Artem Kozłow - Stowarzyszenie Vox Humana
Transkrypt
Artem Kozłow - Stowarzyszenie Vox Humana
Artem Kozłow Ukrainiec, od 2 lat mieszka w Polsce, informatyk członek grupy teatralnej Fundacji Strefa Wolnosłowa Skąd jesteś? Możesz napisać, że jestem Ukraińcem, chociaż mam nadzieję, że już niedługo będę polskim obywatelem. Pochodzę z Doniecka. Czy to jest Ukraina? Sam nie wiem. Tam gdzie się urodziłem, nikt nie mówił po ukraińsku, nikt nie zajmował się ukraińską kulturą, nikt o Ukrainie nie myślał. Wychowywaliśmy się w kulturze rosyjskiej. Moja babcia czuła się Ukrainką, moi rodzice identyfikowali się ze Związkiem Radzieckim. Ja w dokumentach mam wpisane Ukrainiec, ale wychowałem się na rosyjskiej muzyce, czytałem rosyjskie bajki. Z tatą rozmawiałem czasem po ukraińsku, z mamą tylko po rosyjsku. Dlaczego przyjechałeś do Polski? Wyjechałem w 2012 roku rozumiejąc, że ani „Ukraińcem”, ani „Rosjaninem” zostać nie mogę, bo musiałbym zdradzić część samego siebie. Niektórzy moi koledzy z dzieciństwa opowiedzieli się po stronie separatystów. Ja nie podzielam ich poglądów, ale stając po stronie Ukrainy musiałbym uznać część swojego życia i ludzi, z którymi się przyjaźniłem za wrogów. Polskie korzenie były dla mnie jedyną alternatywą. Odwoływanie się do nich daje mi możliwość nie opowiadania się po jednej ze stron konfliktu. Czy w Twojej rodzinie pielęgnowało się polską tożsamość? Nie. Rodzice mojego dziadka pochodzili z Polski, ale wydaje mi się, że dziadek w papierach miał wpisane Rosjanin, bo były czasy, że to wiele ułatwiało. Ja zacząłem interesować się swoim pochodzeniem w 2009 roku. Przyjechałem do Polski na wakacje, bardzo mi się podobało, poczułem rodzaj bliskości z polską kulturą. Od koleżanki dowiedziałem się o możliwości wyrobienia sobie Karty Polaka. Zacząłem uczyć się języka, zaangażowałem się w działania donieckiej Polonii. Planowaliśmy otworzyć Dom Polonii. Niestety teraz, na skutek konfliktu, wszystkie nasze działania przepadły. W 2012 zdałem egzamin z wiedzy o polskiej historii i kulturze oraz z języka na poziomie B2, wczeszniej dostałem Kartę Polaka, która umożliwiła mi wyjazd do Polski. Czy wcześniej myślałeś o wyjeździe? Kiedyś zachodnia granica wydawała mi się nieprzekraczalna. Zawsze nam mówiono, że tam, na Zachodzie, to biorą tylko najlepszych specjalistów z Ukrainy. Po uzyskaniu Karty Polaka okazało się, że droga do Polski jest dla mnie otwarta. Postanowiłem z tego skorzystać. Czy miałeś problemy ze znalezieniem pracy w Polsce? Od początku postanowiłem wziąć sprawy w swoje ręce. Przeglądałem ogłoszenia, wysyłałem CV i umawiałem się na rozmowy rekrutacyjne. Jeżeli mi odpowiadano, brałem dwa dni urlopu i tanimi liniami lotniczymi przylatywałem do Polski na trzy spotkania, a następnego dnia wsiadałem w samolot i wracałem do pracy. To był jednak zbyt kosztowny i nieefektywny sposób działania. Zdecydowałem się odłożyć trochę kasy, wynająć najtańsze mieszkanie w Warszawie i zacząć szukać czegoś będąc na miejscu. Rzuciłem pracę na Ukrainie, przyjechałem, znalazłem stancję i zacząłem przeglądać ogłoszenia. Przez dwa miesiące przeszedłem dwadzieścia rozmów rekrutacyjnych. W końcu zostałem zatrudniony przez amerykańską firmę J.D.A. Czym się zajmujesz? Skończyłem informatykę w Kijowie. Pracuję przy tworzeniu oprogramowania dla supermarketów. Tworzymy rozwiązania logistyczne dla sieci magazynów, bazy danych, wsparcie techniczne ułatwiające przeprowadzanie remanentu. Lubię to, bo wykorzystuję wszystkie swoje atuty i umiejętności, w pracy używam polskiego, rosyjskiego i angielskiego. Dużo się uczę, zapoznaję się z biznesem. Byłem na szkoleniach w Indiach, w Wielkiej Brytanii, często wysyłano mnie na spotkania biznesowe do Petersburga. Jakie są według Ciebie zalety korporacyjnego stylu pracy? Współpracuję z ludźmi z całego świata: z Chińczykami, Japończykami, Rosjanami, Belgami, Niemcami. Dużo podróżuję. Mamy projekty prawie na całym świecie. Moi koledzy z pracy właśnie polecieli do RPA. Praca, która pozwala robić międzynarodową karierę, daje poczucie bezpieczeństwa. Jest przepustką na każdy kontynent, liczy się tylko moja wiedza i doświadczenie. Można powiedzieć, że korporacja dała mi obywatelstwo świata. Jakie są najbardziej wyraźne różnice między życiem w Warszawie i w Kijowie? W Warszawie jest więcej spokoju. Kijów, gdzie studiowałem i pracowałem, jest zatłoczony, bo to jedyne ukraińskie miasto, gdzie można coś zarobić. Tam cały czas odczuwa się presję. Autobusy są zapchane, ludzie się tłoczą, krzyczą na siebie, od rana są zmęczeni. Przełożeni często zwracają się wulgarnie do swoich pracowników. Dla mnie jest bardzo ważne, żeby był spokój i luz na ulicy. Uświadomiłem sobie, że nie potrzebuję otwartego społeczeństwa, tylko społeczeństwa, które będzie grzeczne. Dlaczego? Dlatego, że w codziennym życiu bardzo ważne jest, żeby nikt nie przeklinał na ulicy, żeby był niski poziom przestępczości i agresji. Natomiast przyjaciół szuka się w konkretnych środowiskach. Osoby o podobnych zainteresowaniach można znaleźć wszędzie, niezależnie czy społeczeństwo jest otwarte, czy nie. Ja interesuję się teatrem, lubię występować na scenie. Na Ukrainie chodziłem na warsztaty teatralne. Po przyjeździe do Warszawy zaangażowałem się w działania Fundacji Strefa Wolnosłowa, która prowadzi otwartą grupę teatralną mającą na celu integrację cudzoziemców i Polaków. Wśród uczestników warsztatów są Polacy, Ukraińcy, Białorusini, Niemcy, jeden Kubańczyk. Nasze spektakle krążą wokół tematyki wielokulturowości i migracji. Prawie wszyscy moi przyjaciele, to osoby, które poznałem na tych warsztatach. Jak powstają Wasze spektakle? Dużo rozmawiamy z naszym dramaturgiem - Tomkiem Gromadką. On później ubiera nasze myśli i odczucia w słowa. Ostatnio graliśmy spektakl „Krótkie historii długiego czekania”. To interaktywny spektakl grany na terenie warszawskiego Targówka. Kolejne sceny odgrywane były na przystankach autobusowych, na które widzowie podjeżdżali komunikacją miejską. Spektakl dotyczył uchodźstwa, oczekiwania na prawo pobytu, prawo do pracy, kłopotów z biurokracją. Ja i dwóch moich kolegów rozmawialiśmy o wojnie na Ukrainie, o tym, który z nas popiera ruchy separatystyczne, a który nie i dlaczego. Co Ci dał udział w działaniach Strefy Wolnosłowej oprócz kręgu znajomych? Działania teatralne dają mi dużo satysfakcji. Kilkakrotnie po spektaklach udzielałem wywiadów. Jeżeli to co robię, jest dość ciekawe, żeby o tym pisać, to znaczy, że dobrze kieruję swoim życiem, że jakoś mi to wszystko poszło. Właśnie mijają dwa lata odkąd przyjechałem do Polski. To dobry moment na zrobienie bilansu - co udało mi się osiągnąć, a czego jeszcze nie. Podsumowując: wszystkie cele, które wyznaczyłem sobie na pierwsze pięć lat, zrealizowałem w przeciągu dwóch. Mam stabilną sytuację zawodową. Znalazłem swoje środowisko, mam przyjaciół. Realizuję swoje pasje. Czuję się tu zadomowiony. Co jest dla Ciebie najważniejsze w Waszych działaniach teatralnych? Najważniejsze jest dla mnie to, że dzięki spektaklom i wywiadom, których udzielamy ludzie dowiadują się, że Ukraińcy, czy Białorusini mogą w Polsce nie tylko sprzątać, ale również zajmować się sztuką. Czy masz wrażenie, że to jest coś, co trzeba udowadniać? Myślę, że tak. Mając kontakt z cudzoziemcami z Europy Zachodniej zauważyłem, że oni nie muszą się starać tak jak ja, żeby zostać zaakceptowanymi, często nie uczą się języka, nie starają zintegrować z Polakami. Tymczasem, będąc Ukraińcem, muszę udowadniać, że nie różnię się od was tak bardzo, że jestem ciekawym i potrzebnym w Polsce człowiekiem.