25. rocznica podpisania przez porozumienia o zaWarciu koalicji

Transkrypt

25. rocznica podpisania przez porozumienia o zaWarciu koalicji
25. rocznica podpisania przez
Lecha Wałęsę,
Romana Malinowskiego
i Jerzego Jóźwiaka
porozumienia o zawarciu koalicji
Solidarność-ZSL-SD
Warszawa 17 sierpnia 2014 r.
1
Od
wydawcy
Dzień 17 sierpnia 1989 r. na trwałe zapisał się w naszej historii z racji
ważnego aktu politycznego i jego konsekwencji dla odzyskiwania przez
Polskę wolności i niepodległości. Zawiązanie koalicji Solidarność-ZSL-SD było
aktem w pełni demokratycznym w państwie o demokracji jeszcze wątłej
i reglamentowanej. To historyczne porozumienie, które umożliwiło realne
przełamanie monopolu partii komunistycznej i powołanie pierwszego niekomunistycznego rządu na wschód od Łaby, było jednak często traktowane
jako „techniczne” i niewarte wyeksponowania w nauczaniu najnowszej
historii Polski. W naszym mniemaniu jest inaczej: odwaga sygnatariuszy,
szybko przeprowadzone negocjacje i postawienie wielu środowisk politycznych, w tym PZPR, ale również parlamentarnej reprezentacji Solidarności
zrzeszonej w OKP, przed faktem dokonanym, spowodowały powołanie
optymalnego co do składu i gotowego na przeprowadzenie reform rządu.
Na spotkaniu w pałacu Myślewickim w Łazienkach Królewskich
w Warszawie przewodniczący NSZZ „Solidarność” Lech Wałęsa, prezes Zjednoczonego Stronnictwa Ludowego Roman Malinowski i przewodniczący
Stronnictwa Demokratycznego Jerzy Jóźwiak parafowali porozumienie,
które poprzez wybrany w czerwcu Sejm „kontraktowy” doprowadziło do
powołania 12 września 1989 r. rządu Wielkiej Koalicji na czele z niekomunistycznym premierem Tadeuszem Mazowieckim. Polska rozpoczęła trudny
proces reform, realnych zmian ustrojowych i integrację ze strukturami
Zachodu. Dynamika wydarzeń w naszym kraju w 1989 r. wywołała Jesień
Ludów w krajach Europy Środkowo-Wschodniej, upadek muru berlińskiego,
wpłynęła na zjednoczenie Niemiec i demontaż porządku pojałtańskiego. Na
naszych oczach dokonywała się całkowita zmiana układu geopolitycznego,
zapoczątkowana w drodze dialogu i demokratycznego porozumienia.
Zarówno przed pięciu laty, jak i dzisiaj, w 25. rocznicę tamtych historycznych wydarzeń, Instytut Lecha Wałęsy angażuje się w przypomnienie wagi
aktu politycznego, który dzięki determinacji Lecha Wałęsy, Romana Malinowskiego i Jerzego Jóźwiaka zmienił polską rzeczywistość. Przekazujemy
Czytelnikowi spojrzenie po latach trzech sygnatariuszy Oświadczenia z dnia
17 sierpnia 1989 r., którzy w poczuciu odpowiedzialności za przyszłość Polski
wspólnie podjęli decyzję o konieczności sformowania rządu odpowiedzialnego
i reformatorskiego. Przypominamy również tekst tego historycznego Oświadczenia, jak i sygnowany w 20. rocznicę, dn. 17 sierpnia 2009 r., tekst kolejnego,
mówiącego o trudnej historii, konieczności budowania wspólnej tożsamości
obywateli Rzeczypospolitej, potrzebie odpowiedzialności i wartości dialogu
ponad podziałami, który niezbędny jest dla dobra wspólnego. Owocem tego
ostatniego spotkania i Oświadczenia było powołanie przy Instytucie Lecha
Wałęsy klubu „Dobro wspólne ponad podziałami” – platformy dyskusji na
temat funkcjonowania państwa i różnych aspektów życia społecznego i politycznego.
Wyrażamy podziękowanie Prezydentowi Rzeczypospolitej Polskiej Panu
Bronisławowi Komorowskiemu i Kancelarii Prezydenta Rzeczypospolitej
za aktywne włączenie się w tegoroczne zorganizowanie obchodów 25. rocznicy
sygnowania porozumienia o powołaniu koalicji Solidarność - ZSL - SD. To
bardzo ważne, że w roku obchodów 25-lecia Wolności nie zabrakło podkreślenia znaczenia tego historycznego porozumienia.
Dziękujemy Panu Prezydentowi Lechowi Wałęsie, Panu Marszałkowi
Romanowi Malinowskiemu i Panu Przewodniczącemu Jerzemu Jóźwiakowi
za przygotowanie tekstów refleksji oraz wszystkim, dzięki którym mogła
powstać ta publikacja. Szczególne wyrazy podziękowania kierujemy do Pana
Karola Cebuli, prezesa „Strzelca Opolskiego” i wieloletniego działacza
Stronnictwa Demokratycznego.
Fundacja „Instytut Lecha Wałęsy”
2
3
Lech Wałęsa
Sierpniowe cuda
w łańcuchu wolności
Spektakularny militarny manewr Marszałka Józefa Piłsudskiego
w 1920 r., nazwany Cudem nad Wisłą, bo wielu widziało w nim nie tylko
niezaprzeczalny geniusz Naczelnego Wodza, ale i rękę opatrzności, to jeden
z ważniejszych momentów w polskich dziejach. Zwycięstwo to zatrzymało
groźny bolszewicki marsz na Polskę i Europę, a naszemu narodowi dało na
kolejne pokolenia nadzieję na trwałą wolność i budowę własnego silnego
państwa. I wiarę w rzeczy niemożliwe. Po latach miało się okazać, że Sierpień
1980 r. zapisze się w naszej historii kolejnymi cudami.
W zupełnie innych czasach, w innych okolicznościach i, na szczęście,
już nie z bronią w ręku, w 1989 r. stanęliśmy do wyborów, aby skonfrontować wolę społeczeństwa z upadającym systemem komunistycznym,
który jednak wciąż próbował podnosić głowę. Liczyliśmy na cud trwałej
przemiany, pełnej wolności i demokracji. Trzeba było jednak mu pomóc.
Już znacznie wcześniej wyciągnęliśmy wnioski z trudnych lekcji lat 50.,
60., i 70. Weszliśmy na drogę dialogu i pokojowych przemian. Mieliśmy za
sobą trudną drogę lat 80. zapoczątkowanych zwycięskim Sierpniem, który
przyniósł nam kolejny cud. Poczuliśmy powiew wolności i nadziei, wspartej
dodatkowo wyborem na stolicę Piotrową Karola Wojtyły. Nie zgasiła jej
nawet noc stanu wojennego. Mieliśmy ją w sercach, widzieliśmy ją w oknach
watykańskich, polskich, europejskich rozbłyskujących zapalonymi świecami
solidarności. Dotrwaliśmy do roku 1988 i 1989. Mogliśmy zapisywać kolejne
etapy w łańcuchu nieprawdopodobnych i przełomowych zdarzeń. I tak
doszliśmy do Okrągłego Stołu, aby wyszarpnąć kolejne skrawki wolności.
Niewdzięczny i trudny kompromis wynikający z porozumień Okrągłego
Stołu stanowił konieczne, ale tylko ogniwo w łańcuchu zdarzeń, doprowa-
4
5
dzając do częściowo wolnych wyborów. Uchyliliśmy drzwi do wolności, za
którą musieliśmy już brać odpowiedzialność. Nie zapominajmy jednak, że
nawet po wygranych czerwcowych wyborach struktury komunistycznej
władzy jeszcze trwały, a państwo funkcjonowało w wielu płaszczyznach
w logice poprzedniego systemu.
Ta sytuacja nie dawała mi spokoju. Nie mogłem zaakceptować rzeczywistości, w której na dwóch najważniejszych stanowiskach, premiera
i prezydenta, mieliby znaleźć się dwaj generałowie. To przecież strona
wolnościowa była zwycięska, nawet jeśli wybory nie były w pełni wolne. Nie
był to już jednak czas wychodzenia na ulice. W ten sposób nie strącilibyśmy
obu generałów i nie skruszyli partyjnego betonu. Potrzeba było odpowiedzialności i dobrej taktyki. Wyjmowania kolejnych cegieł z kruszejącej budowli
systemu władzy. I w tym poczuciu rozpocząłem rozmowy z satelickimi
partiami, z ich liderami, w których widziałem rozumienie dynamiki zmian.
Wykazali się odwagą i rozwagą. Rozumieli, że tylko działanie etapowe i na
drodze dialogu może nas doprowadzić do pełni wolności i demokracji.
I doprowadziło…
To nie były proste rozmowy, a sytuacja była dynamiczna. Komuniści
próbowali na różne sposoby podchodzić swoje satelickie partie, obiecując
różne profity i stanowiska. Wyglądało to na rozpaczliwą poddywanową
walkę o uratowanie przyczółków władzy, niczym szamotanina ranionego,
walczącego o przetrwanie niedźwiedzia. Na szczęście już wcześniej
wyrwaliśmy temu niedźwiedziowi zęby. Komuniści szukali swojej szansy,
chcieli utrzymać władzę, a podzielić się odpowiedzialnością za kraj
w zapaści. Prezes Roman Malinowski i Przewodniczący Jerzy Jóźwiak nie
ugięli się pod naciskiem ostrzeżeń, pokus, a nawet pewnie i gróźb. Potrzeba
było w tym dużo odwagi cywilnej i odpowiedzialności za państwo. Przecież
nie mogli wiedzieć, jak to wszystko się potoczy, mogli spodziewać się
najgorszego, w tym osobistych represji. I swoje ofiary na pewno ponieśli.
6
Łącznie z oskarżeniami o zdradę jedynej słusznej ideologii… Wybrali Polskę.
Komuniści nie mogli im tego darować.
Twarde konsultacje, nocne rozmowy, trochę, jak na moje oczekiwania,
zbyt przeciągające się, trzeba było zdecydowanie przyspieszyć. Nie miałem
pełnego wsparcia kolegów, jedni się obawiali rozmów z „wasalami”
komunistów, inni liczyli od razu na pełnię władzy, która nagle na Solidarność
spłynie niczym manna z nieba… Nie pierwszy to raz musiałem działać wbrew
części zaplecza. Wiedziałem, co robię i musiałem postawić niemal wszystko
na taką koncepcję. I wreszcie, z nieskrywaną satysfakcją i z pewnymi obawami
mogliśmy ogłosić nasze porozumienie i przedłożyć ustalania prezydentowi Jaruzelskiemu. Koalicja antykomunistyczna stawała się faktem. Jeden
ze wskazanych kandydatów, Tadeusz Mazowiecki, miał zostać premierem.
Trójporozumienie otwierało drogę do powołania pierwszego niekomunistycznego rządu w komunistycznej części świata.
Nasze porozumienie, dziś wyglądające na tak oczywiste i proste, było
trudne dla każdej ze stron. Ale co ważniejsze, zaskakujące dla komunistów,
bo zanim zdążyli się zorientować, co się dzieje, my zrobiliśmy wielki krok ku
pełni demokracji, ku położeniu fundamentów pod wolną i demokratyczną
III Rzeczpospolitą. Wiedziałem, że 17 sierpnia 1989 nastąpił rzeczywisty
przełom. Zrozumiałem, że choć nadal walczymy o pełnię demokracji, to
tak naprawdę działaliśmy już w demokracji i potrafiliśmy skorzystać z tych
możliwości, jakie nam dawała.
Komuniści mieli jeszcze nadzieję, że pokłócimy się o stanowiska,
wywrócimy się na potężnym kryzysie gospodarczym. Ja wiedziałem, że będzie
trudno, że jeszcze wszystko może się odwrócić, że ludzie będą zmęczeni.
I rzeczywiście, już wkrótce pojawiło się znużenie i niepewność ludzi w czasie
trudnych reform rządu Tadeusza Mazowieckiego. Musieliśmy wytrwać na
tej drodze, aby odzyskanej niepodległości nie stracić i przypieczętować ją
pełną demokratyczną legitymacją. To nastąpiło w 1990 r., kiedy w wyniku
7
pierwszych w pełni demokratycznych wyborów III RP zostałem prezydentem
wolnej Polski. Tak widzę ten czas – od Grudnia 1970, przez Sierpień 1980
i kolejne etapy roku 1989 – jako niezbędne ogniwa łańcucha wolności. Trójporozumienie Solidarność-ZSL-SD było jednym z takich kluczowych ogniw.
Stanowiło ważną kartę w akcie założycielskim nowej Polski.
Dziś Polska już okrzepła w wolności i demokracji. Sytuacja polityczna
jest stabilna, władze Rzeczypospolitej mają demokratyczny mandat, system
wyborów działa sprawnie, funkcjonują niezawisłe sądy i wolne media.
Nasz głos jest słyszany i szanowany nie tylko w Europie, ale i na świecie.
Polska jest członkiem paktu północnoatlantyckiego i Unii Europejskiej. Nie
możemy jednak zapominać o wielu obszarach życia społecznego, wymagających poprawy i kolejnych zmian. Wiele jest do zrobienia, ale to my sami
decydujemy o własnym losie. To nasze wielkie zwycięstwo! Nie ziściłoby się
bez polskiego Sierpnia, bez jego cudów. Także tego z 1989 r.
Wspominając bieg zdarzeń 1989 r., patrzmy w przyszłość, twórzmy
lepszy świat dla dzieci i wnuków, by naszych wygranych bitew i wielkiego
zwycięstwa nie zmarnować. Cieszmy się sukcesem polskiej transformacji
i stawiajmy na położonych w ciągu 25 lat mocnych fundamentach coraz
trwalszą budowlę. Wyrwaliśmy się z niewoli, uruchomiliśmy demokrację,
teraz nastał czas mądrego budowania stabilnej, bezpiecznej i dostatniej
Ojczyzny w solidarnej międzynarodowej wspólnocie.
8
9
dr Roman Malinowski
Czas przemian - Wielka
Koalicja
W latach 80. ubiegłego stulecia następował proces stałego poszerzania
suwerenności organizacyjnej i samodzielności ideowo-programowej ZSL,
odchodzenie od koalicji systemowej do koalicji partnerskiej, problemowej.
Wzrastała aktywność międzynarodowa i pozycja ZSL oraz jej wpływ na bieg
wydarzeń w Polsce. Towarzyszył temu szybki wzrost liczby członków.
Opracowano kompleksowy program rozwoju rolnictwa i gospodarki
żywnościowej, którego realizacja była rokrocznie oceniana na posiedzeniach Rady Ministrów. Przyjęto korzystne zmiany parytetu dochodowego
dla rolników. Wprowadzono zapis konstytucyjny trwałości rodzinnej
gospodarki chłopskiej. Podjęto inicjatywę organizacji rokrocznych targów
żywnościowych „Polagra” w Poznaniu, dobrze służących do dziś współpracy
międzynarodowej w tym obszarze. Doprowadziliśmy do zmiany konstytucyjnej odnoszącej się do relacji międzypartyjnych. W dotychczasowej
konstytucji był zapis o współpracy międzypartyjnej w ramach FJN przy
kierowniczej roli PZPR. Nasi ludowcy obejmowali coraz więcej stanowisk
w układzie centralnym i terenowym, zastrzeżonych dotychczas dla PZPR.
Wprowadziliśmy w statucie ZSL zasadę dwukadencyjności prezesa ZSL.
Myślę, że upowszechnienie tej zasady w naszym życiu politycznym
i państwowym mogłoby się okazać ożywcze dla naszego rozwoju.
Podjęliśmy inicjatywę budowy pomnika Wincentego Witosa
w Warszawie, która spotkała się z potężnym wsparciem społecznym i to
nie tylko wśród członków ZSL. W tempie niezwykle szybkim na palcu Trzech
Krzyży w Warszawie wzniesiono pomnik Witosa, na cokole którego umieściliśmy słowa polityka „A Polska winna trwać wiecznie”. Doprowadziliśmy do
powstania muzeum Polskiego Ruchu Ludowego, obok istniejącego Zakładu
10
11
Historii Ruchu Ludowego, które i obecnie, pod światłym kierownictwem
dr. Janusza Gmitruka, jakże wiele wnoszą do kultywowania tradycji i wartości
ruchu ludowego, jakże cennych dla dobra wspólnego, jakim jest Polska.
Odbyły się międzynarodowe spotkania partii ludowych w Warszawie
i powołano sekretariat współpracy tych partii przy Partii Centrum
w Helsinkach. Wystąpiłem z inicjatywą spotkania przewodniczących
parlamentów państw OBWE, co spotkało się z szybką aprobatą z ich strony,
przy różnych oporach i problemach wewnątrz kraju, zgodnie z zasadą „nie
ważne co, tylko kto”. Rozwinęliśmy aktywną, dwustronną współpracę
międzynarodową w układzie parlamentarnym, rządowym i gospodarczym. Po raz pierwszy przedstawiciel Polski, marszałek Sejmu, prezes ZSL
został zaproszony na posiedzenie Rady Europy i był dwukrotnie przyjęty na
audiencjach prywatnych przez papieża Jana Pawła II.
Rosło znaczenie polityczne ZSL w Polsce i na arenie międzynarodowej.
Nasza działalność, poszerzanie suwerenności, nasze inicjatywy rodziły się
w walce politycznej zarówno wewnętrznej, jak i zewnętrznej. Spotykały
się one w wielu przypadkach z niechęcią, oporami, krytyką czy wręcz
sprzeciwem ze strony nurtu konfrontacyjnego PZPR i niektórych naszych
sąsiadów. Uważali oni bowiem, że to, co czynimy, podważa kierowniczą rolę
PZPR i podstawy ustrojowe socjalizmu. Na przykład wielki opór przeciwko
zapisowi konstytucyjnemu trwałości rodzinnej gospodarki chłopskiej
ostatecznie przełamałem groźbą rezygnacji ze stanowiska wicepremiera
i prezesa ZSL.
Ta wszechstronna aktywność ZSL dobrze służyła Polsce i procesom
przemian nasilających się w wyniku powstania potężnego ruchu społecznego
w postaci Solidarności.
Byliśmy rzecznikami i współtwórcami porozumienia narodowego
i powstania Okrągłego Stołu, koalicji Solidarność-ZSL-SD oraz powołania rządu
Wielkiej Koalicji z niekomunistycznym premierem Tadeuszem Mazowieckim,
12
co stworzyło warunki przełomu historycznego w Polsce i miało także wpływ
na pokojowe przemiany w krajach Europy Środkowo-Wschodniej, upadek
muru berlińskiego i zjednoczenie Niemiec oraz likwidację porządku pojałtańskiego. Polska weszła na drogę wielkich przemian, reform politycznych,
społecznych i ekonomicznych, na drogę ku wolnej i zjednoczonej Europie.
Działalność nasza była dostrzegana i dobrze oceniana nie tylko przez
mieszkańców wsi, ale i miast, czego wyrazem był szybki wzrost członków
ZSL. W 1989 r. ZSL liczyło ponad 600 tys. członków, z czego 30% , wobec
dotychczasowych 20%, stanowili już przedstawiciele środowisk miejskich.
Polityczny ruch ludowy zaczął ewoluować w kierunku partii ogólnonarodowej. Szerzej o tych wszystkich problemach mówię w książce wydawnictwa
BGW z 1992 r. „Wielka Koalicja. Kulisy”.
Obecnie chciałbym na chwilę zatrzymać uwagę koleżanek i kolegów na
wkładzie ZSL w powstanie Okrągłego Stołu i Wielkiej Koalicji.
W Polsce, zwłaszcza w drugiej połowie lat 80. ubiegłego wieku, coraz
bardziej narastała świadomość konieczności porozumienia. System
polityczny i społeczno-gospodarczy stawał się coraz bardziej nieefektywny, zaś skala zapaści gospodarczej pogłębiała negatywne nastroje
społeczne. Próby podejmowania cząstkowych reform nie przynosiły
pożądanych efektów. Najbardziej dojrzały program reform gospodarczych prof. Zdzisława Sadowskiego, który zapewniał wysoką efektywność
społeczno-ekonomiczną, zawisł w próżni z uwagi na brak dostatecznej bazy
społeczno-politycznej na rzecz jego wprowadzenia w życie. W 1988 r. po
całym kraju zaczęły żywiołowo rozlewać się strajki, nad którymi nikt już nie
panował. Lech Wałęsa w rozmowach w Sejmie nawoływał, że czas najwyższy
siąść do stołu porozumień, żeby stworzyć warunki wyprowadzenia kraju
z zapaści gospodarczej. W rozmowie z gen. Wojciechem Jaruzelskim
w Sejmie powiedziałem, że bez opozycji niczego nie da się w kraju rozwiązać,
niemożliwa jest realizacja niezbędnych Polsce reform. Trzeba siąść do
13
stołu porozumień. Zaproponowałem, aby podjąć takie rozmowy w Sejmie.
Generał, po długim namyśle, powiedział: „Zgoda, ale niech takie rozmowy
podejmie Czesław Kiszczak”. Odpowiedziałem, że obojętnie kto i gdzie, byle
tylko je rozpocząć, bo to jest najważniejsze. Po mojej rozmowie odbyło się
w tej sprawie posiedzenie Biura Politycznego, po którym Kiszczak wystąpił
oficjalnie z propozycją Okrągłego Stołu. Potem miało miejsce X plenum KC
PZPR, gdzie Jaruzelski, Rakowski, Kiszczak i Siwicki zagrozili dymisją, jeśli
partia zdecydowałaby się utrzymać dotychczasowy stan rzeczy, jeśli nie
zechce pójść na kompromis porozumienia się z opozycją. W partii był bowiem
jeszcze ciągle silny nurt konfrontacyjny, obok powoli umacniającego się
nurtu reformatorskiego, któremu sprzyjał Jaruzelski. Niechętni do rozmów
i porozumienia byli po obu stronach – i w PZPR, i w Solidarności. Gdyby Lech
Wałęsa nie rzucił na szalę swojego autorytetu i gdyby tego samego nie uczynił
Wojciech Jaruzelski, trudno byłoby doprowadzić w tym czasie do Okrągłego
Stołu. Po decyzji politycznej o podjęciu rozmów upływał drogocenny
czas, a rozmowy nie były podejmowane. Trwały jakieś targi co do składu
uczestników rozmów. Dlatego też w 70. rocznicę odzyskania niepodległości
na uroczystym posiedzeniu Sejmu zaapelowałem o przyspieszenie obrad
Okrągłego Stołu, do którego, jak mówiłem, czas najwyższy zasiąść, na bok
odkładając swary, z myślą i troską o wartość najwyższą – Polskę, jej teraźniejszość i przyszłość. W końcu do obrad doszło. Najpierw odbyły się rozmowy
w Magdalence przygotowujące Okrągły Stół, a następnie rozpoczęły się
jego obrady, przebiegające w dobrej atmosferze. W obradach magdalenkowych brał udział nasz sekretarz Bogdan Królewski. Do obrad plenarnych
Okrągłego Stołu desygnowaliśmy prof. Mikołaja Kozakiewicza jako przewodniczącego delegacji ZSL. W różnych zespołach roboczych uczestniczyli nasi
przedstawiciele. Np. tak zwany podstolik rolniczy, któremu współprzewodniczyli prof. Stelmachowski i nasz sekretarz Stanisław Śliwiński, najszybciej
zakończył obrady przy pełnej zgodności programowej.
14
Ogromną rolę w osiągnięciu porozumienia odegrał Kościół, który inicjował
rozmowy, zachęcał do porozumienia i współpracy, schładzał emocje i skrajne
postawy. Duchowni towarzyszyli wielu rozmowom. Wprost nie do przecenienia było to, co w tych przełomowych latach dla swojej ojczyzny czynił Jan
Paweł II. Pielgrzymki papieskie do Polski i Jego słowa dawały siłę duchową
przemianom, upewniały, że zmiany w Polsce są możliwe, zachęcały do
zgody, porozumienia i współpracy na rzecz dobra wspólnego. Podczas mojej
drugiej audiencji u papieża Jana Pawła II, w połowie marca 1989 r., poinformowałem Ojca Świętego o przebiegu obrad Okrągłego Stołu i zbliżającym
się ich pomyślnym zakończeniu. Prosiłem o podjęcie kolejnej pielgrzymki
do Polski dla wsparcia doniosłych zmian. W czasie rozmów w pewnym
momencie, po chwili milczenia, papież powiedział: „Boleję i myślę z troską
o tym, że na te trudne, przełomowe czasy nie ma w Polsce wystarczającego
zastępu doświadczonych polityków i żeby Pan mnie dobrze zrozumiał, ja tę
krytyczną uwagę odnoszę przede wszystkim do strony solidarnościowej”.
Wątek ten rozwijał w kolejnych pielgrzymkach, zwracając między innymi
uwagę, że: „Sprawowanie władzy politycznej winno mieć podstawę ducha
służby, gdyż w połączeniu z konieczną kompetencją i skutecznością działania
decyduje o tym, czy pouczenia polityczne są jawne i czyste, zgodne z tym,
czego słusznie ludzie od nich wymagają”. W innym miejscu ostrzegał, że
solidarność to jeden i drugi, ale nigdy jeden przeciw drugiemu, baczcie
abyście się wzajemnie nie pozjadali. Kanibalizmu politycznego u nas jeszcze
dostatek.
Po zakończeniu obrad Okrągłego Stołu stanęła kwestia wyborów parlamentarnych. Niektórzy przedstawiciele Solidarności i Kościoła proponowali
odłożenie wyborów na dwa lata. Wychodzili prawdopodobnie z założenia,
że jest to niezbędny czas na m.in. dobre przygotowanie kadr i programu
reform, o czym z taką troską mówił papież. Była w tym pewna logika, ale
dynamika procesów rozwojowych, nastroje i oczekiwania społeczne nie
15
pozwalały na takie zwlekanie, które mogłoby doprowadzić do zmarnowania
historycznej szansy. Tak więc zamiast przełożenia wyborów nastąpiło
skrócenie kadencji Sejmu i przyspieszone wybory, które odbyły się
4 czerwca 1989 r.
Wyniki wyborów były zaskoczeniem dla obu stron. Jedna strona
w poczuciu klęski wyborczej nie zamierzała rezygnować z władzy, druga
w nastroju zwycięstwa nie garnęła się do władzy. Miałem świadomość,
że sytuacja powyborcza i potrzeba podjęcia szybkich reform wymaga
współpracy wszystkich opcji politycznych zasiadających w Sejmie, oraz
stworzenia rządu Wielkiej Koalicji z ich udziałem. Wyniki wyborów
czerwcowych i płynące z nich konsekwencje dla rozwoju sytuacji w kraju
w pewnych środowiskach wywoływały silne emocje, dużą nerwowość,
wręcz grozę. Straszono niebezpieczeństwem destabilizacji i konfrontacji.
Pojawiły się nawet propozycje unieważnienia wyborów. Powstała sytuacja
patowa. Dla zabezpieczenia niezbędnych reform konieczne stawało się
zatem utworzenie rządowej koalicji, w której znalazłyby się wszystkie opcje
społeczno-polityczne zasiadające w Sejmie. Był to podstawowy wymóg
dalszych zmian. Prezydent desygnuje Czesława Kiszczaka na premiera, ale
jego rozmowy w sprawie utworzenia rządu wskazywały, że nie ma szans na
utworzenie Wielkiej Koalicji rządowej.
Lech Wałęsa, z właściwą mu intuicją i wyczuciem dynamiki zachodzących zmian, składa 7 sierpnia propozycje koalicji Solidarność-ZSL-SD, która
spotyka się z pozytywnym przyjęciem i akceptacją naszego stronnictwa.
Zgłaszam natychmiast gotowość rozmów w sprawie jej powołania, widząc
w niej realną drogę dojścia do dużej koalicji rządowej, co było podstawą
dalszych zmian w Polsce. 12 sierpnia Jarosław Kaczyński odwiedza siedzibę
ZSL, zgłasza propozycje Lecha Wałęsy do podjęcia rozmów i prosi o przygotowanie projektu oświadczenia z naszego spotkania koalicyjnego.
Jądrem tego oświadczenia czynię przyjęcie zasady, że w rządzie odrodzenia
16
narodowego muszą znaleźć się wszystkie opcje zasiadające w parlamencie.
Tę zasadę w pełni podzielił Wałęsa. Nastąpił zmasowany atak na naszą
koalicję, oskarżano ją o zamach stanu, przewrót, zdradę i naruszenie ustaleń
Okrągłego Stołu, o to, że wchodzimy na drogę konfrontacji. Pod moim
adresem sypały się różne pogróżki, m.in., że Malinowski boleśnie zapłaci
za tę koalicję, za inicjatywę, za którą był krytykowany także Lech Wałęsa.
Pogróżki były nie tylko słowne, o czym mówię szerzej w książce „Wielka
Koalicja. Kulisy”. Nawet Rakowski podczas naszych rozmów w pewnym
momencie zapytał: „Czy ty nie boisz się, że pewnego dnia zapukają do
ciebie oficerowie?”, a po chwili dodał: „Albo do mnie czy generała?” Odpowiedziałem: „No i co dalej?” Krytyczny był także stosunek do naszej koalicji
z kręgów OKP. Bronisław Geremek powiedział do prof. Mikołaja Kozakiewicza,
nowo wybranego marszałka Sejmu, że ta koalicja to strzał prosto w jego
serce. Prawdopodobnie były rozpatrywane inne warianty koalicyjnego
układu, ale one nie prowadziłyby do koalicji rządowej z udziałem wszystkich
opcji zasiadających w Sejmie i nie dawały rękojmi szybkich i kompleksowych
reform. Ponieważ w moskiewskiej „Prawdzie” ukazał się krytyczny artykuł
na temat naszej koalicji, aby zapobiec ewentualnym nerwowym ruchom ze
strony sąsiada wschodniego, odbyłem rozmowę z ambasadorem radzieckim
Browikowem, informując, że nasza koalicja stwarza warunki powołania
rządu, w którym znajdą się wszystkie opcje zasiadające w parlamencie,
co stworzy warunki do reform i pokojowych przemian w Polsce. Będzie to
miało także wpływ na pokojowe przemiany w krajach Europy Środkowo-Wschodniej i będzie wsparciem dla reform podjętych przez Gorbaczowa
pod hasłem: „głasnosti i pieriestrojki”. Minister spraw zagranicznych ZSSR
Edward Szewardnadze na plenum KC KPZR i w jednym z późniejszych
wywiadów w „Literaturnej Gazietie” mówił, że oni przewidywali taki rozwój
sytuacji w Polsce, ale że u nich jeszcze istniał bardzo silny nurt konfrontacyjny
przeciwko zmianom w Polsce i innych krajach Europy Środkowo-Wschod-
17
niej oraz zjednoczeniu Niemiec, który później dał o sobie znać w próbie
puczu Janajewa.
W mediach ukazuje się oświadczenie Kiszczaka, z którego wynika, że
nie udało mu się stworzyć rządu Wielkiej Koalicji, której jest zwolennikiem. Informuje, że prezydent, zanim desygnował go na premiera, zgłaszał
taką propozycję w stosunku do mojej osoby. Zdecydowanie ją odrzuciłem,
stwierdzając, że tylko przy premierze z Solidarności istnieje możliwość
utworzenia Wielkiej Koalicji rządowej. Lech Wałęsa zgłasza propozycję
spotkań 17 sierpnia, najpierw dwustronnych w siedzibie ZSL, a potem SD,
następnie, spotkania trójstronnego w pałacu Myślewickim w Łazienkach.
Rano 17 sierpnia do siedziby ZSL przybył Lech Wałęsa w towarzystwie
Jarosława Kaczyńskiego. Rozpoczęły się rozmowy. „Projekt oświadczenia
z naszego spotkania jest dobry” – rozpoczął Lech Wałęsa. „Mam trzech
kandydatów na premiera: Geremek, Kuroń, Mazowiecki. Kogo z nich widzi
pan na tym stanowisku?” Odpowiedziałem, że z tych trzech kandydatów, nie
umniejszając kwalifikacji żadnemu z nich, najlepszy jest Tadeusz Mazowiecki.
Ma największe doświadczenie, był posłem, naczelnym redaktorem „Więzi”,
to człowiek centrum, niezwykle odpowiedzialny, spokojny, rozważny, ma
dobre stosunki z Kościołem. Zaproponowałem, żeby do prezydenta iść
już tylko z jego kandydaturą. Wałęsa na to: „Wiedziałem, że Mazowiecki
spodoba się panu najbardziej. Dobrze, pójdziemy do prezydenta tylko z jego
kandydaturą”. Wtedy przypomniałem Wałęsie, że rzeczą podstawową jest
to, co przyjęliśmy w naszym uzgodnionym oświadczeniu, żeby w nowym
rządzie znalazły się wszystkie siły społeczno-polityczne zasiadające w Sejmie.
Wałęsa jeszcze raz w pełni potwierdził to stanowisko. Powiedziałem także,
że nowemu rządowi musi udzielić pomocy, opanowując strajki, wspierając
reformy i wiele decyzji z nią związanych, które mogą okazać się bolesne,
co może pozostawać w sprzeczności z charakterem związku zawodowego.
„Mam tego świadomość – powiedział Wałęsa – i takiej pomocy, i niezbędnego
18
wsparcia udzielę”. Poinformowałem również, że jest sesja MWF i wskazane
byłoby dobrze się do niej przygotować, jest mało czasu, trzeba skorzystać
z ekspertów, w tym także zachodnich. Po blisko dwugodzinnych rozmowach
Wałęsa udał się do SD na spotkanie z Jerzym Jóźwiakiem.
Po rozmowach dwustronnych spotkaliśmy się w pałacu Myślewickim.
W trakcie rozmów Wałęsa, zamyślony, nagle zwraca się do mnie: „Panie
prezesie, czy to nam naprawdę się uda, czy wyjdzie?” Odpowiedziałem,
że z rozmów zabezpieczających, jakie przeprowadziłem z prezydentem
Jaruzelskim i ambasadorem Browikowem oraz uwzględniając fakt, że jest
to jedyne rozsądne i korzystne rozwiązanie dla Polski, wnioskuję, że nam
to wyjdzie. Zresztą później w rozmowach ze mną Kiszczak przyznał, że
nasze rozwiązanie było lepsze dla Polski, zaś Rakowski przeprosił za zbyt
emocjonalne i nerwowe działanie z jego strony. Obawy Wałęsy, czy nam
to wyjdzie, były związane z tym, że tego samego dnia, gdy prowadziliśmy rozmowy, odbyło się spotkanie Rakowskiego z 208 sekretarzami
zakładowych organizacji partyjnych z największych zakładów, na którym
przyjęto rezolucję zarzucającą naszej koalicji konfrontacyjne działania,
złamanie ustaleń Okrągłego Stołu, próbę przejęcia władzy, co wywołuje
oburzenie członków partii i jej sympatyków. Otrzymaliśmy informację
o zapowiedzi tajnych kopert na godzinę 18 do I sekretarzy KW PZPR, bardzo
krytyczne oświadczenie Biura Politycznego, oraz zapowiedź na sobotę
19 sierpnia plenum KC PZPR, na którym nurt konfrontacyjny szykował się do
ataku. Nadchodziły również informacje z pomorskiego okręgu wojskowego
o gwałtownym poborze do wojska. To wszystko wywoływało u Wałęsy
obawy i pytanie, czy to nam się uda.
Po zakończeniu rozmów przyjęliśmy oświadczenie, które zamierzaliśmy przedstawić prezydentowi, o następującej treści: „W dniu 17 sierpnia
odbyło się w siedzibie NK ZSL spotkanie Romana Malinowskiego i Lecha
Wałęsy, a w siedzibie CK SD spotkanie Jerzego Jóźwiaka i Lecha Wałęsy,
19
następnie zaś doszło do spotkania trójstronnego. Omówiono aktualną
sytuację społeczno-polityczną, a zwłaszcza gospodarczą i rynkową.
Wyrażono głęboki niepokój z narastającego zagrożenia wynikającego
z zapaści gospodarczej i narastania negatywnych nastrojów społecznych.
Nowa jakość sytuacji społeczno-gospodarczej stwarza pilną potrzebę
sformułowania programu ratunkowego dla gospodarki i stabilizacji
życia ludności. W poczuciu odpowiedzialności za wyprowadzenie Polski
z kryzysu gospodarczego wyrażono gotowość sformowania rządu koalicyjnego odpowiedzialności narodowej, zgodnie z propozycją Lecha Wałęsy.
Rząd ten byłby otwarty dla wszystkich reformatorskich sił politycznych
zasiadających w parlamencie i jednocześnie stałby się konsekwentnym
rzecznikiem realizacji ustaleń i filozofii Okrągłego Stołu. Stanowisko to
postanowiono wspólnie przedstawić prezydentowi PRL”. Po przyjęciu
oświadczenia zrobiłem wpis do księgi pamiątkowej, pod którym podpisali
się Wałęsa i Jóźwiak. Wychodzimy na zewnątrz. Tłum dziennikarzy. Pytania
o to, co z koalicją. W odpowiedzi Wałęsa bierze nasze ręce i unosi ku górze.
To zdjęcie obiegło świat i było symbolem dokonującego się w Polsce
przełomu.
Po spotkaniu w Łazienkach udaliśmy się na spotkanie z prezydentem,
wcześniej przeze mnie uzgodnione. Lech Wałęsa wręczając tekst naszego
oświadczenia, powiedział m.in.: „Panie prezydencie, na premiera
proponujemy Tadeusza Mazowieckiego. Chcę wyraźnie podkreślić,
że w rządzie jest miejsce dla wszystkich reformatorskich sił w parlamencie,
że nie można nikogo dyskryminować czy eliminować. W ten sposób
dochodzimy do dużej koalicji rządowej, o co panu też chodziło, tylko
innymi drzwiami”. W pewnym momencie naszego spotkania zasugerowałem doprosić Kiszczaka i wyrazić mu podziękowanie i uznanie za wkład
wniesiony przy Okrągłym Stole i dać temu wyraz w komunikacie. Ustaliliśmy,
że w piątek, czyli następnego dnia, prezydent przyjmie Mazowieckiego,
20
a potem będzie on u mnie i u Jóźwiaka, ale jeszcze bez komunikatu
o desygnowaniu go na premiera, co nastąpi po sobotnim plenum KC PZPR.
W międzyczasie Kiszczak złoży rezygnację. Następnego dnia do siedziby
NK ZSL przybył Tadeusz Mazowiecki. Omawialiśmy sytuację gospodarczą,
społeczną, polityczną i wypływające z niej wnioski. Podczas rozmów
Mazowiecki oświadczył, że nie mamy programu reform, ale ma informację,
że taki program opracował ze swoim zespołem prof. Leszek Balcerowicz.
Zamierza zatem wziąć go do rządu, by program ten zrealizować. W czasie
rozmów Tadeusz Mazowiecki podkreślił m.in., że musimy działać tak, aby
także pomóc Gorbaczowowi i podjętym przez niego reformom, nie dawać
niepotrzebnych powodów do niepokoju, sytuacja jest bowiem wciąż
niestabilna. Zaproponowałem utrzymanie Kiszczaka w rządzie, chodziło
bowiem o pewne uspokojenie struktur MSW w tym przełomowym
momencie. Wcześniej taką propozycję złożyłem prezydentowi. Podczas
późniejszych spotkań omawialiśmy m.in. udział ludowców w jego rządzie.
Działacze ZSL objęli funkcje wicepremiera, ministra rolnictwa i leśnictwa,
ministra sprawiedliwości, ministra zdrowia i opieki społecznej, oraz ministra
ochrony środowiska i zasobów naturalnych. 27 sierpnia Sejm powierzył
Mazowieckiemu misję tworzenia rządu, a 12 września powołał rząd Wielkiej
Koalicji z nim na czele. Nastąpił przełom historyczny w Polsce. Rozpoczął się
proces transformacji politycznej i społeczno-gospodarczej.
Dojście do Okrągłego Stołu i powołanie Wielkiej Koalicji rządowej, a tym
samym zapewnienie ewolucyjnej transformacji ustrojowej w Polsce, było
wyrazem dużej wyobraźni i odpowiedzialności wszystkich jego uczestników.
Gdyby tę metodę zastosowano w niektórych innych krajach, można by było
zapobiec różnym dramatycznym sytuacjom i ludzkim tragediom.
Lech Wałęsa na rocznicowych uroczystościach w Zamku Królewskim,
z okazji przekazania mu insygniów władzy przez prezydenta Ryszarda
Kaczorowskiego, w swym wystąpieniu powiedział między innymi: „Bez
21
naszej koalicji, bez marszałka Malinowskiego nie byłoby Mazowieckiego,
nie byłoby Wałęsy, nie byłoby naszego zwycięstwa”.
Prof. Witold Kieżuń w książce pt. „Patologia transformacji”, nawiązując
do koalicji Solidarność-ZSL-SD, podkreśla, że była to: „Koalicja nieocenionej
wagi, a jednak o dziwo, nie nagłaśnianej, a nawet wręcz marginalizowanej
w naukowych i wspomnieniowych opracowaniach tego okresu”.
Z kolei prof. Władysław Bartoszewski w wywiadzie przeprowadzonym
przez Rafała Zarycza z okazji 80 lat „Zielonego Sztandaru” 1931-2011 na
pytanie, co było najważniejszym wydarzeniem od chwili powstania politycznego ruchu ludowego, odpowiada: „Witos jako premier i obrońca ojczyzny,
rządu, który powołał, wezwał chłopów do ochotniczego zgłaszania się do
wojska, które obroniło Polskę i Europę w 1920 r. przed zalewem Europy przez
bolszewizm leninowski. I drugi raz, kiedy Mikołajczyk został premierem
rządu polskiego po tragicznej śmierci Sikorskiego w lecie 1943 r. w Londynie
i znów w kryzysowym momencie politycznym dla Polaków, kiedy zginął
premier-symbol, organizator wojska na Zachodzie, kto staje na czele rządu?
Chłop. Ludowiec”. Po wojnie przyjeżdża do Polski, wiedział, że po Jałcie
możliwość działania w pełni suwerennego jest niemożliwa – i tu był realistą
– ale chciał zachować ruch ludowy i chronić jego działaczy przed represjami
ze strony aparatu bezpieczeństwa, bo polityczny ruch ludowy będzie
potrzebny dla przyszłych zmian w Polsce, w które święcie wierzył. I tu był
wizjonerem. „A trzeci bardzo istotny, bo do trzech razy sztuka, że Roman
Malinowski na czele tego nie w pełni autentycznego w sensie swobód
wewnętrznych, demokratycznych, Zjednoczonego Stronnictwa Ludowego,
znalazł uczciwą drogę, żeby poprzeć ruch solidarnościowy, komitety
obywatelskie i usamodzielnić, usuwerennić Polskę, ku zgrozie czerwonych
w roku 1989”.
17 sierpnia 2009 r. w dwudziestą rocznicę koalicji Solidarność-ZSL-SD, jej twórcy spotkali się ponownie w pałacu Myślewickim w Łazienkach
22
Królewskich i wymienili poglądy o aktualnej sytuacji w Polsce. Zaproponowałem powołanie klubu „Dobro wspólne ponad podziałami” przy Instytucie
Lecha Wałęsy. Przyjęliśmy oświadczenie, w którym między innymi czytamy:
„Dziś, w dwudziestą rocznicę tamtych wydarzeń – kiedy reformujemy kraj,
ponosimy często bolesne koszty transformacji, kiedy borykamy się z narastającym kryzysem – współtwórcy koalicji Solidarność-ZSL-SD spotykają się
ponownie w tym historycznym miejscu, aby dać świadectwo, że filozofia
dialogu, porozumienia i współpracy, poszanowania partnera, nadrzędność
dobra wspólnego ma wartość nieprzemijającą i jest również obecnie
potrzebna, a jej niedostatki, jakże ujemnie wpływają na jakość naszego
życia w wymiarze jednostkowym i społecznym. Przecież do historycznego
przełomu i zmian w Polsce – których podstawą był Okrągły Stół – Polacy
dochodzili z różnych stron i miejsc, z różnymi doświadczeniami i życiorysami.
Jest to wspólny dorobek i wspólna trwała wartość Polski i Polaków, która
powinna być wartością jednoczącą, a nie dzielącą. Warto o tym pamiętać
i to doceniać, zwłaszcza wobec prób podważania tego dorobku, bądź jego
instrumentalnego traktowania i wykorzystywania do doraźnych celów politycznych, czy wreszcie dezawuowania osób i faktów historycznych, kopania
nowych rowów zamiast ich zasypywania, tworzenia nowych podziałów
zamiast ich przezwyciężania, jątrzenia ran zamiast ich leczenia, wykluczania,
skłócania i dzielenia zamiast budowy zaufania i współpracy, poszanowania
partnera, przezwyciężania ideologizacji rozwoju, jednoczenia wysiłków
ubogacającej się wzajemnie różnorodności na rzecz wspólnych celów
przyszłości. Tylko tą drogą możemy umacniać tkankę życia społecznego,
politycznego i państwowego, oraz jak najpełniej uruchamiać społeczny
potencjał rozwoju. Musimy się zmieniać sami i zmieniać niedobre praktyki
w naszym życiu społeczno-politycznym. W przeciwnym bowiem razie
daną nam szansę historyczną kolejny raz możemy przegrać bądź w pełni
jej nie wykorzystać. Uczestnicy spotkania wyrazili pogląd, że pozytywnym
23
i oczekiwanym społecznie zmianom w naszym życiu może między innymi
służyć powołanie w ramach Instytutu Lecha Wałęsy klubu dyskusyjnego
„Dobro wspólne ponad podziałami”. Mógłby on być płaszczyzną spotkań
przedstawicieli różnych środowisk społecznych i politycznych, służyć
wymianie poglądów i pozytywnym zmianom w praktyce funkcjonowania
naszej demokracji”.
Na zakończenie warto zauważyć, że polski ruch ludowy jest jedyną opcją
polityczną w Polsce, która na przestrzeni blisko 120-letniej historii zachowała
ciągłość polityczną, bo zawsze dążyła w swej działalności do tego, by służyć
jak najlepiej Polsce, bo dobro Polski było i jest wartością najwyższą, bo
Polska, przywołując słowa Wincentego Witosa, „winna trwać wiecznie”.
Należy wyrazić podziękowanie Wam, koleżanki i koledzy, za Waszą troskę,
zaangażowanie w utrwalaniu tradycji, wartości i ciągłości politycznej ruchu
ludowego oraz zwiększanie jego roli w procesie budowy nowoczesnej Polski.
Życzę w tym zaszczytnym dziele wiele sił, energii i zdrowia.
24
25
Jerzy Jóźwiak
Sierpniowa koalicja Solidarność-ZSL-SD
Z perspektywy 25 lat wszystko to, co wydarzyło się w pamiętnym 1989 r.,
wydaje się proste i oczywiste. Był to bowiem rok otwierający polską drogę do
wolności w końcu XX wieku, której najwyższą rangę polityczną i historyczną
nadał Prezydent Rzeczypospolitej Polskiej, Bronisław Komorowski, podkreślając jej znaczenie międzynarodowe i wpływ na zasadnicze zmiany w naszej
części świata.
Na tej drodze 25 lat temu nastąpił ciąg przełomowych wydarzeń,
poczynając od obrad Okrągłego Stołu, którego koncepcje urzeczywistniły się w wyborach parlamentarnych 4 czerwca 1989 r., 17 sierpnia
1989 r. utworzono koalicję Solidarność-ZSL-SD. Koalicja ta doprowadziła do
powołania pierwszego niekomunistycznego rządu z premierem Tadeuszem
Mazowieckim na czele.
Dla wszystkich – i uczestników, i obserwatorów polskiej sceny politycznej
– ogromnym szokiem były wyniki czerwcowych wyborów do Sejmu i Senatu
(wtedy jeszcze) Polskiej Rzeczypospolitej Ludowej, w których dotychczasowi pokonani – głównie przez stan wojenny – okazali się zwycięzcami,
a niedawni zwycięzcy – sromotnie pokonanymi. Zastosowana z ograniczeniami demokracja surowo ukarała politycznych pewniaków z PZPR, którzy
aż do chwili ogłoszenia wyników wyborczych martwili się o… ewentualny
kiepski wynik opozycji.
Kierowana przeze mnie od kwietnia 1989 r. partia – Stronnictwo Demokratyczne – w następstwie historycznego zrządzenia losu i naszych celowych
działań na długo przed wyborami – uzyskała status bardzo poważnego gracza
politycznego, przysłowiowego języczka uwagi. Liczono się z nią i na politycznych salonach upadającej władzy, i w centrach opozycji. Mówiąc prawie serio
26
27
– jeszcze żaden dotychczasowy przewodniczący Stronnictwa Demokratycznego nie był tak hołubiony przez wszystkich zainteresowanych decydentów
politycznych po obu stronach barykady. Praktycznie do rzadkości należały
dni wolne od ważnych i bardzo ważnych spotkań, spośród których spotkanie
w siedzibie Stronnictwa Demokratycznego pełnomocnego przedstawiciela
„imperium zła”, ambasadora ZSRR, Władimira Browikowa, nie należało do
najmniej ważnych, zwłaszcza że pan ambasador zawitał w moje skromne
progi z zupełnie pokojowymi zamiarami, a mianowicie z zapewnieniem,
że „wielki brat”, czyli Związek Radziecki (w osobie Michaiła Gorbaczowa,
cieszącego się wówczas niekłamaną sympatią międzynarodową) nie będzie
mieszał się w wewnętrzne sprawy „małego brata” (a właściwie – siostry)
– Rzeczypospolitej.
Z racji programowego zainteresowania Stronnictwa problemami inteligencji i niepaństwowych sektorów gospodarki dochodziło do bardzo częstych
i intensywnych kontaktów z kierownictwami samorządów zawodowych i spółdzielczych (CZRzem, NRZPHiU, CZSP, „Społem” CZSS), SDP i wieloma innymi.
Jednakże do dziś traktuję jako szczególnie ważne moje pierwsze
spotkanie – twarzą w twarz – z przewodniczącym NSZZ „Solidarność”
Lechem Wałęsą, mające miejsce w Zamku Królewskim, w gabinecie jego
dyrektora, prof. Aleksandra Gieysztora w dniu 16 maja 1989 r. I chociaż minął
już miesiąc od podpisania porozumień zawartych przy Okrągłym stole, nie
mogliśmy pozbyć się obsesyjnej obawy, że możemy być w trakcie naszej
rozmowy podsłuchiwani przez „wewnętrznych” specjalistów od tej techniki
operacyjnej.
Z punktu widzenia przyszłych wydarzeń już wówczas odniosłem wrażenie,
że nasze spotkanie otwierało na oścież drzwi do nieodległej współpracy.
Z nadzieją na nią pożegnaliśmy się, żeby spotkać się ponownie zaledwie dwa
miesiące później w celu zawiązania koalicji, która wstrząsnęła posadami
całego bloku wschodniego; na jego oczach prysnął bowiem wkrótce czar
28
kierowniczej roli partii komunistycznej w każdym kraju przyspawanym jakoby
na wieczność całą do tego bloku.
Niejako równolegle, poczynając od obecności w charakterze gościa
naszego Kongresu, dochodziło do spotkań z gen. Wojciechem Jaruzelskim,
także – co było ewenementem, jeżeli chodzi o wcześniejsze kontakty „siły
przewodniej” z „wasalami” – w gmachu Stronnictwa Demokratycznego.
Kontakty te były tym częstsze i dłuższe, im bardziej zbliżały się terminy wyboru
głowy państwa i powołania nowego rządu. Prawem paradoksu do mojej
rewizyty doszło 17 sierpnia w Belwederze w towarzystwie Lecha Wałęsy
i ówczesnego prezesa ZSL, Romana Malinowskiego z okazji złożenia na ręce
urzędującego prezydenta swoistych „listów uwierzytelniających” – oświadczenia o zawiązaniu trójprzymierza Solidarność-ZSL-SD. Do dnia dzisiejszego
nie wiem, dlaczego to szalenie ważne spotkanie nie zostało uwiecznione na
zdjęciach, ale… to nie my byliśmy jego gospodarzami.
Wielu w pewnym sensie zazdrości mi bezpośredniego, osobistego uczestnictwa w – jak by górnolotnie to nie brzmiało – rzeźbieniu rzeczywistości nie
tylko przecież mojej Ojczyzny.
Ich zazdrość szybko by zmalała, gdyby zdawali sobie sprawę z ciężaru
odpowiedzialności, jaki przyszło mi dźwigać przy podejmowaniu decyzji
rozstrzygających o losach kraju na ówczesne dziś i jutro, najeżone
licznymi niewiadomymi, trudnymi do przewidzenia. Doskonale pamiętam
panującą wtedy atmosferę napięcia, niepewności, braku zaufania często
nawet w stosunku do osób bliskich w relacjach personalnych, towarzyskich, zawodowych i politycznych. Każde, niezależnie od tego, przez kogo
podejmowane rozstrzygnięcie, zwłaszcza dotyczące politycznych wyborów,
było nicowane przez wszystkich na wszystkie strony i w pełni nikogo nie
zadowalało. Wszyscy natomiast, acz opornie, zostaliśmy zmuszeni do uczenia
się w ekspresowym tempie sztuki zawierania mądrych kompromisów,
rezygnacji z narosłych przez lata uprzedzeń, wyleczenia się z przewlekłych
29
„chorób”, wynikłych z intensywnego prania mózgów uczenie nazwanego
indoktrynacją systemową. Jakże wielu egzaminu z tej wiedzy nie zdało,
wypadając za burtę transformacyjnych procesów. Mimo to – pro memoria
– trzeba wymienić z imienia i nazwiska te osoby z ówczesnego kierownictwa
i posłów SD, które wydarzenia transformacyjne współtworzyły.
Żeby nikogo nie urazić i niczyich zasług nie pominąć, wymieniam je
w subiektywnym wyborze i zestawie, ale alfabetycznym porządku: T. Bień,
K. Cebula, T. Dobielińska-Eliszewska, P. Górski, J. Janowski, A. Lewiński,
J. Musioł, T. Rymszewicz, J. Szawiec, K. Zaręba i wielu innych.
Pierwszy wyłom w socjalistycznym monolicie został dokonany – niestety
na krótko – w 1980 r. przez spontaniczne, ale wzruszające swą idealistyczną
wiarą w lepsze jutro bez totalitarnych oków zorganizowanie się ogromnych,
milionowych rzesz obywateli w Niezależny Samorządny Związek Zawodowy
„Solidarność”. Z dniem 13 grudnia 1981 r., z chwilą ogłoszenia i wprowadzenia stanu wojennego (twórcy Konstytucji PRL nie uznali za stosowne
wprowadzenia do niej, wzorem innych państw, norm regulujących stany
wyjątkowe) prysł urok wolnościowego zaczadzenia – wydawać by się mogło,
że na zawsze.
W polskim kotle wrzało jednak zawsze, z mniejszym lub większym
natężeniem. Socjalne „bulgotanie” było odwrotnie proporcjonalne do
sytuacji społeczno-gospodarczej; im ta była gorsza, tym bardziej w kotle
wrzało, grożąc wybuchem nie do ujarzmienia.
Godzi się przypomnieć, że jednym z głównych deklarowanych celów stanu
wojennego było zapewnienie stabilizacji i rozwoju narodowej ekonomiki,
jakoby rozchwierutanej permanentnymi strajkami, określanymi eufemistycznie mianem „nieuzasadnionych przerw (przestojów) w pracy”.
W apogeum sytuacji strajkowej w sierpniu 1980 r. władze nie odważyły
się na siłową pacyfikację strajkujących. Jednakże półtora roku później już nie
30
zabrakło determinacji w represyjnym „porządkowaniu” kraju i jego obywateli.
W tym kontekście do dziś wstydzę się podjętych przez władze mojej partii
już w dniu ogłoszenia stanu wojennego uchwał, w istocie rzeczy wspierających moralnie i politycznie militarystyczne decyzje rządzących. Z drugiej
jednak strony jestem dumny z wcale nierzadkich aktów cywilnej odwagi
przeciwstawienia się stanowi wojennemu słowem i czynem przez niemałe
rzesze członków Stronnictwa Demokratycznego, zarówno szeregowych,
jak i „świecznikowych” (w tym – naszych posłów w osobach H. Suchockiej,
D. Symonides, Z. Kledeckiego, M. Budzanowskiej i S. Styranowskiego),
w następstwie czego dotknęły ich zastosowane przez aparat partyjny sankcje
polityczne. Na pełną rehabilitację musieli czekać osiem długich lat.
Sami twórcy siłowego zniewolenia burzącego się społeczeństwa po
latach przyznali, że stan wojenny był z jednej strony tzw. mniejszym złem,
z drugiej natomiast – nie przyniósł oczekiwanych, zwłaszcza ekonomicznych
rezultatów. Ta generalna konstatacja i ocena stanowiła podstawę do uznania
konieczności rozmów władzy z opozycją, dla których to rozmów skonstruowano nawet specjalny mebel – Okrągły Stół – przy którym mogła zasiąść
koncesjonowana (nazywana konstruktywną) opozycja i zdelegitymizowane
społecznie władze, nazywane stroną rządową. Od tej chwili można było
powiedzieć, że coś ważnego i pozytywnego dla kraju dziać się zaczęło.
Stronnictwo posadziło przy Okrągłym Stole nieliczną (tak wyniknęło
z przyjętego odgórnie „parytetu politycznego”), ale doborową merytorycznie ekipę pod przewodem prof. Jana Janowskiego i Edwarda Zgłobickiego,
a także innych osób pracujących w podstolikach tematycznych, z udziałem
wybitnego eksperta – konstytucjonalisty, dr. Piotra Winczorka. Wnieśli oni
bardzo znaczący wkład w treść porozumień okrągłostołowych, intensywnie
forsując przez lata prezentowane konkretne propozycje zasadniczych zmian
ustrojowych (dotyczące: demokratycznej ordynacji wyborczej, samorządu
terytorialnego, sądowej kontroli administracji, Trybunału Stanu oraz Konsty-
31
tucyjnego, Rzecznika Praw Obywatelskich, Senatu, Prezydenta RP i wielu
innych kwestii instytucjonalnych), stanowiące w istocie rzeczy wieloletni
dorobek ideowo-programowy Stronnictwa Demokratycznego. Jan Janowski
już na początku obrad okrągłostołowych oświadczył, że bez legalizacji Solidarności jakiekolwiek porozumienie ze stroną „solidarnościowo-opozycyjną”
(tak ją określano) będzie niemożliwe.
Ogromne znaczenie spotkania i porozumień zawartych przy Okrągłym
Stole (podpisanych 5 kwietnia 1989 r.) polegało również na postanowieniu o przeprowadzeniu w krótkim czasie wyborów do Sejmu i Senatu,
a następnie – na prezydenta przez nowo wybrane Zgromadzenie Narodowe.
Po tylu latach warto uczciwie powiedzieć, że nikomu z nas, z różnych zresztą
powodów (a także z uwagi na obciążenie bagażem jakże różnych doświadczeń
osobistych i politycznych) nie udało się łatwo znaleźć miejsca w ówczesnej
sytuacji.
Zakończenie obrad okrągłostołowych niemal zbiegło się w czasie z kwietniowymi obradami XIV Kongresu Stronnictwa, na którym 20 kwietnia zostałem
wybrany na przewodniczącego SD. Natychmiast po wyborze poczułem
na plecach powiew historii, tym bardziej że wśród uchwał kongresowych
znalazła się rezolucja potępiająca w czambuł wyrosłe na gruncie nieprzezwyciężonego do końca stalinizmu praktyki totalitarne, skrajnie szkodliwe dla
państwa i narodu. W tej sprawie wszyscy byli zgodni, ale zgody zabrakło co
do sposobu i tempa – na skróty – pozbawienia władzy „towarzyszy”.
W mojej partii zaznaczyły się dwa dominujące nurty: realistów (do
których z przekonaniem należałem razem z kolegami, którzy przyczynili się
do wyboru mnie na szefa Stronnictwa) i radykałów (moich oponentów, już
wcześniej zaangażowanych w rozmowy z eksponentami radykalnego nurtu
solidarnościowego). Chociaż czas gonił jak szalony, starałem się w miarę
możliwości stosować w praktyce zasadę festina lente, co oczywiście było
różnie odczytywane przez różne strony i osoby, i różnie – w zależności od
32
ich temperamentu – komentowane i epitetowane. Zarówno wówczas, jak
i po latach najbardziej wyważone stanowisko w tej kwestii zajmował… Lech
Wałęsa! Nikt natomiast z grona kierownictwa PZPR takiego stanowiska
nie zajął i to z tamtej strony epitety pod moim adresem były najbardziej
dokuczliwe i dotkliwe, czego nie zapomniałem do dzisiaj, zwłaszcza
wyrażanego wielokrotnie zarzutu, że ja osobiście i moja partia dopuściliśmy
się zdrady koalicji rządzącej, wchodząc do koalicji mającej wkrótce powstać
i rządzić. „Towarzyszy” jakoś nie raziła uprawiana w stosunku do nas latami
praktyka wasalizowania i serwilizowania, dlatego ich pretensje odczytywaliśmy jako wylewanie krokodylich łez.
Dziś nie docenia się lub przemilcza fakt znacznego zróżnicowania poglądów
na wybór strategii i taktyki postępowania w obalaniu realnego socjalizmu
w samej, szeroko rozumianej, Solidarności. Różnice te pogłębiały się w miarę
upływu czasu i zmiany sytuacji politycznej w kraju i za granicą, jednak w trakcie
obrad Okrągłego Stołu stwarzano wrażenie, że Solidarność stanowi ideowo-polityczny monolit. Tymczasem bardzo wcześnie rozpoczął się w niej proces
dywersyfikacji postaw. Nie ułatwiało to nam podejmowania jednoznacznych
decyzji w kwestii samej koalicji i jej formy, ponieważ tak do końca nie było
wiadomo, jak się to zakończy i na ile będzie trwałe i lojalnie przestrzegane.
Proces jej formowania rozpoczął się prawie natychmiast po wyborach
czerwcowych, których wyniki otworzyły nowe możliwości konstruowania
powyborczego układu politycznego, a przed Stronnictwem Demokratycznym
i ZSL postawiły praktyczne zagadnienie: wciąż trwać w starym „większościowym” sojuszu z PZPR czy poszukiwać rozwiązań dających optymalne
gwarancje realizacji naszych założeń i propozycji programowych. Gdy 3 lipca
na łamach „Gazety Wyborczej” Adam Michnik zaproponował formułę:
„wasz prezydent – nasz premier”, w zdecydowanej większości uznano ją za
przedwczesną i niebezpieczną fantasmagorię, a w najlepszym razie – jako
balon próbny, adresowany do partii rządzącej. Nawet Tadeusz Mazowiecki
33
zajął w „Tygodniku Solidarność” stanowisko bardzo krytyczne, zalecając…
spieszenie się powoli.
Przepychanki we wszystkich ośrodkach dyspozycji politycznej trwały
nieprzerwanie nawet po wyborach gen. Wojciecha Jaruzelskiego na
prezydenta (jeszcze wówczas) PRL, do których zresztą doszło – jednym
głosem więcej „za”. Nie było m.in. jednomyślności wśród posłów dotychczasowej koalicji rządzącej, także część posłów SD nie poparła takiego
wyboru, chociaż zabiegi samego zainteresowanego i jego otoczenia były
bardzo intensywne i prowadzone z niespotykaną dotychczas częstotliwością. Generał w roli I Sekretarza KC PZPR pozwolił sobie nawet na pierwszą
w historii naszych stosunków „sojuszniczych” wizytę w siedzibie Stronnictwa
Demokratycznego, komplementując osiągnięcia mojej partii w demokratyzowaniu kraju i składając rozliczne gwarancje równoprawnych, partnerskich
stosunków w przyszłości.
Przysłowiowy kij w mrowisko wsadził Wałęsa, który 7 sierpnia wydał
oświadczenie, zdecydowanie protestujące przeciwko gen. Kiszczakowi jako
premierowi i proponujące SD oraz ZSL utworzenie z Solidarnością koalicji
rządzącej. Dwa dni później, tj. 9 sierpnia zamiar ten potwierdził osobiście
wysłanym do mnie teleksem, informując o oddelegowaniu swojego pełnomocnika do prowadzenia wstępnych rozmów w tym zakresie, co utwierdziło
nas w przekonaniu, że – znając upór i determinację przewodniczącego – taka
koalicja może stać się faktem politycznym, gdyby obaj jej adresaci wyrazili na
nią zgodę.
Praktycznie natychmiast władze wykonawcze Stronnictwa (Sekretariat
i Prezydium CK SD) koalicyjny projekt polityczny Wałęsy poparły, ja jednakże,
kierując się zasadami legalizmu (zgodności naszych działań ze Statutem
i uchwałami XIV Kongresu Stronnictwa) optowałem za zastosowaniem
procedur demokratycznych obowiązujących w mojej partii przy podejmowaniu zwłaszcza tak zasadniczych decyzji. W praktyce oznaczało to
34
przeprowadzenie błyskawicznego referendum/plebiscytu wśród organizacji
terenowych Stronnictwa, co niezwłocznie zarządziłem i skutecznie przeprowadziłem, uzyskując powszechną, jednogłośną akceptację na piśmie
zawiązania niekomunistycznego trójprzymierza, czemu dwadzieścia lat
później bardzo dziwił się jego inicjator, Lech Wałęsa, używając sformułowania: „O kurczę!!!”, gdy go o tym szczegółowo poinformowałem. Stwierdził
nawet, że u nas było to o wiele bardziej demokratyczne niż u przewodniczącego Solidarności.
Niedługo trzeba było czekać na kontrofensywę „towarzyszy”, którzy
dwoili się i troili, żeby do trójprzymierza nie dopuścić, stosując mniej lub
bardziej łagodne i wyrafinowane formy perswazji (włącznie z konkretnymi
personalnymi propozycjami wspólnego podziału „tortu władzy”, obok zgody
na „wymianę” Kiszczaka na Malinowskiego jako premiera). Jedna z najpoważniejszych międzynarodowych agencji prasowych, AFP – nie wiem do dziś, na
jakiej podstawie źródłowej – pozwoliła sobie wymienić nawet moje nazwisko
jako ewentualnego kandydata na prezesa Rady Ministrów!
W proponowanym przez PZPR wspólnym rządzie aż roiło się od członków
ZSL i SD na bardzo eksponowanych i ważnych stanowiskach, poczynając
od premiera i wicepremierów, a na konstytucyjnych ministrach kończąc.
Wszystkie te umizgi zakończyły się niepowodzeniem, chociaż do ostatniej
chwili były podejmowane. 13 sierpnia samochodami Kancelarii Prezydenta
Roman Malinowski i ja zostaliśmy przywiezieni do wojskowej (poligonowej)
miejscowości wypoczynkowej Grotniki. Doszło tam do spotkania
z prezydentem Jaruzelskim i premierem Kiszczakiem w sprawie utworzenia
rządu. Na proponowane rozwiązania naszej zgody panowie jednak nie uzyskali.
Nie będę ukrywał, że z ulgą – cali i zdrowi – wracaliśmy do domu, słuchając
w radiu oświadczenia Kiszczaka, że stawia się do dyspozycji prezydenta,
a mówiąc po polsku – podaje się do dymisji, proponując w dawnym dobrym
pezetpeerowskim stylu „swojego” kandydata na swoje miejsce – właśnie
35
Romana Malinowskiego, który przecież także w jego obecności niemal przed
chwilą odmówił prezydentowi podjęcia się misji tworzenia rządu.
Każdej ze stron na swój sposób zależało, żeby nie tracić czasu, dlatego
nasze wspólne rokowania wartko ruszyły z miejsca. Dzień i noc z 16 na
17 sierpnia należały do najbardziej pracowitych i owocnych w naszym
życiu. Chodziło o wypracowanie uzgodnionego co do przecinka dokumentu,
kładącego programowe, polityczne oraz ideowe podwaliny zawiązywanego
trójprzymierza.
Nie będę ukrywał, ale i przypomnę, ponieważ różnie o tym mówiono
i pisano, że gros prac redakcyjnych odbywało się w siedzibie Stronnictwa
Demokratycznego w Warszawie z udziałem J. Kaczyńskiego, B. Królewskiego,
T. Rymszewicza i A. Lewińskiego. Kolejne projekty oświadczenia były przedstawiane mnie i R. Malinowskiemu. W trakcie ich przygotowywania pojawiły się
dwie istotne kontrowersje, których nierozstrzygnięcie mogło rozbić w puch
całą koncepcję. Dotyczyły one uwzględnienia w nim (lub nie) osoby jeszcze
formalnie sprawującego funkcję premiera Cz. Kiszczaka oraz potrzeby uszczegółowiania (lub nie) politycznego kierownictwa tzw. ministerstw siłowych.
Do dziś jestem przekonany, że wykonany bladym świtem mój telefon
do Lecha Wałęsy i podjęte w trakcie tej rozmowy ustalenia przesądziły
o powodzeniu całego przedsięwzięcia. Z kontrowersyjnych zapisów zrezygnowaliśmy w ogóle, dlatego w samo południe, dnia 17 sierpnia 1989 r., mogliśmy
w trójkę spotkać się w pałacu Myślewickim w łazienkach Królewskich w celu
podpisania historycznego „Oświadczenia”, którego treść obiegła cały świat
wraz ze wspólną fotografią jego sygnatariuszy: Lecha Wałęsy, Romana Malinowskiego i Jerzego Jóźwiaka.
Przypomnę, że istota tego „Oświadczenia” sprowadzała się do definitywnego pozbawienia PZPR prerogatyw kierowniczych w Polsce,
a w konsekwencji – do możliwości utworzenia pierwszego w tej części świata
niekomunistycznego rządu.
36
Od tej chwili, otwierając polską drogę do demokracji i wolności, rozpoczęło
się historyczne burzenie porządku pojałtańskiego, wyjście naszego państwa
z orbity imperium radzieckiego, upadek systemu realnego socjalizmu
i zasadnicze, prorynkowe reformy gospodarcze. Niedługo potem wyprowadziliśmy Polskę z Układu Warszawskiego, a wojska radzieckie – z Polski,
wiążąc się następnie z paktem północnoatlantyckim – NATO. Dotychczasowa orientacja na wschodnią integrację gospodarczą została zmieniona na
zachodnią, co musiało prowadzić do opuszczenia RWPG i podjęcia starań
o członkostwo w Unii Europejskiej. Do realizacji tych przekształceń droga
jednak była jeszcze bardzo daleka, ale pierwszy krok został uczyniony.
Przewodniczący Lech Wałęsa w trakcie odrębnych, porannych spotkań
w siedzibach CK SD i NK ZSL przedstawił nam trzy kandydatury na przyszłego
szefa rządu: Bronisława Geremka, Jacka Kuronia i Tadeusza Mazowieckiego. Zdecydowanie opowiedzieliśmy się za tą trzecią i z tak uzgodnionym
kandydatem udaliśmy się do Belwederu z nadzieją, że prezydent Wojciech
Jaruzelski – stosownie do obowiązujących wówczas norm konstytucyjnych – zaakceptuje naszego kandydata i powoła go na szefa rządu. I tak
się stało, zwłaszcza że nasza kandydatura została w obszerny sposób
skomplementowana przez generała i praktycznie nie wzbudziła jego merytorycznych i politycznych zastrzeżeń. Dwa dni później Tadeusz Mazowiecki
został formalnie premierem i mógł przystąpić do formowania rządu,
o którym było wiadomo z jego licznych enuncjacji, że będzie to autorski rząd
fachowców. W praktyce oznaczało to, że rozstrzygające decyzje personalne
premier będzie podejmował osobiście, na własne ryzyko i własną odpowiedzialność.
Stronnictwo Demokratyczne już na starcie procesów transformacyjnych
znalazło się na głębokich wodach między Scyllą i Charybdą, napotykając po
drodze na liczne wiry i rafy. Bez przypisywania sobie jakiejś szczególnej roli
w kierowaniu tym naszym stronnictwowym okrętem mogę dziś z satysfakcją
37
stwierdzić, że korzyści z tego transformacyjnego rejsu okazały się znacznie
większe niż straty, w tym także – osobiste.
Jeżeli mówię o korzyściach, to mam głównie na uwadze całkowitą
zmianę, a właściwie bardzo poważne wzmocnienie pozycji Rzeczypospolitej
w międzynarodowej konstelacji, ale również – stworzenie Jej możliwości
rozwoju w warunkach społecznej gospodarki rynkowej. Wszyscy wiemy,
jakim społecznym kosztem zostało to okupione (zubożenie poważnego
odłamu społeczeństwa, chroniczne, strukturalne bezrobocie, alienacja
wielu obywateli i organizacji, skonfliktowanie społeczeństwa i funkcjonujących w nim sił politycznych) i koszty te należy niewątpliwie zapisać po
stronie strat.
Bardzo istotne straty poniosło także Stronnictwo Demokratyczne, które
poważnie i odpowiedzialnie opowiedziało się za Polską silną, niepodległą
i demokratyczną. Było nam dane doczekać się – po latach bezskutecznego zabiegania – realizacji praktycznie wszystkich zasadniczych propozycji
i postulatów programowych, włącznie z ukoronowaniem Polskiego Orła
i przywróceniem prastarej nazwy naszego państwa – Rzeczypospolitej
Polskiej.
Mam nadzieję, że nie tylko na użytek własny opracowałem politologiczną formułę „trójkąta transformacyjnego”, na który w moim najgłębszym
przekonaniu składały się: porozumienia okrągłostołowe, wyniki parlamentarnych wyborów czerwcowych oraz zawarcie trójprzymierza:
Solidarność-ZSL-SD.
Bez któregokolwiek z „wierzchołków” tego trójkąta transformacja
w Polsce, ale także w całym dawnym bloku wschodnim nie dokonałaby
się w ogóle lub nastąpiłaby znacznie później i to bez pewności, że miałaby
charakter pokojowy, o który przecież chodziło wszystkim poważnie zainteresowanym stronom i osobom. Także poza naszym krajem.
38
39
Teksty: Lech Wałęsa, Roman Malinowski, Jerzy Jóźwiak
Redakcja i korekta: Marta Olejnik
Projekt graficzny: Karolina Krämer
Skład: Katarzyna Marcinkiewicz
Produkcja: Jadwiga Szczęsnowicz
Zdjęcie na okładce: PAP
© Copyright by Fundacja „Instytut Lecha Wałęsy”
Warszawa 2014
Wszystkie prawa zastrzeżone
Instytut Lecha Wałęsy
Al. Jerozolimskie 11/19
00-508 Warszawa
Publikacja przygotowana we współpracy z Fundacją „Kocham Polskę”
ISBN: 978-83-7781-017-0
40