Prawo rzymskie jako środek tłumaczenia ABGB – kilka

Transkrypt

Prawo rzymskie jako środek tłumaczenia ABGB – kilka
11–12/2011
Prawo rzymskie jako środek tłumaczenia...
Jacek Ożóg
Prawo rzymskie jako środek tłumaczenia ABGB
– kilka uwag w setną rocznicę stulecia
W tekście włączonym do księgi pamiątkowej na stulecie austriackiego kodeksu cywilnego (ABGB) Ignacy Koschembahr-Łyskowski zaprezentował bardzo oryginalny pogląd
na temat roli prawa rzymskiego w procesie dekodowania norm tej ustawy. Faktem
tym uzasadniony jest przekorny nieco tytuł niniejszego artykułu, jako że mowa będzie
przede wszystkim o tezach wyrażonych w powołanej pracy i ich szerszym kontekście
metodologicznym związanym z podejściem do prawa rzymskiego. Szczegółowe rozwiązania przyjęte w ABGB będą natomiast przedmiotem rozważań jedynie jako tło dla
analiz niezwiązanych z dogmatyką.
Warszawski uczony, zgodnie z większościowym poglądem, odrzuca każdą bezpośrednią ingerencję norm prawa rzymskiego w proces interpretacji ABGB. W szczególności
już na wstępie neguje możliwość odczytywania zapisu § 7 ustawy – ustanawiającego
zasady prawa natury ostatecznym i subsydiarnym, ale zarazem samoistnym i niezależnym od spozytywizowanego porządku prawnego źródłem wykładni i stosowania jej
zapisów – jako zezwolenia na posiłkowe posługiwanie się normami prawa rzymskiego
w jakiejkolwiek ich postaci. Kodyfikatorzy dostrzegają bowiem relatywnie największą
zbieżność między prawem rzymskim i prawem natury, jednak na pewno nie jest ono
według nich prawem natury par excellence, stąd nie wahają się czerpać rozwiązań również z innych porządków prawnych – przede wszystkim partykularnych praw krajowych, za probierz ich relacji względem ustawy przyjmując stopień realizowania przez
nie zasad naturalnoprawnych. Prawdą jest jednak, że wiele instytucji zostało przejętych
w całości lub w części z norm prawa rzymskiego, czego kodyfikatorzy w dużej mierze
byli świadomi, wyrażając nawet podczas prac nad kodeksem swoje stanowisko względem całościowego czerpania z jego źródeł romanistycznych. Z ich poglądów wynika,
że cenią dorobek klasycznego prawa rzymskiego, każdy następny etap rozwoju tego
prawa (przede wszystkim ius commune) jest zaś jego pogorszeniem, zatem nie zasługuje
na uwzględnienie w nowoczesnej ustawie opartej na przesłankach prawa natury.
I. Koschembahr-Łyskowski, O stanowisku prawa rzymskiego w powszechnej ustawie cywilnej dla Cesarstwa Austryackiego, (w:) Księga pamiątkowa w setną rocznicę ogłoszenia kodeksu cywilnego z dnia 1 czerwca 1811 roku, Lwów
1911, s. 145–211. Nie była to jednak pierwsza publikacja tego artykułu. Materiały do księgi ukazały się najpierw
w lwowskim „Przeglądzie Prawa i Administracji”, nr 7–8/1911 – zob. np. tekst Adama Redzika „Przegląd Prawa
i Administracji” u schyłku życia Ernesta Tilla (2), „Palestra” 2007, nr 7–8, praca na stronie http://www.palestra.
pl/index.php?go=artykul&id=2391 (dostęp 14 kwietnia 2011 r.). Jako osobna publikacja artykuł ukazał się
we Lwowie rok wcześniej. Por. W. Wołodkiewicz, Europa i prawo rzymskie, Warszawa 2009, s. 596, przyp. 10;
s. 625, przyp. 93, gdzie mowa jest również o jego mało dostępnej wersji niemieckiej.
L. Fischlowitz, Nasza powszechna ustawa cywilna a prawo natury, (w:) Księga pamiątkowa, s. 129–136.
I. Koschembahr-Łyskowski, O stanowisku, s. 155. Autor używa tutaj greckiego określenia κατ ξοχήν.
Ibidem, s. 156–158.
Ibidem, s. 157.
193
Jacek Ożóg
PALESTRA
Wobec faktu obecności wielu rozwiązań rzymskich w ABGB I. Koschembahr-Łys­
kowski stawia pytanie o prawnicze, a więc zapewne w tym kontekście dogmatyczne,
sformułowanie stanowiska prawa rzymskiego wobec kodyfikacji, którego brak w wypowiedziach twórców kodeksu. Uczony twierdzi, że „do tego nie dorośli oni z powodu
braku historycznego wykształcenia, który im uniemożliwił zrozumienie ewolucyi prawa”. Zauważa on też płytkość ich zapatrywań naukowych, szczególnie piętnowaną
w słowach: „[j]eżeli mimo to autorowie kodyfikacyjni w swych pracach na ogół trafną
wybrali drogę, zawdzięczają to oni raczej swemu wyrobionemu poczuciu prawniczemu, niż swemu naukowemu wykształceniu, czem się też tłómaczy, że ich uzasadnienia
przyjętych przepisów prawnych bardzo szwankują, i często wprost są powierzchownemi”. Warto w tym miejscu podnieść dwie istotne dla dalszych rozważań kwestie. Po
pierwsze, nie bez powodu „stanowisko naukowe” i „stanowisko prawnicze” są omawiane przez I. Koschembahra-Łyskowskiego w tak ścisłej zależności od siebie. Czyni
to aktualnym pytanie o istnienie w jego metodologii granicy między wyróżnianymi
w doktrynie kontemplatywnym i aplikacyjnym modelem uprawiania nauk historycznoprawnych, a właściwie jasno sugeruje, że granica ta jest bardzo płynna. Wydaje się,
że nie w pełni uprawnia do takiego podejścia nawet silna zależność ABGB od prawa
rzymskiego, o czym piszę poniżej. Po drugie, pomimo dużej dozy krytycyzmu względem historycznoprawnej formacji umysłowej kodyfikatorów warszawski uczony jest
zwolennikiem ich ogólnej tezy o prymacie prawa klasycznego nad wszystkimi innymi
stadiami rozwojowymi norm prawa rzymskiego. Generalnie akceptuje również rozwiązania przyjęte przez twórców ABGB, choć zarzuca im dojście do nich niewłaściwymi
metodami, co w sposób logiczny wiąże się również z błędnym ich uzasadnieniem – przede wszystkim z blankietowym powoływaniem się na prawo natury10.
Według Koschembahra-Łyskowskiego prawnicze zdefiniowanie miejsca prawa rzymskiego w ABGB jest konieczne, by mieć świadomość wartości tego prawa dla zrozumienia
ustawy11. Powołuje się on przy tym na stanowisko austriackiego cywilisty, Josepha Ungera,
który „utrzymując, że ustawodawca w licznych wypadkach, w których on tylko «punkt
wyjścia i jądro jakiejś instytucji prawnej zaznacza», «przyjąć chciał ówczesną teoryę powszechnego prawa niemieckiego» odnośnie do danej instytucji prawnej. We wszystkich
zatem wypadkach, w których p. u. c.12 wymienia jakąś instytucyę prawną z powszechnego
prawa niemieckiego, ale nie podaje wyczerpująco treści tej instytucyi, we wszystkich
tych wypadkach, zdaniem Unger’a, powszechne prawo niemieckie recypowanem zostało przez p. u. c. i mocą logicznego tłómaczenia powszechne prawo niemieckie w tych
Ibidem, s. 162.
Ibidem.
Ibidem, s. 162–163.
Zob. np. T. Giaro, Prawda dogmatyczna i „ponadczasowość” jurysprudencji rzymskiej, „Czasopismo Prawno‑Historyczne”, t. XL, 1988, z. 1, s. 18; Ch. Baldus, Warum Exegese? Einige Thesen zur Methode der Privatrechtlichen
Romanistik, (w:) W. Uruszczak, P. Święcicka, A. Kremer (red.), Leges sapere. Studia i prace dedykowane Profesorowi
Januszowi Sondlowi w pięćdziesiątą rocznicę pracy naukowej, Kraków 2008, s. 88.
10
Na marginesie warto zauważyć, że takie postępowanie utrudnia i tak niełatwe już zadanie opisania
znaczenia tej kategorii w poglądach reprezentantów tzw. szkoły prawa natury i czyni ją dla nich właściwie
bezużyteczną praktycznie (tzn. z punktu widzenia normatywnego) i teoretycznie.
11
I. Koschembahr-Łyskowski, O stanowisku, s. 162.
12
Powszechna ustawa cywilna (ABGB). Przypis dodano.
194
11–12/2011
Prawo rzymskie jako środek tłumaczenia...
wypadkach jest obowiązującem prawem”13. Chociaż zaproponowana przez J. Ungera
metoda zostaje odrzucona ze względu na jej małą reprezentatywność (istnieją bowiem
zasady przejęte z prawa rzymskiego niemające odzwierciedlenia w powszechnym prawie
niemieckim14), warszawski uczony zdobywa się na jej modyfikację pod jednym tylko
względem – zamiast do prawa powszechnego, należy sięgnąć do rzymskiego prawa klasycznego. Zdecydowanie docenić należy fakt, że swoje poglądy w tej kwestii ilustruje on
bardzo precyzyjnie analizowanym przykładem ich zastosowania. Należy więc prześledzić dokładnie proces tego rozumowania, przede wszystkim aby uzyskać odpowiedź,
jakie znaczenie ma sięgnięcie do norm prawa rzymskiego w procesie wykładni prawa,
a mówiąc dokładniej – jak realizowana jest funkcja owego „tłumaczenia”.
Swoją metodę Autor demonstruje na przykładzie korporacji. Jasne jest, że według
unormowań ABGB osoba prawna dysponuje odrębnym majątkiem, ma zdolność prawną i zdolność do czynności prawnych, a także locus standi w procesie. ABGB przyznaje
wszystkim zrzeszeniom dozwolonym osobowość prawną15. Pojawia się jednak wątpliwość, czy osoby prawne odpowiadają za swe długi wyłącznie swoim majątkiem korporacyjnym, zgodnie z zasadą Ulpiana (…) nec quod debet universitas singuli debent16.
Dzieje się tak, po pierwsze, dlatego, że nie dla wszystkich korporacji odpowiedzialność
jest tak zawężona, a po drugie, kodeks nie odróżnia dostatecznie korporacji od spółki,
nazywając obydwie te formy prawne zrzeszeniem (Gesellschaft)17. Notabene wydaje się,
że ta druga uwaga I. Koschembahra-Łyskowskiego jest dość wątpliwa. Jeżeli bowiem
uznamy spółkę za dozwoloną formę zrzeszenia i zrównamy ją pod tym względem
z korporacją, rozróżnienie takie nie będzie potrzebne. Obydwie formy prawne nabędą
osobowość prawną jako zrzeszenie, niezależnie od tego, jaki jest stosunek zakresowy
ich nazw. Różnice w ich uregulowaniu będą natomiast domeną przepisów szczególnych, nie zbiorczej kategorii osoby prawnej. Autor przytacza jednak ponownie stanowisko J. Ungera, starającego się inaczej rozstrzygnąć ten dylemat. Austriacki cywilista
wprowadza odrębną kategorię „spółek z formalną jednością osób”, do których zalicza
m.in. spółki handlowe, towarzystwa akcyjne i związki społeczno-polityczne18. Niewątpliwie robi to w celu uzasadnienia ograniczenia odpowiedzialności niektórych rodzajów
spółek, z których niektóre sprowadza do specjalnie stworzonej w tym celu kategorii.
Zaproponowane wyżej rozwiązanie polegające na ujednoliceniu skutków szeroko rozumianej osobowości prawnej nie wymagałoby aż takiej ekwilibrystyki logicznej, a przy
tym prowadziłoby do podobnych wniosków. Oczywiście rezultatem takiego rozstrzygnięcia byłoby przyjęcie tezy o niekoniecznym ograniczeniu odpowiedzialności osoby
prawnej do odpowiedzialności cum viribus patrimonii, do czego przy użyciu innych argumentów dochodzi również I. Koschembahr-Łyskowski. Według niego odwołanie się
do unormowań klasycznego prawa rzymskiego w pełni rozwiązuje problem, bowiem
„w klasycznem prawie rzymskim mamy zatem tylko dwie formy dla zrzeszenia osób,
mianowicie korporacyę t. j. zrzeszenie występujące jako jedność, oraz spółkę (societas)
I. Koschembahr-Łyskowski, O stanowisku, s. 163.
Ibidem, s. 164.
15
Ibidem, s. 169.
16
D. 3,4,7,1.
17
I. Koschembahr-Łyskowski, O stanowisku, s. 169.
18
Ibidem, s. 170–171.
13
14
195
Jacek Ożóg
PALESTRA
t. j. zrzeszenie występujące jako wspólna wielość osób”19, przy czym „obie formy mogą
naturalnie wykazać najróżnorodniejsze rodzaje, jako species tej samej formy gatunkowej”20, a także „nie wynika z istoty korporacyi, jakoby za długi korporacyi odpowiadał
wyłącznie majątek korporacyjny”21.
Stanowisko reprezentowane przez I. Koschembahra-Łyskowskiego jest nie do przyjęcia co najmniej z kilku względów. Przede wszystkim uczony nie przeprowadza rozróżnienia między korporacją a spółką, mimo że sam takie rozróżnienie postuluje. Nie
mamy więc określonej pozycji prawnej spółki z samego tylko faktu, że jest ona spółką22.
Poza tym, nawet jeżeli przyjmiemy, że „species tej samej formy gatunkowej” korporacji
są źródłem braku konieczności przyjęcia odpowiedzialności samym tylko jej majątkiem,
nie widać tutaj analogii w odniesieniu do spółki. W tym bowiem celu, sięgając do klasycznego prawa rzymskiego, należałoby przeanalizować pozycję prywatnoprawną takich
organizacji, jak m.in. societates publicanorum, societates argentariorum i societates vectigalium23,
i dopiero dysponując takim wachlarzem form prawnych, wyciągać wnioski z ich porównania z korporacjami. Istnienie w prawie klasycznym „dwóch form dla zrzeszania osób”
na pewno nic tu nie rozstrzyga, zwłaszcza że bardzo wątpliwe jest już samo z naciskiem
akcentowane przez uczonego stwierdzenie, iż przyznając wszystkim zrzeszeniom dozwolonym osobowość prawną, ABGB przyjął przewodnią myśl prawa rzymskiego24. Na
marginesie warto dodać, że nie do końca jasny jest również stosunek zakresowy nazw
„korporacja” i „zrzeszenie”. Z jednej bowiem strony przeczytać możemy następujące
słowa: „[p]powszechna ustawa cywilna zna tylko dwie formy dla zrzeszenia osób, mianowicie korporacyę t. j. zrzeszenie występujące jako jedność, jako osoba prawna (§ 26)
i spółkę (societas) t. j. zrzeszenie występujące jako wspólna wielość osób (§ 1175 u.)”25,
z drugiej strony w innym miejscu I. Koschembahr-Łyskowski pisze: „taki argument [na
rzecz ograniczonej odpowiedzialności wynikającej z istotnej cechy korporacji – J. O.]
przytaczają Krainz – Pfaff – Ehrenzweig, powołując się na § 12 ustęp 2 ust. (…) o zawodowych spółkach rolniczych, na dowód, że odpowiedzialność korporacyi za długi wyłącznie
majątkiem korporacyjnym wynika z istotnej cechy korporacyi; albowiem ustawa mówi:
«[z]a długi spółki odpowiada tylko spółka jako osoba prawna»”26. Oczywiście w każdym
z przytoczonych cytatów „spółka” powinna być rozumiana w odmiennym znaczeniu.
Wydaje się słuszne uznać, że „korporacja” i „zrzeszenie” oznacza mniej więcej to samo,
chyba że chodzi o spółkę z rozdziału XXVII ABGB (§ 1175 i n.), która będąc zrzeszeniem,
nie ma osobowości prawnej. Drugi z cytatów stanowi zarazem podstawę kolejnego argumentu przeciwko metodzie warszawskiego uczonego. Dostrzega on sprzeczność między
swoim poglądem na temat odpowiedzialności za długi korporacji a sformułowaniem ww.
ustawy o zawodowych spółkach rolniczych, mówiącym, że „[z]a długi odpowiada spółka
Ibidem, s. 173.
Ibidem, s. 174.
21
Ibidem, s. 175.
22
Sytuację komplikuje jeszcze fakt, że kilka rodzajów spółek Autor expressis verbis klasyfikuje jako korporacje, nie podając kryterium, na podstawie którego inne takimi korporacjami nie są. Ibidem.
23
Zob. np. R. Wojciechowski, Societas w twórczości glosatorów i komentatorów, Wrocław 2002, s. 84–90.
24
I. Koschembahr-Łyskowski, O stanowisku, s. 169–170.
25
Ibidem, s. 174.
26
Ibidem, s. 177.
19
20
196
11–12/2011
Prawo rzymskie jako środek tłumaczenia...
jako osoba prawna”. Z ustawy wynikałoby bowiem, że odpowiedzialność osoby prawnej
za długi jest jej cechą immanentną. Kwituje to jednak uwagą, że „naukowe zapatrywanie ustawy nie ma mocy obowiązującej”27, w przeciwieństwie do jej dyspozycji. Nawet
abstrahując od nieistniejącego wtedy doktrynalnego założenia racjonalności prawodawcy, wydaje się, że sięganie po tak daleko idące stwierdzenia powinno nastąpić dopiero
po stwierdzeniu nieusuwalnej sprzeczności w ramach ustawy lub systemu prawnego.
Tymczasem można zauważyć, że zaproponowane przeze mnie wcześniej rozwiązanie,
polegające na ujednoliceniu kategorii osobowości prawnej, a co za tym idzie – na zgodzie
na rozszerzenie odpowiedzialności, pozornie obarczone jest takim samym błędem, jeżeli
uwzględnimy treść owego „naukowego zapatrywania ustawy”. Można jednak temu
zaradzić poprzez odwrócenie domniemania – zamiast odpowiedzialności subsydiarnej
przyjąć za zasadę odpowiedzialność wyłączną osoby prawnej, natomiast ewentualne
modyfikacje zrzucić na karb przepisów odrębnych28. Wreszcie ostatni z problemów szczegółowych związanych z aplikacją metody I. Koschembahra-Łyskowskiego polega na tym,
że gdyby nie rozumieć zasady (...) nec quod debet universitas singuli debent jako dotyczącej
również ograniczenia odpowiedzialności wyłącznie do majątku korporacji, jak czynił
to J. Unger, z powodzeniem można by zastosować do omawianego przypadku również
jego pomysł – odwołanie do ius commune, abstrahując nawet od pytania, czy odmienne
rozumienie tej zasady jest cechą immanentną właściwą prawu powszechnemu, czy opinią jednego prawnika.
Przechodząc do uwag natury ogólnej, należy odtworzyć istotę zaprezentowanego
przez polskiego romanistę stanowiska metodologicznego. ABGB przyjęło przewodnią
myśl klasycznego prawa rzymskiego, klasyczne prawo rzymskie jest więc pośrednim,
porównawczym środkiem tłumaczenia ustawy. Związek prawny między prawem rzymskim a ABGB opiera się na faktycznym związku przejęcia myśli przewodniej klasycznego prawa rzymskiego, prawo to jest zaś „drogowskazem” przy tłumaczeniu ABGB29.
Jak się wydaje, za realny skutek normatywny tłumaczenia instytucji korporacji przez
klasyczne prawo rzymskie można uznać domniemanie rozszerzonej odpowiedzialności,
widzimy więc, że owa pomoc w wykładni, niezależnie od tego, czy jest oparta na uzasadnionych przesłankach, ma wymierne znaczenie praktyczne. Warto w tym miejscu
zwrócić uwagę na dwa „przeskoki”, które zostały dokonane, aby takie generalne stanowisko I. Koschembahra-Łyskowskiego mogło zostać przyjęte. Po pierwsze, sam fakt
uregulowania dwóch rodzajów zrzeszeń w kodeksie austriackim i przyznania im osobowości prawnej wystarczył do założenia obecności w nim „przewodniej myśli prawa
rzymskiego”. Na marginesie można stwierdzić, że nie do końca wiadomo, jaka relacja
łączy „przewodnie myśli”, „pierwotny punkt wyjścia”, „zasadę” i „instytucję”. Jest to
niekorzystne wobec faktu pełnienia przez nie jednolitej na pierwszy rzut oka funkcji
– jednostki recepcji. Wiąże się to z drugim, jeszcze bardziej zaskakującym przeskokiem
– jakim sposobem można stwierdzić, że do kodeksu została inkorporowana myśl prze Ibidem.
Stanowisko takie, reprezentowane m.in. przez J. Ungera, F. C. von Savigny’ego i B. Windscheida, zostało
przez I. Koschembahra-Łyskowskiego odrzucone a limine w innym kontekście. Ibidem, s. 174. Wydaje się, że
w polskiej cywilistyce było reprezentowane przez E. Tilla. Por. E. Till, Wykład nauk ogólnych prawa prywatnego
austriackiego, Lwów 1892, s. 180.
29
I. Koschembahr-Łyskowski, O stanowisku, s. 179–180.
27
28
197
Jacek Ożóg
PALESTRA
wodnia klasycznego prawa rzymskiego, opierając to stwierdzenie na wypowiedziach
kodyfikatorów, których uważa się za historycznych dyletantów? Jeżeli jednak udałoby się to dzięki niesłychanej intuicji prawniczej, dlaczego od razu należy przyjmować
cały sztafaż norm, w których te myśli, instytucje czy zasady były zakorzenione? Nawet
dla osoby skrajnie niechętnej wykładni historycznej aprioryczne przyjęcie obowiązku
tłumaczenia ustawowych instytucjina podstawie kontekstu, z którego te instytucje się
wywodzą, wydaje się pomysłem dość oryginalnym.
Daje tu o sobie znać specyficznie pojmowany historyzm Koschembahra-Łyskowskiego,
który jako „zwolennik odłamu szkoły historycznej, którego zadaniem są badania nad
klasycznym prawem rzymskim”30, jest zarazem jednym z najostrzejszych krytyków prądu
reprezentowanego przez Gustawa Hugo i Friedricha Savigny’ego. I choć słuszny wydaje
się postulat badania nowoczesnego prawa „[o]bok prawa rzymskiego i przy nieustannem
porównaniu z prawem rzymskiem”31, należy w tym miejscu podsumować, dlaczego nie
można w pełni zgodzić się z przedstawionym w omawianej pracy podejściem. W skrócie
rzecz ujmując, nieprawidłowe jest rozumowanie prowadzące od dostrzeżenia istnienia
dwóch rodzajów dozwolonych zrzeszeń i przyznania im osobowości prawnej, poprzez
stwierdzenie ich pochodzenia z klasycznego prawa rzymskiego, aż do postulowania domniemania rozszerzonej odpowiedzialności na podstawie reguły Ulpiana, którą można
różnie rozumieć, przy czym rozumienie to nie jest raczej zależne od tego, czy działamy
zgodnie z normami prawa klasycznego, poklasycznego czy ius commune. Zresztą trafność
tej ostatniej tezy zdaje się dostrzegać sam I. Koschembahr-Łyskowski, formułując swój
„argument from above”32 – generalne uzasadnienie supremacji prawa klasycznego nad każdym innym rodzajem prawa rzymskiego. W tym kontekście pojawiają się znane i utarte
w romanistyce poglądy33 o popsuciu prawa klasycznego przez interpolacje justyniańskie
i wynikającym z tego priorytetowym zadaniu usilnego ich tropienia34, o bardzo silnym
przeciwstawieniu law in books i law in action pod panowaniem kompilacji Justyniana35,
o upadku doktryny, począwszy od epoki poklasycznej, i o nigdy nieprześcigniętym
stopniu wyrafinowania klasycznych jurystów. Z drugiej strony jest on na tyle wybitnym
uczonym, by zasygnalizować zjawiska takie, jak niesamodzielność jurystów rzymskich
i ich duża zależność od dorobku prawnego innych cywilizacji36, które jeszcze dziś nie
są wśród romanistów oczywistością37. Niestety, przy całym swoim kunszcie zapomina
czasami o tym, że „prawo rzymskie zawsze umiera wraz z kodyfikacją”38.
W. Wołodkiewicz, Europa, s. 619–620.
I. Koschembahr-Łyskowski, O stanowisku, s. 194.
32
Parafrazuję określenie słynnego argumentu W. V. O. Quina, który razem z tzw. argumentem gavagai (zwanym również argument from below) składa się na uzasadnienie tezy o niezdeterminowaniu przekładu.
33
Znane i utarte również sto lat temu.
34
Nie bacząc na fakt, że niemal jedynym „prawem klasycznym”, którym dysponujemy, jest prawo justyniańskie, a także na to, że właśnie ono było przedmiotem recepcji. Tutaj paradoksalnie przejawia się podejście
zdecydowanie ahistoryczne.
35
I. Koschembahr-Łyskowski, O stanowisku, s. 181–183.
36
Ibidem, s. 188–190.
37
Por. P. G. Monateri, Black Gaius. A Quest for the Multicultural Origins of the „Western Legal Tradition”,
­„Hastings Law Journal” 51 (3) 2000, s. 479–555.
38
T. Giaro, Roman law always dies with a codification, (w:) A. Dębiński, M. Jońca (red.), Roman Law and European
Legal Culture, Lublin 2008, s. 15–26, passim.
30
31
198