9 Niedziela po Trójcy Świętej – 8 sierpnia 2004 Rozważanie w radiu

Transkrypt

9 Niedziela po Trójcy Świętej – 8 sierpnia 2004 Rozważanie w radiu
9 Niedziela po Trójcy Świętej – 8 sierpnia 2004
Rozważanie w radiu Katowice
– Filip 3, 7-11
Saul, późniejszy ap. Paweł, zanim spotkał się z Chrystusem
pod Damaszkiem, należał do tych ludzi, o których można by
powiedzieć – „człowiek bez nagany”. Był Żydem i Rzymianinem. Jako członek narodu wybranego pochodził z rodu Beniamina, który zajmował szczególne miejsce wśród arystokracji Izraela, był również faryzeuszem – nauczycielem judaizmu
a do tego uczniem samego Gamaliela.
Te osiągnięcia, i ta pozycja mogły napawać go dumą i
utrzymywać w przeświadczeniu, że godnie spełnia swe życiowe zadania. Niejeden mu zazdrościł, niejeden marzył tylko o
takiej drodze życia. A oto dowiadujemy się, że ten człowiek
potrafi napisać – wszystko, co mi było zyskiem, uznałem za
szkodę. Zysk stał się stratą, a strata zyskiem. To całkowita
zmiana życia! Cóż spowodowało tę zmianę? Czy można żałować życia pełnego sukcesów? Czy dobrze jest wyrzec się
przynależności narodowej, pozycji społecznej, poważania,
obiecującej przyszłości?
Okazuje się, że tak. Świadczą o tym również zapisy biblijne o bogatym młodzieńcu, Samarytance, Zacheuszu, Nikodemie. W wypadku Pawła sprawcą tej wielkiej przemiany
sprawiedliwego, był Jezusa Chrystus. To pod Damaszkiem
uznał On doniosłość poznania Jezusa Chrystusa. Od tego
czasu, wszystko to, co uważał za powód do chwały, co było
ważne w jego życiu uznał wręcz za szkodę.
I nie było to przeżycie i postanowienie jednorazowe i
krótkotrwałe. Od czasu przeżyć pod Damaszkiem do daty napisania listu do Filipian minęło wiele lat. Przeczytane słowa
ap. Paweł wypowiedział u schyłku życia, są więc są podsu-
mowaniem, swoistym wyznaniem wiary. Mają tedy szczególną
moc dla chrześcijan, gdyż mówią o wierności, stabilności w
poglądach a wiara polega na wytrwałości, nie może być jedynie uniesieniem serca, sentymentalnym przeżyciem, ale codziennym dźwiganiem krzyża i naśladowaniem Chrystusa, aż
do końca.
Jakiego typu jest to zmiana, która zysk tego świata nazywa stratą, a stratę ziemską za niebiański zysk? Bywają nawrócenia grzeszników jak w podobieństwie o synu marnotrawnym i są nawrócenia tak zwanych sprawiedliwych. Takie
wydarzyło się pod Damaszkiem. Obydwa, choć się różnią,
mają jeden wspólny mianownik. Nie dokonują się przez ludzkie starania i wysiłki na drodze uczynkowej, ale na drodze Bożego zmiłowania, opierającego się nie na własnej sprawiedliwości, ale na sprawiedliwości Chrystusa, na wierze w Jego
zbawcze dzieło pojednania. Są też i różnice w nawróceniu.
Odczuwający swój grzech grzesznik łatwiej odkrywa swą niemoc i potrzebę odnowy swego życia w Chrystusie, niż ów
sprawiedliwy, który nie widzi potrzeby nawrócenia. Ten, kto z
poczuciem swej wielkości i sprawiedliwości idzie przez życie
szybciej może dojść do nikąd niż grzesznik, który wola: Boże,
bądź miłościw mnie grzesznemu. Nie na darmo wszak powiedział Jezus: większa będzie w niebie radość z jednego
grzesznika, który się upamięta, niż z 99 sprawiedliwych, którzy
upamiętania nie potrzebują.
Takie nowe życie pragnie Chrystus dać i nam. Bóg nie
pragnie śmierci grzesznika, ale pragnie aby wszyscy przyszli
do poznania prawdy. Oby Bóg sprawił, by w twoim i moim życiu rozpoczął się proces, w którym wszystko co było mi zyskiem uznałbym ze względu na Chrystusa na szkodę, aby to
wszystko wpłynęło na zmianę życia, myślenia i postępowania i
obdarowało mnie prawdziwym sensem życia. Amen
10 Niedziela po Trójcy Świętej – 8 sierpnia 2010
Rz 11,25-32 (II rząd)
Kościół ewangelicki w 10 niedzielę po Trójcy Świętej obchodzi
Dzień Izraela. Pragnie w ten sposób podkreślić ścisły związek
między judaizmem a chrześcijaństwem, wszak Stary i Nowy
Testament stanowią nierozerwalną całość, a także wyraźnie
sprzeciwić się pojawiającemu się jeszcze nieraz w różnych
kręgach, antysemityzmowi.
Warto więc w tej sytuacji na nowo postawić sobie pytanie o właściwe relację między chrześcijanami a wyznawcami
judaizmu. Zacznijmy od ap. Pawła, który osobiście tym pytaniem był przejęty i często na nie dawał odpowiedź. On sam
był Żydem, pochodził z plemienia Beniamina, a mimo powszechnego odrzucenia Jezusa przez Izrael, jednak przyjął
naukę Jezusa. Czy było to właściwe i zgodne z wolą Bożą.
Wiemy, że tak. Nieposłuszeństwo, zaślepienie, skazanie
Chrystusa na śmierć przez naród wybrany paradoksalnie stało
się najwyższym objawieniem Bożej miłości. Haniebne ukrzyżowanie Bożego pomazańca wprowadziło Ewangelię w cały
świat, stało się błogosławieństwem dla całej ludzkości.
Trzy rozdziały z listu do Rzymian( 9-11) prezentują poglądy ap. Pawła na interesujący nas temat, na temat relacji
między chrześcijanami a wyznawcami judaizmu. Chcąc je
zwięźle streścić, możemy powiedź tak: Pan Bóg pozostaje
wierny wobec swego ludu wybranego, niezależnie od jego
stosunku dzisiaj do Ewangelii bądź Jezusa Chrystusa. Żydowski wszak sprzeciw wobec Jezusa okazał się zbawienny dla
chrześcijan „Zatwardziałość, Żydowski sprzeciw, pisze w dzisiejszym tekście ap. Paweł, przyszła na część Izraela aż do
czasu, gdy poganie w pełni wejdą, i w ten sposób będzie zbawiony cały Izrael”. Ap. Paweł nie tylko ustosunkowuje się do
decyzji ludu wybranego za czasów ziemskiej pielgrzymki
Chrystusa, ale idzie dalej i stawia pytanie, czy odrzucenie w
tamtych czasach Izraela jest ostateczne? I od razu odpowiada: nie jest ostateczne. Jest to wielka niepojęta tajemnica, ale
to dzięki poświęceniu się tego ludu i skazaniu się na karę, wyznawcy Chrystusa otrzymali dar pojednania i zbawienia przez
krzyż i zmartwychwstanie – zgorszenie musiało przyjść na
świat, ale biada przez kogo ono przyjść musiało. Stąd Izrael
uwierzy, będzie zbawiony, gdyż poganie przez ten fakt mogli
wejść, stać się ludem nowego przymierza, w którym nie ma
już ani Żyda, ani Greka, ani mężczyzny ani kobiety.
Dzisiaj więc chrześcijanie nie mogą się zadowolić starą
interpretacją, że Żydzi są winni śmierci Chrystus a członkowie
synagog nieprzyjaciółmi Boga chrześcijan. Takie tłumaczenie
było właśnie podstawą antysemityzmu również w naszym kraju. Dzisiaj musimy pamiętać słowo ap. Pawła, który powiada
wyraźnie: „Cały Izrael zostanie uratowany; co do wybrania, są
umiłowanymi ze względu na praojców; z Syjonu wyjdzie zbawiciel; nieodwołalne są bowiem dary i powołanie Boże”. Jeszcze w nie tak dalekiej przeszłości, nawet na ambonach, kreślono zniekształcone dzieje relacji żydowsko – chrześcijańskich. Mianowicie podkreślano lekką ręką jedynie karę, którą
poniósł Izrael za nieposłuszeństwo i śmierć Chrystusa i wtedy
wskazywano na zburzenie Jerozolimy, rozproszenie Żydów po
całym świecie, ich życie na obczyźnie, w diasporze przez
prawie dwadzieścia wieków, czy nawet holokaust. Można się
zastanawiać – dlaczego tak czyniono? Jedną z najprostszych
odpowiedzi jest stwierdzenie, że chrześcijanie byli zazdrośni,
gdyż naród wybrany mimo rozproszenia był zawsze mądry,
oni też byli starszymi braćmi w wierze, a Bóg z nimi a nie z
nami zawarł pierwsze przymierze. Obecnie tematem 10 Niedzieli po Trójcy Świętej jest żywa relacja między chrześcija-
nami a Żydami, właśnie w oparciu o przeczytane słowa ap.
Pawła. Dzisiaj podkreśla się za zapisem z % Księgi Mojżeszowej: „Przylgnął Pan do was i was wybrał z miłości swojej
ku wam i dlatego, że dochowujecie przysięgi”. Wybór Izraela
na naród wybrany jest uzależniony jedynie od decyzji samego
Stwórcy. Zatem wybór tego ludu, który miał być mądry w miłości, był trudnym zadaniem. Naród ten wprawdzie znał samego
Boga, ale był równocześnie0 zobowiązany do służby Bożej i
służby innym ludziom. A to jak wiemy nie zawsze mu wychodziło. Historia pokazała, że ten wybór naród ten odbierał nieraz jako wielkie obciążenie, Służba Izraela polega ostatecznie
bowiem również na ustąpieniu nam miejsca, na zejściu na
plan drugi poprzez nie posłuszeństwo. A zatem dla naszego
dobra odsunęli od siebie Ewangelię - Jezusa Chrystusa, który
wyszedł z ich ludu, abyśmy my dostąpili zbawienia. To przez
tę decyzję i dzieło Chrystusa my sami znamy drogę do Boga,
którą pierwsi poznali Izraelici.
Jakże więc mamy zazdrościć czy potępiać naród wybrany, który poświęcił się dla nas? Któż nas upoważnił do
oceniania ich, do ferowania wyroków o ich ostatecznym odrzuceniu przez Boga? Naszą odpowiedzią winna być
wdzięczność i radość względem nich. Przecież prawie wszyscy autorzy ksiąg biblijnych byli Żydami. Słowo Boże zostało
nam przekazywane w ich języku. Słowami ich psalmów modlimy się na nabożeństwach. Bóg posłał do nas Izraelitę, Żyda, Jezusa Chrystusa, by nas zbawić. Żydami była matka Jezusa Maria, Józef, wszyscy uczniowie, pierwszy Kościół
chrześcijański w Jerozolimie. Kolebką chrześcijaństwa jest Jerozolima i jej każczesny biskup.
Żydzi nie zostali odrzuceni, są jedynie ze względu na
nas odsunięci. Przed obliczem Boga stoimy jako równi. Oni
dostąpią w sposób znany tylko Bogu ostatecznego miłosier-
dzia. Bóg mówi o tym niedwuznaczny, kierując biegiem dziejów zbawienia. Nad ciemną drogą Izraela rozbłyśnie świat Bożej miłości. Gorzki ból szarpiący wnętrze wielkiej mądrości
Bożej powoli mija, gdyż Bóg jest nieskończenie bogaty w miłosierdzie i łaskę! Nie znaczy to, że można wysnuwać z tego
faktu myśli, że na końcu nie ma żadnego potępienia dla każdego i wszystko dobrze się skończy czy wierni dochowali czy
też odrzucili wiarę. Ap. Paweł daleki był od takiej myśli. Odnosił ją do narodu wybranego, wobec którego nieodwołalne są
dary i powołanie Boże. Dziękujmy Bogu za ten wielki dar zbawienia ludzkości przez odsunięcie narodu wybranego, wiedząc, że „Z niego i przez niego i ku niemu jest wszystko; jemu
niech będzie chwała na wieki” Amen.
Pogrzeb śp. Prof. Jana Buzka – przemówienie
Nad grobem (8.08.2010) – Bielsko-Biała
„Pan sam pójdzie przed Tobą i będzie z Tobą. Nie
zawiedzie i nie opuści cię, nie bój się więc i nie trwóż się „
5 Mż 31,8
Jesteśmy dzisiaj, Panie, ludem idącym w ciemności, ale
wierzymy, że ujrzymy światło wielkie, odkąd Ty, Panie, do nas
przyszedłeś i oświeciłeś nas światłem swego krzyża i pustego
grobu. Amen.
Śmierć stale wyciąga ręce w stronę przemijającego
człowieka. Czasami bierze nas w swe objęcia powoli i każe
cierpieć. Czasami pozwala nam na jakiś czas od niej uciec.
Bardzo często bierze nas od razu w mocny uścisk i już nie
wypuszcza. Tak było i tym razem. W minioną niedzielę, w
czasie wakacyjnego wypoczynku, z dala od domu, ale w Twojej bliskości, Droga Aniu, jako tej osoby najbliższej i najdroższej, śmierć nie zapukała, nie pytała o zgodę, ale od razu
wzięła w swe posiadanie i zabrała nam Drogiego Jasia, jak do
niego mówiliśmy, z tej ziemi. Zabrała Ci droga żono -męża,
ojca - wam Marku i Januszu -, dziadka małemu Marcelowi,
teścia i zięcia, śmierć zabrała profesora Politechnice Śląskiej
w Gliwicach, Koszycach, Częstochowie oraz Akademii Górniczo – Hutniczej w Krakowie i Akademii Górniczej w Ostrawie,
członka Rady Parafialnej w rodzinnej Parafii katowickiej, człowieka szlachetnego i skromnego, o którym nestor profesorów
hutnictwa i jego przyjaciel prosto i pięknie powiedział: „miał
wyjątkowy talent zjednywania sobie ludzi”.
Taka bezwzględna już śmierć jest – zabiera tych, którzy
nam są potrzebni przez swą szlachetność, zadaje ból i cierpienie najbliższym. W jednym jednak jest sprawiedliwa –
wszyscy wobec niej jesteśmy równi i nikt przed nią się nie
ukryje – o czym przypominają cmentarze ze słowami skierowanymi do nas – byliśmy kim jesteście, jesteśmy, kim będziecie.
Wszyscy musimy, przez nasz grzech stanąć przed sądem Chrystusowym. Wtedy będzie ważne tylko to, co naprawdę istotne – czyli co powie Bóg. Wtedy wielu ludzkich
działań – tych wypływających z marzeń i tych zaspakajających
nasz egoizm będzie bez najmniejszego znaczenia. Wtedy liczyć się będzie tylko nasza wiara i miłość okazywana bliźnim.
Śp. Jan Buzek był głęboko wierzącym człowiekiem, interesującym się życiem Kościoła oraz człowiekiem wielkiej naturalnej
miłości do bliźnich.
Pamiętał o rzeczach małych i doceniał wszystkich w
tym co zwyczajne a przez to nieraz zapominane. Nie tracił
równocześnie sprzed oczu to, co wielkie, bo za wiele spraw
ważnych w życiu zawodowym w życiu odpowiedzialny. Stąpał
cicho, miłość rozdawał rękami anioła bez rozgłosu i szukania
poklasku. Był wielki w tym co małe, dlatego lubiliśmy cię, szanowali i cenili. Gdy przychodziła do nas wiadomość o Twoim
odejściu, wszyscy prosiliśmy o powtórzenie tej wieści, bo nikt
nie mógł uwierzyć. Z Twoim odejściem tak wiele ubyło. Przyznam się, że Twa miłość była tak stała i oczywista, że zapomniałem, że może być inaczej. A jednak stało się inaczej. Nie
uśmiechniesz się już, nie podzielisz się swymi radościami i
problemami. Znów nam świadomość, że się nie dość śpieszyłem z okazywaniem wdzięczności a dzisiaj już tylko „za mało” i
„za późno”.
Nie chcę jednak płakać. Bóg dał nam i na dzisiaj pocieszenie. Mówi „Pójdę przed Wami i będę z wami, nie bójcie się!
Co to oznacza? Najpierw Bóg mówi do nas wszystkich pójdę
przed Wami. Słowa te wypełniły się w dziele miłości Jezusa
Chrystusa, który darował nam nowe życie, życie po życiu doczesnym. W liście do rzymian ap. Paweł podaje uzasadnienie:
Zapłatą za grzech jest śmierć i jej wszyscy podlegamy, ale darem łaski Bożej jest żywot wieczny w Jezusie Chrystusie.
Chrystus przez swój krzyż i śmierć w poranek wielkanocny
mógł powiedzieć; „Ja żyję i wy żyć będziecie”. Śmierć CVhrysusa zadała śmierci ostateczną śmierć zaś zmartwychwstanie
otworzyło przemijającemu człowiekowi niebo, który mógł już
oglądać kamienowany Szczepan. Najprościej o zmartwychwstaniu napisał ap. Paweł w liście do Koryntian: ‘Chrystus został wzbudzony z martwych i jest pierwiastkiem tych, którzy
zasnęli. Skoro przez człowieka przyszła śmierć, przez człowieka też przyszło zmartwychwstanie. Jak w Adamie wszyscy
umierają, tak też w Chrystusie wszyscy zostają ożywieni” (1
Kor 15, 2-22). Z tą radosną wieścią Chrystus idzie przed Tobą, gdyż ona już się dokonała, jeśli ja wiarą przyjmujemy. Bóg
też idzie z nami – a to oznacza, że przynosi pocieszenie
wszystkim zasmuconym i cierpiącym. Nie pozostawia nas wobec śmierci samych. Bierze za rękę i prowadzi do swojej radości. Bóg pójdzie z Tobą i mówi nie bój się, nie trwóż się –
wszelką troskę złóż na mnie, na Jezusa, gdyż ja mam o was
staranie. Do zatroskanych w domu Jaira, domu śmierci, powiedział: Nie płaczcie, nie umarł ale śpi, gdyż Bóg nie jest Bogiem umarłych, ale Bogiem żyjących.
W imieniu Rady Parafialnej w Katowicach i całego zboru żegnam Cię drogi Bracie. Niech Pan miłosierdzia skryje cię
w ukryciu swych skrzydeł na wieki i niech cię przywiąże do
węzła życia. Dzisiaj dzień nachylił się ku wieczorowi, ale jutro
powstanie brzask nowego dnia, życie złączy się z śmiercią i
oglądniesz wieczność. Amen
11 niedziela po Trójcy Świętej – 15. 08. 2010 K-ce
Ef 2, 4-10 (II rząd)
Apostoł Paweł pragnie dzisiaj rozmawiać z nami o
wręcz podstawowej sprawie w chrześcijaństwie – o istocie
dzieła Jezusa Chrystusa. Choć wydaje się nam, że w tym
względzie wszystko dobrze znamy i rozumiemy, to jednak w
dzisiejszych czasach nieraz oczywiste fakty trzeba nam sobie
uświadamiać. Spójrzmy wokół siebie – wielu patrzy na Chrystusa jedynie jako na człowieka, twórcę norm moralnych, inni
jak świadkowie Jehowy, nie widzą w nim Boga, jeszcze inni
odrzucają go w ogóle. Czyż to nie powód, aby zapytać - czym
jest dzieło Jezusa Chrystusa dla współczesnego człowieka?
Jest jeszcze jeden powód, może najważniejszy, dla którego
powinniśmy to uczynić. Otóż życie tak bardzo przyśpieszyło,
tak zaskakuje nas nowymi sytuacjami, że nie zawsze w nim
się odnajdujemy. Nieraz zatracamy wartości, które obowiązywały od wieków, nieraz czujemy się zagubieni i nie umiemy
odróżnić już dobra od zła lub wszystko wydaje się nam dobre
albo złe. Czyż nie zaskakują nas pojawiające się postawy. Nie
chcę mówić o rodzących się patologiach, nowych niewytłumaczalnych postawach, ale czy czasami patrząc na to nie jesteśmy już tym wręcz zawstydzeni? Krzyż przez samych chrześcijan jest nadwyrężany. Ani razu nie słyszałem w słynnym
warszawskim sporze na temat krzyża właściwej informacji o
istocie krzyża Chrystusowego. Jest to smutne. Wręcz tragiczne. To już raczej wirtualny świat, w którym trzeba ładu. Ten
ład przyniósł na świat Jezus Chrystus, tylko że wypaczyliśmy
jego dzieło, choć nieraz powołujemy się na niego i głośno o
nim mówimy.
A więc te oczywiste zdawałoby się słowa ap. Pawła są
nam jednak potrzebne. Ap. Paweł rozpoczyna objaśnienia
dzieła Chrystusa od przypomnienia podstawowej prawdy.
Przez grzech umarliśmy duchowo i zatraciliśmy naturalny kontakt z Bogiem. Grzech, nazwany w dzisiejszym tekście upadkiem, powoduje, że nie jesteśmy tym kim być powinniśmy.
Grzech zabija niewinność, ideały i wolę. Grzech jest więc nie
wielkim uchybieniem, ale rozminięciem się z prawdą, przez co
zbaczamy z Bożej drogi i nie osiągamy celu, gdyż w miejsce
Boga na tron swego życia wnieśliśmy własne „ja”. Generalnie
mówiąc -grzech więc przede wszystkim oddalił nas od Boga.
Kiedy człowiek dopuścił się grzechu, wtedy nie może już stanąć przed Bogiem. Prorok Izajasz, w czasie spotkania z Bogiem zawołał: Biada mi! Zginąłem bo jestem człowiekiem nieczystych warg i mieszkam pośród ludu nieczystych warg”(Iz
6,5). Pierwszą reakcją zaś Piotra, kiedy poznał kim jest Jezus,
były słowa: „Odejdź ode mnie, Panie, bom jest człowiek
grzeszny” (Łk 5,8).
W jaki sposób grzeszny człowiek mógł być znowu w
bliskości Boga,. W jaki sposób przepaść miedzy grzesznym
człowiekiem a zawsze świętym Bogiem mogła być usunięta.
Przecież nie ma takiego czynu, jakiegoś zadośćuczynienia za
nasze nieposłuszeństwo i grzech. Utrata kontaktu z Bogiem
wszak nie była połowiczna, ona dotyczyła całej istoty człowieka, wszystkich pokoleń, które rodziły się na ziemi.
Bóg bogaty w miłosierdzie, jak słyszeliśmy, nie pozostawia nas bez pomocy. Dał nam nową szansę a droga była
tylko jedna. To strona, która nie zawiniła i była bez grzechu
musiała stać się grzechem, aby grzeszny człowiek mógł powrócić do tego, który go stworzył. Takiemu dziełu mógł sprostać tylko Syn Boga Jezus Chrystus. Dzieło to nazywamy
odkupieniem. Pojęcie odkupienia Lytrosis jest ściśle połączone z ideą zbawienia. Bóg w męce, śmierci i zmartwychwstaniu Chrystusa wykupił swój lud i ustanowił na nowo swą
własnością. Dzieło Chrystusa ma trzy wielkie znaczenia - jest
zwycięstwem nad grzechem, jest darowaniem nam miłości,
gdyż Bóg jest miłością, a w końcu zwycięstwem nad śmiercią,
odwiecznym wrogiem człowieka.
Jezus przez swe dzieło odkupienia przywraca wierzącym kontakt z sobą. Ta odwieczna prawda, tak oczywista dla
poprzednich pokoleń, z wielką trudnością dzisiaj przebija się
przez świat. A szkoda, że człowiek coraz mocniej i częściej
odłącza się od tego, co stanowi istotę człowieczeństwa. Działo
pojednania i zbawienia człowieka stoi jednak dalej otworem
przed człowiekiem. Pod wpływem Dobrej Nowiny zawartej w
Słowie Bożym zapalają się i dzisiaj na nowo serca ludzkie do
życia według Bożych zasad.
Jaką jest właściwa droga do przyjęcia tego dzieła Chrystusa? Odkryła ją znowu w Kościele Reformacja, kiedy tak
mocno podkreślała słowa z dzisiejszego tekstu: „łaską zbawieni jesteście przez wiarę i to nie z was, Boży to dar, nie z
uczynków, aby się kto nie chlubił. Ta prawda pojednania z
Bogiem wyłącznie przez Jezusa Chrystusa, przez łaskę i wiarę była ową religijną rewolucją, która przywróciła Kościołowi
właściwą drogę do Boga. Prawda – jedynie z łaski przez wiarę
stała się Articulus stantis et cadentis ecclesiae, artykułem, od
którego zależy istnienie Kościoła. Usprawiedliwienie człowieka
z łaski przez wiarę było przez Lutra rozumiane jako zbawczy
owoc krzyżowej zasługi Chrystusa. Powiada: Pierwszym i
głównym artykułem jest to, że Chrystus, Bóg i Pan nasz, umarł
z powodu grzechów naszych i zmartwychwstał dla usprawiedliwienia naszego. On sam tylko jest Barankiem Bożym, który
gładzi grzechy świata, Bóg na niego włożył nieprawość
wszystkich nas. Wszyscy zgrzeszyli i usprawiedliwieni bywają
darmo, bez uczynków, czyli własnych zasług, z łaski Jego,
przez odkupienie, które jest w Jezusie Chrystusie, we krwi Je-
go. Ponieważ tak wierzyć należy, a nie można tego dostąpić i
osiągnąć żadnym uczynkiem, przez Zakon czy zasługę, jest to
pewne i oczywiste, iż jedynie ta wiara nas usprawiedliwia, jak
powiada ap. Paweł: Uważamy, że człowiek usprawiedliwiony
zostaje przez wiarę, niezależnie od uczynków zakonu. Od tego artykułu odstąpić lub coś innego wyznawać czy dopuszczać nikt z nabożnych nie może, choćby niebo i ziemia i
wszystko zawalić się miało. Nie ma bowiem żadnego imienia
danego ludziom, przez które mielibyśmy być zbawieni. Na tym
artykule zasadza się i opiera wszystko, co świadczymy i nauczamy. Do tej nauki powinniśmy być przekonani, mieć pewność i nie wątpić, gdyż w innym wypadku sprawa będzie zupełnie przegrana.
Czyż Reformacja nie miała racji? Dzisiaj znowu o tej
prawdzie zapominamy. Zwycięża relatywizm, nowe idee, ruchy religijne przedstawiające zbawienie świata w przeróżny
sposób. Wielu jest w tym zagubionych, wielu wiecznie szukających, wielu wyśmiewających już wszystko a świat idzie swoją drogą zła i diabła.
Ci jednak, którzy poznali drogę Bożego pojednania i
zbawienia mają konkretne zadanie. Jesteśmy tutaj, jako spadkobiercy Chrystusowego działa, aby jak pisze ap. Paweł: okazać w przyszłych wiekach nadzwyczajne bogactwo łaski w Jezusie Chrystusie. Chrześcijaństwo jest religią zbawienia.
Chciejmy prawdę o drodze do największej tęsknoty człowieka
sami przez wiarę odkryć i innym ją wskazywać. Świat na tę
prawdę czeka. Czy czasami sami w nią tylko już z obawami
wierzymy, skoro tak mało w nas świadectwa, misji i owoców
Ducha Świętego? Dzisiaj świat nie oczekuje słów, Ale czeka
na świadków. Nie narzekajmy, że nas pomijają, że niewielka w
nas moc. Bądźmy silni naszą wiarą, naszymi czynami, które
są konsekwencją zbawienia w Chrystusie, a wtedy i inni na tę
drogę wstąpią. Trzeba nam gorliwości we wskazywaniu na
istotę dzieła zbawienia Chrystusa. Pamiętajmy, że łaską zbawieni jesteśmy przez wiarę, i to nie z nas, Boży to dar. Tak
wielu pyta, dlaczego tak mało o sobie mówicie, skoro tak
pięknie wierzycie i tak czyste jest wasze chrześcijaństwo.
Uwierzmy, że możemy się rozwijać, uwierzmy, że możemy i
my przez swe świadectwo dołożyć do tego swą cząstkę.
Amen
Jubileusz 60-lecia ks. radcy Jana Badury
Studzionka – 14 sierpnia 2010
„Pan pójdzie przed tobą i będzie z tobą. Nie zawiedzie i
nie opuści cię; nie bój się więc i nie trwóż się! 5 Mż 31,8
Jubileusze, choć nie stanowią na co dzień istoty życia, to jednak są ważne w przeżywaniu swego człowieczeństwa. Kolejne nasze jubileusze uzmysławiają nam naszą przemijalność,
pozwalają dokonać remanentu życia, podsumować przeszłość
z jej plusami i minusami, a także spojrzeć na najbliższą w
przyszłość. Takie posumowanie czynisz zapewne i ty drogi
jubilacie w swe 60-te urodziny. Cóż tam dostrzegasz, kiedy
zaczęło się już z górki, a wokół siebie masz najbliższych? Jak
patrzą parafianie, którym już od 33 lat służysz jako duszpasterz, proboszcz i radca Konsystorza?
Z naszych serc wyrywają się przede wszystkim słowa
dziękczynne pod adresem Boga, który cię do służby powołał,
abyś mógł przynosić wiele owoców a potem ci błogosławił. Parafrazując słowa 120 letniego Mojżesza do swego następcy
Jozuego: Pan był i jest przed Tobą, był i jest z Tobą, i dlatego
nigdy nie musiałeś się bać ani trwożyć.
Twoja służba w Kościele Chrystusa była wynikiem powołania przez samego Boga. Tak jak Jonaszowi i Mojżeszowi,
choć oni uciekali i wymawiali się, kazał iść i zwiastować Boże
słowo, tak i tobie, drogi Jasiu, kazał Chrystus rzucić sieci tego
świata i łowić ryby dla Jego Królestwa i stanąć w służbę dusz.
Nie planowałeś takiej drogi, a jednak Bóg nie pozwolił ci na
inną, mimo, że miałeś w ręku konkretny fach i kilka lat już
ciężko pracowałeś w przemyśle, on cię odnalazł i posłał do
służby najzaszczytniejszej, jaką jest zwiastowanie Bożego
Słowa. Jeszcze raz sprawdziło się słowo Boże o wybraniu i
powołaniu jeszcze w łonie matki i o nie odwoływalnych wyrokach Bożych.
W twym powołaniu kładłeś wielki nacisk na zwiastowanie, na kazania, na żywe Słowo. W tym względzie korzystałeś
z dobrych wzorców swych nauczycieli p. ks. konseniora Tadeusza Terlika i ks. prezesa Jana Grossa, który dzieli z Tobą radość tego dnia. Doskonaliłeś swe umiejętności i obecnie jesteś uważany za jednego z najlepszych kaznodziejów, którzy
dzięki przywiązywaniu wielkiej wagi do samego zwiastowania
Słowa Bożego, które rodzi wiarę, ma pełne kościoły i chętnych
do słuchania Bożej woli. Choć obecnie duszpasterstwo opiera
się również i na innych działaniach typu służba odwiedzinowa,
diakonia, misja, miłość bliźniego, to jednak dalej najważniejsze jest samo zwiastowanie Słowa, gdyż ono wraz z udzielaniem Sakramentów stanowi istotę posługi księdza.
Drugą ważna dziedziną Twego działania teologicznego
było przywiązywanie wielkiego znaczenia do słowa drukowanego. Osiągnięcia Reformacji mogły być możliwe dzięki zwiastowaniu czystego Słowa Bożego, ale równie też poprzez odkrycie druku. Słowo pisane było nowym nośnikiem Bożej
Prawdy. To dzięki książkom w językach narodowych rozpowszechniło się Boże Słowo i Biblie, kancjonały i postylle pozwalały przetrwać ewangelikom. Ks. Jan Badura należał do
jednych z pierwszych, którzy po odzyskaniu swobody w drukowaniu religijnej literatury, założył swoją gazetę „Ewangelika
Pszczyńskiego”, który w latach 90. był popularnym i poczytnym w całej Polsce religijnym ewangelickim czasopismem. To
za Jego przykładem poszli następni i obecnie wiele parafii wydaje swoje gazety. Sam ks. Jan Badura wiele pisał i pisze do
dzisiaj w różnych religijnych czasopismach. Mimo, że słowo
pisane dzisiaj wydaje się jest wypierane przez tabloidy i pismo
rysunkowe, to jednak doskonale wiemy, że słowo drukowane
zawsze przetrwa, podobnie jak przetrwa radio w dobie powszechnego oglądania telewizji.
Trzecim obszarem twego zainteresowania, o którym
warto wspomnieć, to zamiłowanie do historii, polegające na
zbieraniu i dokumentowaniu spuścizny religijnej poprzednich
pokoleń. Twoje zbiory odpisów zapomnianych kazań, przemówień wielu pokoleń ewangelickich księży, są twoją pasją i
zamiłowaniem. Nie tylko dokumentujesz w ten sposób piękną
ale zapomnianą historię swego Kościoła, ale czynisz z postaci
z przeszłości żywy panteon świadków wiary, który nie zginali
kolan przed Baalem. Nie wolno nam zapomnieć o Ojcach wiary, gdyż patrząc na ich koniec, na ich wiarę, sami zostajemy
wzmocnieni.
To wszystko mogłeś czynić i dalej możesz robić, gdyż
Pan Ci błogosławił, byłeś nie tylko zwiastunem Jego dzieła,
ale i Jego świadkiem, czego dowodem jest, że jeden z synów
wybrał tę samą piękną służbę dla Pana. Dzisiaj zebraliśmy
się, aby dziękując za to błogosławieństwo, prosić dla Ciebie o
dalsze. Możesz być dalej mocny i odważny, możesz się dalej
nie bać i nie trwożyć. Pan, jak przed Mojżeszem, a potem
przed Aaronem idzie przed Tobą, idzie koło Ciebie.
Co to oznacza? Najpierw Bóg mówi do nas wszystkich
pójdę przed Wami. Słowa te wypełniły się w dziele miłości Jezusa Chrystusa, który darował nam nowe życie. W chrzcie
świętym staliśmy się jego dziećmi. Odtąd on idzie przed nami.
Jest jak pasterz, przewodnik, dzisiaj powiedzielibyśmy jak pilot
i prowadzi bezpiecznie do celu, oświeca drogę, chroni przed
niebezpieczeństwami, wskazuje ostateczny cel wędrówki ze
swej perspektywy. Jakże bezpieczniej czujemy się, kiedy ktoś
idzie przed nami. Pan był przed tobą, gdy cię powoływał do
służby, gdy nieraz każe iść po wyboistej drodze, kiedy karze
innym wskazywać drogę prowadzącą przemijającego człowie-
ka do wieczności. Z tą radosną wieścią Chrystus idzie przed
Tobą, gdyż on już wszystko dokonał, jeśli tę wieść wiarą
przyjmujemy. Bóg też idzie z Tobą, koło Ciebie – a to oznacza, że przynosi pocieszenie w niedoli, kiedy trzeba duszpastersko wstępować w dolinę cienia śmierci. Nie pozostawia
nas wtedy samych. Bierze za rękę i prowadzi do swojej radości. Życzymy Tobie i Twym najbliższym, aby Bóg szedł dalej
przed Tobą i koło Ciebie, abyś był odważny w mówieniu Bożej
prawdy, nie bał się i nie trwożył. Wszelką troskę złóż na Chrystusa, na Jezusa, gdyż On mam o was staranie a On wszystko dobrze uczyni. Te życzenia składam Ci, w imieniu Rady
Diecezjalnej i wiernych naszego Kościoła. Amen.
Poświęcenie kamienia węgielnego pod budowę
plebanii
w Orzeszu – 25 sierpnia 2010
12 Niedziela po Trójcy Świętej
Dz. 9,1-9
Marzenia, jeśli o jej wypełnienie modlimy się, często się
spełniają. Pamiętam, jak przed ponad trzydziestu laty ówczesny kurator tej parafii p. Lipus, często myślą uciekał w przyszłość i marzyła mu się najpierw samodzielność parafii a później wybudowanie plebanii. Wtedy i wielu innych też miało takie marzenia. Większość w tych marzeń już jest faktem. Po
latach, w których dojeżdżali do was księża (dwóch dzisiaj jest
obecnych), ks. Reske zamieszkał wśród was i został waszym
proboszczem. A dzisiaj dzięki woli Bożej kładziecie kamień
węgielny pod budynek plebanii, aby samodzielna, aktywna parafia mogła w pełni działać. Może czeka was jeszcze wiele wyrzeczeń, może nie wszystko będzie się układać według waszych planów, ale kierunek został wyznaczony. Wybudować
plebanię i zwiastować czyste Słowo Boże, aby wiara wzrastała
i wskazywała drogę do wieczności.
W dzisiejszym tekście jest podobnie. Łukasz opisuje
chwile, kiedy rozpoczyna się misja wśród pogan. Wspomina
odległą Nubię, do której wrócił nawrócony Etiopczyk – poganin. Nie można jednak było dalej opisywać sukcesów odniesionych na polach misyjnych. Było trzeba wrócić z powrotem
do Jerozolimy. Tam: „Saul dyszy jeszcze groźbą i chęcią mordu”. Tam są jeszcze tacy, którzy rzekomo w imię słusznych
Bożych planów, zadają sobie trud zbierania list wierzących w
Chrystusa i trud długich podróży, by zamykać i zabijać chrześcijan, np. w Damaszku. Nie wolno, radując się z powodu
Etiopczyka, zapomnieć i o prześladowcach.
Odkąd apostołowanie otrzymali w credo Chrystusa polecenie zwiastowanie ewangelii po krańce ziemi, ich marzeniem było, aby ewangelia przekroczyła granice narodu wybranego i judeochrześcijaństwa. Realizacja tego zadania rozpoczęła się, ale jak wiemy do dzisiaj nie jest ona wypełniona do
końca, gdyż trafiały i wtedy i dzisiaj na przeszkody. Również w
naszym wypadku nasze marzenia, dotyczące prężnego działania parafii jak i zwiastowania ewangelii po krańce ziemi, są
wypełnianiem takiej nadziei, która trwa i trzeba ją wypełniać
stale do końca naszych dni, gdyż i dzisiaj w naszym kraju jest
wielu tych, którym na nowo trzeba zwiastować podstawowe
prawdy o Chrystusie, i co gorsza, również wrogów Chrystusa.
Bóg jednak nie pozwala zniszczyć swego dzieła zbawienia
grzesznego człowieka.
Świadczy o tym historia prześladowcy chrześcijan Saula, a późniejszego ap. Pawła. Saul, późniejszy ap. Paweł, zanim spotkał się z Chrystusem pod Damaszkiem, należał do
tych ludzi, o których można by powiedzieć z punktu widzenia
prawa żydowskiego – „człowiek bez nagany”. Od dzieciństwa
wszak był oddany Prawu Mojżeszowemu i bardzo kochającym
swój naród. Jako syn pobożnych rodziców i pilny uczeń rabinów w tym samego Gamaliela już przed trzydziestym rokiem
swego życia zyskał uznanie jako uczony. Jako członek narodu wybranego pochodził z rodu Beniamina, które zajmowało
szczególne miejsce wśród arystokracji Izraela, a dodatkowo
po ojcu posiadł również obywatelstwo rzymskie.
Nic dziwnego, że dumny ze swego pochodzenia, z
przynależności do faryzeuszy, z taką gorliwością zwalczał
chrześcijan. Gorliwy w wypełnianiu swych powinności wiemy,
że był świadkiem ukamienowania pierwszego chrześcijanina,
gdy pilnował szat diakona Szczepana. Z Dziejów Apostolskich
dowiadujemy się, że zachwycony prześladowaniami w Jerozo-
limie, pojechał z listą chrześcijan, których trzeba zniszczyć do
Damaszku. Miał w tym celu listy uwierzytelniające i zbrojnych
żołnierzy. Tak. Można być dobrze urodzonym, można zdobyć
nieprzeciętną wiedzę, a być zaślepionym fanatykiem. Paweł
nie był pierwszym ani ostatnim w tym względzie. I dzisiaj jest
zagadką, jak ludzie wszechstronnie wykształceni na najlepszych uniwersytetach świata mogą stać się np. samobójczymi
terrorystami. Oceniając postawę Saula, późniejszego ap.
Pawła i jemu podobnych moglibyśmy powiedzieć – czy nie
powinien spaść ogień z nieba i zniszczyć bluźniercę? Czy odpowiedzią Boga nie powinna być śmierć i zagłada?
Bóg odpowiedział ale zupełnie inaczej niż w takim momencie dyktuje rozum. Nikt nie ucieknie przed planem Bożym
i jego nieodwołalnym powołaniem. Pan powiedział: Saulu,
Saulu, czemu mnie prześladujesz? Przecież nie na darmo Jezus na ziemi wypowiedział podobieństwo o synu marnotrawnym, który mógł po tułaczce powrócić do domu ojcowskiego i
zostać znowu synem, nie na Jezus mówił o zagubionej owcy,
którą pasterz wyciąga z nad przepaści, kładzie na ramiona i
troszczy się o nią. Jezus nie pozwolił zdolnemu i gorliwemu
Saulowi, aby dalej służył grogom Boga i prześladował Kościół
Chrystusowy. Te zdolności, tę gorliwość można wykorzystać
inaczej – z prześladowcy, z wroga można stać się wierny sługa Chrystusa. U Boga nie ma rzeczy niemożliwych, Bóg nie
chce śmierci grzesznika, pragnie uratować wszystkich. Spotkanie Saula z Chrystusem pod Damaszkiem było decydujące.
To nie przeżycia związane z kamienowaniem Szczepana, nie
przemyślenia nad sprawiedliwością, to sam Chrystus jest autorem tego nawrócenia. Wszystko się w jednej chwili zmieniło.
Stracił na kilka dni wzrok, aby zobaczyć Boży świat, który
prześladował. Kiedy go odzyskał był już innym człowiekiem,
widzącym inaczej i o wiele więcej. Poszedł do tego samego
miasta, do tych samych ludzi, ale jakże w innym celu. Zamierzał ich uwięzić, a stał się ich bratem w Chrystusie, który wiernie będzie przez podróże misyjne przekazywał głos ewangelii
po krańce ziemi. Jako rzymianin był najlepszym kandydatem
na apostoła wśród pogan. Po latach te decyzję podsumował:
„Odtąd wszystko to, co mi było zyskiem, uznałem ze względu
na Chrystusa za szkodę”.
Była też to wielka próba wiary dla wierzących w Damaszku. Przyjąć człowieka, który był ich wrogiem? Czy można
mu zaufać, czy jego nawrócenie nie było przypadkiem pozorne? Dzisiaj zapewne takie postawilibyśmy pytania. Tamci
wierni zawierzyli Bożemu Słowu. Czy jesteśmy gotowi do takiego zaufania? Również i wśród was niektórzy, choć w innym
wymiarze, stawiają sobie pytanie o przyszłość, czy podołamy
w budowie, czy nie zabraknie środków. Nigdy nasi praojcowie
nie mieli zebranych wszystkich środków na budowę kościołów,
kiedy rozpoczynali je budować a dzięki łasce Bożej wszystkie
one stoją i są ukończone. Trzeba mieć zaufanie, że Bóg nam
pomoże, że wszystko jest w jego rękach, jeśli tylko przeżyjemy swój Damaszek i wiernie będziemy służyć Bogu. Niech ta
plebania będzie również miejscem spotkań z Bogiem. Niech
dla niejednego będzie Pawłowym Damaszkiem.
I ostatnia myśl z naszego tekstu. Dzisiaj i my jesteśmy
do tej służby i misji dla Chrystusa. W świecie relatywizmu,
tworzenia nowych wartości życia beż Boga trzeba mądrych o
gorliwych naśladowców Chrystusa. Bóg nas dzisiaj woła: „Powstań i idź do miasta, tam ci powiedzą, co masz czynić”.
….„Nie ma pogody na zabawę
Przed nami jedynie zasiew pracy”. Amen
13 Niedziela po Trójcy Świętej 28 sierpnia 2010
1 J 4,7-12
„Umiłowani, miłujmy się nawzajem, gdyż miłość jest z Boga”.
To piękne słowo, przeznaczone jest dzisiaj dla nas wszystkich, ale szczególnie u progu nowego roku szkolnego do dzieci, młodzieży a także do nauczycieli i wychowawców. Nim jednak człowiek dotrze do tego szczytu objawienia nowotestamentowego, powinien poddać oczyszczeniu wszystkie swoje
ludzkie sposoby pojmowania miłości, musi się wiele uczyć,
wiele poznawać z prawd Bożych, aby mógł poznać i zrozumieć tajemnicę miłości Bożej, dokonanej na drodze krzyża.
Słowo „Miłość” oznacza bowiem w rzeczywistości całe mnóstwo rzeczy bardzo różnych: cielesnych lub duchowych, spontanicznych lub przemyślanych, poważnych lub błahych, pozytywnych lub destruktywnych. Można kochać swoje dzieci, rodziców, jakiś miły przedmiot, zwierzę, towarzysza pracy, lub
wreszcie żonę czy męża. Można, choć zupełnie inaczej, kochać o Boga. Człowiek z Biblii znał również te wszystkie odcienie i barwy miłości. Poszczególne księgi biblijne przybliżają
nam te wszystkie rodzaje uczuć.
Nowotestamentowa miłość odbiega od potocznego
znaczenia tego słowa, szczególnie w języku polskim. Nasze
jedno określenie stoi naprzeciw czterem greckim znaczeniom i
jest tak wieloznaczne, że trzeba wyraźnie powiedzieć iż
chrześcijanom chodzi tylko o jedno znaczenie. Miłość jest totalnie innym sposobem życia. Miłość jest z Boga i znajduje
swe potwierdzenie w stosunku do bliźnich, gdyż Bóg umiłował
świat, gdyż chciał aby każdy kto weń wierzy nie zginął ale
miał żywot wieczny. Jezus więc przychodzi do nas, aby pokazać na istotę doskonałej miłości, która objawiona jest w dziele
zbawienia na krzyżu Golgoty. Istota zaś przyjęcia tej miłości
leży w „narodzeniu się z Boga”, czyli oparta jest na pełnej społeczności z Nim w całym naszym życiu.
Chrystus staje się tym samym przykładem najdoskonalszej miłości. Na krzyżu dokonało się ostateczne objawienie
miłości, kiedy to w poniżeniu Bóg został w pełni uwielbiony.
Ta najdoskonalsza miłość nawołuje do wzajemności –
„jeśli Bóg nas tak umiłował i myśmy powinni nawzajem się miłować”. Człowiek jest zdolny prawdziwie miłować, kiedy jest
świadomy Bożej miłości. To Boża miłość wyposaża go w moc
do bezisteresownej miłości, która jak powiada ap. Paweł, jest
cierpliwa, dobrotliwa, wszystko zakrywa, wszystkiemu wierzy,
wszystkiego się spodziewa, wszystko znosi, nie zazdrości, nie
jest chełpliwa, nie postępuje nieprzystojnie, nie szuka swego,
nie myśli nic złego. Tak więc miłość bliźniego łączy się z miłością Boga. Łatwo nam napisać, trudniej wypełnić. Jeśli jednak
zrozumiemy, że miłość jest darem jak łaska i wiara, wszystko
zobaczymy w innym świetle. To nie ja chcę miłować, ale Bóg
daje mi moc innych kochać. Przecież nie miłujemy, aby zyskać sobie zbawienie, bo nie ma uczynku zadośćuczynienia.
Ale dlatego, że dzieło zbawienia zostało w miłości nam już
przygotowane w Jezusie, dlatego, że możemy go z wiarą i z
łaską przyjąć, z radością dobrze czynimy i zdolni jesteśmy do
okazywania miłości. Czy ten dar przepełnia już twoje serce?
To ważne pytanie szczególnie w czasach, w których tak wiele
egoizmu, myślenia o sobie, tyle zazdrości, oskarżeń. Trzeba
naszego świadectwa miłości. Świat dzisiaj pyta o naszą miłość, a nie tylko o nasze religijne poglądy na temat miłości. Pyta nie o teorię, ale praktykę.
Miłość chrześcijańska posiada praktyczny wymiar w
diakonii czyli w służbie bliźniego, o czym przypomina nam 13
niedziela po Trójcy Św. poświęcona właśnie diakonii. Diakonia
wyrosła w pierwszych wiekach chrześcijaństwa z potrzeby
rozwiązywania problemów społecznych. Kościół oprócz biskupów i księży powoływał diakonów, aby usługiwali przy stołach,
troszczyli się o wdowy, które nie mały żadnego zabezpieczenia materialnego po śmierci męża. I wtedy
udawało się
spełnić słowo zawarte już w piątej księdze Mojżesza: „Nie było
między nimi nikogo, który by cierpiał niedostatek”. W pierwszych zborach osiągnięto więc wzorową pod tym względem
organizację. Nie trwało to jednak zbyt długo. Później mimo
przeróżnych systemów polityczno- społecznych, które na
przestrzeni ostatnich dwóch tysiącleci powtarzały i wysoko
wypisywały na sztandarach hasła o sprawiedliwości społecznej i równości, to jednak zawsze byli biedni i potrzebujący i
zawsze były i są aktualne słowa Chrystusa, który w Ewangelii
powiedział: mnie nie zawsze mieć będziecie ale ubogich zawsze mieć będziecie. Prawdziwość tych słów przeżywamy nawet dzisiaj, kiedy techniczna rewolucja zda się wytworzyła warunki, aby przy dobrej woli wszystkich, nie musiałoby chleba
zabraknąć dla nikogo. Tak się jednak nie dzieje – wielu jest
biednych, wielu głodnych, wielu opuszczonych. Diakonia jest
więc i dzisiaj jest potrzebna. Mało tego, właśnie dzisiaj jest potrzebna jak nigdy dotąd, gdyż ludzkie serca stały się kamienne
i nieczułe na potrzeby innych. Plagą jest znieczulica, nieszczęściem egoizm, który nie pozwala nam podzielić się z
ubogim często tylko z wygodnictwa, braku czasu, czy z faktu,
że zostaliśmy już kiedyś wykorzystani, zniechęceni.
Diakonia chrześcijańska ma więc podwójny charakter,
wychodzi najpierw naprzeciw biedzie duchowej, potem dopiero materialnej. Bieda duchowa pojawia się przed biedą materialna i społeczną. Kiedy o któreś zapominamy, Kościół w
swym działaniu staje się terenem bezduszności, teoretycznego mówienia, a tym samym miejscem zatracenia swego przeznaczenia, albo staje się jedynie charytatywną organizacją
charytatywną, która nie przekazuje Słów Żywota o zbawieniu.
Bieda duchowa rodzi się na gruncie grzechu, na gruncie odejścia najpierw od Boga. A kiedy Bóg nie jest na pierwszym
miejscu, wtedy nic nie jest na właściwym miejscu. Tak rodząca się bieda duchowa odbiera człowiekowi chęć myślenia pozytywnego o innych, niszczy przez nałogi, życie i życie najbliższych, aż w końcu doprowadza, do samotności, odrzucenia przez wszystkich. Wtedy przychodzi bieda materialna.
Oczywiście, w dzisiejszych czasach bywa, że bieda pojawia
się bez winy człowieka, przychodzi nagle i niespodziewanie,
bo ktoś stracił pracę, bo zdarzyła się choroba czy inne nieszczęście. Ale wtedy kiedy hierarchia wartości jest właściwa,
kiedy człowiek jest bogaty w Bogu, jest też prościej przezwyciężyć kryzys.
Dzisiaj w niedzielę diakonii uzmysławiamy sobie, że
diakonia jest najbardziej autentycznym świadectwem Bożej
miłości i najskuteczniejszym narzędziem misyjnym w naszej
dobie. Służba na rzecz drugiego człowieka jest równocześnie
wyrazem posłuszeństwa dla niebiańskiego Ojca i służbą dla
Chrystusa. Tak rozumieli diakonię ci, którzy ją tutaj w naszym
Kościele na Śląsku budowali Matka Ewa z Miechowic, ks. Karol Kulisz założyciel Eben – Ezer w Dzięgielowie, zakłady dobroczynne w Bielsku – Białej.
Nasza parafia ma też piękne karty historyczne w tym
względzie. To tutaj przy ul, Jagiellońskiej była centrala Misji
wewnętrznej na wschodnią i środkową Europę na początku
XX w.. Wiele zmieniła ostatnia wojna, ale też pojawił się brak
żarliwości w tym dziele, które obecnie mogą się na nowo rozwijać. Odczuwamy jednak brak woluntariuszy, sióstr diakonis,
diakonów i to nawet w czasach, w których nie ma pracy. Potrzeba nam powołań do tej trudnej służby. Przed naszą parafią
w tym względzie stoją nowe możliwości. Mamy piękny ośro-
dek przy ul. Dudy Gracza, w którym możemy działać charytatywnie. Czy będzie on tętnił życiem zależy od naszych modlitw
i Bożego Błogosławieństwa, ale też od naszego zaangażowania i miłości, która jest Boga. Kiedy odkryjemy to powołanie to
idźmy go realizować, wszak w dzisiejszym tekście czytamy ”po tym poznają, żeśmy uczniami Jezusa, jeśli będziemy się
wzajemnie miłowali”. Amen.
100-lecie Kościoła w Gołkowicach
– 28 sierpnia 2010
Pozdrowienia
Najprzewielebniejszy Księże Biskupie,
księże proboszczu,
drodzy bracia w urzędzie zwiastowania Bożego Słowa i udzielania Sakramentów,
szanowna Rado Parafialno, szanowni goście,
bracia i siostry w Chrystusie,
Jubileuszowy zborze!
W setną rocznicę poświęcenia tutejszej świątyni im.
Marcina Lutra, pozdrawiam was w mieniu Rady Diecezjalnej i
wiernych naszej diecezji słowami wypowiedzianymi w dniu
poświęcenia świątyni w Jerozolimie przez króla Salomona:
„Niech Pan, Bóg nasz, będzie z nami, jak był z naszymi ojcami, niech nas nie opuści ani nas nie porzuci”1 Sm 8,5.7
Tamto poświęcenie w odróżnieniu od waszego jednodniowego, trwało aż 14 dni, było jednym z najważniejszych
wydarzeń w historii Ludu Wybranego. Wspominamy go, gdyż
ono stało się również w chrześcijaństwie źródłem praktyki poświęcania kościołów, świątyń i domów modlitw, jako szczególnych miejsc kontaktu człowieka z Bogiem. Jerozolimski przybytek, jak mówi Biblia, zbudowany imieniu Pana, Boga, po
wsze czasy stanowi do dziś inspirację naszych religijnych
przeżyć, wszak Bóg już wtedy do Salomona powiedział: „tam
będzie przebywało moje imię po wsze czasy, tam będą też
moje oczy i moje serce”.
Choć nigdy nie mieliście duchownego mieszkające tutaj
na miejscu i korzystaliście i korzystacie z uprzejmości księży z
pobliskich parafii w Wodzisławiu a wcześniej w Ruptawie, Orłowej leżącej obecnie w Czechach, a może dlatego, że zaw-
sze musieliście sami być odpowiedzialnymi za swój zbór, jesteście żywą parafią, w której wypełniają się słowa prośby Salomona: Bóg jest wśród was, jak był z waszymi ojcami, nigdy
was nie opuścił, gdyż przestrzegaliście moich przykazań.
Zawsze z wielką radością odwiedzam waszą parafię.
Zaznaję tutaj wielkiej gościnności i miłości. Wasze oddanie
Bogu jest widoczne w waszym życiu rodzinnym i dobrosąsiedzkim. Jesteście wszak parafią oddaną Chrystusowi i Jego
Kościołowi.
Wasza aktywność jest widoczna w wewnętrznym życiu
religijnym poprzez uczęszczanie na nabożeństwa. Ten kościół
przecież nie tylko dziś, ale w każdą niedzielę i święto, jest
przepełniony po brzegi. W tym względzie jesteście pozytywnym przykładem dla innych parafii.
Wasza aktywność jest też widoczna w zewnętrznym
zaangażowaniu w pracę parafialną, w okazywaniu miłości. Jestem pod wrażeniem kosztów remontu zewnętrznego i malowania wewnętrznego waszej świątyni. Zakupiliście tylko farby,
wszystkie inne prace wykonaliście bezpłatnie sami, bez kosztów. Możecie być dumni z tego zaangażowania i stanowicie
pozytywny przykład dla wielu parafii szukających środków w
centrali Kościoła, jak można dbać o naszą zewnętrzną wizytówkę ewangelików, wszak wygląd naszych świątyń, jest jednym z najważniejszych faktorów naszego świadectwa wiary.
Innym jest autentyczność wiary i bezgraniczna wiarygodność. I w tym względzie jesteście dobrym przykładem.
Wasze życie jako parafii było i jest wiarygodne, skoro z tej parafii tak wielu odkryło swe powołanie i stanęli do służby w Kościele Chrystusa. Wszak z tej parafii wywodzą się księża:
Franciszek Ożana, Wilhelm Firla, Marcin i Kornel Undasowie
oraz pastorowa Kornelia Lerch-Pilch, która po tragicznej kata-
strofie rządowego samolotu stała się jako diakon w naszym
Kościele wdową po śp. Księdzu generale Adamie Pilchu.
Życzę Wam drodzy z Gołkowic, Moszczenicy Śląskiej,
Skrbeńska, Godów, Skrzyszowa i Łazisk nad Odrą, z całego
serca dalszego błogosławieństwa Bożego. Niech Bóg skłoni
wasze serca ku sobie, abyście szli Jego drogami, blisko swego Pana dniem i nocą. Niech świece wasze będą zapalone,
biodra przepasane, sandały na waszych logach a w ręku laska, byście byli gotowi do drogi ku przyszłości, zdolni do miłości, o której zwiastuje dzisiejsza niedziela, wierni w autentycznej wierze. „Niech Pan, Bóg nasz, będzie z nami, jak był z naszymi ojcami, niech nas nie opuści ani nas nie porzuci” Amen.