Kieleckie historie żeglarskie

Transkrypt

Kieleckie historie żeglarskie
2 - 5 maja 1968 – Puchar Juniorów, Białobrzegi.85
Jerzy Berczyński:
Startowało 140 Cadetów. Byłem czwarty z Grześkiem Chłopkiem na załodze. Wygraliśmy
wtedy jeden z wyścigów. To niesamowity widok mieć za sobą 139 łódek.
27 – 30 czerwca 1968 – Mistrzostwa Polski Juniorów w klasie Cadet, Charzykowy.
Startują 93 załogi. Wygrywa Niemiec Wolfgang Hasse, Jerzy Berczyński (Mewa Kielce)
jest piąty (czwarty z Polaków).
1. Wolfgang Hasse – Burkhard Steinhagen (SCT Schwerin NRD),
2. Popławski – Zembrzuski (KS Sokół Ostróda),
3. Leon Wróbel – Grzegorz Rasiński (AZS Warszawa),
4. Czesław Cycyński – Andrzej Ciszewski (KS Sokół Ostróda),
5. Jerzy Berczyński – Grzegorz Chłopek (Mewa Kielce),
6. Zbigniew Kania – Jacek Kania (AZS Warszawa).
Jerzy Berczyński:
Pojechaliśmy do Charzyków w dwa Cadety – Jurek Chłopek i ja, aby potwierdzić
kwalifikacje na Mistrzostwa Świata. Do pomocy dostaliśmy Wojtka Kubackiego, jako
szefa ekipy. Było strasznie zimno, złe warunki lokalowe - ciasne budy z płyty wiórowej,
cztery prycze, wiecznie mokre ubrania. Spaliśmy w mokrej pościeli. Nikt z Kielc nie
zamówił nam wcześniej wyżywienia, więc mogliśmy liczyć na obiady tylko wtedy, gdy
zostało coś po innych ekipach. W praktyce sprowadzało się to do tego, że robiono nam
jajecznicę. Znienawidziłem jajka po tych regatach.
W przedostatnim dniu regat zwalił się na nas potężny wiatr. Zmierzono 9 stopni
Beauforta. Wywróciłem się przez dziób płynąc baksztagiem. Wpadłem do wody. Za
chwilę słyszę straszny huk. To Jan Bronicki wjechał w mojego Cadeta. Wyrwał mi w dnie
dziurę.
Naprawialiśmy łódkę sami we dwóch z Grześkiem w Funce. Było zimno i mokro. Żywica
nie chciała wiązać, nagrzewaliśmy ją lampami. Skończyliśmy dopiero bladym świtem.
Poszliśmy pięć kilometrów do Charzyków, żeby się zdrzemnąć. Po dwóch godzinach snu w
mokrym ubraniu trzeba było płynąć na start. Było nam wszystko jedno, jakie miejsce
zajmiemy. Nawet nie mieliśmy siły stawiać spinakera.
Na tych regatach powtórzyła się w pewnym sensie sytuacja ze Spartakiady w Trzebieży.
Do czołówki wdarły się dwie nieznane nikomu załogi z Ostródy, ośrodka słynącego do
dziś z tradycji szkutniczych.
Pamiętam, że był kłopot ze ściągnięciem naszych łódek z tych regat. Ktoś je przywiózł
dopiero na kilka dni przed wyjazdem na zgrupowanie do Giżycka. W końcu na
Mistrzostwa Świata wziąłem jakiś kadłub z Kielc bo ten stary był bardzo poobijany.
Akurat przyszły dwa nowe Cadety i wyszykowali mi jeden. Ze starej łódki zabrałem tylko
miecz. W nowej łódce musiałem pogrubić maszt, żeby spełniał przepisy klasowe.
Owinąłem go bandażem i pomalowałem.
Sierpień 1968 – Zgrupowanie przed MŚ klasy Cadet
Jerzy Berczyński:
Przed mistrzostwami było zgrupowanie. Rozegrano dla wszystkich dwa kontrolne
wyścigi. Obydwa wygrałem.
Andrzej Pacanowski:
Jechaliśmy na to zgrupowanie dużą grupą zawodników z klubu. Kilka łódek załadowano
na Stara. Dwóch, trzech chłopaków jechało w szoferce, a ja z innymi na pace, na
85
Delegacja Janusza Okupnego.
rozłożonych materacach. Wyjechaliśmy dość późno i szybko zasnęliśmy. Tknięty jakimś
przeczuciem, obudziłem się. Okazało się, że śpiąc zsunąłem się z góry sienników – nogi
już wystawały mi za burtę samochodu. Nie zasnąłem więcej tej nocy ze strachu.
11 - 14 sierpnia 1968 – Mistrzostwa Świata Klasy Cadet w Giżycku
Startuje 60 załóg z 8 krajów. Między nimi dwa Cadety z Mewy Jerzy Berczyński –
Grzegorz Chłopek oraz Jerzy Chłopek - Mieczysław Nowakowski.
Kielecka załoga Jerzy Berczyński – Grzegorz Chłopek w dramatycznych okolicznościach,
na dziesięć metrów przed metą, traci miejsce na podium. Ostatecznie zdobywają 9
miejsce.
Przebieg Mistrzostw, w artykule „Sześć dni walki” opisuje miesięcznik Żagle z 1968 r. :
„Do pierwszego wyścigu III Żeglarskich Mistrzostw Świata w klasie "Cadet" uczestnicy
wystartowali w dzień po uroczystym otwarciu imprezy czyli w poniedziałek 12 sierpnia.
Ich pracowite przedpołudnie na trasie regatowej nie dało jednak wyników punktowych.
Wyścig ten został unieważniony przez Komisję Regatową, a sprawa była wybitnie
precedensowa, gdyż podobnego przypadku nie przypominają sobie najwybitniejsi
fachowcy żeglarstwa. Zaistniała bowiem taka sytuacja, że już po starcie zmienił się
kierunek wiatru i Komisja Regatowa wyraziła zgodę na niewielkie przesunięcie boji
kierunkowej nr 2. Chodziło o to, by zawodnicy rzeczywiście halsowali na wiatr. Później
wiatr zniósł boję o dalsze kilkadziesiąt metrów. W związku z tym wszystkim niektórzy
zawodnicy znaleźli się w niedogodnej pozycji i zostali poszkodowani.
Biorąc to pod uwagę i postępując w myśl ducha przepisów regatowych wyścig
ostatecznie unieważniono.
Pierwszy uznany wyścig odbył się zatem w dniu następnym. Potwierdził on
zasygnalizowaną w poniedziałek wysoką formę żeglarzy NRD. Zawodnicy wystartowali
przy wietrze około 3 stopni B.
Początkowo prowadziła załoga Leona Wróbla, jednak przy trzecim znaku kursowym nasi
zawodnicy mieli wywrotkę, gubiąc przy niej bom spinakera. Dalej płynęli więc już bez
tego żagla, spadając na dalszą pozycję i zajmując ostatecznie 7 miejsce. Przez długi czas
całą stawkę prowadził następnie Zbigniew Kania, ścigany przez dwie załogi NRD. Na
ostatniej halsówce nasz rutynowany zawodnik popełnił jednak błąd taktyczny, nie
pilnując zagrażającej mu bezpośrednio załogi Bernharda Muellera. Przeciwnik potrafił to
umiejętnie wykorzystać i jako pierwszy wpłynął na metę, wyprzedzając Kanię o 10
metrów. Trzecie miejsce zajęła załoga Klausa Boehlicke z NRD, czwarte zaś Marka
Lewandowskiego. W pierwszej dziesiątce znalazło się 5 załóg Polski i NRD.
W drugim wyścigu doskonale popłynął Leon Wróbel, który prowadził po pierwszym
odcinku na wiatr ze znaczną przewagą nad przeciwnikami. Na ostatniej halsówce nasza
utalentowana załoga przeżywała ciężkie chwile, gdyż poszedłszy w kierunku brzegu
jeziora znalazła się w paśmie słabszych podmuchów i przeciwnicy zaczęli ją szybko
dochodzić. Losy wyścigu rozstrzygnęły się dosłownie na ostatnich metrach trasy, gdzie
Wróbel nie dał się jednak wyprzedzić i wpłynął na metę, wysuwając się na prowadzenie
w klasyfikacji łącznej. Płynących w czołówce żeglarzy NRD wyprzedziła również druga
nasza załoga, Jan Bronicki i Wojciech Nowicki z MKS Mrągowo, zajmując drugie miejsce.
Trzecia była załoga NRD Thomas Hacht — Ekkehard Richter, która zapewniła sobie w ten
sposób drugie miejsce w klasyfikacji łącznej.
Następnego dnia, w czwartek, rozegrano dwa wyścigi z godzinną tylko przerwą na
jeziorze, w czasie której młodzi żeglarze mogli nieco odpocząć i posilić się. W pierwszym z
nich załoga Wróbel — Pietrucha wyszła ze startu na dalszej pozycji i przez oba kolejne
okrążenia systematycznie przesuwała się do przodu, wyprzedzona ostatecznie na mecie
jedynie przez Klausa Boehlicke z NRD. Trzeci na mecie był Wolfgang Haase dalsze zaś
miejsca zajęli nasi żeglarze załogi Miecz. Krzymińskiego i Jerzego Berczyńskiego. Ta
ostatnia, reprezentująca kielecki klub Mewa, była prawdziwą sensacją tego wyścigu.
Przez dłuższy czas płynęła na czele całej stawki.
Po tym wyścigu Leon Wróbel umocnił się na pozycji lidera w klasyfikacji łącznej. Niestety
stracił ją w czwartym wyścigu mistrzostw, po niezbyt pomyślnym znów starcie, nie
potrafiąc dojść do czołówki i zajmując ostatecznie 12 miejsce. Na prowadzenie w
klasyfikacji wysunęli się przed Wróbla zdobywcy trzeciego miejsca w tym wyścigu, załoga
NRD Hacht — Richter. Triumfatorem biegu został pierwszy lider mistrzostw B. Mueller z
NRD, który już w drugim wyścigu spadł na dalsze miejsce w klasyfikacji. Drugie miejsce
zajęli doskonale w tym dniu żeglujący bracia Zbigniew i Jacek Kania.
W piątym wyścigu, rozegranym przy wietrze przekraczającym w podmuchach 4 stopnie
B, od początku na prowadzenie wysunęła się załoga Bronicki — Nowicki. Młodzi żeglarze
z Mrągowa przez dwa okrążenia płynęli na czele stawki i jedynie przez wywrotkę na
ostatnim kursie na wiatr utracili pewne niemal zwycięstwo. Pierwszy wpłynął na metę
Zbigniew Kania, został on jednak wyprotestowany wskutek nieprawidłowego minięcia
pierwszej boi. Zwycięstwo w tym wyścigu przypadło więc drugiej na mecie załodze
Krzymiński — Niemiec z AZS Gdańsk. Trzy następne miejsca zajęły załogi NRD, nie było
jednak wśród nich lidera po czterech wyścigach. T. Hacht wystartował w tym dniu bardzo
słabo i w ogóle nie ukończył wyścigu, gubiąc w czasie wywrotki części osprzętu. Na czoło
klasyfikacji łącznej wysunęli się zdobywcy trzeciego miejsca w tym wyścigu, załoga NRD
Haase — Steinhagen. Leon Wróbel zajął tym razem 8 miejsce, nie tracąc drugiej pozycji w
punktacji ogólnej.
Walka o tytuły rozstrzygnęła się dopiero w ostatnim, rozegranym w środę wyścigu
mistrzostw. Był on raczej niemiłym końcowym akcentem tej imprezy, której uczestnicy
dali pokaz dążenia do zwycięstwa za wszelką cenę oraz walki niezgodnej z zasadami
sportowego „fair play". Głównymi bohaterami tych wydarzeń byli żeglarze NRD i Polski.
Trzeba przyznać, że taktykę pływania zespołowego wprowadzili na tych regatach nasi
najgroźniejsi przeciwnicy, polskie zaś załogi stosowały ją dopiero w dwóch ostatnich
wyścigach.
W wyścigu tym na czoło stawki wysunął się lider mistrzostw W. Haase z NRD. Przez
pewien czas płynął za nim bezpośrednio Wróbel, później jednak wyprzedził go Schwark z
NRD i załoga kieleckiej Mewy ze sternikiem Berczyńskim Do tej czołówki dołączył się
potem Bronicki. Decydująca walka rozegrała się na ostatnim odcinku trasy. Na mecie
pierwszy zdecydowanie był Haase, załoga Wróbla zaś płynęła na piątej pozycji. Przed nim
na metę wchodzili jednocześnie niemal Berczyński, Bronicki i Schwark. Wtedy właśnie
dwie polskie załogi, pragnąc przepuścić jedynego z Polaków z realnymi jeszcze szansami
na tytuł — Wróbla, zrobiły manewr zagradzający Schwarkowi wejście na metę.
Rezultatem różnych taktycznych zagrywek w tym wyścigu było aż 12 protestów, które do
późnej nocy rozpatrywała komisja regatowa. Z pretendujących do czołowych miejsc
żeglarzy zdyskwalifikowani zostali Berczyński i Haase z NRD, ten ostatni nie tylko za
przekroczenie przepisów regatowych na wodzie, lecz również w wyniku protestu
technicznego. Załodze NRD udowodniono mianowicie stosowanie niedozwolonych
urządzeń do regulowania żeglarstwa.”86
Opis ten uzupełnia o ciekawe szczegóły Włodzimierz Głowacki: 87
Szczególnie dramatyczny był końcowy wyścig. Po okrążeniu pierwszego znaku trasy
wycofał się z regat zawodnik NRD Bóhlicke, który w ogólnej punktacji był na ósmej
pozycji. Nie opuścił jednak trasy, jak tego wymagały przepisy regatowe, lecz oczekiwał,
aż na drugim okrążeniu zbliży się czołówka. Prowadził ją jego rodak Haase, z dużą szansą
na tytuł, gdyby udało mu się, co najmniej o dwa miejsca wyprzedzić lidera mistrzostw 86
87
Żagle, 1968, Autorowi chodziło chyba o urządzenia do regulacji żagla, a nie „żeglarstwa”.
Włodzimierz Głowacki, Wspaniały Świat Żeglarstwa, Gdańsk 1972
Wróbla. Wróbel jednak płynął w odstępie zaledwie kilkunastu sekund za Haasem i
odrabiał nieznaczną stratę do swego konkurenta.
Obserwatorzy regat zobaczyli nagle, że Bóhlicke podpłynął do Wróbla i usadowił się po
jego nawietrznej, pokrywając polski jacht żaglami i zabierając mu wiatr. Zmuszony w ten
sposób do odpadania Wróbel zaczął tracić doskonałą pozycję, a Haase szybko powiększał
przewagę nad Polakiem. Była to niedopuszczalna interwencja. Wkrótce zlikwidowała ją
motorówka zawodów. Widoczne było jednak, że zajście to zdezorientowało i
zdenerwowało młodziutkiego Wróbla. Nikt nie przypuszczał, że to niespotykane w
regatach wydarzenie nie mogło mieć żadnego wpływu na ostateczną punktację,
ponieważ Haase w tym wyścigu już wcześniej naruszył przepisy techniczne i przekroczył
prawo drogi. Podlegał więc dyskwalifikacji co najmniej z tych dwóch powodów. Wiedząc
o tym powinien był oczywiście wcześniej wycofać się z regat. Dalszy udział Haasego w
mistrzostwach stał się powodem incydentu na mecie, nieprzynoszącego chluby osobom,
które na licznych motorówkach i jachtach towarzyszących dopingowały polskich
zawodników.
Na krótko przed metą zdenerwowanego po spięciu z Bóhlickem Wróbla wyprzedziły
dwa inne polskie "Cadety". Żeglując w tym momencie nieco słabiej, przyszły mistrz
świata spadł na czwartą pozycję. W oczach widzów oznaczało to groźbę utraty tytułu, na
który Wróbel i Pietrucha zasłużyli w pełni wynikami dotychczasowych wyścigów. Wtedy
rozszaleli się kibice. Podniósł się wrzask "puść Wróbla", jak gdyby chodziło nie o regaty,
lecz o mecz piłki nożnej. Ryk był jednak tak potężny, że płynący na drugiej pozycji polski
zawodnik — mający zasłużoną szansę na trzecie miejsce w ogólnej punktacji —
zawrócił na oczach komisji regat i doprowadził do zderzenia z następnym polskim
"Cadetem", za co oczywiście został zdyskwalifikowany.88
Opisane wydarzenie z ostatniego dnia mistrzostw w Giżycku było tematem wielu
komentarzy. Angielski miesięcznik „Yachting World" napisał, że „w ostatnim wyścigu
toczyła się zaciekła walka [...] i wszystkie niepolskie jachty znajdujące się na dobrych
pozycjach były nadzwyczaj dobrze pilnowane". Nie był to zarzut, lecz stwierdzenie faktu,
występującego często w regatach tego rodzaju. Natomiast prasa polska słusznie
krytykowała potwierdzone szeregiem wypadków próby walki zespołowej, na którą
przepisy regatowe nie zezwalały w żadnym wypadku.
Krytykowano też sam system rozgrywania mistrzostw świata w klasie "Cadet"
dopuszczający do udziału w nich ekipy narodowe złożone z kilkunastu, a nawet
kilkudziesięciu załóg. U zapalczywej młodzieży mistrzostwa indywidualne mogły w takich
warunkach przerodzić się w zaciętą „walkę narodów", co oczywiście byłoby niezgodne z
dobrymi zwyczajami regatowymi i podstawami wychowawczymi jachtingu.
Jerzy Berczyński:
"W 1966 Mistrzem Świata został Błażej Wyszkowski, w 1967 Zbigniew Kania. W 1968 r.
nie mogło być inaczej. Mistrzem Świata musiał zostać Polak, tym bardziej, że
gospodarzem była Polska. Tymczasem szło ciężko. Te regaty najwyraźniej nam się nie
układały.
Mimo wszystko przed ostatnim dniem sytuacja wyglądała tak, że miałem jeszcze szansę
na medal. W wersji optymistycznej mogłem zająć nawet drugie miejsce. W wersji realnej
- trzecie. Zaczęły się jednak problemy.
Po pierwsze, występowały pewne nieporozumienia towarzyskie pomiędzy mną, a
Jerzy Berczyński: Nie było żadnego zderzenia. Odpadłem, zrobiłem zwrot przez rufę i płynąłem
po nawietrznej Niemca. Bronicki też odpadł, ale nie zrobił rufy. To go prawdopodobnie uchroniło
przed dyskwalifikacją. Poza tym – on przypłynął na „swoim miejscu” – nic nie stracił przez ten
manewr.
88
załogantem - Grzesiem Chłopkiem. Poszło o jakiś drobiazg. Przygotowywaliśmy dno na
następny dzień. Ja jestem raczej dokładny w tych sprawach, a Grzesiek - moim zdaniem gapił się wtedy i myślał o niebieskich migdałach. Poniosło mnie. Huknąłem na niego i od
słowa do słowa doszło do przepychanek.
Po drugie, wieczorem Grzesiek poszedł gdzieś "w miasto" i czy to zjadł czy może wypił coś
niestosownego, dość, że na drugi dzień strasznie się pochorował. Tylko w czasie, gdy
płynęliśmy z portu na start trzy razy moczył głowę w wodzie. No to jak on mógł dać z
siebie wszystko na trasie? A wiało przecież dość solidnie. No, ale nic. Płyniemy. W
oczekiwaniu na start wyciągnąłem się wygodnie w łódce. Chwila odpoczynku, dryf. I
nagle trzecie nieszczęście: łup, łup, łup - fala rzuca nas o kamienie. Wyciągnąłem szybko
miecz, żeby się nie rozbił, ale steru podnieść nie mogę.
Przygotowując się do regat przerobiłem aluminiową płetwę sterową. Zaokrągliłem
krawędzie. Okazało się jednak, że przepisy na to nie pozwalają. Płetwa nie może być
zaokrąglona. Ja innej płetwy nie
mam. Co robić? Zrobiliśmy szybko
nową płetwę ze sklejki. Trzeba było
jednak przerobić jarzmo steru.
Drewniana płetwa jest znacznie
grubsza od metalowej. Jarzmo
zostało podcięte, ale trochę za mało
i płetwa sterowa nie chce się
obracać. To jednak nie przeszkadza
pływać. Machnąłem ręką. Jednak,
kiedy łódka wpadła na kamienie nie
mogłem płetwy podnieść. Trzeba tu
jeszcze powiedzieć, co to była za
płetwa. Ósmy cud świata.
Wypolerowana, błyszcząca.
Bakterie się na niej ślizgały.
Warszawiacy przychodzili zwiedzać
te płetwy i nawet wciskali mi
pieniądze, żeby im tylko wypolerować tak samo. Kiedy więc ta płetwa zaczęła tłuc o
kamienie, to chciałem ją ochronić. Niewiele myśląc włożyłem dłoń miedzy nią, a
kamienie. O, tu, na palcu wskazującym mam pamiątkę po tym wydarzeniu. Blizna po 40
latach wygląda jak nowa. Ból potworny, ale przecież nie mogłem się wycofać z
Mistrzostw Świata. Popłynąłem z rozwaloną dłonią.
To był ostatni wyścig. Leon Wróbel, żeby wygrać całe regaty musiał przypłynąć nie dalej
niż na drugim miejscu. Pewien czas faktycznie prowadził, ale spadł gdzieś na piąte
miejsce. Prowadził jeden z Niemców - Hase. Główny faworyt do złota. Odjechał. Był po
prostu szybki. Nie dało się go upilnować. Został później zdyskwalifikowany za jakieś
nieprawidłowości sprzętowe, ale myśmy tego na trasie jeszcze nie wiedzieli. Drugi z
groźnych Niemców był kawałek za mną i za drugim naszym Cadetem (Bronickiego) ...ale
przed Wróblem. Meta już blisko. Byłem drugi, Bronicki trzeci, Niemiec czwarty, Wróbel
piąty. Gdybym wpłynął na metę miałbym medal, ale Polak nie zostałby Mistrzem Świata.
Zawróciłem robiąc zwrot przez rufę. Znalazłem Niemca. Ulokowałem mu się po
nawietrznej i tak sobie płynęliśmy. Na metę pierwszy wpłynął Bronicki, potem Wróbel.
Mieliśmy Mistrza i Wicemistrza. Sędzia główny, widząc, jak wróciłem pilnować Niemca
strasznie się zdenerwował. Złożył protest. Zostałem zdyskwalifikowany. Przesunęło mnie
to na dziewiątą pozycję.
Niestety, nie dostałem żadnej pomocy podczas tego protestu. Tylko Andy Zawieja
doradzał, żeby się bronić: "powiedz, że wypadł Ci czerpak i musiałeś wrócić."
Grzegorz Chłopek:
„Na brzegu niestety nasi działacze już fetowali medal dla Kielc. Nikt nie był w stanie
powalczyć z sędziami. Szkoda, bo była szansa.
Janusz Okupny:
Na te zawody pojechało wielu działaczy. Nawet nie wiem skąd się wzięli. Niektórzy
zupełnie przypadkowi. Dla mnie zabrakło miejsca, a przecież to ja od zera uczyłem
Sławka pływać.