Untitled - Gazdowie

Transkrypt

Untitled - Gazdowie
1
Redakcja:
Józef Michałek
Wsparcia udzielili:
Porozumienie Karpackie
- Koliba, občanské sdružení
Košařiska, R.Cz.,
- Związek Podhalan
Oddział Górali Śląskich w Istebnej,
- Cieszyńskie Stowarzyszenie Agroturystyczne „Natura”.
Owce w Beskidach
czyli
Owca plus po góralsku
Publikacja została dofinansowana ze środków budżetowych Województwa
Śląskiego
ISTEBNA 2010
2
Zamiast wstępu
D
awno minęły czasy, kiedy wspólny wypas owiec kształtował życie
społeczne góralskich wsi. W połowie XIX w. ostateczne odebranie
sałaszy, czyli terenów, gdzie wypasano owce i ich zalesienie doprowadziło
do załamania się lokalnej gospodarki opartej na wyrobie serów, pozyskiwania wełny, skór i mięsa baraniego. Tereny wypasu zostały na zawsze utracone. Doprowadziło to do znacznego zubożenia ludności i masowej emigracji
zarobkowej.
W okresie międzywojennym na terenie gminy Istebna funkcjonował już
tylko jeden tradycyjny sałasz na Śliwkuli w Jaworzynce. Z dziesiątek tysięcy owiec jakie wypasały się na beskidzkich groniach pozostały tylko wspomnienia i przekazywane opowieści o tym podstawowym zajęciu ludności
mieszkającej w górach.
Na pozostałych nie zalesionych pastwiskach pojawiły się uprawy rolne.
W trudnych latach po drugiej wojnie światowej każdy kawałek był cenny.
Mieszkańcy musieli liczyć na swoją pracowitość i zaradność. Przy ciągłym
niedostatku zaopatrzenia i pustych półkach w sklepach własne gospodarstwo
rolne przynosiło niewielki, ale stały dochód. Funkcjonowały też zlewnie
mleka, a spółdzielnia mleczarska odbierała je od rolników. Ci, którzy hodowali więcej krów, mieli więc zapewniony zbyt dla swojej produkcji.
Nieprzemyślane decyzje doprowadziły do pełnego kryzysu rolnictwa
w górach. Ostatnia Rolnicza Spółdzielnia Chowu Owiec w Istebnej została
zlikwidowana. Nie podjęto żadnych działań, aby dostosować produkcję do
nowych czasów i zasad funkcjonowania. Zaniechano działań naprawczych i
w tej sytuacji zlikwidowano ostatnie duże stado owiec.
Większość ziemi uprawnej leży dziś odłogiem. Nieuprawiane degradują
glebę, porastają chwastami i stanowią zagrożenie pożarowe. W tej sytuacji,
wydaje się najkorzystniejsze, aby tereny, gdzie nie ma zabudowań i nie prowadzi się użytkowania rolniczego - przywrócić owcom.
Polskie owczarstwo przeżywa dziś największy kryzys w historii.
Szansą dla powstrzymania upadku gospodarki owczarskiej jest dążenie
do lepszej organizacji wypasu, wspólna promocja i budowanie rynku zbytu.
Już dziś sery owcze stanowią podstawowy czynnik opłacalności w gospodarce sałaszniczej. Natomiast wprowadzenie na rynek jagnięciny i wędlin
może dodatkowo wzmocnić nieopłacalną dziś, niestety hodowlę.
Pomocnym może się również okazać program „Owca Plus”, który
wspiera tych gospodarzy, którzy zdecydują się przekazać swoje owce na tradycyjny wspólny wypas na terenach cennych przyrodniczo a takimi niewątpliwie są hale i łąki górskie.
3
IV
GOŚĆ BIELSKO-ŻYWIECKI
Tradycja
wraca do hal
R�����.
K�������.
R�������. Nie
ma znaczenia,
w jakich górach
mieszkają.
Dla wszystkich
górali ważne są
odziedziczone
po przodkach
wiara, język,
strój, muzyka,
taniec.
tekst i zdjęcia
A���� �����-S����
[email protected]
W
Najpierw modlitwa
Pierwsza zjazdowa uroczystość
odbyła się w miejscu urodzenia
Władysława Orkana, w Niedźwiedziu. Następnego dnia na halach
od Popradu po Olzę górale modlili się podczas Mszy św. Ci z naszej
okolicy zgromadzili się niedaleko
sanktuarium MB Kazimierzowskiej
w Rajczy, na Complu. Mszy św. przewodniczył rodak z pobliskich Radziechów, biskup Tadeusz Pieronek.
– Góralszczyźnie zawdzięczam
poczucie ojczystego domu – przyznawał. – Niestety, życie mnie dość
szybko, właściwie zaraz po gimnazjum, przepędziło z gór,
z rodzinnej ziemi. Jeśli
tylko mogę, wracam tu. Szkoda,
że nikt nie mówi na co dzień prawdziwą gwarą góralską. Ale nawet
jeśli tego języka nie będzie w najczystszej postaci, to bardzo wiele
jest takich ciepłych, ludzkich cech,
których górale nabyli wśród lasów,
gór i strumieni. Są uparci, a jak
są dobrze uparci, to jest wspaniale.
Bardzo się cieszę, że odradza się
góralszczyzna – mówił bp Pieronek.
Ks. kan. Franciszek Warzecha,
kustosz sanktuarium w Rajczy,
dziękował za dołączoną do góralskich intencji modlitewnych prośbę o rychłą koronację obrazu MB
Kazimierzowskiej.
Ks. Damian Suszka, kapelan
Górali Śląskich ZP, przed poświęceniem obelisku dedykowanego
Janowi Pawłowi II na Ochodzitej
w Koniakowie przypominał papieskie wezwanie, by każdy góral
był odważnym świadkiem Chrystusa.
Potwierdzeniem tej
go-
towości stał się odśpiewany
uroczyście „Ojcowski dom”,
a włączona w zjazdowy program
tradycyjna pielgrzymka górali
do MB Rychwałdzkiej była okazją,
by góralskie starania zawierzyć
opiece Maryi.
Bogactwo tradycji
Dla turystów dołączających
do zjazdowych koncertów, spotkań
i nabożeństw niewątpliwą atrakcją
były barwne stroje i skoczna muzyka z różnych stron Karpat.
Na scenie w Rajczy zaprezentowała się cała rzesza góralskich
zespołów, w tym także czadeccy
górale z Rumunii. Przy okazji koncertu w koniakowskiej Karczmie
Kopyrtołce górale
huculscy uczyli
grać na drumlach,
GOŚĆ NIEDZIELNY �� �������� ����
trzech miejscowościach Beskidu
Śląskiego i Żywieckiego przez kilka
dni trwały obchody II Światowego
Zjazdu Górali Polskich. Do naszych
górali zawitali goście z innych
państw.
Światowe zjazdy górali odbywają się co dziesięć lat. – I zawsze
są okazją, by zachwycić się pięknem stroju, muzyki, tańca i języka,
ale przede wszystkim jest to nawiązanie do przedwojennych Świąt Ludzi Gór – mówi ks. prał. Władysław
Zązel, kapelan zarządu głównego
Związku Podhalan. Stowarzyszenie już niedługo będzie świętować
���. rocznicę powstania
i ciągle umacnia tę więź,
sięgając daleko poza granice Polski.
– W Koniakowie byliśmy świadkami pięknego koncertu karpackiego
w wykonaniu górali huculskich.
Byli też górale czadeccy z Rumunii,
ze Słowacji oraz Czech: z Jabłonkowa, Kosarzysk. Wszyscy łatwo się
porozumiewamy, bo górale szybko
rozpoznają bratnie dusze. Wystarczy trochę muzyki i śpiewu – tłumaczy ks. prał. Zązel.
Jednym
głosem zagrały
góralskie
trombity
na Ochodzitej
Artykuł z „Gościa Niedzielnego” z 22 sierpnia 2010 r.
4
Zwyk bacowski w Soblówce - poświęcenie stada owiec
Owce w Beskidach
czyli owca plus po góralsku
D
la turystów przyjeżdżających jeszcze w latach osiemdziesiątych XX
wieku w Beskidy owce wypasające się na halach stanowiły część naturalnego krajobrazu. Na początku naszego tysiąclecia był to już niezwykle
rzadki widok. Pogłowie owiec w Polsce zmniejszyło się bowiem radykalnie.
Z około 5 milionów w roku 1987 spadło do 261 tysięcy sztuk w 2005 r. W
całym województwie śląskim stan pogłowia wynosił tylko 21 tyś. sztuk. W
Beskidach - nieliczne stada, które pozostały, wypasane były koło domów,
całkiem natomiast zanikał system pasterski na górskich halach. Skutkiem
tego zaczęły one zarastać najbardziej ekspansywnymi gatunkami roślin,
wysokimi trawami, samosiejkami drzew, które wypierały rzadką, specyficzną dla Beskidów roślinność. Proces ten stanowi zagrożenie dla krajobrazu
polskich gór, prowadzi do zubożenia przyrody, pozbawia te tereny walorów
turystycznych i kulturowych. Należy bowiem pamiętać, że pasterstwo było
tutaj przez wieki podstawą gospodarki rolnej i kształtowało bogatą kulturę
zarówno materialną jak i duchową polskich górali.
Zanik wypasu owiec na polanach wysokogórskich wynika ze spadku
zapotrzebowania na produkty owcze - wełnę, skóry czy mięso. Aktualnie
trudno byłoby liczyć na zmianę tego kierunku, dlatego w celu ratowania
dziedzictwa kulturowego Beskidów oparto się na innych priorytetach. Należy do nich przede wszystkim przywracanie zrównoważonego sposobu gospodarowania, który, poprawiając warunki ekonomiczne życia w górach,
uwzględniać ma konieczność ochrony przyrody, zachowanie jej bioróżnorodności zarówno roślin jak i zwierząt.
Ze względów ekonomicznych zwrócono uwagę na wciąż bardzo atrakcyjne produkty z mleka owczego, inne tradycyjne wyroby regionalne, możliwości agroturystyczne Beskidów oraz wyjątkowość tradycyjnego folkloru. Łącząc te elementy, można jeszcze liczyć na podtrzymywanie, a nawet
5
Owce na Złotym Groniu - koszory
Owce we mgle na Hali Cudzichowej
Owce na Złotym Groniu - widok z Pietraszonki
6
rozwój gospodarki pasterskiej na terenach do niedawna prawie całkiem pozbawionych widoku wypasających się owiec. Jednak, aby tak się stało, aby
nastąpiła aktywizacja gospodarcza tych obszarów, konieczne było opracowanie strategicznego programu wsparcia.
Jest nim właśnie „Program aktywizacji gospodarczej oraz zachowania dziedzictwa kulturowego Beskidów i Jury Krakowsko - Częstochowskiej - Owca plus”
Dojenie owiec na Ochodzitej
Program został opracowany w 2007 roku w ramach Strategii Rozwoju
Województwa Śląskiego i zainicjowany przez Samorząd Województwa Śląskiego, który zaangażował w jego wprowadzenie własne środki finansowe.
Po dwuletnim okresie pilotażowym (2008 – 2009), aktualnie realizowany
jest pięcioletni program wojewódzki (2010 – 2014) przyjęty w marcu 2010r.
uchwałą Zarządu Województwa Śląskiego.
,,Owca plus” w Beskidach
Południową część województwa śląskiego stanowią Beskidy Zachodnie.
W ich skład wchodzi Beskid Śląski, Beskid Żywiecki i Beskid Mały. Obecnie programem „Owca-plus” są objęte hale i polany na terenie gmin: Brenna,
Goleszów, Istebna, Ustroń, Wisła oraz Milówka, Radziechowy-Wieprz, Rajcza, Jeleśnia, Koszarawa, Ujsoły, Węgierska Górka, Lipowa. Są to tereny,
na których panuje klimat charakterystyczny dla strefy górskiej - z wysoką
ilością opadów, długo zalegającą pokrywą śnieżną i niskimi średnimi temperaturami powietrza. Osadnictwo na tych ziemiach rozpoczęło się w XIV
7
Prowadzenie owcy do strzyżenia
Strzyżenie owiec
Bacówka na Beskidku, gmina Koszarawa
Kolyba w Malince - gmina Brenna
8
wieku karczowaniem i wypalaniem lasów pod uprawy. Początkowo miało to
miejsce na terenach niżej położonych, a od XVI wieku, kiedy rozwinęła się
gospodarka sałasznicza, także na stokach górskich. Ten typ gospodarowania na nieurodzajnych, górskich glebach wprowadzili w Beskidach wołoscy
pasterze, którzy zawędrowali tu z terenów dzisiejszej Rumunii, przynosząc
ze sobą elementy bogatych kultur napotykanych podczas swych wędrówek.
Ich system wypasu owiec, który polegał na zawiązywaniu spółek sałaszniczych i wspólnym wypasaniu w okresie letnim na wysokich halach połączonych w jedno duże stado owiec wielu właścicieli, był bardzo korzystny. W
wiekach XVII i XVIII gospodarka sałasznicza przeżywała swój rozkwit, a
Mieszanie owiec na Stecówce - gmina Istebna
sery owcze stanowiły towar bardzo cenny. Niestety, po utracie serwitutów w
1853 roku górale stracili znaczną ilość pastwisk i od tego czasu liczba wypasanych owiec gwałtownie malała.
Celem Programu „Owca plus” jest zahamowanie procesów, które w niedługim czasie doprowadziłyby do całkowitego zaniku na terenie Beskidów
tego archaicznego sposobu wypasu owiec na stokach gór i halach, co spowodowałoby ogromne straty, zwłaszcza w przyrodzie.
Przez stulecia w Beskidach pasły się owce pod czujnym okiem bacy,
juhasów i psa. Połączenie przed redykiem w jedno stado owiec należących
do wielu gospodarzy zapewniało odpowiednią ilość mleka do wyrobu w bacówkach cenionych serów wołoskich: bundzu, bryndzy, oscypka, a także po9
Baca Tadeusz Szczechowicz częstuje serem owczym - buncem
Bacówka na Ochodzitej
10
Hala Rysianka - wypas owiec nadzoruje baca Józef Kamiński
żywnej żentycy. Dzięki nim pasterze przez pięć miesięcy mogli nie tylko się
wyżywić, nie opuszczając hali, ale także po jesiennym redyku rozliczyć się z
właścicielami owiec. Gospodarka sałasznicza stanowiła wówczas podstawę
bytu górali. Obecność owiec na halach Beskidów była przez wieki czymś tak
naturalnym, że nie zdawano sobie sprawy z jej aspektu ekologicznego, który ujawnił się w ostatnich latach, kiedy owiec na halach zabrakło. Okazało
się, że owce wypasające się na górskich halach są niezbędne dla ich przetrwania. To one właśnie, zgryzając niską roślinność, zadeptują jednocześnie
„roślinność starą” i stwarzają warunki rozwoju młodych porostów. Bez nich
hale mogą całkowicie zarosnąć, zmieniając zupełnie krajobraz Beskidów.
Wyjałowiona, pozbawiona owczego nawozu gleba zarasta ekspansywnymi
gatunkami, które wypierają inne, typowo górskie rośliny. W wyniku tego
zubożenia beskidzkich hal drapieżne ptactwo: kanie, pustułki, orliki i orły
tracą swą bazę pokarmową, ponieważ na zarośniętych chwastami polanach
brakuje dla nich pożywienia: wielu gatunków bezkręgowców i gryzoni. Aby
temu przeciwdziałać „Program Owca-plus” podkreśla pozytywne skutki
wypasu dla przywracania przestrzeni otwartego krajobrazu w Beskidach i
ochrony bioróżnorodności najcenniejszych przyrodniczo obszarów. Dlatego
też w ramach programu przystąpiono do inwentaryzacji przyrodniczej hal,
polan i łąk górskich. Ochroną tą objęte są hale Beskidu Śląskiego i Żywieckiego, m.in.: Hala Cukiernica (Cukiernicza), Boracza, Prusów, Sucha Góra,
Bucioryski, Ochodzita, Magurka Radziechowska, Koczy Zamek/Podgrapy,
Barania, Tyniok, Rycerzowa, Muńcuł, Kapokowa, Lizakowa, Głowa, Morgi,
Miziowa, Słowikowa, Kamieniańska, Górowa, Jodłowcowa, Cudzichowa,
Cebulowa, Góra Tuł, Abrahamów, Skole, Krzyżowski Groń, Buczynka, Janoszkowa, Kamieńskiego, Kubulkowa, Gawlasia, Rówienki, Bukowy Groń,
Cisowy, Skałka, Kotarz, Stary Groń, Malinka, Mała Czantoria, Złoty Groń,
Radykalna, Bacmańska, Bieguńska, Motykowa, Lipowska, Romanka, Ły11
Bacówka na Hali Cudzichowej
Brenna - wizyta studyjna w ramach programu „Owca plus”
Bacówka na Lizakowej - gmina Ujsoły
12
śniewska, Pawlusia, Wieprzska, Romanka, Marszałkowa, Krawcula, Mała i
Wielka Racza.
Wymienione hale i łąki stanowią cenne zbiorowiska roślin takich jak
np. różne gatunki mieczyków, storczyków, stanowiska mietlicy, szczawiu
alpejskiego, tojadu mocnego i innych. Niektóre z tych gatunków np. tojad
morawski należą do endemitów, co oznacza, że ich występowanie jest ograniczone tylko do kilku miejsc.
Aby osiągnąć cele programu, upowszechnia się wśród hodowców te
rasy owiec, które od wieków najlepiej dostosowały się do trudnych warunków górskich: były odporne, mogły poruszać się na dużych obszarach i miały niskie wymagania paszowe. Taką rasą jest Polska owca górska.
Gospodarka sałasznicza w polskich górach stworzyła cenne krajobrazowo budownictwo, charakterystyczne także dla hal w Beskidach. Są to szałasy, koliby i bacówki będące nie tylko schronieniem dla pasterzy w okresie letniego wypasu, ale także miejscem, w którym wyrabia się owcze sery.
Niestety, również one w dużej mierze wymagają odremontowania, a często
wybudowania od nowa. Program ,,Owca plus” zakłada pomoc finansową dla
odtworzenia pasterskich szałasów w Beskidach, podkreślając konieczność
zachowania miejscowego stylu architektonicznego. Obecnie te drewniane
obiekty wybudowane ze wsparciem finansowym województwa śląskiego napotkać można na polanach Beskidu Śląskiego i Żywieckiego na Ochodzitej
w Koniakowie, Podgrapach – Kocim Zamku i Malince Brennej w powiecie
cieszyńskim oraz Hali Baraniej, Lizakowej, Wielkiej Rycerzowej, Muńcole,
Hali Cudzichowej, Miziowej, Beskidku, u Boru w Jeleśni w powiecie ży-
Łosod na Hali Boraczej - rozliczenie bacy z gazdami
13
Hala Motykowa
Strzyżenie owiec na Ochodzitej
Hala Miziowa
14
wieckim. Obok bacówek zlokalizowane zostały wodopoje i ustawiono tradycyjne koszory.
Wśród założeń programu planowane jest także budowanie punktów widokowych na beskidzkich halach. Dzięki nim każdy będzie mógł podziwiać
piękno otwartych przestrzeni rozpościerających się pomiędzy szczytami Beskidów i docenić ich wartość krajobrazową, w której nieodłącznym elementem są wypasające się owce.
Wraz z odradzaniem się pasterstwa w Beskidach pojawia się również
problem, który trapił dawnych pasterzy: wilki. W ramach „Owcy plus” pasterze mogą uzyskać pomoc finansową w celu tworzenia systemu ochrony
owiec przed tymi drapieżnikami. Najczęściej dotyczy ona budowy wysokich płotów, ogradzania pastwisk pastuchami elektrycznymi i wykorzystania
owczarków podhalańskich.
Bardzo ważną sprawą w programie jest promocja produktu pochodzenia owczego. Najbardziej znanymi owczymi serami są oscypki, które 2 lutego 2007 roku uzyskały status Chronionej Nazwy Pochodzenia. Zarówno
oscypek jak i inne sery: bundz, redykałka, bryndza mogą powstawać tylko
w warunkach wypasu sałaszniczego, ponieważ małe stada owiec nie gwarantują odpowiedniej ilości mleka. Popyt na te produkty jest ogromny, a
ich marka staje się na międzynarodowych targach wizerunkiem dobrej jakościowo, naturalnej, polskiej żywności. Obecność serów owczych na wielu imprezach Programu ,,Owca plus” stanowi najlepszą promocję nie tylko
15
Górale przed kościołem w Istebnej - wspólnota ludzi gór
Święto pasterskie na Ochodzitej
Owce na Złotym Groniu
16
produktu owczego, ale także gospodarki sałaszniczej i jej korzystnego wpływu na środowisko naturalne. Dlatego podkreślanie wartości owczych serów
oraz popularyzacja jagnięciny towarzyszą większości imprezom związanym
z regionalnymi tradycjami pasterskimi np. redykowi (wyjście owiec na hale
wiosną), który ma miejsce w Beskidach po 23 kwietnia, kiedy to przypada dzień św. Wojciecha czy łossodowi, czyli świętu związanemu z powrotem owiec z hal, odbywającemu się po dniu św. Michała (29 września).
Te oraz inne, specyficzne pod względem różnorodności folklorystycznej
imprezy (pokazy strzyżenia owiec, pokazy psów pasterskich, konkursy kulinarne, festiwale muzyczne, jarmarki tradycyjnych rzemiosł itp.) stanowią
atrakcję turystyczną, pokazują bogactwo kultury górali, znacznie poszerzają
ofertę agroturystyczną Beskidów i przyczyniają się do zachowania tożsamości mieszkańców. Dzięki działaniom wpisanym w Program „Owca plus”
możliwym stało się połączenie szeroko rozumianego dobra ekologicznego z
aspektem ekonomicznym, co zachęca lokalną społeczność do aktywnego w
nim uczestnictwa i umożliwia realizację celów wpisanych w program.
Warto jednak powiedzieć, że wartości, na których opiera się strategia Programu „Owca plus” znacznie przekraczają granice objętych nim obszarów.
Żywotność tradycyjnego pasterstwa w Beskidach gwarantuje bowiem zachowanie ważnej części naszego narodowego dziedzictwa, w które niewątpliwie
wpisuje się oryginalna, niezwykle barwna kultura Górali Beskidzkich.
Mieszanie owiec w Koniakowie
17
Dojenie owiec w Soblówce - gmina Ujsoły
Łosod na Hali Boraczej, liczenie owiec
Dojenie owiec na Hali Rysiance
18
REDYK W KORBIELOWIE
- WYPĘDZENIE OWIEC NA HALE
W
Korbielowie na przełęczy Glinne – obok Przejścia Granicznego od
kilkunastu lat odbywa się impreza folklorystyczna organizowana
przez Urząd Gminy, Gminny Ośrodek Kultury - Jeleśnia, Starostwo Powiatowe - Żywiec, Śląski Ośrodek Doradztwa Rolniczego - Częstochowa,
Powiatowy Zespół Doradztwa Rolniczego – Żywiec oraz Wydział Terenów
Wiejskich Urzędu Marszałkowskiego w Katowicach.
Na imprezę składają się pokazy związane z mieszaniem owiec, ich udojem i przetwórstwem mleka owczego.
Zwyczaj mieszania owiec sięga czasów bardzo odległych. Ojciec będąc
bacą przekazywał tę umiejętność synom, a ci z kolei swoim dzieciom i tak
tradycja ta przechodziła z pokolenia na pokolenie.
19
Głównym bohaterem pokazu tradycji pasterskich jest baca i jego stado
owiec. Redyk rozpoczyna się uroczystą, polową Mszą Świętą sprawowaną
przez miejscowego proboszcza.
Owce na hale wprowadza barwny korowód składający się z konnego
wozu, ciągniętego przez odświętnie przystrojone konie. Na wozie przywożone są zdziorty (naczynia) potrzebne w bacówce. Towarzyszy im muzyka
kapeli ludowej i śpiew kobiet z Koła Gospodyń Wiejskich z Gminy Jeleśnia. Gospodynie przekazują bacy sprzęty potrzebne przy wyrabianiu serów,
drewniane puciery, gielety, skopce i zdziorty. Baca prowadzi owce na polanę. Pomagają mu juhasi, holajniki i psy pasterskie.
Cały obrzęd mieszania owiec rozpoczyna baca rozpalając ognisko w
szałasie, które nie może zgasnąć aż do św. Jana. Ogień ten jak mówią tradycje odstrasza złe moce, siły nieczyste i działa przeciwko czarom.
Baca wycina z pobliskiego lasu jodełkę i wbija ją na środku polany.
Obok jodełki wbija nóż, symbol zdrowia i w ten sposób miejsce to stanie się
areną Redyku i środkiem okręgu, po którym owce trzy razy zostaną przepędzone. Następnie wraz z juhasami klęcząc w środku stada owiec odmawia
modlitwę i zaklęcie bacowskie. Owce na hali są dokładnie liczone i wpędzone do kosora (ogrodzenie dla owiec). Baca kropi je święconą wodą, okadza
Redyk w Korbielowie - modlitwa baców
20
Redyk w Korbielowie - poświęcenie stada i koszorów
dymem palonej miry i ziół. Dym z kadzidła daje owcom jednolity zapach by
trzymały się razem, natomiast pokropienie wodą święconą ma uchronić owce
przed nieszczęściem. Każda z tych czynności wykonywana jest trzykrotnie
ponieważ liczba 3 jest liczbą magiczną. Następnie owce zamknięte w kosorze są dojone do drewnianych naczyń zwanych gieletkami, które wypełnione
po brzegi zanoszone są do bacówki. W tej drodze baca i juhasi trzykrotnie
odpoczywają. Mleko jest następnie przecedzone z użyciem jodełki, zklagane
(zaprawione podpuszczką) i już bundz (ser) jest gotowy!
W tym samym czasie na scenie można odbywają się występy zespołów
regionalnych oraz śpiewy solistów.
Cały redyk kończy się wspólną zabawą.
Organizatorzy zapraszają również na degustację wyrobów owczarskich,
takich jak: bundz, oscypki, bryndza. Imprezie towarzyszyć będzie wystawa
sztuki ludowej, jarmark .
Całą imprezę zakończy ognisko, na którym planujemy pieczenie kiełbasek. Biesiadowanie uczestników Redyku o ile pogoda pozwoli będzie trwało
do późnych godzin popołudniowych przy śpiewie i muzyce.
Zapraszamy!
21
Małgorzata Kiereś
Muzeum Beskidzkie Wisła
Góry tworzą przyrodzoną postawę Polski.
Cała partja karpacka Polski tworzy jeden wielki obszar górski, któremu
warunki geograficzne i przyrodnicze dyktują wspólność podstaw życia.
Walery Goetel, Zagadnienia regionalizmu górskiego w Polsce, s.133.
O gospodarce sałaszniczo-pasterskiej
w etnograficznej pigułce.
/Co warto wiedzieć o Wołochach,
ich gospodarce sałaszniczo-pasterskiej i kulturze./
P
rzedmiotem tego krótkiego, etnograficznego szkicu jest niewielkie uporządkowanie podstawowego materiału informacyjnego o
gospodarce sałaszniczo - pasterskiej w Beskidzie Śląskim, która stanowiła
podstawę bytu tutejszych górali śląskich. W etnograficznej pigułce spróbujemy powiedzieć sobie, co powinniśmy wiedzieć o wędrówkach Wołochów,
ich gospodarce sałaszniczo - pasterskiej i kulturze. Takie zadanie stawiamy
sobie dziś tylko dlatego, że w kontekście współczesnego powrotu do dawnych form gospodarki sałaszniczej zauważamy ogromny brak podstawowej
wiedzy o Wołochach i ich kulturze szczególnie u młodego pokolenia.
Tematyka dotycząca gospodarki sałaszniczo - pasterskiej całego łuku
karpackiego stanowiła zawsze interesujący temat badań i omawiana jest szeroko w literaturze etnograficznej, historycznej, antropologicznej, a także językowej. Problematykę pasterstwa na terenie Beskidu Śląskiego opracowali,
m.in.: Lubomir Sawicki1, Bronisława Kopczyńska-Jaworska2 czy Franciszek
Popiołek3. Wartość dokumentacyjno-źródłową stanowią także materiały
znajdujące się w zasobach Państwowego Archiwum w Cieszynie, których
ogromna i różnorodna ilość nadal czeka na żmudnego i cierpliwego badacza,
który podejmie się ich opracowywania.
Terenem naszych badań jest grupa etnograficzna górali śląskich, której
siedziby znajdują się na terenie Istebnej, Jaworzynki, Koniakowa, Wisły i
L. Sawicki, Wędrówki pasterskie w Karpatach, cz.3: Szałaśnictwo na Śląsku Cieszyńskim,
Kraków 1919, s. 57-103.
2
B. Kopczyńska-Jaworska, Gospodarka pasterska w Beskidzie Śląskim, „Prace i Materiały
Etnograficzne” Łódź 1950-51/VIII-IX, s.155-322.
3
F. Popiołek, Historia osadnictwa w Beskidzie Śląskim, Katowice 1939.
1
22
Akt dotyczący sporów Kopydlan /w Wiśle/ o łąkę posałaszniczą z częścią lasu.
Data: 31.01.1845 r.
23
Urzędowe wezwanie Szturca Nr. 15 w Wiśle
do stawienia się do sądu powiatowego w Skoczowie.
Data: 26.10.1855 r.
24
Brennej, po stronie polskiej4. Historycznie ta etnograficzna grupa związana
była z losami Księstwa Cieszyńskiego5, które w 1526 roku wraz z ziemiami
czeskimi dostało się pod panowanie Habsburgów. W tym roku bowiem królem Czech, a zatem panem Śląska, został Ferdynand I Habsburg. Habsburgowie stworzyli na terenie Księstwa Cieszyńskiego swoje latyfundium zwane
Komorą Cieszyńską, którą posiadali na mocy rozporządzenia cesarza rzymsko-niemieckiego i króla Czech-Ferdynanda III. Warto jeszcze nadmienić,
że z losami monarchii górale związani byli do 1918 roku,6 kiedy to rozpadły
się Austro-Węgry, a Śląsk Cieszyński powrócił do odrodzonej Polski. Wtedy
to powstała Rada Narodowa Księstwa Cieszyńskiego, a 28 lipca 1920 roku
nastąpił podział Śląska Cieszyńskiego i ustalono granicę państwową na rzece Olzie między Polską a Czechami7.
To tylko kilka najważniejszych faktów kształtujących historyczne oblicze tej ziemi. Przynależność historyczna nie zawsze szła w parze z przynależnością kościelną8. Tu bowiem od XVI wieku współistniały ze sobą dwa
Obszar pięciu miejscowości: Istebna, Jaworzynka, Koniaków, Wisła, Brenna przyjmowany jest za obszar grupy etnograficznej górali śląskich, której druga część znajduje się po
drugiej stronie Olzy. Po stronie czeskiej do tej grupy zaliczają etnografowie Bukowiec,
Gródek, Piosek, Łomną, Mosty Jabłonkowskie.
5
Pod koniec IX wieku cały obszar należał do Państwa Wiślan, sąsiadującego z ważnym, jak
na ówczesne czasy, państwem wielkomorawskim. Po podziale Księstwa Opolskiego, tj.
w 1281 r. był już samodzielną jednostką polityczno-administracyjną, jako Księstwo Cieszyńsko–Oświęcimskie ze stolicą w Cieszynie. Śląsk od XIV wieku należał do Korony
Czeskiej, która z kolei była lennem Rzeszy.
6
Wpływy czeskie są tutaj widoczne na wielu płaszczyznach życia społecznego. Wzmagają
się po 1782 roku, kiedy to powstaje nowa jednostka administracyjna, obejmująca również
Księstwo Cieszyńskie, tzw. Gubernium Morawsko-Śląskie z siedzibą w Brnie. Zostaje ono
w 1849 roku podzielone na część morawską i śląską.
7
J. Chlebowczyk, Gospodarka Komory Cieszyńskiej na przestrzeni XVII-XVIII oraz w
pierwszej połowie XIX wieku, Wrocław 1966; S. Grodziski, Ustrój polityczno-prawny Śląska Austriackiego w latach 1742-1848 (Próba syntezy), w: „Studia Historyczne”,
r.10, 1967, z.1/2, s.5-21; J. Spyra, Śląsk Cieszyński pod rządami Habsburgów, [w:] Śląsk
Cieszyński. Zarys dziejów, Cieszyn 1998, s.49-63; tenże; Zarys dziejów kultury duchowej Śląska Cieszyńskiego (do 1918 r.), [w:] Śląsk Cieszyński. Zarys kultury materialnej i
duchowej, Cieszyn 2000, s.47-59 (drugie wydanie w: J. Spyra, Śląsk Cieszyński w latach
1653-1848, [w:] Stan i potrzeby badań nad dziejami Śląska Cieszyńskiego, pod red. I. Panica, Cieszyn 2000, s.59-78.
8
Na opis struktury religijnej Księstwa Cieszyńskiego zwracają uwagę: A. Barciak Początki
sieci parafialnej w księstwie cieszyńskim, [w:] Stosunki wyznaniowe na Śląsku Cieszyńskim od średniowiecza do współczesności, Ratingen, Kraków 2000, s.11-21; I. Panic, Osadnictwo w ziemi cieszyńskiej w okresie wczesnego średniowiecza, [w:] „Sobótka” 39/1984,
s.1 oraz tenże: Historia osadnictwa w księstwie cieszyńskim we wczesnym średniowieczu
,Katowice 1992, Sytuacja religijna na Śląsku w XVI wieku. Wprowadzenie do problemu,
w: Pojednajcie się. Pastoralny i społeczno-kulturowy wymiar ekumenizmu na Śląsku Cieszyńskim, Bielsko-Biała 2000, s.15-24, J. Drabina: Wokół przyczyn sukcesów reformacji w
Księstwie Cieszyńskim w XVI wieku, [w:] Stosunki wyznaniowe na Śląsku Cieszyńskim
od średniowiecza do współczesności, Ratingen 2000, s.49-59 .
4
25
główne wyznania: katolickie9 i protestanckie10. Tworzyły własne parafie ze
swoim skodyfikowanym zestawem norm i wzorów religijnych, które miały zasadniczy wpływ na wiele zachowań członków badanej społeczności.
Na takim historycznym i kulturowym tle kształtowały się najistotniejsze
wartości i osobliwości góralskiego domu, który prawie przez trzy wieki był
częścią obszaru monarchii austrowęgierskiej. Był on przestrzenią wielu kultur, których współistnienie stało się fenomenem. W owym współistnieniu
od wieków było też góralskie orbis interior, ojcowski dom, mała kulturowa
przestrzeń. Jej zasadnicze zręby, obok historyczno-religijnych uwarunkowań, tworzyła gospodarka sałaszniczo - pasterska, wprowadzona tu na przełomie XV/XVI wieku przez koczownicze plemiona Wołochów. Ich sposób
gospodarowania stał się fundamentem bytu tutejszych górali. Typ gospodarki sałaszniczo - pasterskiej został zaakceptowany przez ówczesne książęce i
austriackie władze, bowiem przynosiła ona zyski dla książęcego i cesarskiego dworu11. Konsekwencją tej akceptacji był systematyczny i intensywny
proces nabywania terenów serwitutowych, na których bez ograniczeń mogły
powstawać sałasze12. Powstawały one na terenach serwitutowych13. Nabycie
praw serwitutowych połączone było z zakupem tzw. łąki szałasowej. Realność ta, pisze Kopczyńska–Jaworska, uprawniała do pasienia określonej
ilości wysady, tzn. ilości bydła wołoskiego i bydła rogatego, która była określona w kontraktach. Z tym uprawnieniem łączyło się prawo do poboru suchych gałęzi i drzewa mniej wartościowego, ale tylko na potrzeby danego
gospodarstwa sałaszniczego14. Było więc to drzewo potrzebne do podgrzania
mleka przy wyrobie sera owczego oraz do podtrzymywania ognia w kolybie. Poza tym pozyskiwano drzewo na budowę kolyby, ale za określonym
Małgorzata Kiereś, O. Leopold Tempes. Pierwszy misjonarz Beskidu Śląskiego, Istebna
2002.
10
K. Michejda, Dzieje Kościoła ewangelickiego w Księstwie Cieszyńskim, Cieszyn 1909
lub [w:] Z historii Kościoła ewangelickiego na Śląsku Cieszyńskim, Katowice 1992; F.
Popiołek, Szkice z dziejów Cieszyna 1957; F. Popiołek, Szkice z dziejów Śląska Cieszyńskiego, Katowice 1958; Śląsk Cieszyński. Zarys dziejów, Cieszyn 1998; J. Kuś, Z dziejów
kościelnych ziemi cieszyńskiej, Kraków 1983; Pasek Z., Pstrokate piękno. Szkice z historii
duchowości chrześcijańskiej, Kraków 1999, s. 153-161.
11
Więcej na temat organizacji sałaszu – por. B. Kopczyńska-Jaworska, Gospodarka pasterska
w Beskidzie Śląskim, „Prace i Materiały Etnograficzne” Łódź 1950-51/VIII-IX, s.155-322,
L. Sawicki, Wędrówki pasterskie w Karpatach, cz.3: Szałaśnictwo na Śląsku Cieszyńskim,
Kraków 1919, s. 57-103; S. Szczotka, Studia z dziejów prawa wołoskiego w Polsce, „Czasopismo Prawno-Historyczne” 2, 1949, s.355-418.V. Davidek, Osidlení Těšínska Valachy.
Studie podle urbářů panstvi z let 1577, 1621, 1692, 1775. Praha 1940; J. Macůrek: Valaši
na severovýchodní Moravě a jejich vztahy k Těšínsku, Polsku a hornímu Slovensku (do r.
1620). „Slezký sbornik” 53, Opava 1955, s.145-195; tenże, Valaši v zapadních Karpatech
v 15–18 stoleti, Ostrava 1959. O wewnętrznej organizacji sałaszów zob. L. Richter, J. Szymik (red.), Sałasznictwo w Beskidach, Czeski Cieszyn 2005.
12
F. Popiołek, Historia osadnictwa w Beskidzkie Śląskim Katowice 1939, s.36.
13
Popiołek, op. cit, s.116
14
B. Kopoczyńska- Jaworska, op. cit, s. 189-190.
9
26
ryczałtowym wynagrodzeniem. Wydawano też pozwolenie na ścinanie czietyny czyli gałęzi jodłowych przeznaczonych na pokarm dla owiec. Jeżeli na
sałaszu potrzebne było drzewo grubsze i większe np. do wyrobu koryt na
mleko, czy do pojenia bydła, to kupowano je za osobną opłatą wyznaczoną przez zarząd leśny. Właściciele dóbr chętnie godzili się na wypas bydła,
gdyż w owych czasach nie mieli żadnych dochodów z lasów oprócz opłat
za wypasanie bydła. W celu sprawnego ich pobierania Zarząd Komory sporządzał spis łąk szałaśniczych, który zawierał dane o ilości owiec i bydła,
przypadającej na określoną łąkę oraz spis nazwisk uprawnionych. Opłaty na
rzecz księcia pobierał od górali wojewoda, który był funkcjonariuszem książęcym Tak, więc w wieku XVII i w pierwszej połowie XVIII w rozwijała
się swobodnie hodowla owiec. Wzmacniała ją ważna ustawa z roku 1748,
w której to cesarskim rozporządzeniu nakazywano sprzedaży łąk, zrębów i
pól położonych wśród lasów, przy czym zaznaczano wyraźnie, że wolno im
wypasać bydło wałaskie za opłatą czynszu15 Był to złoty okres sałasznictwa
na Śląsku. Opis tego ważnego okresu dla górali podaje Janusz Spyra, który
zanotował „W Wiśle akcja parcelacji rozpoczęła się w 1749 r. Odbywała
się w ten sposób, że górale proponowali upatrzone pastwisko lub łąkę oraz
roczny czynsz za jej użytkowanie, zaś wysłana przez regenta Komory „komisja”, złożona z urzędników kameralnych szacowała grunt, tzn. oceniała,
czy nadaje się do wypasu, ustalała „wysadę” czyli dozwoloną ilość owiec
oraz cenę kupna.” Dokumentów tego rodzaju zachowało się wiele, niektóre
sporządzano hurtem, np. w relacji z 7 VI 1749 r. urzędnicy meldowali regentowi o wymierzeniu i oszacowaniu 11 łąk W 1751 r. oszacowano m.in.
łąki dla Jerzego Pilcha (na Niedźwiedziu i Bucioryszka), dla Tomasza Czyża
(Chałupionka i Ustnikowa) oraz inne dla osób z Ustronia, w roku kolejnym
łąki, które proponowali Jakub Nogowczyk (łąka pod Palenicą w sałaszu Koziniec, wysada 12 sztuk owiec), jego brat Paweł (drugą połowę tej łąki, 24
szt.), Michał Cieślar (łąka Wysznia w Głębcach, 24 szt.) i inni16,. Spisywano
też protokoły z poszczególnymi góralami. Okazało się jednak, że przyzwolenie na rozwój gospodarki sałaszniczo - pasterskiej i jej złoty okres nie trwały
za czasów monarchii zbyt długo. W drugiej połowie XVIII wieku sytuacja
sałasznictwa zmieniła się zupełnie. Przełomem okazało się wejście w życie
w 1756 roku ustawy leśnej wymagającej od właścicieli lasów prowadzenia racjonalnej gospodarki. Ustawa ta nakazywała zalesienie przynajmniej
połowy wyciętego terenu. Wykazywano w niej, że bezplanowa eksploatacja
lasów przez właścicieli ziemskich i ludność zamieszkującą tereny górskie
mocno przetrzebiły lasy. Prowadzone tam wyręby i czerchlowanie ogniem
oraz szkody dokonywane przez stada owiec i kóz przynosiły szkody gospo15
16
Popiołek , op. cit. s.125
Janusz Spyra dodaje, że widoczne to było zwłaszcza w dokumentacji Komisji Regulacyjnej z 30 lat XIX w. J. Spyra, Wisła. Dzieje beskidzkiej wsi do 1918 roku. Monografia Wisły,
Wisła 2007, s.79-80.
/tam również podana bibliografia źródeł archiwalnych/
27
darce leśnej. Owce i kozy ogryzały wierzchołki młodych drzewek szpilkowych i liściastych, co skutkowało zahamowaniem wzrostu i rozrostu drzewek, które karłowaciały i usychały17.
Drzewostan lasów zmniejszył się dzięki możności bezpłatnego korzystania chłopów z lasu – opalania chat i budowy zagród. Ponadto, w związku
z ulepszaniem dróg wiodących do wsi i gór beskidzkich, następował stały
wzrost wywozu drewna opałowego do miast. Wprowadzenie ustawy spowodowało ograniczenie serwitutów pastwiskowych, z których korzystali
dotąd górale. Jeszcze gorsze czasy nastały dla nich, gdy w roku 1766 rząd
austriacki zarzucił arcyksięciu Albrechtowi prowadzenie niewłaściwej gospodarki w jego lasach. Rozpoczął się wtedy proces coraz mniejszych praw
dla serwitutów, które górale zakupili od Komory Cieszyńskiej. Komora zakazała góralom brać nawet trawę z łąk, a także drewno opałowe z lasów
państwowych. Gdy jednak w związku z tym zaczęło brakować paszy dla
mnożących się owiec i krów w sałaszach i spółkach sałaszniczych, górale zaczęli się buntować. Sytuacja ta doprowadziła do pierwszych ostrych sporów
chłopów z arcyksiążęcą Komorą w Cieszynie, która, zdaniem historyków,
nie wahała się użyć wojskowej asysty dla stłumienia oporu górali. Górale
z kolei odważyli się wysyłać deputację do rządu austriackiego w Wiedniu
ze skargami na postępowanie zarządu dóbr kameralnych. Chłopskie bunty
doprowadziły do zainteresowania się nimi przez ówczesną władzę skoro już
w roku 1796 przybyła na Śląsk specjalna komisja cesarska z Cieszyna dla
zbadania podłoża tych sporów.18 Stwierdziła ona, że stosunki między Komorą a miejscową ludnością są mocno napięte i należy koniecznie przystąpić
do ich uregulowania. Na tej podstawie cesarz polecił gubernialnemu radcy
Karolowi Filipowi i cieszyńskiemu staroście obwodowemu von Rechtenbachowi bezstronne załatwienie sporów. Starosta wywiązał się sumiennie,
potwierdzając nadużywanie uprawnień chłopskich w Komorze cieszyńskiej.
Udało mu się przekonać zarząd lasów beskidzkich o niewłaściwym postępowaniu i zasugerować, że należy liczyć się z wolą cesarza jako zwierzchnika
dóbr leśnych. Administracja lasów państwowych w dorzeczu Brennej, Wisły
i Olzy podzielona była na trzy rejony z siedzibą w Skoczowie, Jabłonkowie
i Cieszynie. Po wnikliwym zbadaniu stosunków leśnych w tych okolicach z
udziałem zarządu Komory arcyksiążęcej, nadregentem von Teschenbergem
oraz z przedstawicielami wszystkich gmin kameralnych w górach, ustalone
zostało protokolarnie 31 października 1796 r., że dla zabezpieczenia potrzeb
ludności austriackiej monarchii, oprócz prowadzonych już kultur leśnych
należy zająć jeszcze dalsze obszary z gruntów sałaszniczych pod kulturę leśną, mianowicie: z rewiru w Skoczowie 2003,75 mórg, w Jabłonkowie 1094,
w Cieszynie 938, razem 4035,75 mórg. Z tego obszaru należało wyłączyć
główny rejon skoczowski, na którym są one położone w Brennej i w Wiśle,
A. Podżorski, Historia sałasznictwa w Beskidzie Śląskim, maszynopis niepublikowany,
zbiory Muzeum Beskidzkiego w Wiśle, syg.MW.H.57.
18
Op.cit.s.12-13.
17
28
czyli na obszarze 2003,75 mórg, zaś w Brennej 1223,75 w Ustroniu 100, w
Wiśle 676 – razem 4003,5 mórg. W zatargach powstałych podczas likwidacji praw chłopskich strona krzywdzona nie miała prawnego reprezentanta z
powodu braku polskich adwokatów i sędziów mogących odważnie bronić
górali w sporach z Komorą arcyksiążęcą. Przy tym urzędnicy nie znali języka polskiego ani potrzeb gospodarczych ludności i stawali zawsze po stronie
silniejszego.
Zarząd Komory arcyksiążęcej uważał tereny używane przez właścicieli sałaszy za własność arcyksięcia Albrechta Habsburga obciążoną tylko na
rzecz spółek sałaszniczych, przy czym powoływano się na ustawę z roku
1800. Powstała wprawdzie komisja likwidacyjna dla rozstrzygania sporów,
ale działała znowu po myśli Komory. Uznała, że spółkom sałaszniczym ma
być oddana pewna ilość gruntów na własność z dawnego sałaszu, bez prawa do korzystania z całego terenu sałaszniczego, na co się górale nie zgodzili, żądając pozostawienia w mocy dawnego prawa znoszącego kontrolę
nad ilością bydła, która mogła być wypasana terenach sałaszniczych. Wtedy
rzeczoznawcy uznali za słuszne przyjąć za podstawę ustalenie dochodów
ilość wyprodukowanego siana na obszarze leśnym sałaszu, a wartość ekwiwalentu należącego się spółkom sałaszniczym za zniesienie uprawnień ustalić na podstawie trwałych dochodów. Krzywdy wyrządzone chłopom przy
likwidacji serwitutów sałaszniczych doprowadziły nawet do rozlewu krwi.
Nie pomogły sprzeciwy górali, ani wyrywanie sadzonek leśnych na zajętych przemocą obszarach19. Okazało się, że w następstwie krzywd doznawanych ze strony zarządu dóbr leśnych w pozostawionych jeszcze spółkach
sałaszniczych po likwidacji serwitutów, do końca XIX stulecia ilość owiec
po polskiej stronie znacznie zmalała. Wyjałowione pastwiska porosły psinką, paprocią, borowiną i różnymi chwastami. Do tego przyczyniła się także
Komora arcyksiążęca, wykupując lub wymieniając tereny należące dawniej
do spółek sałaszniczych i łącząc je w zwarty las kameralny. W ten sposób
zaczęło się rozbijanie sałaszy przez namawianie spółek do podziału. Był to
początek końca gospodarki sałaszniczej.
Kiedy jednak w czasie Wiosny Ludów włościanie wystąpili z żądaniem zniesienia pańszczyzny i wprowadzenia języka polskiego w szkołach,
urzędach itd., odżyły u górali nadzieje na odzyskanie zabranych im terenów
i uprawnień sałaszniczych. Cesarz Franciszek Józef I wydał w 1848 roku
ustawę o uwłaszczeniu chłopów. W nowych warunkach uchwalone wcześniej reformy zostały przeprowadzone w sposób gwarantujący właścicielom
uprawnień feudalnych pełną rekompensatę. Patent cesarski z 5 VII 1853r.
stanowił, że za rezygnację z praw do użytkowanej dotąd przez chłopów ziemi panom feudalnym należy się odszkodowanie i określa, jakie ciężary należy zlikwidować względnie uregulować:
19
Dotyczy to głównie sadzonek świerka, który od 1820 roku jest protegowany przez komorę
arcyksiążęcą, za: L Sawicki, op, cit.s.64.
29
1. wszystkie prawa do ścinania drzew oraz zbierania wszelkich produktów leśnych obcego lasu,
2. wszystkie prawa pastwiskowe na obcym gruncie,
3. wszystkie inne służebności polne,
4. wspólne posiadanie i wspólne użytkowanie gruntów między
zwierzchnością i gminami z jednej strony a podwładnymi z drugiej strony
lub między dwoma i więcej gminami.20
Janusz Spyra sytuację tę komentuje w następujący sposób: „Górale, którzy zapłacili już za prawo do użytkowania swojej ziemi, nie mówiąc o corocznym czynszu gruntowym, teraz musieli zapłacić za nią po raz kolejny, na co
wielu biedniejszych rodzin nie było stać”21. Celem Patentu była ostateczna
regulacja spraw własności, a więc także likwidacja uprawnień do wypasu na
obcym gruncie, co miało jeszcze gorsze konsekwencje dla rodzin utrzymujących się z sałasznictwa. Komora została uznana wyłącznym właścicielem
rozległych dóbr leśnych, nie musiała więc respektować wcześniejszych umów
związanych z nabyciem przez górali praw do wypasu na poszczególnych leśnych pastwiskach, choć musiała się z nimi rozliczyć. Patent przewidywał co
prawda zachowanie części tych uprawnień w postaci tzw. serwitutów leśnych
i pastwiskowych, ale Komora dążyła do wykupienia serwitutów z rąk górali i
podziału sałaszy, by pojedynczych osadników łatwiej usunąć z gór22.
Pierwszą czynnością komisji do regulacji serwitutów było ustalenie, czy
należy prawa sałasznicze uregulować czy zlikwidować. Po drugie, ustalano
prawa własności do terenów sałaśniczych. Praw tych górale żądali dla siebie,
a komora przyznała je Komorze Cieszyńskiej. Trzecią czynnością było ustalenie wysady przypadającej na jeden sałasz. Ciekawostką jest /o dziwo!/, że
ostatecznie Komisja dochód z szałasu ustaliła na podstawie wydajności siana. Likwidacja serwitutów jak pisze Kopczyńska –Jaworska przeprowadzona w tak bezwzględny sposób, nie liczący się z dotychczasową gospodarką
doprowadziła, jak się zgadzają wszyscy zajmujący się historią sałasznictwa,
do kryzysu gospodarczego. W pamięci górali do dziś czas dobrobytu określony krótkim powiedzeniem - gdo mo owce tyn mo co chce -trwa w pamięci
przekazywanej z pokolenia w pokolenie, a wraz z nią krzywda wyrządzona góralom przez Cieszyńską Komorę. Pamięć o tej moralnej i społecznej
krzywdzie potwierdza np. wiersz Antoniego Kretka poety z Istebnej:
Płacze Młoda Góra
Kiczora się żali,
Nad niedola ludzką
nad krzywda górali (…)
Lecz jak Habsburgowie
sałasze zabrali
B. Kopczyńska- Jaworska, op.cit, s. 192-193.
F. Popiołek, Wisła Cieszyńska, s. 19 i przyp 59; tenże, Historia osadnictwa, s. 85-89.
22
J.Spyra, Dzieje…, op.cit, s.143-144
20
21
30
to zamiast piosenek górale płakali
Przyszli bielnicy, owce pozganiali
a starych owczorzy na Mirów zabrali (…)
Powstała także pieśń, której słowa napisał istebniański proboszcz ks.
Emanuel Grim. Stała się ona rodzajem tutejszego hymnu opiewającego problem sałaszy.
Grónie nasze Grónie
Śląska wy ozdobo
wśród was serce płonie
człek czuje się sobą
Hale nasze Hale
pełnej górskiej paszy
już na was górale
nie majóm sałaszy (…)
W roku 1919 Michał Kawulok z Istebnej zwrócił się do Rady Narodowej
w Cieszynie z żądaniem naprawienia krzywdy wyrządzonej góralom. Dnia
24 listopada 1919 roku stworzono przy Radzie Narodowej w Cieszynie Komisję Serwitutową, której prezesem został dr Andrzej Grodyński, radca przy
Sądzie Okręgowym w Cieszynie. Skutkiem pracy tej Komisji była ustawa
nr 59, poz. 373 z dnia 21.06 1921 DZ. Ustaw RZ/.P. Mimo że ustawa powstała, należy odnotować jej fiasko. Ustawa przewidywała jako ekwiwalent
pastwiska lub ziemię pochodząca z gruntu sałaszu. A było to niemożliwe,
gdyż, gdyby anulowano orzeczenia austriackiej komisji serwitutowej, trzeba
by także anulować wszystkie działy i kontrakty ,darowizny, akty kupna na
przestrzeni 1853-1921 lat, co było niewykonalne23.
Kolejna komisja już pod kierownictwem dr Jan Kotasa opracowała
nowa ustawę o spółkach sałaszniczych. Zatwierdzono ją na sejmie śląskim
w Katowicach dnia 19.4.1933 roku. Jednak nawet ta nowa ustawa nie zdołała przywrócić dawnych form gospodarki sałaszniczo-pasterskiej. Konsekwencją tych wydarzeń i decyzji było dalsze karłowacenie gospodarstw,
co zmuszało właścicieli i ich rodziny do emigracji w poszukiwaniu zarobku i chleba nawet za granicą. Szli na służbę za samo tylko wyżywienie.
Wyjeżdżano wtedy na Węgry po żywność, ale dwutygodniowe podróże
sprawiały, że wiele z zakupów topniało już w drodze powrotnej. W latach
1854-1856 rozpoczęła się masowo emigracja np. wiślan do Tisza Szent
Miklos, gdzie utworzyli kolonię i za pracą i chlebem do Ameryki.24 Góra23
Kopczyńska,Gospodarka…, op.cit, s. 197
Po upadku monarchii odżyły nadzieje górali na odzyskanie odebranych im terenów sałaszniczych. Zwrócili się wtedy do Rady Narodowej w Cieszynie o naprawę tej krzywdy.
Delegacji przewodniczył Kawulok Michał, syn Jakuba ze Stecówki w Istebnej, I.d.260,
właściciel również skarłowaciałej posiadłości. Jego chata należy do najstarszych w Istebnej. Zbudowana została w roku 1721. Delegacja przedstawiła w roku 1918 krzywdy wyrządzone góralom przez Komisję Likwidacyjną Komory Cieszyńskiej, prosząc zarazem o
zwrot zebranych im sałasz.
24
31
le z Istebnej również masowo emigrowali do Ameryki, gdzie założyli np.
miejscowość Sheridan.
Zasygnalizowany jedynie w zarysie splot trzech decyzji obrazuje
najważniejszy proces powstania i zaniku sałaszniczego bytowania w górach. Próby zastąpienia go gospodarką rolniczą nie przynosiło dobrych
rezultatów. Zboże, ziemniaki sadzone i siane na kamienistym gruncie w
surowym górskim klimacie nie zdołały wyżywić wielodzietnych góralskich rodzin.
O codziennym życiu na sałaszu.
Przypomnijmy kilka najważniejszych zasad funkcjonowania sałaszy. W
pierwotnym znaczeniu tego słowa – sałasz to polana leśna po wykarczowaniu. W znaczeniu szerszym była to bardzo przemyślana, jak na owe czasy,
spółka, która składała się z właścicieli wspólnego pastwiska. Na czele spółki
stał sałasznik wybierany przez gromadę, który miał władzę zwierzchnią i decydującą. Sałasznik ustalał dzień mieszania i rozchodu owiec, organizował
całość prac związanych z prawidłowym funkcjonowaniem sałaszu. Sałasznikiem był zazwyczaj właściciel największego dziołu na sałaszu. Jednocześnie
musiał to być człowiek cieszący się ogólnym zaufaniem. Za swoją pracę
nie dostawał jakiegoś stałego wynagrodzenia, była to funkcja honorowa. Z
kolei bacza odpowiadał za porządek na sałaszu, w kolybie i w kumarniku.
Zapisywał w obecności pasterzy ilość zrobionego sera, który po zakończeniu
pasienia rozdzielał między wspólników. Owczorze zaś paśli owce, doili je i
trąbili na sałaszniczych trombitach. Jego pomocnikiem był hólajnik, który
przeganiał owce do strungi. Młode owce pasł tylko jałowior i podlegał sałasznikowi, który wyznaczał mu kierunek pasienia stada25.
Dzień mieszania owiec przypadał w zależności od pogody między 24
kwietnia a 25 maja. W dzień wyganiania owiec na sałasz sałasznik grał na
trąbicie Anioł Pański i oznajmiał wszystkim gazdom dzielenie owiec. Za
każdą owcą z chałupy szła „ku miyszaniu” para ludzi, domowi pasterze.
Na sałaszu wszyscy tworzyli wielkie koło, aby się stado nie rozeszło. Na
środku wbijano długą na 3 m jodełkę. Przed jodełką klękał sałasznik, bacza,
25
Na sałaszu z młodymi jarkami pojawiał się dopiero po 24 czerwca. Inf. lat.82, Istebna. Podstawą ich działalności ekonomicznej były tzw. sałasze, spółki pasterskie, w których kilku,
bądź kilkunastu właścicieli owiec łączyło swoje stada, wspólnie zabiegając o ich wypas i
inne potrzeby, dzieląc uzyskane pożytki proporcjonalnie do ilości owiec. Na czele sałaszu
stał sałasznik, szeregowi jego członkowie zwani byli mieszanikami (od zmieszanych w
sałaszu owiec), choć często wszystkich członków sałaszu określano mianem sałaszników.
Górali reprezentowali wybieralni przedstawiciele zwani wojewodami (wajdami), a rządzili się własnymi zwyczajami, określanymi nazwą prawa wałaskiego. Zasięg kompetencji
wojewodów nie był wyznaczany granicami wsi, lecz rozciągał się na większe obszary. W
późniejszym czasie stali się zresztą urzędnikami księcia, z którego kasy otrzymywali wynagrodzenie, pilnując w zamian respektowania jego uprawnień
32
owczorze. Wszyscy razem modlili się na głos Ojcze nasz, Zdrowaś, Racz
Panie pożegnać ten nasz dobytek broń go od wszystkiego złego. Bacza zapalał przy wejściu do koszora ogień. W ręce trzymał rożne zioła, które palił,
a dymem okadzał owce. Po słowach „Pójmy z Panem Bogiem” podawali
owcom chleb i prowadzili je trzy razy „jak idzie słoneczko” koło jodełki. Bacza w tym czasie rzucał zioła do ognia, zaś hólanicy strzelali z batów ponad
owieczkami26.
Do życia społecznego wprowadzono dwa zwyczaje sałasznicze: wiosenne wypędzanie owiec – na św. Urbana (25 maja) i jesienne spędzanie
stada owiec – rosod – zwyczajowo w dniu św. Michała (29 września).
Oba zwyczaje były czynnikami więziotwórczymi dla tej góralskiej społeczności.
Autentyczny opis gospodarstwa sałaszniczego znajdujemy u Franiszka Popiołka. Pochodzi z Ligotki Kameralnej z roku 1830: W sałaszach
chowa się owce, które przez całe lato trzy razy dziennie dojone są przy
kolibach. Z mleka po dodaniu żołądka cielęcego wydziela się ser, myje
się go w wodzie i wyciska, a gdy po dwóch dniach zacznie fermentować
rozdrabnia się, daje do niego sporo soli, układa w beczułkach, przyciska
kamieniami, a potem zjada lub sprzedaje. Po oddzielaniu sera gotuje się
pozostałe mleko, które stanowi obok chleba jedyne pożywienie pasterzy
przez cały czas paszenia.
Na wiosnę koło Zielonych Świątek wypędzało się bydło do sałaszy, po
św. Michale spędzało z powrotem. Do każdego sałaszu należało 2-30 sałaszników czyli członków spółki sałaszniczej, którzy mieli na sałaszu od 5
do 25 owiec i odpowiednio do tego otrzymywali pewną ilość sera. Bacza
zapisywał każdego dnia ilość sera zrobionego w obecności dwóch pasterzy.
Po św. Bartłomieju mleko stawało się pełniejsze i wtedy robiło się niego
lepszy gatunek sera tzw. bryndzę, którą sprzedawało się w miastach. Po św.
Michale spędzało się owce w dolinę i odtąd nie dawały one już mleka, Pasało się je wtedy przy domu lub na tzw. łąkach wałaskich. Z końcem marca
oddzielało się jagnięta od matek i karmiło je osobno. Pasterze woleli lato
suche - było wydajniejsze. Stare owce zjadali gospodarze lub sprzedawali
je masarzom. Z ich wełny, po zamieszaniu jej z wełną z młodych owiec,
wyrabiał sobie prawie każdy góral sukno na gunię i na nogawice. Należy
pamiętać, że najważniejszym produktem ubocznym był nawóz. Jego jakość
była bardzo ceniona, potrzebna szczególnie tam, gdzie łąki były przesiąknięte wilgocią. Nawożenie opierało się na koszarowaniu owiec według klucza ustalonego starodawnym obyczajem, a opartego na ilości udziałowców i
rozmiarach poszczególnych udziałów, np. za każdą owcę na sałaszu należy
się jej właścicielowi 1/3 nocy koszarowania, i tak np. chłop, który ma na
26
Ciekawostką jest, że w Wiśle dochowała się tradycja, że corocznie na wiosnę w gminie
odbywało się zebranie gazdów zwane wałaską gromadą. Ustalano przebieg dnia mieszania
owiec i prac związanych z funkcjonowaniem sałaszu.
33
sałaszu ma 2 krowy, 35 owiec mógł żądać, by na jego gruntach koszar stał
przynajmniej 16 razy27.
W naszej etnograficznej pigułce na zakończenie rozważań o ważnych
historycznych decyzjach, które kształtowały rozwój i zanik sałasznictwa na
terenie Beskidu Śląskiego, zatrzymujemy się przy kwestii pochodzenia Wołochów. Nie jest naszym celem rozstrzygnięcie wielu naukowych hipotez na
temat ich pochodzenia
Warto jednak dla podstawowej wiedzy przytoczyć 5 znanych poglądów na
kwestie pochodzenia Wołochów, które przedstawia Kopczyńska – Jaworska:
1. Według poglądu pierwszego gospodarkę w Karpatach zaprowadzili
pasterze rumuńscy, którzy posuwając się wzdłuż Karpat doszli do Moraw i
dopiero później ulegli zesłowiańszczeniu.
2. Drugi pogląd początek gospodarki pasterskiej w Karpatach łączy z
imigracją pasterzy rumuńskich, którzy w czasie swej wędrówki ulegli zesłowiańszczeniu.
3. Trzeci pogląd zaprzecza etnicznej penetracji Rumunów na tereny
Karpat słowiańskich - wpływy słowiańskie tłumaczy zapożyczeniami pośrednimi.
4. Czwarty pogląd początek gospodarki pasterskiej łączy z kolonizacją
niemiecką.
5. Piąte stanowisko przedstawia początek gospodarki pasterskiej w
związku z kolonizacją węgierską28
Przedstawione naukowe stanowiska wyraźnie ilustrują, w jakim stopniu kwestia pochodzenia Wołochów oraz problem kolonizacji wołoskiej jest
przedmiotem ożywionej dyskusji wśród historyków i etnografów. Wszędzie
pozostały po nich nazwy pochodzenia rumuńskiego, z których pewne powtarzają się także w Beskidach29. Ważne, że Wołosi przynieśli ze sobą umiejętność przeżycia w trudnych górskich warunkach oraz gospodarowanie w
górach w oparciu o pasterstwo, głównie owiec oraz znajomość przetwórstwa
owczego mleka i wełny.
Swoje refleksje o Wołochach zanotował również Przemysław Burchard.
Znakomity etnograf, bajkowo opisujący świat odchodzącej kultury ludowej
w sposób jednoznaczny łączy pochodzenie Wołochów i ich nazwy z terenami Dacji a więc dzisiejszej Rumuni. Uważa, że było to pasterstwo polegające na przenoszeniu się wraz ze stadami z miejsca na miejsce w poszukiwaniu
wciąż nowych pastwisk. Taki rodzaj pasterstwa nazywany jest transhumancją. W okolicach górskich zwykle polega to na tym, że w lecie wypasa się
stada na wysoko położonych łąkach, zimą natomiast bądź karmi się je paszą
L.Sawicki, op.cit s. 96
Kopczyńska, op.cit.s.161-162
29
Jak np. Gahura czy Kiczora, por. Z. Hołub-Pacewiczowa, Osadnictwo pasterskie i wędrówki
w Tatrach i na Podhalu, Kraków 1931, s. 197-198.
27
28
34
we wiosce lub jeszcze długo pasie na nizinach. System ten wymaga specyficznej, sprawnej organizacji, konstrukcji zagród i ogromnego doświadczenia przekazywanego z pokolenia na pokolenie. System taki doprowadzili do
perfekcji już w starożytności przodkowie dzisiejszych Rumunów na terenie
Karpat Południowych i Wschodnich. Wiadomo o tym z relacji rzymskich
historyków, którzy pisali je w okresie wojen z Dakami/ tak Rzymianie nazywali mieszkańców Rumuni/. Po podboju Dacji administracja rzymska i wojsko wykorzystywali chętnie pasterzy dackich, bowiem ich usługi zapewniały
wojsku dostawy mięsa nawet w trudnych, górskich warunkach. To właśnie
Rzymanie Daków -ówczesnych mieszkańców- Rumuni będących pasterzami
nazwali Vlasi, a więc Volosi, - Wołosi. Po rozpadzie Imperium Rzymskiego
Vlasi-Volosi-kontynuowali już na własną rękę swoje wędrówki ze stadami
Opanowali Bałkany i ruszyli też Karpatami na Zachód. W XIV wieku byli
już w Beskidach Wschodnich, w XV na Orawie, a w XVI wieku dotarli w
śląskie Beskidy i na Morawy30.
Jak powinniśmy ich nazywać? Czy są to Wołosi czy Wałasi?
U podstaw zagadnienia wołoskiego napotykamy na trudności natury
etymologicznej – pisze Michał Magnuszewicz. Mianowicie chodzi tutaj o
pochodzenie i drogi rozprzestrzeniania się samej nazwy Vlach, Wołoch, czy
Wałach. Słowianie Południowi nazywają Rumunów Vlachami, od nich zapożyczyli tę nazwę Grecy w postaci Vlachoi. Do języka polskiego przeniknęło określenie wschodniosłowiańskie WOŁOCH, co wskazuje, że Polacy
zetknęli się z Rumunami drogą okrężną za pośrednictwem ruskim. Tym ciekawsze, według J. Czekanowskiego, jest nazywanie zachodnio-karpackich
pasterzy Wałachami nie tylko po polsku, ale i po czesku, gdzie należałoby
się spodziewać formy Vlach31.
Czekanowski stawia hipotezę, że nazwą szczepu pasącego w Karpatach
przede wszystkim owce, stał się węgierski wyraz „Valach” u podkarpackich
Węgrów oznaczający owczarza. Jest to zwokalizowana forma południowosłowiańskiego i słowackiego Vlacha. Jakkolwiek u Węgrów Wołoch znaczy
Olach, a nie Valach, można wnioskować, że wyraz Wałach został przez Słowian Zachodnich przyjęty od Węgrów, którzy przyjęli go od Słowian Południowych lub wręcz od Słowaków i w zwokalizowanej postaci oznaczyli
nim owczarza. W końcu węgierską nazwę owczarza przyjęli Czesi i Polacy,
określając nią zachodniokarpackich pasterzy, pierwotnie niewątpliwie Wołochów32. Ostatecznie stanowiska naukowców sprowadzają się do podstawowego zdania, że nazwa Vlach lub Wałach oznacza pasterza.
P. Burchard, Za ostatnim przystankiem, Warszawa 1985, s. 245-246
M. Magnuszewicz, Zagadnienia…,s.154.
32
M. Magnuszewicz, Zagadnienia…,s.155.
30
31
35
Najtrwalszą spuścizną wołoskiej pasterskiej tradycji pozostaje do dziś
kobiecy i męski strój ludowy, który u górali Beskidu Śląskiego jest nadal
częścią życia. Najczęściej zakładany jest na określone współczesnym rokiem obrzędowo-liturgicznym i administracyjnym uroczystości. Gospodarska sałaszniczo-pasterska miała zasadniczy wpływ na kształt ludowego,
pasterskiego stroju noszonego przez górali do dnia dzisiejszego. Był on dla
nich zawsze ważnym czynnikiem kształtującym poczucie przynależności do
swojej ojcowskiej ziemi, dawał poczucie czegoś co było „moje”, „nasze”,
„swoje”, czegoś czego nie posiada „inny”. Zawsze dawał poczucie bogactwa, parady, dumy i godności. I niechaj tak pozostanie tak na zawsze.
Mieszanie owiec w Koniakowie
36
Sylwia Tumidajska
Na dzisiejszym „sałaszu”
w Beskidzie Śląskim – refleksja etnologa
P
oniższy
szkic
jest próbą podsumowania przeszło rocznych obserwacji współczesnych form gospodarki pasterskiej1 w Beskidzie Śląskim. Autorka
swoje refleksje opiera
na wywiadach oraz obserwacjach dokonanych
podczas imprez folklorystycznych – „miyszania
owiec”, „rozsodu” organizowanych cyklicznie w
Koniakowie. Są one jedynie zasygnalizowaniem
problemów badawczych,
które współczesne sałasznictwo wywołuje. Poniższe rozważania koncentrują się na procesach kulturowych związanych z tradycją, jej przetwarzaniem i wpisywaniem w obecną
rzeczywistość kulturową górali Beskidu Śląskiego.
Jerzy Probosz – góral z Istebnej, poeta i pisarz – na łamach „Gwiazdki
Cieszyńskiej” podzielił się ciekawym doświadczeniem, jakie przeżył podczas wizyty w krakowskim muzeum. Jego uwagę przykuły krosna tkackie,
których konstrukcję bardzo dobrze znał. Przyznał, że tam, skąd pochodzi dokładnie takie archaiczne krosna są jeszcze w użyciu, a nawet potrafił wymienić jakich części brakuje, czym wprawił w zdziwienie przewodnika muzealnego. Na dowód swoich słów, pokazał koszulę tkaną właśnie tą metodą. Być
może to zdarzenie w krakowskim muzeum skłoniło poetę do przyjrzenia się
nie tylko losowi tradycyjnego tkacza, ale także gajdosza, furmana, a nawet
poszukiwacza zbójnickich skarbów2. Wśród tych wymienionych „niknących
zawodów”, pojawia się również postać owczorza, za którą stoi wielowiekoW artykule autorka posługuje się terminem „współczesne sałasznictwo”, „współczesna gospodarka sałaszniczo – pasterska” dla oznaczenia, kształtującego się od roku 2004 na terenie Istebnej i Koniakowa zjawiska kulturowego związanego z „reaktywacją” gospodarki
pasterskiej na tym terenie.
2
Zob.: Jerzy Probosz, Niknące zawody [w:] „Gwiazdka Cieszyńska” 1930, R. 83.
1
37
wa tradycja. Dlatego też Jerzy Probosz w kolejnych numerach „Gwiazdki
Cieszyńskiej” nie wybrał modelowej prezentacji – owczarza X na sałaszu
Y. W jego eseju owczorz to człowiek z krwi i kości o imieniu Jan zwany
„owczor z Łączyny” – jego los zaś, to los gospodarki sałaszniczo - pasterskiej na terenie Beskidów na przełomie XIX/XX w3.
Tradycja gospodarka sałaszniczo – pasterska kształtowała się w Beskidzie Śląskim od XVI wieku w wyniku tzw. kolonizacji wołoskiej. Górzysty
teren sprzyjał wypasowi owiec, który, z powodu nieurodzajnych gleb, a stąd
i niewydajnego rolnictwa, stał się podstawą bytu górali przez kolejne wieki.
Hodowla bydła rozwijała się swobodnie w wieku XVII i pierwszej połowie
XVIII, tym bardziej, że w roku 1748 wyszło specjalne zarządzenie carskie
nakazujące sprzedaż łąk, zrębów i pól położonych wśród lasów. Górale mogli
wypasać na nich bydło wałaskie za opłatą czynszu. Zwrot w rozwoju pasterstwa w Beskidzie Śląskim nastąpił w drugiej połowie XVIII. Zagrożeniem dla
gospodarki sałaszniczej stała się ustawa leśna z roku 1756. Rząd w Wiedniu
przystąpił do ochrony lasów, przede wszystkim przez ograniczanie góralom
miejsc wypasu, wszystko to dla potrzeb gospodarki leśnej monarchii Habsburgów. W wyniku tych działań napięte stosunki między góralami a urzędnikami, spowodowały, iż w roku 1800 podpisano ugodę, a w jej następstwie
wytyczono granice między sałaszami a lasami Komory Cieszyńskiej. Jednak
w roku 1853 wydano patent carski, który przesądził o losie sałasznictwa
na terenie Beskidu Śląskiego. Patent miał na celu likwidację uprawnień do
wypasu, Komora została
uznana wyłącznym właścicielem dóbr leśnych,
tym samym nie musiała
respektować wcześniej
zawartych umów z góralami o nabyciu praw do
wypasu. Zaproponowano
również wypłacanie góralom odszkodowania za
rezygnację z użytkowanych pastwisk. Były one
tak naprawdę nieproporcjonalne do poniesionych
strat, bo oferowano im
w zamian drobne działki
ziemi, z których prawie
niemożliwe było utrzymanie góralskich rodzin4.
Zob.: Jerzy Probosz, Niknące zawody [w:] „Gwiazdka Cieszyńska” 1930, R. 83, Nr 36, 40,
45, 53, 65, 79, 83, 91, 96.
4
Zob.: Franciszek Popiołek, Historia osadnictwa w Beskidzie Śląskim, Katowice 1939.
3
38
Gospodarka sałaszniczo – pasterska, której los został przesądzony w
roku 1853, tak naprawdę nigdy nie wróciła na właściwy dla górali tor. Po
pierwszej wojnie światowej, po upadku Austro – Węgier zrodziły się nadzieje na to, że sałasze powrócą. W roku 1919 Michał Kawulok z Istebnej ze
Stecówki zwrócił się do Rady Narodowej w Cieszynie, aby zadość uczynić
krzywdy, jakich górale doznali ze strony austriackich rządów5. Stworzono
przy radzie Narodowej Komisję Serwitutową, która miała zrewidować poczynania poprzedniej władzy w sprawach sałaszniczych. Sam proces rewizji i tworzenie odpowiedniej ustawy dla uregulowania sprawy sałaszy trwał
latami. Ustawę o spółkach sałaszniczych zatwierdzono na Sejmie Śląskim
w Katowicach w 1933 r. Działalność Związku Spółek Sałaszniczych natrafiła na pewne trudności, gdyż nie wszyscy uprawnieni chcieli wstępować do
spółek. W miejscowościach, gdzie tereny pastwiskowe były zlikwidowane,
ludność dostawała wynagrodzenie w postaci nawozów sztucznych i cementu
do budowania gnojników6. Sałasze odradzały się na nowo w latach 30 – tych
XX wieku, powstał wówczas Fundusz Sałaszniczy z kwotą jednego miliona
złotych, który miał stanowił wynagrodzenie za odebrane sałasze7. W prasie
lokalnej z tego okresu, przede wszystkim w „Gwiazdce Cieszyńskiej” napotykamy informacje o sałaszach – m. in.o Kotarzu, Starym Groniu, sałaszu Węgierskim (Brenna), w roku 1934 „zmieszywano owce” na Śliwkuli
w Jaworzynce8. Po II wojnie światowej hodowla owiec w ramach Związku Spółek Sałaszniczych na terenie Beskidu Śląskiego w wyniku przemian
społeczno – gospodarczych, przybrała nowe, zinstytucjonalizowane formy.
Powstała prowadzona przez Zuzannę i Michała Marekwiców z Istebnej –
Andziołówki Spółdzielnia Hodowli Owiec, która funkcjonowała do 1980 r.
W roku 2004 w Istebnej na Stecówce, z inicjatywy pięciu górali (Henryka Kukuczki, Zbigniewa Wałacha, Jana Kaczmarzyka, Piotra Kohuta, Józefa
Michałka) zorganizowano imprezę folklorystyczną opartą na dawnym obrzędzie pasterskim – „miyszani owiec”. Wydarzenie to jest o tyle szczególne, iż przeszło od dwudziestu lat hodowla owiec i gospodarka sałaszniczo
- pasterska była zjawiskiem, można by rzec „wspomnieniowym”. Inspiracja
przyszła z Podhala, stamtąd też pochodziło pierwsze stado owiec „zamieszywane” na Stecówce w Istebnej.
Przedsięwzięcie górali w Istebnej nie było jednorazowe, o czym możemy się przekonać, zajeżdżając do Koniakowa, do Piotra Kohuta do „Kolyby
nas Szańcach”. Taki stan rzeczy umożliwiło wsparcie ze strony UE, która
promuje gospodarkę ekologiczną i nastawioną na region, wraz z jego specyfiką.
Zob.: Jan Kotas, Szałasy, „Beskid Śląski” R. 2, 1931. s. 5-17.
Zob.: Bronisława Kopczyńska – Jaworska, Gospodarka pasterska w Beskidzie Śląskim,
[w:] Prace i materiały Etnograficzne, t. VIII-XIX, 1950 – 1951.
7
Zob.: Sałasz w Brennej, „Gwiazdka Cieszyńska” R. 89, Nr 22, s.
8
Zob.: „Gwiazdka Cieszyńska” 1934, R. 87, Nr 75.
5
6
39
Sałasznictwo we współczesnym kształcie nie jest tylko przedsięwzięciem ekonomicznym, ma szerszą podstawę funkcjonowania. Pasterstwo w
wersji Piotra Kohuta jest zjawiskiem kulturowym i takim chcą go widzieć zaangażowani w nie górale. Bazuje ono na elementach tradycji górali śląskich,
które zostały świadomie wybrane i dostosowane do potrzeb współczesnych.
Sery klagane, widowiska obrzędów pasterskich, stroje góralskie funkcjonują
w ramach współczesnego „sałasznictwa”, ponieważ wpisują się w promocję
pasterstwa Beskidu Śląskiego. Realizują potrzeby ekonomiczne, ale także są
istotne dla poczucia zakorzenienia, poczucia swojego miejsca na ziemi tych
górali, którzy chcą „reaktywować” gospodarkę sałaszniczo – pasterską.
Dla każdego badacza kultury jasne jest, że tradycja to zjawisko dynamiczne, będące w ciągłym ruchu. Taki stan rzeczy wyjaśnia, że tradycja dotyczy zawsze konkretnego miejsca, czasu i ludzi, którzy przez uczestnictwo
w kulturze dają wyraz swojej tradycji. Istotą tradycji jest jej przekaz z pokolenia na pokolenie, a co najważniejsze musi być on bezpośredni. Tylko w
ten sposób wartości kultury zostają dane kontekstowo, bo przecież elementy
kultury funkcjonują tylko w połączeniu ze sobą, tworzą system.
W przypadku współczesnego sałasznictwa natrafiamy na brak kontynuacji w sensie tradycji, został zaburzony przekaz międzypokoleniowy. Czy
oznacza to, że jest on zjawiskiem kulturowym niezgodnym z tradycją? Przecież ludzie zaangażowani w „reaktywację” pasterstwa wołoskiego powołują
się właśnie na tradycję swoich Ojców.
Próbując odpowiedzieć na to pytanie, musimy uświadomić sobie, że
wiedza o kulturze pasterskiej, w przeciwieństwie do samej jej praktyki przetrwała. Badania etnograficzne, publikacje, zbiory muzealne a także pamięć
ludzka – wszystko to stanowi
źródło wiedzy o tradycji pasterskiej dla współczesnych.
Oczywiście są to fragmenty,
strzępki tradycji, która minęła, miała swój czas i miejsce.
Na te źródła wiedzy powołują się górale, którzy chcą
„reaktywować”
tradycyjną
hodowlę owiec w Beskidzie
Śląskim. Piotr Kohut podkreśla, że istotnym dla jego działań i kształtowania obrazu
gospodarki sałaszniczo – pasterskiej były osoby „z kręgu
Marekwiców”, ludzi, którzy
doświadczali tradycji sałaszniczej.
40
Dla analizy zjawiska współczesnego sałasznictwa, cenną jest właśnie
kategoria pamięci, którą badacze wykorzystują w antropologicznych badaniach nad tożsamością, dziedzictwem kulturowym, samowiedzą, świadomością kulturową i społeczną9. W naszych rozważaniach szczególnie właściwe
będzie użycie terminu „postpamięć”. „Postpamięć to pamięć drugiego pokolenia, które nie przeżywszy rzeczywistości ujętej pamięcią, skazane jest
na określenie własnej tożsamości na podstawie nie własnego doświadczenia
przeszłości. (...) Postpamięć jest więc w jakimś sensie >>przedłużeniem<<
pamięci świadków i uczestników minionej rzeczywistości, ale kształtującym tegoczesne czyjeś myślenie i wiedzę o sobie i o świecie”10.
Brak kontynuacji tradycji sałaszniczej, o której wspomniałam wyżej,
niewątpliwie skazuje na „postpamięć”. Wywołany taką drogą nie kompleksowy obraz własnej tradycji próbuje wpisać się we współczesne stosunki społeczno – kulturowe. W tym procesie wybranym elementom tradycji nadaje
się współczesne funkcje. Organizowane w ramach współczesnego sałasznictwa imprezy, odwołują się do tradycyjnych pasterskich obrzędów, spełniają
właśnie typowo współczesne funkcje – ekonomiczne (promocja „produktów
regionalnych”, turystyka w regionie Beskidu Śląskiego) i kulturowe (poczucie zakotwiczenia w tradycji). Punkty programu współczesnego „miyszania
owiec”, które w tradycji sałaszniczej były działaniami obrzędowymi - wbijanie w ziemię na środku „koszora” jodły – „moja”, obejście owiec wokół
jodły, okadzanie ziołami i kropienie woda święconą, przeskakiwanie owiec
przez ogień11 - to świadomie wybrane elementy tradycji. Współczesny wiosenny i jesienny spęd owiec to widowiska kierowane do turysty, ale i do
samych górali, którzy mogą podjąć próbę identyfikacji ze swoją tradycją.
Próba świadomego wpisania elementów tradycji we współczesną rzeczywistość kulturową wiąże się również ze zjawiskiem regionalizmu. Jerzy
Jastrzębski stwierdza, iż współczesny regionalizm „zawiera w sobie postulaty ochrony (lub odbudowy) lokalnych więzi społecznych, hasła tworzenia
warunków niezbędnych dla rozwoju poczucia sprawstwa i chęci uczestnictwa mieszkańców w podejmowaniu decyzji, a także branie odpowiedzialności za to otoczenie, z którym się identyfikują, które jest im najbliższe emocjonalnie, i w obrębie którego dochodzi do realizacji ich najważniejszych życiowych interesów”12. Tak rozumiany regionalizm rozciąga się na całe życie
społeczne, a nas interesuje właśnie podejście w tym kontekście do tradycji, a
Zob.: Katarzyna Kaniowska, Antropologia i problem pamięci, Konteksty. Polska Sztuka
Ludowa, 2003 nr 3-4, s. 57-66.
10
Katarzyna Kaniowska, „Memoria” i ‘postpamięć” a antropologiczne badanie wspólnoty,
[w:] Codzienne i niecodzienne. O wspólnotowości w realiach dzisiejszej Łodzi, Łódzkie
Studia Etnograficzne, 2004, t. 43. s. 20.
11
Zob.: Bronisława Kopczyńska – Jaworska, Gospodarka pasterska w Beskidzie Śląskim,
[w:] Prace i materiały Etnograficzne, t. VIII-XIX, 1950 – 1951.
12
Jerzy Jastrzębski, Kultura i regionalizm [w:] Folklorystyczne i antropologiczne opisanie
świata, red. Teresa Smolińska, Opole 1999, s. 351.
9
41
ściślej tradycji sałaszniczych w Beskidzie Śląskim. Górale zaangażowani we
współczesne sałasznictwo są miłośnikami folkloru i tradycji swojego regionu i przez „reaktywację” gospodarki sałaszniczo – pasterskiej chcą również
twórczo oddziaływać na swoje otoczenie.
Mamy tu do czynienia z zachowaniem jak najbardziej twórczym (modyfikacja, przetwarzanie, kreowaniem), co jest efektem wybiórczego podejścia
do tradycji, a właściwie wiedzy o tradycji. Współczesne „mieszanie owiec”
czy „rozsad” nie jest tylko imprezą, która ma przedstawić starodawny obrzęd
pasterski. Do głosu dochodzą tu wspomniane wyżej współczesne potrzeby
wynikające z funkcjonowania w określonych warunkach społeczno – gospodarczych.
Tradycja sałasznicza, jak wspomnieliśmy, jest dziś wiedzą zdobywaną
ze źródeł pośrednich, i podlega interpretacji. „Znana z opisów etnograficznych kultura ludowa – stwierdza Czesław Robotycki - (zaliczamy do niej
gospodarkę sałaszniczą) już od lat nie istnieje jako autonomiczna funkcjonalna całość, w której zachodzi zgodność pomiędzy typem gospodarki, materialnym wyposażeniem kulturowym, rodzajem organizacji społecznej, religijnym i mito - magicznym światopoglądem. W tym sensie kultura ludowa
jest już tylko zrekonstruowanym modelem historycznym. W takiej postaci
przydaje się regionalistom właśnie jako historyczny kontekst w interpretacjach lub poszukiwaniach oryginalności lokalnych”13.
13
Czesław Robotycki, „Prowincja” z antropologicznego punktu widzenia. Refleksja z per-
42
Przykładem niech tu będą obrzędy pasterskie „miyszanie owiec”, „rozsod”, oraz wigilia św. Jana. W tradycji ludowej to integralna część życia społecznego, dziś w ramach „reaktywacji” sałasznictwa nie są już obrzędem, ale
imprezami folklorystycznymi, mającymi promować pasterstwo w Beskidzie
Śląskim.
Wynikiem interpretacji są również inne „znaki kultury ludowej”14 – sery
klagane (bundz, bryndza, oscypek). Myślę tu o serach wyrabianych według
metod uznanych za tradycyjne (!) – dziś uznanych za produkty regionalne. W tradycji stanowiły one wynik gospodarki sałaszniczej, integralną jej
część, były „naturalną kulturową konsekwencją”. Dziś to efekt wyboru, po
dokonanej interpretacji tradycji. Sery klagane mogą zaistnieć, ale nie są już
wynikiem ludowego światopoglądu, bycia w kulturze ludowej. Sam fakt
ustanowienia „rzeczy” za produkt regionalny i ustalenie tradycyjnych metod
ich wyrobu to efekt interpretacji kultury ludowej.
Sery klagane, widowiska obrzędów pasterskich, stroje góralskie przyczyniają się do promocji pasterstwa, sprawiają, że staje się ono atrakcją turystyczną, ale współczesne sałasznictwa reaktywowane, „stwarzane” nie jest
wyłącznie w tym celu. Współczesna gospodarak sałaszniczo - pasterska, w
myśl idei regionalizmu, nie jest przedmiotem, a podmiotem. W mojej obserwacji, stwarza płaszczyznę afiliacji, poczucia związku z miejscem, poprzez odwoływanie się do przeszłości i tradycji. Piotr Kohut - podkreśla,
że współczesne sałasznictwo odwołuje się do tzw. złotego wieku sałasznictwa w Beskidzie Śląskim – czyli do połowy XVIII wieku, gdy gospodarka
pasterska stanowiła o bogactwie górali. Obraz sałasznictwa, a raczej jego
interpretacja, staje się w tym przypadku sztandarem, punktem odniesienia
wobec tożsamości: „nic nowego nie wymyślamy (…) chcemy powrotu do
właściwego rytmu, w jakim funkcjonowała wieś góralska”.
W kontekście współczesnego sałasznictwa często pada określenie „wołoskie dziedzictwo”15. Określenie to nabiera szczególnego znaczenia, z którym m. in. Piotr Kohut, Józef Michałek chcą identyfikować współczesną
gospodarka sałaszniczo – pasterską.
Zagadnienie, kim byli Wołosi, jest przedmiotem wielu badań etnografów i historyków16. Cały ciężar wyjaśnienia chcę zrzucić na słowo „dziedzictwo”.
spektywy dylematów komunikacji kulturowej, Konteksty. Polska Sztuka Ludowa, nr 2,
2008, s. 7-14.
14
Roch Sulima, Głos tradycji, Warszawa 2001.
15
Zob.: Wołoskie dziedzictwo w Karpatach. Konferencja naukowo – techniczna, red. Irena
Skrzyżala, Istebna 2007.
16
Zob. m. in. B. Kopczyńska – Jaworska w publikacji „Gospodarka pasterska w Beskidzie
Śląskim” [w:] Prace i materiały Etnograficzne, t. VIII-XIX, 1950 – 1951, podaje prace badawcze, w których podjęto ten problem szczególnie w kontekście osadnictwa wołoskiego
w Karpatach.
43
Tradycja rozumiana jako dziedzictwo niesie w sobie ładunek emocjonalny, bo dziedziczy się ją po przodkach, „swoich” nie po „obcych”, do dziedzictwa ma się prawo, ale ono również zobowiązuje, o dziedzictwo ma się
dbać. Stawianie sprawy jako dziedzictwa powoduje tworzenie emocjonalnych więzi między „nimi” (tj. przodkami, Wołochami) a „nami”. Piotr Kohut
przyznaje, że w jego odczuciu istnieje „społeczność Karpacka”, potomkowie
Wołochów. Takie traktowanie tradycji stwarza zakorzenienie w przeszłości,
również motywuje do działań teraźniejszych i przyszłych.
Wydaje się, że wyniku powyższych rozważań można potwierdzić tezę,
iż współczesne sałasznictwo nie jest przedmiotem (produktem, wyłącznie
przedsięwzięciem ekonomicznym, agroturystyką itd.) a podmiotem – wartością sprawczą, wzmacnia „zakorzenienie”, nasyca otoczenie autentycznym
i godnym życiem.
44
PASTERSTWO W BRENNEJ
„Gdo mo łowce, tyn mo co chce”
(przysłowie ludowe)
Źródło: własne - Paweł Kawik malował Roman Stana lata 80-te.
1.1Historia.
Najdawniejsze źródła z dziejów osadnictwa na Ziemi Cieszyńskiejurbarze, podają, że najstarszym znanym sałaszem był ten założony w Brennej w roku 1604 przez Gawlasa.
Urbarz z roku 1647 podaje już liczbę trzydziestu sałaszy, gdzie wypasano
850 sztuk bydła rogatego i 10 000 sztuk bydła wałaskiego czyli owiec i kóz.1
Pasterstwo rozwijane przez napływową ludność wołoską okazało się
atrakcyjną formą gospodarki na terenach górskich. Dlatego też miejscowi
osadnicy chętnie przechodzili na gospodarkę hodowlaną. Z czasem w miejsco1
B. Kopczyńska Jaworska, Gospodarka pasterska..., s.182
45
wościach i osadach Beskidu Śląskiego pasterstwo stało się głównym zajęciem
gospodarskim, zaś wpływy nie tylko gospodarcze Wołochów, przyczyniły się
do ukształtowania tak specyficznej kultury góralskiej Beskidu Śląskiego.2
Wołosi to - jak podają źródła encyklopedyczne - grupy romańskich pasterzy. Przywędrowali z Półwyspu Bałkańskiego, a nawet z Azji Mniejszej.
Byli obecni na terenie dzisiejszej Rumunii, gdzie osiedli w regionie nazwanym później od nich Wołoszczyzną, ale także w Mołdawii i Siedmiogrodzie.
Sprawy dotyczące Wołochów do dnia dzisiejszego nie zostały ostatecznie
rozstrzygnięte. Wołosi wnieśli do społeczności breńskiej trzy elementy:
strój, organizację wypasu owiec, a także bydła rogatego czyli gospodarkę
sałaszniczą oraz częściowo słownictwo.3
Pod względem prawnym gospodarka pasterska rozwijała się na terenach, które po 1654 roku przeszły pod władzę dynastii habsburskiej.
Nabycie praw serwitutowych wiązało się z nabyciem łąki sałaszowej,
co uprawniało do wypasu określonej ilości zwierząt. Habsburscy książęta
nakładali na górali nowe daniny m.in. opłatę w naturze od każdego sałaszu:
koc zwany gunią, jedną beczułkę bryndzy i kawał sera, a także 40 sztuk bydła wałaskiego i po 2 talary.
Dochodziło do wielu zatargów między góralami a władzą, a każdy nowy
kontrakt ograniczał prawa poprzednich sałaszników. Teren wypasu pozostawał ten sam, a liczba bydła wzrastała.
W drugiej połowie XVIII w. Komora Cieszyńska prowadziła politykę
zmierzającą do ograniczenia pasterstwa na rzecz gospodarki leśnej.
5 lipca 1853 roku zniesiono poddaństwo w związku z tym gospodarka sałasznicza została pozbawiona możliwości rozwoju . Moment regulacji serwitutów wyznaczył powolny zanik gospodarki pasterskiej w Beskidzie Śląskim.4
1.2Wyjaśnienie podstawowych słów związanych z owczarstwem.
Sałasz- wspólne użytkowanie pastwisk, polana między lasami powstała
po wykarczowaniu lasu, na której wypasa się owce, pastwisko.
Kolyba- szopa dla owczarza.
Koszor - rodzaj ogrodzenia dla owiec.
Komarnik- długa zamykana skrzynia do przechowywania sera.
Watra - ognisko
Gielaty, szkopiec, konewka, łobońka, putyra, czyrpioki - klepkowe,
drewniane naczynia wykorzystywane do udoju.
Sekcja Ludowoznawcza, Sałasznictwo w Beskidach , Czeski Cieszyn 2005 s. 24-25
R.Trojan Gawęda o Brennej Górki Wielkie 2008, s 28-29
4
Sekcja Ludowoznawcza, Sałasznictwo w Beskidach, Czeski Cieszyn 2005 s.25-26
2
3
46
Żinczica - serwatka.
Klog - podpuszka wyrabiana z cielęcego żołądka, dodawana do mleka,
aby się ścięło
Wyczasować - sfermentować.5
baca - wybierany i wynajmowany przez właścicieli stad owiec, który
sprawował kontrolę wypasu i wyrobu serów,
juhas - pomocnik bacy6.
Dzięki prowadzeniu hodowli owiec górale wykorzystują produkty pochodzenia owczego takie jak: mleko, mięso, wełna i skóry. Z mleka wytwarza się:
BUNDZ (miękki podpuszczkowy ser słodki o łagodnym smaku, materiał wyjściowy do produkcji pozostałych gatunków serów owczych),
BRYNDZĘ (bundz solony mieszany z masłem może być przechowywany przez okres zimy),
OSCYPEK (ser twardy surowy lub wędzony dymem zimnym o kształcie wrzeciona wytwarzany wyłącznie w okresie od maja do września),
REDYKOŁKI (niewielkie serki w kształcie wrzecion, zwierzątek lub
serc wytwarzane z resztek sera przeznaczonego na oscypek),
SENTYCY(serwatka pozyskiwana w czasie produkcji bundzu).
Źródło: Sałasznictwo w Beskidach, Czeski Cieszyn 2005.
Dojenie owiec na Kotarzu
G. Michna K. Węglarzy Postęp w rolnictwie ziemi cieszyńskiej. Drukarnia Małysz Górki
Wielkie s.40-42
6
www.slaskie.pl dostęp 04.09.2010
5
47
Źródło: własne,
Lata 80-te Józef Kawik.
1.3 O Bacach wczoraj i dziś.
Owczarstwo na Ziemi Cieszyńskiej rozwijało się w przeszłości na terenach górskich i podgórskich, gdzie warunki klimatyczne i glebowe nie
sprzyjały uprawie roli, natomiast łąki i pastwiska stanowiły naturalną bazę
paszową dla bydła, a w wyższych partiach gór dla owiec.
W Brennej było wiele rodzin, które zajmowały się owczarstwem m.in.:
Kazimierz Kawik, Antoni Kawik, Paweł Kawik, Jan Gawlas, Rodzina
Heller, Chrapek, Moskała, Greń, Dominik Kawik, Franciszek i Stanisław
Heller, Franciszek Cieślar, Franciszek Cieślar, Antoni Greń, Rodzina Moskała, Rodzina Kocurek, Rodzina Herzyk, Rodzina Sikora, Bojda, Holeksa,
Iskrzyccy, Józef Gawlas.
Po wojnie duży wkład w hodowlę owiec wniósł Zakład Doświadczalny
Instytutu Zootechniki PIB w Grodźcu Śląskim.
W 1980 r. w Brennej było ok 8000 owiec (Brenna zaopatrywała cały
powiat bielski w zwierzęta do hodowli), ale od 1990 r. owczarstwo zanika
i w Brennej do dnia dzisiejszego owczarstwem zajmuje się kilka rodzin tj.:
rodzina Kawik, rodzina Greń, rodzina Gawlas.
48
1.4 O organizacji pałaszu, o owcach i psach pasterskich.
Najbardziej charakterystyczną cechą gospodarki sałaszniczej jest oczywiście wypas owiec z dala od domu, stąd konieczność budowania odpowiednich pomieszczeń - sałaszów. Jednak termin sałasz odnosi się do całości gospodarki sałaszniczej, gdyż oznacza również rodzaj spółki, do której
wchodzili gospodarze – gazdowie.
Owce były wypędzane na sałasz około 20-25 maja. Zanim to jednak
nastąpiło, odbywało się mieszanie owiec. Gazdowie przyprowadzali swoje
owce na pastwisko, ustalali tam podział i kolejność odbierania sera oraz podział kosztów związanych z prowadzeniem wspólnej gospodarki. Odbywały
się i odbywają po dziś dzień obrzędy, do których można zaliczyć: przepędzanie owiec przez ogień celem oczyszczenia od wszelkich nieszczęść, trzykrotne oprowadzanie owiec wokół przystrojonej jodełki lub świerka wetkniętego
na łące w ziemię, okadzanie owiec ziołami oraz kropienie wodą święconą.
W dzisiejszych czasach również odbywa się mieszanie owiec, które polega
na przyprowadzeniu przez kilku gazdów swoich owiec na polanę w celu połączenia ich w jedno stado i rozpoczęcia wspólnego wypasu na hali. Dzień,
kiedy owce idą na hale zwany jest redykiem. Okres wypasu kończył się i
kończy się obecnie w dniu św. Michała tj. 29 września. Ten dzień zwany jest
łossod. Tradycja głosi, że na św. Michała, owiec na halach nie powinno już być.
Dzięki dzisiejszej organizacji programu „Owca plus” tradycja ta będzie
kontynuowana. Również próba odtworzenia spółki sałaszniczej z Istebnej
może być zapowiedzią powrotu owiec w Beskidy.
Obecnie w maju owce gazdy Antoniego Grenia i jego z żony wypasają
Kotarską polanę, a Gazda Józef Kawik ze swoim stadem liczącym ok. 180
owiec wypasa Bukowy Groń i Skałkę oraz Cisowy Groń.
Dokumentacja etnograficzna dotycząca wypasu i sałaszu na Bukowym
Groniu została zgromadzona w Górnośląskim Parku Etnograficznym w Chorzowie. Została ona sporządzona w 1962 roku, gdy obszar spółki wynosił
120 ha, dziś teren wypasu to ok 20 ha. Wtedy spółkę obsługiwała jedna kolyba i koszor, a spółka liczyła 200 owiec. 7
OWCE W BRENNEJ.
W Brennej są owce rasy pogórza.
7
Sekcja Ludowoznawcza, Sałasznictwo w Beskidach , Czeski Cieszyn 2005 s.29
49
PSY PASTERSKIE.
Każdy baca do swej pracy potrzebuje dobrego psa, by pomagał w pilnowaniu i zaganianiu stada. Bacowie wykorzystują następujące rasy psów:
berneński pies pasterski, border collie, owczarek australijski, owczarek belgijski Groenendael, owczarek francuski Beauceron, owczarek chorwacki,
owczarek szkocki długowłosy,
Każdego roku odbywają się tu też pokazy umiejętności psów pasterskich.
1.5Tereny wypasu w Brennej kiedyś i dziś.
Dawniej istniały następujące szałasy:
Sallasch Tchisowa
Sallasch Wengersky
Sallasch Stoluwka
Sallasch Huttung Rownisa
Sallach Skałka
Sallasch Stary Groin
Sallasch Podbelina
Sallasch Malinka
Sallasch Grabowa
Sallasch Orlowa 8
Obecnie w programie „Owca plus” wypasane są: Hala Bukowy Groń,
Cisowy Groń, Skałka, Stary Groń Kotarz, Malinka, Gronik.
8
Mapy sałaszy Sekcja Ludoznawcza ZG PZKO 2005
50
Źródło: Sałasznictwo w Beskidach Czeski Cieszyn 2005
Sałasz na Kotarzu w Brennej
Źródło: Sałasznictwo w Beskidach Czeski Cieszyn 2005
Sałasz na Kotarzu
1.6 Program „Owca plus”
Zanik hal i polan górskich oraz muraw kserotermicznych przyczynił się
do ginięcia wielu cennych gatunków roślin i zwierząt. Na takich terenach
dochodziło z biegiem czasu do dominacji pojedynczych gatunków, co powodowało zanik bioróżnorodności środowiska przyrodniczego i nieodwracalne
zmiany krajobrazowe.
51
Zniszczeniu uległy również budowle związane z tradycją pasterską,
takie jak: bacówki, szałasy pasterskie i drewniane poidła. Zanikać zaczęły tradycyjne zwyczaje związane z pasterstwem, prezentowane już tylko na
organizowanych okazjonalnie imprezach folklorystycznych W związku z
zaistniałą sytuacją w roku 2007 Samorząd Województwa Śląskiego przystąpił do realizacji ,,Programu Aktywizacji Gospodarczej oraz Zachowania
Dziedzictwa Kulturowego Beskidów i Jury Krakowsko-Częstochowskiej —
Owca Plus”, którego nadrzędnym celem była ochrona środowiska przyrodniczego i zachowanie bioróżnorodności tych terenów, poprzez przywrócenie
i utrzymanie wypasu owiec na wskazanych halach i polanach górskich oraz
murawach kserotermicznych Jury.
Realizacja Programu „Owca plus” w latach 2007 – 2009 pozwoliła na
zahamowanie spadku populacji owiec na wyznaczonych terenach, przywrócenie i utrzymanie wypasu na obszarach szczególnie wrażliwych i cennych
przyrodniczo, co przyczyniło się niewątpliwie do wzrostu bioróżnorodności
i atrakcyjności turystycznej wyznaczonych terenów.
Poprzez odlesienie, odkrzaczenie i usunięcie niepożądanej roślinności
oraz wypas owiec i kóz nastąpiło odsłonięcie cennych przyrodniczo muraw
kserotermicznych i łąk górskich.
Jednocześnie należy zaznaczyć, iż obserwowana w województwie śląskim tendencja spadkowa populacji owiec nie została odnotowana w ostatnich latach na obszarach biorących udział w tym programie. Przed przystąpieniem do programu liczba owiec na terenach wyznaczonych w Beskidach
opiewała na około 1000 szt.
Na podstawie przeprowadzonych wywiadów szacuje się, że na koniec
roku 2009 liczba owiec, które mogą uczestniczyć w kontynuacji programu
wynosi w Beskidach około 2600 szt.
Program Aktywizacji Gospodarczej oraz Zachowania Dziedzictwa Kulturowego Beskidów i Jury Krakowsko-Częstochowskiej — Owca Plus na
lata 2010 – 2014
1. Przywrócono kulturowy wypas owiec w pięciu kompleksach szałaśniczych, łącznie na 220 ha obszarów wskazanych w programie, powyżej
550 m.n.p.m. oraz na 200 ha powierzchni nie ujętych w programie
2. Przeprowadzono odlesienie, odkrzaczenie i usunięcie niepożądanej
roślinności w celu poprawy walorów widokowych i krajobrazowych hal oraz
przygotowania terenów do wypasu i przywrócenia cennych zbiorowisk łąkowych — 22 ha
3. Zbudowano bacówki: Hala Wielka Rycerzowa, Muńcuł, Ochodzita,
Hala Barania; bacówkę przewoźną: Hala Boracza; koliby: Hala Miziowa,
52
Cukiernica. Ze środków własnych Spółdzielni odbudowano spaloną bacówkę w Jeleśni - U Boru.
4. Wykonano ujęcia wody, wraz z budową tradycyjnych drewnianych
żłobów na potrzeby wodopojów dla owiec. 12 punktów z 50 żłobami powstało na Ochodzitej, Podgrapie Wielkiej Rycerzowej, Muńcule, Boraczej,
Cukiernicy, Miziowej
5. Wykonano koszory (ogrodzenia) o łącznej długości 1000 mb w celu
ochrony przed wilkami.
6. Stworzono system zabezpieczeń i ochrony owiec przed wilkami poprzez zakup agregatów prądotwórczych i pastuchów elektrycznych, specjalistycznego oświetlenia tzw. „kogutów”, zakładanie fladrów: Hala Barania,
Magurka, Muńcuł, Rycerzowa, Boracza, Cudzichowa, Miziowa.
7. Przygotowano miejsca odpoczynku dla turystów i tablice z informacjami o Programie Owca Plus: Ochodzita, Soblówka, Wielka Rycerzowa,
Boracza, Hala Miziowa.9
W Brennej w 2010r. do programu przystąpili trzej gazdowie: Andrzej
Cieślar, Antoni Greń i Józef Kawik. Owce wróciły na hale na terenie Gminy
Brenna. Gazdowie sporządzili kilka koszorów, zrobili drewniane żłoby na
potrzeby wodopojów dla owiec. Planują wybudowanie kilku bacówek na
terenie Brennej, aby kontynuować tradycje związane z pasterstwem.
1.7 Imprezy promujące tradycję pasterską.
Co roku w rejonie Beskidu Ślaskiego odbywają się imprezy propagujące
tradycję pasterską. Na wiosnę ma miejsce redyk. U Piotra Kohuta na Ochodzitej i u Henryka Kukuczki na Stecówce odbywa się „miyszani owiec”.
Obchodzi się również dzień pasterski. Podczas tych imprez można posmakować jagnięciny, serów z mleka owczego, kiełbasy z barana. Organizowane są
również pokazy psów pasterskich, na których prezentują one swoje umiejętności. Kiedy bacowie wraz z owcami schodzą z hal na tzw. łossod również
organizowane są imprezy folklorystyczne.
O aktualnych imprezach na bieżąco informuje Głos Ziemi Cieszyńskiej,
Wieści znad Brennicy i portal ox.pl.
Bibliografia:
Gustaw Michna, Karol Węglarzy.
Postęp w rolnictwie ziemi cieszyńskiej, Drukarnia Małysz, Górki Wielkie
Roman Trojan, W dolinie Brennicy, Drukarnia Małysz, Górki Wielkie
Wołoskie dziedzictwo Karpat, Czeski Cieszyn 2008
Sałasznictwo w Beskidach, Sekcja Ludoznawcza, Czeski Cieszyn 2005
Strona internetowa: www.slaskie.pl
9
www.slaskie.pl/zalaczniki/2010/03/26/1269423167/1269603818.pdf
53
Sery wołoskie
i góralskie?
Polecam!
- Piotr Kohut
54
O
scypek od 2 lutego 2007 roku wpisany jest na listę produktów regionalnych chronionych przez prawo unijne,
uzyskał więc status Chronionej Nazwy
Pochodzenia. Od tej pory możemy
oscypkiem nazywać wyłącznie określony przez prawo unijne produkt,
który dzięki swojej specyfice i jakości zasługuje na to specjalne traktowanie.
Niewielu jednak miłośników serów zdaje sobie sprawę, na czym polega
ta wyjątkowość, dlatego wciąż w świadomości społecznej „oscypek” to nazwa wszystkich rodzajów wędzonych
serów, które można kupić na straganach w górach i nie tylko tam. Nic
bardziej błędnego. Oscypkiem bowiem jest twardy wędzony ser przygotowywany z mleka owczego. Tylko on ma prawo do swojego wrzecionowatego kształtu i nazwy. Inne wędzone sery, choć kolorem, zapachem
mogą wydawać się przeciętnemu odbiorcy zupełnie podobne, nie mogą
być nazywane oscypkiem. Są produktem innej jakości, przede wszystkim dlatego, że zrobiono je z mleka krowiego, a sposób w jaki się je
wytwarza nie ma nic wspólnego z wielowiekową tradycją regionu. Mylą
się ci, którzy uważają, że to z powodu biurokratycznej skrupulatności UE
stawia przed producentami regionalnej żywności wymagania, które tylko
utrudniają im życie. Wpisując oscypka na listę produktów o Chronionej
Nazwie Pochodzenia, uzyskaliśmy nie tylko ochronę jakości jednego z
najbardziej cenionych smakowo serów, ale także doceniona została wielowiekowa tradycja jego wytwarzania, która jest nośnikiem wartości kulturowych, przyrodniczych, turystycznych polskich Karpat.
Pytanie zasadnicze brzmi, czy dla konsumenta ma to jakieś znaczenie?
Zdecydowanie tak. Zyskaliśmy możliwość skorzystania z produktu, którego
niepowtarzalny smak i wartość odżywcza wynikają z archaicznego sposobu
wytwarzania związanego z hodowlą owiec zanikającej Polskiej Rasy Górskiej. Innymi słowy: Nie ma oscypka, jeśli nie ma tradycyjnego, zbiorowego
letniego wypasu owiec na halach górskich, jeśli nie ma bacówek, w których bacowie i juhasi ręcznie, w sposób zupełnie naturalny wyrabiają sery.
Ponadto, chroniąc oscypka przed bylejakością, chronimy nie tylko produkt
spożywczy, chronimy także przyrodę polskich gór, odtwarzamy zanikającą
kulturę regionów górskich. Ale o tym później.
55
Oscypka rozpoznamy po kształcie dwustronnego wrzeciona, którego
długość powinna mieścić się pomiędzy 17 a 23 cm, a najszersze, środkowe
miejsce może mierzyć od 6 do 10 cm. Jego masa ma wynosić od 0,6 kg do
0,8 kg. Kolor skórki określany jest jako słomkowo-lśniący, jasnobrązowy.
Sprzedaż tego sera odbywa się w okresie od maja do września, ponieważ
tylko w tych miesiącach doi się owce. Mleko krowie może być dodawane
do mleka owczego przy wytwarzaniu oscypka tylko w ilości 40%. Powinno
to być wyłącznie mleko krów Polskiej Rasy Czerwonej, inne nie nadaje się
do produkcji. Warto wspomnieć, że podobnie jak owca Polskiej Rasy Górskiej, tak i wyżej wspomniana rasa krów jest najstarszą a jednocześnie jedyną rodzimą rasą wyhodowaną na ziemiach polskich. Polska Owca Górska
to gatunek przystosowany do ekstremalnych warunków, typ wszechstronnie
użytkowy - dostarcza wełny, mleka, skór i mięsa. Zwierzęta tej rasy są drobne, późno dojrzewające, o masie ciała nie przekraczającej 40 kg, co ułatwia
im wędrowanie. Ich cechą charakterystyczną są rogi występujące u obu płci,
szczególnie u tryków-potężne w formie ślimakowatej lub świdrowatej. Przydatną dla hodowcy była i jest ogromna odporność tej owcy na choroby oraz
silnie rozwinięty instynkt stadnego pasienia.
Swój specyficzny smak oscypki uzyskują w długim procesie naturalnego, letniego wypasu na górskich halach. Tereny takich wypasów obejmują
ściśle określone obszary.
Na obszarze z województwa śląskiego z powiatu cieszyńskiego jest to
gmina Istebna, z powiatu żywieckiego: Milówka, Węgierska Górka, Rajcze,
Ujsoły, Jeleśnia i Koszarawa.
W województwie małopolskim obejmuje cały powiat nowotarski i tatrzański, z powiatu suskiego: Zawoję i Bystrą Sidzinę. W powiecie limanowskim: Niedźwiedź i cześć gminy Kamienica, która
położona jest na terytorium Gorczańskiego Parku
Narodowego lub znajduje się na południe od rzeki Kamienica oraz sołectwa z gminy Mszana
Dolna: Olszówka, Raba Niżna, Łostówka,
Łętowe i Lubomierz na terenie powiatu
nowosądeckiego: Piwniczna, Muszyna
i Krynica.
Właśnie na tych obszarach, w
maju odbywają się tradycyjne obrzędy mieszania owiec. Poprzedza je
uroczysta msza święta w Ludźmierzu,
podczas której bacowie wraz z rodzi-
56
nami oraz właściciele owiec polecają Bogu nadchodzący redyk-wiosenną
wędrówkę owiec na hale. Obecnie trwa ona najczęściej jeden dzień, chociaż
należy wspomnieć tu o redyku z Ratułowa na Podhalu do Soblówki w Beskidzie Żywieckim, podczas którego owce wędrują przez 6 dni. Kolejne miesiące spędzone na hali, gdzie bacowie i juhasi opiekujący się stadem mieszkają
w bacówkach, w których wyrabiają również sery, nie należą do łatwych. Nie
chodzi oczywiście tylko o wygodę i zdrowie ludzi, ale także o bezpieczeństwo stada, któremu zagrażają tak jak wieki temu: wilki, żmije, choroby czy
niesprzyjająca pogoda np. zaskakujące zmiany, ulewy, wczesne mrozy czy
opady śniegu. Po wspólnej mszy świętej na Podhalu poszczególne regiony odprawiają znane już przed wiekami obrzędy związane z połączeniem
mniejszych stad w jedno wielkie czyli tzw. mieszanie owiec przed wyruszeniem na redyk. Jest wtedy czas na okadzenie stada, błogosławieństwo.
I tak bacowie przejmują opiekę nad owcami gospodarzy, którzy powierzają im je na całe lato. Po błogosławieństwie owce prowadzone są na wyżej
położone hale, gdzie przebywają aż do końca września.
I właśnie w tym momencie rozpoczyna się ów tradycyjny wypas, który
na terenie Karpat zaistniał ponad 600 lat temu. Wprowadził go starożytny lud
wędrujący przez Karpaty w poszukiwaniu odpowiednich dla swoich licznych
stad wyżynnych pastwisk czyli hal. Wołosi, których pochodzenie wiąże się
z terenami dzisiejszej Rumunii, byli koczownikami, a pasterstwo stanowiło
podstawę ich bytu i kultury. To oni są twórcami tzw. sałaśnego chowu owiec,
polegającego utrzymywaniu w okresie letnim dużych stad poza obszarem
wsi, wysoko w górach pod opieką bacy i juhasów. W ten sposób-skupiając
w jednym miejscu duże stada - zyskiwano możliwość udoju odpowiedniej
ilości mleka owczego do wyrobu serów przy jednoczesnym ograniczeniu
ilości pasterzy i dodatkowych korzyściach związanych ze wzrostem masy
zwierząt.
Warunki panujące w górach, zwłaszcza skrócony okres wegetacji roślin,
silne wiatry, gruba pokrywa śnieżna zimą powodują, że rośliny rosnące na wysokich halach mają wyjątkowe cechy. Odróżniają się intensywnością kolorów
i zapachów, co pozwala im skuteczniej wabić nieliczne na tych wysokościach
owady, mają mięsiste, zatrzymujące wilgoć liście. Niektóre z gatunków są
ograniczone dla tzw. nisz ekologicznych - np. szarotka alpejska, dziewięć sił
bezłodygowy, szafran spiski i wiele innych. Ta różnorodność gatunkowa roślin
nadaje mleku wypasanych na halach owiec wyjątkowy smak i zapach.
Jednak warto wiedzieć, że obecność owiec na halach ma również inne
znaczenie. Stada tych zwierząt działają na zasadzie naturalnych kosiarek- dostarczają nawozu, którego obecność pozwala zachować łące bioróżnorod57
ność i chroni ją przed wyjałowieniem. Na halach można spotkać także wiele
cenionych w medycynie ludowej roślin leczniczych, również one wzbogacają skład mleka pasących się tam owiec o pierwiastki potrzebne ludzkiemu
organizmowi. Dowodem na nasycenie mleka owiec wypasanych na łąkach
górskich niezbędnymi dla zdrowia człowieka składnikami jest fakt, że przez
wieki pasterze spędzający pięć miesięcy w roku na sałaszu żywili się w tym
czasie prawie wyłącznie produktami pochodzącymi z tego mleka.
Mleko owcze w porównaniu z krowim zawiera więcej suchej masy, białka i tłuszczu, a także składników mineralnych. Odznacza się również większą zawartością witamin, szczególnie rozpuszczalnych w wodzie (z grupy B
oraz witaminy C). Nie bez znaczenia jest fakt, że zarówno mleko kozie jak i
owcze należy do produktów łatwiej przyswajalnych przez układ pokarmowy
niż mleko krowie.
Oscypek należy do serów podpuszczkowych, oznacza to, że robi się go
ze świeżego mleka, do którego dodaje się podpuszczkę, czyli enzym trawienny. Dawniej pochodził on z fragmentu cielęcego żołądka, dzisiaj bacowie
używają sproszkowanego preparatu. W bacówkach inaczej zwanych kolibami „klagają” więc owcze mleko, wytrącając z niego białko właśnie dzięki
tej podpuszczce. Tylko wprawny baca potrafi dostosować czas tego procesu
do temperatury i precyzyjnie rozpoznać moment, kiedy należy przystąpić do
kolejnych czynności. Wszystko, co jest potrzebne w tych właściwie od wieków nie zmieniających się serowarniach, ma swoją niepowtarzalną nazwę i
przeznaczenie.
Dojenie owiec odbywa się do „gielat” – drewnianego skopca, potem
mleko z udoju porannego i udojów późniejszych jest zlewane do dużej „puciery” – kadzi, do której baca dodaje klag.
„Ferulą”, czyli specjalnym kijem do mieszania bacowie roztrzepują
powstający w mleku skrzep i następuje czynność zwana „puceniem”, czyli wygniatanie ścinającego się w żentycy sera. Etap ten wymaga wiele siły
i jest dla osoby wyrabiającej ser bardzo męczący. Baca używając czerpaka wymierza porcje świeżego sera i wygniata z niego ponad kilogramowe
kule („grudy”). Jest ona słodka, biała, ma zwartą, gładką
konsystencję i daje się kroić
w plastry. To właśnie z niej
wyrabia się oscypki. Aby powstał oscypek wygniecioną
grudę wkłada się do gorącej
wody („wyparza się grudę”).
58
Ciepła woda pozwala z jednej strony dokładnie
wycisnąć z sera serwatkę, z drugiej starannie
i odpowiednio go uformować. Dlatego też
czynność wkładania i wyciągania sera z
ciepłej wody powtarzana jest wielokrotnie. Dzięki temu bryła sera robi się giętka
i plastyczna, więc można ją formować w
drewnianym, złożonym z dwóch części
pierścieniu, który od wewnątrz ma wyrzeźbiony, charakterystyczny dla bacy wzór.
Środek sera otrzymuje w ten sposób zdobienia, a jego końce ugniatane są już ręcznie na kształt
stożka. Potem ser przebija się wzdłuż metalową iglicą, aby równomiernie
obsychał. Tak uformowane oscypki jeszcze moczą się w mocno posolonej
wodzie, aby następnego dnia mogły być wysuszone i położone na drewnianej półce zawieszonej wysoko nad palącym się w bacówce ogniem. Chodzi
jednak o to, aby proces wędzenia przebiegał spokojnie, a jego źródłem nie
był ogień, tylko dym z palącego się drewna liściastego.
Oryginalny oscypek z pełnego owczego mleka jest gładki i lśniący od
tłuszczu. Świeży po przekrojeniu powinien być elastyczny i mieć żółtawy
kolor. Taki jest najsmaczniejszy, ale przechowywany nawet kilka tygodni nie
zepsuje się, tylko wyschnie.
Dawniej oscypki były używane do rozliczeń pomiędzy gazdamiwłaścicielami owiec, a bacą, a także pomiędzy bacą a juhasami. Po jesiennym
redyku, czyli powrocie owiec z hal po 29 września , czyli dniu Świętego Michała, regulowano wzajemne należności właśnie oscypkami, po
czym następował „rozsod” i zwierzęta wracały na zimę do swoich właścicieli. Wartość oscypka była wysoko oceniana jednak
nie tylko przez górali. W źródłach historycznych z XVI wieku
wspomina się, że pasterze wypasający swoje stada na Żywiecczyźnie
musieli zobowiązać się, że sery
będą sprzedawać tylko w mieście Żywcu i nie wolno im było
ich nigdzie wywozić. W XVI i
XVII wieku powszechny był na
terenie Karpat podatek od pasterzy w postaci „serów wołoskich”.
Sery te musiały bardzo smakować
staroście nowotarskiemu Mikołajowi
59
Komorowskiemu, skoro ciągle podwyższał wielkość daniny, która za jego
rozporządzeniem zabierała ser z podoju 300 owiec. Na dodatek kazał dokładać do oscypków również „grudę” czyli dzisiejszy bundz. Aby ukrócić
takie praktyki sąd referendarski w roku 1630 uregulował jej wysokość, nakazał trzymać się inwentarzy, a starosta musiał zwrócić kwotę za nieprawnie
odebrane sery. Znane jest także nazwisko kupca sądeckiego, który spławiał
do Warszawy miedź, orzechy i sery wołoskie. Tylko ser wędzony i bryndza
mogły przetrwać tak długą podróż.
Dzisiaj oscypki to rarytas, pojawiają się na stołach przy wyjątkowych
okazjach i są produktem reprezentującym Polskę na międzynarodowych targach żywności. Ich historia, sposób wytwarzania i związana z tym kultura
stanowią dziedzictwo Wołochów, które wciąż jeszcze kontynuują polscy górale. Zachowanie tego archaicznego świata w naszej współczesności nie jest
łatwe. Wciąż jednak żyją ludzie, którzy właśnie w nim się odnajdują i tak jak
wieki temu, tak i dzisiaj wyruszają z owcami na hale. Dzięki nim możemy
doświadczać nie tylko niezwykłego smaku, jakim raczyli się nasi przodkowie, ale także uczestniczyć w podtrzymywaniu tradycji, która stanowi o bogactwie duchowej i materialnej kultury naszych gór.
60
Jagnięcina?
Polecam!
Kazek Furczoń
61
T
atrzańsko-Beskidzka Spółdzielnia Producentów „Gazdowie” powstała z inicjatywy rolników – gazdów, których rodziny od pokoleń
związane są z tradycyjnym wypasem owiec w Karpatach.
„Tradycyjny wypas” oznacza oparty na współpracy małej społeczności
wiejskiej, która ze swojego grona wybiera bacę – przewodnika wypasu i na
okres sezonu (od maja do października) powierza mu owce.
Pochodzące z kilku bądź kilkunastu gospodarstw owce wyruszają na
letnie pastwiska w góry. Jest to tzw. „redyk” stanowiący wraz z „mieszaniem
owiec” na hali – polanie przeznaczonej na pobyt owiec - obrzęd rozpoczęcia
wypasu. Owce są okadzane dymem, kropione wodą święconą i oprowadzane
wokół wbitej w ziemię ustrojonej „jedliczki”, „moja”. Oprowadzaniu owiec
wokół moja towarzyszy utworzenie wspólnego kręgu przez uczestników –
udziałowców „sałasza” – czyli miejsca wypasu i sezonowej spółki górali.
Utworzenie wspólnego kręgu ma symbolizować wzajemne zaufanie we
wspólnocie pasterskiej i stanowiło przez setki lat podstawowy obrzęd rozpoczęcia wypasu. Dziś mieszanie odbywa się tylko w niektórych wspólnotach,
a jego rolę przejmuje uroczystość pożegnania owiec przez społeczność wiejską lub uroczystość kościelna poświęcenia ognia i wody np. w Ludźmierzu,
w Sanktuarium Matki Bożej Królowej Górali.
Wspólny sposób wypasu stanowił podstawę opłacalności ekonomicznej bacy, który przy pomocy juhasów (owczarzy) doił jednorazowo kilkaset
owiec i wyrabiał sery, będące w przeszłości podstawą rozliczenia z hodowcami. Obecnie sprzedaż owczych serów jest podstawą funkcjonowania pasterstwa w polskich Karpatach.
Obecnie – wobec zaniku tradycyjnej obrzędowości pasterskiej, coraz
częściej inicjatorami przywrócenia „bacowskiego zwyku” są samorządy,
które dostrzegają w kulturowym wypasie owiec szansę na ożywienie zrównoważonej turystyki, rozwój społeczności lokalnych oparty na atrakcyjności
kultury góralskiej, która ma swoje źródło w wielowiekowym, podstawowym
zajęciu ludności Karpat, jakim było pasterstwo.
Coraz częściej owce postrzegane są w górach jako czynnik gwarantujący zachowanie bioróżnorodności przyrodniczej. Występujący w przeszłości konflikt
między właścicielami lasów górskich (m. in. Habsburgów) wynikał z nadmiernej eksploatacji pastwisk górskich przez owce i stałego bogacenia się górali.
Z kolei brak owiec na terenach karpackich hal powoduje degradację
przyrodniczą poprzez zachwaszczenie łąk i zubożenie gatunkowe roślinności. Wynika to z faktu tysiącletniej obecności owiec w środowisku przyrodniczym Karpat i wykształceniu się specyficznej roślinności półnaturalnych
siedlisk występujących na wysokości powyżej 800 m.n.p.m.
62
Ostatnie badania dowodzą, że owce w polskich Karpatach pojawiły
się nie wraz z pasterzami wołoskimi w XIII/XIV w. ale co najmniej 1000
lat wcześniej wraz z wędrującymi ludami Daków. Świadczy o tym chociażby
grób Daka pochodzący z II w. naszej ery, odnaleziony nad Sanem, czyli na północnym przedgórzu Karpat, co potwierdza tezę o obecności pasterzy i owiec
również na północnych stokach tych gór. (Dakowie w tym czasie zamieszkiwali tereny na północ od ujścia Dunaju, a jednym z ich głównych zajęć było
również pasterstwo.)
Tak długa obecność owiec w górach, szczególnie w rejonach szczytowych (połoniny, beskidy, hale) na wysokości od 800 do 1300 m.n.p.m.
ukształtowała obraz przyrodniczy tych terenów i na trwale związała góry
z owcami – również z przyrodniczego punktu widzenia, stanowiąc dla tej
prymitywnej rasy – cakla górskiego, obok innych dzikich ssaków, naturalne
siedlisko życia.
Powstanie Spółdzielni „Gazdowie” jest przedsięwzięciem bez precedensu, gdyż w zamierzeniu - rozszerza współpracę funkcjonującą w poszczególnych wsiach na cały obszar Karpat. Wynika to z potrzeby współczesności i
obrony tradycyjnych wartości społeczności pasterskich. Jest również odniesieniem się do wspólnoty kulturowej obejmującej cały ten obszar.
Zarówno w warstwie językowej, zwyczajów, sposobu gospodarowania, wyrobu serów –
gospodarka pasterska w całych
Karpatach ma wspólne podstawy i ten sam rodowód wzbogacony tylko cząstką lokalnych
przyzwyczajeń i warunków.
Spółdzielnia „Gazdowie”
mimo ogromnych trudności organizacyjnych utworzyła Grupę
Producentów Rolnych obejmujących hodowców gospodarujących w Beskidzie Śląskim, Żywieckim, Orawie, Podhalu,
Spiszu i Sądecczyźnie.
Realizując cele statutowe
pomaga w zachowaniu małych
ekstensywnych
gospodarstw,
propaguje rolnictwo ekologicz63
ne, organizuje wspólne zakupy środków produkcji. Jest również inicjatorem
i, poprzez swoich członków, realizatorem „Programu Owca plus” w województwie śląskim i Programu Tradycyjnego Pasterstwa w Małopolsce.
Program Owca plus
Celem projektu jest ochrona najcenniejszych przyrodniczo polan
górskich Beskidu Śląskiego i Żywieckiego poprzez powstrzymanie sukcesji lasu i prowadzenie udokumentowanego - tradycyjnego wypasu
szałaśniczego (z pełną obrzędowością) owiec ras Polska Owca Górska,
Cakiel Górski i krzyżówek tych ras w obsadzie całorocznej nie wyższej
niż 0,5 DJP/ha na halach i polanach górskich wskazanych przez Zespół
Parków Krajobrazowych Województwa Śląskiego, położonych powyżej
500 m npm.
Prowadzenie tradycyjnego wypasu ma na celu również zachowaniem
dziedzictwa kulturowego Górali polskich, których żywy folklor jest atrakcją turystyczną i stanowi potencjał rozwoju gospodarczego związanego z
pasterstwem.
Wyrób produktów regionalnych takich jak oscypek, bundz czy bryndza
świadczy o przedsiębiorczości i szacunku dla tradycji.
Podejmowanie przedsięwzięć gospodarczych typu: powołanie grupy
producentów owiec i kóz, stwarza szansę na opłacalność ekonomiczną tej
dziś deficytowej gałęzi gospodarki rolnej.
„Program Owca plus” uzupełnia te działania i wzmacnia ich aspekt organizacyjny i społeczny. Uwrażliwia także na poszanowanie różnorodności
biologicznej i dziedzictwa przyrodniczego i kulturowego Beskidów.
Celem projektu jest również ochrona krajobrazu. Wprowadzenie wypasu daje szansę na zachowanie mozaiki obszarów leśnych i polan oraz
odsłonięcie punktów widokowych, szczególnie ważnych dla rozwoju turystyki. Prowadzony wypas owiec, bacówki, szałasy, koszory, rytuał, obrzędowość związana z wypasem i wyrób produktów owczarskich jest atrakcją
dla turystów.
Nasze działania ukierunkowane są również na promocję produktów pochodzenia owczego, kultury pasterskiej i związanych z nią obrzędów związanych z pasterstwem – tylko wtedy osiągnięty zostanie cel funkcjonowania
pasterstwa w Beskidach zgodnie z zasadami ochrony środowiska i dla zachowania krajobrazu kulturowego. Zakładamy, że powrót owiec na historyczne
hale ma charakter stały. Prowadzenie wypasu jest zgodnie z tradycyjnym cyklem obrzędowości charakterystycznych dla Górali Żywieckich i Śląskich.
64
W ramach zadania prowadzona jest budowa infrastruktury pasterskiej
służącej realizacji „Programu Owca plus” (kolyby, bacówki, koszory, wodopoje oraz tablice informacyjne i miejsca odpoczynku dla turystów, które tą
infrastrukturę uzupełniają).
W trakcie wypasu przeprowadza się cykl imprez folklorystyczne i promocyjnych takich jak: redyk, (wiosną i jesienią), zwyk bacowski, festiwal:
„Muzyka na sałaszu,” („Noc św. Jana”) pokazy strzyżenia owiec, targi produktów regionalnych pochodzenia owczego, uroczyste zakończenie wypasu
– łosod owiec. (na św. Michała)
W okresie zimowym odbywają się spotkania organizacyjne i szkoleniowe tematycznie związane z realizacją zadania i działalnością grupy producentów. Planujemy również objęcie wszystkich zainteresowanych rolników
obsługą eksportową jagniąt. W tym celu zakupiliśmy specjalistyczny samochód do przewozu żywych owiec. Powyższe działania planujemy cyklicznie
realizować w kolejnych latach.
65
Baca Tadeusz Szczechowicz od 14 roku życia związany jest z pracą na
halach. Najpierw jako hulajnik (zaganiacz), później jako juhas. W wieku 33
lat ożenił się i odtąd pracuje też jako baca. Na miejsce wypasu upodobał sobie hale i polany Wielkiej Rycerzowej w Beskidzie Żywieckim. Tu wędruje
corocznie od 34 lat z odległego Ratułowa na Podhalu. Końcem kwietnia
owce przebywają dziennie do 40 km, by po kilku dniach dotrzeć na swoje
pastwiska. Wędrówka bacy Szczechowicza to jeden z ostatnich przejawów
wielodniowego redyku. Przysposobieni do pracy jego synowie chcą kontynuować rodzinną tradycję.
Na Hali Boraczej wypasa baca Adam Gruszka. Tu na wysokości ok.
800 m.n.p.m. znajduje się także jego dom. Owce na wypas przyprowadzają
mieszkańcy Żabnicy i Węgierskiej Górki. Co roku uzbiera się więc około
300 owiec, które powierzone bacy spędzają tu letnie miesiące.
66
Łosod na Hali Boraczej, modlitwa baców
„Hej! Idóm se owieczki z Baranij góreczki...”
Koczego Zamku w Koniakowie rozciągają się wspaniałe widoki na Beskid Śląski, Żywiecki, Małą Fatrę na Słowacji oraz Beskid Śląsko-Morawski w Czechach. Charakterystyczne dla tych gór łagodne zbocza i rozległe
hale sprawiały, że od stuleci na tym terenie rozwijała się hodowla owiec. Pasterze zakładali na „groniach” liczne „sałasze”, z których powinności zostały już na
początku XVII w. określone w odrębnym urbarzu Księstwa Cieszyńskiego.
Beskidzcy pasterze należeli do ludności wołoskiej przybyłej grzbietem Karpat ze wschodu i osiadłej w Beskidach. Charakterystyczne było ich
przywiązanie do wolności i niezależności oraz wiedza związana z życiem w
trudnych warunkach górskich, wynikające z niej różnorakie umiejętności z
zakresu chowu owiec, znajomość medycyny ludowej, budownictwa, topografii Karpat i zdolność przystosowania się do każdej sytuacji społecznej, w
których przyszło im żyć. Czynnikiem decydującym o ich pierwszoplanowej
pozycji w kształtowaniu się społeczności góralskich była wiedza na temat
wyrobu serów podpuszczkowych.
W zetknięciu z kulturą słowiańską lud pasterski z terenów Karpat musiał jawić się jako „boski wołos”, gdyż w przeciwieństwie do Słowian należących do kręgu „cywilizacji chleba”, żywił się głównie serem, który wobec
braku możliwości uprawy zbóż w terenach górskich decydował tu o przetrwaniu. Umiejętność wytwarzania serów podpuszczkowych, do których za-
Z
67
liczają się dzisiejsze oscypki, redykołki, pucoki, gołki oraz bunc i pochodna
mu bryndza, jest podstawową spuścizną kultury pasterskiej Wołochów.
Współcześnie, w wyniku postępujących przemian cywilizacyjnych, pierwotny pierwiastek pasterski w Karpatach ginie. Jego brak w sposób nieodwracalny wpływa na degradację kultury i życia społecznego typowego dla dziedzictwa kulturowego i środowiska przyrodniczego, jakie kształtowały się tu przez
stulecia. Istotnym było zatem przedsięwzięcie kroków mających na celu utrzymanie tradycyjnego wypasu owiec dla dobra całej społeczności góralskiej.
W Beskidzie Śląskim od kilku lat wypas owiec wraca do łask. Jest to
efektem licznych inicjatyw podjętych zarówno przez miejscowych gospodarzy, jak i liczne instytucje i stowarzyszenia m.in. Odział Górali Śląskich
Związku Podhalan. W beskidzkiej Trójwsi od 2004 roku odbywają tradycyjne obrzędy związane z tradycjami owczarskimi połączone z imprezami dla
turystów. Na wiosnę, kiedy zwierzęta wychodzą na hale, ma miejsce „miyszanie” owiec, a jesienią w czasie ich powrotu tradycyjny „rozsod”. Powstają tez nowe „bacówki” i „kolyby”, w których chętni mogą bliżej zapoznać
się z kulturą tradycyjnego wypasu oraz produkcją owczych serów.
Duży wpływ na obecny stan rzeczy ma też funkcjonujący od paru lat
wojewódzki program „Owca plus”. Wspiera on działania na rzecz ochrony
przyrody hal m.in. Beskidu Śląskiego i Żywieckiego poprzez gospodarkę pasterską zapobiegającą dalszej ekspansji lasu. Ponadto w jego treści znajdują
się zapisy mające na celu kultywowanie tożsamości kulturowej związanej
z pasterstwem, rozwój rzemiosła i przetwórstwa produktów pochodzenia
owczego i koziego. Tego typu działania napawają optymizmem. Obecnie
tradycyjny wypas prowadzony jest w Koniakowie, Istebnej, Soblówce, na
Hali Boraczej, Jeleśni, Korbielowie i Brennej. Największy kierdel liczący
600 owiec wypasa baca Piotr Kohut z Koniakowa.
W samej Trójwsi nie poprzestano na samej promocji idei i od 3 lat działa
tam grupa producentów wyrobów owczarskich. Zrzeszenie się miało na celu
zadbanie o interesy tej rozwijającej się grupy oraz usprawnienie produkcji
serów. Gazdowie - producenci zrzeszeni są w Spółdzielni „Gazdowie”, której produkty gwarantują wysoką jakość i tradycyjne receptury. Współpracują
oni na terenie objętym prawem wytwarzania oscypka – od Beskidu Sądeckiego poprzez Podhale, Beskid Żywiecki aż po Beskid Śląski.
Dzięki dyrektywom unijnym, kontroli produkcji i uzyskanym certyfikatom, każdy, kto chce kupić prawdziwy oscypek, może być pewny jego
owczego pochodzenia.
Jak widać powoli, ale nieustannie w Karpatach odradza się „szlak wołoski”. Mamy nadzieję, że każda grupa polskich Górali zadba o swój „sałasz”,
w którym tworzyła się jej tożsamość.
68
Post memoriam
Jaroslav Štika
Dnia 28 września
2010 w godzinach porannych zmarł pan profesor
doktor Jaroslav Štika CSc,
emerytowany
dyrektor
muzeum Wołoskiego w
Rożnowie pod Radhoštěm
w latach 1972 - 1999.
Jaroslav Štika urodził się 1 kwietnia 1931 v
Rożnowie pod Radhoštěm. Po maturze, w roku 1950 w gimnazjum w Valašském Meziříči rozpoczął studia na Wydziale Pedagogicznym Uniwersytetu Palackého w Ołomuńcu na kierunku historia. W latach 1951 - 1955
ukończył studia etnograficzne i historyczne na Uniwersytecie Jana Ewangelisty w Brnie. W roku 1955 krótko pełnił funkcję kierownika Muzeum
wołoskiego w Rożnowie. Jako pracownik Instytutu Nauk Etnologicznych
ČSAV (1956 - 1971) obronił pracę „Karpackie szałaśnictwo we wschodniej
części Moraw” („Karpatské salašnictví na východní Moravě”). Był autorem
licznych badań i publikacji. Swoje systematyczne badania dotyczące tematu
wołoskich szałasów wykorzystywał w pracy w Wołoskim Muzeum w Rożnowie pod Radhoštěm, gdzie 1 stycznia 1972 roku objął stanowisko dyrektora. Pod jego kierownictwem kontynuowano budowę wołoskich wsi, powstał
również nowy kompleks muzealny - Młyńska dolina (Mlýnská dolina). W
duchu założycieli muzeum braci Jaroněk rozwijał koncepcję tzw. żywego
muzeum. Wzbogacił program muzeum o szereg nowych eksponatów- etnograficznych i folklorystycznych. Jako dyrektor obchodów Międzynarodowego Folklorystycznego Festiwalu w Rożnowie otworzył muzeum nie tylko dla
odwiedzających z zagranicy, po 1989 roku zostało ono otwarte dla krajan.
Współuczestniczył w przygotowaniach wielu międzynarodowych festiwali
folklorystycznych. Założył i przez wiele lat prowadził chór „Polajka”.
Po przejściu na emeryturę w kwietniu 1999 r. w dalszym ciągu aktywnie
współpracował z muzeum Wołoszczyzny, zwłaszcza jako przewodniczący
wołoskiego towarzystwa muzeów i etnografii.
Jaroslav Štika często gościł wśród górali beskidzkich i jako pasterze
Karpat będziemy o nim pamiętać.
Na kolejnych stronach publikujemy artykuł naszego przyjaciela, przygotowany specjalnie do publikacji związanej z realizacją Programu Owca plus.
69
O sałaszach, gospodarstwie sałaszniczym
i sałaszniczych obyczajach
Zdarzyło się to w czerwcu roku 1953, kiedy kończyłem trzeci rok studiów etnograficznych i historycznych na Uniwersytecie Masaryka w Brnie.
Pan profesor Václavík wezwał mnie i zaproponował temat pracy dyplomowej: Sałasznictwo na Wołoszczyźnie Morawskiej. Od razu, w najbliższą niedzielę wybrałem się do sałaszu na Czarną Górę pod Radhoszczem, na której
bacował Vincent Blinka. Wtedy to wkroczyłem do świata archaicznych tradycji. Zgłębiam je po dzień dzisiejszy. Z Wołoszczyzny Morawskiej w poszukiwaniu sałaszów i baców podróżowałem po całych Karpatach i wszędzie
spotykałem się z zadziwiającą zgodnością w sposobie życia sałaszników, w
przetwórstwie owczego mleka, w ich obyczajach, a także w używanej przez
nich terminologii. Wszędzie tam spotykałem się z nazwą Wołoch. Jak jest to
możliwe? Co się zdarzyło kiedyś w Karpatach?
Sałasz
Sałasz w wąskim znaczeniu to specjalny budynek gospodarczy wzniesiony na górskim pastwisku w Karpatach, w szerszym, oznacza nie tylko budynek szałaśniczy, ale także pastwisko, pasterzy, trzodę i specyficzną działalność gospodarczą. Sałasze urządzano nad pasmem trwałego osadnictwa
na wschodzie Moraw i na Śląsku Cieszyńskim, ponad samotnymi domami
70
w górach i rolniczą glebą, która do nich należała, na grzbietach górskich i
na łagodnych zboczach gór - na wysokości 700-1100 m n.p.m. Do połowy
XIX wieku przestrzeń do wypasu nazywano jaworzyną. Mówiono tak na
rozległe tereny górskie (20 ha i więcej) rzadko porośnięte monokulturami
drzew i samotnymi drzewami oraz krzakami (głównie jaworami i jałowcami). W drugiej połowie XIX wieku tzw. jaworzyny stopniowo przeobrażały
się w ekstensywne pastwiska; drobne chwasty usuwano poprzez włókowanie i wypalanie. W pierwszych wiekach rozwoju szałaśnictwa na Morawie
i Śląsku juhasi często, niekiedy po kilku dniach, zmieniali miejsce pobytu.
Za nowym wypasem przenosiło się stado i pasterze wraz ze swoimi prostymi
szałasami. W XIX, a zwłaszcza w XX wieku miejsc wypasu już tak często
nie zmieniano, niekiedy nie zmieniano ich w ogóle. Jednakże jeszcze w XX
wieku przeważały sałasze, które podczas sezonu, przynajmniej raz były przenoszone w inne miejsce. Często wypas prowadzony był do połowy czerwca
w dolnej części górskich pastwisk, potem aż do końca sierpnia wyżej, a na
cały wrzesień znowu był przesuwany na dół, aż na pola i łąki, z których już
zostały zebrane plony i można było na nich wypasać. O przemieszczeniu
wypasu decydowała przede wszystkim ilość dostępnej trawy, w mniejszym
stopniu także pogoda: w maju i we wrześniu opady śniegu na grzebieniach
gór nie były czymś niezwykłym. Kolibę i koszory czasem przenoszono na
nowe miejsce lub stały tam na stałe. Z podobnym przenoszeniem wypasu
można się spotkać w całych Karpatach.
Do gospodarczego wyposażenia sałaszów należała koliba, w której
przetwarzało się ser. Mieszkali w niej także pasterze. Znajdowały się tam
także zagrody dla zwierząt domowych (koszar, strunga). W XX wieku czasem do nich należał także chlew. W pobliżu szałasu znajdowało się solisko,
równe miejsce pokryte kamieniami, na które owcom wysypywano sól. Do
wyposażenia sałaszu należało koryto służące do pojenia trzody – żłób. Na
sałaszach w XVI i XVII wieku pasły się przede wszystkim owce i to owce
wołoskie z grubą wełną, a także kozy. Krowy, z początku pasły się na sałaszu
sporadycznie, ale już w XVIII wieku stały się istotną częścią sałaszniczego
bydła. Wyjątkowo można spotkać się także z sałaszami przeznaczonymi specjalnie dla krów ze specjalnym wyposażeniem i związaną z nimi odmienną
terminologią. W cieszyńskich wspólnych sałaszach od początku XIX wieku
chowano owce i kozy a poza nimi dokładnie wyznaczoną liczbę krów, która
była dość wysoka. Rozwinął się tam szczególny sposób gospodarki sałaszniczej, zwłaszcza produkcji serów, który zmusił pasterzy do wybudowania
odrębnego budynku służącego do przechowywania produktów mlecznych i
jako miejsce noclegowe dla pasterzy krów. Była to tzw. bacówka. Od XVI
wieku aż do zaniku tradycyjnego sałasznictwa w połowie XX wieku osoba71
mi trudniącymi się wypasem zwierząt byli baca i wołosi. Baca był przełożonym sałaszu, zajmował się przetwarzaniem mleka w ser, wołosi paśli i doili
trzodę. Bacy pomagał poganiacz, którym był dorastający chłopiec, nazwany
tak z uwagi funkcji, jaką sprawował: w czasie dojenia poganiał owce. Na
Śląsku Cieszyńskim w XIX i XX wieku bacę zastąpili baczujący. Byli to
udziałowcy sałaszu, którzy na zmianę przejmowali obowiązki bacy. Wołoch
był tu nazywany owczorzem. Podobnie jak w Karpatach w szałasie przebywać mogli tylko mężczyźni (z wyjątkiem kilku dni, które były dokładnie
określone). Na sałaszach w pobliżu gospodarstw i na terenie sałasznictwa
polnego (Valašskoklo-boucko) nie przestrzegano już tak tradycyjnych zasad
sałaszniczych, które zmieniały się w miarę potrzeb.
Gospodarstwo sałasznicze, zapewnienie produkcji na sałaszu.
Gospodarstwo sałasznicze obejmuje przede wszystkim organizację pastwiskowego sezonu, porządek codziennych prac, dzielenie się zyskami,
skład pracowników i stosunki własności. Organizacja sałaszniczego gospodarstwa na wschodzie Moraw i na Śląsku Cieszyńskim ukazuje charakterystyczne związki z sałasznictwem w innych gminach karpackich. Niektóre rozbieżności wynikają z różnic w stosunkach własności oraz z różnego
gospodarczego, społecznego i administracyjnego rozwoju poszczególnych
gmin karpackich. W XVI wieku na wschodnią część górskiej części Moraw
i Śląska przybyli karpaccy pasterze zwani Wołochami z własnymi stadami
owiec i kóz. Od władzy zwierzchniej otrzymali prawo wypasu w górach,
za co pasterze musieli odprowadzać dziesięcinę z trzody. Z niezliczonych
dokumentów można wnioskować, iż sałasznictwem zajmowali się wyłącznie mężczyźni, natomiast do mniej wykwalifikowanej pracy (na przykład
wypasu) najmowali poddanych z podgórskich gmin. W XVI wieku już powszechnie można spotkać się ze specjalną terminologią sałaszniczą, używaną jeszcze w XX wieku (sałasz, koszor, koliba, strunga, baca, wołoch, watra,
gielata,).
Istotną funkcję w organizacji w ramach poszczególnych pastwisk sprawował wołoski wojewoda (który kierował sądem wołoskim), wybierany na
wołoskim zgromadzeniu. Był pośrednikiem między Wołochami (właścicielami stad) i władzą zwierzchnią. W ciągu XVI i XVII wieku sałaszniczy sposób gospodarowania przejęli także mieszkańcy podgórskich wsi i nowo założonych górskich miejscowości. Wśród nich było najwięcej mieszkańców
odosobnionych domów w górach, właścicieli gospodarstw i pól w górach
nad wsią. Pierwotni wołoscy koloniści osiedlali się w gminach i często stawali się właścicielami ziemi. Wtedy powstała stała organizacja gospodarki
sałaszniczej, z której wiele przetrwało do XX wieku. Gospodarka sałaszni72
cza rozpowszechniła się we wszystkich wsiach w karpackiej części Moraw
i Śląska i w licznych miejscowościach należała do priorytetowych źródeł
utrzymania. W większości gospodarstw chowano owce specjalnej rasy, na
Morawie były to owce wołoskie, odporne, grubo wełniste, dobrze znoszące niesprzyjające warunki panujące na górskich pastwiskach. Niekiedy do
gospodarstwa należało tylko kilka sztuk zwierząt, czasem zaś do jednego
gospodarza należało całe stado składające się z kilkuset owiec oraz kilku
sztuk kóz. Podczas zimy owce chowano w owczarni przy gospodarstwie,
niekiedy wysoko w górach w szopach zwanych zimarka lub kotelnice. Na
Śląsku Cieszyńskim aż do połowy XX wieku utrzymała się szczególna forma
transhumacji owiec, kiedy to końcem września owce schodziły z sałaszu z
powrotem do wsi, skąd pędzono je na niziny, aby tam móc się paść na łąkach
w pobliżu wsi. W okresie od grudnia do lutego wracały w góry, do zimarek i
kotelnic , w których żywiły się sianem i gałęziami drzew zgromadzonymi w
tym celu podczas lata. W marcu i w kwietniu znowu pędzono je na niziny.
Organizacja gospodarki sałaszniczej na pastwiskach górskich w czasie
sezonu letniego na całym obserwowanym terenie była podobna. Pastwiska
(tzw. jaworzyny) władza zwierzchnia wydzierżawiała zamożnym gospodarzom (tzw. gazdom). Oni natomiast pastwiska wydzierżawiali hodowcom
owiec, zwanych mieszanikami (na Śląsku Cieszyńskim mieszanicy), ich nazwa pochodzi od czynności rozpoczynającej sezon – mieszania, polegającej
na mieszaniu się owiec różnych właścicieli w jedno wielkie stado. Jeden z
hodowców był wybierany na juhasa, przedstawiciela mieszalników w jednym sałaszu. O podziale owiec do poszczególnych sałaszów decydowało na
wiosnę zgromadzenie wołoskie. Wynikało to z limitów określonych umową
między władzą zwierzchnią a gazdą, w której określono, ile sztuk owiec,
kóz i krów, ewentualnie jałowego bydła, można wypasać na poszczególnych
jaworzynach. Po zaniku praw wołoskich (koniec XVIII wieku) o podobnych
sprawach decydowano na zgromadzeniu pasterskim, na którym gromadzili się mieszanicy z jednej gminy. Na zgromadzeniu był wybierany również
baca, przełożony pracowników sałaszu.
Pod koniec XVIII wieku pasterstwo przeżywało okres największego rozkwitu, po którym następował jego powolny upadek. Główną przyczyną było
wprowadzenie planowej gospodarki leśnej w lasach władzy zwierzchniej.
Powierzchnia pastwisk górskich była stopniowo ograniczana, radykalnie obniżono liczbę zwierząt, które na tych pastwiskach mogły być wypasane. Po
zniesieniu poddaństwa dochodziło do wyrównania praw między dawną władzą zwierzchnią a mieszkańcami wsi, jednak zawsze kosztem powierzchni
pastwisk. W XIX wieku dawniejsza zwarta organizacja rozpadła się na kilka
różnych form.
73
Już na początku XIX wieku powstały na Śląsku Cieszyńskim wspólne
sałasze. Ich użytkownikami stała się grupa gospodarzy mieszaników, podział każdego z nich był ustanawiany przywilejem to znaczy prawem wypasu określonego liczbą bydła w całym sezonie oraz odpowiadającego części
mlecznej produkcji. Na przykład w szałasie, w którym mieszanicy posiadali
po jednym przywileju, każdy z nich mógł paść wyłącznie 7 owiec, 1 kozę i
1 krowę. Wspólnym stadem nie zajmował się baca, lecz pastuch (owczarz).
Hodowca pełniący funkcję bacy został zastąpiony przez mieszanika zgodnie ze skomplikowanymi zasadami, które miały gwarantować sprawiedliwy
podział zysku. W dokładnie określonym czasie cała produkcja mleczna na
sałaszu należała do mieszanika. Ten sposób podziału zysku w cieszyńskich
sałaszach praktykowano jeszcze w 40 latach XX wieku. Niezależnie od
cieszyńskich praktyk powstały w Nowym Hrozenkowie wspólne sałasze z
poniekąd odmiennym systemem gospodarowania. Do połowy XIX wieku
można się spotkać na Wołoszczyźnie Morawskiej z ogromną ilością sałaszów, w których gospodarował baca według swego uznania: wydzierżawiał
pastwisko, najmował pracowników, pozyskiwał owce od miszaników, którym oddawał uzgodnioną ilość sera. Pozostała część sera należała do niego.
W południowej Wołoszczyźnie Morawskiej do połowy XX wieku w Niedaszowie zajmowano się sałasznictwem na polach ponad gminą. Koszar i
koliba (do tego celu wyposażona w płozy) posuwały się po polach i łąkach,
które w ten sposób były nawożone. W specjalistycznej literaturze sposób ten
nazywany jest sałasznictwem polnym.
Początek sezonu szałaśniczego zależał od ilości trawy. Na Śląsku Cieszyńskim i w północnej Wołoszczyźnie Morawskiej była to połowa maja, na
południowej Wołoszczyźnie Morawskiej o dwa tygodnie wcześniej. W określony dzień odbywało się mieszanie lub redyk, wtedy to wyganiano owce
na sałasz. Owce wszystkich miszaników gromadziły się w jednym miejscu
u podnóża gór, po czym jedno wielkie wspólne stado gnano na sałasz. Tam
każdy miszanik oddawał owce na cały sezon bacy, który ich liczbę zapisywał na lasce, kiju lub belce. Prowadził na niej dalsze notatki, na przykład
o oddanym serze. Pierwszy dzień w sałaszu wiązał się z mnóstwem archaicznych obyczajów, z opowieściami o nich można spotkać się w całych
Karpatach: rozpalanie ognia, który potem nie mógł w ciągu całego sezonu
zgasnąć, otaczanie stada wokół jodły, ceremonialne liczenie owiec i inne
obyczaje. Mniej więcej tydzień po mieszaniu przychodzili gospodarze na
sałasz ponownie, tym razem po to, aby wziąć udział w próbie sprawdzenia
udoju owiec. Każdy doił swoje owce, potem mleko się mierzyło i według
całej objętości określało się, ile sera podczas sezonu każdy właściciel owcy
zbierze. Gdzie indziej mierzono mleczność każdej owcy osobno i notowa74
no, czy jest dobrze dojna, albo średnio dojna albo mało dojna. W XX wieku
z dobrze dojnej owcy wyrabiano 5 kg sera, w przeszłości wyrabiano więcej.
Sezon sałaszniczy kończył się w dzień św. Wacława czyli końcem września,
na terenie Śląska Cieszyńskiego również w dzień świętego Michała. Wtedy to
gospodarze rozliczali się z bacą i wspólnie z pasterzami opuszczali sałasz.
Wcześniej starannie gasili ognisko, podobno po to, aby przy kolibie nie
bacowały czarty.
Kilka tygodni później spotykali się ponownie na jesiennym zebraniu,
gdzie omawiano wszystkie sprawy gospodarcze, tym spotkaniem zamykano
sezon szałaśniczy.
Podział pracy w szałasie rządził się własnymi zasadami, które przez 400
lat na Morawie i Śląsku nie ulegały zmianie.
Głową szałasu był baca, który odpowiadał za przetwarzanie owczego
mleka na ser oraz za jego jakość. Jeżeli baca nie wywiązywał się z powyższych zadań, to zgodnie z tradycją był karany. Czuwał on również, aby ogień
w kolibie nie wygasł, w przypadku niedopilnowania tego obowiązku musiał
iść po nowy ogień aż do trzeciego sałaszu. Dbał o czystość w kolibie i przygotowywał posiłki dla innych. Pasterzom zwanym również wołochami, wyznaczał miejsce wypasu i pomagał przy dojeniu. Na początku sezonu baca
przyjmował owce od miszaników, a na końcu sezonu
oddawał im tę samą liczbę
owiec. Każdą brakującą sztukę musiał im wynagrodzić.
W czasie wypasu odpowiedzialni za owce byli pasterze. Ilość pasterzy w szałasie zależała od liczby stada.
Na sto owiec przypadał jeden pasterz. Pasterze paśli
owce przy każdej pogodzie
(wg pewnych reguł gwarantujących niezbędną rotację
pastwisk), doili je, a w nocy
pilnowali. W czasie pracy
pomagał im pasterski pies.
Podczas, gdy bacą zostawał starszy, doświadczony
człowiek, do pasterki najmowali się młodzi mężczyźni
75
jeszcze przed służbą wojskową. Najmłodszym członkiem tego kolektywu
był poganiacz, był to dorastający chłopiec. Na sałaszu był pod opieką bacy,
a w czasie dojenia zaganiał owce dojarzom (stąd jego nazwa poganiacz). Nie
był on pełnoprawny członkiem kolektywu, szereg prawideł i obyczajów go
nie dotyczyło.
Codzienna praca w szałasie miała swój ustalony rytm, który obowiązywał przez stulecia.
Rano wstawało się odpowiednio wcześnie, aby przed wschodem słońca
całe stado było wydojone i mogło wyruszyć na pastwiska. Baca w tym czasie zabierał się do wyrobu sera. Musiał ukończyć pracę do południa, jeszcze
przed powrotem pasterzy, w przeciwnym razie cała bryła sera przypadała
pasterzom.
Wspólnie jedli obiad i po krótkim odpoczynku wszystko się powtarzało,
dojono owce i wyprowadzano na pastwiska, baca zaś przetwarzał mleko z
południowego dojenia. Podczas wieczornego powrotu z pastwisk najpierw
dojono owce, później odbywała się wspólna kolacja, a dopiero na końcu
baca zajmował się przetwarzaniem mleka, często tę czynność wykonywał
aż do północy.
Pasterze podczas pracy, aby umilić sobie czas, wykonywali dodatkowe
czynności takie jak zdobienie oraz wytwarzanie rzeczy z drewna, grali na
instrumentach, głównie piszczałkach. Dla bezpieczeństwa owce w stadzie
wyposażone były w dzwonki.
76
Zwyczaje oraz słownictwo używane na sałaszach.
Zwyczaje oraz słowa używane na sałaszu to zbiór tradycji i obyczajów tworzących nierozerwalną, specyficzną kulturę, którą we wschodniej
Morawie i Śląsku Cieszyńskim rozszerzyli w XVI i XVII stuleciu wołoscy
koloniści. Liczne i charakterystyczne analogie obyczajów wskazują na ich
wspólne pochodzenie społeczne raz podobieństwo funkcjonalne na terenie
całych Karpat.
Zwyczaje oraz słownictwo używane na sałaszu jest związane z prowadzeniem gospodarstwa przez pasterzy na pastwiskach górskich w połowie
letniego sezonu.
Najwięcej zwyczajów dotyczy wygonu zwierząt na sałasz, a więc początku sezonu sałaszniczego. Niektóre zwyczaje w pełni funkcjonowały
jeszcze końcem XIX stulecia, niektóre z nich przetrwały aż do połowy XX
wieku, kiedy to tradycja szałaśnicza już nie istniała.
Inaugurację sezonu szałaśniczego określały trzy terminy, związane z
wygonem zwierząt w góry. Wszystko zaczynało się jeszcze we wsi, w gospodarstwach, gdzie odbywało się rozdzielaniem jagniąt od matek, następnie
miał miejsce redyk, czyli wyjście w góry. Całość kończyła się mieszaniem
owiec kilku właścicieli w jedno wspólne stado, do tego obrzędu dochodziło
dopiero na sałaszu. Zwyczaje były integralną częścią zadań administracyjnych i organizacyjnych zachowywanych w tradycyjnym porządku. W odniesieniu do funkcji zwyczajów, wyraźnie dominuje magia związana z pomyślnością dla zapewnienia dobrej wydajności mlecznej owiec i ochroną przed
złymi siłami.
Zwyczaje związane z rozłączaniem przy odejściu dojnych owiec z gospodarstwa nie były specyficzne tylko dla sałaszników: praktykowano je
również przy innych zwierzętach podczas pierwszego wygonu na hale. Miały one przede wszystkim chronić przed zaczarowaniem. Bydlęta się opluwało, robiono znak krzyża, czasami do ogonów wiązało się czerwoną wstążkę.
Bardziej dynamiczne było wejście na hale, redyk. Całą drogę strzelano, trąbiono i krzyczano, aby odegnać złe duchy od posiadanych zwierząt, głównie
po to, aby całe stado trzymało się razem. Starano się, aby czarna owca nie
szła ostatnia i aby cały pochód (stado, pasterze, właściciele owiec oraz goście) szło z powrotem inną drogą jeżeli w trakcie wejścia na górę przez drogę
przeszła im kobieta.
Kolejność praktyk organizacyjnych prowadzonych przy mieszaniu
owiec była mniej więcej taka sama na terytorium Moraw i Śląska. Kolejność
ta jednak obowiązywała tylko w tradycyjnych sałaszach górskich: w sałaszach przy gospodarstwie lub podczas polnego sałaszowania w południowej
Wołoszczyźnie praktykowanie tych tradycji nie było obowiązkowe, wystę77
pował tam większy podział wykonywanych obyczajów przy hodowli zwierząt na nizinach.
Pierwszym aktem mieszania owiec w Wołoszczyźnie było otaczanie
drzewa przez stado owiec. Do tego celu znajdywano równe miejsce w pobliżu koliby, stado otaczało trzykrotnie jodełkę zgodnie z kierunkiem ruchu
słońca, do tego celu specjalnie wbijano jodełkę w ziemię.
Podczas tego obrzędu owce szły w takim samym porządku jak podczas
drogi na pastwisko: przed nimi szedł pasterz z psem, a za stadem reszta pasterzy. Wokół stali miszanicy, i pozostali goście, którzy pilnowali, aby owce,
które tęsknią za jagniętami nie uciekały ze stada. Dodatkowo krzyczano,
strzelano, baca kropił owce wodą święconą, w której maczał jodłową gałązkę. Podobny rytuał towarzyszył mieszaniu stad na Śląsku cieszyńskim: gałązkę jodłową przynosił z lasu najmłodszy z gospodarzy. Pasterz, który szedł
przed stadem, po trzecim okrążeniu klękał, robił znak krzyża nad stadem i
głośno się modlił, aby Bóg chronił stado. Gospodarze modlili się wspólnie
z pasterzami, później niektórzy obrzucali owce gliną z kretowisk, inni zaś
dymili owce zielem byliny. Po tych obrzędach stado zaganiało się do zagrody przez ogień, który palił się we wrotach. Wszyscy klękali wokół zagrody
na białych lnianych chusteczkach, modląc się. Niektórzy owijali sobie na
głowach kurtki wykonane z grubego koca, klękali, głowę kładli na ziemi i
zasłaniali rękoma twarz, w tej pozycji modlili się. Miało to chronić sałasz
przed wilkami i złym urokiem.
W kolibie rozpalano ogień, starodawnym sposobem, ogień ten musiał
zostać utrzymany przez bacę przez kolejne 5 miesięcy podczas trwania sezonu sałaszniczego. Jeżeli baca nie dotrzymałby tego obowiązku, musiał iść po
ogień do następnego szałasu albo do trzeciego i dodatkowo musiał ugościć
pasterzy serem.
Ogień rozpalano metodą pocierania drzewem o drzewo jeszcze na początku XX stulecia w sałaszach na terenie Radhoszczy i na górnym Vsacku.
Podobne zwyczaje można spotkać również w innych rejonach Karpat.
Ważnym zadaniem organizacyjnym było liczenie owiec. Tym to aktem
oddawano bacy odpowiednią ilość owiec i tą samą liczbę musiał baca oddać
gospodarzom na koniec sezonu. Dany zwyczaj dotyczył całych Karpat. Przy
pierwszym wypuszczeniu owiec z zagrody na pastwisko, baca stał w bramie
i wypuszczał owce kolejno jedną za drugą, licząc je na głos: jeden boży, dwa
boże, wszystkie boże, cztery….. dziesięć bożych! Każdą dziesiątkę wykrzykiwał, wyznaczony pasterz zaznaczał każdą z nich na specjalnej lasce.
Od pierwszych dni na sałaszu pasterze musieli przestrzegać obyczajów,
które miały zapewnić pomyślność i chronić stado oraz ich samych przed
wszelkim złem. Niektóre z nich miały wpływ na ich sposób życia. Na przy78
kład zakaz opuszczenia szałasu przez kolejne 20 tygodni. Końcem XIX stulecia obyczaj ten został złagodzony na zakaz opuszczania do dnia św. Jana
Chrzciciela, a więc w czasie największej wydajności mlecznej owiec. Zakaz
ten obejmował również odwiedziny kobiet, oraz stosunki płciowe pasterzy
z nimi przez cały sezon. W XIX stuleciu dotrzymywało się również obyczaju noszenia tej samej koszuli uszytej z grubego materiału przez cały sezon.
Na początku sezonu koszule zostawały natłuszczone specjalnym owczym
tłuszczem. Jednakże ten obyczaj został zmieniony i koszule noszono potem
tylko do św. Jana. Następną niedzielę pasterze przychodzili do wsi w swoich
brudnych i już czarnych koszulach i przed pójściem do kościoła przebierali
się. Ograniczenie to nie dotyczyło poganiaczy, którzy przychodzili do wsi
według potrzeb. Poważną ingerencją w sposobie życia pasterzy był post.
Musieli utrzymywać go dwa razy w ciągu tygodnia, w środę i w piątek. Najstarsze zapiski wspominają o poście również w poniedziałek. Podczas tych
dni pasterze jedli tylko raz dziennie. W południe podczas obiadu jedli owczy
ser i żętycę. Dbano, aby nikomu podczas posiłku i w trakcie produkcji sera
nie upadł na ziemię ani kawałeczek sera ani kropla żętycy. Odnosiło się to
również do gości odwiedzających chatę. Niektóre ustalenia dotyczyły opieki
i dbałości o zwierzęta np. do św. Jana nie wolno było na owce krzyczeć, uciszało się je cichym pszyt, pszyt lub pusze, pusze!
Jaroslav Štika
Lit.: I. Stolařík: Hrčava.
J. Štika: Salašnické zimování dobytka na Těšínsku, /Zimowanie zwierząt w szałasach
na ślasku cieszyńskim/
Vývoj salašnického dobytka na východní Moravě, /Rozwój szłaśnictwa w wschodniej
Morawie/
Horské pastevectví na Rožnovsku, /Pasterstwo górskie w Rožnovsku/
Valaši a Valašsko./ Wołosi na Wołoszczyźnie/
Jaroslav Štika
79
Spis treści
1. Zamiast wstępu.............................................................................................. 3
2. Owce w Beskidach czyli Owca Plus po góralsku.......................................... 5
3. Redyk w Korbielowie - wypędzenie owiec na hale.................................... 19
4. O gospodarce sałaszniczo-pasterskiej - Małgorzata Kiereś........................ 22
5. Na dzisiejszym „sałaszu” w Beskidzie Śląskim - refleksja etnologa
- Sylwia Tumidajska.................................................................................... 37
6. Pasterstwo w Brennej.................................................................................. 45
7. Sery wołoskie i góralskie............................................................................. 54
8. Jagnięcina.................................................................................................... 61
9. „Hej! Idom se owieczki z Baranij góreczki...”............................................ 67
10. Post memoriam - Jaroslav Štika ................................................................. 69
11. O szałasach, gospodarstwie szałaśniczym
i szałaśniczych obyczajach - Jaroslav Štika................................................. 70
80