rumunia 2006 - Wolszczak.com
Transkrypt
rumunia 2006 - Wolszczak.com
RUMUNIA 2006 Nie mam jako fazy na pisanie, mimo tego spróbuj opisa w du ym skrócie nasz włócz g po tym dziwnym kraju. Po tygodniu sp dzonym uprzednio nad przewodnikiem, mapami i Internetem, udało mi si stworzy ogólne ramy naszej podró y. Z Wrocławia wyjechali my w czwartek około 22:00. Podró przez Łys Polan , Słowacj i W gry min ła bezproblemowo i ju rano z piecz tkami rumu skich pograniczników w paszporcie (to ju ostatnia szansa na tak pami tk – od 1.I. Rumunia i Bułgaria b d w UE i piecz tek wi cej nie b dzie) przekroczyli my granic Rumunii. Od tego momentu czasy przejazdu podawane przez AutoRoute przestały mie jakiekolwiek odniesienie do praktyki. Stan znacznej cz ci rumu skich dróg mo na okre li jednym tylko słowem – katastrofa. Je li komu wydawało si , e w Polsce mamy złe drogi, niech jedzie do Rumunii, a dopiero tam przekona si , co to oznacza i jak uci liwe mo e by poruszanie si samochodem. Najlepiej do tego nadaje si oczywi cie niezniszczalna stara Dacia, których wci cała masa porusza si po Rumunii, jest te troch nowoczesnych Dacii Logan. Dziwnym wydawa mo e si fakt, e obok tych starych Dacii dojrze mo na naprawd sporo zachodnich aut z najwy szej półki. Inn rumu sk ciekawostk s furmanki, których setki spotyka si ka dego dnia przemierzaj c ka d chyba cz Rumunii. To, co u nas uchodzi ju za ciekawostk i skansen, tam wci jest w normalnym, codziennym u yciu. Generalnie zachodnia cz kraju wydała nam si najbardziej zaniedbana i najbardziej szokuj ca, eby czasem nie powiedzie – odra aj ca, potem było ju lepiej – mo na by rzec, e było normalnie, i nawet cz dróg prezentowała nie gorszy od polskiego, a niektóre nawet europejski poziom. Pierwsze wra enia, jakie mieli my obserwuj c ten kraj, były zdecydowanie negatywne. Mijali my miejscowo ci tak odra aj co brzydkie i zaniedbane, tak potworne slumsy albo zrujnowane, ogromne tereny poprzemysłowe, e niewyobra alnym wydaje si , jak wielkie pieni dze trzeba by tam wpompowa , by te tereny zrewitalizowa i ponownie sprawi , by nadawały si one do zamieszkiwania przez ludzi, bo obecnie zdecydowanie si do tego nie nadaj , nawet je li ludzie tam mieszkaj . Ciekawym obrazkiem był ogrodzony pensjonat dla turystów w rodku nieopisywalnie zaniedbanego blokowiska, który wygl dał tam jak odgrodzona wysepka luksusu w morzu ohydy. Był niczym kolorowy i pachn cy Zachodem Pewex w szaroburej rzeczywisto ci PRLu. Pierwszego dnia udało nam si w Rumunii dojecha do połowy zaplanowanego odcinka, gdzie w przydro nym motelu po 23 godzinach sp dzonych przeze mnie niemal bez przerwy za kierownic legli my w obj ciach Morfeusza. Co ciekawe, tylko ja byłem skłonny cisn jeszcze kawałek dalej, reszta ekipy była ju na to zbyt zm czona. Baza hotelowogastronomiczna w Rumunii jest generalnie słaba. Niełatwo znale przytulne, miłe i tanie zakwaterowanie. Z reguły spali my wi c w hotelach, które mimo e jak na hotele s tanie (ok. 30-40 zł/os), to jednak z reguły mocno zaniedbane. Tak e i restauracjom oraz knajpom daleko do poziomu, do którego zd yli nas ju dawno przyzwyczai polscy wła ciciele takich lokali. Pomijaj c marny wystrój, czasem wr cz brud, to i samo arcie nas zbytnio nie porywało, a przede wszystkim charakterystycznym jest, e wła ciwie w całym kraju menu wszystkich restauracji jest niemal e identyczne. Polubili my ciorb – rumu sk zup z mi sem, z reguły do g st , podawan cz sto ze mietan i ostr jak cholera papryczk . Wci gali my te cz sto „porc de gratar”, czyli wieprzowin z grilla. Zła nie była, ale i nie było w niej nic nadzwyczajnego. Nie gorsz jestem w stanie zrobi sobie w domu sam w ka dej chwili, gdy tylko najdzie mnie na to ochota. Ci ko znale w rumu skich restauracjach co , do czego miałoby si ochot wraca . Ceny zbli one s do polskich, jednak to co dostaniemy za t cen w Polsce prezentuje o niebo wy szy poziom smaku, estetyki, zró nicowania i obsługi. Tanie i przyzwoite za to jest piwo – ju od ok. 2 zł w knajpach. Najpopularniejsze rumu skie marki – Ciuc, Ursus, Skol i Bergenbier przywie li my na spróbowanie do Polski (gwoli cisło ci – w momencie, gdy pisz te słowa, wci le w baga niku samochodu w serwisie Skody na W grzech). Niedroga jest te w knajpach wódka – najpopularniejsza Stalinskaya ju od ok. 2,5 zł za setk . Nast pnego dnia rano wyruszyli my w dalsz podró . Zobaczyli my klasztor i monastyr Cozia poło ony w naprawd pi knej okolicy w otoczeniu gór. To, co jednak w Rumunii przykre to fakt, e nawet w tak pi knych rejonach, gdziekolwiek tylko pojawia si osada ludzka, dookoła pi trz si mieci. Porozrzucane plastikowe butelki, których nikt nie sprz ta, jaki gruz, masa papierów. Nast pnie skierowali my si dalej w kierunku Gór Fogaraskich, by przejecha si spektakularn Szos Transfogarask . Przy jej budowie (szosa była kaprysem Nicolae Ceausescu – straconego wraz z on po rewolucji w 1989r.) zgin ło kilkudziesi ciu robotników. Dotarcie tam jednak okazało si trudniejsze ni przewidywali my. Najpierw droga, któr si poruszali my przeszła w drog gruntow , by za chwil zamieni si w wertepy mo liwe do pokonania jedynie traktorem, autem terenowym lub w wyj tkowych przypadkach – Daci . Potem – droga główna nagle i niespodziewanie …urwała si . Na skutek jakiego osuni cia ziemi droga po prostu znikn ła zamieniaj c si w kilkumetrow wyrw . Dodajmy – od strony, od której jechali my nie stał nawet aden znak, po prostu jest asfalt, a za chwil jest ju tylko wielki dół. Gdyby to była noc, prawdopodobnie sko czyliby my na jego dnie. Id c ladem Rumunów udało nam si jednak przedosta na drug stron , przeje d aj c nie bez trudu polem od strony, od której nie było osuni cia. Po wjechaniu w Góry Fogaraskie wspi li my si jeszcze po ponad 1600 (?) schodach na ruiny zamku, w którym przebywał sam Wład Palownik – pierwowzór filmowego Draculi (w przeciwie stwie do komercyjnego „zamku Draculi” w Branie, w którym Dracula nigdy nie był). Ja z Mart o mało nie potrzebowali my defibrylatora, ale udało si i po podziwianiu widoków z góry udali my si dalej Szos Transfogarask . Zgodnie z wcze niejszymi przewidywaniami, najciekawszy jej odcinek okazał si niestety nieprzejezdny o tej porze roku. Tutaj Rumuni po raz pierwszy uratowali nam dupy. Wjechali my bowiem, ju do wysoko w górach, do tunelu (oczywi cie adnego oznakowania przed nim nie było), z którego jak si okazało nie ma wyjazdu, bo wyjazd ten jest od samego dołu po sam sufit zawalony gigantycznymi zwałami niegu. Id c za przykładem jednej Rumunki próbowali my wyjecha bocznym wyj ciem, jednak przy tej próbie zawiesili my nasz nisk i dług Skod tak, e za nic nie mogli my si stamt d wydosta . Na szcz cie po niedługim czasie nadjechał samochód z kilkoma Rumunami, którzy wraz z Krzychem podnie li przód auta, a mi w ten sposób udało si z powrotem wycofa do tunelu. Dowiedzieli my si te , e nawet gdyby z tego tunelu udało nam si wyjecha , to dalej ta trasa i tak nie była przejezdna. W ramach podzi kowa nasi wybawcy dostali od nas karton ywca, a my Szos Transfogarask wrócili my w kierunku Curtea de Arges. Jedyne dwa pensjonaty w miasteczku były jednak zaj te i po przypadkowym spo yciu w knajpie mó d ku (cho o tym, e był to mó d ek dowiedzieli my si – znów przypadkiem - dopiero kilka dni pó niej) pojechali my dalej, gdzie znów w przydro nym hotelu sp dzili my noc, by rano wyruszy w dalsz podró . Poniewa po dwóch dniach podró y przez Rumuni udało nam si dojecha zaledwie w miejsce, które wg Autroute’a mieli my osi gn ju po pierwszym dniu – zmuszeni zostali my do zmodyfikowania naszych planów i nast pnego dnia pojechali my prosto do Bukaresztu, pomijaj c Braszów i wulkany błotne. Do stolicy dojechali my bez problemu bezpłatn i z reguły wietnie utrzyman autostrad (cho był i krótki odcinek w fatalnym stanie), gdzie rzucili my okiem na bukareszta ski Pałac Parlamentu (druga pod wzgl dem wielko ci po Pentagonie budowla wiata i kolejny kaprys Ceausescu), Łuk Triumfalny, bulwary (jeszcze jeden kaprys dyktatora, który dla swej wizji wyburzył wier miasta) i metro. Bukareszt – nazywany Pary em Wschodu robi w zasadzie bardzo pozytywne wra enie, a ci gn cy si fontannami główny bulwar prowadz cy do Pałacu Parlamentu prezentuje si du o lepiej ni osławione paryskie Pola Elizejskie. Tyle tylko, e to znowu wyspy monumentalnego pi kna w ród otaczaj cej biedy. Jeszcze tego samego dnia skierowali my si w kierunku wybrze a Morza Czarnego (i znów stukilometrowy kawałek doskonałej autostrady), gdzie dotarli my pod wieczór i na skutek niemo no ci znalezienia wolnych miejsc noclegowych w miejscowo ci Mamaia trafili my w ko cu do Costinesti na południe od Constanzy. Tutaj zadekowali my si w hotelu, kiedy pewnie jednym z bardziej reprezentacyjnych na wybrze u, dzi – potwornie podupadłym, z windamizabytkami działaj cymi rednio przez 3h dziennie i dziurami w podłodze, przez które mo na było spojrze w dół szybu windy, zlikwidowanymi kaloryferami od którego pi tra, oble nym omletem na niadanie w hotelowej restauracji w stylu najlepszych czasów PRLu, niewypłacaj cym pieni dzy bankomatem i pokojem, który Marta poszła reklamowa i wymieni na inny jako, e w tym było „zbyt wietrznie” . Krzysiu przekonywał j wprawdzie, e to na pewno wentylator, jednak to nie był wentylator, a silny, chłodny wiatr wiej cy tego dnia przez stare, nieszczelne okna od Morza Czarnego Pewnie za kilka lat, gdy ten hotel wpadnie w r ce kapitału zagranicznego, znów b dzie l nił dawnym blaskiem (i cenami b d cymi kilkunastokrotno ci dzisiejszych). Tego samego wieczora zjedli my jeszcze naprawd paskudne arcie z grilla, a potem trafili my przypadkiem na wietny koncert rumu skiego zespołu Voltaj (Voltage), gdzie rozweseleni piwkiem za 1,80 lei poszli my na dalsze balety do Disco Max :D (a mo e to było ju nast pnego dnia? – nie pami tam). Tutaj laskom szybko si znudziło i poszły do domu, a my z Krzysiem koncertowo urobili my si Stalinskay , poszaleli my z rumu sk trudn młodzie na parkiecie, pobratali my si z andarmeri i nad ranem, cho nie było łatwo, ze piewem na ustach – wrócili my do hotelu :-D. Nast pnego dnia pojechali my wzdłu wybrze a do granicy bułgarskiej (któr nawet sobie piechot przekroczyli my). Ogólnie rumu skie wybrze e jest zaniedbane, na pla y stoj np. d wigi i co kopi , obok w miar zadbanych budynków stoj kompletne ruiny, a cało sprawia wra enie, jakby nikt nad tym nie panował. Nie ulega jednak w tpliwo ci, e z roku na rok b dzie w tym wzgl dzie coraz lepiej, a kupno ziemi, któr mo na tam dzi dosta nawet po 2 euro za metr kwadratowy, byłoby bez w tpienia inwestycj , która w ci gu kilku lat dałaby najpewniej kilkusetprocentowe zyski. Po krótkim, acz intensywnym imprezowaniu na wybrze u pojechali my dalej na północ, bo pogoda nie skłaniała do pla owania, a i samym pla om bardzo daleko było do uroku pla Rewala albo Łeby. Po dotarciu do Tulczy u wej cia Delty Dunaju okazało si , e tego dnia nie ma ju wi cej promów po adnym z trzech głównych ramion Delty. Promy te pływaj do osad, do których dosta si mo na wył cznie drog rzeczn . Udali my si wi c samochodem wzdłu najbardziej wysuni tego na południe ramienia (tj. ramienia w. Jerzego, o ile dobrze pami tam), mniej wi cej do połowy jego długo ci, gdy tylko tam prowadzi jedyna dost pna autem droga w Delcie. Czas zatrzymał si tu chyba ze 100 lat temu, a ludzie yj yciem nie ró ni cym si wiele od ycia swoich dziadków i pradziadków, od zawsze podporz dkowanego wielkiej rzece. Tutaj w drewnianym domku na samym ko cu wiata sp dzili my noc. Gdyby mie wi cej czasu, a przede wszystkim pieni dzy (ok. 100 euro), mo na było wynaj star łajb wraz z jej jednoosobow obsług i popłyn szlakiem niezliczonych jezior, jeziorek, odnóg i odnó ek Dunaju po nieska onych cywilizacj terenach, do których nie prowadzi adna droga. Nas jednak ju czas mocno gonił, a rodki finansowe szybko si kurczyły, dlatego ju nast pnego dnia przez Tulcz opu cili my Delt Dunaju i skierowali my si w dalsz drog w kierunku w wozu Bicaz, po drodze pokonuj c Dunaj przepraw promow w Galati. Wszystko szło sprawnie i dobrze do czasu a wpadli my na drodze w koszmarn dziur , na której skasowali my dwa koła. Wła ciwie musiało si to pr dzej czy pó niej sta , bo przy tym stanie dróg objechanie dookoła Rumunii bez takiej przygody graniczyłoby z cudem. A cuda jak wiadomo zdarzaj si rzadko. Rumuni tutaj po raz drugi ju uratowali nam tyłki. Miła babka ze sklepu bezinteresownie poszła po mechanika, który specjalnie dla nas otworzył swój warsztat, gdzie za dwadzie cia lei wyklepał nam felgi tak, e wygl daj niemal jak nowe. Opony na szcz cie były całe, wi c – z trzygodzinnym opó nieniem wprawdzie – mogli my ruszy w dalsz drog . Go ciowi odpalili my 20 lei plus 30 napiwku, a babce dali my bombonierk . Kawałek dalej, niedaleko w wozu, w miejscowo ci Bicaz, znale li my przyjemny nocleg (tam jedyny raz podczas naszej wyprawy spotkali my naszych rodaków, generalnie za w ogóle nie widzi si w Rumunii zbyt wielu turystów), zjedli my co i nast pnego dnia pojechali my podziwia drugi pod wzgl dem gł boko ci w wóz Europy oraz Czerwone Jezioro. W wóz w istocie wygl da nie le. Tego samego dnia dotarli my do Viseu de Sus, gdzie ja z Pulpetem z samego rana wyruszyli my cudown , le n , w skotorow kolejk dolin rzeki Wazer w gł b Gór Marmaroskich. Dla kogo , kto interesuje si kolej , miejsce to jest absolutnie niezwykłe, a robi niemałe wra enie tak e i na tych, którzy nie czuj specjalnego poci gu ;) do transportu szynowego. Ci gni te przez w skotorowy, zu yty parowóz, trzeszcz ce na ł czeniach wagony do drewna, które w ka dym innym miejscu Europy dałoby si obejrze w najlepszym wypadku w skansenie lub na krótkiej turystycznej trasie, tutaj codziennie, od kilkudziesi ciu lat u ywane s do zwykłej, codziennej pracy, wo c robotników le nych i drewno z gł bi gór, obsługuj czynn niemal w cało ci sie w skotorowych górskich szlaków. Dookoła cudowne krajobrazy, rzeka, góry, cisza i przestrze . Dla mnie było to zdecydowanie najcudowniejsze miejsce, w jakie trafiłem podczas tego wyjazdu. Przy okazji w Viseu de Sus trafili my na najlepsz poznan przez nas knajp w Rumunii, przynajmniej je li chodzi o jedzenie, bo wystrój nie odbiegał od pozostałych. Krzysiu kupił sobie jeszcze na koniec w sklepie rumu sk muzyk i tego samego dnia wyruszyli my w kierunku Polski, po drodze zahaczaj c jeszcze o jedyny w swoim rodzaju cmentarz w Sapancie, gdzie na nagrobkach namalowane s obrazki ukazuj ce postacie zmarłych podczas ich codziennych zaj , a czasem - przyczyn ich mierci (np. obrazek go cia, który wpierdzielił si Daci w drzewo). Jest tam tak e nagrobek zało yciela tego cmentarza, jego za dzieło kontynuuje dzi jego syn. Cmentarz ten to chyba obiekt jedyny taki w Europie, a mo e i nie tylko Europie, wzbudza spore zainteresowanie, a podczas naszej wizyty była tam tak e kamera włoskiej telewizji RAI. I to w zasadzie miał by koniec naszej wyprawy. Potem miał by ju tylko szybki przejazd do Polski, gdzie Marta na 7:00 miała i do pracy, Pulpet popołudniu miał zosta chrzestn , a Krzysiu miał w planach rozgrywane tego dnia we Wrocławiu zawody u lowego Grand Prix. Wszystko jednak stan ło na głowie w chwili, gdy wyje d aj c z Satu Mare – rumu skiej miejscowo ci poło onej 10 km od granicy w gierskiej poczułem, e nie działa wspomaganie kierownicy, w chwil pó niej zauwa yłem kontrolk braku ładowania, a ju kilka minut pó niej zacz ło dymi si spod maski na skutek zagotowania si wody w chłodnicy. Długo by mo na opowiada , co działo si potem. Dwóch przypadkowych rumu skich kolesi po raz trzeci ju próbowało uratowa nam dupy (cho jak si potem okazało – tym razem uratowa si nie udało i Marta nie dojechała do pracy, Pulpet nie został chrzestn , a Krzysiu Grand Prix słuchał przez telefon komórkowy na warszawskim Ok ciu :D). Jeden z tych go ci woził nas i je dził z nami po całym Satu Mare w poszukiwaniu dla nas paska klinowego (który ostatecznie niemal e cudem udało nam si zdoby ), drugi ryzykuj c utrat pracy wpu cił nas do zakładu na podno nik, gdzie z trudem udało si zało y pasek. Raz jeszcze serdeczno Rumunów poznali my, gdy jeszcze inny z nich, zapytany potem o drog , bez wahania wsiadł w samochód i podprowadził nas pod same rogatki Satu Mare. Tak po prostu, eby nam pomóc, bo spytali my o drog . Niestety – ju po kilku kilometrach okazało si , e brak paska klinowego był tylko rezultatem, a nie przyczyn naszych problemów, które w istocie tkwiły w uszkodzonej rolce alternatora. Podje d aj c po kilometrze, gasz c silnik (by si ostudził) i znowu kilometr jazdy, dojechali my tak do granicy z W grami, gdzie zadzwonili my na PZU assistance (które to ubezpieczenie wykupiłem przezornie przed wyjazdem za 12 zł/łebka). Pomijaj c szczegóły i nasz walk (np. z nic nie rozumiej cymi w adnym innym ni w gierski j zyku pracownikami serwisu Skody), PZU zorganizowało i opłaciło nam lawet do serwisu, hotel na W grzech, kierowc z samochodem, który zawiózł nas na stacj kolejow , przejazd IC do Budapesztu, tam samochód z kierowc z dworca na lotnisko i przelot LOTem przez Warszaw do Wrocławia. Teraz mi jeszcze opłaci i zorganizuje powrót po samochód t sam mniej wi cej drog . Na koniec jeszcze, aby nie brakło atrakcji, mogli my sobie poogl da polskie piekiełko w samolocie euroLOTu WarszawaWrocław, z którego „SZEFOWA POKŁADU W TYM REJSIE” wyprosiła dziabni t pasa erk , w moim odczuciu – dla bezpiecze stwa lotu absolutnie niegro n . Przez pół lotu trwały potem dyskusje i kłótnie na pokładzie mi dzy pasa erami i SZEFOW POKŁADU W TYM REJSIE oraz wzajemnie mi dzy pasa erami, czy ta nieszcz sna pani powinna zosta wyproszona. Jak w tandetnym talk show. Efektem tego wystartowali my 30 min po czasie. Na pierwszej stronie pokładowej „Wyborczej” zdj cia wicepremiera Leppera i wicepremiera Giertycha ciskaj cych sobie dłonie. „Nasz dziennik” ogłasza: mamy najlepszy polski rz d od upadku PRLu. Ju mi si podoba. Dobrze by znowu w domu :/ Ogólne wra enia z Rumunii? Kraj momentami szokuje, momentami mieszy, momentami zachwyca. Nie była to łatwa podró . Nie była te wcale tania. Wiele razy czuli my si mocno zm czeni: wydłu aj cymi si przejazdami, niespodziewanymi problemami i nieprzewidywalno ci wielu zdarze . Nie jest to pierwszy kraj, jaki poleciłbym komu , kto wła nie przyjechał do Europy. Nie da si jednak zaprzeczy , e dla wytrwałych i ciekawych wiata podró ników ma do zaoferowania niezapomniane miejsca, wra enia oraz serdecznych i pomocnych ludzi. Dave, 10.V.2006