Gazetka Styczeń 2016

Transkrypt

Gazetka Styczeń 2016
Drodzy Czytelnicy! Za nami już Święta Bożego Narodzenia, a nowy rok
2016 trwa już dobre kilkanaście dni. Mamy nadzieję, że prawie
dwutygodniowa przerwa świąteczna dała Wam możliwość spędzenia kilku dni w roku w gronie
najbliższych i odpoczęliście od sprawdzianów, kartkówek i prac domowych. Teraz już czas powrócić
do pracy. W tym numerze Kaktusa zachęcamy Was do przeczytania ciekawych felietonów. Na pewno
każdy znajdzie jakiś temat, który go zaciekawi. Dodatkowo prezentujemy interesujące wyzwania
noworoczne. Myślimy, że przygotowany materiał spodoba się Wam, mimo trochę odmiennego
charakteru. Miłego czytania!
OD REDAKCJI
W TYM NUMERZE
02
03
04
05
06
Ten listopad…
o telewizji, Polsce i innych tematach
Scenariusz
niezwykła „zwykłej” rodzinie Foxów
CIEKAWE ▪ „Jaszczurki ukradły mi
śnieg!”, czyli o medialnym (...)
Nasze pasje
rap – bezsensowna recytacja czy… ?
Noworoczne wyzwania
podołasz im wszystkim?
REDAKCJA
AUTORZY TEKSTÓW
Maciej Bajor, Monika Buła, Cezary Gocyła,
Michał Górnik, Adrian Kaim, Oktawia
Szczepańska
REDAKTOR NACZELNY
Maciej Bajor
OPIEKUN GAZETKI
Grażyna Brodzińska
Miejsce na własne notatki…
Redakcja Kaktusa zastrzega sobie prawo do redakcji i adiustacji tekstów.
POLECAMY
Typowy – nie licząc, rzecz jasna, zmian klimatycznych – polski listopad. Chodniki zalane ciapą,
brud leżący na ulicach rozpuszcza się w deszczówce i półzgniłych liściach, zlewa z kolorem
chmurnego nieba. Ostre, jaskrawe kolory bilbordów odcinają się w popołudniowym półmroku,
a panie w średnim wieku, wybierające się na zakupy, brną ulicami z kołyszącymi się, mokrymi
od deszczu i wypchanymi po brzegi siatami, rozwichrzonymi, przerzedzonymi czuprynami,
przymrużonymi oczami, postawionymi kołnierzami i połamanymi parasolami. Każdy myśli tylko
jedno: „Eh, gdyby tylko wróciło lato... to by się żyło!”. A tymczasem z okien wystaw sklepowych
straszą nas wata i uśmiechające się, niczym fałszywe lalki, mikołaje z porcelany. I reklamy skoków
wrzeszczących do uszu o pożyczkach na prezenty.
Klasyczna, moim zdaniem, scena, która powinna się znaleźć w każdym elementarzu
z poleceniem: „Zakreśl element, który nie pasuje do reszty obrazka”. I chyba zgodzą się Państwo
ze mną, że coś tu przecież jest nie tak. A ja pytam: skoro wszyscy o tym wiedzą, to kto wymyśla takie
rzeczy już w listopadzie? I nie chodzi tu wcale o to, że to Polska, że w Polsce wszystko zdarzyć się
może i jakoś się żyje, bo nikt świątecznego octu – ba! Nawet pomarańczy – nie reklamuje, za to
w śmietniki pełne jeszcze potrzaskanych zniczy wjeżdżają tabuny świątecznych ciężarówek
z Zachodu, rozdających wszystkim colę. Państwo sobie pomyślą, zapewne, że Zachód chce z nas
zrobić rynek z bytu, że to wszystko ma nakręcać ich gospodarkę... a nikt nie pomyśli, że jako nasi
sojusznicy Zachód zna nasze problemy i chce po ludzku pomóc – któż inny w tak taktowny sposób
podpowie polskim kierowcom, że nadchodzi zima? Któż zadba, aby każdy Janusz z wioski pod lasem
jeszcze przed pierwszymi poważniejszymi śniegami wybrał się swoim Polonezem do mechanika,
który, co prawda, po skończeniu polskiej zawodówki zna tylko datę bitwy pod Grunwaldem,
ale szczere chęci do naprawiania pojazdów i płacenia alimentów ma?
Polak, jak wiadomo nie od dziś, specjalizuje się w pędzeniu bimbru, narzekaniu
oraz odrzucaniu pomocy – aż dziw, że nasz hymn nie zaczyna się słowami: „Jest taka jedna Polsza,
nazwano ją Polsza Samosia”. Patrząc na to, co się w świecie obecnie dzieje, rzeczywiście nie można
o nas zbyt wiele dobrego powiedzieć. Weźmy chociażby pod uwagę liczne zabiegi, jakie USA
i Norwegia stale wykonują, aby wpoić nam elementarną wiedzę o „polskich obozach zagłady”…
A my co? Buntujemy się, jak byśmy lepiej od Zachodu wiedzieli, co się u nas działo. Albo jak byśmy
wiedzieli, kto to zrobił... Tymczasem jest to kolejny dowód na to, że przystajemy w gąszczu historii,
zamiast iść z duchem czasu. Może od razu powiemy, że gdyby na polskie drogi – cały czas zresztą
tego oczekujące – wróciły stare, dobre furmanki, nie byłoby potrzeby ostrzegania o zmianie opon
na zimę? Nie, to tak nie działa, bo klimat, proszę Państwa, zmienia się – biorąc przykład ze stosunków
polsko-zachodnich, ociepla się. I możemy sobie narzekać, że to wszystko wina tego całego Zachodu,
że przypłynęły do nas skąpe odzienia, domy z tektury, tornada, jakieś nowe, dziwne obyczaje, moda
nazywana pedalską, że co na to powiedzą niedźwiedzie polarne... Otóż nic nie powiedzą, bo lada
chwila wyginą. Koniec śniegu, koniec robienia bałwanów – z siebie również. Kto chce pojeździć na
nartach, niech się wybierze w Alpy i da przy okazji innym zarobić. Nowoczesna zima obywa się bez
śniegu, a Zachód to potwierdza, prezentując egzotyczne choinki palmowe na tle bujnej zieleni.
A skoro tak, może cały nasz ukochany listopad jest już przeżytkiem, na który w nowym świecie
nie ma miejsca? ▪ (Mo.B.)
2 KAKTUS – styczeń 2016
OPOWIADANIE
Rita to córka światowej sławy modelki i reżysera, mającego obsesję na punkcie zjawisk
paranormalnych, wynikających z jego pracy przy horrorach. Rodzina Foxów była bardzo znana
w Londynie. Jedyna osoba z ich domu, która żyła w cieniu rodziny, to babcia Rity, czyli Laura Fox.
Była ona od zawsze przeciwna pomysłom syna, zwłaszcza, gdy mieszał życie zawodowe z rodziną.
Spory i kłótnie narastały, gdy mężczyzna postanowił stworzyć bohaterkę podobną do swojej córki.
Dziewczyna miała nosić to samo imię i cechować się tym samym, co Rita. Problem w tym, że mimo
poszukiwań i starań charakteryzatorów, nadal nie było tak podobnej dziewczyny do oryginału,
dlatego też musieli stworzyć postać komputerowo. W horrorze bohaterka traci wzrok. Mężczyzna
dumny z siebie, że potrafi stworzyć fantastyczną dramaturgie w filmie, ustala datę premiery i uważa
dzieło za skończone. Rodzina po obejrzeniu ciężkiej pracy reżysera ocenia dzieło bardzo pozytywnie,
poza Laurą, która jest zdruzgotana tym, co zobaczyła.
Kobieta wierzy w dziwne powiązanie pomiędzy jej wnuczką, a bohaterką filmu. Nawet matka
Rity przekonała się do uderzającego podobieństwa i zakazuje realizowania kolejnych części.
Mężczyzna zrzuca wszystko na histerię i przewrażliwienie obu kobiet. Zamierza kontynuować swoje
dzieło i nie bierze pod uwagę zdania swoich bliskich. Jak powiedział, tak zrobił. Za rok ukazała się
premiera filmu pt.: „Rita 2”, ale tym razem bohaterka spłonęła na sam koniec. Był to ogromny sukces,
bo twarz pana Foxa była na okładce każdej cenionej gazety w Londynie. Żona w ramach przeprosin
dla męża wylatuje z nim do Paryża. Wstyd jej, że w niego nie wierzyła. Rita została sama z babcią.
Niestety dziewczyna fatalnie się czuje i z dnia na dzień coraz gorzej widzi. Pomimo okularów, kropli
do oczku i licznych wizyt u okulisty, Rita traci wzrok. Laura nie wie, co robić. Nie ma żadnego kontaktu
z synem i jego żoną. Rita tego dnia popada w depresję i całkowicie zamyka się w sobie.
Po tygodniu małżeństwo wraca do Londynu. Oczywiście zamawiają taksówkę, która zabierze
ich do domu. Pakują do taksówki walizki, po czym wsiadają do niej. Mężczyzna podaje taksówkarzowi
adres ich domu, a on tylko spuścił wzrok i podał mu dzisiejszą gazetę. Pan Fox, przeczytawszy
pierwszą stronę, wypadł z samochodu na chodnik i zaczął płakać. Żona zniesmaczona tym widokiem
usiadła koło męża i ujrzała tragiczne wieści w tejże gazecie.
Wywiad z ofiarą pożaru
„Był ponury dzień, siedziałam w kuchni wypatrując listonosza z moją rentą, gdy nagle w drzwiach
stanęła moja wnuczka i powiedziała mi, że „Każdy ma prawo decydować o swoim życiu. To nie
powinno być tak, że już ktoś za ciebie napisze scenariusz twojego życia i zadecyduje, jak będzie ono
wyglądało. Tato! Ty wybrałeś za mnie... Ja? Nie miałam wyboru.” To były ostatnie słowa, które od niej
usłyszałam. Nagle coś wybuchło i całą kuchnię opanował ogień. Gdzieś już to widziałam, pomyślałam.
Patrzyłam jak Rita płonie, lecz nie sprawiało jej to bólu. Nazywam się Laura Fox… matka reżysera
i babcia prawdziwej Rity z horroru.”
▪ (O.S.)
KAKTUS – styczeń 2016
3….
Widzisz, Czytelniku, sprawy polityczno-społeczne nie za bardzo mnie obchodzą. Jestem tym
krytycznym przypadkiem człowieka, o którym można powiedzieć, że żyje pod przysłowiową skałą. Pomiędzy
mną a wiadomościami telewizyjnymi zawsze stał mur, oparty na fundamentach obojętności, stworzony
z cegieł wypalonych w ogniach czystej ignorancji. I najprawdopodobniej wybrałbym o wiele bardziej ciekawy
dla mnie temat do napisania felietonu, (gdybym takowy miał), gdyby nie pewien zapalnik. Słowa prezentera
telewizyjnego, który zmącił spokój mej duszy podczas spokojnego, rodzinnego obiadu, mianowicie „Która
racja jest bardziej racjonalna, a która prawda - prawdziwsza?” oraz deklaracje ludzi w stylu: „Polska umiera!”,
„Demokracja umiera!”, „Komuna powraca!”, „Świat się kończy!” nie tylko sprawiły, że kalafior momentalnie
przestał mi smakować, ale także skłoniły mnie do poważnej refleksji. No bo, jak to? Czy media doszły już
do takiego momentu w swoim samoistnym żywocie, że nawet one nie potrafią odróżnić, co jest prawdą,
a co kłamstwem? Jest to więcej niż alarmujące.
Zacznijmy od tego, jak postrzegane są obecne rządy Prawa i Sprawiedliwości. Skoro według lwiej części
społeczeństwa, (które de facto swoją wiedzę społeczną bierze z mediów) PiS to zło i zbiorowe ucieleśnienie
Mefistofelesa, dlaczego w takim razie został w ogóle wybrany w demokratycznych, podkreślam,
demokratycznych wyborach? Czyżby ktoś potajemnie, poza naszymi plecami, manipulował wyniki z urn
wyborczych? Taka sytuacja daje niezłe pole do popisów maniakom teorii spiskowych, i aż dziw bierze,
że w takim „Super Expressie” wśród takich kwiatków jak „Kurz zjadł mi rękę!” czy „Pobił matkę kiełbasą
krakowską” nie znalazły się „Urna wyborcza dokonała na mnie gwałtu!” lub „Poszedłem na wybory - niczego
z nich nie pamiętam!”. Czyżby prawdą była, Drogi Czytelniku, absurdalna teoria spiskowa o Reptilianach
(vel Saurianach vel Jasczuroludziach vel Istotach Gadzich), którzy według szalonego umysłu Davida Icke mają
potajemnie kontrolować świat, usiłując stworzyć światowy rząd? Jeśli jakimś cudem te niezwykłe poglądy mają
w sobie krztę prawdy, nadal nasuwa się na usta pytanie, dlaczego wzięliby się za takie polityczne zadupie jak
Polska? Po zamachach z 11 września czy Holokauście naprawdę nie mieliby już co ze sobą począć?
Albo weźmy takie ocieplenie klimatu. Naukowcy próbują prześcignąć się w dowodach na to, że albo
zmiany klimatyczne są wynikiem szkodliwej ingerencji człowieka w ekosystem, albo jest to pewien ziemski
cykl, powtarzający się co kilka lat. Racjonalność tych dowodów, co rusz wzbija się na swoje wyżyny i uderza
z impetem w dno, niczym piłeczka ping-pongowa na zawodach. Ba, niektóre badania twierdzą, że przeciętna
krowa wytwarza więcej metanu podczas całego swojego życia, aniżeli człowiek.
Kiedy tak to wszystko ze sobą zgromadzić, można dojść do wniosku, że jesteśmy bombardowani
opiniami społecznymi, które wymuszają na nas objęcie jednego z puli stanowisk w danej sprawie. Gdyby
człowiek chciał przesiać medialny bełkot i, dokonując iście syzyfowej pracy, starał się oddzielić ziarnka prawdy
w pustyni wyolbrzymień, zdań wyrwanych z kontekstu czy po prostu propagandy, szybko nabawiłby się w ten
sposób nerwicy żołądkowej, uświadamiając sobie, jak wiele racji jest w powiedzeniu: „Prawda to pojęcie
względne”. Nasuwa się zatem pytanie, jak nie zgłupieć w tym chaosie? Jak być pewnym, że nasze stanowiska
w danych sprawach są racjonalne? Odpowiedzi są dwie - albo trzeba sumiennie słuchać audycji radiowych
bądź czytać artykuł z przeróżnych źródeł (ważąc każde słowa, co jest bardziej zajęciem dla ludzi z nadwyżkami
wolnego czasu), albo, tak jak ja, założyć na siebie płaszcz obojętności i nie przejmować się społecznymi
aferami, jeśli tylko bezpośrednio nie wpływa to na nasze otoczenie. Co prawda w drugim przypadku na pewno
nie zabłyśniesz jakąś polityczną anegdotką na spotkaniach towarzyskich, ale jak to mówią – „Czego oczy nie
widzą, tego sercu nie żal”. ▪ (C.G.)
4 KAKTUS – styczeń 2016
5
NASZE PASJE
Oficjalne dane z roku 2003/2004 pokazują, że około 8 milionów osób słucha rapu. Z każdym
rokiem liczba ta diametralnie się zwiększała. W obecnym roku, 2015, statystyka ta na pewno
przedstawiłaby większy procent słuchaczy tego gatunku muzycznego (niestety niemożliwym było
znaleźć ową statystykę, gdyż nie była po prostu przeprowadzana).
Polski rap został rozpowszechniony po raz pierwszy przez (co może zadziwić wiele osób)…
Liroya. Mimo że słuchacze (zwłaszcza młodsi) nie pamiętają, jak poseł Marzec został sławnym
„scyzorykiem”, to naprawdę on miał największy wkład w rozwijanie się polskiego rapu.
Od lat 90., czyli od samego początku rapu w Polsce do około roku 2013 panował typowy
„oldschool” rap, który charakteryzował się twardym, agresywnym brzmieniem i tekstem związanym
z gangsterskim życiem owych wykonawców (często związanym z przestępczością). Głównym
przedstawicielami tzw. „oldschoolu” w Polsce byli m.in. wspomniany wcześniej Liroy, ale też Peja,
Tede i wiele, wiele innych.
Potem do Polski zawitał „newschool” rap, który tak naprawdę nie został rozpowszechniony
w Polsce przez nikogo konkretnego. Pojawił on się prawdopodobnie ze względu na to, że wielu
raperów chciało ożywić polską scenę. Trwa on już około trzy lata, czyli mniej więcej od początku
2012 roku, aż do teraz. Oczywiście nie oznacza to, że inne style rapu odeszły w niepamięć. Oczywiście
nadal mają one swoją rację bytu, tyle że w porównaniu do „newschoolu” ma on mniejszą
popularność. W mojej opinii, gatunek ten jest bardziej wyrazisty, a warstwa tekstowa jest bogatsza
niż w przypadku „oldschool” rapu. A ty co sądzisz, Czytelniku? Jakie masz zdanie na ten temat?
Zainteresowanych prosiłbym o nadsyłanie listów, mailów itp.
Podsumowując moje wywody, posłużę się cytatem jakże znanym w środowisku rapowym,
wypowiadanym przez nieżyjącego już rapera Tupaca Amaru Shakura: „Only God can Judge me”
(„Tylko Bóg może mnie sądzić”). Tłumacząc ten cytat, nie mam najmniejszego zamiaru na siłę
zachęcać was do słuchania rapu. To jest wasza wolna wola. Nawiązując zaś do tego, jak opisałem rap
w tym felietonie, od razu mówię, że jest to jakaś jedna piąta informacji na ten temat. Dlatego też,
moi kochani Czytelnicy, postaram się opisać tę resztę informacji w następnych częściach felietonu.
Pamiętajcie, rap ma łączyć, a nie dzielić. ▪ (M.G.)
KAKTUS – styczeń 2016
5….
Nowy rok 2016 już nas przywitał, bowiem mamy już połowę stycznia. Wraz z rozpoczęciem
się nowego okresu kalendarzowego, wielu z nas tworzy sobie listę postanowień noworocznych.
Co ona ma na celu? Zmotywowanie nas do działania. Ale uwaga! Jest pewien haczyk… Gdy nie
będziemy chcieli się zmienić, to nic nie osiągniemy i podsumowując rok ubiegły, nie będziemy mogli
odznaczyć sobie zrealizowanych postanowień. Dla tych zmotywowanych prezentujemy listę
typowych i ciekawych wyzwań na rok 2016. Rusz się i zrealizuj je wszystkie!
PRZECZYTAĆ KSIĄŻKĘ – MIN. 500 STRON
UNIKAĆ FAST-FOODÓW
ZROBIĆ COŚ CHARYTATYWNIE
POZNAĆ ZNAJOMEGO Z OBCEGO KRAJU
PRZESTAĆ NADUŻYWAĆ SAMOCHODU – UŻYWAĆ ROWERU
NIE ZAMARTWIAĆ SIĘ WSZYSTKIM DOOKOŁA
NIE OBGADYWAĆ
NIE GARBIĆ SIĘ
NIE LEŻEĆ CAŁYMI DNIAMI W ŁÓŻKU
ZAROBIĆ WŁASNĄ KASĘ
WYCHODZIĆ CZASEM Z DOMU
OGRANICZYĆ KORZYSTANIE Z FACEBOOKA – ŻYĆ REALNIE, NIE WIRTUALNIE
ROBIĆ PORANNĄ GIMNASTYKĘ
NIE PIĆ PRODUKTÓW SZTUCZNIE SŁODZONYCH
JEŚĆ 5 POSIŁKÓW DZIENNIE
POPRAWIĆ OCENY W SZKOLE
WYKORZYSTYWAĆ OKAZJE
CZĘŚCIEJ SIĘ UŚMIECHAĆ – RZADKO SIĘ SMUCIĆ
NIE DENERWOWAĆ RODZICÓW
CHODZIĆ NA BASEN – I PŁYWAĆ!
UCZYĆ SIĘ CODZIENNIE KILKU SŁÓWEK Z JAKIEGOŚ JĘZYKA OBCEGO
DOCHOWYWAĆ TAJEMNIC
NAUCZYĆ SIĘ SYSTEMATYCZNOŚCI
NIE MYŚLEĆ PESYMISTYCZNIE
ROBIĆ WSZYSTKO NA PRZEKÓR PRZECIWNOŚCIOM
NIE DAĆ SIĘ NAPŁYWAJĄCYM KILOGRAMOM
6 KAKTUS – styczeń 2016
NIE SPÓŹNIAĆ SIĘ
REALIZOWAĆ SWOJE
POSTANOWIENIA