślepym losem to, że jesteś Polakiem.