Untitled - Gazdowie
Transkrypt
Untitled - Gazdowie
1 Redakcja: Józef Michałek Wsparcia udzielili: Porozumienie Karpackie - Koliba, občanské sdružení Košařiska, R.Cz., - Związek Podhalan Oddział Górali Śląskich w Istebnej, - Cieszyńskie Stowarzyszenie Agroturystyczne „Natura”. Owce w Beskidach czyli Owca plus po góralsku Publikacja została dofinansowana ze środków budżetowych Województwa Śląskiego ISTEBNA 2010 2 Zamiast wstępu D awno minęły czasy, kiedy wspólny wypas owiec kształtował życie społeczne góralskich wsi. W połowie XIX w. ostateczne odebranie sałaszy, czyli terenów, gdzie wypasano owce i ich zalesienie doprowadziło do załamania się lokalnej gospodarki opartej na wyrobie serów, pozyskiwania wełny, skór i mięsa baraniego. Tereny wypasu zostały na zawsze utracone. Doprowadziło to do znacznego zubożenia ludności i masowej emigracji zarobkowej. W okresie międzywojennym na terenie gminy Istebna funkcjonował już tylko jeden tradycyjny sałasz na Śliwkuli w Jaworzynce. Z dziesiątek tysięcy owiec jakie wypasały się na beskidzkich groniach pozostały tylko wspomnienia i przekazywane opowieści o tym podstawowym zajęciu ludności mieszkającej w górach. Na pozostałych nie zalesionych pastwiskach pojawiły się uprawy rolne. W trudnych latach po drugiej wojnie światowej każdy kawałek był cenny. Mieszkańcy musieli liczyć na swoją pracowitość i zaradność. Przy ciągłym niedostatku zaopatrzenia i pustych półkach w sklepach własne gospodarstwo rolne przynosiło niewielki, ale stały dochód. Funkcjonowały też zlewnie mleka, a spółdzielnia mleczarska odbierała je od rolników. Ci, którzy hodowali więcej krów, mieli więc zapewniony zbyt dla swojej produkcji. Nieprzemyślane decyzje doprowadziły do pełnego kryzysu rolnictwa w górach. Ostatnia Rolnicza Spółdzielnia Chowu Owiec w Istebnej została zlikwidowana. Nie podjęto żadnych działań, aby dostosować produkcję do nowych czasów i zasad funkcjonowania. Zaniechano działań naprawczych i w tej sytuacji zlikwidowano ostatnie duże stado owiec. Większość ziemi uprawnej leży dziś odłogiem. Nieuprawiane degradują glebę, porastają chwastami i stanowią zagrożenie pożarowe. W tej sytuacji, wydaje się najkorzystniejsze, aby tereny, gdzie nie ma zabudowań i nie prowadzi się użytkowania rolniczego - przywrócić owcom. Polskie owczarstwo przeżywa dziś największy kryzys w historii. Szansą dla powstrzymania upadku gospodarki owczarskiej jest dążenie do lepszej organizacji wypasu, wspólna promocja i budowanie rynku zbytu. Już dziś sery owcze stanowią podstawowy czynnik opłacalności w gospodarce sałaszniczej. Natomiast wprowadzenie na rynek jagnięciny i wędlin może dodatkowo wzmocnić nieopłacalną dziś, niestety hodowlę. Pomocnym może się również okazać program „Owca Plus”, który wspiera tych gospodarzy, którzy zdecydują się przekazać swoje owce na tradycyjny wspólny wypas na terenach cennych przyrodniczo a takimi niewątpliwie są hale i łąki górskie. 3 IV GOŚĆ BIELSKO-ŻYWIECKI Tradycja wraca do hal R�����. K�������. R�������. Nie ma znaczenia, w jakich górach mieszkają. Dla wszystkich górali ważne są odziedziczone po przodkach wiara, język, strój, muzyka, taniec. tekst i zdjęcia A���� Ś�����-S���� [email protected] W Najpierw modlitwa Pierwsza zjazdowa uroczystość odbyła się w miejscu urodzenia Władysława Orkana, w Niedźwiedziu. Następnego dnia na halach od Popradu po Olzę górale modlili się podczas Mszy św. Ci z naszej okolicy zgromadzili się niedaleko sanktuarium MB Kazimierzowskiej w Rajczy, na Complu. Mszy św. przewodniczył rodak z pobliskich Radziechów, biskup Tadeusz Pieronek. – Góralszczyźnie zawdzięczam poczucie ojczystego domu – przyznawał. – Niestety, życie mnie dość szybko, właściwie zaraz po gimnazjum, przepędziło z gór, z rodzinnej ziemi. Jeśli tylko mogę, wracam tu. Szkoda, że nikt nie mówi na co dzień prawdziwą gwarą góralską. Ale nawet jeśli tego języka nie będzie w najczystszej postaci, to bardzo wiele jest takich ciepłych, ludzkich cech, których górale nabyli wśród lasów, gór i strumieni. Są uparci, a jak są dobrze uparci, to jest wspaniale. Bardzo się cieszę, że odradza się góralszczyzna – mówił bp Pieronek. Ks. kan. Franciszek Warzecha, kustosz sanktuarium w Rajczy, dziękował za dołączoną do góralskich intencji modlitewnych prośbę o rychłą koronację obrazu MB Kazimierzowskiej. Ks. Damian Suszka, kapelan Górali Śląskich ZP, przed poświęceniem obelisku dedykowanego Janowi Pawłowi II na Ochodzitej w Koniakowie przypominał papieskie wezwanie, by każdy góral był odważnym świadkiem Chrystusa. Potwierdzeniem tej go- towości stał się odśpiewany uroczyście „Ojcowski dom”, a włączona w zjazdowy program tradycyjna pielgrzymka górali do MB Rychwałdzkiej była okazją, by góralskie starania zawierzyć opiece Maryi. Bogactwo tradycji Dla turystów dołączających do zjazdowych koncertów, spotkań i nabożeństw niewątpliwą atrakcją były barwne stroje i skoczna muzyka z różnych stron Karpat. Na scenie w Rajczy zaprezentowała się cała rzesza góralskich zespołów, w tym także czadeccy górale z Rumunii. Przy okazji koncertu w koniakowskiej Karczmie Kopyrtołce górale huculscy uczyli grać na drumlach, GOŚĆ NIEDZIELNY �� �������� ���� trzech miejscowościach Beskidu Śląskiego i Żywieckiego przez kilka dni trwały obchody II Światowego Zjazdu Górali Polskich. Do naszych górali zawitali goście z innych państw. Światowe zjazdy górali odbywają się co dziesięć lat. – I zawsze są okazją, by zachwycić się pięknem stroju, muzyki, tańca i języka, ale przede wszystkim jest to nawiązanie do przedwojennych Świąt Ludzi Gór – mówi ks. prał. Władysław Zązel, kapelan zarządu głównego Związku Podhalan. Stowarzyszenie już niedługo będzie świętować ���. rocznicę powstania i ciągle umacnia tę więź, sięgając daleko poza granice Polski. – W Koniakowie byliśmy świadkami pięknego koncertu karpackiego w wykonaniu górali huculskich. Byli też górale czadeccy z Rumunii, ze Słowacji oraz Czech: z Jabłonkowa, Kosarzysk. Wszyscy łatwo się porozumiewamy, bo górale szybko rozpoznają bratnie dusze. Wystarczy trochę muzyki i śpiewu – tłumaczy ks. prał. Zązel. Jednym głosem zagrały góralskie trombity na Ochodzitej Artykuł z „Gościa Niedzielnego” z 22 sierpnia 2010 r. 4 Zwyk bacowski w Soblówce - poświęcenie stada owiec Owce w Beskidach czyli owca plus po góralsku D la turystów przyjeżdżających jeszcze w latach osiemdziesiątych XX wieku w Beskidy owce wypasające się na halach stanowiły część naturalnego krajobrazu. Na początku naszego tysiąclecia był to już niezwykle rzadki widok. Pogłowie owiec w Polsce zmniejszyło się bowiem radykalnie. Z około 5 milionów w roku 1987 spadło do 261 tysięcy sztuk w 2005 r. W całym województwie śląskim stan pogłowia wynosił tylko 21 tyś. sztuk. W Beskidach - nieliczne stada, które pozostały, wypasane były koło domów, całkiem natomiast zanikał system pasterski na górskich halach. Skutkiem tego zaczęły one zarastać najbardziej ekspansywnymi gatunkami roślin, wysokimi trawami, samosiejkami drzew, które wypierały rzadką, specyficzną dla Beskidów roślinność. Proces ten stanowi zagrożenie dla krajobrazu polskich gór, prowadzi do zubożenia przyrody, pozbawia te tereny walorów turystycznych i kulturowych. Należy bowiem pamiętać, że pasterstwo było tutaj przez wieki podstawą gospodarki rolnej i kształtowało bogatą kulturę zarówno materialną jak i duchową polskich górali. Zanik wypasu owiec na polanach wysokogórskich wynika ze spadku zapotrzebowania na produkty owcze - wełnę, skóry czy mięso. Aktualnie trudno byłoby liczyć na zmianę tego kierunku, dlatego w celu ratowania dziedzictwa kulturowego Beskidów oparto się na innych priorytetach. Należy do nich przede wszystkim przywracanie zrównoważonego sposobu gospodarowania, który, poprawiając warunki ekonomiczne życia w górach, uwzględniać ma konieczność ochrony przyrody, zachowanie jej bioróżnorodności zarówno roślin jak i zwierząt. Ze względów ekonomicznych zwrócono uwagę na wciąż bardzo atrakcyjne produkty z mleka owczego, inne tradycyjne wyroby regionalne, możliwości agroturystyczne Beskidów oraz wyjątkowość tradycyjnego folkloru. Łącząc te elementy, można jeszcze liczyć na podtrzymywanie, a nawet 5 Owce na Złotym Groniu - koszory Owce we mgle na Hali Cudzichowej Owce na Złotym Groniu - widok z Pietraszonki 6 rozwój gospodarki pasterskiej na terenach do niedawna prawie całkiem pozbawionych widoku wypasających się owiec. Jednak, aby tak się stało, aby nastąpiła aktywizacja gospodarcza tych obszarów, konieczne było opracowanie strategicznego programu wsparcia. Jest nim właśnie „Program aktywizacji gospodarczej oraz zachowania dziedzictwa kulturowego Beskidów i Jury Krakowsko - Częstochowskiej - Owca plus” Dojenie owiec na Ochodzitej Program został opracowany w 2007 roku w ramach Strategii Rozwoju Województwa Śląskiego i zainicjowany przez Samorząd Województwa Śląskiego, który zaangażował w jego wprowadzenie własne środki finansowe. Po dwuletnim okresie pilotażowym (2008 – 2009), aktualnie realizowany jest pięcioletni program wojewódzki (2010 – 2014) przyjęty w marcu 2010r. uchwałą Zarządu Województwa Śląskiego. ,,Owca plus” w Beskidach Południową część województwa śląskiego stanowią Beskidy Zachodnie. W ich skład wchodzi Beskid Śląski, Beskid Żywiecki i Beskid Mały. Obecnie programem „Owca-plus” są objęte hale i polany na terenie gmin: Brenna, Goleszów, Istebna, Ustroń, Wisła oraz Milówka, Radziechowy-Wieprz, Rajcza, Jeleśnia, Koszarawa, Ujsoły, Węgierska Górka, Lipowa. Są to tereny, na których panuje klimat charakterystyczny dla strefy górskiej - z wysoką ilością opadów, długo zalegającą pokrywą śnieżną i niskimi średnimi temperaturami powietrza. Osadnictwo na tych ziemiach rozpoczęło się w XIV 7 Prowadzenie owcy do strzyżenia Strzyżenie owiec Bacówka na Beskidku, gmina Koszarawa Kolyba w Malince - gmina Brenna 8 wieku karczowaniem i wypalaniem lasów pod uprawy. Początkowo miało to miejsce na terenach niżej położonych, a od XVI wieku, kiedy rozwinęła się gospodarka sałasznicza, także na stokach górskich. Ten typ gospodarowania na nieurodzajnych, górskich glebach wprowadzili w Beskidach wołoscy pasterze, którzy zawędrowali tu z terenów dzisiejszej Rumunii, przynosząc ze sobą elementy bogatych kultur napotykanych podczas swych wędrówek. Ich system wypasu owiec, który polegał na zawiązywaniu spółek sałaszniczych i wspólnym wypasaniu w okresie letnim na wysokich halach połączonych w jedno duże stado owiec wielu właścicieli, był bardzo korzystny. W wiekach XVII i XVIII gospodarka sałasznicza przeżywała swój rozkwit, a Mieszanie owiec na Stecówce - gmina Istebna sery owcze stanowiły towar bardzo cenny. Niestety, po utracie serwitutów w 1853 roku górale stracili znaczną ilość pastwisk i od tego czasu liczba wypasanych owiec gwałtownie malała. Celem Programu „Owca plus” jest zahamowanie procesów, które w niedługim czasie doprowadziłyby do całkowitego zaniku na terenie Beskidów tego archaicznego sposobu wypasu owiec na stokach gór i halach, co spowodowałoby ogromne straty, zwłaszcza w przyrodzie. Przez stulecia w Beskidach pasły się owce pod czujnym okiem bacy, juhasów i psa. Połączenie przed redykiem w jedno stado owiec należących do wielu gospodarzy zapewniało odpowiednią ilość mleka do wyrobu w bacówkach cenionych serów wołoskich: bundzu, bryndzy, oscypka, a także po9 Baca Tadeusz Szczechowicz częstuje serem owczym - buncem Bacówka na Ochodzitej 10 Hala Rysianka - wypas owiec nadzoruje baca Józef Kamiński żywnej żentycy. Dzięki nim pasterze przez pięć miesięcy mogli nie tylko się wyżywić, nie opuszczając hali, ale także po jesiennym redyku rozliczyć się z właścicielami owiec. Gospodarka sałasznicza stanowiła wówczas podstawę bytu górali. Obecność owiec na halach Beskidów była przez wieki czymś tak naturalnym, że nie zdawano sobie sprawy z jej aspektu ekologicznego, który ujawnił się w ostatnich latach, kiedy owiec na halach zabrakło. Okazało się, że owce wypasające się na górskich halach są niezbędne dla ich przetrwania. To one właśnie, zgryzając niską roślinność, zadeptują jednocześnie „roślinność starą” i stwarzają warunki rozwoju młodych porostów. Bez nich hale mogą całkowicie zarosnąć, zmieniając zupełnie krajobraz Beskidów. Wyjałowiona, pozbawiona owczego nawozu gleba zarasta ekspansywnymi gatunkami, które wypierają inne, typowo górskie rośliny. W wyniku tego zubożenia beskidzkich hal drapieżne ptactwo: kanie, pustułki, orliki i orły tracą swą bazę pokarmową, ponieważ na zarośniętych chwastami polanach brakuje dla nich pożywienia: wielu gatunków bezkręgowców i gryzoni. Aby temu przeciwdziałać „Program Owca-plus” podkreśla pozytywne skutki wypasu dla przywracania przestrzeni otwartego krajobrazu w Beskidach i ochrony bioróżnorodności najcenniejszych przyrodniczo obszarów. Dlatego też w ramach programu przystąpiono do inwentaryzacji przyrodniczej hal, polan i łąk górskich. Ochroną tą objęte są hale Beskidu Śląskiego i Żywieckiego, m.in.: Hala Cukiernica (Cukiernicza), Boracza, Prusów, Sucha Góra, Bucioryski, Ochodzita, Magurka Radziechowska, Koczy Zamek/Podgrapy, Barania, Tyniok, Rycerzowa, Muńcuł, Kapokowa, Lizakowa, Głowa, Morgi, Miziowa, Słowikowa, Kamieniańska, Górowa, Jodłowcowa, Cudzichowa, Cebulowa, Góra Tuł, Abrahamów, Skole, Krzyżowski Groń, Buczynka, Janoszkowa, Kamieńskiego, Kubulkowa, Gawlasia, Rówienki, Bukowy Groń, Cisowy, Skałka, Kotarz, Stary Groń, Malinka, Mała Czantoria, Złoty Groń, Radykalna, Bacmańska, Bieguńska, Motykowa, Lipowska, Romanka, Ły11 Bacówka na Hali Cudzichowej Brenna - wizyta studyjna w ramach programu „Owca plus” Bacówka na Lizakowej - gmina Ujsoły 12 śniewska, Pawlusia, Wieprzska, Romanka, Marszałkowa, Krawcula, Mała i Wielka Racza. Wymienione hale i łąki stanowią cenne zbiorowiska roślin takich jak np. różne gatunki mieczyków, storczyków, stanowiska mietlicy, szczawiu alpejskiego, tojadu mocnego i innych. Niektóre z tych gatunków np. tojad morawski należą do endemitów, co oznacza, że ich występowanie jest ograniczone tylko do kilku miejsc. Aby osiągnąć cele programu, upowszechnia się wśród hodowców te rasy owiec, które od wieków najlepiej dostosowały się do trudnych warunków górskich: były odporne, mogły poruszać się na dużych obszarach i miały niskie wymagania paszowe. Taką rasą jest Polska owca górska. Gospodarka sałasznicza w polskich górach stworzyła cenne krajobrazowo budownictwo, charakterystyczne także dla hal w Beskidach. Są to szałasy, koliby i bacówki będące nie tylko schronieniem dla pasterzy w okresie letniego wypasu, ale także miejscem, w którym wyrabia się owcze sery. Niestety, również one w dużej mierze wymagają odremontowania, a często wybudowania od nowa. Program ,,Owca plus” zakłada pomoc finansową dla odtworzenia pasterskich szałasów w Beskidach, podkreślając konieczność zachowania miejscowego stylu architektonicznego. Obecnie te drewniane obiekty wybudowane ze wsparciem finansowym województwa śląskiego napotkać można na polanach Beskidu Śląskiego i Żywieckiego na Ochodzitej w Koniakowie, Podgrapach – Kocim Zamku i Malince Brennej w powiecie cieszyńskim oraz Hali Baraniej, Lizakowej, Wielkiej Rycerzowej, Muńcole, Hali Cudzichowej, Miziowej, Beskidku, u Boru w Jeleśni w powiecie ży- Łosod na Hali Boraczej - rozliczenie bacy z gazdami 13 Hala Motykowa Strzyżenie owiec na Ochodzitej Hala Miziowa 14 wieckim. Obok bacówek zlokalizowane zostały wodopoje i ustawiono tradycyjne koszory. Wśród założeń programu planowane jest także budowanie punktów widokowych na beskidzkich halach. Dzięki nim każdy będzie mógł podziwiać piękno otwartych przestrzeni rozpościerających się pomiędzy szczytami Beskidów i docenić ich wartość krajobrazową, w której nieodłącznym elementem są wypasające się owce. Wraz z odradzaniem się pasterstwa w Beskidach pojawia się również problem, który trapił dawnych pasterzy: wilki. W ramach „Owcy plus” pasterze mogą uzyskać pomoc finansową w celu tworzenia systemu ochrony owiec przed tymi drapieżnikami. Najczęściej dotyczy ona budowy wysokich płotów, ogradzania pastwisk pastuchami elektrycznymi i wykorzystania owczarków podhalańskich. Bardzo ważną sprawą w programie jest promocja produktu pochodzenia owczego. Najbardziej znanymi owczymi serami są oscypki, które 2 lutego 2007 roku uzyskały status Chronionej Nazwy Pochodzenia. Zarówno oscypek jak i inne sery: bundz, redykałka, bryndza mogą powstawać tylko w warunkach wypasu sałaszniczego, ponieważ małe stada owiec nie gwarantują odpowiedniej ilości mleka. Popyt na te produkty jest ogromny, a ich marka staje się na międzynarodowych targach wizerunkiem dobrej jakościowo, naturalnej, polskiej żywności. Obecność serów owczych na wielu imprezach Programu ,,Owca plus” stanowi najlepszą promocję nie tylko 15 Górale przed kościołem w Istebnej - wspólnota ludzi gór Święto pasterskie na Ochodzitej Owce na Złotym Groniu 16 produktu owczego, ale także gospodarki sałaszniczej i jej korzystnego wpływu na środowisko naturalne. Dlatego podkreślanie wartości owczych serów oraz popularyzacja jagnięciny towarzyszą większości imprezom związanym z regionalnymi tradycjami pasterskimi np. redykowi (wyjście owiec na hale wiosną), który ma miejsce w Beskidach po 23 kwietnia, kiedy to przypada dzień św. Wojciecha czy łossodowi, czyli świętu związanemu z powrotem owiec z hal, odbywającemu się po dniu św. Michała (29 września). Te oraz inne, specyficzne pod względem różnorodności folklorystycznej imprezy (pokazy strzyżenia owiec, pokazy psów pasterskich, konkursy kulinarne, festiwale muzyczne, jarmarki tradycyjnych rzemiosł itp.) stanowią atrakcję turystyczną, pokazują bogactwo kultury górali, znacznie poszerzają ofertę agroturystyczną Beskidów i przyczyniają się do zachowania tożsamości mieszkańców. Dzięki działaniom wpisanym w Program „Owca plus” możliwym stało się połączenie szeroko rozumianego dobra ekologicznego z aspektem ekonomicznym, co zachęca lokalną społeczność do aktywnego w nim uczestnictwa i umożliwia realizację celów wpisanych w program. Warto jednak powiedzieć, że wartości, na których opiera się strategia Programu „Owca plus” znacznie przekraczają granice objętych nim obszarów. Żywotność tradycyjnego pasterstwa w Beskidach gwarantuje bowiem zachowanie ważnej części naszego narodowego dziedzictwa, w które niewątpliwie wpisuje się oryginalna, niezwykle barwna kultura Górali Beskidzkich. Mieszanie owiec w Koniakowie 17 Dojenie owiec w Soblówce - gmina Ujsoły Łosod na Hali Boraczej, liczenie owiec Dojenie owiec na Hali Rysiance 18 REDYK W KORBIELOWIE - WYPĘDZENIE OWIEC NA HALE W Korbielowie na przełęczy Glinne – obok Przejścia Granicznego od kilkunastu lat odbywa się impreza folklorystyczna organizowana przez Urząd Gminy, Gminny Ośrodek Kultury - Jeleśnia, Starostwo Powiatowe - Żywiec, Śląski Ośrodek Doradztwa Rolniczego - Częstochowa, Powiatowy Zespół Doradztwa Rolniczego – Żywiec oraz Wydział Terenów Wiejskich Urzędu Marszałkowskiego w Katowicach. Na imprezę składają się pokazy związane z mieszaniem owiec, ich udojem i przetwórstwem mleka owczego. Zwyczaj mieszania owiec sięga czasów bardzo odległych. Ojciec będąc bacą przekazywał tę umiejętność synom, a ci z kolei swoim dzieciom i tak tradycja ta przechodziła z pokolenia na pokolenie. 19 Głównym bohaterem pokazu tradycji pasterskich jest baca i jego stado owiec. Redyk rozpoczyna się uroczystą, polową Mszą Świętą sprawowaną przez miejscowego proboszcza. Owce na hale wprowadza barwny korowód składający się z konnego wozu, ciągniętego przez odświętnie przystrojone konie. Na wozie przywożone są zdziorty (naczynia) potrzebne w bacówce. Towarzyszy im muzyka kapeli ludowej i śpiew kobiet z Koła Gospodyń Wiejskich z Gminy Jeleśnia. Gospodynie przekazują bacy sprzęty potrzebne przy wyrabianiu serów, drewniane puciery, gielety, skopce i zdziorty. Baca prowadzi owce na polanę. Pomagają mu juhasi, holajniki i psy pasterskie. Cały obrzęd mieszania owiec rozpoczyna baca rozpalając ognisko w szałasie, które nie może zgasnąć aż do św. Jana. Ogień ten jak mówią tradycje odstrasza złe moce, siły nieczyste i działa przeciwko czarom. Baca wycina z pobliskiego lasu jodełkę i wbija ją na środku polany. Obok jodełki wbija nóż, symbol zdrowia i w ten sposób miejsce to stanie się areną Redyku i środkiem okręgu, po którym owce trzy razy zostaną przepędzone. Następnie wraz z juhasami klęcząc w środku stada owiec odmawia modlitwę i zaklęcie bacowskie. Owce na hali są dokładnie liczone i wpędzone do kosora (ogrodzenie dla owiec). Baca kropi je święconą wodą, okadza Redyk w Korbielowie - modlitwa baców 20 Redyk w Korbielowie - poświęcenie stada i koszorów dymem palonej miry i ziół. Dym z kadzidła daje owcom jednolity zapach by trzymały się razem, natomiast pokropienie wodą święconą ma uchronić owce przed nieszczęściem. Każda z tych czynności wykonywana jest trzykrotnie ponieważ liczba 3 jest liczbą magiczną. Następnie owce zamknięte w kosorze są dojone do drewnianych naczyń zwanych gieletkami, które wypełnione po brzegi zanoszone są do bacówki. W tej drodze baca i juhasi trzykrotnie odpoczywają. Mleko jest następnie przecedzone z użyciem jodełki, zklagane (zaprawione podpuszczką) i już bundz (ser) jest gotowy! W tym samym czasie na scenie można odbywają się występy zespołów regionalnych oraz śpiewy solistów. Cały redyk kończy się wspólną zabawą. Organizatorzy zapraszają również na degustację wyrobów owczarskich, takich jak: bundz, oscypki, bryndza. Imprezie towarzyszyć będzie wystawa sztuki ludowej, jarmark . Całą imprezę zakończy ognisko, na którym planujemy pieczenie kiełbasek. Biesiadowanie uczestników Redyku o ile pogoda pozwoli będzie trwało do późnych godzin popołudniowych przy śpiewie i muzyce. Zapraszamy! 21 Małgorzata Kiereś Muzeum Beskidzkie Wisła Góry tworzą przyrodzoną postawę Polski. Cała partja karpacka Polski tworzy jeden wielki obszar górski, któremu warunki geograficzne i przyrodnicze dyktują wspólność podstaw życia. Walery Goetel, Zagadnienia regionalizmu górskiego w Polsce, s.133. O gospodarce sałaszniczo-pasterskiej w etnograficznej pigułce. /Co warto wiedzieć o Wołochach, ich gospodarce sałaszniczo-pasterskiej i kulturze./ P rzedmiotem tego krótkiego, etnograficznego szkicu jest niewielkie uporządkowanie podstawowego materiału informacyjnego o gospodarce sałaszniczo - pasterskiej w Beskidzie Śląskim, która stanowiła podstawę bytu tutejszych górali śląskich. W etnograficznej pigułce spróbujemy powiedzieć sobie, co powinniśmy wiedzieć o wędrówkach Wołochów, ich gospodarce sałaszniczo - pasterskiej i kulturze. Takie zadanie stawiamy sobie dziś tylko dlatego, że w kontekście współczesnego powrotu do dawnych form gospodarki sałaszniczej zauważamy ogromny brak podstawowej wiedzy o Wołochach i ich kulturze szczególnie u młodego pokolenia. Tematyka dotycząca gospodarki sałaszniczo - pasterskiej całego łuku karpackiego stanowiła zawsze interesujący temat badań i omawiana jest szeroko w literaturze etnograficznej, historycznej, antropologicznej, a także językowej. Problematykę pasterstwa na terenie Beskidu Śląskiego opracowali, m.in.: Lubomir Sawicki1, Bronisława Kopczyńska-Jaworska2 czy Franciszek Popiołek3. Wartość dokumentacyjno-źródłową stanowią także materiały znajdujące się w zasobach Państwowego Archiwum w Cieszynie, których ogromna i różnorodna ilość nadal czeka na żmudnego i cierpliwego badacza, który podejmie się ich opracowywania. Terenem naszych badań jest grupa etnograficzna górali śląskich, której siedziby znajdują się na terenie Istebnej, Jaworzynki, Koniakowa, Wisły i L. Sawicki, Wędrówki pasterskie w Karpatach, cz.3: Szałaśnictwo na Śląsku Cieszyńskim, Kraków 1919, s. 57-103. 2 B. Kopczyńska-Jaworska, Gospodarka pasterska w Beskidzie Śląskim, „Prace i Materiały Etnograficzne” Łódź 1950-51/VIII-IX, s.155-322. 3 F. Popiołek, Historia osadnictwa w Beskidzie Śląskim, Katowice 1939. 1 22 Akt dotyczący sporów Kopydlan /w Wiśle/ o łąkę posałaszniczą z częścią lasu. Data: 31.01.1845 r. 23 Urzędowe wezwanie Szturca Nr. 15 w Wiśle do stawienia się do sądu powiatowego w Skoczowie. Data: 26.10.1855 r. 24 Brennej, po stronie polskiej4. Historycznie ta etnograficzna grupa związana była z losami Księstwa Cieszyńskiego5, które w 1526 roku wraz z ziemiami czeskimi dostało się pod panowanie Habsburgów. W tym roku bowiem królem Czech, a zatem panem Śląska, został Ferdynand I Habsburg. Habsburgowie stworzyli na terenie Księstwa Cieszyńskiego swoje latyfundium zwane Komorą Cieszyńską, którą posiadali na mocy rozporządzenia cesarza rzymsko-niemieckiego i króla Czech-Ferdynanda III. Warto jeszcze nadmienić, że z losami monarchii górale związani byli do 1918 roku,6 kiedy to rozpadły się Austro-Węgry, a Śląsk Cieszyński powrócił do odrodzonej Polski. Wtedy to powstała Rada Narodowa Księstwa Cieszyńskiego, a 28 lipca 1920 roku nastąpił podział Śląska Cieszyńskiego i ustalono granicę państwową na rzece Olzie między Polską a Czechami7. To tylko kilka najważniejszych faktów kształtujących historyczne oblicze tej ziemi. Przynależność historyczna nie zawsze szła w parze z przynależnością kościelną8. Tu bowiem od XVI wieku współistniały ze sobą dwa Obszar pięciu miejscowości: Istebna, Jaworzynka, Koniaków, Wisła, Brenna przyjmowany jest za obszar grupy etnograficznej górali śląskich, której druga część znajduje się po drugiej stronie Olzy. Po stronie czeskiej do tej grupy zaliczają etnografowie Bukowiec, Gródek, Piosek, Łomną, Mosty Jabłonkowskie. 5 Pod koniec IX wieku cały obszar należał do Państwa Wiślan, sąsiadującego z ważnym, jak na ówczesne czasy, państwem wielkomorawskim. Po podziale Księstwa Opolskiego, tj. w 1281 r. był już samodzielną jednostką polityczno-administracyjną, jako Księstwo Cieszyńsko–Oświęcimskie ze stolicą w Cieszynie. Śląsk od XIV wieku należał do Korony Czeskiej, która z kolei była lennem Rzeszy. 6 Wpływy czeskie są tutaj widoczne na wielu płaszczyznach życia społecznego. Wzmagają się po 1782 roku, kiedy to powstaje nowa jednostka administracyjna, obejmująca również Księstwo Cieszyńskie, tzw. Gubernium Morawsko-Śląskie z siedzibą w Brnie. Zostaje ono w 1849 roku podzielone na część morawską i śląską. 7 J. Chlebowczyk, Gospodarka Komory Cieszyńskiej na przestrzeni XVII-XVIII oraz w pierwszej połowie XIX wieku, Wrocław 1966; S. Grodziski, Ustrój polityczno-prawny Śląska Austriackiego w latach 1742-1848 (Próba syntezy), w: „Studia Historyczne”, r.10, 1967, z.1/2, s.5-21; J. Spyra, Śląsk Cieszyński pod rządami Habsburgów, [w:] Śląsk Cieszyński. Zarys dziejów, Cieszyn 1998, s.49-63; tenże; Zarys dziejów kultury duchowej Śląska Cieszyńskiego (do 1918 r.), [w:] Śląsk Cieszyński. Zarys kultury materialnej i duchowej, Cieszyn 2000, s.47-59 (drugie wydanie w: J. Spyra, Śląsk Cieszyński w latach 1653-1848, [w:] Stan i potrzeby badań nad dziejami Śląska Cieszyńskiego, pod red. I. Panica, Cieszyn 2000, s.59-78. 8 Na opis struktury religijnej Księstwa Cieszyńskiego zwracają uwagę: A. Barciak Początki sieci parafialnej w księstwie cieszyńskim, [w:] Stosunki wyznaniowe na Śląsku Cieszyńskim od średniowiecza do współczesności, Ratingen, Kraków 2000, s.11-21; I. Panic, Osadnictwo w ziemi cieszyńskiej w okresie wczesnego średniowiecza, [w:] „Sobótka” 39/1984, s.1 oraz tenże: Historia osadnictwa w księstwie cieszyńskim we wczesnym średniowieczu ,Katowice 1992, Sytuacja religijna na Śląsku w XVI wieku. Wprowadzenie do problemu, w: Pojednajcie się. Pastoralny i społeczno-kulturowy wymiar ekumenizmu na Śląsku Cieszyńskim, Bielsko-Biała 2000, s.15-24, J. Drabina: Wokół przyczyn sukcesów reformacji w Księstwie Cieszyńskim w XVI wieku, [w:] Stosunki wyznaniowe na Śląsku Cieszyńskim od średniowiecza do współczesności, Ratingen 2000, s.49-59 . 4 25 główne wyznania: katolickie9 i protestanckie10. Tworzyły własne parafie ze swoim skodyfikowanym zestawem norm i wzorów religijnych, które miały zasadniczy wpływ na wiele zachowań członków badanej społeczności. Na takim historycznym i kulturowym tle kształtowały się najistotniejsze wartości i osobliwości góralskiego domu, który prawie przez trzy wieki był częścią obszaru monarchii austrowęgierskiej. Był on przestrzenią wielu kultur, których współistnienie stało się fenomenem. W owym współistnieniu od wieków było też góralskie orbis interior, ojcowski dom, mała kulturowa przestrzeń. Jej zasadnicze zręby, obok historyczno-religijnych uwarunkowań, tworzyła gospodarka sałaszniczo - pasterska, wprowadzona tu na przełomie XV/XVI wieku przez koczownicze plemiona Wołochów. Ich sposób gospodarowania stał się fundamentem bytu tutejszych górali. Typ gospodarki sałaszniczo - pasterskiej został zaakceptowany przez ówczesne książęce i austriackie władze, bowiem przynosiła ona zyski dla książęcego i cesarskiego dworu11. Konsekwencją tej akceptacji był systematyczny i intensywny proces nabywania terenów serwitutowych, na których bez ograniczeń mogły powstawać sałasze12. Powstawały one na terenach serwitutowych13. Nabycie praw serwitutowych połączone było z zakupem tzw. łąki szałasowej. Realność ta, pisze Kopczyńska–Jaworska, uprawniała do pasienia określonej ilości wysady, tzn. ilości bydła wołoskiego i bydła rogatego, która była określona w kontraktach. Z tym uprawnieniem łączyło się prawo do poboru suchych gałęzi i drzewa mniej wartościowego, ale tylko na potrzeby danego gospodarstwa sałaszniczego14. Było więc to drzewo potrzebne do podgrzania mleka przy wyrobie sera owczego oraz do podtrzymywania ognia w kolybie. Poza tym pozyskiwano drzewo na budowę kolyby, ale za określonym Małgorzata Kiereś, O. Leopold Tempes. Pierwszy misjonarz Beskidu Śląskiego, Istebna 2002. 10 K. Michejda, Dzieje Kościoła ewangelickiego w Księstwie Cieszyńskim, Cieszyn 1909 lub [w:] Z historii Kościoła ewangelickiego na Śląsku Cieszyńskim, Katowice 1992; F. Popiołek, Szkice z dziejów Cieszyna 1957; F. Popiołek, Szkice z dziejów Śląska Cieszyńskiego, Katowice 1958; Śląsk Cieszyński. Zarys dziejów, Cieszyn 1998; J. Kuś, Z dziejów kościelnych ziemi cieszyńskiej, Kraków 1983; Pasek Z., Pstrokate piękno. Szkice z historii duchowości chrześcijańskiej, Kraków 1999, s. 153-161. 11 Więcej na temat organizacji sałaszu – por. B. Kopczyńska-Jaworska, Gospodarka pasterska w Beskidzie Śląskim, „Prace i Materiały Etnograficzne” Łódź 1950-51/VIII-IX, s.155-322, L. Sawicki, Wędrówki pasterskie w Karpatach, cz.3: Szałaśnictwo na Śląsku Cieszyńskim, Kraków 1919, s. 57-103; S. Szczotka, Studia z dziejów prawa wołoskiego w Polsce, „Czasopismo Prawno-Historyczne” 2, 1949, s.355-418.V. Davidek, Osidlení Těšínska Valachy. Studie podle urbářů panstvi z let 1577, 1621, 1692, 1775. Praha 1940; J. Macůrek: Valaši na severovýchodní Moravě a jejich vztahy k Těšínsku, Polsku a hornímu Slovensku (do r. 1620). „Slezký sbornik” 53, Opava 1955, s.145-195; tenże, Valaši v zapadních Karpatech v 15–18 stoleti, Ostrava 1959. O wewnętrznej organizacji sałaszów zob. L. Richter, J. Szymik (red.), Sałasznictwo w Beskidach, Czeski Cieszyn 2005. 12 F. Popiołek, Historia osadnictwa w Beskidzkie Śląskim Katowice 1939, s.36. 13 Popiołek, op. cit, s.116 14 B. Kopoczyńska- Jaworska, op. cit, s. 189-190. 9 26 ryczałtowym wynagrodzeniem. Wydawano też pozwolenie na ścinanie czietyny czyli gałęzi jodłowych przeznaczonych na pokarm dla owiec. Jeżeli na sałaszu potrzebne było drzewo grubsze i większe np. do wyrobu koryt na mleko, czy do pojenia bydła, to kupowano je za osobną opłatą wyznaczoną przez zarząd leśny. Właściciele dóbr chętnie godzili się na wypas bydła, gdyż w owych czasach nie mieli żadnych dochodów z lasów oprócz opłat za wypasanie bydła. W celu sprawnego ich pobierania Zarząd Komory sporządzał spis łąk szałaśniczych, który zawierał dane o ilości owiec i bydła, przypadającej na określoną łąkę oraz spis nazwisk uprawnionych. Opłaty na rzecz księcia pobierał od górali wojewoda, który był funkcjonariuszem książęcym Tak, więc w wieku XVII i w pierwszej połowie XVIII w rozwijała się swobodnie hodowla owiec. Wzmacniała ją ważna ustawa z roku 1748, w której to cesarskim rozporządzeniu nakazywano sprzedaży łąk, zrębów i pól położonych wśród lasów, przy czym zaznaczano wyraźnie, że wolno im wypasać bydło wałaskie za opłatą czynszu15 Był to złoty okres sałasznictwa na Śląsku. Opis tego ważnego okresu dla górali podaje Janusz Spyra, który zanotował „W Wiśle akcja parcelacji rozpoczęła się w 1749 r. Odbywała się w ten sposób, że górale proponowali upatrzone pastwisko lub łąkę oraz roczny czynsz za jej użytkowanie, zaś wysłana przez regenta Komory „komisja”, złożona z urzędników kameralnych szacowała grunt, tzn. oceniała, czy nadaje się do wypasu, ustalała „wysadę” czyli dozwoloną ilość owiec oraz cenę kupna.” Dokumentów tego rodzaju zachowało się wiele, niektóre sporządzano hurtem, np. w relacji z 7 VI 1749 r. urzędnicy meldowali regentowi o wymierzeniu i oszacowaniu 11 łąk W 1751 r. oszacowano m.in. łąki dla Jerzego Pilcha (na Niedźwiedziu i Bucioryszka), dla Tomasza Czyża (Chałupionka i Ustnikowa) oraz inne dla osób z Ustronia, w roku kolejnym łąki, które proponowali Jakub Nogowczyk (łąka pod Palenicą w sałaszu Koziniec, wysada 12 sztuk owiec), jego brat Paweł (drugą połowę tej łąki, 24 szt.), Michał Cieślar (łąka Wysznia w Głębcach, 24 szt.) i inni16,. Spisywano też protokoły z poszczególnymi góralami. Okazało się jednak, że przyzwolenie na rozwój gospodarki sałaszniczo - pasterskiej i jej złoty okres nie trwały za czasów monarchii zbyt długo. W drugiej połowie XVIII wieku sytuacja sałasznictwa zmieniła się zupełnie. Przełomem okazało się wejście w życie w 1756 roku ustawy leśnej wymagającej od właścicieli lasów prowadzenia racjonalnej gospodarki. Ustawa ta nakazywała zalesienie przynajmniej połowy wyciętego terenu. Wykazywano w niej, że bezplanowa eksploatacja lasów przez właścicieli ziemskich i ludność zamieszkującą tereny górskie mocno przetrzebiły lasy. Prowadzone tam wyręby i czerchlowanie ogniem oraz szkody dokonywane przez stada owiec i kóz przynosiły szkody gospo15 16 Popiołek , op. cit. s.125 Janusz Spyra dodaje, że widoczne to było zwłaszcza w dokumentacji Komisji Regulacyjnej z 30 lat XIX w. J. Spyra, Wisła. Dzieje beskidzkiej wsi do 1918 roku. Monografia Wisły, Wisła 2007, s.79-80. /tam również podana bibliografia źródeł archiwalnych/ 27 darce leśnej. Owce i kozy ogryzały wierzchołki młodych drzewek szpilkowych i liściastych, co skutkowało zahamowaniem wzrostu i rozrostu drzewek, które karłowaciały i usychały17. Drzewostan lasów zmniejszył się dzięki możności bezpłatnego korzystania chłopów z lasu – opalania chat i budowy zagród. Ponadto, w związku z ulepszaniem dróg wiodących do wsi i gór beskidzkich, następował stały wzrost wywozu drewna opałowego do miast. Wprowadzenie ustawy spowodowało ograniczenie serwitutów pastwiskowych, z których korzystali dotąd górale. Jeszcze gorsze czasy nastały dla nich, gdy w roku 1766 rząd austriacki zarzucił arcyksięciu Albrechtowi prowadzenie niewłaściwej gospodarki w jego lasach. Rozpoczął się wtedy proces coraz mniejszych praw dla serwitutów, które górale zakupili od Komory Cieszyńskiej. Komora zakazała góralom brać nawet trawę z łąk, a także drewno opałowe z lasów państwowych. Gdy jednak w związku z tym zaczęło brakować paszy dla mnożących się owiec i krów w sałaszach i spółkach sałaszniczych, górale zaczęli się buntować. Sytuacja ta doprowadziła do pierwszych ostrych sporów chłopów z arcyksiążęcą Komorą w Cieszynie, która, zdaniem historyków, nie wahała się użyć wojskowej asysty dla stłumienia oporu górali. Górale z kolei odważyli się wysyłać deputację do rządu austriackiego w Wiedniu ze skargami na postępowanie zarządu dóbr kameralnych. Chłopskie bunty doprowadziły do zainteresowania się nimi przez ówczesną władzę skoro już w roku 1796 przybyła na Śląsk specjalna komisja cesarska z Cieszyna dla zbadania podłoża tych sporów.18 Stwierdziła ona, że stosunki między Komorą a miejscową ludnością są mocno napięte i należy koniecznie przystąpić do ich uregulowania. Na tej podstawie cesarz polecił gubernialnemu radcy Karolowi Filipowi i cieszyńskiemu staroście obwodowemu von Rechtenbachowi bezstronne załatwienie sporów. Starosta wywiązał się sumiennie, potwierdzając nadużywanie uprawnień chłopskich w Komorze cieszyńskiej. Udało mu się przekonać zarząd lasów beskidzkich o niewłaściwym postępowaniu i zasugerować, że należy liczyć się z wolą cesarza jako zwierzchnika dóbr leśnych. Administracja lasów państwowych w dorzeczu Brennej, Wisły i Olzy podzielona była na trzy rejony z siedzibą w Skoczowie, Jabłonkowie i Cieszynie. Po wnikliwym zbadaniu stosunków leśnych w tych okolicach z udziałem zarządu Komory arcyksiążęcej, nadregentem von Teschenbergem oraz z przedstawicielami wszystkich gmin kameralnych w górach, ustalone zostało protokolarnie 31 października 1796 r., że dla zabezpieczenia potrzeb ludności austriackiej monarchii, oprócz prowadzonych już kultur leśnych należy zająć jeszcze dalsze obszary z gruntów sałaszniczych pod kulturę leśną, mianowicie: z rewiru w Skoczowie 2003,75 mórg, w Jabłonkowie 1094, w Cieszynie 938, razem 4035,75 mórg. Z tego obszaru należało wyłączyć główny rejon skoczowski, na którym są one położone w Brennej i w Wiśle, A. Podżorski, Historia sałasznictwa w Beskidzie Śląskim, maszynopis niepublikowany, zbiory Muzeum Beskidzkiego w Wiśle, syg.MW.H.57. 18 Op.cit.s.12-13. 17 28 czyli na obszarze 2003,75 mórg, zaś w Brennej 1223,75 w Ustroniu 100, w Wiśle 676 – razem 4003,5 mórg. W zatargach powstałych podczas likwidacji praw chłopskich strona krzywdzona nie miała prawnego reprezentanta z powodu braku polskich adwokatów i sędziów mogących odważnie bronić górali w sporach z Komorą arcyksiążęcą. Przy tym urzędnicy nie znali języka polskiego ani potrzeb gospodarczych ludności i stawali zawsze po stronie silniejszego. Zarząd Komory arcyksiążęcej uważał tereny używane przez właścicieli sałaszy za własność arcyksięcia Albrechta Habsburga obciążoną tylko na rzecz spółek sałaszniczych, przy czym powoływano się na ustawę z roku 1800. Powstała wprawdzie komisja likwidacyjna dla rozstrzygania sporów, ale działała znowu po myśli Komory. Uznała, że spółkom sałaszniczym ma być oddana pewna ilość gruntów na własność z dawnego sałaszu, bez prawa do korzystania z całego terenu sałaszniczego, na co się górale nie zgodzili, żądając pozostawienia w mocy dawnego prawa znoszącego kontrolę nad ilością bydła, która mogła być wypasana terenach sałaszniczych. Wtedy rzeczoznawcy uznali za słuszne przyjąć za podstawę ustalenie dochodów ilość wyprodukowanego siana na obszarze leśnym sałaszu, a wartość ekwiwalentu należącego się spółkom sałaszniczym za zniesienie uprawnień ustalić na podstawie trwałych dochodów. Krzywdy wyrządzone chłopom przy likwidacji serwitutów sałaszniczych doprowadziły nawet do rozlewu krwi. Nie pomogły sprzeciwy górali, ani wyrywanie sadzonek leśnych na zajętych przemocą obszarach19. Okazało się, że w następstwie krzywd doznawanych ze strony zarządu dóbr leśnych w pozostawionych jeszcze spółkach sałaszniczych po likwidacji serwitutów, do końca XIX stulecia ilość owiec po polskiej stronie znacznie zmalała. Wyjałowione pastwiska porosły psinką, paprocią, borowiną i różnymi chwastami. Do tego przyczyniła się także Komora arcyksiążęca, wykupując lub wymieniając tereny należące dawniej do spółek sałaszniczych i łącząc je w zwarty las kameralny. W ten sposób zaczęło się rozbijanie sałaszy przez namawianie spółek do podziału. Był to początek końca gospodarki sałaszniczej. Kiedy jednak w czasie Wiosny Ludów włościanie wystąpili z żądaniem zniesienia pańszczyzny i wprowadzenia języka polskiego w szkołach, urzędach itd., odżyły u górali nadzieje na odzyskanie zabranych im terenów i uprawnień sałaszniczych. Cesarz Franciszek Józef I wydał w 1848 roku ustawę o uwłaszczeniu chłopów. W nowych warunkach uchwalone wcześniej reformy zostały przeprowadzone w sposób gwarantujący właścicielom uprawnień feudalnych pełną rekompensatę. Patent cesarski z 5 VII 1853r. stanowił, że za rezygnację z praw do użytkowanej dotąd przez chłopów ziemi panom feudalnym należy się odszkodowanie i określa, jakie ciężary należy zlikwidować względnie uregulować: 19 Dotyczy to głównie sadzonek świerka, który od 1820 roku jest protegowany przez komorę arcyksiążęcą, za: L Sawicki, op, cit.s.64. 29 1. wszystkie prawa do ścinania drzew oraz zbierania wszelkich produktów leśnych obcego lasu, 2. wszystkie prawa pastwiskowe na obcym gruncie, 3. wszystkie inne służebności polne, 4. wspólne posiadanie i wspólne użytkowanie gruntów między zwierzchnością i gminami z jednej strony a podwładnymi z drugiej strony lub między dwoma i więcej gminami.20 Janusz Spyra sytuację tę komentuje w następujący sposób: „Górale, którzy zapłacili już za prawo do użytkowania swojej ziemi, nie mówiąc o corocznym czynszu gruntowym, teraz musieli zapłacić za nią po raz kolejny, na co wielu biedniejszych rodzin nie było stać”21. Celem Patentu była ostateczna regulacja spraw własności, a więc także likwidacja uprawnień do wypasu na obcym gruncie, co miało jeszcze gorsze konsekwencje dla rodzin utrzymujących się z sałasznictwa. Komora została uznana wyłącznym właścicielem rozległych dóbr leśnych, nie musiała więc respektować wcześniejszych umów związanych z nabyciem przez górali praw do wypasu na poszczególnych leśnych pastwiskach, choć musiała się z nimi rozliczyć. Patent przewidywał co prawda zachowanie części tych uprawnień w postaci tzw. serwitutów leśnych i pastwiskowych, ale Komora dążyła do wykupienia serwitutów z rąk górali i podziału sałaszy, by pojedynczych osadników łatwiej usunąć z gór22. Pierwszą czynnością komisji do regulacji serwitutów było ustalenie, czy należy prawa sałasznicze uregulować czy zlikwidować. Po drugie, ustalano prawa własności do terenów sałaśniczych. Praw tych górale żądali dla siebie, a komora przyznała je Komorze Cieszyńskiej. Trzecią czynnością było ustalenie wysady przypadającej na jeden sałasz. Ciekawostką jest /o dziwo!/, że ostatecznie Komisja dochód z szałasu ustaliła na podstawie wydajności siana. Likwidacja serwitutów jak pisze Kopczyńska –Jaworska przeprowadzona w tak bezwzględny sposób, nie liczący się z dotychczasową gospodarką doprowadziła, jak się zgadzają wszyscy zajmujący się historią sałasznictwa, do kryzysu gospodarczego. W pamięci górali do dziś czas dobrobytu określony krótkim powiedzeniem - gdo mo owce tyn mo co chce -trwa w pamięci przekazywanej z pokolenia w pokolenie, a wraz z nią krzywda wyrządzona góralom przez Cieszyńską Komorę. Pamięć o tej moralnej i społecznej krzywdzie potwierdza np. wiersz Antoniego Kretka poety z Istebnej: Płacze Młoda Góra Kiczora się żali, Nad niedola ludzką nad krzywda górali (…) Lecz jak Habsburgowie sałasze zabrali B. Kopczyńska- Jaworska, op.cit, s. 192-193. F. Popiołek, Wisła Cieszyńska, s. 19 i przyp 59; tenże, Historia osadnictwa, s. 85-89. 22 J.Spyra, Dzieje…, op.cit, s.143-144 20 21 30 to zamiast piosenek górale płakali Przyszli bielnicy, owce pozganiali a starych owczorzy na Mirów zabrali (…) Powstała także pieśń, której słowa napisał istebniański proboszcz ks. Emanuel Grim. Stała się ona rodzajem tutejszego hymnu opiewającego problem sałaszy. Grónie nasze Grónie Śląska wy ozdobo wśród was serce płonie człek czuje się sobą Hale nasze Hale pełnej górskiej paszy już na was górale nie majóm sałaszy (…) W roku 1919 Michał Kawulok z Istebnej zwrócił się do Rady Narodowej w Cieszynie z żądaniem naprawienia krzywdy wyrządzonej góralom. Dnia 24 listopada 1919 roku stworzono przy Radzie Narodowej w Cieszynie Komisję Serwitutową, której prezesem został dr Andrzej Grodyński, radca przy Sądzie Okręgowym w Cieszynie. Skutkiem pracy tej Komisji była ustawa nr 59, poz. 373 z dnia 21.06 1921 DZ. Ustaw RZ/.P. Mimo że ustawa powstała, należy odnotować jej fiasko. Ustawa przewidywała jako ekwiwalent pastwiska lub ziemię pochodząca z gruntu sałaszu. A było to niemożliwe, gdyż, gdyby anulowano orzeczenia austriackiej komisji serwitutowej, trzeba by także anulować wszystkie działy i kontrakty ,darowizny, akty kupna na przestrzeni 1853-1921 lat, co było niewykonalne23. Kolejna komisja już pod kierownictwem dr Jan Kotasa opracowała nowa ustawę o spółkach sałaszniczych. Zatwierdzono ją na sejmie śląskim w Katowicach dnia 19.4.1933 roku. Jednak nawet ta nowa ustawa nie zdołała przywrócić dawnych form gospodarki sałaszniczo-pasterskiej. Konsekwencją tych wydarzeń i decyzji było dalsze karłowacenie gospodarstw, co zmuszało właścicieli i ich rodziny do emigracji w poszukiwaniu zarobku i chleba nawet za granicą. Szli na służbę za samo tylko wyżywienie. Wyjeżdżano wtedy na Węgry po żywność, ale dwutygodniowe podróże sprawiały, że wiele z zakupów topniało już w drodze powrotnej. W latach 1854-1856 rozpoczęła się masowo emigracja np. wiślan do Tisza Szent Miklos, gdzie utworzyli kolonię i za pracą i chlebem do Ameryki.24 Góra23 Kopczyńska,Gospodarka…, op.cit, s. 197 Po upadku monarchii odżyły nadzieje górali na odzyskanie odebranych im terenów sałaszniczych. Zwrócili się wtedy do Rady Narodowej w Cieszynie o naprawę tej krzywdy. Delegacji przewodniczył Kawulok Michał, syn Jakuba ze Stecówki w Istebnej, I.d.260, właściciel również skarłowaciałej posiadłości. Jego chata należy do najstarszych w Istebnej. Zbudowana została w roku 1721. Delegacja przedstawiła w roku 1918 krzywdy wyrządzone góralom przez Komisję Likwidacyjną Komory Cieszyńskiej, prosząc zarazem o zwrot zebranych im sałasz. 24 31 le z Istebnej również masowo emigrowali do Ameryki, gdzie założyli np. miejscowość Sheridan. Zasygnalizowany jedynie w zarysie splot trzech decyzji obrazuje najważniejszy proces powstania i zaniku sałaszniczego bytowania w górach. Próby zastąpienia go gospodarką rolniczą nie przynosiło dobrych rezultatów. Zboże, ziemniaki sadzone i siane na kamienistym gruncie w surowym górskim klimacie nie zdołały wyżywić wielodzietnych góralskich rodzin. O codziennym życiu na sałaszu. Przypomnijmy kilka najważniejszych zasad funkcjonowania sałaszy. W pierwotnym znaczeniu tego słowa – sałasz to polana leśna po wykarczowaniu. W znaczeniu szerszym była to bardzo przemyślana, jak na owe czasy, spółka, która składała się z właścicieli wspólnego pastwiska. Na czele spółki stał sałasznik wybierany przez gromadę, który miał władzę zwierzchnią i decydującą. Sałasznik ustalał dzień mieszania i rozchodu owiec, organizował całość prac związanych z prawidłowym funkcjonowaniem sałaszu. Sałasznikiem był zazwyczaj właściciel największego dziołu na sałaszu. Jednocześnie musiał to być człowiek cieszący się ogólnym zaufaniem. Za swoją pracę nie dostawał jakiegoś stałego wynagrodzenia, była to funkcja honorowa. Z kolei bacza odpowiadał za porządek na sałaszu, w kolybie i w kumarniku. Zapisywał w obecności pasterzy ilość zrobionego sera, który po zakończeniu pasienia rozdzielał między wspólników. Owczorze zaś paśli owce, doili je i trąbili na sałaszniczych trombitach. Jego pomocnikiem był hólajnik, który przeganiał owce do strungi. Młode owce pasł tylko jałowior i podlegał sałasznikowi, który wyznaczał mu kierunek pasienia stada25. Dzień mieszania owiec przypadał w zależności od pogody między 24 kwietnia a 25 maja. W dzień wyganiania owiec na sałasz sałasznik grał na trąbicie Anioł Pański i oznajmiał wszystkim gazdom dzielenie owiec. Za każdą owcą z chałupy szła „ku miyszaniu” para ludzi, domowi pasterze. Na sałaszu wszyscy tworzyli wielkie koło, aby się stado nie rozeszło. Na środku wbijano długą na 3 m jodełkę. Przed jodełką klękał sałasznik, bacza, 25 Na sałaszu z młodymi jarkami pojawiał się dopiero po 24 czerwca. Inf. lat.82, Istebna. Podstawą ich działalności ekonomicznej były tzw. sałasze, spółki pasterskie, w których kilku, bądź kilkunastu właścicieli owiec łączyło swoje stada, wspólnie zabiegając o ich wypas i inne potrzeby, dzieląc uzyskane pożytki proporcjonalnie do ilości owiec. Na czele sałaszu stał sałasznik, szeregowi jego członkowie zwani byli mieszanikami (od zmieszanych w sałaszu owiec), choć często wszystkich członków sałaszu określano mianem sałaszników. Górali reprezentowali wybieralni przedstawiciele zwani wojewodami (wajdami), a rządzili się własnymi zwyczajami, określanymi nazwą prawa wałaskiego. Zasięg kompetencji wojewodów nie był wyznaczany granicami wsi, lecz rozciągał się na większe obszary. W późniejszym czasie stali się zresztą urzędnikami księcia, z którego kasy otrzymywali wynagrodzenie, pilnując w zamian respektowania jego uprawnień 32 owczorze. Wszyscy razem modlili się na głos Ojcze nasz, Zdrowaś, Racz Panie pożegnać ten nasz dobytek broń go od wszystkiego złego. Bacza zapalał przy wejściu do koszora ogień. W ręce trzymał rożne zioła, które palił, a dymem okadzał owce. Po słowach „Pójmy z Panem Bogiem” podawali owcom chleb i prowadzili je trzy razy „jak idzie słoneczko” koło jodełki. Bacza w tym czasie rzucał zioła do ognia, zaś hólanicy strzelali z batów ponad owieczkami26. Do życia społecznego wprowadzono dwa zwyczaje sałasznicze: wiosenne wypędzanie owiec – na św. Urbana (25 maja) i jesienne spędzanie stada owiec – rosod – zwyczajowo w dniu św. Michała (29 września). Oba zwyczaje były czynnikami więziotwórczymi dla tej góralskiej społeczności. Autentyczny opis gospodarstwa sałaszniczego znajdujemy u Franiszka Popiołka. Pochodzi z Ligotki Kameralnej z roku 1830: W sałaszach chowa się owce, które przez całe lato trzy razy dziennie dojone są przy kolibach. Z mleka po dodaniu żołądka cielęcego wydziela się ser, myje się go w wodzie i wyciska, a gdy po dwóch dniach zacznie fermentować rozdrabnia się, daje do niego sporo soli, układa w beczułkach, przyciska kamieniami, a potem zjada lub sprzedaje. Po oddzielaniu sera gotuje się pozostałe mleko, które stanowi obok chleba jedyne pożywienie pasterzy przez cały czas paszenia. Na wiosnę koło Zielonych Świątek wypędzało się bydło do sałaszy, po św. Michale spędzało z powrotem. Do każdego sałaszu należało 2-30 sałaszników czyli członków spółki sałaszniczej, którzy mieli na sałaszu od 5 do 25 owiec i odpowiednio do tego otrzymywali pewną ilość sera. Bacza zapisywał każdego dnia ilość sera zrobionego w obecności dwóch pasterzy. Po św. Bartłomieju mleko stawało się pełniejsze i wtedy robiło się niego lepszy gatunek sera tzw. bryndzę, którą sprzedawało się w miastach. Po św. Michale spędzało się owce w dolinę i odtąd nie dawały one już mleka, Pasało się je wtedy przy domu lub na tzw. łąkach wałaskich. Z końcem marca oddzielało się jagnięta od matek i karmiło je osobno. Pasterze woleli lato suche - było wydajniejsze. Stare owce zjadali gospodarze lub sprzedawali je masarzom. Z ich wełny, po zamieszaniu jej z wełną z młodych owiec, wyrabiał sobie prawie każdy góral sukno na gunię i na nogawice. Należy pamiętać, że najważniejszym produktem ubocznym był nawóz. Jego jakość była bardzo ceniona, potrzebna szczególnie tam, gdzie łąki były przesiąknięte wilgocią. Nawożenie opierało się na koszarowaniu owiec według klucza ustalonego starodawnym obyczajem, a opartego na ilości udziałowców i rozmiarach poszczególnych udziałów, np. za każdą owcę na sałaszu należy się jej właścicielowi 1/3 nocy koszarowania, i tak np. chłop, który ma na 26 Ciekawostką jest, że w Wiśle dochowała się tradycja, że corocznie na wiosnę w gminie odbywało się zebranie gazdów zwane wałaską gromadą. Ustalano przebieg dnia mieszania owiec i prac związanych z funkcjonowaniem sałaszu. 33 sałaszu ma 2 krowy, 35 owiec mógł żądać, by na jego gruntach koszar stał przynajmniej 16 razy27. W naszej etnograficznej pigułce na zakończenie rozważań o ważnych historycznych decyzjach, które kształtowały rozwój i zanik sałasznictwa na terenie Beskidu Śląskiego, zatrzymujemy się przy kwestii pochodzenia Wołochów. Nie jest naszym celem rozstrzygnięcie wielu naukowych hipotez na temat ich pochodzenia Warto jednak dla podstawowej wiedzy przytoczyć 5 znanych poglądów na kwestie pochodzenia Wołochów, które przedstawia Kopczyńska – Jaworska: 1. Według poglądu pierwszego gospodarkę w Karpatach zaprowadzili pasterze rumuńscy, którzy posuwając się wzdłuż Karpat doszli do Moraw i dopiero później ulegli zesłowiańszczeniu. 2. Drugi pogląd początek gospodarki pasterskiej w Karpatach łączy z imigracją pasterzy rumuńskich, którzy w czasie swej wędrówki ulegli zesłowiańszczeniu. 3. Trzeci pogląd zaprzecza etnicznej penetracji Rumunów na tereny Karpat słowiańskich - wpływy słowiańskie tłumaczy zapożyczeniami pośrednimi. 4. Czwarty pogląd początek gospodarki pasterskiej łączy z kolonizacją niemiecką. 5. Piąte stanowisko przedstawia początek gospodarki pasterskiej w związku z kolonizacją węgierską28 Przedstawione naukowe stanowiska wyraźnie ilustrują, w jakim stopniu kwestia pochodzenia Wołochów oraz problem kolonizacji wołoskiej jest przedmiotem ożywionej dyskusji wśród historyków i etnografów. Wszędzie pozostały po nich nazwy pochodzenia rumuńskiego, z których pewne powtarzają się także w Beskidach29. Ważne, że Wołosi przynieśli ze sobą umiejętność przeżycia w trudnych górskich warunkach oraz gospodarowanie w górach w oparciu o pasterstwo, głównie owiec oraz znajomość przetwórstwa owczego mleka i wełny. Swoje refleksje o Wołochach zanotował również Przemysław Burchard. Znakomity etnograf, bajkowo opisujący świat odchodzącej kultury ludowej w sposób jednoznaczny łączy pochodzenie Wołochów i ich nazwy z terenami Dacji a więc dzisiejszej Rumuni. Uważa, że było to pasterstwo polegające na przenoszeniu się wraz ze stadami z miejsca na miejsce w poszukiwaniu wciąż nowych pastwisk. Taki rodzaj pasterstwa nazywany jest transhumancją. W okolicach górskich zwykle polega to na tym, że w lecie wypasa się stada na wysoko położonych łąkach, zimą natomiast bądź karmi się je paszą L.Sawicki, op.cit s. 96 Kopczyńska, op.cit.s.161-162 29 Jak np. Gahura czy Kiczora, por. Z. Hołub-Pacewiczowa, Osadnictwo pasterskie i wędrówki w Tatrach i na Podhalu, Kraków 1931, s. 197-198. 27 28 34 we wiosce lub jeszcze długo pasie na nizinach. System ten wymaga specyficznej, sprawnej organizacji, konstrukcji zagród i ogromnego doświadczenia przekazywanego z pokolenia na pokolenie. System taki doprowadzili do perfekcji już w starożytności przodkowie dzisiejszych Rumunów na terenie Karpat Południowych i Wschodnich. Wiadomo o tym z relacji rzymskich historyków, którzy pisali je w okresie wojen z Dakami/ tak Rzymianie nazywali mieszkańców Rumuni/. Po podboju Dacji administracja rzymska i wojsko wykorzystywali chętnie pasterzy dackich, bowiem ich usługi zapewniały wojsku dostawy mięsa nawet w trudnych, górskich warunkach. To właśnie Rzymanie Daków -ówczesnych mieszkańców- Rumuni będących pasterzami nazwali Vlasi, a więc Volosi, - Wołosi. Po rozpadzie Imperium Rzymskiego Vlasi-Volosi-kontynuowali już na własną rękę swoje wędrówki ze stadami Opanowali Bałkany i ruszyli też Karpatami na Zachód. W XIV wieku byli już w Beskidach Wschodnich, w XV na Orawie, a w XVI wieku dotarli w śląskie Beskidy i na Morawy30. Jak powinniśmy ich nazywać? Czy są to Wołosi czy Wałasi? U podstaw zagadnienia wołoskiego napotykamy na trudności natury etymologicznej – pisze Michał Magnuszewicz. Mianowicie chodzi tutaj o pochodzenie i drogi rozprzestrzeniania się samej nazwy Vlach, Wołoch, czy Wałach. Słowianie Południowi nazywają Rumunów Vlachami, od nich zapożyczyli tę nazwę Grecy w postaci Vlachoi. Do języka polskiego przeniknęło określenie wschodniosłowiańskie WOŁOCH, co wskazuje, że Polacy zetknęli się z Rumunami drogą okrężną za pośrednictwem ruskim. Tym ciekawsze, według J. Czekanowskiego, jest nazywanie zachodnio-karpackich pasterzy Wałachami nie tylko po polsku, ale i po czesku, gdzie należałoby się spodziewać formy Vlach31. Czekanowski stawia hipotezę, że nazwą szczepu pasącego w Karpatach przede wszystkim owce, stał się węgierski wyraz „Valach” u podkarpackich Węgrów oznaczający owczarza. Jest to zwokalizowana forma południowosłowiańskiego i słowackiego Vlacha. Jakkolwiek u Węgrów Wołoch znaczy Olach, a nie Valach, można wnioskować, że wyraz Wałach został przez Słowian Zachodnich przyjęty od Węgrów, którzy przyjęli go od Słowian Południowych lub wręcz od Słowaków i w zwokalizowanej postaci oznaczyli nim owczarza. W końcu węgierską nazwę owczarza przyjęli Czesi i Polacy, określając nią zachodniokarpackich pasterzy, pierwotnie niewątpliwie Wołochów32. Ostatecznie stanowiska naukowców sprowadzają się do podstawowego zdania, że nazwa Vlach lub Wałach oznacza pasterza. P. Burchard, Za ostatnim przystankiem, Warszawa 1985, s. 245-246 M. Magnuszewicz, Zagadnienia…,s.154. 32 M. Magnuszewicz, Zagadnienia…,s.155. 30 31 35 Najtrwalszą spuścizną wołoskiej pasterskiej tradycji pozostaje do dziś kobiecy i męski strój ludowy, który u górali Beskidu Śląskiego jest nadal częścią życia. Najczęściej zakładany jest na określone współczesnym rokiem obrzędowo-liturgicznym i administracyjnym uroczystości. Gospodarska sałaszniczo-pasterska miała zasadniczy wpływ na kształt ludowego, pasterskiego stroju noszonego przez górali do dnia dzisiejszego. Był on dla nich zawsze ważnym czynnikiem kształtującym poczucie przynależności do swojej ojcowskiej ziemi, dawał poczucie czegoś co było „moje”, „nasze”, „swoje”, czegoś czego nie posiada „inny”. Zawsze dawał poczucie bogactwa, parady, dumy i godności. I niechaj tak pozostanie tak na zawsze. Mieszanie owiec w Koniakowie 36 Sylwia Tumidajska Na dzisiejszym „sałaszu” w Beskidzie Śląskim – refleksja etnologa P oniższy szkic jest próbą podsumowania przeszło rocznych obserwacji współczesnych form gospodarki pasterskiej1 w Beskidzie Śląskim. Autorka swoje refleksje opiera na wywiadach oraz obserwacjach dokonanych podczas imprez folklorystycznych – „miyszania owiec”, „rozsodu” organizowanych cyklicznie w Koniakowie. Są one jedynie zasygnalizowaniem problemów badawczych, które współczesne sałasznictwo wywołuje. Poniższe rozważania koncentrują się na procesach kulturowych związanych z tradycją, jej przetwarzaniem i wpisywaniem w obecną rzeczywistość kulturową górali Beskidu Śląskiego. Jerzy Probosz – góral z Istebnej, poeta i pisarz – na łamach „Gwiazdki Cieszyńskiej” podzielił się ciekawym doświadczeniem, jakie przeżył podczas wizyty w krakowskim muzeum. Jego uwagę przykuły krosna tkackie, których konstrukcję bardzo dobrze znał. Przyznał, że tam, skąd pochodzi dokładnie takie archaiczne krosna są jeszcze w użyciu, a nawet potrafił wymienić jakich części brakuje, czym wprawił w zdziwienie przewodnika muzealnego. Na dowód swoich słów, pokazał koszulę tkaną właśnie tą metodą. Być może to zdarzenie w krakowskim muzeum skłoniło poetę do przyjrzenia się nie tylko losowi tradycyjnego tkacza, ale także gajdosza, furmana, a nawet poszukiwacza zbójnickich skarbów2. Wśród tych wymienionych „niknących zawodów”, pojawia się również postać owczorza, za którą stoi wielowiekoW artykule autorka posługuje się terminem „współczesne sałasznictwo”, „współczesna gospodarka sałaszniczo – pasterska” dla oznaczenia, kształtującego się od roku 2004 na terenie Istebnej i Koniakowa zjawiska kulturowego związanego z „reaktywacją” gospodarki pasterskiej na tym terenie. 2 Zob.: Jerzy Probosz, Niknące zawody [w:] „Gwiazdka Cieszyńska” 1930, R. 83. 1 37 wa tradycja. Dlatego też Jerzy Probosz w kolejnych numerach „Gwiazdki Cieszyńskiej” nie wybrał modelowej prezentacji – owczarza X na sałaszu Y. W jego eseju owczorz to człowiek z krwi i kości o imieniu Jan zwany „owczor z Łączyny” – jego los zaś, to los gospodarki sałaszniczo - pasterskiej na terenie Beskidów na przełomie XIX/XX w3. Tradycja gospodarka sałaszniczo – pasterska kształtowała się w Beskidzie Śląskim od XVI wieku w wyniku tzw. kolonizacji wołoskiej. Górzysty teren sprzyjał wypasowi owiec, który, z powodu nieurodzajnych gleb, a stąd i niewydajnego rolnictwa, stał się podstawą bytu górali przez kolejne wieki. Hodowla bydła rozwijała się swobodnie w wieku XVII i pierwszej połowie XVIII, tym bardziej, że w roku 1748 wyszło specjalne zarządzenie carskie nakazujące sprzedaż łąk, zrębów i pól położonych wśród lasów. Górale mogli wypasać na nich bydło wałaskie za opłatą czynszu. Zwrot w rozwoju pasterstwa w Beskidzie Śląskim nastąpił w drugiej połowie XVIII. Zagrożeniem dla gospodarki sałaszniczej stała się ustawa leśna z roku 1756. Rząd w Wiedniu przystąpił do ochrony lasów, przede wszystkim przez ograniczanie góralom miejsc wypasu, wszystko to dla potrzeb gospodarki leśnej monarchii Habsburgów. W wyniku tych działań napięte stosunki między góralami a urzędnikami, spowodowały, iż w roku 1800 podpisano ugodę, a w jej następstwie wytyczono granice między sałaszami a lasami Komory Cieszyńskiej. Jednak w roku 1853 wydano patent carski, który przesądził o losie sałasznictwa na terenie Beskidu Śląskiego. Patent miał na celu likwidację uprawnień do wypasu, Komora została uznana wyłącznym właścicielem dóbr leśnych, tym samym nie musiała respektować wcześniej zawartych umów z góralami o nabyciu praw do wypasu. Zaproponowano również wypłacanie góralom odszkodowania za rezygnację z użytkowanych pastwisk. Były one tak naprawdę nieproporcjonalne do poniesionych strat, bo oferowano im w zamian drobne działki ziemi, z których prawie niemożliwe było utrzymanie góralskich rodzin4. Zob.: Jerzy Probosz, Niknące zawody [w:] „Gwiazdka Cieszyńska” 1930, R. 83, Nr 36, 40, 45, 53, 65, 79, 83, 91, 96. 4 Zob.: Franciszek Popiołek, Historia osadnictwa w Beskidzie Śląskim, Katowice 1939. 3 38 Gospodarka sałaszniczo – pasterska, której los został przesądzony w roku 1853, tak naprawdę nigdy nie wróciła na właściwy dla górali tor. Po pierwszej wojnie światowej, po upadku Austro – Węgier zrodziły się nadzieje na to, że sałasze powrócą. W roku 1919 Michał Kawulok z Istebnej ze Stecówki zwrócił się do Rady Narodowej w Cieszynie, aby zadość uczynić krzywdy, jakich górale doznali ze strony austriackich rządów5. Stworzono przy radzie Narodowej Komisję Serwitutową, która miała zrewidować poczynania poprzedniej władzy w sprawach sałaszniczych. Sam proces rewizji i tworzenie odpowiedniej ustawy dla uregulowania sprawy sałaszy trwał latami. Ustawę o spółkach sałaszniczych zatwierdzono na Sejmie Śląskim w Katowicach w 1933 r. Działalność Związku Spółek Sałaszniczych natrafiła na pewne trudności, gdyż nie wszyscy uprawnieni chcieli wstępować do spółek. W miejscowościach, gdzie tereny pastwiskowe były zlikwidowane, ludność dostawała wynagrodzenie w postaci nawozów sztucznych i cementu do budowania gnojników6. Sałasze odradzały się na nowo w latach 30 – tych XX wieku, powstał wówczas Fundusz Sałaszniczy z kwotą jednego miliona złotych, który miał stanowił wynagrodzenie za odebrane sałasze7. W prasie lokalnej z tego okresu, przede wszystkim w „Gwiazdce Cieszyńskiej” napotykamy informacje o sałaszach – m. in.o Kotarzu, Starym Groniu, sałaszu Węgierskim (Brenna), w roku 1934 „zmieszywano owce” na Śliwkuli w Jaworzynce8. Po II wojnie światowej hodowla owiec w ramach Związku Spółek Sałaszniczych na terenie Beskidu Śląskiego w wyniku przemian społeczno – gospodarczych, przybrała nowe, zinstytucjonalizowane formy. Powstała prowadzona przez Zuzannę i Michała Marekwiców z Istebnej – Andziołówki Spółdzielnia Hodowli Owiec, która funkcjonowała do 1980 r. W roku 2004 w Istebnej na Stecówce, z inicjatywy pięciu górali (Henryka Kukuczki, Zbigniewa Wałacha, Jana Kaczmarzyka, Piotra Kohuta, Józefa Michałka) zorganizowano imprezę folklorystyczną opartą na dawnym obrzędzie pasterskim – „miyszani owiec”. Wydarzenie to jest o tyle szczególne, iż przeszło od dwudziestu lat hodowla owiec i gospodarka sałaszniczo - pasterska była zjawiskiem, można by rzec „wspomnieniowym”. Inspiracja przyszła z Podhala, stamtąd też pochodziło pierwsze stado owiec „zamieszywane” na Stecówce w Istebnej. Przedsięwzięcie górali w Istebnej nie było jednorazowe, o czym możemy się przekonać, zajeżdżając do Koniakowa, do Piotra Kohuta do „Kolyby nas Szańcach”. Taki stan rzeczy umożliwiło wsparcie ze strony UE, która promuje gospodarkę ekologiczną i nastawioną na region, wraz z jego specyfiką. Zob.: Jan Kotas, Szałasy, „Beskid Śląski” R. 2, 1931. s. 5-17. Zob.: Bronisława Kopczyńska – Jaworska, Gospodarka pasterska w Beskidzie Śląskim, [w:] Prace i materiały Etnograficzne, t. VIII-XIX, 1950 – 1951. 7 Zob.: Sałasz w Brennej, „Gwiazdka Cieszyńska” R. 89, Nr 22, s. 8 Zob.: „Gwiazdka Cieszyńska” 1934, R. 87, Nr 75. 5 6 39 Sałasznictwo we współczesnym kształcie nie jest tylko przedsięwzięciem ekonomicznym, ma szerszą podstawę funkcjonowania. Pasterstwo w wersji Piotra Kohuta jest zjawiskiem kulturowym i takim chcą go widzieć zaangażowani w nie górale. Bazuje ono na elementach tradycji górali śląskich, które zostały świadomie wybrane i dostosowane do potrzeb współczesnych. Sery klagane, widowiska obrzędów pasterskich, stroje góralskie funkcjonują w ramach współczesnego „sałasznictwa”, ponieważ wpisują się w promocję pasterstwa Beskidu Śląskiego. Realizują potrzeby ekonomiczne, ale także są istotne dla poczucia zakorzenienia, poczucia swojego miejsca na ziemi tych górali, którzy chcą „reaktywować” gospodarkę sałaszniczo – pasterską. Dla każdego badacza kultury jasne jest, że tradycja to zjawisko dynamiczne, będące w ciągłym ruchu. Taki stan rzeczy wyjaśnia, że tradycja dotyczy zawsze konkretnego miejsca, czasu i ludzi, którzy przez uczestnictwo w kulturze dają wyraz swojej tradycji. Istotą tradycji jest jej przekaz z pokolenia na pokolenie, a co najważniejsze musi być on bezpośredni. Tylko w ten sposób wartości kultury zostają dane kontekstowo, bo przecież elementy kultury funkcjonują tylko w połączeniu ze sobą, tworzą system. W przypadku współczesnego sałasznictwa natrafiamy na brak kontynuacji w sensie tradycji, został zaburzony przekaz międzypokoleniowy. Czy oznacza to, że jest on zjawiskiem kulturowym niezgodnym z tradycją? Przecież ludzie zaangażowani w „reaktywację” pasterstwa wołoskiego powołują się właśnie na tradycję swoich Ojców. Próbując odpowiedzieć na to pytanie, musimy uświadomić sobie, że wiedza o kulturze pasterskiej, w przeciwieństwie do samej jej praktyki przetrwała. Badania etnograficzne, publikacje, zbiory muzealne a także pamięć ludzka – wszystko to stanowi źródło wiedzy o tradycji pasterskiej dla współczesnych. Oczywiście są to fragmenty, strzępki tradycji, która minęła, miała swój czas i miejsce. Na te źródła wiedzy powołują się górale, którzy chcą „reaktywować” tradycyjną hodowlę owiec w Beskidzie Śląskim. Piotr Kohut podkreśla, że istotnym dla jego działań i kształtowania obrazu gospodarki sałaszniczo – pasterskiej były osoby „z kręgu Marekwiców”, ludzi, którzy doświadczali tradycji sałaszniczej. 40 Dla analizy zjawiska współczesnego sałasznictwa, cenną jest właśnie kategoria pamięci, którą badacze wykorzystują w antropologicznych badaniach nad tożsamością, dziedzictwem kulturowym, samowiedzą, świadomością kulturową i społeczną9. W naszych rozważaniach szczególnie właściwe będzie użycie terminu „postpamięć”. „Postpamięć to pamięć drugiego pokolenia, które nie przeżywszy rzeczywistości ujętej pamięcią, skazane jest na określenie własnej tożsamości na podstawie nie własnego doświadczenia przeszłości. (...) Postpamięć jest więc w jakimś sensie >>przedłużeniem<< pamięci świadków i uczestników minionej rzeczywistości, ale kształtującym tegoczesne czyjeś myślenie i wiedzę o sobie i o świecie”10. Brak kontynuacji tradycji sałaszniczej, o której wspomniałam wyżej, niewątpliwie skazuje na „postpamięć”. Wywołany taką drogą nie kompleksowy obraz własnej tradycji próbuje wpisać się we współczesne stosunki społeczno – kulturowe. W tym procesie wybranym elementom tradycji nadaje się współczesne funkcje. Organizowane w ramach współczesnego sałasznictwa imprezy, odwołują się do tradycyjnych pasterskich obrzędów, spełniają właśnie typowo współczesne funkcje – ekonomiczne (promocja „produktów regionalnych”, turystyka w regionie Beskidu Śląskiego) i kulturowe (poczucie zakotwiczenia w tradycji). Punkty programu współczesnego „miyszania owiec”, które w tradycji sałaszniczej były działaniami obrzędowymi - wbijanie w ziemię na środku „koszora” jodły – „moja”, obejście owiec wokół jodły, okadzanie ziołami i kropienie woda święconą, przeskakiwanie owiec przez ogień11 - to świadomie wybrane elementy tradycji. Współczesny wiosenny i jesienny spęd owiec to widowiska kierowane do turysty, ale i do samych górali, którzy mogą podjąć próbę identyfikacji ze swoją tradycją. Próba świadomego wpisania elementów tradycji we współczesną rzeczywistość kulturową wiąże się również ze zjawiskiem regionalizmu. Jerzy Jastrzębski stwierdza, iż współczesny regionalizm „zawiera w sobie postulaty ochrony (lub odbudowy) lokalnych więzi społecznych, hasła tworzenia warunków niezbędnych dla rozwoju poczucia sprawstwa i chęci uczestnictwa mieszkańców w podejmowaniu decyzji, a także branie odpowiedzialności za to otoczenie, z którym się identyfikują, które jest im najbliższe emocjonalnie, i w obrębie którego dochodzi do realizacji ich najważniejszych życiowych interesów”12. Tak rozumiany regionalizm rozciąga się na całe życie społeczne, a nas interesuje właśnie podejście w tym kontekście do tradycji, a Zob.: Katarzyna Kaniowska, Antropologia i problem pamięci, Konteksty. Polska Sztuka Ludowa, 2003 nr 3-4, s. 57-66. 10 Katarzyna Kaniowska, „Memoria” i ‘postpamięć” a antropologiczne badanie wspólnoty, [w:] Codzienne i niecodzienne. O wspólnotowości w realiach dzisiejszej Łodzi, Łódzkie Studia Etnograficzne, 2004, t. 43. s. 20. 11 Zob.: Bronisława Kopczyńska – Jaworska, Gospodarka pasterska w Beskidzie Śląskim, [w:] Prace i materiały Etnograficzne, t. VIII-XIX, 1950 – 1951. 12 Jerzy Jastrzębski, Kultura i regionalizm [w:] Folklorystyczne i antropologiczne opisanie świata, red. Teresa Smolińska, Opole 1999, s. 351. 9 41 ściślej tradycji sałaszniczych w Beskidzie Śląskim. Górale zaangażowani we współczesne sałasznictwo są miłośnikami folkloru i tradycji swojego regionu i przez „reaktywację” gospodarki sałaszniczo – pasterskiej chcą również twórczo oddziaływać na swoje otoczenie. Mamy tu do czynienia z zachowaniem jak najbardziej twórczym (modyfikacja, przetwarzanie, kreowaniem), co jest efektem wybiórczego podejścia do tradycji, a właściwie wiedzy o tradycji. Współczesne „mieszanie owiec” czy „rozsad” nie jest tylko imprezą, która ma przedstawić starodawny obrzęd pasterski. Do głosu dochodzą tu wspomniane wyżej współczesne potrzeby wynikające z funkcjonowania w określonych warunkach społeczno – gospodarczych. Tradycja sałasznicza, jak wspomnieliśmy, jest dziś wiedzą zdobywaną ze źródeł pośrednich, i podlega interpretacji. „Znana z opisów etnograficznych kultura ludowa – stwierdza Czesław Robotycki - (zaliczamy do niej gospodarkę sałaszniczą) już od lat nie istnieje jako autonomiczna funkcjonalna całość, w której zachodzi zgodność pomiędzy typem gospodarki, materialnym wyposażeniem kulturowym, rodzajem organizacji społecznej, religijnym i mito - magicznym światopoglądem. W tym sensie kultura ludowa jest już tylko zrekonstruowanym modelem historycznym. W takiej postaci przydaje się regionalistom właśnie jako historyczny kontekst w interpretacjach lub poszukiwaniach oryginalności lokalnych”13. 13 Czesław Robotycki, „Prowincja” z antropologicznego punktu widzenia. Refleksja z per- 42 Przykładem niech tu będą obrzędy pasterskie „miyszanie owiec”, „rozsod”, oraz wigilia św. Jana. W tradycji ludowej to integralna część życia społecznego, dziś w ramach „reaktywacji” sałasznictwa nie są już obrzędem, ale imprezami folklorystycznymi, mającymi promować pasterstwo w Beskidzie Śląskim. Wynikiem interpretacji są również inne „znaki kultury ludowej”14 – sery klagane (bundz, bryndza, oscypek). Myślę tu o serach wyrabianych według metod uznanych za tradycyjne (!) – dziś uznanych za produkty regionalne. W tradycji stanowiły one wynik gospodarki sałaszniczej, integralną jej część, były „naturalną kulturową konsekwencją”. Dziś to efekt wyboru, po dokonanej interpretacji tradycji. Sery klagane mogą zaistnieć, ale nie są już wynikiem ludowego światopoglądu, bycia w kulturze ludowej. Sam fakt ustanowienia „rzeczy” za produkt regionalny i ustalenie tradycyjnych metod ich wyrobu to efekt interpretacji kultury ludowej. Sery klagane, widowiska obrzędów pasterskich, stroje góralskie przyczyniają się do promocji pasterstwa, sprawiają, że staje się ono atrakcją turystyczną, ale współczesne sałasznictwa reaktywowane, „stwarzane” nie jest wyłącznie w tym celu. Współczesna gospodarak sałaszniczo - pasterska, w myśl idei regionalizmu, nie jest przedmiotem, a podmiotem. W mojej obserwacji, stwarza płaszczyznę afiliacji, poczucia związku z miejscem, poprzez odwoływanie się do przeszłości i tradycji. Piotr Kohut - podkreśla, że współczesne sałasznictwo odwołuje się do tzw. złotego wieku sałasznictwa w Beskidzie Śląskim – czyli do połowy XVIII wieku, gdy gospodarka pasterska stanowiła o bogactwie górali. Obraz sałasznictwa, a raczej jego interpretacja, staje się w tym przypadku sztandarem, punktem odniesienia wobec tożsamości: „nic nowego nie wymyślamy (…) chcemy powrotu do właściwego rytmu, w jakim funkcjonowała wieś góralska”. W kontekście współczesnego sałasznictwa często pada określenie „wołoskie dziedzictwo”15. Określenie to nabiera szczególnego znaczenia, z którym m. in. Piotr Kohut, Józef Michałek chcą identyfikować współczesną gospodarka sałaszniczo – pasterską. Zagadnienie, kim byli Wołosi, jest przedmiotem wielu badań etnografów i historyków16. Cały ciężar wyjaśnienia chcę zrzucić na słowo „dziedzictwo”. spektywy dylematów komunikacji kulturowej, Konteksty. Polska Sztuka Ludowa, nr 2, 2008, s. 7-14. 14 Roch Sulima, Głos tradycji, Warszawa 2001. 15 Zob.: Wołoskie dziedzictwo w Karpatach. Konferencja naukowo – techniczna, red. Irena Skrzyżala, Istebna 2007. 16 Zob. m. in. B. Kopczyńska – Jaworska w publikacji „Gospodarka pasterska w Beskidzie Śląskim” [w:] Prace i materiały Etnograficzne, t. VIII-XIX, 1950 – 1951, podaje prace badawcze, w których podjęto ten problem szczególnie w kontekście osadnictwa wołoskiego w Karpatach. 43 Tradycja rozumiana jako dziedzictwo niesie w sobie ładunek emocjonalny, bo dziedziczy się ją po przodkach, „swoich” nie po „obcych”, do dziedzictwa ma się prawo, ale ono również zobowiązuje, o dziedzictwo ma się dbać. Stawianie sprawy jako dziedzictwa powoduje tworzenie emocjonalnych więzi między „nimi” (tj. przodkami, Wołochami) a „nami”. Piotr Kohut przyznaje, że w jego odczuciu istnieje „społeczność Karpacka”, potomkowie Wołochów. Takie traktowanie tradycji stwarza zakorzenienie w przeszłości, również motywuje do działań teraźniejszych i przyszłych. Wydaje się, że wyniku powyższych rozważań można potwierdzić tezę, iż współczesne sałasznictwo nie jest przedmiotem (produktem, wyłącznie przedsięwzięciem ekonomicznym, agroturystyką itd.) a podmiotem – wartością sprawczą, wzmacnia „zakorzenienie”, nasyca otoczenie autentycznym i godnym życiem. 44 PASTERSTWO W BRENNEJ „Gdo mo łowce, tyn mo co chce” (przysłowie ludowe) Źródło: własne - Paweł Kawik malował Roman Stana lata 80-te. 1.1Historia. Najdawniejsze źródła z dziejów osadnictwa na Ziemi Cieszyńskiejurbarze, podają, że najstarszym znanym sałaszem był ten założony w Brennej w roku 1604 przez Gawlasa. Urbarz z roku 1647 podaje już liczbę trzydziestu sałaszy, gdzie wypasano 850 sztuk bydła rogatego i 10 000 sztuk bydła wałaskiego czyli owiec i kóz.1 Pasterstwo rozwijane przez napływową ludność wołoską okazało się atrakcyjną formą gospodarki na terenach górskich. Dlatego też miejscowi osadnicy chętnie przechodzili na gospodarkę hodowlaną. Z czasem w miejsco1 B. Kopczyńska Jaworska, Gospodarka pasterska..., s.182 45 wościach i osadach Beskidu Śląskiego pasterstwo stało się głównym zajęciem gospodarskim, zaś wpływy nie tylko gospodarcze Wołochów, przyczyniły się do ukształtowania tak specyficznej kultury góralskiej Beskidu Śląskiego.2 Wołosi to - jak podają źródła encyklopedyczne - grupy romańskich pasterzy. Przywędrowali z Półwyspu Bałkańskiego, a nawet z Azji Mniejszej. Byli obecni na terenie dzisiejszej Rumunii, gdzie osiedli w regionie nazwanym później od nich Wołoszczyzną, ale także w Mołdawii i Siedmiogrodzie. Sprawy dotyczące Wołochów do dnia dzisiejszego nie zostały ostatecznie rozstrzygnięte. Wołosi wnieśli do społeczności breńskiej trzy elementy: strój, organizację wypasu owiec, a także bydła rogatego czyli gospodarkę sałaszniczą oraz częściowo słownictwo.3 Pod względem prawnym gospodarka pasterska rozwijała się na terenach, które po 1654 roku przeszły pod władzę dynastii habsburskiej. Nabycie praw serwitutowych wiązało się z nabyciem łąki sałaszowej, co uprawniało do wypasu określonej ilości zwierząt. Habsburscy książęta nakładali na górali nowe daniny m.in. opłatę w naturze od każdego sałaszu: koc zwany gunią, jedną beczułkę bryndzy i kawał sera, a także 40 sztuk bydła wałaskiego i po 2 talary. Dochodziło do wielu zatargów między góralami a władzą, a każdy nowy kontrakt ograniczał prawa poprzednich sałaszników. Teren wypasu pozostawał ten sam, a liczba bydła wzrastała. W drugiej połowie XVIII w. Komora Cieszyńska prowadziła politykę zmierzającą do ograniczenia pasterstwa na rzecz gospodarki leśnej. 5 lipca 1853 roku zniesiono poddaństwo w związku z tym gospodarka sałasznicza została pozbawiona możliwości rozwoju . Moment regulacji serwitutów wyznaczył powolny zanik gospodarki pasterskiej w Beskidzie Śląskim.4 1.2Wyjaśnienie podstawowych słów związanych z owczarstwem. Sałasz- wspólne użytkowanie pastwisk, polana między lasami powstała po wykarczowaniu lasu, na której wypasa się owce, pastwisko. Kolyba- szopa dla owczarza. Koszor - rodzaj ogrodzenia dla owiec. Komarnik- długa zamykana skrzynia do przechowywania sera. Watra - ognisko Gielaty, szkopiec, konewka, łobońka, putyra, czyrpioki - klepkowe, drewniane naczynia wykorzystywane do udoju. Sekcja Ludowoznawcza, Sałasznictwo w Beskidach , Czeski Cieszyn 2005 s. 24-25 R.Trojan Gawęda o Brennej Górki Wielkie 2008, s 28-29 4 Sekcja Ludowoznawcza, Sałasznictwo w Beskidach, Czeski Cieszyn 2005 s.25-26 2 3 46 Żinczica - serwatka. Klog - podpuszka wyrabiana z cielęcego żołądka, dodawana do mleka, aby się ścięło Wyczasować - sfermentować.5 baca - wybierany i wynajmowany przez właścicieli stad owiec, który sprawował kontrolę wypasu i wyrobu serów, juhas - pomocnik bacy6. Dzięki prowadzeniu hodowli owiec górale wykorzystują produkty pochodzenia owczego takie jak: mleko, mięso, wełna i skóry. Z mleka wytwarza się: BUNDZ (miękki podpuszczkowy ser słodki o łagodnym smaku, materiał wyjściowy do produkcji pozostałych gatunków serów owczych), BRYNDZĘ (bundz solony mieszany z masłem może być przechowywany przez okres zimy), OSCYPEK (ser twardy surowy lub wędzony dymem zimnym o kształcie wrzeciona wytwarzany wyłącznie w okresie od maja do września), REDYKOŁKI (niewielkie serki w kształcie wrzecion, zwierzątek lub serc wytwarzane z resztek sera przeznaczonego na oscypek), SENTYCY(serwatka pozyskiwana w czasie produkcji bundzu). Źródło: Sałasznictwo w Beskidach, Czeski Cieszyn 2005. Dojenie owiec na Kotarzu G. Michna K. Węglarzy Postęp w rolnictwie ziemi cieszyńskiej. Drukarnia Małysz Górki Wielkie s.40-42 6 www.slaskie.pl dostęp 04.09.2010 5 47 Źródło: własne, Lata 80-te Józef Kawik. 1.3 O Bacach wczoraj i dziś. Owczarstwo na Ziemi Cieszyńskiej rozwijało się w przeszłości na terenach górskich i podgórskich, gdzie warunki klimatyczne i glebowe nie sprzyjały uprawie roli, natomiast łąki i pastwiska stanowiły naturalną bazę paszową dla bydła, a w wyższych partiach gór dla owiec. W Brennej było wiele rodzin, które zajmowały się owczarstwem m.in.: Kazimierz Kawik, Antoni Kawik, Paweł Kawik, Jan Gawlas, Rodzina Heller, Chrapek, Moskała, Greń, Dominik Kawik, Franciszek i Stanisław Heller, Franciszek Cieślar, Franciszek Cieślar, Antoni Greń, Rodzina Moskała, Rodzina Kocurek, Rodzina Herzyk, Rodzina Sikora, Bojda, Holeksa, Iskrzyccy, Józef Gawlas. Po wojnie duży wkład w hodowlę owiec wniósł Zakład Doświadczalny Instytutu Zootechniki PIB w Grodźcu Śląskim. W 1980 r. w Brennej było ok 8000 owiec (Brenna zaopatrywała cały powiat bielski w zwierzęta do hodowli), ale od 1990 r. owczarstwo zanika i w Brennej do dnia dzisiejszego owczarstwem zajmuje się kilka rodzin tj.: rodzina Kawik, rodzina Greń, rodzina Gawlas. 48 1.4 O organizacji pałaszu, o owcach i psach pasterskich. Najbardziej charakterystyczną cechą gospodarki sałaszniczej jest oczywiście wypas owiec z dala od domu, stąd konieczność budowania odpowiednich pomieszczeń - sałaszów. Jednak termin sałasz odnosi się do całości gospodarki sałaszniczej, gdyż oznacza również rodzaj spółki, do której wchodzili gospodarze – gazdowie. Owce były wypędzane na sałasz około 20-25 maja. Zanim to jednak nastąpiło, odbywało się mieszanie owiec. Gazdowie przyprowadzali swoje owce na pastwisko, ustalali tam podział i kolejność odbierania sera oraz podział kosztów związanych z prowadzeniem wspólnej gospodarki. Odbywały się i odbywają po dziś dzień obrzędy, do których można zaliczyć: przepędzanie owiec przez ogień celem oczyszczenia od wszelkich nieszczęść, trzykrotne oprowadzanie owiec wokół przystrojonej jodełki lub świerka wetkniętego na łące w ziemię, okadzanie owiec ziołami oraz kropienie wodą święconą. W dzisiejszych czasach również odbywa się mieszanie owiec, które polega na przyprowadzeniu przez kilku gazdów swoich owiec na polanę w celu połączenia ich w jedno stado i rozpoczęcia wspólnego wypasu na hali. Dzień, kiedy owce idą na hale zwany jest redykiem. Okres wypasu kończył się i kończy się obecnie w dniu św. Michała tj. 29 września. Ten dzień zwany jest łossod. Tradycja głosi, że na św. Michała, owiec na halach nie powinno już być. Dzięki dzisiejszej organizacji programu „Owca plus” tradycja ta będzie kontynuowana. Również próba odtworzenia spółki sałaszniczej z Istebnej może być zapowiedzią powrotu owiec w Beskidy. Obecnie w maju owce gazdy Antoniego Grenia i jego z żony wypasają Kotarską polanę, a Gazda Józef Kawik ze swoim stadem liczącym ok. 180 owiec wypasa Bukowy Groń i Skałkę oraz Cisowy Groń. Dokumentacja etnograficzna dotycząca wypasu i sałaszu na Bukowym Groniu została zgromadzona w Górnośląskim Parku Etnograficznym w Chorzowie. Została ona sporządzona w 1962 roku, gdy obszar spółki wynosił 120 ha, dziś teren wypasu to ok 20 ha. Wtedy spółkę obsługiwała jedna kolyba i koszor, a spółka liczyła 200 owiec. 7 OWCE W BRENNEJ. W Brennej są owce rasy pogórza. 7 Sekcja Ludowoznawcza, Sałasznictwo w Beskidach , Czeski Cieszyn 2005 s.29 49 PSY PASTERSKIE. Każdy baca do swej pracy potrzebuje dobrego psa, by pomagał w pilnowaniu i zaganianiu stada. Bacowie wykorzystują następujące rasy psów: berneński pies pasterski, border collie, owczarek australijski, owczarek belgijski Groenendael, owczarek francuski Beauceron, owczarek chorwacki, owczarek szkocki długowłosy, Każdego roku odbywają się tu też pokazy umiejętności psów pasterskich. 1.5Tereny wypasu w Brennej kiedyś i dziś. Dawniej istniały następujące szałasy: Sallasch Tchisowa Sallasch Wengersky Sallasch Stoluwka Sallasch Huttung Rownisa Sallach Skałka Sallasch Stary Groin Sallasch Podbelina Sallasch Malinka Sallasch Grabowa Sallasch Orlowa 8 Obecnie w programie „Owca plus” wypasane są: Hala Bukowy Groń, Cisowy Groń, Skałka, Stary Groń Kotarz, Malinka, Gronik. 8 Mapy sałaszy Sekcja Ludoznawcza ZG PZKO 2005 50 Źródło: Sałasznictwo w Beskidach Czeski Cieszyn 2005 Sałasz na Kotarzu w Brennej Źródło: Sałasznictwo w Beskidach Czeski Cieszyn 2005 Sałasz na Kotarzu 1.6 Program „Owca plus” Zanik hal i polan górskich oraz muraw kserotermicznych przyczynił się do ginięcia wielu cennych gatunków roślin i zwierząt. Na takich terenach dochodziło z biegiem czasu do dominacji pojedynczych gatunków, co powodowało zanik bioróżnorodności środowiska przyrodniczego i nieodwracalne zmiany krajobrazowe. 51 Zniszczeniu uległy również budowle związane z tradycją pasterską, takie jak: bacówki, szałasy pasterskie i drewniane poidła. Zanikać zaczęły tradycyjne zwyczaje związane z pasterstwem, prezentowane już tylko na organizowanych okazjonalnie imprezach folklorystycznych W związku z zaistniałą sytuacją w roku 2007 Samorząd Województwa Śląskiego przystąpił do realizacji ,,Programu Aktywizacji Gospodarczej oraz Zachowania Dziedzictwa Kulturowego Beskidów i Jury Krakowsko-Częstochowskiej — Owca Plus”, którego nadrzędnym celem była ochrona środowiska przyrodniczego i zachowanie bioróżnorodności tych terenów, poprzez przywrócenie i utrzymanie wypasu owiec na wskazanych halach i polanach górskich oraz murawach kserotermicznych Jury. Realizacja Programu „Owca plus” w latach 2007 – 2009 pozwoliła na zahamowanie spadku populacji owiec na wyznaczonych terenach, przywrócenie i utrzymanie wypasu na obszarach szczególnie wrażliwych i cennych przyrodniczo, co przyczyniło się niewątpliwie do wzrostu bioróżnorodności i atrakcyjności turystycznej wyznaczonych terenów. Poprzez odlesienie, odkrzaczenie i usunięcie niepożądanej roślinności oraz wypas owiec i kóz nastąpiło odsłonięcie cennych przyrodniczo muraw kserotermicznych i łąk górskich. Jednocześnie należy zaznaczyć, iż obserwowana w województwie śląskim tendencja spadkowa populacji owiec nie została odnotowana w ostatnich latach na obszarach biorących udział w tym programie. Przed przystąpieniem do programu liczba owiec na terenach wyznaczonych w Beskidach opiewała na około 1000 szt. Na podstawie przeprowadzonych wywiadów szacuje się, że na koniec roku 2009 liczba owiec, które mogą uczestniczyć w kontynuacji programu wynosi w Beskidach około 2600 szt. Program Aktywizacji Gospodarczej oraz Zachowania Dziedzictwa Kulturowego Beskidów i Jury Krakowsko-Częstochowskiej — Owca Plus na lata 2010 – 2014 1. Przywrócono kulturowy wypas owiec w pięciu kompleksach szałaśniczych, łącznie na 220 ha obszarów wskazanych w programie, powyżej 550 m.n.p.m. oraz na 200 ha powierzchni nie ujętych w programie 2. Przeprowadzono odlesienie, odkrzaczenie i usunięcie niepożądanej roślinności w celu poprawy walorów widokowych i krajobrazowych hal oraz przygotowania terenów do wypasu i przywrócenia cennych zbiorowisk łąkowych — 22 ha 3. Zbudowano bacówki: Hala Wielka Rycerzowa, Muńcuł, Ochodzita, Hala Barania; bacówkę przewoźną: Hala Boracza; koliby: Hala Miziowa, 52 Cukiernica. Ze środków własnych Spółdzielni odbudowano spaloną bacówkę w Jeleśni - U Boru. 4. Wykonano ujęcia wody, wraz z budową tradycyjnych drewnianych żłobów na potrzeby wodopojów dla owiec. 12 punktów z 50 żłobami powstało na Ochodzitej, Podgrapie Wielkiej Rycerzowej, Muńcule, Boraczej, Cukiernicy, Miziowej 5. Wykonano koszory (ogrodzenia) o łącznej długości 1000 mb w celu ochrony przed wilkami. 6. Stworzono system zabezpieczeń i ochrony owiec przed wilkami poprzez zakup agregatów prądotwórczych i pastuchów elektrycznych, specjalistycznego oświetlenia tzw. „kogutów”, zakładanie fladrów: Hala Barania, Magurka, Muńcuł, Rycerzowa, Boracza, Cudzichowa, Miziowa. 7. Przygotowano miejsca odpoczynku dla turystów i tablice z informacjami o Programie Owca Plus: Ochodzita, Soblówka, Wielka Rycerzowa, Boracza, Hala Miziowa.9 W Brennej w 2010r. do programu przystąpili trzej gazdowie: Andrzej Cieślar, Antoni Greń i Józef Kawik. Owce wróciły na hale na terenie Gminy Brenna. Gazdowie sporządzili kilka koszorów, zrobili drewniane żłoby na potrzeby wodopojów dla owiec. Planują wybudowanie kilku bacówek na terenie Brennej, aby kontynuować tradycje związane z pasterstwem. 1.7 Imprezy promujące tradycję pasterską. Co roku w rejonie Beskidu Ślaskiego odbywają się imprezy propagujące tradycję pasterską. Na wiosnę ma miejsce redyk. U Piotra Kohuta na Ochodzitej i u Henryka Kukuczki na Stecówce odbywa się „miyszani owiec”. Obchodzi się również dzień pasterski. Podczas tych imprez można posmakować jagnięciny, serów z mleka owczego, kiełbasy z barana. Organizowane są również pokazy psów pasterskich, na których prezentują one swoje umiejętności. Kiedy bacowie wraz z owcami schodzą z hal na tzw. łossod również organizowane są imprezy folklorystyczne. O aktualnych imprezach na bieżąco informuje Głos Ziemi Cieszyńskiej, Wieści znad Brennicy i portal ox.pl. Bibliografia: Gustaw Michna, Karol Węglarzy. Postęp w rolnictwie ziemi cieszyńskiej, Drukarnia Małysz, Górki Wielkie Roman Trojan, W dolinie Brennicy, Drukarnia Małysz, Górki Wielkie Wołoskie dziedzictwo Karpat, Czeski Cieszyn 2008 Sałasznictwo w Beskidach, Sekcja Ludoznawcza, Czeski Cieszyn 2005 Strona internetowa: www.slaskie.pl 9 www.slaskie.pl/zalaczniki/2010/03/26/1269423167/1269603818.pdf 53 Sery wołoskie i góralskie? Polecam! - Piotr Kohut 54 O scypek od 2 lutego 2007 roku wpisany jest na listę produktów regionalnych chronionych przez prawo unijne, uzyskał więc status Chronionej Nazwy Pochodzenia. Od tej pory możemy oscypkiem nazywać wyłącznie określony przez prawo unijne produkt, który dzięki swojej specyfice i jakości zasługuje na to specjalne traktowanie. Niewielu jednak miłośników serów zdaje sobie sprawę, na czym polega ta wyjątkowość, dlatego wciąż w świadomości społecznej „oscypek” to nazwa wszystkich rodzajów wędzonych serów, które można kupić na straganach w górach i nie tylko tam. Nic bardziej błędnego. Oscypkiem bowiem jest twardy wędzony ser przygotowywany z mleka owczego. Tylko on ma prawo do swojego wrzecionowatego kształtu i nazwy. Inne wędzone sery, choć kolorem, zapachem mogą wydawać się przeciętnemu odbiorcy zupełnie podobne, nie mogą być nazywane oscypkiem. Są produktem innej jakości, przede wszystkim dlatego, że zrobiono je z mleka krowiego, a sposób w jaki się je wytwarza nie ma nic wspólnego z wielowiekową tradycją regionu. Mylą się ci, którzy uważają, że to z powodu biurokratycznej skrupulatności UE stawia przed producentami regionalnej żywności wymagania, które tylko utrudniają im życie. Wpisując oscypka na listę produktów o Chronionej Nazwie Pochodzenia, uzyskaliśmy nie tylko ochronę jakości jednego z najbardziej cenionych smakowo serów, ale także doceniona została wielowiekowa tradycja jego wytwarzania, która jest nośnikiem wartości kulturowych, przyrodniczych, turystycznych polskich Karpat. Pytanie zasadnicze brzmi, czy dla konsumenta ma to jakieś znaczenie? Zdecydowanie tak. Zyskaliśmy możliwość skorzystania z produktu, którego niepowtarzalny smak i wartość odżywcza wynikają z archaicznego sposobu wytwarzania związanego z hodowlą owiec zanikającej Polskiej Rasy Górskiej. Innymi słowy: Nie ma oscypka, jeśli nie ma tradycyjnego, zbiorowego letniego wypasu owiec na halach górskich, jeśli nie ma bacówek, w których bacowie i juhasi ręcznie, w sposób zupełnie naturalny wyrabiają sery. Ponadto, chroniąc oscypka przed bylejakością, chronimy nie tylko produkt spożywczy, chronimy także przyrodę polskich gór, odtwarzamy zanikającą kulturę regionów górskich. Ale o tym później. 55 Oscypka rozpoznamy po kształcie dwustronnego wrzeciona, którego długość powinna mieścić się pomiędzy 17 a 23 cm, a najszersze, środkowe miejsce może mierzyć od 6 do 10 cm. Jego masa ma wynosić od 0,6 kg do 0,8 kg. Kolor skórki określany jest jako słomkowo-lśniący, jasnobrązowy. Sprzedaż tego sera odbywa się w okresie od maja do września, ponieważ tylko w tych miesiącach doi się owce. Mleko krowie może być dodawane do mleka owczego przy wytwarzaniu oscypka tylko w ilości 40%. Powinno to być wyłącznie mleko krów Polskiej Rasy Czerwonej, inne nie nadaje się do produkcji. Warto wspomnieć, że podobnie jak owca Polskiej Rasy Górskiej, tak i wyżej wspomniana rasa krów jest najstarszą a jednocześnie jedyną rodzimą rasą wyhodowaną na ziemiach polskich. Polska Owca Górska to gatunek przystosowany do ekstremalnych warunków, typ wszechstronnie użytkowy - dostarcza wełny, mleka, skór i mięsa. Zwierzęta tej rasy są drobne, późno dojrzewające, o masie ciała nie przekraczającej 40 kg, co ułatwia im wędrowanie. Ich cechą charakterystyczną są rogi występujące u obu płci, szczególnie u tryków-potężne w formie ślimakowatej lub świdrowatej. Przydatną dla hodowcy była i jest ogromna odporność tej owcy na choroby oraz silnie rozwinięty instynkt stadnego pasienia. Swój specyficzny smak oscypki uzyskują w długim procesie naturalnego, letniego wypasu na górskich halach. Tereny takich wypasów obejmują ściśle określone obszary. Na obszarze z województwa śląskiego z powiatu cieszyńskiego jest to gmina Istebna, z powiatu żywieckiego: Milówka, Węgierska Górka, Rajcze, Ujsoły, Jeleśnia i Koszarawa. W województwie małopolskim obejmuje cały powiat nowotarski i tatrzański, z powiatu suskiego: Zawoję i Bystrą Sidzinę. W powiecie limanowskim: Niedźwiedź i cześć gminy Kamienica, która położona jest na terytorium Gorczańskiego Parku Narodowego lub znajduje się na południe od rzeki Kamienica oraz sołectwa z gminy Mszana Dolna: Olszówka, Raba Niżna, Łostówka, Łętowe i Lubomierz na terenie powiatu nowosądeckiego: Piwniczna, Muszyna i Krynica. Właśnie na tych obszarach, w maju odbywają się tradycyjne obrzędy mieszania owiec. Poprzedza je uroczysta msza święta w Ludźmierzu, podczas której bacowie wraz z rodzi- 56 nami oraz właściciele owiec polecają Bogu nadchodzący redyk-wiosenną wędrówkę owiec na hale. Obecnie trwa ona najczęściej jeden dzień, chociaż należy wspomnieć tu o redyku z Ratułowa na Podhalu do Soblówki w Beskidzie Żywieckim, podczas którego owce wędrują przez 6 dni. Kolejne miesiące spędzone na hali, gdzie bacowie i juhasi opiekujący się stadem mieszkają w bacówkach, w których wyrabiają również sery, nie należą do łatwych. Nie chodzi oczywiście tylko o wygodę i zdrowie ludzi, ale także o bezpieczeństwo stada, któremu zagrażają tak jak wieki temu: wilki, żmije, choroby czy niesprzyjająca pogoda np. zaskakujące zmiany, ulewy, wczesne mrozy czy opady śniegu. Po wspólnej mszy świętej na Podhalu poszczególne regiony odprawiają znane już przed wiekami obrzędy związane z połączeniem mniejszych stad w jedno wielkie czyli tzw. mieszanie owiec przed wyruszeniem na redyk. Jest wtedy czas na okadzenie stada, błogosławieństwo. I tak bacowie przejmują opiekę nad owcami gospodarzy, którzy powierzają im je na całe lato. Po błogosławieństwie owce prowadzone są na wyżej położone hale, gdzie przebywają aż do końca września. I właśnie w tym momencie rozpoczyna się ów tradycyjny wypas, który na terenie Karpat zaistniał ponad 600 lat temu. Wprowadził go starożytny lud wędrujący przez Karpaty w poszukiwaniu odpowiednich dla swoich licznych stad wyżynnych pastwisk czyli hal. Wołosi, których pochodzenie wiąże się z terenami dzisiejszej Rumunii, byli koczownikami, a pasterstwo stanowiło podstawę ich bytu i kultury. To oni są twórcami tzw. sałaśnego chowu owiec, polegającego utrzymywaniu w okresie letnim dużych stad poza obszarem wsi, wysoko w górach pod opieką bacy i juhasów. W ten sposób-skupiając w jednym miejscu duże stada - zyskiwano możliwość udoju odpowiedniej ilości mleka owczego do wyrobu serów przy jednoczesnym ograniczeniu ilości pasterzy i dodatkowych korzyściach związanych ze wzrostem masy zwierząt. Warunki panujące w górach, zwłaszcza skrócony okres wegetacji roślin, silne wiatry, gruba pokrywa śnieżna zimą powodują, że rośliny rosnące na wysokich halach mają wyjątkowe cechy. Odróżniają się intensywnością kolorów i zapachów, co pozwala im skuteczniej wabić nieliczne na tych wysokościach owady, mają mięsiste, zatrzymujące wilgoć liście. Niektóre z gatunków są ograniczone dla tzw. nisz ekologicznych - np. szarotka alpejska, dziewięć sił bezłodygowy, szafran spiski i wiele innych. Ta różnorodność gatunkowa roślin nadaje mleku wypasanych na halach owiec wyjątkowy smak i zapach. Jednak warto wiedzieć, że obecność owiec na halach ma również inne znaczenie. Stada tych zwierząt działają na zasadzie naturalnych kosiarek- dostarczają nawozu, którego obecność pozwala zachować łące bioróżnorod57 ność i chroni ją przed wyjałowieniem. Na halach można spotkać także wiele cenionych w medycynie ludowej roślin leczniczych, również one wzbogacają skład mleka pasących się tam owiec o pierwiastki potrzebne ludzkiemu organizmowi. Dowodem na nasycenie mleka owiec wypasanych na łąkach górskich niezbędnymi dla zdrowia człowieka składnikami jest fakt, że przez wieki pasterze spędzający pięć miesięcy w roku na sałaszu żywili się w tym czasie prawie wyłącznie produktami pochodzącymi z tego mleka. Mleko owcze w porównaniu z krowim zawiera więcej suchej masy, białka i tłuszczu, a także składników mineralnych. Odznacza się również większą zawartością witamin, szczególnie rozpuszczalnych w wodzie (z grupy B oraz witaminy C). Nie bez znaczenia jest fakt, że zarówno mleko kozie jak i owcze należy do produktów łatwiej przyswajalnych przez układ pokarmowy niż mleko krowie. Oscypek należy do serów podpuszczkowych, oznacza to, że robi się go ze świeżego mleka, do którego dodaje się podpuszczkę, czyli enzym trawienny. Dawniej pochodził on z fragmentu cielęcego żołądka, dzisiaj bacowie używają sproszkowanego preparatu. W bacówkach inaczej zwanych kolibami „klagają” więc owcze mleko, wytrącając z niego białko właśnie dzięki tej podpuszczce. Tylko wprawny baca potrafi dostosować czas tego procesu do temperatury i precyzyjnie rozpoznać moment, kiedy należy przystąpić do kolejnych czynności. Wszystko, co jest potrzebne w tych właściwie od wieków nie zmieniających się serowarniach, ma swoją niepowtarzalną nazwę i przeznaczenie. Dojenie owiec odbywa się do „gielat” – drewnianego skopca, potem mleko z udoju porannego i udojów późniejszych jest zlewane do dużej „puciery” – kadzi, do której baca dodaje klag. „Ferulą”, czyli specjalnym kijem do mieszania bacowie roztrzepują powstający w mleku skrzep i następuje czynność zwana „puceniem”, czyli wygniatanie ścinającego się w żentycy sera. Etap ten wymaga wiele siły i jest dla osoby wyrabiającej ser bardzo męczący. Baca używając czerpaka wymierza porcje świeżego sera i wygniata z niego ponad kilogramowe kule („grudy”). Jest ona słodka, biała, ma zwartą, gładką konsystencję i daje się kroić w plastry. To właśnie z niej wyrabia się oscypki. Aby powstał oscypek wygniecioną grudę wkłada się do gorącej wody („wyparza się grudę”). 58 Ciepła woda pozwala z jednej strony dokładnie wycisnąć z sera serwatkę, z drugiej starannie i odpowiednio go uformować. Dlatego też czynność wkładania i wyciągania sera z ciepłej wody powtarzana jest wielokrotnie. Dzięki temu bryła sera robi się giętka i plastyczna, więc można ją formować w drewnianym, złożonym z dwóch części pierścieniu, który od wewnątrz ma wyrzeźbiony, charakterystyczny dla bacy wzór. Środek sera otrzymuje w ten sposób zdobienia, a jego końce ugniatane są już ręcznie na kształt stożka. Potem ser przebija się wzdłuż metalową iglicą, aby równomiernie obsychał. Tak uformowane oscypki jeszcze moczą się w mocno posolonej wodzie, aby następnego dnia mogły być wysuszone i położone na drewnianej półce zawieszonej wysoko nad palącym się w bacówce ogniem. Chodzi jednak o to, aby proces wędzenia przebiegał spokojnie, a jego źródłem nie był ogień, tylko dym z palącego się drewna liściastego. Oryginalny oscypek z pełnego owczego mleka jest gładki i lśniący od tłuszczu. Świeży po przekrojeniu powinien być elastyczny i mieć żółtawy kolor. Taki jest najsmaczniejszy, ale przechowywany nawet kilka tygodni nie zepsuje się, tylko wyschnie. Dawniej oscypki były używane do rozliczeń pomiędzy gazdamiwłaścicielami owiec, a bacą, a także pomiędzy bacą a juhasami. Po jesiennym redyku, czyli powrocie owiec z hal po 29 września , czyli dniu Świętego Michała, regulowano wzajemne należności właśnie oscypkami, po czym następował „rozsod” i zwierzęta wracały na zimę do swoich właścicieli. Wartość oscypka była wysoko oceniana jednak nie tylko przez górali. W źródłach historycznych z XVI wieku wspomina się, że pasterze wypasający swoje stada na Żywiecczyźnie musieli zobowiązać się, że sery będą sprzedawać tylko w mieście Żywcu i nie wolno im było ich nigdzie wywozić. W XVI i XVII wieku powszechny był na terenie Karpat podatek od pasterzy w postaci „serów wołoskich”. Sery te musiały bardzo smakować staroście nowotarskiemu Mikołajowi 59 Komorowskiemu, skoro ciągle podwyższał wielkość daniny, która za jego rozporządzeniem zabierała ser z podoju 300 owiec. Na dodatek kazał dokładać do oscypków również „grudę” czyli dzisiejszy bundz. Aby ukrócić takie praktyki sąd referendarski w roku 1630 uregulował jej wysokość, nakazał trzymać się inwentarzy, a starosta musiał zwrócić kwotę za nieprawnie odebrane sery. Znane jest także nazwisko kupca sądeckiego, który spławiał do Warszawy miedź, orzechy i sery wołoskie. Tylko ser wędzony i bryndza mogły przetrwać tak długą podróż. Dzisiaj oscypki to rarytas, pojawiają się na stołach przy wyjątkowych okazjach i są produktem reprezentującym Polskę na międzynarodowych targach żywności. Ich historia, sposób wytwarzania i związana z tym kultura stanowią dziedzictwo Wołochów, które wciąż jeszcze kontynuują polscy górale. Zachowanie tego archaicznego świata w naszej współczesności nie jest łatwe. Wciąż jednak żyją ludzie, którzy właśnie w nim się odnajdują i tak jak wieki temu, tak i dzisiaj wyruszają z owcami na hale. Dzięki nim możemy doświadczać nie tylko niezwykłego smaku, jakim raczyli się nasi przodkowie, ale także uczestniczyć w podtrzymywaniu tradycji, która stanowi o bogactwie duchowej i materialnej kultury naszych gór. 60 Jagnięcina? Polecam! Kazek Furczoń 61 T atrzańsko-Beskidzka Spółdzielnia Producentów „Gazdowie” powstała z inicjatywy rolników – gazdów, których rodziny od pokoleń związane są z tradycyjnym wypasem owiec w Karpatach. „Tradycyjny wypas” oznacza oparty na współpracy małej społeczności wiejskiej, która ze swojego grona wybiera bacę – przewodnika wypasu i na okres sezonu (od maja do października) powierza mu owce. Pochodzące z kilku bądź kilkunastu gospodarstw owce wyruszają na letnie pastwiska w góry. Jest to tzw. „redyk” stanowiący wraz z „mieszaniem owiec” na hali – polanie przeznaczonej na pobyt owiec - obrzęd rozpoczęcia wypasu. Owce są okadzane dymem, kropione wodą święconą i oprowadzane wokół wbitej w ziemię ustrojonej „jedliczki”, „moja”. Oprowadzaniu owiec wokół moja towarzyszy utworzenie wspólnego kręgu przez uczestników – udziałowców „sałasza” – czyli miejsca wypasu i sezonowej spółki górali. Utworzenie wspólnego kręgu ma symbolizować wzajemne zaufanie we wspólnocie pasterskiej i stanowiło przez setki lat podstawowy obrzęd rozpoczęcia wypasu. Dziś mieszanie odbywa się tylko w niektórych wspólnotach, a jego rolę przejmuje uroczystość pożegnania owiec przez społeczność wiejską lub uroczystość kościelna poświęcenia ognia i wody np. w Ludźmierzu, w Sanktuarium Matki Bożej Królowej Górali. Wspólny sposób wypasu stanowił podstawę opłacalności ekonomicznej bacy, który przy pomocy juhasów (owczarzy) doił jednorazowo kilkaset owiec i wyrabiał sery, będące w przeszłości podstawą rozliczenia z hodowcami. Obecnie sprzedaż owczych serów jest podstawą funkcjonowania pasterstwa w polskich Karpatach. Obecnie – wobec zaniku tradycyjnej obrzędowości pasterskiej, coraz częściej inicjatorami przywrócenia „bacowskiego zwyku” są samorządy, które dostrzegają w kulturowym wypasie owiec szansę na ożywienie zrównoważonej turystyki, rozwój społeczności lokalnych oparty na atrakcyjności kultury góralskiej, która ma swoje źródło w wielowiekowym, podstawowym zajęciu ludności Karpat, jakim było pasterstwo. Coraz częściej owce postrzegane są w górach jako czynnik gwarantujący zachowanie bioróżnorodności przyrodniczej. Występujący w przeszłości konflikt między właścicielami lasów górskich (m. in. Habsburgów) wynikał z nadmiernej eksploatacji pastwisk górskich przez owce i stałego bogacenia się górali. Z kolei brak owiec na terenach karpackich hal powoduje degradację przyrodniczą poprzez zachwaszczenie łąk i zubożenie gatunkowe roślinności. Wynika to z faktu tysiącletniej obecności owiec w środowisku przyrodniczym Karpat i wykształceniu się specyficznej roślinności półnaturalnych siedlisk występujących na wysokości powyżej 800 m.n.p.m. 62 Ostatnie badania dowodzą, że owce w polskich Karpatach pojawiły się nie wraz z pasterzami wołoskimi w XIII/XIV w. ale co najmniej 1000 lat wcześniej wraz z wędrującymi ludami Daków. Świadczy o tym chociażby grób Daka pochodzący z II w. naszej ery, odnaleziony nad Sanem, czyli na północnym przedgórzu Karpat, co potwierdza tezę o obecności pasterzy i owiec również na północnych stokach tych gór. (Dakowie w tym czasie zamieszkiwali tereny na północ od ujścia Dunaju, a jednym z ich głównych zajęć było również pasterstwo.) Tak długa obecność owiec w górach, szczególnie w rejonach szczytowych (połoniny, beskidy, hale) na wysokości od 800 do 1300 m.n.p.m. ukształtowała obraz przyrodniczy tych terenów i na trwale związała góry z owcami – również z przyrodniczego punktu widzenia, stanowiąc dla tej prymitywnej rasy – cakla górskiego, obok innych dzikich ssaków, naturalne siedlisko życia. Powstanie Spółdzielni „Gazdowie” jest przedsięwzięciem bez precedensu, gdyż w zamierzeniu - rozszerza współpracę funkcjonującą w poszczególnych wsiach na cały obszar Karpat. Wynika to z potrzeby współczesności i obrony tradycyjnych wartości społeczności pasterskich. Jest również odniesieniem się do wspólnoty kulturowej obejmującej cały ten obszar. Zarówno w warstwie językowej, zwyczajów, sposobu gospodarowania, wyrobu serów – gospodarka pasterska w całych Karpatach ma wspólne podstawy i ten sam rodowód wzbogacony tylko cząstką lokalnych przyzwyczajeń i warunków. Spółdzielnia „Gazdowie” mimo ogromnych trudności organizacyjnych utworzyła Grupę Producentów Rolnych obejmujących hodowców gospodarujących w Beskidzie Śląskim, Żywieckim, Orawie, Podhalu, Spiszu i Sądecczyźnie. Realizując cele statutowe pomaga w zachowaniu małych ekstensywnych gospodarstw, propaguje rolnictwo ekologicz63 ne, organizuje wspólne zakupy środków produkcji. Jest również inicjatorem i, poprzez swoich członków, realizatorem „Programu Owca plus” w województwie śląskim i Programu Tradycyjnego Pasterstwa w Małopolsce. Program Owca plus Celem projektu jest ochrona najcenniejszych przyrodniczo polan górskich Beskidu Śląskiego i Żywieckiego poprzez powstrzymanie sukcesji lasu i prowadzenie udokumentowanego - tradycyjnego wypasu szałaśniczego (z pełną obrzędowością) owiec ras Polska Owca Górska, Cakiel Górski i krzyżówek tych ras w obsadzie całorocznej nie wyższej niż 0,5 DJP/ha na halach i polanach górskich wskazanych przez Zespół Parków Krajobrazowych Województwa Śląskiego, położonych powyżej 500 m npm. Prowadzenie tradycyjnego wypasu ma na celu również zachowaniem dziedzictwa kulturowego Górali polskich, których żywy folklor jest atrakcją turystyczną i stanowi potencjał rozwoju gospodarczego związanego z pasterstwem. Wyrób produktów regionalnych takich jak oscypek, bundz czy bryndza świadczy o przedsiębiorczości i szacunku dla tradycji. Podejmowanie przedsięwzięć gospodarczych typu: powołanie grupy producentów owiec i kóz, stwarza szansę na opłacalność ekonomiczną tej dziś deficytowej gałęzi gospodarki rolnej. „Program Owca plus” uzupełnia te działania i wzmacnia ich aspekt organizacyjny i społeczny. Uwrażliwia także na poszanowanie różnorodności biologicznej i dziedzictwa przyrodniczego i kulturowego Beskidów. Celem projektu jest również ochrona krajobrazu. Wprowadzenie wypasu daje szansę na zachowanie mozaiki obszarów leśnych i polan oraz odsłonięcie punktów widokowych, szczególnie ważnych dla rozwoju turystyki. Prowadzony wypas owiec, bacówki, szałasy, koszory, rytuał, obrzędowość związana z wypasem i wyrób produktów owczarskich jest atrakcją dla turystów. Nasze działania ukierunkowane są również na promocję produktów pochodzenia owczego, kultury pasterskiej i związanych z nią obrzędów związanych z pasterstwem – tylko wtedy osiągnięty zostanie cel funkcjonowania pasterstwa w Beskidach zgodnie z zasadami ochrony środowiska i dla zachowania krajobrazu kulturowego. Zakładamy, że powrót owiec na historyczne hale ma charakter stały. Prowadzenie wypasu jest zgodnie z tradycyjnym cyklem obrzędowości charakterystycznych dla Górali Żywieckich i Śląskich. 64 W ramach zadania prowadzona jest budowa infrastruktury pasterskiej służącej realizacji „Programu Owca plus” (kolyby, bacówki, koszory, wodopoje oraz tablice informacyjne i miejsca odpoczynku dla turystów, które tą infrastrukturę uzupełniają). W trakcie wypasu przeprowadza się cykl imprez folklorystyczne i promocyjnych takich jak: redyk, (wiosną i jesienią), zwyk bacowski, festiwal: „Muzyka na sałaszu,” („Noc św. Jana”) pokazy strzyżenia owiec, targi produktów regionalnych pochodzenia owczego, uroczyste zakończenie wypasu – łosod owiec. (na św. Michała) W okresie zimowym odbywają się spotkania organizacyjne i szkoleniowe tematycznie związane z realizacją zadania i działalnością grupy producentów. Planujemy również objęcie wszystkich zainteresowanych rolników obsługą eksportową jagniąt. W tym celu zakupiliśmy specjalistyczny samochód do przewozu żywych owiec. Powyższe działania planujemy cyklicznie realizować w kolejnych latach. 65 Baca Tadeusz Szczechowicz od 14 roku życia związany jest z pracą na halach. Najpierw jako hulajnik (zaganiacz), później jako juhas. W wieku 33 lat ożenił się i odtąd pracuje też jako baca. Na miejsce wypasu upodobał sobie hale i polany Wielkiej Rycerzowej w Beskidzie Żywieckim. Tu wędruje corocznie od 34 lat z odległego Ratułowa na Podhalu. Końcem kwietnia owce przebywają dziennie do 40 km, by po kilku dniach dotrzeć na swoje pastwiska. Wędrówka bacy Szczechowicza to jeden z ostatnich przejawów wielodniowego redyku. Przysposobieni do pracy jego synowie chcą kontynuować rodzinną tradycję. Na Hali Boraczej wypasa baca Adam Gruszka. Tu na wysokości ok. 800 m.n.p.m. znajduje się także jego dom. Owce na wypas przyprowadzają mieszkańcy Żabnicy i Węgierskiej Górki. Co roku uzbiera się więc około 300 owiec, które powierzone bacy spędzają tu letnie miesiące. 66 Łosod na Hali Boraczej, modlitwa baców „Hej! Idóm se owieczki z Baranij góreczki...” Koczego Zamku w Koniakowie rozciągają się wspaniałe widoki na Beskid Śląski, Żywiecki, Małą Fatrę na Słowacji oraz Beskid Śląsko-Morawski w Czechach. Charakterystyczne dla tych gór łagodne zbocza i rozległe hale sprawiały, że od stuleci na tym terenie rozwijała się hodowla owiec. Pasterze zakładali na „groniach” liczne „sałasze”, z których powinności zostały już na początku XVII w. określone w odrębnym urbarzu Księstwa Cieszyńskiego. Beskidzcy pasterze należeli do ludności wołoskiej przybyłej grzbietem Karpat ze wschodu i osiadłej w Beskidach. Charakterystyczne było ich przywiązanie do wolności i niezależności oraz wiedza związana z życiem w trudnych warunkach górskich, wynikające z niej różnorakie umiejętności z zakresu chowu owiec, znajomość medycyny ludowej, budownictwa, topografii Karpat i zdolność przystosowania się do każdej sytuacji społecznej, w których przyszło im żyć. Czynnikiem decydującym o ich pierwszoplanowej pozycji w kształtowaniu się społeczności góralskich była wiedza na temat wyrobu serów podpuszczkowych. W zetknięciu z kulturą słowiańską lud pasterski z terenów Karpat musiał jawić się jako „boski wołos”, gdyż w przeciwieństwie do Słowian należących do kręgu „cywilizacji chleba”, żywił się głównie serem, który wobec braku możliwości uprawy zbóż w terenach górskich decydował tu o przetrwaniu. Umiejętność wytwarzania serów podpuszczkowych, do których za- Z 67 liczają się dzisiejsze oscypki, redykołki, pucoki, gołki oraz bunc i pochodna mu bryndza, jest podstawową spuścizną kultury pasterskiej Wołochów. Współcześnie, w wyniku postępujących przemian cywilizacyjnych, pierwotny pierwiastek pasterski w Karpatach ginie. Jego brak w sposób nieodwracalny wpływa na degradację kultury i życia społecznego typowego dla dziedzictwa kulturowego i środowiska przyrodniczego, jakie kształtowały się tu przez stulecia. Istotnym było zatem przedsięwzięcie kroków mających na celu utrzymanie tradycyjnego wypasu owiec dla dobra całej społeczności góralskiej. W Beskidzie Śląskim od kilku lat wypas owiec wraca do łask. Jest to efektem licznych inicjatyw podjętych zarówno przez miejscowych gospodarzy, jak i liczne instytucje i stowarzyszenia m.in. Odział Górali Śląskich Związku Podhalan. W beskidzkiej Trójwsi od 2004 roku odbywają tradycyjne obrzędy związane z tradycjami owczarskimi połączone z imprezami dla turystów. Na wiosnę, kiedy zwierzęta wychodzą na hale, ma miejsce „miyszanie” owiec, a jesienią w czasie ich powrotu tradycyjny „rozsod”. Powstają tez nowe „bacówki” i „kolyby”, w których chętni mogą bliżej zapoznać się z kulturą tradycyjnego wypasu oraz produkcją owczych serów. Duży wpływ na obecny stan rzeczy ma też funkcjonujący od paru lat wojewódzki program „Owca plus”. Wspiera on działania na rzecz ochrony przyrody hal m.in. Beskidu Śląskiego i Żywieckiego poprzez gospodarkę pasterską zapobiegającą dalszej ekspansji lasu. Ponadto w jego treści znajdują się zapisy mające na celu kultywowanie tożsamości kulturowej związanej z pasterstwem, rozwój rzemiosła i przetwórstwa produktów pochodzenia owczego i koziego. Tego typu działania napawają optymizmem. Obecnie tradycyjny wypas prowadzony jest w Koniakowie, Istebnej, Soblówce, na Hali Boraczej, Jeleśni, Korbielowie i Brennej. Największy kierdel liczący 600 owiec wypasa baca Piotr Kohut z Koniakowa. W samej Trójwsi nie poprzestano na samej promocji idei i od 3 lat działa tam grupa producentów wyrobów owczarskich. Zrzeszenie się miało na celu zadbanie o interesy tej rozwijającej się grupy oraz usprawnienie produkcji serów. Gazdowie - producenci zrzeszeni są w Spółdzielni „Gazdowie”, której produkty gwarantują wysoką jakość i tradycyjne receptury. Współpracują oni na terenie objętym prawem wytwarzania oscypka – od Beskidu Sądeckiego poprzez Podhale, Beskid Żywiecki aż po Beskid Śląski. Dzięki dyrektywom unijnym, kontroli produkcji i uzyskanym certyfikatom, każdy, kto chce kupić prawdziwy oscypek, może być pewny jego owczego pochodzenia. Jak widać powoli, ale nieustannie w Karpatach odradza się „szlak wołoski”. Mamy nadzieję, że każda grupa polskich Górali zadba o swój „sałasz”, w którym tworzyła się jej tożsamość. 68 Post memoriam Jaroslav Štika Dnia 28 września 2010 w godzinach porannych zmarł pan profesor doktor Jaroslav Štika CSc, emerytowany dyrektor muzeum Wołoskiego w Rożnowie pod Radhoštěm w latach 1972 - 1999. Jaroslav Štika urodził się 1 kwietnia 1931 v Rożnowie pod Radhoštěm. Po maturze, w roku 1950 w gimnazjum w Valašském Meziříči rozpoczął studia na Wydziale Pedagogicznym Uniwersytetu Palackého w Ołomuńcu na kierunku historia. W latach 1951 - 1955 ukończył studia etnograficzne i historyczne na Uniwersytecie Jana Ewangelisty w Brnie. W roku 1955 krótko pełnił funkcję kierownika Muzeum wołoskiego w Rożnowie. Jako pracownik Instytutu Nauk Etnologicznych ČSAV (1956 - 1971) obronił pracę „Karpackie szałaśnictwo we wschodniej części Moraw” („Karpatské salašnictví na východní Moravě”). Był autorem licznych badań i publikacji. Swoje systematyczne badania dotyczące tematu wołoskich szałasów wykorzystywał w pracy w Wołoskim Muzeum w Rożnowie pod Radhoštěm, gdzie 1 stycznia 1972 roku objął stanowisko dyrektora. Pod jego kierownictwem kontynuowano budowę wołoskich wsi, powstał również nowy kompleks muzealny - Młyńska dolina (Mlýnská dolina). W duchu założycieli muzeum braci Jaroněk rozwijał koncepcję tzw. żywego muzeum. Wzbogacił program muzeum o szereg nowych eksponatów- etnograficznych i folklorystycznych. Jako dyrektor obchodów Międzynarodowego Folklorystycznego Festiwalu w Rożnowie otworzył muzeum nie tylko dla odwiedzających z zagranicy, po 1989 roku zostało ono otwarte dla krajan. Współuczestniczył w przygotowaniach wielu międzynarodowych festiwali folklorystycznych. Założył i przez wiele lat prowadził chór „Polajka”. Po przejściu na emeryturę w kwietniu 1999 r. w dalszym ciągu aktywnie współpracował z muzeum Wołoszczyzny, zwłaszcza jako przewodniczący wołoskiego towarzystwa muzeów i etnografii. Jaroslav Štika często gościł wśród górali beskidzkich i jako pasterze Karpat będziemy o nim pamiętać. Na kolejnych stronach publikujemy artykuł naszego przyjaciela, przygotowany specjalnie do publikacji związanej z realizacją Programu Owca plus. 69 O sałaszach, gospodarstwie sałaszniczym i sałaszniczych obyczajach Zdarzyło się to w czerwcu roku 1953, kiedy kończyłem trzeci rok studiów etnograficznych i historycznych na Uniwersytecie Masaryka w Brnie. Pan profesor Václavík wezwał mnie i zaproponował temat pracy dyplomowej: Sałasznictwo na Wołoszczyźnie Morawskiej. Od razu, w najbliższą niedzielę wybrałem się do sałaszu na Czarną Górę pod Radhoszczem, na której bacował Vincent Blinka. Wtedy to wkroczyłem do świata archaicznych tradycji. Zgłębiam je po dzień dzisiejszy. Z Wołoszczyzny Morawskiej w poszukiwaniu sałaszów i baców podróżowałem po całych Karpatach i wszędzie spotykałem się z zadziwiającą zgodnością w sposobie życia sałaszników, w przetwórstwie owczego mleka, w ich obyczajach, a także w używanej przez nich terminologii. Wszędzie tam spotykałem się z nazwą Wołoch. Jak jest to możliwe? Co się zdarzyło kiedyś w Karpatach? Sałasz Sałasz w wąskim znaczeniu to specjalny budynek gospodarczy wzniesiony na górskim pastwisku w Karpatach, w szerszym, oznacza nie tylko budynek szałaśniczy, ale także pastwisko, pasterzy, trzodę i specyficzną działalność gospodarczą. Sałasze urządzano nad pasmem trwałego osadnictwa na wschodzie Moraw i na Śląsku Cieszyńskim, ponad samotnymi domami 70 w górach i rolniczą glebą, która do nich należała, na grzbietach górskich i na łagodnych zboczach gór - na wysokości 700-1100 m n.p.m. Do połowy XIX wieku przestrzeń do wypasu nazywano jaworzyną. Mówiono tak na rozległe tereny górskie (20 ha i więcej) rzadko porośnięte monokulturami drzew i samotnymi drzewami oraz krzakami (głównie jaworami i jałowcami). W drugiej połowie XIX wieku tzw. jaworzyny stopniowo przeobrażały się w ekstensywne pastwiska; drobne chwasty usuwano poprzez włókowanie i wypalanie. W pierwszych wiekach rozwoju szałaśnictwa na Morawie i Śląsku juhasi często, niekiedy po kilku dniach, zmieniali miejsce pobytu. Za nowym wypasem przenosiło się stado i pasterze wraz ze swoimi prostymi szałasami. W XIX, a zwłaszcza w XX wieku miejsc wypasu już tak często nie zmieniano, niekiedy nie zmieniano ich w ogóle. Jednakże jeszcze w XX wieku przeważały sałasze, które podczas sezonu, przynajmniej raz były przenoszone w inne miejsce. Często wypas prowadzony był do połowy czerwca w dolnej części górskich pastwisk, potem aż do końca sierpnia wyżej, a na cały wrzesień znowu był przesuwany na dół, aż na pola i łąki, z których już zostały zebrane plony i można było na nich wypasać. O przemieszczeniu wypasu decydowała przede wszystkim ilość dostępnej trawy, w mniejszym stopniu także pogoda: w maju i we wrześniu opady śniegu na grzebieniach gór nie były czymś niezwykłym. Kolibę i koszory czasem przenoszono na nowe miejsce lub stały tam na stałe. Z podobnym przenoszeniem wypasu można się spotkać w całych Karpatach. Do gospodarczego wyposażenia sałaszów należała koliba, w której przetwarzało się ser. Mieszkali w niej także pasterze. Znajdowały się tam także zagrody dla zwierząt domowych (koszar, strunga). W XX wieku czasem do nich należał także chlew. W pobliżu szałasu znajdowało się solisko, równe miejsce pokryte kamieniami, na które owcom wysypywano sól. Do wyposażenia sałaszu należało koryto służące do pojenia trzody – żłób. Na sałaszach w XVI i XVII wieku pasły się przede wszystkim owce i to owce wołoskie z grubą wełną, a także kozy. Krowy, z początku pasły się na sałaszu sporadycznie, ale już w XVIII wieku stały się istotną częścią sałaszniczego bydła. Wyjątkowo można spotkać się także z sałaszami przeznaczonymi specjalnie dla krów ze specjalnym wyposażeniem i związaną z nimi odmienną terminologią. W cieszyńskich wspólnych sałaszach od początku XIX wieku chowano owce i kozy a poza nimi dokładnie wyznaczoną liczbę krów, która była dość wysoka. Rozwinął się tam szczególny sposób gospodarki sałaszniczej, zwłaszcza produkcji serów, który zmusił pasterzy do wybudowania odrębnego budynku służącego do przechowywania produktów mlecznych i jako miejsce noclegowe dla pasterzy krów. Była to tzw. bacówka. Od XVI wieku aż do zaniku tradycyjnego sałasznictwa w połowie XX wieku osoba71 mi trudniącymi się wypasem zwierząt byli baca i wołosi. Baca był przełożonym sałaszu, zajmował się przetwarzaniem mleka w ser, wołosi paśli i doili trzodę. Bacy pomagał poganiacz, którym był dorastający chłopiec, nazwany tak z uwagi funkcji, jaką sprawował: w czasie dojenia poganiał owce. Na Śląsku Cieszyńskim w XIX i XX wieku bacę zastąpili baczujący. Byli to udziałowcy sałaszu, którzy na zmianę przejmowali obowiązki bacy. Wołoch był tu nazywany owczorzem. Podobnie jak w Karpatach w szałasie przebywać mogli tylko mężczyźni (z wyjątkiem kilku dni, które były dokładnie określone). Na sałaszach w pobliżu gospodarstw i na terenie sałasznictwa polnego (Valašskoklo-boucko) nie przestrzegano już tak tradycyjnych zasad sałaszniczych, które zmieniały się w miarę potrzeb. Gospodarstwo sałasznicze, zapewnienie produkcji na sałaszu. Gospodarstwo sałasznicze obejmuje przede wszystkim organizację pastwiskowego sezonu, porządek codziennych prac, dzielenie się zyskami, skład pracowników i stosunki własności. Organizacja sałaszniczego gospodarstwa na wschodzie Moraw i na Śląsku Cieszyńskim ukazuje charakterystyczne związki z sałasznictwem w innych gminach karpackich. Niektóre rozbieżności wynikają z różnic w stosunkach własności oraz z różnego gospodarczego, społecznego i administracyjnego rozwoju poszczególnych gmin karpackich. W XVI wieku na wschodnią część górskiej części Moraw i Śląska przybyli karpaccy pasterze zwani Wołochami z własnymi stadami owiec i kóz. Od władzy zwierzchniej otrzymali prawo wypasu w górach, za co pasterze musieli odprowadzać dziesięcinę z trzody. Z niezliczonych dokumentów można wnioskować, iż sałasznictwem zajmowali się wyłącznie mężczyźni, natomiast do mniej wykwalifikowanej pracy (na przykład wypasu) najmowali poddanych z podgórskich gmin. W XVI wieku już powszechnie można spotkać się ze specjalną terminologią sałaszniczą, używaną jeszcze w XX wieku (sałasz, koszor, koliba, strunga, baca, wołoch, watra, gielata,). Istotną funkcję w organizacji w ramach poszczególnych pastwisk sprawował wołoski wojewoda (który kierował sądem wołoskim), wybierany na wołoskim zgromadzeniu. Był pośrednikiem między Wołochami (właścicielami stad) i władzą zwierzchnią. W ciągu XVI i XVII wieku sałaszniczy sposób gospodarowania przejęli także mieszkańcy podgórskich wsi i nowo założonych górskich miejscowości. Wśród nich było najwięcej mieszkańców odosobnionych domów w górach, właścicieli gospodarstw i pól w górach nad wsią. Pierwotni wołoscy koloniści osiedlali się w gminach i często stawali się właścicielami ziemi. Wtedy powstała stała organizacja gospodarki sałaszniczej, z której wiele przetrwało do XX wieku. Gospodarka sałaszni72 cza rozpowszechniła się we wszystkich wsiach w karpackiej części Moraw i Śląska i w licznych miejscowościach należała do priorytetowych źródeł utrzymania. W większości gospodarstw chowano owce specjalnej rasy, na Morawie były to owce wołoskie, odporne, grubo wełniste, dobrze znoszące niesprzyjające warunki panujące na górskich pastwiskach. Niekiedy do gospodarstwa należało tylko kilka sztuk zwierząt, czasem zaś do jednego gospodarza należało całe stado składające się z kilkuset owiec oraz kilku sztuk kóz. Podczas zimy owce chowano w owczarni przy gospodarstwie, niekiedy wysoko w górach w szopach zwanych zimarka lub kotelnice. Na Śląsku Cieszyńskim aż do połowy XX wieku utrzymała się szczególna forma transhumacji owiec, kiedy to końcem września owce schodziły z sałaszu z powrotem do wsi, skąd pędzono je na niziny, aby tam móc się paść na łąkach w pobliżu wsi. W okresie od grudnia do lutego wracały w góry, do zimarek i kotelnic , w których żywiły się sianem i gałęziami drzew zgromadzonymi w tym celu podczas lata. W marcu i w kwietniu znowu pędzono je na niziny. Organizacja gospodarki sałaszniczej na pastwiskach górskich w czasie sezonu letniego na całym obserwowanym terenie była podobna. Pastwiska (tzw. jaworzyny) władza zwierzchnia wydzierżawiała zamożnym gospodarzom (tzw. gazdom). Oni natomiast pastwiska wydzierżawiali hodowcom owiec, zwanych mieszanikami (na Śląsku Cieszyńskim mieszanicy), ich nazwa pochodzi od czynności rozpoczynającej sezon – mieszania, polegającej na mieszaniu się owiec różnych właścicieli w jedno wielkie stado. Jeden z hodowców był wybierany na juhasa, przedstawiciela mieszalników w jednym sałaszu. O podziale owiec do poszczególnych sałaszów decydowało na wiosnę zgromadzenie wołoskie. Wynikało to z limitów określonych umową między władzą zwierzchnią a gazdą, w której określono, ile sztuk owiec, kóz i krów, ewentualnie jałowego bydła, można wypasać na poszczególnych jaworzynach. Po zaniku praw wołoskich (koniec XVIII wieku) o podobnych sprawach decydowano na zgromadzeniu pasterskim, na którym gromadzili się mieszanicy z jednej gminy. Na zgromadzeniu był wybierany również baca, przełożony pracowników sałaszu. Pod koniec XVIII wieku pasterstwo przeżywało okres największego rozkwitu, po którym następował jego powolny upadek. Główną przyczyną było wprowadzenie planowej gospodarki leśnej w lasach władzy zwierzchniej. Powierzchnia pastwisk górskich była stopniowo ograniczana, radykalnie obniżono liczbę zwierząt, które na tych pastwiskach mogły być wypasane. Po zniesieniu poddaństwa dochodziło do wyrównania praw między dawną władzą zwierzchnią a mieszkańcami wsi, jednak zawsze kosztem powierzchni pastwisk. W XIX wieku dawniejsza zwarta organizacja rozpadła się na kilka różnych form. 73 Już na początku XIX wieku powstały na Śląsku Cieszyńskim wspólne sałasze. Ich użytkownikami stała się grupa gospodarzy mieszaników, podział każdego z nich był ustanawiany przywilejem to znaczy prawem wypasu określonego liczbą bydła w całym sezonie oraz odpowiadającego części mlecznej produkcji. Na przykład w szałasie, w którym mieszanicy posiadali po jednym przywileju, każdy z nich mógł paść wyłącznie 7 owiec, 1 kozę i 1 krowę. Wspólnym stadem nie zajmował się baca, lecz pastuch (owczarz). Hodowca pełniący funkcję bacy został zastąpiony przez mieszanika zgodnie ze skomplikowanymi zasadami, które miały gwarantować sprawiedliwy podział zysku. W dokładnie określonym czasie cała produkcja mleczna na sałaszu należała do mieszanika. Ten sposób podziału zysku w cieszyńskich sałaszach praktykowano jeszcze w 40 latach XX wieku. Niezależnie od cieszyńskich praktyk powstały w Nowym Hrozenkowie wspólne sałasze z poniekąd odmiennym systemem gospodarowania. Do połowy XIX wieku można się spotkać na Wołoszczyźnie Morawskiej z ogromną ilością sałaszów, w których gospodarował baca według swego uznania: wydzierżawiał pastwisko, najmował pracowników, pozyskiwał owce od miszaników, którym oddawał uzgodnioną ilość sera. Pozostała część sera należała do niego. W południowej Wołoszczyźnie Morawskiej do połowy XX wieku w Niedaszowie zajmowano się sałasznictwem na polach ponad gminą. Koszar i koliba (do tego celu wyposażona w płozy) posuwały się po polach i łąkach, które w ten sposób były nawożone. W specjalistycznej literaturze sposób ten nazywany jest sałasznictwem polnym. Początek sezonu szałaśniczego zależał od ilości trawy. Na Śląsku Cieszyńskim i w północnej Wołoszczyźnie Morawskiej była to połowa maja, na południowej Wołoszczyźnie Morawskiej o dwa tygodnie wcześniej. W określony dzień odbywało się mieszanie lub redyk, wtedy to wyganiano owce na sałasz. Owce wszystkich miszaników gromadziły się w jednym miejscu u podnóża gór, po czym jedno wielkie wspólne stado gnano na sałasz. Tam każdy miszanik oddawał owce na cały sezon bacy, który ich liczbę zapisywał na lasce, kiju lub belce. Prowadził na niej dalsze notatki, na przykład o oddanym serze. Pierwszy dzień w sałaszu wiązał się z mnóstwem archaicznych obyczajów, z opowieściami o nich można spotkać się w całych Karpatach: rozpalanie ognia, który potem nie mógł w ciągu całego sezonu zgasnąć, otaczanie stada wokół jodły, ceremonialne liczenie owiec i inne obyczaje. Mniej więcej tydzień po mieszaniu przychodzili gospodarze na sałasz ponownie, tym razem po to, aby wziąć udział w próbie sprawdzenia udoju owiec. Każdy doił swoje owce, potem mleko się mierzyło i według całej objętości określało się, ile sera podczas sezonu każdy właściciel owcy zbierze. Gdzie indziej mierzono mleczność każdej owcy osobno i notowa74 no, czy jest dobrze dojna, albo średnio dojna albo mało dojna. W XX wieku z dobrze dojnej owcy wyrabiano 5 kg sera, w przeszłości wyrabiano więcej. Sezon sałaszniczy kończył się w dzień św. Wacława czyli końcem września, na terenie Śląska Cieszyńskiego również w dzień świętego Michała. Wtedy to gospodarze rozliczali się z bacą i wspólnie z pasterzami opuszczali sałasz. Wcześniej starannie gasili ognisko, podobno po to, aby przy kolibie nie bacowały czarty. Kilka tygodni później spotykali się ponownie na jesiennym zebraniu, gdzie omawiano wszystkie sprawy gospodarcze, tym spotkaniem zamykano sezon szałaśniczy. Podział pracy w szałasie rządził się własnymi zasadami, które przez 400 lat na Morawie i Śląsku nie ulegały zmianie. Głową szałasu był baca, który odpowiadał za przetwarzanie owczego mleka na ser oraz za jego jakość. Jeżeli baca nie wywiązywał się z powyższych zadań, to zgodnie z tradycją był karany. Czuwał on również, aby ogień w kolibie nie wygasł, w przypadku niedopilnowania tego obowiązku musiał iść po nowy ogień aż do trzeciego sałaszu. Dbał o czystość w kolibie i przygotowywał posiłki dla innych. Pasterzom zwanym również wołochami, wyznaczał miejsce wypasu i pomagał przy dojeniu. Na początku sezonu baca przyjmował owce od miszaników, a na końcu sezonu oddawał im tę samą liczbę owiec. Każdą brakującą sztukę musiał im wynagrodzić. W czasie wypasu odpowiedzialni za owce byli pasterze. Ilość pasterzy w szałasie zależała od liczby stada. Na sto owiec przypadał jeden pasterz. Pasterze paśli owce przy każdej pogodzie (wg pewnych reguł gwarantujących niezbędną rotację pastwisk), doili je, a w nocy pilnowali. W czasie pracy pomagał im pasterski pies. Podczas, gdy bacą zostawał starszy, doświadczony człowiek, do pasterki najmowali się młodzi mężczyźni 75 jeszcze przed służbą wojskową. Najmłodszym członkiem tego kolektywu był poganiacz, był to dorastający chłopiec. Na sałaszu był pod opieką bacy, a w czasie dojenia zaganiał owce dojarzom (stąd jego nazwa poganiacz). Nie był on pełnoprawny członkiem kolektywu, szereg prawideł i obyczajów go nie dotyczyło. Codzienna praca w szałasie miała swój ustalony rytm, który obowiązywał przez stulecia. Rano wstawało się odpowiednio wcześnie, aby przed wschodem słońca całe stado było wydojone i mogło wyruszyć na pastwiska. Baca w tym czasie zabierał się do wyrobu sera. Musiał ukończyć pracę do południa, jeszcze przed powrotem pasterzy, w przeciwnym razie cała bryła sera przypadała pasterzom. Wspólnie jedli obiad i po krótkim odpoczynku wszystko się powtarzało, dojono owce i wyprowadzano na pastwiska, baca zaś przetwarzał mleko z południowego dojenia. Podczas wieczornego powrotu z pastwisk najpierw dojono owce, później odbywała się wspólna kolacja, a dopiero na końcu baca zajmował się przetwarzaniem mleka, często tę czynność wykonywał aż do północy. Pasterze podczas pracy, aby umilić sobie czas, wykonywali dodatkowe czynności takie jak zdobienie oraz wytwarzanie rzeczy z drewna, grali na instrumentach, głównie piszczałkach. Dla bezpieczeństwa owce w stadzie wyposażone były w dzwonki. 76 Zwyczaje oraz słownictwo używane na sałaszach. Zwyczaje oraz słowa używane na sałaszu to zbiór tradycji i obyczajów tworzących nierozerwalną, specyficzną kulturę, którą we wschodniej Morawie i Śląsku Cieszyńskim rozszerzyli w XVI i XVII stuleciu wołoscy koloniści. Liczne i charakterystyczne analogie obyczajów wskazują na ich wspólne pochodzenie społeczne raz podobieństwo funkcjonalne na terenie całych Karpat. Zwyczaje oraz słownictwo używane na sałaszu jest związane z prowadzeniem gospodarstwa przez pasterzy na pastwiskach górskich w połowie letniego sezonu. Najwięcej zwyczajów dotyczy wygonu zwierząt na sałasz, a więc początku sezonu sałaszniczego. Niektóre zwyczaje w pełni funkcjonowały jeszcze końcem XIX stulecia, niektóre z nich przetrwały aż do połowy XX wieku, kiedy to tradycja szałaśnicza już nie istniała. Inaugurację sezonu szałaśniczego określały trzy terminy, związane z wygonem zwierząt w góry. Wszystko zaczynało się jeszcze we wsi, w gospodarstwach, gdzie odbywało się rozdzielaniem jagniąt od matek, następnie miał miejsce redyk, czyli wyjście w góry. Całość kończyła się mieszaniem owiec kilku właścicieli w jedno wspólne stado, do tego obrzędu dochodziło dopiero na sałaszu. Zwyczaje były integralną częścią zadań administracyjnych i organizacyjnych zachowywanych w tradycyjnym porządku. W odniesieniu do funkcji zwyczajów, wyraźnie dominuje magia związana z pomyślnością dla zapewnienia dobrej wydajności mlecznej owiec i ochroną przed złymi siłami. Zwyczaje związane z rozłączaniem przy odejściu dojnych owiec z gospodarstwa nie były specyficzne tylko dla sałaszników: praktykowano je również przy innych zwierzętach podczas pierwszego wygonu na hale. Miały one przede wszystkim chronić przed zaczarowaniem. Bydlęta się opluwało, robiono znak krzyża, czasami do ogonów wiązało się czerwoną wstążkę. Bardziej dynamiczne było wejście na hale, redyk. Całą drogę strzelano, trąbiono i krzyczano, aby odegnać złe duchy od posiadanych zwierząt, głównie po to, aby całe stado trzymało się razem. Starano się, aby czarna owca nie szła ostatnia i aby cały pochód (stado, pasterze, właściciele owiec oraz goście) szło z powrotem inną drogą jeżeli w trakcie wejścia na górę przez drogę przeszła im kobieta. Kolejność praktyk organizacyjnych prowadzonych przy mieszaniu owiec była mniej więcej taka sama na terytorium Moraw i Śląska. Kolejność ta jednak obowiązywała tylko w tradycyjnych sałaszach górskich: w sałaszach przy gospodarstwie lub podczas polnego sałaszowania w południowej Wołoszczyźnie praktykowanie tych tradycji nie było obowiązkowe, wystę77 pował tam większy podział wykonywanych obyczajów przy hodowli zwierząt na nizinach. Pierwszym aktem mieszania owiec w Wołoszczyźnie było otaczanie drzewa przez stado owiec. Do tego celu znajdywano równe miejsce w pobliżu koliby, stado otaczało trzykrotnie jodełkę zgodnie z kierunkiem ruchu słońca, do tego celu specjalnie wbijano jodełkę w ziemię. Podczas tego obrzędu owce szły w takim samym porządku jak podczas drogi na pastwisko: przed nimi szedł pasterz z psem, a za stadem reszta pasterzy. Wokół stali miszanicy, i pozostali goście, którzy pilnowali, aby owce, które tęsknią za jagniętami nie uciekały ze stada. Dodatkowo krzyczano, strzelano, baca kropił owce wodą święconą, w której maczał jodłową gałązkę. Podobny rytuał towarzyszył mieszaniu stad na Śląsku cieszyńskim: gałązkę jodłową przynosił z lasu najmłodszy z gospodarzy. Pasterz, który szedł przed stadem, po trzecim okrążeniu klękał, robił znak krzyża nad stadem i głośno się modlił, aby Bóg chronił stado. Gospodarze modlili się wspólnie z pasterzami, później niektórzy obrzucali owce gliną z kretowisk, inni zaś dymili owce zielem byliny. Po tych obrzędach stado zaganiało się do zagrody przez ogień, który palił się we wrotach. Wszyscy klękali wokół zagrody na białych lnianych chusteczkach, modląc się. Niektórzy owijali sobie na głowach kurtki wykonane z grubego koca, klękali, głowę kładli na ziemi i zasłaniali rękoma twarz, w tej pozycji modlili się. Miało to chronić sałasz przed wilkami i złym urokiem. W kolibie rozpalano ogień, starodawnym sposobem, ogień ten musiał zostać utrzymany przez bacę przez kolejne 5 miesięcy podczas trwania sezonu sałaszniczego. Jeżeli baca nie dotrzymałby tego obowiązku, musiał iść po ogień do następnego szałasu albo do trzeciego i dodatkowo musiał ugościć pasterzy serem. Ogień rozpalano metodą pocierania drzewem o drzewo jeszcze na początku XX stulecia w sałaszach na terenie Radhoszczy i na górnym Vsacku. Podobne zwyczaje można spotkać również w innych rejonach Karpat. Ważnym zadaniem organizacyjnym było liczenie owiec. Tym to aktem oddawano bacy odpowiednią ilość owiec i tą samą liczbę musiał baca oddać gospodarzom na koniec sezonu. Dany zwyczaj dotyczył całych Karpat. Przy pierwszym wypuszczeniu owiec z zagrody na pastwisko, baca stał w bramie i wypuszczał owce kolejno jedną za drugą, licząc je na głos: jeden boży, dwa boże, wszystkie boże, cztery….. dziesięć bożych! Każdą dziesiątkę wykrzykiwał, wyznaczony pasterz zaznaczał każdą z nich na specjalnej lasce. Od pierwszych dni na sałaszu pasterze musieli przestrzegać obyczajów, które miały zapewnić pomyślność i chronić stado oraz ich samych przed wszelkim złem. Niektóre z nich miały wpływ na ich sposób życia. Na przy78 kład zakaz opuszczenia szałasu przez kolejne 20 tygodni. Końcem XIX stulecia obyczaj ten został złagodzony na zakaz opuszczania do dnia św. Jana Chrzciciela, a więc w czasie największej wydajności mlecznej owiec. Zakaz ten obejmował również odwiedziny kobiet, oraz stosunki płciowe pasterzy z nimi przez cały sezon. W XIX stuleciu dotrzymywało się również obyczaju noszenia tej samej koszuli uszytej z grubego materiału przez cały sezon. Na początku sezonu koszule zostawały natłuszczone specjalnym owczym tłuszczem. Jednakże ten obyczaj został zmieniony i koszule noszono potem tylko do św. Jana. Następną niedzielę pasterze przychodzili do wsi w swoich brudnych i już czarnych koszulach i przed pójściem do kościoła przebierali się. Ograniczenie to nie dotyczyło poganiaczy, którzy przychodzili do wsi według potrzeb. Poważną ingerencją w sposobie życia pasterzy był post. Musieli utrzymywać go dwa razy w ciągu tygodnia, w środę i w piątek. Najstarsze zapiski wspominają o poście również w poniedziałek. Podczas tych dni pasterze jedli tylko raz dziennie. W południe podczas obiadu jedli owczy ser i żętycę. Dbano, aby nikomu podczas posiłku i w trakcie produkcji sera nie upadł na ziemię ani kawałeczek sera ani kropla żętycy. Odnosiło się to również do gości odwiedzających chatę. Niektóre ustalenia dotyczyły opieki i dbałości o zwierzęta np. do św. Jana nie wolno było na owce krzyczeć, uciszało się je cichym pszyt, pszyt lub pusze, pusze! Jaroslav Štika Lit.: I. Stolařík: Hrčava. J. Štika: Salašnické zimování dobytka na Těšínsku, /Zimowanie zwierząt w szałasach na ślasku cieszyńskim/ Vývoj salašnického dobytka na východní Moravě, /Rozwój szłaśnictwa w wschodniej Morawie/ Horské pastevectví na Rožnovsku, /Pasterstwo górskie w Rožnovsku/ Valaši a Valašsko./ Wołosi na Wołoszczyźnie/ Jaroslav Štika 79 Spis treści 1. Zamiast wstępu.............................................................................................. 3 2. Owce w Beskidach czyli Owca Plus po góralsku.......................................... 5 3. Redyk w Korbielowie - wypędzenie owiec na hale.................................... 19 4. O gospodarce sałaszniczo-pasterskiej - Małgorzata Kiereś........................ 22 5. Na dzisiejszym „sałaszu” w Beskidzie Śląskim - refleksja etnologa - Sylwia Tumidajska.................................................................................... 37 6. Pasterstwo w Brennej.................................................................................. 45 7. Sery wołoskie i góralskie............................................................................. 54 8. Jagnięcina.................................................................................................... 61 9. „Hej! Idom se owieczki z Baranij góreczki...”............................................ 67 10. Post memoriam - Jaroslav Štika ................................................................. 69 11. O szałasach, gospodarstwie szałaśniczym i szałaśniczych obyczajach - Jaroslav Štika................................................. 70 80