126 kB

Transkrypt

126 kB
DUCH PRAWDY
Spirit Of Truth
63-0118
William Marrion Branham
Poselstwo, wygoszone przez brata Williama Marriona Branhama we pitek wieczorem,
dnia 18. stycznia 1963 w Church Of All Nations, Phoenix, Arizona, USA. PodjŸto wszelkie
wysiki, by dokadnie przenie™ø mówione Poselstwo w j. angielskim z nagra§ na ta™mach
magnetofonowych do postaci drukowanej. Podczas korekty korzystano równieŒ z nagra§
na ta™mach w oryginalnym jŸzyku oraz z najnowszej wersji “The Message” z r. 2001.
Niniejszym zostao opublikowane w penym brzmieniu i jest rozpowszechniane bezpatnie.
Wydrukowanie tej ksiŒki umoŒliwiy dobrowolne ofiary wierzcych, którzy umiowali to
Poselstwo i Jego Sawne Przyj™cie. Przetumaczono i opublikowano w latach 2001 - 2002.
Wszelkie zamówienia naleŒy kierowaø na adres:
MÓWIONE S~OWO
GUTY 74, 739 55 Smilovice, CZ
tel./Fax: 420 659 324425
E-mail: [email protected]
http://www.volny.cz/poselstwo
KsiŒka ta nie jest przeznaczona na sprzedaŒ.
2
Duch Prawdy
1
Pozosta§my teraz na chwilŸ staø, kiedy siŸ modlimy. Pochylmy nasze
gowy. Nasz sprawiedliwy Niebia§ski Ojcze, kiedy zbliŒamy siŸ do Ciebie
teraz w tym wszystko zaspakajajcym Imieniu Pana Jezusa, pragniemy
Ci oddaø chwaŸ za to, co Ty uczynie™ dla nas, co nasze oczy widziay i
nasze uszy syszay w tych ostatecznych dniach ko§czcych siŸ scen
historii tego ™wiata, kiedy czas zanika i przechodzi do wieczno™ci i
widzimy te ™wiecce ™wiata, i wiemy, Œe nie potrwa to juŒ dugo do
przyj™cia Pana Jezusa.
2
Chcieliby™my CiŸ poprosiø, Niebia§ski Ojcze, aby™ o nas pamiŸta
dzisiaj wieczorem. A jeŒeli jest w nas co™ zego, wyjmij to Panie, dzisiaj
wieczorem, aby™my siŸ mogli pokazaø przed Tob, gdyby™ przyszed
dzisiaj wieczorem. Modlimy siŸ o chorych i bŸdcych w potrzebie.
Modlimy siŸ o Twój Ko™ció zarówno tutaj jak i po caym ™wiecie, o
Twoje dzieci wszŸdzie w kaŒdym narodzie, aby™my mogli oczy™ciø nasze
szaty we Krwi Baranka i usyszeø to woanie: Oto Oblubieniec
przychodzi. Wyjd›cie Mu na spotkanie”. Oby™my mogli w tym czasie,
Panie, z aski BoŒej i dla zasug Jezusa, Któremu ufamy, ochŸdoŒyø nasze
lampy i potem wyj™ø na spotkanie z naszym Oblubie§cem. We› Sowo
Pa§skie dzisiaj wieczorem i obrzeŒ nasze serca. Wyjmij wszelkie
niedowiarstwo z nas. Daruj nam wspaniae naboŒe§stwo. Prosimy o to w
Imieniu Jezusa. Amen. MoŒecie usi™ø.
3
Jest to naprawdŸ mie byø znowu tutaj w tej ™wityni Pa§skiej dzisiaj
wieczorem na naboŒe§stwie. PrzeŒyli™my najwspanialsze chwile wczoraj
wieczorem u brata Groomera. Przypominam sobie, Œe ubiegego roku
mieli™my tam równieŒ wspaniae chwile.
PrzeŒywali™my wspaniae chwile wszŸdzie. Pan pobogosawi nas po
prostu nadzwyczaj obficie, wiŸcej niŒ siŸ w ogóle spodziewaem, Œe On
nas pobogosawi. Lecz On jest po prostu tak peen miosierdzia i
dobroci, i jest tak dobr rzecz poznaø Go, nieprawdaŒ? I pomy™lcie,
poznaø Jego to ycie. Poznaø Go jest yciem.
4
OtóŒ, jutro wieczorem bŸdziemy w Zborze Central Avenue _ my™lŸ,
Œe tak siŸ nazywa; u brata Fullera, kolejnego zacnego brata. I ja my™lŸ, Œe
to jest wielki zbór, tam u niego. I mam nadziejŸ, Œe moŒe bŸdziemy mogli
urzdziø kolejkŸ modlitwy, jeŒeli to bŸdzie odpowiadaø bratu Fullerowi.
WiŸc my^ A potem _ nastŸpnego dopoudnia bŸdziemy w zborze _
my™lŸ, Œe nazywa siŸ Apostolski Ko™ció tutaj w Phoenix. I nie
przypominam sobie po prostu, kto jest jego pastorem, kim jest ten brat. I
ja _ czy byem tam ubiegego roku? [Brat odpowiada: Nie” _ wyd.]
5
A nastŸpnie w niedzielŸ wieczorem u naszego drogiego brata Outlaw
_ w jego zborze tutaj powyŒej _ w Ko™ciele Imienia Jezus. I ja jestem w
wielkim oczekiwaniu, równieŒ moja rodzina, by tam pój™ø i usyszeø co™
DUCH PRAWDY
3
z tego piŸknego ™piewania. Billy Paul powinien to znaø szczegóowo na
pamiŸø. My grali™my t pie™§: Ja idŸ do góry, do góry” tak dugo, aŒ
szczerze mówic ta pie™§ stara siŸ niemal z ta™my. On j wcza w
biurze i bez wzglŸdu na to, o której porze dnia tam wszedem, on gra to:
Do góry tam, do góry tam” po prostu w kóko^ My™my j zuŒyli przez
cige odtwarzanie i to nagranie jest niemal starte.
6
Wiecie, odczuwaem dzisiaj wieczorem, Œe jestem trochŸ ochrypy.
Pomy™laem sobie: O rety, gdybym tylko móg zobaczyø kogo™, kto
mówiby zamiast mnie”. I przypadkowo spojrzaem tutaj na drug stronŸ
i zobaczyem Jacka Moore. To bŸdzie zupenie wa™ciwe _ ja wcale^ O,
ja my™lŸ, Œe to byoby po prostu cudowne, bracie Jack. [Brat odpowiada
_ wyd.] NuŒe, suchajcie tego.
I my™lŸ, Œe widzŸ równieŒ brata Roy Bordersa, siedzcego tutaj. Tak
jest. Brat Noel Jones siedzi takŒe tutaj. O, moi drodzy. Ja usugujŸ po
prostu wszŸdzie po okolicy. My™lŸ, Œe byoby dobre, gdybym trochŸ
odpocz, wiecie, i poprosi kogo™ z tych zacnych mŸŒów, by wystpi
tutaj i przemawia zamiast mnie, kiedy jestem ochrypy, wiecie. Brat
Jack mi powiedzia: Nie ma Pana w tym objawieniu”.
OtóŒ, byem zmŸczony, kiedy przyszedem, a byem trochŸ zmŸczony
przez cay czas. I widzŸ ludzi, stojcych tam. Wiem, Œe oni musz staø i
trochŸ mnie to cieszy, Œe stojŸ razem z nimi. WiŸc niech was Pan
bogosawi.
7
I spodziewamy siŸ teraz tych nastŸpnych naboŒe§stw, które s przed
nami. A wiŸc, w nastŸpnym tygodniu jest to w Zielono™witkowych
Zborach i w innych. Zako§czymy w nastŸpn ™rodŸ wieczorem na ulicy
11. i Garfield (nie potrafiŸ ich po prostu wszystkich zapamiŸtaø), my™lŸ,
Œe w Pierwszym Zborze BoŒym w tym mie™cie. A potem rozpoczyna siŸ
konferencja w Ramada.
A obecnie urzdzili bankiet dla biznesmenów tam _ w gównym
mie™cie Arizony, w Tucson. I oczywi™cie, wszyscy wiemy, Œe Phoenix i te
miejscowo™ci s tylko peryferiami tego miasta. A zatem, to siŸ zgadza.
Ono jest gównym miastem. Ono jest miastem, w którym mieszkam,
wiecie, wiŸc^ Tak wiŸc _ tam na wzgórzu. A zatem to miasto jest po
prostu jakby jego peryferi. Wiecie, jest mi rzecz mieø was wszystkich
jako ssiadów, wiŸc^
8
My™lŸ, Œe to by brat Rasmusson, który pewnego wieczora powiedzia
co™ takiego na naboŒe§stwie, i ach, moi drodzy, niemal zrujnowa to
naboŒe§stwo. My™lŸ, Œe byli™my w Houston, a to byo Ramsar. Tam
wa™nie to byo. On powiedzia^ Owego wieczora zstpi Anio Pa§ski
i oni zrobili to zdjŸcie, a on powiedzia: Wy ludzie tutaj z okolicy _ z
Dallas” _ powiedzia _ wiemy, Œe to s peryferia Houstonu”. I ach, moi
drodzy! Teksas nie móg siŸ z tym zgodziø tak, jak niektórzy z was tutaj
potraficie. WiŸc w tym naboŒe§stwie nastaa grobowa cisza. OtóŒ, On
jest jednak bardzo dobry.
4
MÓWIONE S~OWO
A zatem, my™lŸ, Œe otworzymy teraz Pismo šwiŸte tutaj i po prostu
zoŒŸ krótkie ™wiadectwo, na chwilŸ. Czy to nie bŸdzie trochŸ zmiana? Ja
wa™nie gosiem i uderzaem w to tak mocno, Œe siŸ aŒ wstydzŸ, kiedy
patrzŸ na was. WiŸc moŒe pozwolŸ wam trochŸ wypoczø i zoŒŸ pewne
™wiadectwo o dobroci naszego Pana.
9
Znajd›my miejsce Pisma w ew. Jana _ 16. rozdzia ew. Jana. I mam
zanotowane 16, 12. Chciabym przeczytaø z tego miejsca w ew. ™w. Jana.
Chciabym przeczytaø to Sowo, poniewaŒ dziŸki Sowu wiemy, Œe to jest
prawd. Rozpoczniemy od 12. wersetu i suchajcie teraz uwaŒnie, bo chcŸ
wam podaø ™wiadectwo. A zatem, spróbujŸ przej™ø do usugi trochŸ
wcze™niej. Trzymaem was dotd tak dugo. A jutro wieczorem, wiecie,
pozostaniemy o pó godziny duŒej, to znaczy do okoo pierwszej godziny,
prawda? Rozpoczniemy wiŸc od 12. wersetu:
Mam wam jeszcze wiele do powiedzenia, ale teraz znie™ø nie
moŒecie;
Lecz gdy przyjdzie On, Duch Prawdy, wprowadzi was we
wszelk prawdŸ, bo nie sam od siebie mówiø bŸdzie, lecz
cokolwiek usyszy, mówiø bŸdzie, i to, co ma przyj™ø, wam
oznajmi.
On mnie uwielbi, gdyŒ z mego we›mie i wam oznajmi.
Wszystko, co ma Ojciec, moje jest; dlatego rzekem, Œe z mego
we›mie i wam oznajmi”.
10 Wy wiecie, szczególnie ubiegego wieczora mieli™my may przykad
tego. Zatem, my bŸdc lud›mi penej Ewangelii wierzymy we wszystko
dziaanie Ducha šwiŸtego. I to jest jedyny sposób, jak moŒemy byø
lud›mi penej Ewangelii _ mianowicie wierzyø w ca EwangeliŸ, we
wszystko, co Pan zapisa. I ja wierzŸ, Œe my sami jeste™my niczym.
My jeste™my po prostu jak^ Jak powiedziaem bratu Karolowi
wczoraj, kiedy patrzy siŸ na drzewo _ powiedziaem: Czy to nie jest
piŸkne drzewo palmowe? Lecz mimo wszystko ono nie jest niczym wiŸcej
niŒ popioem wulkanicznym. Tym tylko ono jest”. Dalej powiedziaem:
Jak bardzo ono odróŒnia siŸ od drzewa eukaliptusowego. OtóŒ, czym
jest drzewo eukaliptusowe? Popioem wulkanicznym, w którym jest po
prostu Œycie”. Dalej powiedziaem: Mimo wszystko, czym jestem ja?
Czym jeste™ ty? Popioem wulkanicznym (to siŸ dokadnie zgadza) z
ziemi, prochem z ziemi, w którym jest Œycie”.
11 Lecz kaŒde Œycie zostao zasadzone przez mistrza DawcŸ ycia, a On
po prostu wie, co i jak ma czyniø. I wszystko, co On umie™ci tutaj na
ziemi, jest ku Jego chwale. Gwiazdy s ku jego chwale; wiatry s ku Jego
chwale; kwiaty s ku Jego chwale; a my jeste™my ukoronowaniem Jego
chway.
Lecz wydaje siŸ, Œe wszystko stworzenie jest Mu posuszne, prócz
czowieka. Wydaje siŸ, Œe czowiek po prostu^ On jest w takim stanie,
DUCH PRAWDY
5
poniewaŒ on by jedyn istot, która upada. Wszystko inne pozostao w
swoim oryginalnym stanie. Lecz czowiek upad. Dlatego Bóg ma z nim
cigle bój, by go skoniø do wa™ciwego postŸpowania i posusze§stwa
wobec Niego.
12 A jednym z wielkich problemów dla Boga na przestrzeni wielu lat, w
których toczy siŸ historia ko™cioa, jest znale›ø kogo™, kogo On moŒe
dostaø cakowicie pod Swoje kierownictwo. On potrzebuje tylko jednego
mŸŒa. On zawsze uŒywa jednego mŸŒa w danym czasie. RozwaŒali™my o
tym przez ostatnich kilka wieczorów _ jednego czowieka, nie grupŸ. On
po prostu chce tylko jednego. To jest wszystko, co On potrzebuje, bowiem
dwaj mŸŒczy›ni mieliby dwie odmienne idee. On po prostu bierze
jednego mŸŒa, reprezentuje Samego Siebie przez tego jednego czowieka.
Nigdy nie czyni On tego inaczej. Rozumiecie?
OtóŒ, On ma jedn osobŸ dzisiaj, a t Osob jest Ten, o którym
wa™nie czytali™my: Duch šwiŸty. On jest t Osob, któr Bóg posa na
ziemiŸ _ Duchem Jezusa Chrystusa, Duchem BoŒym, by zamanifestowaø
i pokazaø Chrystusa przez Swój Ko™ció, rozumiecie, by kontynuowaø po
prostu ycie Chrystusa poprzez Ko™ció.
13 OtóŒ, jest to taka cudowna rzecz, a pomimo tego taka prosta,
gdyby™my siŸ tylko zatrzymali i pomy™leli o tym. My czynimy wysiki,
chwiejemy siŸ, boimy siŸ, wpadamy w zaniepokojenie i wtpliwo™ci
rozmy™lajc tylko: OtóŒ, czy muszŸ siŸ gwatem przebijaø?” Nie o to
chodzi. Chodzi po prostu o podporzdkowanie siŸ, rozumiecie, zdaø sobie
sprawŸ z tego, Œe czowiek jest niczym i pozwoliø Mu po prostu, aby ciŸ
kompletnie przej do Swoich rk _ przej twoje my™li, przej twoje^
OtóŒ, ja nie mam na my™li, Œe trzeba przyj™ø do Chrystusa z pustym
umysem. Nie to mam na my™li. Czowiek przychodzi do Niego w swoim
zdrowym umy™le, z korzcym siŸ umysem i w pokorze. I potem mówi:
Panie Jezu, oto jestem. OtóŒ, tutaj w Twoim Sowie jest napisane, Œe Ty
chciae™ powiedzieø uczniom jeszcze wiele spraw. Ty powiedziae™, Œe nie
mogliby ich teraz znie™ø, i prawdopodobnie tak samo jest z nami dzisiaj.
My ich nie potrafimy zrozumieø”.
14 Bóg moŒe wzbudziø po prostu co™ trochŸ innego, a my tym cakiem
gardzimy. Zamiast badaø Pismo šwiŸte, by stwierdziø, czy to jest
prawd, czy nie, my to po prostu szybko odrzucamy; nie ma to dla nas
Œadnego znaczenia. Powinni™my badaø te rzeczy i stwierdziø, czy one s
wa™ciwe, czy nie. I pamiŸtajcie, jeŒeli one nie s wa™ciwe, to one w
ko§cu umr. Bowiem Jezus powiedzia: KaŒda ro™lina, której nie
zasadzi Mój Niebia§ski Ojciec, zostanie wykorzeniona”.
Lecz my™lŸ, Œe to by Gamaliel, który wypowiedzia to doniose
zdanie owego czasu: JeŒeli to jest z Boga, nie chcemy, aby siŸ okazao,
Œe walczymy przeciwko Niemu. A jeŒeli to nie jest z Boga, speznie to i
tak na niczym. Studiujcie to wiŸc i zastanawiajcie siŸ nad tym.
15 A zatem, On tutaj powiedzia: Lecz gdy On _ Duch šwiŸty
6
MÓWIONE S~OWO
przyjdzie^” OtóŒ, kto™ powiedzia _ byo to przed jakim™ czasem _ on
powiedzia: Duch šwiŸty jest w rzeczywisto™ci twoim mentalnym
umysem, którym ty my™lisz”. To by przedstawiao Ducha šwiŸtego jako
my™l.
Lecz Biblia mówi: Kiedy On^” A On” to zaimek osobowy.
Widzicie? Kiedy On (Osoba, Duch šwiŸty, Bóg) przyjdzie, On objawi
wam te rzeczy, o których wam mówiem”.
Widzicie zatem, nie ma innego sposobu, jak poznaø, co jest prawd,
tylko przez^ Nie moŒecie tego pojø przez kulturŸ, przez praktykŸ z
seminarium. Zrozumiecie to tylko dziŸki Duchowi šwiŸtemu. On wa™nie
by posany, by to objawiø. OtóŒ _ potem On równieŒ powiedzia: A On
pokaŒe wam rzeczy, które maj nastaø”.
16 List do ydów 1. rozdzia mówi: CzŸstokroø i wieloma sposobami
mawia Bóg do ojców przez proroków, lecz w tych ostatecznych dniach
przez Swego Syna, Jezusa Chrystusa”. Rozumiecie? Jest to Duch šwiŸty
zajmujcy posiadanie, wzglŸdnie przejmujcy w posiadanie Ko™ció, by
Chrystus móg dziaaø w Ko™ciele. Wtedy Ty stajesz siŸ tym, czym by On.
On sta siŸ tym, czym bye™ ty, aby™ ty móg staø siŸ tym, czym by On.
Rozumiecie? On sta siŸ tob, aby™ ty móg staø siŸ Nim.
To po prostu przewyŒsza nasze zrozumienie. Nie sposób tego
wyja™niø i nie próbujcie tego. Przyjmijcie to po prostu. On to powiedzia
i na tym sprawa zaatwiona. Mówcie tylko, Œe to jest wa™ciwie. Wierzcie
temu!
17 OtóŒ, jako mody chrze™cijanin, mawiaem zawsze nastŸpujco:
CieszŸ siŸ, Œe Bóg mnie uchwyci, zanim uczyni to ko™ció. Trudno
powiedzieø, czym bym by. Lecz ja jestem wdziŸczny za to kierownictwo
i bezpo™redni kontakt, jaki Duch šwiŸty wywiera na moje Œycie, zanim
Mu siŸ w ogóle podporzdkowaem. Bowiem juŒ jako may chopiec
wiedziaem, Œe Co™ jest. On mówi, a ja Mu odpowiadaem; On
odpowiada mi znowu. I zaczem zauwaŒaø, Œe te rzeczy, które On mi
powiedzia jako maemu chopcu, zaczŸy siŸ urzeczywistniaø dokadnie
w ten sposób, jak On powiedzia. Wiedziaem wiŸc, Œe to musi byø
prawd.
18 Obecnie jestem starym mŸŒczyzn, a nigdy ani jeden raz _ i mogŸ
poprosiø cay ™wiat, Œeby stan cicho, i poprosiø ich: PokaŒcie swoim
palcem choøby na jedn rzecz, któr On powiedzia mi jako TAK MÓWI
PAN _ w Imieniu Pa§skim, która by nie bya absolutn prawd i faktem,
i nie urzeczywistniaby siŸ” _ z tych tysiŸcy kroø tysiŸcy spraw.
Co sprawia^ Dlaczego to mówiŸ? Widzicie, przedstawiem nas jako
popió wulkaniczny. Lecz to jest obietnica Sowa BoŒego. Dlatego ja nie
mogŸ ufaø samemu sobie, ty nie moŒesz pokadaø ufno™ci w samym sobie,
lecz wspólnie moŒemy pokadaø nasz ufno™ø w Tym, który przej nas
do swoich rk. Duch šwiŸty przej nas do swoich rk. Musimy w tym
DUCH PRAWDY
7
pokadaø nasz ufno™ø. A kiedy w tym pokadamy nasz ufno™ø, wtedy
przychodz rezultaty.
19 Nie miaoby Œadnego sensu, gdybym próbowa powiedzieø wam choø
powierzchownie o niektórych sprawach, które Duch šwiŸty uczyni w
moim wasnym skruszonym Œyciu w moim czasie. MówiŸ to nad Jego
otwart Bibli, nad Jego Sowem. A tym wa™nie On jest. On jest Sowem.
Widzicie, to nasienie tutaj wchodzi do popiou wulkanicznego, jeŒeli
chodzi o duchow istotŸ. Bóg wchodzi do wnŸtrza w postaci Ducha
šwiŸtego i dziaa przez ten popió. WiŸc to nie jest czowiek; to Bóg! A
gdybym mia usi™ø i po™wiŸciø czas, i spisaø te rzeczy, które widziaem,
jak On czyni, powstayby zbiory ksig. A kiedy o tym my™lŸ obecnie w
wieku piŸødziesiŸciu trzech lat, mogŸ powiedzieø przed Bogiem, Jego
Ko™cioem i t Bibli, w obecno™ci tej grupy, Œe ani razu nie widziaem,
by to zawiodo; byo to dokadne co do joty kaŒdym razem.
20 Za wyjtkiem pewnego dnia niedawno, kiedy udaem siŸ na zachód.
Wy suchali™cie tej ta™my, wielu z was, jak sdzŸ i zrozumiewacie to. Ja
nie wiem, co^ Ja oczekujŸ. Jestem tutaj obecnie i nie wiem, dlaczego.
Po prostu oczekujŸ. MoŒe to jest czas mojego odej™cia do Domu. Wydaje
siŸ to bardzo moŒliwe. JeŒeli tak jest, to wystpi kto™ po mnie, kto
poniesie to Poselstwo dalej. On bŸdzie dziwn osob, lecz on powstanie
po tym i poniesie to Poselstwo dalej. A wy tego suchajcie. Jak dugo to
jest Pismo šwiŸte, trzymajcie siŸ tego.
JeŒeli tak nie jest, to przychodzi obecnie kolejna porcja, poniewaŒ ja
mocno wierzŸ, Œe Œyjemy w ostatecznych dniach. I jestem wdziŸczny za
to, Œe ŒyjŸ w tym czasie. Nie zamienibym tego czasu za Œaden inny czas.
Jest to najwspanialszy czas, jaki by kiedykolwiek na ziemi. Nie ma
innego czasu, któryby móg zajø miejsce tego czasu. O, co powiedziaby
MojŒesz, Eliasz, Pawe, Sylas _ ci wielcy bohaterowie wiary w
minionych czasach, gdyby mogli powstaø i chwyciø do rŸki ksiŸgŸ historii
i zobaczyø, Œe dokadnie to, o czym prorokowali, urzeczywistnio siŸ, i
zobaczyliby, gdzie znajdujemy siŸ obecnie. Wiecie, za godzinŸ wtrciliby
ich do wiŸzienia. Oczywi™cie. Oni byliby jak szaleni, biegaliby po ulicach
tam i z powrotem tak szybko, jakby potrafili i zwiastowaliby EwangeliŸ.
Ten czas jest tuŒ”. Widzimy wiŸc dzisiaj wieczorem, Œe brakuje nam
bardzo chway BoŒej.
21 Chciabym jednak powtórzyø, tylko na chwilkŸ, by doprowadziø
trochŸ zbór do^ Mimochodem, czy Billy Paul rozdawa karty modlitwy
w tym zborze dzisiaj wieczorem? Ja wa™nie przyjechaem z Tucson _
przed kilkoma minutami. Czy on rozdawa karty modlitwy? OtóŒ, bŸdzie
bardzo trudno przeprowadziø ich kolejk modlitwy. Spróbujemy to
zrobiø.
WiŸc ja nie zajmŸ zbyt dugo czasu, tylko powiem ™wiadectwo na
podstawie tego miejsca Pisma, Œe Chrystus dotrzymuje caego Swego
Sowa. On musi. On Go musi dotrzymywaø. Rozumiecie, ja tego nie
8
MÓWIONE S~OWO
muszŸ czyniø. Ja jestem ™miertelnikiem, podatnym na bŸdy. On jest
nie™miertelnym, nieomylnym. On musi dotrzymywaø Swego Sowa,
rozumiecie, lecz ja nie muszŸ dotrzymywaø mojego, a wy nie musicie
dotrzymywaø waszego. Lecz On dotrzymuje.
22 O, czy to nie dodaje wam czego™, kiedy wiecie, Œe On jest absolutnie
zobowizany wobec tego Sowa. I to^ Jak przechodzili™my przez BibliŸ
z tymi prorokami i patriarchami w tym tygodniu i kaŒdym razem
pokazaem, Œe kiedy ko™ció odstpi od tego, Bóg zaraz posa kogo™,
zatrzs nim i przyprowadzi go na nowo do tego Sowa, doprowadzi
ko™ció do zgodno™ci ze Sowem; zawsze tak byo. To jest BoŒa metoda.
On obra czowieka, Œeby to uczyni.
OtóŒ, gdyby On obra gwiazdy, by zwiastoway EwangeliŸ, staoby siŸ
tak juŒ dawno temu. One nigdy nie wypady z Jego woli. Gdyby On obra
so§ce, by j zwiastowao, albo wiatry, by j zwiastoway _ one nigdy nie
wypady z Jego woli.
Widzicie, lecz my mamy swobodn moraln wolno™ø podejmowania
decyzji. MoŒemy dziaaø tak, jak chcemy. I dlatego wa™nie sprawiamy
Mu tak wiele bólów serca; zawsze w ten sposób. I chcemy wtrcaø nasze
wasne sposoby, a odchodzimy od Jego sposobów. Rozumiecie? I jak
powiedziaem przedtem: Czowiek cigle uwielbia Boga za to, co On
uczyni i zawsze mówi, co On bŸdzie czyni, a w tym samym czasie
ignoruje to, co czyni On obecnie. Rozumiecie?
23 Kto™ bŸdzie mówi: O, Bóg otworzy Czerwone Morze. Tak. Chwaa
Bogu, to siŸ zgadza”.
Tak, Jezus znowu przychodzi. Alleluja. To siŸ zgadza”.
Lecz kiedy czowiek mówi o Nim dzisiaj: E, to byo dla innego
czasu”. Rozumiecie, rozumiecie? Zawsze mówi o tym, co On uczyni i co
bŸdzie czyni, a ignoruj to, co czyni On obecnie.
Jest to taki sam stan, jaki zasta Jezus Chrystus, kiedy przyszed na
ziemiŸ; dokadnie. Bóg obieca to, co On czyni i tutaj On sta przed nimi,
a oni Go nie poznali. On by na ™wiecie i ™wiat zosta stworzony przez
Niego, a ™wiat Go nie pozna”. To siŸ zgadza. Lecz którzykolwiek Go
przyjŸli, tym da moc, aby siŸ stali synami BoŒymi”. To jest ta chwalebna
strona tej sprawy.
24 Byo to niedawno _ krótka wizja, o której pragnŸ wam opowiedzieø.
I ja nie wiem, moŒe tego jeszcze nie opowiadaem, tylko niektórym
indywidualnym ludziom gdzie™. Lecz ja _ wa™nie straciem jedn z
najzacniejszych osób dla mnie na tej ziemi: moj matkŸ.
I ja _ miowaem moj matkŸ. JakŒe, widzŸ j wstajc od stou,
kiedy byli™my tak biedni, Œe nie mieli™my nic do jedzenia, a ona bya^
Tata przyniós trochŸ chleba za to, Œe gdzie™ pozamiata magazyn, czy co™
podobnego, i oni go polali kaw, a potem na wierzch dali trochŸ cukru.
A matka postŸpowaa tak, jakby nie bya godna, aby™my my, dzieci,
DUCH PRAWDY
9
mogli co™ zje™ø. O, ja tego nigdy nie zapomnŸ, rozumiecie, wszystkie te
chwile, kiedy ona braa mnie na rŸce, i te rzeczy, które dla mnie uczynia.
Lecz wiecie, Bóg jest tak peen miosierdzia. On rozumie wszystkie te
sprawy, kiedy On musi ich zabraø. I ja _ miujŸ Go za to.
25 Zawsze byo tak, Œe zanim kto™ z moich bli›nich umar, ogldaem to
w wizji, zanim siŸ to stao. Widziaem mego brata, kiedy miaem dopiero
okoo osiemnastu, dziewiŸtnastu lat. Widziaem go, zanim umar. Nie
byem jeszcze chrze™cijaninem, lecz widziaem to w wizji, która zjawia
siŸ przede mn, widziaem, jak mój brat odchodzi. Widziaem mojego
ojca, kiedy on odchodzi. Howard _ wielu z was przypomina sobie
Howarda. Howard^ Przypomina mi siŸ, Œe dwa lata przedtem, zanim
siŸ to stao, powiedziaem mu: Howardzie, widziaem twoje miejsce
poznaczone. Ty jeste™ nastŸpnym”. Powiedziaem: Uporzdkuj swoje
Œycie, bracie, bo ty odejdziesz jako nastŸpny”. I dokadnie tak on odszed.
26 A potem, niedawno tutaj^ OtóŒ, mam nadziejŸ, Œe to nie brzmi
™wiŸtokradczo, lecz tylko, aby pokazaø, jak siŸ Bóg troszczy. Bóg zawsze
troszczy siŸ o mae rzeczy, tak samo jak o wielkie. PragnŸ to powiedzieø
na korzy™ø niektórych z tych znakomitych kaznodziejów, którzy moŒe^
I ja sam jestem miŸdzy nimi. OtóŒ, my by™my wszyscy chcieli byø jak
Billy Graham, lecz my^ I kaŒdy z nas chciaby byø Oralem Robertsem.
Lecz my _ nie jeste™my Billy Grahamem ani Oralem Robertsem.
Jeste™my BoŒymi sugami na polu misyjnym, na którym On nas postawi.
Rozumiecie? Bez wzglŸdu na to, jak mae to jest albo jak wielkie, jest to
po prostu to samo w oczach BoŒych _ zawsze to samo: postŸpowaø
wa™ciwie na tym miejscu, na którym jeste™ postawiony. Zawsze jest
wielk rzecz na™ladowaø Pana.
27 Wolabym raczej pozyskaø _ wzglŸdnie pój™ø i mieø zbór, w którym
jest piŸødziesit wierzcych zgodnie z wol BoŒ, niŒ pój™ø i mieø piŸø
tysiŸcy poza wol BoŒ. Oczywi™cie. Bóg moŒe uczyniø przez czowieka
wedug Jego woli za jedn godzinŸ wiŸcej, niŒ mógby uczyniø przez
czowieka nie postŸpujcego wedug Jego woli za piŸødziesit lat.
Rozumiecie? On siŸ potyka i tacza jakby strzela w ciemno™ciach. Lecz
kiedy czowiek postŸpuje naprawdŸ wedug woli BoŒej i zna swoje
powoanie, to on tam powinien pozostaø.
28 A teraz te wizje _ i jak Pan Bóg dziaa przez nie. Ja^ Kiedy On _
Duch šwiŸty przyjdzie, On objawi wam te rzeczy, o których Ja wam
mówiem”. Zatem nie trzeba próbowaø wyobraziø to sobie w jaki™ inny
sposób. On jest Autorem. On na pewno powinien wiedzieø, co napisa.
Rozumiecie? Biblia mówi, Œe On to napisa. Mianowicie mŸŒowie w
dawnych czasach pŸdzeni przez Ducha šwiŸtego, pisali Sowo. A je™li
Duch šwiŸty jest Autorem Sowa, to on na pewno lepiej od nas wie, jak
Je wykadaø. Pozwólcie wiŸc, Œeby Je On wykada.
29 I czy wiecie, w jaki sposób On Je wykada? WiŸc, nie przeoczcie tych
spraw, je™li przychodzicie na usugŸ uzdrawiania. Patrzcie, nie
10
MÓWIONE S~OWO
przeoczcie tego. Jak On je wykada? W ten sposób: przez potwierdzenie
tego, rozumiecie, przez urzeczywistnienie tego. Tak wa™nie powiedzia
Jezus: Badacie Pisma, bo sdzicie, Œe w Nich macie ywot Wieczny; a
One wa™nie mówi, Kim Ja jestem. To one mówi o Mnie. I kto moŒe
Mnie potŸpiø, kto z was moŒe Mnie oskarŒyø o grzech?” Grzech to
niedowiarstwo. JeŒeli Ja nie czyniŸ tych dzie, które s napisane o Mnie,
to Mi nie wierzcie. Lecz je™li czyniŸ te dziea, a wy nie moŒecie Mi
wierzyø, to wierzcie tym dzieom, poniewaŒ Sowo mówio o tym”.
Rozumiecie? To jest po prostu zwyky, trze›wy rozsdek.
30 OtóŒ, BoŒe dary i powoania s nieodwoalne. Wiemy, Œe Biblia to
mówi. NaprawdŸ s takie. Byo to przed okoo dwoma laty. Byem^
Pewnego poranka przechadzaem siŸ po domu i potem usiadem na
krzeso. OtóŒ, wydaje siŸ to bardzo dziwne, Œe Bóg wprowadzi do tego
zwierzŸ. Jak powiedzia mi pewien drogi brat odno™nie tej wizji o niebie
i odno™nie tego maego przeniesienia do góry, które przeŒyem; my™lŸ, Œe
mówiem wam o tym kiedy™ na jednym naboŒe§stwie. On mi napisa list
pewnego dnia i powiedzia _ Gos” biznesmenów opublikowa to. On
powiedzia: To byo _ twoja wizja bya w porzdku, bracie Branham _
twoje przeniesienie. Lecz suchaj, to byo w porzdku, dopóki nie
mówie™ o twoim koniu, na którym kiedy™ je›dzie™, który przyszed i
pooŒy swoj gowŸ na twoim ramieniu”. On powiedzia: W niebie nie
ma koni, bracie Branham. Niebo jest uczynione dla ludzkich istot, nie dla
koni”.
Hm” _ pomy™laem _ otóŒ, zazwyczaj je™li czowiek widzi kogo™
takiego, musi mu wszystko wyja™niø; oni po prostu próbuj siŸ czego™
czepiaø. Rozumiecie? Boga nie moŒna wyja™niø, tak czy owak. Musicie
Mu po prostu wierzyø”. Lecz moŒe to go pocieszy:
Ja odparem: Bracie, ja wcale nie powiedziaem, Œe to byo w niebie.
W tej wizji pytaem siŸ o Jezusa, a oni mi powiedzieli, Œe On jest jeszcze
wyŒej. Ja byem w sferze podobnej do raju. Lecz pomimo tego, moŒe ci to
pomoŒe: Biblia mówi w ksiŸdze Objawienia, Œe Jezus zstŸpowa z nieba
niebios jadc na biaym koniu, a zastŸpy niebieskie jechay za Nim na
biaych koniach. WiŸc musz tam byø jakie™ konie w niebiosach niebios”.
31 Bóg jest zainteresowany wszystkim. On jest zainteresowany maymi
rzeczami, które ty czynisz albo duŒymi rzeczami, które czynisz. On
interesuje siŸ tym, jak ty troszczysz siŸ o swoje mae stadko, albo jak wy
mŸŒowie troszczycie siŸ o wasze wielkie stado. On siŸ tym interesuje.
Pewnego razu znany _ mój miy brat^ Byli™my na ryby w pewnej
miejscowo™ci. Byem tam by wypoczø po naboŒe§stwach. ~owili™my
ryby na ™limaki i zowili™my duŒo róŒnych ryb. I owej nocy zarzucali™my
nasze wŸdki na pstrgi, a sko§czyy nam siŸ przynŸty. Pó›no po poudniu
wyszedem, by naowiø kilka maych potek, takich maych rybek.
Rozumiecie? Te wielkie potki moŒna je™ø, lecz te mae suŒ po prostu
jako przynŸty. WiŸc ja zarzucaem wŸdkŸ z muszkami i owiem je,
DUCH PRAWDY
11
wkadaem je do wiadra, a nagle co™ nawiedzio mnie, kiedy siedziaem
w tej ódce.
Ten chopak naleŒa do ™wiadków Jehowy, a jego brat zosta wa™nie
zbawiony i napeniony Duchem šwiŸtym. A wiŸc ci dwaj chopcy byli z
nami. I kiedy owiem te potki, my wszyscy, co™ mnie nawiedzio. I ja
powiedziaem: Wiecie, bŸdzie miao miejsce zmartwychwstanie jakiego™
Œycia, jakby maego zwierztka”. OtóŒ, mae zwierztko^
32 Wielu z was przypomina sobie jak byo najpierw posane Sowo,
które mówio, Œe may chopiec, który zosta potrcony przez samochód,
wstanie z martwych. Dzisiaj wieczór jest tutaj ze mn brat Jack Moore,
który by tam w Finlandii, kiedy siŸ to stao. Rozumiecie? Wielu z was
przypomina sobie, jak o tym mówiem tutaj, rozumiecie, powiedziaem
wam, aby™cie to zapisali w waszych notatnikach.
ZwaŒajcie. I brat Wood odwróci siŸ, brat Banks Wood (ten, którego
chopiec zosta uzdrowiony z paraliŒu dzieciŸcego, i on siŸ odwróci i
powiedzia swemu bratu: Obserwuj tylko. Co™ siŸ lada chwila stanie”.
Ja owiem dalej ryby. Rozumiecie? Potem nakadali™my na nasze linki
przynŸty. Tej nocy nie zowili™my niczego. NastŸpnego poranka rzekem:
Tam byo kilka _ do™ø duŒo potek, tam po drugiej stronie”.
A on rzek: Suchaj, abym nie zapomnia. Czy nie powiedziae™, Œe
bŸdzie miao miejsce zmartwychwstanie jakiego™ Œycia?”
Ja odrzekem: Tak”.
33 Powiem wam _ kiedy odjeŒdŒaem z domu, oni byli _ moja
córeczka^ My jeste™my trochŸ^ Wy, suchacze, moŒecie ich mieø,
jeŒeli chcecie, rozumiecie, lecz ja siŸ bojŸ kotów. A wiŸc ja _ po prostu
nie lubiŸ tego przesdnego uczucia, które czowiek odczuwa w ich
obecno™ci. A zatem my nie mamy ich koo domu i ja my™lŸ, Œe kot potrafi
rozpoznaø, Œe ja siŸ go bojŸ. Tak samo mój ojciec ba siŸ kotów. Dlatego
wiŸc moje dziewczynki nie wiedziay, co to znaczy mieø kota w domu.
I ta maa _ moja maa córeczka sza po ulicy z inn ma
dziewczynk i wrócia do domu caa smutna na twarzy, i powiedziaa:
Tato^”
Ja powiedziaem: Czego chcesz, kochanie?”
Ona rzeka: Staa siŸ okropna rzecz”.
Ja zapytaem: Co takiego?”
Ona rzeka: Gdyby™ tylko wiedzia”.
Ja powiedziaem: Dobrze, powiedz mi”.
Ona powiedziaa: Kto™ wyrzuci starego biednego kota tutaj na
ulicŸ”. Dalej rzeka: To stworzenie lada chwila umrze, niemal nie moŒe
chodziø”. I powiedziaa: Tato, nie masz nic przeciw temu, gdyby™my go
nakarmiy i zatroszczyy siŸ o niego?”
Ja powiedziaem: Oczywi™cie, Œe nie. JeŒeli go chcesz karmiø, to
12
MÓWIONE S~OWO
bd› ostroŒna. UwaŒaj tylko, aby ciŸ nie podrapa”. Dalej rzekem:
Pozwól, Œe zobaczŸ tego kota”.
WiŸc kiedy one przyniosy tego kota, przyniosem dla niego skrzynkŸ
i oczywi™cie^ NastŸpnego poranka mieli™my poka›n gromadkŸ
kocit.
34 A potem, mój may syn _ kiedy odjeŒdŒaem, may Józef, on siŸ im
przyglda. O, on sobie my™la, Œe one s milutkie, wiecie, aziy w kóko,
wiecie, i^ A wiŸc on wzi jedno do rŸki i ™cisn trochŸ za mocno, i
pu™ci je na beton. I to kocitko zaczŸo siŸ zwijaø i przewracaø.
Pomy™laem: O, rety!”
I pomy™laem: OtóŒ, moŒe chodzi teraz o to kocitko, kiedy wrócŸ do
domu”. PamiŸtacie t sprawŸ z oposem. Pomy™laem: OtóŒ, moŒe chodzi
o to kociŸ”. WiŸc potem, siedzieli™my w ódce w maej zatoce i owili™my
do™ø duŒe potki, a te mae rybki wyrzucali™my z powrotem do wody.
35 Brat Lyle, brat brata Banksa, owi wŸdk z koowrotkiem, mia na
lince duŒy haczyk i na nim duŒ ilo™ø dŒdŒownic. I on czeka tak dugo,
aŒ ta maa potka poknŸa ten haczyk aŒ do jej maego brzuszka. A kiedy
j wycign, powiedzia: NuŒe, chciabym, Œeby™ siŸ popatrzy na ni”
_ mniej wiŸcej tak duga. I on po prostu^ Nie móg wyjø z niej tego
haczyka, jak sdzŸ, w Œaden sposób, jedynie odciø linkŸ, ale on chcia
ocaliø ten haczyk. WiŸc on po prostu wyrwa z niej cae jej wnŸtrzno™ci,
brzuch i wszystko, ot tak, i porzuci j na wodŸ. I ona drgnŸa trzy lub
cztery razy i leŒaa tam nieruchomo. On powiedzia: To byy twoje
ostatnie chwile, maa rybko”.
I powiedziaem: Lyle, kiedy ona zacznie braø^ We› mniejszy
haczyk, niŒ ten. Kiedy ona zacznie braø _ we› do rŸki t wŸdkŸ, leŒc
tutaj, i skoro tylko zacznie braø, poderwij j wŸdk i zów j, rozumiesz,
zanim ona poknie przynŸtŸ; aby j to chwycio za pyszczek”.
Powiedziaem: Tak owi siŸ je sportowo”.
O” _ odrzek on _ ja bym szarpn w niewa™ciwym momencie”. I
on po prostu owi dalej i spróbowa to kilka razy, ale ucieky mu trzy lub
cztery potki. I on odoŒy t wŸdkŸ i rzek: Ja jej raczej pozwolŸ poknø
t przynŸtŸ”.
36 WiŸc ta maa rybka dryfowaa koo nas po wodzie pewien czas, o,
my™lŸ, Œe trzydzie™ci minut. A fale zaczŸy siŸ podnosiø i wlewaø do ódki.
Powiedziaem: Hm, bŸdziemy musieli wkrótce odpynø. Mamy juŒ
pene wiadro. WiŸc bŸdziemy musieli odpynø”. I wstaem, zarzuciem
wŸdkŸ do tyu _ zahaczya siŸ na li™ciach wodnej lilii i ™cigaem linkŸ z
nich. Byo tam kilka duŒych okoni z czerwonym brzuchem. Zaczem
wiŸc ™cigaø przynŸtŸ z pywajcego listka lilii, wiecie, przecignem j
na drug stronŸ listka i zszarpnem j _ wy mŸŒczy›ni i kobiety znacie
siŸ na owieniu ryb^ A kiedy to zaczem czyniø, nagle co™ zstpio w
dó przez te wzgórza, po prostu jakby zad wiatr. I szo to w kierunku
mnie. Pu™ciem z rk wŸdkŸ i wyprostowaem siŸ w ódce, i rozgldaem
DUCH PRAWDY
13
siŸ wokoo. I usyszaem gos mówicy: Czy widzisz t ma rybkŸ?” I
tam ona bya _ leŒaa na wodzie.
Ja powiedziaem: Czy widzisz t ma rybkŸ?” tak samo, jak On to
powiedzia. Jej mae petwy sterczay z niej sztywne, a leŒaa tam na
wodzie juŒ pó godziny. I ta Biblia leŒy otwarta teraz przede mn.
Rozumiecie?
A On powiedzia: Przemów do niej i przywróø jej Œycie”.
I ja powiedziaem: Maa rybko, w Imieniu Pana Jezusa dajŸ ci z
powrotem Œycie”.
A ci mŸŒczy›ni stali tam i obserwowali, a ta maa rybka przewrócia
siŸ grzbietem do góry i popynŸa w wodzie. Oni niemal pomdleli. Lyle
umy swoj twarz w wodzie. On powiedzia: Za chwilŸ siŸ obudzŸ”.
Dalej rzek: Wiem, Œe mi siŸ to ™ni”.
Ja powiedziaem: Nie ™ni siŸ ci to”. A wa™nie w tym samym czasie
_ my™lŸ, Œe miaem na li™cie modlitwy trzydzie™ci lub czterdzie™ci
spastycznych dzieci. I jak to moŒliwe, Œe Bóg po prostu zostawi te
spastyczne dzieci, a przywróci do Œycia t ma rybkŸ. To po prostu ma
nam pokazaø, Œe On interesuje siŸ wszystkim.
37 Dlaczego On posuŒy siŸ Swoj moc, by przeklø figowe drzewo,
kiedy byy tysice trŸdowatych w tym kraju? A On przeszed koo tych
trŸdowatych i szed dalej, i woŒy przekle§stwo na figowe drzewo, i
powiedzia: Niech Œaden czowiek nie spoŒywa wiŸcej z ciebie” i to
figowe drzewo uscho. PosuŒy siŸ Swoj moc, pokazujc, Œe On
interesuje siŸ drzewami, Œe On interesuje siŸ rybami, Œe On interesuje siŸ
tob; On interesuje siŸ mn. I On jest zainteresowany tym, by
dopilnowaø, aby siŸ Jego Sowo zamanifestowao i On jest zaleŒny od
nas, aby™my to uczynili, poniewaŒ my jeste™my Jego agentami. Nie
jeste™my to my sami, jest to On; my podporzdkujemy siŸ Jemu i
chodzimy z Nim.
38 Zobaczyem wizjŸ owego poranka. Widziaem wielkie zwierzŸ, leŒce
na zboczu wzgórza. O, ono miao ogromne poroŒe. Byem w tej wizji na
polowaniu _ byo okoo dziesitej lub jedenastej godziny dnia. I ja siŸ
wysunem nad krawŸd› jaru i zastrzeliem to zwierzŸ.
A potem w powrotnej drodze powsta przeciwko mnie olbrzymi
nied›wied› grizzly i ja go zastrzeliem. I widziaem potem, jak oni wziŸli
te rogi, a maa rŸka siŸgnŸa i pooŒya na te rogi ta™mŸ miernicz i one
mierzyy czterdzie™ci dwa cale od pocztku odygi do ko§ca rogu _
czterdzie™ci dwa cale wysokie.
Nigdy nie widziaem takiego zwierzŸcia, jak to: duŒe dugie szpice na
jego rogach, a pomimo tego wygldao jak jele§. Lecz one^ O, moi
drodzy, te rogi wystarczyyby dla dwóch lub trzech jeleni. Nigdy nie
widziaem czego™ takiego. OtóŒ, powiedziaem sobie: Prawdopodobnie
stanie siŸ to pewnego dnia. ZanotujŸ sobie to po prostu”.
14
MÓWIONE S~OWO
39 Poszedem do mojego przyjaciela w Kentucky, a brat Miner
Arganbright zatelefonowa mi i powiedzia: Bracie Branham, czy jeste™
bardzo zajŸty?”
Ja powiedziaem: Nie tak bardzo”. Powiedziaem: Byem na
mojej^ Mam teraz dwa tygodnie _ jestem trochŸ na urlopie”.
On powiedzia: Jed› ze mn na pónoc do Kanady, na AlaskŸ.
Chcemy urzdziø naboŒe§stwo biznesmenów w Anchorage a równieŒ w
Fairbanks”.
Ja odrzekem: Brzmi to cakiem dobrze, jeŒeli wygospodarujŸ czas,
by tam pojechaø”.
On powiedzia: OtóŒ, bracie Branham, jeŒeli tam pojedziesz, ja ci co™
powiem. Urzdzimy dla ciebie piŸkne polowanie na grizzly”.
Odpowiedziaem: O, to brzmi piŸknie”. Pomy™laem sobie: Oho.
Widziaem wizjŸ. Rozumiesz? WiŸc o to chodzio. PiŸkne polowanie na
nied›wiedzie”. Odrzekem: To brzmi dobrze. Ja tam nie pójdŸ z powodu
tego, lecz kiedy bŸdziemy tam na pónocy, a kto™ z przewodników zechce
mnie zabraø za darmo, to ja chŸtnie pójdŸ”.
40 WiŸc on powiedzia: OtóŒ, oni to uczyni. My™my to juŒ umówili”.
Ja powiedziaem: Dobrze, zaczekaj teraz. Pozwól, Œe bŸdŸ siŸ modli
w tej sprawie”.
Udaem siŸ do lasów owego dnia i kaŒdym razem, kiedy siŸ modliem,
odchodziem coraz dalej od tego przez cay czas, aŒ oddaliem siŸ
zupenie od tego. Pomy™laem: To jest dziwne”. I za dwa dni
przedzwoniem bratu Arganbrihgt i powiedziaem: Nie”.
On mi powiedzia: Bracie Branham, my™my wa™nie uzgodnili
wszystkie sprawy”.
Ja odrzekem: Nie czy§cie tego. Duch šwiŸty to potŸpi”. I mówiem
mu o tej wizji. Powiedziaem: Ja nie wiem, bracie Arganbright, lecz to
jest dziwne. Lecz On nie pozwoli mi jechaø tam na pónoc, a pomimo
tego brzmi to tak, jakby to byo to miejsce”.
A on powiedzia: OtóŒ, my wszyscy jeste™my przygotowani, by
pojechaø”.
A ja powiedziaem^ OtóŒ, wielu z was zobaczy brata Arganbrighta.
On tu teraz przyjedzie, by poczyniø przygotowania, by jechaø ze mn za
morze _ po tym naboŒe§stwie. A wiŸc moŒecie siŸ go zapytaø odno™nie
tego.
41 Powiedzieli™my wiŸc^ Ja powiedziaem: Nie. Ja po prostu nie
mogŸ pojechaø. Duch šwiŸty mówi mi, Œe nie^” Lepiej jest posuchaø,
niewaŒne jak bardzo _ jak dobrze to wyglda. BŸdŸ gosi o czym™
podobnym jutro wieczorem, jeŒeli Pan pozwoli. WiŸc teraz, pamiŸtajcie,
bez wzglŸdu na to, jak dobrze to wyglda, jeŒeli nie ma w tym Boga,
trzymajcie siŸ z dala od tego. NiezaleŒnie od tego, jak romantycznie to
DUCH PRAWDY
15
wyglda, trzymajcie siŸ z dala od tego. Jak bardzo sprzyjajco _
trzymajcie siŸ z dala od tego, jeŒeli nie ma w tym Boga. Trzymajcie siŸ od
tego z dala. BŸdŸ gosi na ten temat jutro wieczorem, je™li Pan pozwoli.
Potem, kiedy przybyem do domu, Billy powiedzia mi _ mój syn
powiedzia mi: Tato, czy pamiŸtasz tego owcŸ, Southwicka, z którym
bye™ na polowaniu ubiegej wiosny tam na pónocy?”
O” _ powiedziaem _ tam na pónocy, na poudnie od rzeki
Yukon?”
On odrzek: Tak”.
Dalej rzek: Mam tutaj dla ciebie list”. Jest od brata Eddie Byskala,
który jest na czele stowarzyszenia kaznodziejów pónocno-zachodniego
kraju tam na pónocy _ bardzo fajny czowiek. MoŒe bŸdzie tutaj na tym
naboŒe§stwie. On planuje podróŒowaø w tym kierunku w tym czasie _
fajny mody czowiek. On ma mi rodzinŸ. Obecnie pracuje misyjnie tam
na pónocy w™ród Cree _ Indian Cree. I ja byem po prostu u niego
ubiegej jesieni. A potem, wzglŸdnie ubiegego lata raczej.
42 Potem on^ Eddie chcia mnie zabraø do Buda, który by jednym z
jego nawróconych do Chrystusa. Jego Œona bya zagorzaym
zielono™witkowcem. Bud by dozorc le™nym i on wa™nie niedawno sta
siŸ wierzcym. Lecz wyznaczono mu terytorium, z którego wypŸdzono
Indian i umieszczono ich w rezerwacie _ wielkie terytorium na owy,
okoo sze™ø^ O, ja sdzŸ, Œe on ma okoo trzysta kwadratowych mil
albo wiŸcej w tamtej okolicy _ terytorium wyznaczone dla niego przez
kanadyjski rzd.
43 OtóŒ, tej wiosny, kiedy byem tam na pónocy, udali™my siŸ po
naboŒe§stwach na polowanie na nied›wiedzie. Lecz kiedy™my _ w
maju^ Lecz przyszed ciepy poudniowo-zachodni wiatr i odci nas
tam. Mieli™my okoo^ Bud nigdy nie sysza o naboŒe§stwach i Eddie
cigle mówi mu o naboŒe§stwach.
I on powiedzia: Chyba mi nie chcesz powiedzieø, Œe Bóg pokazuje
dzisiaj Samego Siebie i pokazuje rzeczy, które przychodz, zanim siŸ
wydarz?”
Eddie powiedzia: To siŸ dokadnie zgadza”.
WiŸc on rozmawia dalej ze mn. On powiedzia: Wiesz, mam brata,
który ma epilepsjŸ”. Powiedzia: Gdyby™ tylko móg przyj™ø do tego
brata” _ powiedzia _ ja wierzŸ, Œe gdybym go móg kiedykolwiek
przyprowadziø na jedno z twoich naboŒe§stw, to wierzŸ, Œe zostaby
uzdrowiony”. Ja odrzekem^ On powiedzia: On to mia przez cae
swoje Œycie”.
A ja powiedziaem: Prawdopodobnie tak”.
OtóŒ, o tej porze roku nie ™ciemnia siŸ tam. So§ce po prostu schodzi
w dó i idzie^ O, moŒna^ Kiedykolwiek, o pónocy, o pierwszej
godzinie moŒna po prostu staø i czytaø gazetŸ, cokolwiek. Rozumiecie? A
16
MÓWIONE S~OWO
mniej wiŸcej pod koniec maja so§ce w ogóle nie zachodzi. Ono zaledwie
dotyka _ ukryje siŸ na okoo dziesiŸø minut i podnosi siŸ znowu. WiŸc my
_ kiedy czowiek^ Kadli™my siŸ do óŒka po prostu wtedy, kiedy
byli™my zmŸczeni.
44 I potem, gdy wyruszyli™my, spotkali™my w drodze grupŸ Indian. I
ach, ja spotkaem starego wodza tam w guszy. Oni go tam pozostawili,
poniewaŒ on mia dwoje dzieci^ Oni robi pogrzeb swoim dzieciom na
kodzie drzewa _ swoim umiowanym, jest to pewnego rodzaju religia i
oni ich wieszaj na drzewie. WiŸc oni tam po prostu pozostawili t
rodzinŸ. Miy stary czowiek, przeszo dziewiŸødziesiŸcioletni, siedzia w
swoim siodle tak dobrze jak jeden z jego chopców.
A wiŸc _ odjechali™my nastŸpnego dnia. On powiedzia: Teraz nie
ma tutaj drogi na drug stronŸ. Jed›cie w górŸ, poprzez te góry _ w tym
kierunku”. O, byo to kolejnych sto mil, aby natrafiø na szlak. Nie
mogli™my tam wiŸc jechaø. Byo za pó›no. ZaczŸli™my powracaø.
45 A w drodze powrotnej^ Bud prowadzi konwój modych koni, a
kilka z nich wpado do trzŸsawiska, czy czego™ takiego. A ja jechaem
obok nich i rozmawiaem _ Eddie i ja^ Bud by na prowadzcym koniu
i próbowa je wycignø. Mieli™my dwadzie™cia jeden koni. A zatem, ja
zarzuciem powróz na jednego i wycignem go. A kiedy siŸ tylko
wydosta z bagna, mój wasny wierzchowiec wpad do niego. I ja siŸ
wydostawaem z niego i byem cay od bota, wiecie. Za kilka minut
wskoczyem na mojego konia i obcieraem boto z mojego odzienia, ot
tak, i ruszyli™my dalej.
I nagle _ wprost przede mn _ poprzez to wzgórze przechodzi mody
mŸŒczyzna. Przyjrzaem mu siŸ. Odwróciem siŸ w siodle i zatrzymaem
mojego konia, i widziaem jak on wpad w paroksyzm i szamota siŸ w
kóko i pieni siŸ, i sta siŸ naprawdŸ butny, i po prostu wywraca
wszystko. A potem siŸ uspokoi. I zobaczyem stary Œelazny piec. I
zobaczyem jego koszulŸ ponc.
46 Eddie by okoo pó bloku miejskiego przede mn, próbujc wydostaø
innego konia _ modego konia, który zszed z szlaku i wpad do tego
bagna _ zdejmowa z niego juki, bo on wierzga. Podjechaem wiŸc do
Eddie. Uspokoili™my konia. Powiedziaem: Eddie, ja mam TAK MÓWI
PAN dla Buda”.
On zapyta: Bracie Branham, co siŸ stao?”
Ja odrzekem: Wizja. Widziaem jego brata”.
On odrzek: O, zawoam go”.
Ja rzekem: Powstrzymuj te konie. Ja popŸdzŸ mojego i wyprzedzŸ _
objadŸ te konie, i dopilnujŸ tego, by je prowadziø po zboczu tego
wzgórza”. Objechaem rozpadlinŸ skaln na moim wierzchowcu,
popŸdziem go i dojechaem go. PooŒyem moj rŸkŸ na siodle.
Powiedziaem: Bud”.
DUCH PRAWDY
17
On odrzek: Tak, bracie Branham?”
Powiedziaem: PragnŸ ci co™ powiedzieø. Twój brat^” i opisaem
go.
On odrzek: Tak, kto ci powiedzia?”
Ja odrzekem: Nikt, Pan mi go wa™nie pokaza”.
Dalej rzekem: Czy mi uwierzysz jako Jego sudze?”
On powiedzia: Oczywi™cie, bracie Branham”.
Ja powiedziaem: Po™lij na poudnie^” Byo to okoo o™miuset mil
z powrotem do cywilizacji^ Sprowad› twego brata, Œeby przyjecha
tutaj. I kiedy tylko przyjdzie na niego ten paroksyzm^” Dalej
powiedziaem: On mia te ataki juŒ od drugiego roku swego Œycia. MoŒe
temu nie wierzysz, lecz to jest dziedziczne. Twój dziadek mia je
równieŒ”.
On odrzek: Hm, to jest prawd. To siŸ zgadza”.
A ja powiedziaem: NuŒe, kiedy na tego modzie§ca przyjdzie ten
paroksyzm, zerwij mu koszulŸ z pleców i wrzuø j do ognia, i powiedz:
Ja to czyniŸ w Imieniu Jezusa Chrystusa, zgodnie z Jego Sowem’, a on
juŒ nie dozna Œadnego paroksyzmu, jak dugo bŸdzie temu wierzy”.
On po prostu podniós swoje rŸce do góry i zacz pakaø. Powiedzia:
Nigdy nie widziaem, Œeby siŸ to stao, lecz ty mi z pewno™ci dokadnie
opisae™, jak wyglda mój brat i powiedziae™ mi prawdŸ o moim
dziadku”.
Ja odrzekem: To siŸ zgadza”.
47 Kiedy odjechali™my, on posa i sprowadzi swego brata. I on
wyjecha tego poranka, by utorowaø szlak, kiedy^ Jego brat przyjecha
autobusem tam na pónoc, który przejeŒdŒa koo nas dwa lub trzy razy
w tygodniu _ do góry i na dó po autostradzie na AlaskŸ. On tam
przyjecha. A Œona Buda, Lila, jest po prostu niewielkim drobnym
stworzeniem _ ma kobiet, mniej wiŸcej tak duŒ jak kawaek myda,
którym umya siŸ caa rodzina, po prostu ma^ Maj piŸcioro dzieci i
jest mi drobn kobiet. A wiŸc Bud wyszed, by przygotowaø swoje
konie, poniewaŒ mia zamiar utorowaø szlak, aby™my mogli powróciø w
tym _ z tymi owcami. I wa™nie, kiedy on wyszed, jego brat, który by u
niego, a nie zdj jeszcze swojego od™wiŸtnego odzienia, wpad w
paroksyzm.
48 Oni obozowali w starych barakach, w których mieszkali Amerykanie,
kiedy budowali t autostradŸ. I kiedy^ Mieli tam duŒy stary Œelazny
piecyk, a maa Lila^ On stawa siŸ bardzo porywczy, kiedy mia te
paroksyzmy i ona siŸ go ™miertelnie baa. I ona czy™cia okno, czy co™
podobnego, aby mu zej™ø z drogi. I ona chciaa wyskoczyø przez okno, ale
przypomniaa sobie, co byo powiedziane. Bya na jednym z naboŒe§stw
w Dawson Creek. Podbiega wiŸc do niego, siada okrakiem na tym duŒym
18
MÓWIONE S~OWO
mŸŒczy›nie, zrywa mu z pleców jego koszulŸ _ krzyczy, guziki i
wszystko, jego biaa koszula _ podchodzi do pieca i mówi: CzyniŸ to w
Imieniu Pana Jezusa, wedug Sowa Pa§skiego, które nam byo
powiedziane”. I od tego czasu nie mia juŒ ani jednego paroksyzmu. Na
tym bya sprawa zaatwiona.
49 I on posa mi list, abym przyjecha na darmowe polowanie. Ja zawsze
szukam tych darmowych rzeczy, wiecie. WiŸc ja pomy™laem^
Dobrze” _ odpowiedziaem _ Ja przyjadŸ. ZobaczŸ, czy Pan pozwoli
mi wyjechaø”. Modliem siŸ i po prostu nic wiŸcej niŒ modlitwa, a
wszystko ukadao siŸ wa™nie w tym kierunku. Wziem brata Freda
Sothmana. On jest gdzie™ tutaj na naboŒe§stwie. Gdzie jeste™, Fredzie?
On jest tam. Tak. On jest jednym z czonków zarzdu naszego zboru. Brat
Fred wie, Œe to byo powiedziane trzy miesice przedtem, zanim siŸ to
stao. Czy siŸ to zgadza _ bracie Fred?
I ja my™lŸ, Œe brat Simpson. Ilu z was jest tutaj w tym budynku dzisiaj
wieczorem, którzy wiecie, Œe to byo powiedziane, zanim siŸ to stao?
Podnie™cie swoj rŸkŸ. Tutaj to macie. Byo dokadnie powiedziane przed
zborem, co siŸ stanie. OtóŒ, ja nie wiedziaem, Œe to bŸdzie ten czas.
50 Wyruszyem wiŸc na pónoc, na autostradŸ na AlaskŸ, a brat Fred
zatrzyma siŸ u przyjació, by i™ø na polowanie na osie ameryka§skie.
Jest to zbyt daleko na pónoc dla ameryka§skich osi, bo byli™my tam na
pónocy w kraju dzikich kanadyjskich owiec _ dokd podróŒowali™my.
A wiŸc my^ Ja wziem kawaek kredy czy gliny i napisaem na
przedniej szybie samochodu. Powiedziaem: Bracie Fred, jeŒeli to jest
wa™ciwy czas, przypomnisz sobie dokadnie, co to bŸdzie”. I on to
pamiŸta.
Ja ruszyem dalej na pónoc. Tego wieczora, kiedy przyjechali™my do
obozu, Bud powiedzia: Bracie Branham^” On mnie obj,
podskakiwa do góry i w dó, mówi obcymi jŸzykami i krzycza, wiecie.
On rzek^ A on jest starym, szorstkim kowbojem. I on^ Po prostu
uwielbia Boga. On powiedzia: Czy wiesz co, bracie Branham? Mój brat
nie mia Œadnego paroksyzmu od tego czasu. On jest doskonale normalny
i zdrowy” _ rok przedtem.
A ja powiedziaem: Jak dugo bŸdzie on temu wierzy, bŸdzie cigle
zdrowy”. Dalej powiedziaem: NuŒe, powiedz mu, by odda swoje Œycie
Chrystusowi i suŒy Mu do ko§ca swego Œycia. Niech idzie, a nie grzeszy
wiŸcej, Œeby co™ gorszego na niego nie przyszo’, rozumiesz?”
Powiedziaem: Powiedz mu, aby to uczyni teraz”.
51 Potem powiedziaem: Ja miaem kolejn wizjŸ” i opowiedziaem mu
t wizjŸ. Powiedziaem: OtóŒ, byo tam ze mn kilku modych mŸŒczyzn.
Byli™my na polowaniu i oni byli modymi mŸŒczyznami. A jeden z nich
mia na sobie zielon koszulŸ w kratki.
A on powiedzia: OtóŒ, bracie Branham” _ powiedzia _ ja nie
DUCH PRAWDY
19
mam zielonej koszuli w kratki”. Jego osiemnastoletni pomocnik, Blaine,
rzek, Œe nie ma Œadnej zielonej koszuli w kratki.
Eddie Byskal kolejny mody mŸŒczyzna _ waŒy okoo stu dziesiŸciu
funtów _ on powiedzia: Ja teŒ nie mam takiej koszuli, bracie
Branham”.
Ja powiedziaem: Hm”. Dalej rzekem: OtóŒ, to zwierzŸ^”
On zapyta: Jakie to byo zwierzŸ?”
Ja odrzekem: Ono wygldao jak jele§”.
On powiedzia: Tutaj na pónocy nie ma jeleni; jest to zanadto
daleko na pónoc”. Dalej rzek: MoŒe to by karibu”.
Ja odrzekem: Karibu ma paskie poroŒe”.
On odrzek: To prawda”.
Ja powiedziaem: Ten mia szpiczaste rogi”.
On odrzek: OtóŒ, bracie Branham” _ powiedzia _ my idziemy do
kraju kanadyjskich owiec, nie do kraju jeleni, czy czego™ podobnego”.
Ja powiedziaem: Hm, prawdopodobnie chodzi tu o inne polowanie.
Brat Arganbright _ moŒe to byø gdzie™ na Alasce” _ powiedziaem _ bo
to by olbrzymi nied›wied› grizzly”.
On powiedzia: Jaki gatunek grizzly to by?”
Ja odrzekem: Srebrny z biaymi koniuszkami wosia”. To jest
najsynniejszy ze wszystkich nied›wiedzi.
On powiedzia: Hm, ja jestem przewodnikiem. yjŸ tutaj w tych
lasach przez cae moje Œycie. Nigdy tu nie widziaem takiego srebrnego
grizzly”. Powiedzia: Widziaem, normalnego, zwykego grizzly”. Lecz
powiedzia: Nigdy nie widziaem srebrnego z biaymi koniuszkami
wosia _ nigdy w moim Œyciu nie widziaem takiego grizzly”.
Ja powiedziaem: OtóŒ, gdzie™ jest taki grizzly i ja go upolujŸ”.
On odrzek: Ja powiem, Œe to jest prawd”. On rzek: Powiem to”.
52 Wyruszyli™my trzy dni pó›niej. Rozbili™my obóz zaraz nad górn
granic lasu. I tak mi Bóg dopomóŒ, jeŒeli one pozostan takie aŒ do
tysicletniego królestwa, to chciabym tam Œyø w czasie tysicletniego
królestwa. Ja po prostu lubiŸ nurzaø siŸ w tamtejszej przyrodzie. O,
kaŒdy, kto nie moŒe tam zobaczyø Boga, jest ™lepy, guchy i niemy _ po
prostu ogldaø Go odzwierciedlajcego Samego Siebie w tych wielkich,
potŸŒnych górach. O, moi drodzy. Wtedy gŸbia przyzywa gŸbiŸ i tam w
górach przeŒywam po prostu wspaniae chwile.
53 Weszli™my wiŸc na jedn górŸ. Czowiek musi i™ø stromo do góry, ot
tak, by siŸ na ni wspiø. O, nie ma tam drzew, po prostu tylko mech
reniferowy _ to jest wszystko, co czowiek widzi. Zobaczyli™my okoo
trzydziestu lub czterdziestu kanadyjskich owiec. Lecz ani jedna nie bya
wystarczajco duŒa, by j upolowaø. Byy tam tylko z rogami
20
MÓWIONE S~OWO
rozwiniŸtymi do poowy lub do trzech czwartych dugo™ci, a ja chciaem
wystarczajco duŒ owcŸ, któr mógbym stamtd zabraø, tak, skoro
zagŸbili™my siŸ tak bardzo w guszy. WiŸc my^ Ja ruszyem z
powrotem na dó. A nastŸpnego dnia wyruszyli™my na przeaj, a Eddie
wpad do wody, kiedy próbowa przeskoczyø potok w duŒych butach na
nogach.
Wspinali™my siŸ po zboczu tej góry, Bud siŸ zatrzyma i powiedzia:
PoŒycz mi twoj lornetkŸ, Billy”. Podaem mu lornetkŸ.
Szli™my kawaek dalej i rozmawiali™my o Panu, i krzyczeli™my, i
biegali™my do góry i w dó po zboczu tej góry, przeŒywali™my po prostu
wspaniae chwile. Jest dobrze i™ø na polowanie, jeŒeli czowiek idzie z
braømi.
54 I tak, ja _ on wzi moj lornetkŸ. Powiedzia: Bracie Branham, tam
jest twój stary baran. Jest ich tam okoo o™miu w odlego™ci sze™ciu mil,
leŒ wprost tam na wierzchoku tego nastŸpnego szczytu. Spójrz na nie.
Widzisz je razem?”
Ja wziem lornetkŸ do rŸki i powiedziaem. Ja powiem, Œe one tam
s, dokadnie”.
On powiedzia: OtóŒ, moŒemy równie dobrze zej™ø w dó i
wyruszymy jutro wcze™nie o trzeciej nad ranem”. Dalej powiedzia:
Powinni™my byø tam na górze okoo dziewitej lub dziesitej. Te stare
barany bŸd leŒeø. To bŸdzie najodpowiedniejsza pora”.
Ja zapytaem: Co to s, te inne zwierzŸta, chodzce tam w pobliŒu?”
On powiedzia: To s karibu”.
Ja powiedziaem^ Tak, oddalone o sze™ø mil, wiecie, trudno
rozpoznaø, jak one wygldaj.
55 A potem, od tego miejsca sze™øset mil lini powietrzn nie ma Œadnej
™cieŒki ani Œadnego szlaku. A kiedy natrafisz na zachodnie wybrzeŒe, to
trzeba jechaø okoo osiemset mil do Vancouver; nie ma tam ani krzty
cywilizacji. NastŸpn placówk cywilizacji w tych stronach jest
Anchorage, oddalone okoo siedemset lub osiemset mil. Je™li siŸ udasz z
powrotem w tym kierunku, to przyjdziesz do maego miasta _ Yellow
Knife, w którym natrafisz na okrŸt _ raz w roku dla Eskimosów. A
nastŸpnie jest juŒ Rosja. WiŸc czowiek jest tam rzeczywi™cie sam na sam.
Tam wa™nie Bóg moŒe odpoczywaø od wszystkich kopotów i
trudów, których Mu przysparzamy. WiŸc ja lubiŸ udaø siŸ tam na pónoc
i rozmawiaø z Nim, kiedy On odpoczywa. Rozumiecie? WiŸc potem, kiedy
_ podobnie jak byo ubiegego wieczora na odzi.
56 Zeszli™my wiŸc z powrotem na dó. A nastŸpnego dnia wyruszyli™my
wcze™nie. Mniej wiŸcej okoo ósmej przebrnŸli™my przez gŸste, karowate
popltane zaro™la i wszystko moŒliwe, aŒ wyszli™my na wierzchoek tego
wzgórza. I kiedy wspinali™my siŸ do góry, wysza stara ania karibu i
piŸknego wzrostu samiec _ wyszli i ruszyli na szczyt wzgórza, a on mia
DUCH PRAWDY
21
na gowie duŒe paskie rogi. I ja powiedziaem: OtóŒ, a wiŸc tam jest
pierwszy karibu, którego kiedykolwiek widziaem w dziewiczych lasach.
Nigdy przedtem nie byem tak wysoko”.
On powiedzia: Tak, to jest karibu”.
Wyszli™my wiŸc na to wzgórze i rozgldali™my siŸ. Owiec tam nie
byo. WiŸc Bud i ja rozgldali™my siŸ w okoo, a Eddie wy™lizn siŸ, oraz
Blaine, jego pomocnik, tropic zwierzynŸ. A my przeszli™my na drug
stronŸ i^ O, moi drodzy. Ja po prostu krzyknem: Chwaa Bogu”.
Spogldaem w dal, a tam byy te duŒe, za™nieŒone szczyty gór, a pod
granic ™niegu Œóty mech reniferowy. A zaraz pod nim zaczynay siŸ
drzewa iglaste, a byy to karowate ™wierki. A jeszcze trochŸ niŒej byy
czerwone bukowe zaro™la. I trochŸ niŒej od nich byy drŒce Œóte osiki,
a wszystko odzwierciedlao siŸ w jeziorze, znajdujcym siŸ poniŒej. O,
moi drodzy.
57 Bud i ja po prostu objŸli™my siŸ ramionami wzajemnie i ta§czyli™my
tam krótki taniec _ po prostu wydawali™my okrzyki, krzyczeli™my i
uwielbiali™my Boga. Potem usiedli™my obejmujc siŸ wzajemnie
ramionami i po prostu uwielbiali™my Boga, i przeŒywali™my wspaniay
czas _ my™lŸ, Œe okoo dwóch godzin.
I ja powiedziaem: Suchaj, zastanawiam siŸ, co siŸ stao z Eddie?”
Nazywali™my go Dude”. Zawrócili™my wiŸc i zaczŸli™my i™ø na drug
stronŸ wzgórza. Powiedziaem: On nie móg siŸ zgubiø tutaj”.
On powiedzia: Nie, równieŒ Blaine jest tam gdzie™, a on jest
Indianinem”.
Rozgldali™my siŸ dookoa i zobaczyem kamerŸ, leŒc tam.
Powiedziaem: To jest kamera Eddie’go”. Spojrzaem wstecz, w dó z
tego wzgórza i ja szedem w jednym kierunku, a on szed w drugim
kierunku.
I Eddy pokazywa: Ps-s-s-t”. On tropi tego modego samca karibu i
mia zamiar zabraø go ze sob, by nim nakarmiø przyjació Indian, w™ród
których pracowa misyjnie. WiŸc on zastrzeli tego karibu i my wyszli™my
i wypatroszyli™my go.
58 Powracali™my okoo pierwszej godziny. Znale›li™my znowu nasze
wierzchowce okoo pó mili dalej, niŒ stay przedtem. I stali™my tam, a on
powiedzia: Bracie Branham, czy lubisz chodziø?”
Odrzekem: Oczywi™cie, Œe lubiŸ”.
On powiedzia: JeŒeli wystpimy na t górŸ^ Te barany przeszy
na drug stronŸ w tym kierunku i weszy moŒe do tamtego wwozu.
JeŒeli nie, to poszy z powrotem w tym kierunku”. Powiedzia: Niech
Eddie i inni wracaj i id tym jarem tutaj w dó, i wezm mojego
wierzchowca i twojego wierzchowca, i zawioz tego karibu do obozu. A
my przejdziemy po prostu tŸdy i trafimy na to samo miejsce. I
22
MÓWIONE S~OWO
powinni™my przybyø do obozu okoo dziesitej lub jedenastej dzisiaj
wieczorem”.
Ja odrzekem: Dobrze. Uczynimy tak”.
59 Stali™my tam wiŸc. Zjedli™my wszyscy po puszcze sardynek, kaŒdy z
nas, które ukryli™my pod mchem _ te sardynki. A nasz chleb mieli™my za
koszul. Byli™my przepoceni tak bardzo, Œe on sta siŸ jedn duŒ klusk.
Lecz by dobry. Kiedy czowiek jest godny, jest to w porzdku. Stali™my
tam wiŸc.
A ja siŸ rozgldaem dookoa i spojrzaem przez lornetkŸ, i rzekem:
Bud, spójrz tutaj. Co to tam jest?” W odlego™ci trzech mil leŒa ten
karibu. I by to dziwny karibu. Nie mia paskich rogów, byy to duŒe
szpiczaste rogi. Powiedziaem: Czy sobie przypominasz? Spójrz tutaj.
Tam jest ta scena, zupenie dokadnie, a tam leŒy to zwierzŸ, dokadnie
jak w tej wizji. I ja powiedziaem: Jest tylko jedna rzecz, która brakuje
z tej wizji _ kto™ w zielonej koszuli w kratki”. A tam sta Eddie w
zielonej koszuli w kratki na sobie. Powiedziaem: Ja my™laem, Œe nie
masz takiej koszuli”.
60 On powiedzia: Moja Œona musiaa mi j woŒyø do bagaŒu. Kiedy
wczoraj wpadem do wody^” On sobie musia ubraø inn koszulŸ. On
rzek: OtóŒ, ja nie wiedziaem, Œe mi j tam woŒya, bracie Branham.
Przepraszam, Œe powiedziaem ci co™ bŸdnie”.
Ja odrzekem: Ty to po prostu musiae™ uczyniø, synu”.
O, Bud zacz krzyczeø. On powiedzia: Ty nie moŒesz staø tutaj i
zastrzeliø go na odlego™ø trzech mil, nieprawdaŒ, bracie Branham?”
Ja powiedziaem: Wedug tej wizji byem cakiem blisko niego”.
On powiedzia: Bracie Branham, ja _ mówiŸ ci. Jak siŸ tam chcesz
dostaø?”
Ja odrzekem: Ja nie wiem, lecz ja siŸ tam dostanŸ”.
WiŸc on zapyta: KtórŸdy pójdziesz?”
Ja odrzekem: ObejdŸ t otwart przestrze§”.
On powiedzia: To jest ilasty upek”. I ja^ Powiedzia: JeŒeli siŸ
po™li›niesz, to bŸdziesz mia okoo tysica ton ™niegu na sobie w jednej
sekundzie”.
A ja powiedziaem: Pan zatroszczy siŸ o to. W ten wa™nie sposób
szedem w tej wizji, mianowicie naokoo”.
On powiedzia: Dobrze, ja pójdŸ za tob”. I on zaraz ruszy.
61 A ci modzie§cy powiedzieli: My pozostaniemy teraz tutaj, aŒ
zobaczymy, Œe upolowae™ tego karibu”. I oni rzekli: Potem pójdziemy
dalej na dó, we›miemy konie i pojedziemy dalej. Spotkamy siŸ z wami
na dolnym ko§cu tego parowu, okoo, _ o, okoo cztery lub piŸø mil
niŒej”.
DUCH PRAWDY
23
On powiedzia: W porzdku”.
ZaczŸli™my wiŸc i™ø naokoo _ Bud i ja, i okoo pó godziny szli™my
stale dookoa. A ten karibu leŒa cigle na miejscu, patrzy siŸ na nas, a
wcale nas nie widzia. On musia spaø. I ja wystpiem do maego
wyszczerbienia na krawŸdzi jaru i zawróciem, i znów wystpiem na
krawŸd› w odlego™ci trzydziestu jardów od niego. Tam on leŒa _ duŒe,
ogromne zwierzŸ. On powsta z miejsca, a ja go zastrzeliem.
62 A kiedy tam tak siedzieli™my zdejmujc skórŸ i tak dalej z niego, Bud
powiedzia: Czy powiedziae™, Œe te rogi mierzyy czterdzie™ci dwa
cale?”
Ja odrzekem: To siŸ dokadnie zgadza”.
On powiedzia: Bracie Branham, one musz mieø sto czterdzie™ci
dwa cale” _ wielka duŒa gowa.
A ja odparem: Nie, jest to dokadnie czterdzie™ci dwa cale”.
Powiedzia: Mam tam na dole ta™mŸ miernicz”.
Ja zapytaem: Czy w to wtpisz?”
On odrzek: Absolutnie nie”.
On powiedzia: Lecz zaczekaj chwileczkŸ. Czy mi nie powiedziae™,
Œe upolujesz wielkiego nied›wiedzia grizzly, zanim zejdziesz std na dó?
Mia tu gdzie™ byø srebrny grizzly, zanim powrócisz na to miejsce, gdzie
jest ten modzieniec w zielonej koszuli?”
Ja odrzekem: To prawda”.
On spojrza na dó z tego wzgórza. OtóŒ, nie byo tam niczego tak
wysokiego, w ogóle niczego, widaø byo tylko mech na przestrzeni wielu
mil _ po prostu pofadowane wzgórza mchu. On zapyta: Gdzie on jest,
bracie Branham?”
Ja odparem: On moŒe zatroszczyø siŸ o grizzly. On tak powiedzia”.
Dalej rzekem: Czy w to wtpisz, Bud?”
On powiedzia: Absolutnie nie”.
OtóŒ, schodzili™my ze wzgórza i szli™my w ten sposób: On niós na
chwilŸ strzelbŸ, a ja niosem gowŸ karibu, a potem na odwrót. Musiaem
i™ø po prostu bokiem, kiedy schodziem w dó. Te dugie rogi po prostu
grabiy w mchu. I zeszli™my okoo jednej mili niŒej od tego miejsca.
Zatrzymali™my siŸ i rozgldali™my siŸ. On powiedzia: Raczej gdyby siŸ
juŒ pokaza ten stary nied›wied›, nieprawdaŒ?”
Ja rzekem: Co ty _ dlaczego siŸ martwisz?”
On odrzek: Niczego”.
63 Szli™my dalej, aŒ natrafili™my na may lodowiec schodzcy w dó.
Usiedli™my tam i ochodzili™my siŸ trochŸ. On powiedzia: Bracie
Branham, pomy™l tylko o tym”. Powiedzia: Nie mamy wiŸcej niŒ _ o,
24
MÓWIONE S~OWO
mniej niŒ pó mili, a spotkamy siŸ z tymi modzie§cami. A gdzie™ miŸdzy
tym miejscem tutaj a nimi ty upolujesz tego srebrnego grizzly?”
Ja odrzekem: To siŸ zgadza. To siŸ zgadza”.
On rzek^ Ja zapytaem: Ty w to wtpisz, Bud”.
On powsta i wzi mnie za rŸkŸ, i powiedzia: Bracie Branham, mój
brat nie mia juŒ nigdy wiŸcej paroksyzmu _ od owego dnia do dzisiaj”.
Dalej rzek: Bóg, który móg ci powiedzieø o moim bracie, nie kamaby
tobie”.
64 Ja powiedziaem: Bud, on tutaj bŸdzie”.
On zapyta: Skd on przyjdzie?”
Ja odrzekem: Nie wiem, lecz” _ mówiem dalej _ Bud, ja mam
piŸødziesit dwa lata i widziaem wizje od czasu, kiedy byem dzieckiem.
A kiedy zobaczyem tego karibu tutaj zastrzelonego^ I zobaczysz, czy
jego rogi nie maj czterdziestu dwóch cali. I nastŸpnie w tej samej wizji
_ ja wracaem w dó do miejsca, gdzie byli moi towarzysze, z którymi
tam byem, i upolowaem tego srebrnego grizzly”.
On powiedzia: Bracie Branham, ja widzŸ na odlego™ø dwudziestu
mil”. Dalej rzek: Bóg bŸdzie go musia wycignø z ziemi, albo zesaø
go w dó z niebios, czy co™ podobnego”.
Ja powiedziaem: Nie martw siŸ. On tam bŸdzie”.
65 Szli™my dalej kolejnych sto jardów. On by takŒe niemal wyczerpany.
WaŒyo to okoo 150 funtów, to trofeum. Schodzili™my wiŸc w dó i on
pooŒy je na ziemiŸ i powiedzia: Fiu, ja jestem gotów zrezygnowaø”.
Ja rzekem: Tak”. Weszli™my do maych karowatych ™wierków,
mniej wiŸcej tak wysokich, i byo tam kilka cietrzewi, latay dookoa,
byy tam równieŒ pardwie. Rzuciem wiŸc na nie kilka kamyków, ot tak.
A on powiedzia: Czy jade™ juŒ kiedykolwiek te pardwie?”
A ja odrzekem: Nie, my™lŸ, Œe nie”.
On powiedzia: One s pyszne. One s tak dobre jak cietrzewie”.
Dalej rzek: Bracie Branham” _ zdj swój stary szeroki czarny
kapelusz, owiewa siŸ i powiedzia: juŒ pora, aby siŸ pokaza ten stary
nied›wied›, nieprawdaŒ czowieku?”
A ja odrzekem: Bud, ty w to wtpisz”.
On powiedzia: Nie, nie wtpiŸ. Lecz bracie Branham, ja _ nie mogŸ
tego po prostu zrozumieø”.
Ja odparem: Ani ja nie mogŸ. Nie moja sprawa zrozumieø to. Moja
sprawa to wierzyø”. Amen. Bóg w niebiosach wie, Œe te rzeczy s prawd.
Czy stabym tutaj i mówi to, gdyby to nie byo prawd?
66 Potem zaczem siŸ odwracaø, by mu podaø strzelbŸ, a ja chciaem
wziø gowŸ karibu, i kiedy siŸ odwróciem, powiedziaem: Bud, ty masz
lornetkŸ na swojej szyi. Co to jest, co stoi tam na zboczu tego wzgórza?”
DUCH PRAWDY
25
I on podniós lornetkŸ do oczu. Powiedzia: Tak mi Bóg dopomóŒ”.
Dalej rzek: JeŒeli to nie jest krowa kogo™^” A tam w tym kraju nie
ma czego™ takiego. Powiedzia: To jest najwiŸkszy grizzly, jakiego
widziaem kiedykolwiek w moim Œyciu. I niech mi Bóg pomoŒe, spójrz na
to Œóte so§ce, ™wiecce na niego. On jest srebrnym grizzly z biaymi
koniuszkami wosia”. Zapyta: Co mówisz, jak daleko on jest?”
Ja odrzekem: On jest okoo dwie mile wyŒej od nas”. Byli™my
niemal wyczerpani. On powiedzia^ Ja rzekem: Na co czekamy?
Chod›my”.
A on powiedzia: Czy jeste™ pewien, Œe go upolujesz?”
Ja odparem: Na pewno go upolujŸ”.
On zapyta: Co to za strzelba, któr siŸ posugujesz?”
A ja odrzekem: Nie, nie rozmy™laj o tym”. Bya to maa strzelba,
któr mi da pewien brat po naboŒe§stwie pewnego razu, kilka lat temu.
I powiedziaem: Maa, tania .270”. I powiedziaem: W porzdku. Ja
mam^ BŸdzie to^”
67 Podchodzili™my coraz bliŒej, a im bliŒej byli™my, tym wiŸkszym
wyglda ten nied›wied›. Rozumiecie? O, on wyglda jak olbrzymi stóg
siana, siedzcy tam w górze na tym mchu, wiecie, stojcy. Wielki, duŒy,
ogromny zwierz, gowa mniej wiŸcej tak szeroka, wiecie, szczŸki mu
wystaway; wielkie, duŒe apy. I on sobie tam obiera te mae borówki, ot
tak, wiecie, i jad je. I tak siedzia _ wielki, duŒy nied›wied›.
Podeszli™my do niego na odlego™ø okoo o™miuset jardów. Bud rzek:
Hej, bracie Branham, czy zastrzelie™ juŒ kiedykolwiek grizzly?”
Ja odrzekem: Zastrzeliem juŒ wiele nied›wiedzi, Bud, lecz nigdy
przedtem nie zastrzeliem srebrnego grizzly”.
On rzek: Wiesz, srebrny grizzly jest najwiŸkszym wojownikiem ze
wszystkich nied›wiedzi”.
Ja odrzekem: Tak, ja to rozumiem”.
On powiedzia: On nie umie umrzeø”.
A ja rzekem: Hm^”
On rzek: Nie podchod›^ Jak _ jak daleko ty musisz^ Jak blisko
musisz podej™ø do niego z tym?”
68 OtóŒ, zapytajcie siŸ go. Napiszcie mu list. Ja wam podam adres. On
rzek: Niech kaŒdy, kto chce, napisze mi o tym, odno™nie którejkolwiek
z tych spraw, i pozwólcie, Œe im odpowiem”.
A wiŸc^ a ja powiedziaem: Dobrze”, powiedziaem^
On zapyta: Teraz?”
Ja odrzekem: Nie, nie. Ja byem bliŒej, niŒ tutaj, Bud. Ja byem
zupenie blisko niego”.
26
MÓWIONE S~OWO
On powiedzia: Teraz jeste™my juŒ do™ø blisko. On moŒe szarŒowaø
kaŒdej chwili”.
Ja odrzekem: Wiem o tym, lecz” _ powiedziaem _ Bud, to bŸdzie
w porzdku”.
On powiedzia: NuŒe, kiedy strzelasz w nied›wiedzia” _ powiedzia
_ bracie Branham, to strzelaj go w plecy. Musisz mu zamaø krŸgosup,
poniewaŒ on bŸdzie dalej walczy, a tak nie moŒe powstaø”.
Ja odrzekem: Nie, wedug wizji strzeliem go w serce”.
On odrzek: Mam nadziejŸ, Œe siŸ w tym nie pomylie™”.
A ja powiedziaem: Nie pomyliem siŸ”. Dalej rzekem. PamiŸtam
to”. Bowiem w wizji czowiek jest w jednej ™wiadomo™ci, a obie^ Jak
to wyja™niaem onegdaj wieczorem, czowiek jest w dwóch
™wiadomo™ciach i nie moŒe tego zapomnieø. Rozumiecie? WiŸc tutaj to
macie.
69 Wspinali™my siŸ wiŸc _ dotarli™my moŒe okoo dwie™cie piŸødziesit
jardów od niego i wa™nie przeszli™my ostatnie niewielkie zagŸbienie. I
ja rzekem: Teraz jeste™my mniej wiŸcej na miejscu”.
Spójrz na niego. Czy on nie jest piŸkny?” _ powiedzia on.
Tak. Ja sdzŸ, Œe jest”. I powiedziaem: W porzdku, Bud. Teraz,
kiedy powstanŸ z tego miejsca, on bŸdzie szarŒowa”. I powiedziaem:
Obserwuj tylko”.
A on rzek: Ja^ bŸdŸ obserwowa”.
WoŒyem wiŸc nabój do lufy strzelby, wiecie. I byli™my na dnie tego
maego parowu. Skoro tylko powstaem, oto on szarŒuje. O, moi drodzy!
Przystanem i strzelam. A to^ Brzmiao to jakbym strzeli w niego z
pukawki na groch. Czowieku, nie powstrzymao go to ani trochŸ. I moi
drodzy, zanim^ Chcecie mówiø o szybko™ci? Nigdy nie widziaem
czego™ takiego. On _ nied›wiedzie wyprzedzaj konia albo jelenia, czy
cokolwiek, wiecie, nied›wied› potrafi biec tak szybko. On szarŒowa w
dó z tego wzgórza, prosto na nas, ot tak, a ja^ Zanim zdŒyem
zaadowaø nastŸpny nabój do strzelby, on pad martwy na ziemiŸ _ o,
okoo trzydziestu, czterdziestu jardów ode mnie _ po prostu nakry siŸ
nogami. Wyrwao mu to serce, puca i wszystko z niego. Bya to naciŸta
kula; wy, którzy adujecie bro§ rŸcznie, znacie to. WiŸc to go rozerwao i
on pad martwy.
Bud sta tam, obejrzaem siŸ, i by naprawdŸ biay koo swoich ust.
Powiedzia: Bracie Branham, nie chciabym go mieø na moim onie”.
Ja odparem: Ani ja nie”.
Powiedzia: Co™ takiego!”
Ja rzekem: PragnŸ ci powiedzieø, chopie, skoro siŸ to sko§czyo.
Gdyby to nie byo pokazane w tej wizji i ja nie widziabym przedtem, jak
DUCH PRAWDY
27
siŸ to stao, nigdy bym nie podszed tutaj do góry tak blisko tego
nied›wiedzia razem z tob”.
70 I nikt z nas nie potrafi nim poruszyø. On waŒy okoo tysica funtów,
jak sdzŸ. Taki ogromny, potŸŒny nied›wied›. Nie potrafili™my go
wypatroszyø; zdjŸli™my wiŸc z niego skórŸ. Potem zaczŸli™my schodziø w
dó, a on powiedzia: Bracie Branham^” Ja podniosem rogi. On rzek:
JeŒeli te rogi s dugie dokadnie czterdzie™ci dwa cale” _ powiedzia _
to ja po prostu bŸdŸ mia sza biegania”.
Ja odrzekem: WiŸc raczej miej go zaraz teraz, poniewaŒ tak wa™nie
jest”.
On odrzek: Nigdy nie widziaem^ Wydaje mi siŸ, jakbym to ™ni”.
I kiedy zeszli™my na dó, powiedziaem Eddie _ powiedziaem:
Dawaj teraz baczenie. Blaine pooŒy swoje rŸce^” Przypomnijcie
sobie, bya tam maa rŸka w pobliŒu tych rogów. Czy sobie
przypominasz, bracie Fred, jak ci powiedziaem, Œe to bŸdzie? I
powiedziaem do Eddie: Obserwuj to równieŒ”.
A wiŸc Bud powiedzia: Zaczekaj”. Przyprowadzi tam swojego
konia. Mieli™my tam nied›wiedzia, wiecie, i wydawao siŸ, Œe konie
wszystko powyrywaj. Wiecie, co one czyni, kiedy tylko zwŸsz grizzly
albo jakiegokolwiek nied›wiedzia. Podszedem wiŸc do nich i staraem
siŸ uspokoiø konia, wierzchowca, który chcia uciec.
71 I on poszed, wzi swoj ta™mŸ miernicz i przyszed tam na drug
stronŸ i patrzy na mnie znaczco. Powiedzia: Chod› tu, Blaine”. Ja
szturchnem Eddie. PrzyoŒy ta™mŸ na rogi. I tak mi Bóg dopomóŒ,
dokadnie czterdzie™ci dwa cale. OtóŒ, te rogi siŸ kurcz o okoo dwa
cale, kiedy wyschn. Ten nied›wied› grizzly leŒy w moim pokoju
mieszkalnym, a te rogi wisz na ™cianie. Preparator spreparowa je i
przymocowa na ™cianie. Wisi na nich ta™ma miernicza _ czterdzie™ci
dwa cale, dokadnie.
72 OtóŒ, dlaczego Bóg mówiby czowiekowi co™ takiego _ o polowaniu?
Kiedy wróciem do domu, matka bya chora. Poszedem j odwiedziø.
Ona rzeka: Billy^” Widzicie, On dodawa mi zachŸtŸ, przygotowywa
na co™.
A ja powiedziaem: Mamo, Pan ciŸ zawsze uzdrawia”.
Ona powiedziaa: Billy, ja odchodzŸ do Domu, by siŸ zobaczyø z
tat”.
O” _ powiedziaem _ Mamo, nie mów tak”.
Ona rzeka: Tak, ja odchodzŸ”.
I ja siŸ modliem za ni, a brat Fred i wszyscy ci ™wiadkowie, którzy
siedz tutaj, wiedz to.
Potem, nastŸpna rzecz, wiecie, oni j mieli w szpitalu. Lekarz nawet
nie wiedzia, co jej dolega. OtóŒ, ja wyszedem, by siŸ za ni modliø. Ona
28
MÓWIONE S~OWO
rzeka: Synu, ja odchodzŸ”. A zatem _ moja matka bya mocn kobiet,
mimo wszystko.
73 A pewnego dnia, parŸ dni potem, wszedem do ™rodka. Ona tam staa
i patrzya siŸ prosto do góry w kierunku niebios. Ona rzeka: Billy,
widzŸ ciŸ”.
Ja powiedziaem: AleŒ, oczywi™cie, mamo”. Powiedziaem: Ja
widzŸ ciŸ bezpo™rednio tutaj”.
Ona powiedziaa: O, ty jeste™ taki stary, Bill”. Powiedziaa: Twoje
biae wosy i broda po prostu zwisaj razem. Obejmujesz ramieniem
krzyŒ i wycigasz rŸkŸ do mnie”.
Potem to wa™ciwie zrozumiaem _ o to chodzio. OtóŒ, wy bracia
tutaj wiecie, Œe to jest prawd. NastŸpny dzie§ by niedziel. Ja gosiem.
Oni mi posali wiadomo™ø: Twoja^” Ja powiedziaem: Ja nie wierzŸ,
Œe matka odchodzi. Bóg mi zawsze pokazuje, gdy moi bli›ni odchodz.
Lecz matka _ On nie pokaza mi niczego o tym”. Oto przychodzi
wiadomo™ø, a ja byem wa™nie w ™rodku mojego poselstwa, tak.
Kto™ wszed do ™rodka i powiedzia: Id› do twojej matki w tej chwili.
Przedzwo§ do niej. Ona umiera w tej chwili”.
Ja powiedziaem: šmierci, milcz. Sowo BoŒe jest waŒniejsze niŒ to”.
74 Ten mŸŒczyzna siedzcy wprost tutaj _ brat Borders^ Gdy
sko§czyo siŸ naboŒe§stwo, wyszedem, by odwiedziø moj matkŸ.
Spotkaem brata Bordersa. On powiedzia: Bracie Branham, ty nie masz
ani sze™ciu stóp wzrostu, lecz ja widziaem dziesiŸø stóp wysokiego
mŸŒczyznŸ stojcego za kazalnic dzisiaj rano”.
Powiedziaem: Bracie Borders, Bóg zatroszczy siŸ o wszystko dla
mamy”. I za kilka dni zawezwali mnie do pokoju, a ona naprawdŸ
umieraa. Zgromadziy siŸ koo niej dzieci, stay koo óŒka. Ja rzekem:
Mamo, czy rzeczywi™cie odchodzisz?”
Ona rzeka: Tak”. Potem juŒ nie moga mówiø.
Ja jej cigle mówiem: Co oznacza dla ciebie Jezus, mamo?”
Przypomina mi siŸ, jak j ochrzciem w Jego Imieniu w wodzie dawno
temu. Zapytaem: Powiedz mi, co On oznacza dla ciebie teraz”.
Ona odrzeka: Jest dla mnie wiŸcej niŒ Œyciem”.
75 Ja powiedziaem: Mamo, jeŒeli odchodzisz, ja jestem twoim synem,
kaznodziej. PragnŸ to wiedzieø od mojej wasnej mamy, która odchodzi,
by siŸ spotkaø z Bogiem. PragnŸ trzymaø twoj rŸkŸ tutaj, mamo”.
Ona odrzeka: ChcŸ, aby™ j trzyma”. Ja j dalej trzymaem.
Potem nie moga juŒ mówiø. Wygldao na to, jakby jej sparaliŒowao
twarz. Powiedziaem: Czy juŒ nie potrafisz mówiø, mamo?” Ona nie
moga zrobiø^ Powiedziaem: Suchaj. Czy Jezus jest cigle dokadnie
tym samym dla ciebie?”
Ona potrafia przytaknø swoj gow. Potem doszo do tego, Œe juŒ
DUCH PRAWDY
29
nie moga ani skinø gow. Zapytaem: Mamo, czy Jezus jest dla ciebie
wszystkim teraz? On za chwilkŸ przyjdzie po ciebie, czy jest dla ciebie
wszystkim?”
Ona siŸ nie moga poruszyø. Powiedziaem: Mamo, masz tylko jedn
rzecz. WidzŸ wa™nie, Œe mrugasz swoimi oczami. JeŒeli Jezus ma dla
ciebie cigle to samo znaczenie, jakie On mia zawsze, jak w owym dniu,
kiedy ciŸ ochrzciem w wodzie, mrugnij szybko twoimi oczami”. Ona
mrugnŸa oczami i zy spyway jej po policzkach. I lekki powiew wiatru
wszed do pokoju. Matka odesza do Domu.
76 Poszedem do domu, udaem siŸ do zakadu pogrzebowego, by zanie™ø
dla niej odzienie, o, wy wiecie, jak to jest. Wy musieli™cie uczyniø to
samo. Wszystkie dzieci pakay, jedno w jednym pokoju, a drugie w
innym. Ja powiedziaem: Mama bya nasz wiŸzi. My juŒ wiŸcej nie
bŸdziemy tacy sami”. Doc i jego rodzina w tym kcie, Jesse i jego rodzina
znów w tamtym kcie. Wa™nie niedawno pogrzebali™my Howarda.
Powiedziaem: OtóŒ, przepadli™my chopcy”. Powiedziaem: JuŒ nie
przyjdziemy, by zobaczyø jeden drugiego. Mama bya nasz wiŸzi”.
Powiedziaem: Nie bŸdziemy siŸ juŒ wiŸcej wzajemnie odwiedzaø”.
77 Udaem siŸ do domu wieczorem, kiedy jej przygotowali™my odzienie.
Poszedem do domu. Pani Domico^ Czy j kto™ zna _ z Chicago? Jest
nasz bardzo drog przyjaciók z czasu kampanii. Ona mi podarowaa
BibliŸ, a bya to Biblia z czerwono wydrukowanymi sowami Jezusa, a
miaa zamek byskawiczny. I kto™^ Kiedy gosiem poselstwo:
Baranek i GoŸbica” posali mi stojan w ksztacie dwóch goŸbic. Inny
mój brat, brat Norman, posa mi ma goŸbicŸ i baranka. Brat Borders
da mi baranka. Chwyciem do rŸki BibliŸ. Meda bya w jednym kcie i
pakaa.
78 I wy wszyscy, biznesmeni, tutaj wiecie, kiedy byem na Jamajce i
widziaem moj te™ciow. Powiedziaem wam przy stole _ wówczas na
Jamajce _ powiedziaem: Kto™ z moich bli›nich umiera _ nie ma juŒ
Œadnych zŸbów. Ja widzŸ, jak odchodzi”. Bezpo™rednio przy stole _
Demos Shakarian i wszyscy inni siedzieli tam. Za kilka godzin potem
moja te™ciowa po prostu niemal pada martwa; w owym czasie,
rozumiecie, nie miaa zŸbów, zupenie dokadnie.
Potem powiedziaem: Widziaem modego mŸŒczyznŸ, plujcego
krwi”. Przedzwoniem do domu i powiedziaem: Nie pozwól, by
Billy^” Czy jest tutaj kto™, kto by na tym naboŒe§stwie na Jamajce
wówczas _ tam na Jamajce? ^?^ Tak, tam s dwaj. WiŸc potem _ i
ja powiedziaem: To musi^ Billy, nie wyjeŒdŒaj tam. Widziaem
modego czowieka plujcego krwi”. A by to mój szwagier. On szed _
mia krwotok, kiedy jego matka umara. Na skutek tego wpad w taki
szok.
79 Potem, stojc tutaj owego dnia wziem do rŸki t BibliŸ i rzekem:
Ojcze, ja nie wiem. MoŒe to po prostu Twoja mio™ø _ Ty mi nie
30
MÓWIONE S~OWO
pokazae™, Œe ona odejdzie. Lecz ja jestem tak zaamany, BoŒe. Czy Ty
dasz mi, proszŸ, jakie™ sowo pocieszenia z Twego Sowa?” Dalej
Powiedziaem: Pozwól mi po prostu przeczytaø co™, co bŸdzie dla mnie
pocieszeniem” i zostawiem po prostu BibliŸ otwart, ot tak, i tam to byo
_ duŒymi czerwonymi literami: Ona nie umara, lecz ™pi”.
80 I wszedem do pokoju. PooŒyli™my siŸ do snu. Okoo ósmej godziny
nastŸpnego poranka wstaem z óŒka. Oni mieli j ubraø i przygotowaø
okoo poudnia, wiŸc mogli™my tam wej™ø i zobaczyø j. Meda wysza, by
daø dzieciom ™niadanie, a may Józek paka, Becky w jednym kcie
cigle pakaa: Czy zobaczŸ jeszcze kiedy™ babciŸ znowu?”
A ja odrzekem: Tak. Tak, ty j zobaczysz. Ona wa™nie przekroczya
_ odesza do góry”. Dalej rzekem: Ona _ my j znowu zobaczymy”.
Ona miowaa te mae dzieci, wiecie.
A wiŸc _ one wszystkie pakay: Czy moŒemy zobaczyø babciŸ
dzisiaj po poudniu?”
Ja powiedziaem: MoŒecie zobaczyø ciao, w którym ona Œya, lecz
babcia odesza do góry, by byø z wasz drug babci, i one s w niebie”.
A Józek nie móg tego zrozumieø _ mój may syn, wiecie. On tego po
prostu nie móg zrozumieø.
Zapyta: Zatem, czy babcia powróci na ziemiŸ dzisiaj wieczorem?”
A ja rzekem: Nie, nie. Ja nie wiem, kiedy ona powróci. Gdy Jezus
przyjdzie, ona powróci”.
81 Staem tam, odwróciem siŸ i wyszedem z pokoju, a kiedy wyszedem
(Nie pro™cie mnie, abym to wyja™ni, nie sposób tego wyja™niø.), ujrzaem
samego siebie, stojcego tam _ dokadnie tak samo, jak teraz patrzŸ na
tych suchaczy. I prowadziem pie™ni. Nigdy tego nie czyniem. Ja nawet
nie umiem w ogóle ™piewaø. Tak, a by tam wielki, ogromny tum ludzi.
Po tej stronie audytorium wygldao, jakby to byo _ na zewntrz,
jak _ o, ja nie wiem, jakby™cie to nazwali, jakby w dó ze wzgórza i
trochŸ jak amfiteatr. A byo to tak daleko do tyu _ te rzŸdy, Œe musiay
byø podwyŒszone ot tak, wiŸc ci, którzy byli zupenie w tyle, musieli siŸ
patrzeø w ten sposób. Lecz cakiem na ™rodku byy po prostu trzy rzŸdy,
ot tak. A wprost na ™rodku byo, wa™nie tam gdzie rzŸdy skrŸcay, leŒao
mae sparaliŒowane, kalekie dziecko _ leŒao w tych rzŸdach.
82 A ja miaem ciemny garnitur i ™piewaem: Przyno™cie je, przyno™cie
je, przyno™cie tych maych do Jezusa”. špiewamy to w zborze dosyø
czŸsto _ szczególnie podczas po™wiŸcania dzieci Panu. I bya tam jakby
kabina _ tutaj, w której siedzieli dostojnicy, a kazalnica bya blisko niej.
Lecz ja byem na dole i prowadziem pie™ni. I nagle _ ja tam staem i
patrzyem na siebie, i potem^ O, nie próbujcie tego dociekaø rozumem,
poniewaŒ nie potraficie. Potem, kiedy byem tutaj, wtedy stao siŸ to
tutaj. Ja nie wiem. Dwie ™wiadomo™ci dziaay razem i to byo^
Jest to dobra rzecz, kiedy te dwie dziaaj razem. Mam tam na górze
DUCH PRAWDY
31
aparat fotograficzny. Kiedy tutaj przychodziem, nie wiedziaem, jak
zrobiø zdjŸcie. Patrzyem siŸ do niego i widziaem piŸø czy sze™ø róŒnych
obiektów. Zaczem wiŸc ustawiaø odlego™ø. Billy powiedzia mi:
Ustaw dobrze odlego™ø, a one siŸ wszystkie zlej w jedno”. To jest
dobry pomys, zrobiø to, wiecie. Czowiek widzi rzeczy inaczej, kiedy siŸ
na tym skupi. I posuŒ siŸ BoŒym Sowem, by siŸ skupiø na Nim, a
zrozumiesz, o czym mówiŸ. Lecz najpierw skup siŸ na Nim. Rozumiesz?
83 Staem tam wiŸc i patrzyem siŸ, i wszedem do tej wizji. A kiedy tam
byem, zauwaŒyem, Œe dostojna osoba wesza z tyu do tego
pomieszczenia. I oni byli _ ja powiedziaem^ OtóŒ, oni wchodzili do tej
kabiny dla dostojników, wiŸc oni podchodzili w tym kierunku. I ja
pomy™laem: Dobrze, bŸdŸ ™piewa jeszcze raz, kiedy ta pani
przychodzi”. Ona bya ubrana staromodnie.
OtóŒ, niektóre z was dam bŸd to pamiŸtaø, jak kobiety nosiy takie
spódnice i one spyway w dó na sznurowane buty, i one miay dugie^
Jak nazywacie t czŸ™ø odzienia, któr ma na sobie ta pani tutaj teraz?
To bluzka. Miaa na sobie tak bluzkŸ i miaa na niej naprawdŸ dugie
rŸkawy. Czy sobie je przypominacie? Miay wysoki konierz tutaj koo
szyi, a z przodu miay je zapiŸte na may guzik. A nastŸpnie duŒy szeroki
kapelusz na gowie, trochŸ na bakier na jedn stronŸ. I te damy w owych
dniach nosiy dugie wosy, wiŸc one je zwijay ot tak, wetknŸy w nie
spinkŸ i woŒyy na nie kapelusz, wiecie, by siŸ trzymay razem, bo one
musiay je›dziø konno na damskim siodle, i tym podobnie.
84 WiŸc ta dama przychodzia, a wszyscy odnosili siŸ do niej z
poszanowaniem. I ja pomy™laem: OtóŒ, ona pójdzie do kabiny dla
dostojników”. WiŸc potem powiedziaem: Jeszcze raz, wszyscy po tej
stronie. Przyno™cie je.’ Teraz wy tutaj: Przyno™cie je.’ NastŸpnie
wszyscy w ™rodku; teraz wszyscy razem: Przyno™cie tych maych do
Jezusa’.”
Wa™nie kiedy to powiedziaem, ta dama wstpia do tej kabiny i
widziaem^ Kiedy wstpia do kabiny, wszyscy powstali i oni siŸ
trochŸ ukonili, okazujc jej poszanowanie. A ona odwzajemnia im siŸ
ukonem.
Pomy™laem: OtóŒ, pora na mnie, bym zacz gosiø, a potem bŸdŸ siŸ
modli za chorych ludzi”. I wystpiem na podium za kazalnicŸ, a ta
kabina bya zupenie _ o, ona bya tak blisko, jak ten brat, siedzcy tutaj
i ja siŸ odwróciem ot tak.
85 Pomy™laem: OtóŒ, kiedy ta dama skinie mi gow, to ja j zaraz
rozpoznam”. A wiŸc kiedy siŸ odwróciem, ona juŒ miaa pochylon
swoj gowŸ ot tak, wiŸc ja skoniem moj gowŸ ot tak. A kiedy
podniosem moj gowŸ w tej samej chwili co ona, by siŸ spotkaø z jej
wzrokiem, bya to mama _ moda i ™liczna.
Spojrzaem na ni. Powiedziaem: Mamo”.
32
MÓWIONE S~OWO
Ona powiedziaa: Billy”.
I zaraz potem byskawice zaczŸy byskaø koo budynku, grzmoty
grzmiay i przyszo trzŸsienie. A gos powiedzia: Nie bój siŸ o twoj
matkŸ”. Powiedzia: Ona jest taka sama, jak bya w 1906”.
A ja rzekem: Co? 1906?”
A Meda, moja Œona, zapytaa: Co siŸ z tob dzieje?”
Ja odrzekem: Kochanie, 1906 _ co byo w 1906?”
Ona zapytaa: Dlaczego?”
Ja odrzekem: Wizja. Widziaem mamŸ stojc wprost tutaj”.
Zapytaa: Co ty widziae™?”
Ja odrzekem: Widziaem mamŸ”.
Zapytaa: Czy aby na pewno, Bill?”
86 Powiedziaem: Tak. Ona staa wprost tutaj i bya tak ™liczna, a On
powiedzia^ Ja powiedziaem: Ona bya po prostu mod kobiet”.
Poszedem i wziem stare zapiski naszej rodziny. I czy wiecie, czym ona
bya w 1906? Oblubienic mojego ojca. W tym roku ona wysza za mŒ.
Teraz ona jest cz٪ci innej Oblubienicy, mianowicie Oblubienicy Pana
Jezusa.
Kto™ posa mi skd™ dziesiŸciocentówkŸ. Mam j tutaj w mojej
kieszeni: 1906. I On _ Duch šwiŸty _ kiedy On przyjdzie, On wam
objawi te sprawy, które Ja wam powiedziaem, i pokaŒe wam przysze
rzeczy”.
87 NuŒe, co to oznacza? Ta wyprawa na polowanie dodawaa mi tylko
zachŸtŸ, rozumiecie, jedna z dobrych _ najlepszych wypraw, na jakie
kiedykolwiek wyjechaem, bo On wiedzia, Œe ten wielki szok^ To bya
mio™ø. I bracie, siostro, jeŒeli wszystkie te inne wizje byy doskonale
poprawne _ to, co Duch šwiŸty pokaza^ Musia to byø Duch šwiŸty.
Biblia mówi, Œe je™li siŸ to urzeczywistnio, by to On. Zatem jak mamy
nadziejŸ. Pewnego dnia opu™cimy to miejsce. Staniemy siŸ z powrotem
modym mŸŒczyzn lub mod kobiet; nigdy wiŸcej nie umrzemy. WolŸ
raczej wiedzieø to, niŒ gdybym wiedzia, Œe bŸdŸ prezydentem caego
™wiata i bŸdŸ Œy milion lat. WolŸ raczej wiedzieø, Œe jestem w rŸku Boga.
88 CieszŸ siŸ dzisiaj wieczorem, Œe wiem, iŒ ten sam Jezus, który to
powiedzia _ Œe On jest tutaj po dwóch tysicach lat. Widzicie, to nie
moŒe zginø; to jest wieczne. A On jest po prostu tym samym Jezusem
dzisiaj wieczorem, jakim On by w owym dniu, kiedy wypowiedzia to
zdanie. I On bŸdzie cigle potwierdza to Sowo, jeŒeli temu bŸdziemy
wierzyø. Czy temu wierzycie?
Kiedy On _ Duch šwiŸty przyjdzie, On nie bŸdzie mówi o Sobie
Samym, lecz on z Mego we›mie” _ to znaczy Sowo _ i pokaŒe wam je.
A potem On pokaŒe wam równieŒ te rzeczy, które maj nastaø”.
W li™cie do Hebrajczyków w 4. rozdziale Biblia mówi: Sowo BoŒe
DUCH PRAWDY
33
jest ostrzejsze^” OtóŒ, Kto by Sowem? Jezus. Na pocztku byo
Sowo, a Sowo byo u Boga, a tym Sowem by Bóg. Sowo ciaem siŸ
stao i mieszkao^” Sowo BoŒe jest ostrzejsze niŒ wszelki obosieczny
miecz, przenikajce aŒ do _ oddzielajc szpik od ko™ci i rozeznajc my™li
serca”. To jest nasz Bóg.
89 My nie jeste™my zgubieni, przyjaciele. Jeste™my cigle w asce BoŒej.
Ja odczuwam, Œe mam mówiø o wszystkim i mówiø o czasie przeszym^
I jak powiedziaem ubiegego wieczora, Œe ci uczniowie próbowali Œyø
tym, co syszeli na naboŒe§stwie poprzedniego dnia i wygldali
nastŸpnego, lecz zapomnieli, Œe sam Stwórca wiatru i fal leŒa w ich
odzi. Bóg, który by tam w tych górach i umie™ci tam zgodnie z Jego
Sowem tego srebrnego grizzly’go, który leŒy tam na pododze jako
potwierdzenie^
OtóŒ, je™li chcecie napisaø temu czowiekowi, napiszcie po prostu:
Bud Southwick, S-o-u-t-h-w-i-c-k, Bud Southwick, Fort St. John,
British Columbia, i pozwólcie, niech on odpowie wam listownie.
A nawiasem mówic, je™li wybieracie siŸ na polowanie, tam jest
dobry czowiek, z którym moŒna pój™ø. ZwaŒajcie teraz. On to
opowiedzia miŸdzy wszystkimi tymi owcami na pónoc i na poudnie od
tej drogi, i ja wierzŸ, Œe bŸdŸ tam mia prawdziwe naboŒe§stwo
nastŸpnym razem, kiedy pojadŸ tam na pónoc, tylko dla przewodników
tych ostŸpów. Tak, by zobaczyø, Œe te rzeczy dziej siŸ dokadnie tak, jak
siŸ dziej.
90 Tamto byo ubiegego roku. To dzieje siŸ w tym roku, wa™nie
obecnie. Ten sam Jezus, który da t obietnicŸ, powiedzia: Ja was nigdy
nie zostawiŸ, ani nie opuszczŸ. BŸdŸ z wami zawsze, mianowicie aŒ do
sko§czenia ™wiata”. Czy temu wierzycie?
Majc takie dowody i tak potwierdzon prawdŸ, pozytywn prawdŸ,
jak moŒemy siŸ czuø inaczej niŒ Œeby™my po prostu chcieli odej™ø poprzez
ten dach _ byø zachwyceni? Czy pozwolili™my, Œeby rzeczy tego ™wiata
przytŸpiy nas tak bardzo, kiedy widzimy takie Œywotne sprawy, które s
pozytywnie potwierdzone jako prawda^?
91 OtóŒ, kaŒda chora osoba, bŸdca tutaj _ jeŒeli tylko bŸdziesz wierzyø,
Œe ten Sam, który da t obietnicŸ, i przez tego Samego, który usun
epilepsjŸ z tego modzie§ca, z tego mŸŒczyzny _ On jest tym samym
Bogiem, który jest wa™nie teraz tutaj. Gdybym ja potrafi to usunø z
was, ja bym to uczyni, lecz ja tego nie potrafiŸ. On to juŒ odkupi dla was
i jedyn rzecz, któr musicie uczyniø, jest uwierzyø w to.
Co gdyby ten modzieniec wpad w paroksyzm, a ta niewiasta by
rzeka: Hm, co ma z tym wspólnego ta koszula?” Prawdopodobnie nie
funkcjonowaoby to u nikogo innego. Tylko dla niego, poniewaŒ to byo
posane dla niego. Naaman zanurzy siŸ w wodzie siedem razy, lecz
gdyby siŸ w niej zanurzy kto™ inny, prawdopodobnie nie pozbyby siŸ
34
MÓWIONE S~OWO
swego trdu. Rozumiecie? Lecz zwaŒajcie. Chodzi o to, Œe to, co On mówi,
jest prawd, potwierdzon, doskona prawd.
92 Teraz jest juŒ zbyt pó›no, by wywoaø kolejkŸ modlitwy.
Zatrzymajmy siŸ wiŸc przy tym na chwilŸ. Pomy™lmy tylko: Czy to jest
to, co Bóg obieca? Zatem to jest autentyczny Duch šwiŸty, który to
uczyni. Czy siŸ to zgadza? OtóŒ, kto by powiedzia, Œe On nie by
Duchem šwiŸtym? On by. Ja i Mój Ojciec jeste™my Jedno”. Duch
šwiŸty by Jego Ojcem. Ona wyda na ™wiat^ Ten šwiŸty, który siŸ w
niej pocz, jest z Ducha šwiŸtego”. WiŸc Duch šwiŸty i Bóg jest tym
samym Duchem i On by w Nim.
I obserwujcie, co On uczyni, kiedy ta niewiasta dotknŸa siŸ Jego
szaty, kiedy On spoglda na suchajcych i dostrzeg jej my™li. Czy
Sowo nie mówi, Œe Sowo BoŒe jest ostrzejsze niŒ obosieczny miecz i
rozeznaje my™li serca? Czy On nie obieca w ew. Jana 12, albo w ew. Jana
14, 12, Œe Kto wierzy we Mnie, sprawy, które Ja czyniŸ, i on czyniø
bŸdzie”? Albo czy to kiedykolwiek zawiodo i nie byo prawd?
93 Zatem Bóg jest tutaj. On jest tutaj, by uzdrowiø kaŒd osobŸ, bŸdc
tutaj. On jest tutaj, by zbawiø kaŒd zgubion duszŸ. I zanim ja uczyniŸ
wezwanie do otarza, do czego czujŸ siŸ obecnie prowadzony, rozumiecie,
by zrobiø to wezwanie do otarza, zawoajmy po prostu do Niego. Ilu z
was wyrzeknie siŸ, albo powie: Gdybym móg^” Byø moŒe s tutaj
obcy i mówi: Nigdy nie widziaem takiego naboŒe§stwa. Syszaem,
jak ludzie mówili o tych rzeczach, lecz nigdy tego w rzeczywisto™ci nie
widziaem. To by mi dodao zachŸty, gdybym móg zobaczyø Obecno™ø
samego Chrystusa, przychodzc miŸdzy ludzi, i czynic to samo, co On
wówczas czyni”. Czy to zachŸcioby was? Pochylmy nasze gowy do
modlitwy; niech kaŒde oko jest zamkniŸte. Pozwólmy teraz Duchowi
šwiŸtemu, towarzyszcemu Sowu^
94 OtóŒ, Ojcze, ja mam^ Wedug mego najlepszego poznania^ Ty
znasz moje serce, wiesz, Œe ci ludzie cierpi na skutek tego gorca, i Œe s
tutaj tumnie natoczeni, musz staø, lecz oni byli bardzo cierpliwi.
PotrafiŸ sobie wyobraziø, Œe to by taki sam tum, który sta na brzegu
jeziora owego dnia i sysza Ciebie, przemawiajcego z odzi. A potem Ty
im powiedziae™: Wypy§cie na gŸbiŸ i zapu™øcie wasze sieci”. Nie, by
zobaczyø, czy tam s jakie™ ryby. One tam byy!
I jakie godne uwagi sowa ten aposto powiedzia: Panie, owili™my
ca noc, a nic nie zowili™my: niemniej jednak na Twoje Sowo
zapu™cimy sieø”. A kiedy byli posuszni Twemu Sowu, zagarnŸli takie
mnóstwo ryb, Œe nawet ich sieø zaczŸa siŸ rwaø.
95 Panie Jezu, niewtpliwie wiele kobiet zostawio swoje pranie owego
poranka, wielu mŸŒczyzn odeszo ze swego pola zostawiajc Œniwo,
rybacy zostawili swoje sieci, by suchaø Sowa BoŒego. Panie Jezu,
gdyby™ Ty by tutaj dzi™ wieczorem w cielesnej postaci, to bardzo
wtpliwe, czy zebraoby siŸ tutaj wiŸcej suchaczy, niŒ siŸ ich teraz
DUCH PRAWDY
35
zgromadzio. JednakowoŒ ci ludzie wierz, Œe Ty nie jeste™ umary, Œe Ty
wstae™ z martwych, i Œe Ty zamanifestowae™ Swoje Sowo i
dotrzymujesz Swego Sowa _ tego Sowa, które ja czytaem im z Pisma
šwiŸtego dzisiaj wieczorem.
I kiedy naszemu Panu podano pewnego razu BibliŸ wzglŸdnie zwój i
On czyta z niego, potem usiad i powiedzia: Dzisiaj wypenio siŸ to
Pismo” _ niech siŸ to stanie znowu, Panie. Pozwól, Œeby siŸ to stao
znowu wa™nie dzisiejszego dnia, tego wieczora, aby siŸ mogo wypeniø
to miejsce Pisma, które przeczytaem.
I my wszyscy byli™my nauczani w cigu tego tygodnia, Œe to wa™nie
miaa byø ta rzecz, która miaa potwierdziø, Œe to jest czas ko§ca. Zatem,
nasze serca bŸd odchodziø szczŸ™liwe. Byø moŒe jest tutaj wielu takich,
Panie, do których Ty mówisz. PomóŒ nam dzisiaj wieczorem poznaø
Twoje Sowo, aby Twoje Sowo zostao potwierdzone, Œe jest prawd.
Daruj tego, Ojcze.
96 I kiedy mamy pochylone nasze gowy _ po prostu jako
podsumowanie, abym siŸ uspokoi od goszenia _ ilu z was bŸdcych
tutaj nie jest jeszcze prawdziwie znowuzrodzonym chrze™cijaninem?
OtóŒ, moŒe chodzisz do ko™cioa, lecz nie o to siŸ pytam. JeŒeli nie jeste™
narodzonym na nowo chrze™cijaninem, lecz wierzysz, Œe istnieje Œyjcy
Jezus, prawdziwy Duch šwiŸty i chciaby™ Mu byø teraz przypomniany,
czy chciaby™ teraz, kiedy kaŒda gowa jest pochylona i kaŒde oko
zamkniŸte, po prostu podnie™ swoj rŸkŸ do Niego: Panie, wspomnij
mnie”. Niech ci Bóg bogosawi; niech Bóg bogosawi tobie, tobie, tobie.
Niech ci Bóg bogosawi. Niech ci Bóg bogosawi. To jest bardzo fajne.
Czy s jeszcze inni?
Nie ma nas teraz duŒo liczebnie, lecz wy wiecie, Œe to ™wiat wyglda
wielkich rzeczy i duŒych ilo™ci. Jak powiedziaem ubiegego wieczora,
by to po prostu saby cichy gos, który pocign proroka, by wyszed z
zasoniŸt twarz. Miejcie teraz wiarŸ w Boga. Mój bracie, moja siostro
_ miejcie wiarŸ w Boga. A jeŒeli nasz wielki, askawy Pan Jezus
przyjdzie, kiedy to Sowo leŒy tutaj _ Jego wasne Sowo otwarte i
udowodni wam, Œe ten Duch šwiŸty, o którym ja mówiŸ, jest Prawd^
97 Byø moŒe bye™ wiele razy zmieszany z powodu wielu rzeczy, lecz to
tylko ma pokazaø, Œe gdzie™ istnieje co™ rzeczywistego. I kiedy On to
czyni _ pragnŸ, aby™cie wy, którzy podnie™li™cie swoje rŸce, Œe chcecie
przyj™ø, patrzyli siŸ na mnie przez chwilŸ. MoŒecie teraz podnie™ø swoje
gowy.
Panie Jezu, we› to naboŒe§stwo do Swoich rk teraz. Ja jestem
Twoim sug. I cae to goszenie _ tylko jedno Sowo od Ciebie bŸdzie
miao wiŸksze znaczenie, niŒ wszystko, co mogliby™my powiedzieø w
cigu caego Œycia _ tylko jedno Sowo. Daruj tego, Ojcze, kiedy
poruczam to _ te ™wiadectwa. Ty wiesz, Œe one s prawdziwe, Ojcze. To
36
MÓWIONE S~OWO
Ty je nam podae™ i one nigdy nie zawiody. Spenij to w Imieniu Jezusa.
Amen.
98 Zatem, ilu suchaczy tutaj nie ma karty modlitwy, a jeste™cie chorzy
_ podnie™cie wasze rŸce wszŸdzie w budynku, którzy nie macie karty
modlitwy, a jeste™cie chorzy. W porzdku. RównieŒ ci, którzy maj kartŸ
modlitwy _ podnie™cie wasze rŸce. Jest ich niemal tyle samo i oni s
wszyscy pomieszani.
Kiedy teraz patrzŸ na suchaczy^ Najpierw, by byø szczerym przed
Bogiem oraz przed wami, ja wiem, Œe^ PatrzŸ siŸ tutaj na drug stronŸ.
Tutaj w tym kcie siedzi kilku moich przyjació _ brat Noel i jego _ oraz
siostra Jones i brat Outlaw, mój syn, ten brat tutaj oraz brat Moore. Nie
znam tego brata, lecz widziaem go na naboŒe§stwach ostatnich kilka
razy. Nie mogŸ sobie przypomnieø nazwiska tego brata równieŒ, lecz
znam go po prostu z widzenia. Siostra wprost tutaj, siostra Williams,
siostra Sharritt siedzca tam w rogu. Zupenie tam w tyle jest kilku ludzi
z kaplicy w Jeffersonville.
99 Bezpo™rednio tutaj siedzi dziewiŸødziesiŸcioletni _ mój stary drogi
przyjaciel, który przyjecha z Ohio i przejecha przez cay kraj. Ja
wyjeŒdŒam do Afryki, a on oraz jego mia Œona prosili, czy mogliby
podróŒowaø do Afryki razem ze mn. Powiedzia: My zapacimy^”
DziewiŸødziesiŸcioletni brat, Niemiec, nie zna przedtem Pana. Gdy
gosiem pewnego wieczora, on przyszed w swoim od™wiŸtnym odzieniu,
by siŸ daø ochrzciø: ma dziewiŸødziesit lat.
Poza tym^ Ja my™lŸ^ O, to jest brat Waldrop i siostra Waldrop _
siedz tam. A to jest, na ile dobrze widzŸ^ i brat Borders teraz, to s
mniej wiŸcej wszyscy. OtóŒ, ja wymieniam ich nazwiska. Zatem, jeŒeli
wy, którzy mnie tak znacie, a nie modlicie siŸ, rozumiecie, módlcie siŸ za
mn. Rozumiecie?
100 PragnŸ jednak, Œeby™cie wy, którzy mnie nie znacie i wiecie, Œe ja was
nie znam _ pragnŸ, Œeby™cie powiedzieli w swoim sercu: Panie Jezu, ja
syszaem, jak o tym byo mówione. Syszaem, jak ten kaznodzieja czyta
to dzisiaj wieczorem z Biblii. Syszaem te ™wiadectwa, syszaem
równieŒ podobne, wiecie, o róŒnych innych sprawach, które siŸ
wydarzyy. Czy jeste™my tak blisko ko§ca, Panie? Czy jeste™my tak
blisko?
Przypomnijcie sobie, kiedy ten znak by przedoŒony Sodomie, temu
miastu, które zostao spalone, Jezus powoa siŸ na to i powiedzia: Jak
byo^” To by ostatni znak, który oni otrzymali, zanim to miasto
zostao zniszczone. A Jezus powiedzia, Œe to siŸ powtórzy podczas
przyj™cia Syna Czowieczego. OtóŒ, wiecie, Œe to prawda, mianowicie, Œe
Bóg, sam Bóg w ciele^ Ilu z was wierzy, Œe to Bóg rozmawia z
Abrahamem? Biblia mówi Elohim”.
101 Zatem, to jest wielki Stworzyciel niebios i ziemi, ten wszystko
zaspakajajcy. On nim by. Co On pokazywa? On by w ludzkim ciele,
DUCH PRAWDY
37
zatrzyma siŸ tam i spoŒywa cielŸce miŸso i pi krowie mleko, a potem
potrafi zniknø im z oczu. Ja was nawiedzŸ wedug czasu, który wam
obiecaem”. Rozumiecie? Nazwa go po imieniu, a bŸdc odwrócony
Swoimi plecami, powiedzia: Gdzie jest Sara?”
On odrzek: Ona jest w namiocie za Tob”.
On powiedzia: NawiedzŸ was zgodnie z czasem Œycia”. A Sara
rzeka sobie^ w tylnej czŸ™ci namiotu. On zapyta: Dlaczego siŸ Sara
™miaa?” Przypominacie sobie, iŒ Biblia mówi, Œe ona bya w namiocie za
Nim. Powiedzia: Dlaczego siŸ Sara ™miaa?”
Sara odrzeka: Ja siŸ nie ™miaam”.
On rzek: Tak, ™miaa™ siŸ”. Widzicie? To siŸ zgadza.
Czowiek, stojcy tam _ Bóg, przedstawiajcy Samego Siebie w
ludzkim ciele^ Jezus powiedzia, Œe bŸdzie tak samo w czasie przyj™cia
Syna Czowieczego: Bóg w Swoim Ko™ciele _ w tobie, we mnie,
reprezentujc Samego Siebie.
102 OtóŒ, tam bya moda kobieta^ Kiedy Bóg by w Chrystusie, On
mia Ducha w penej mierze. On by Bogiem. Ja jestem tylko jednym z
Jego sug, i ty jeste™ po prostu jednym z Jego sug. My mamy Ducha pod
miar. On mia go w penej mierze. W Nim przebywaa caa penia
Bóstwa ciele™nie. We mnie jest tylko may dar i w tobie jest dar od Niego.
Lecz bez wzglŸdu na to, jak may on jest, jest to ten sam Duch šwiŸty.
WiŸc je™li to jest Duch BoŒy, to On bŸdzie czyni dziea BoŒe. Módlcie
siŸ teraz i powiedzcie: Panie Jezu, niepozorna kobieta dotknŸa siŸ
pewnego razu Twego odzienia”. I mamy powiedziane tutaj w Nowym
Testamencie _ On powiedzia w li™cie do ydów: On jest NajwyŒszym
Kapanem wa™nie teraz, który moŒe wspóczuø naszym sabo™ciom”. Ilu
z was wie, Œe tak mówi Biblia? Powiedzcie: Amen”. Oczywi™cie. WiŸc to
musi byø prawd.
103 OtóŒ, jeŒeli On jest tym samym wczoraj, dzisiaj i na wieki, to jak On
odpowiedziaby wam? Tak samo, jak On odpowiedzia wczoraj _ jeŒeli
On jest tym samym dzisiaj. Módlcie siŸ teraz i powiedzcie: Panie Jezu,
pozwól mi dotknø Twojej szaty. A potem, Ty dajesz bratu Branhamowi
may dar, by nam dodaø zachŸty. A on mnie nie zna. Ja siedzŸ tutaj,
zupenie w tyle” i tutaj po drugiej stronie i tutaj na dole, gdziekolwiek.
Ja siedzŸ^ On mnie nie zna, lecz Ty mnie znasz. I pozwól mi zobaczyø
Twojego wielkiego Ducha, Panie. Nie, Œe ja to muszŸ czyniø, lecz by mi
po prostu pomóc i zachŸciø mnie oraz wszystkich pozostaych, poniewaŒ
czytali™my w Twoim Sowie _ pozwól mi dotknø siŸ Twojej szaty, a Ty
odpowiedz niezwocznie. Niech zostanŸ uŒyty dzisiaj wieczorem, Panie,
do tego celu, i to pokaŒe wszystkim suchaczom, Œe Ty cigle Œyjesz”. Czy
to nie byoby cudowne, gdyby On to uczyni?
104 Zatem, módlcie siŸ teraz wy, wy sami, cicho. Powiedzcie: Panie,
pozwól mi dotknø siŸ Twojej szaty”. Ja siŸ teraz oddajŸ Duchowi
38
MÓWIONE S~OWO
šwiŸtemu i niech Duch šwiŸty wykona resztŸ, bo ja teraz mówiem,
™wiadczyem, lecz nie potrafiŸ juŒ nic wiŸcej uczyniø. Jestem na ko§cu
mojej usugi.
Ja po prostu obserwujŸ suchaczy, by zobaczyø, czy ja^ MuszŸ to
zobaczyø, wiecie, czy to teraz pojmujecie.
W tyle po lewej stronie, zupenie w tyle, moŒe w ™rodku tego budynku
jest kobieta, która siŸ modli. Ona lada chwila umrze, jeŒeli jej Bóg nie
pomoŒe. Ona ma raka, a ten rak jest na jej piersi. O, niechaj ona tego nie
przegapi. PomóŒ mi, o, Panie. Siostro, jeŒeli bŸdziesz wierzyø^ Ona to
chyba przegapi. Panie Jezu, pomóŒ nam, modlimy siŸ. Maria May? Tutaj
to macie. Czy jeste™my sobie wzajemnie obcy? Ja ciebie nie znam. Ty
mnie nie znasz. Czy taki jest twój stan? Czy wszystko, co powiedziaem,
jest prawd? Wierz zatem. To siŸ sko§czy.
105 Teraz z tej ciemno™ci, która bya nad ni, staa siŸ ™wiato™ø. Z tak
pewno™ci, jak w przypadku tego modzie§ca _ epilepsja nie gnŸbi go
wiŸcej. To ten sam Bóg _ Ten, który by tam w Pónocnych Lasach, jest
tym samym Bogiem tutaj. Tylko wierz dalej. Amen. JeŒeli wierzysz^”
Teraz Ona jest nad niewiast siedzc tutaj przede mn. Ona ma
jakie™ dolegliwo™ci w swoich plecach. Wyazi jej pytka z jej krŸgosupa.
Ona nie jest std; jest z Montany. Nazywa siŸ pani Stubbs. Powsta§,
przyjmij swoje uzdrowienie w Imieniu Jezusa Chrystusa.
Nie musisz o to walczyø. Odpocznij. Ten duŒy mŸŒczyzna, siedzcy
tutaj i patrzcy siŸ na mnie, postŸpujcy tak _ wierz! Ty odzyskasz
zdrowie. Masz kopoty z nerwami. JeŒeli temu wierzysz, Bóg ciŸ uzdrowi.
106 Niewiasta z kobiecymi dolegliwo™ciami. Wierz temu i moŒesz zostaø
zdrow. Wracaj do domu i miej wiarŸ w Boga. Dlaczego mówiŸ: Wracaj
do domu? Ty bŸdziesz musiaa jechaø do Nowego Meksyku, by tam
dotrzeø _ pan i pani Watkins. OtóŒ, ty wiesz, Œe ja ciebie nie znam. Amen.
Ta pani tuŒ za tob _ ty masz wrzód na swojej nodze, pani Brown.
Czy bŸdziesz wierzyø, Œe Bóg ciŸ uzdrowi? Wydaje siŸ, Œe jeste™ tym tak
bardzo zainteresowana. OtóŒ, ty wiesz, Œe ja ciebie nigdy w moim Œyciu
nie widziaem. Na lewej nodze. NuŒe, wierz caym swoim sercem, a
bŸdziesz zdrowa.
Pani, próbujca siŸ poruszyø, a ona ma artretyzm. Bardzo jej dolega.
Pani Fairhead. Wierz caym swoim sercem, a bŸdziesz zdrowa. OtóŒ, ty
wiesz, Œe ciebie nigdy w moim Œyciu nie widziaem. Tak, o^ Amen.
Czy wierzycie teraz caym swoim sercem? Co On teraz bŸdzie czyni?
On we›mie te rzeczy, które Ja wam mówiem i objawi je wam. A potem
On pokaŒe wam rzeczy, które maj nastaø. Czy rozumiecie, co mam na
my™li? Czy Mu wierzycie? Pochylmy teraz na nowo nasze gowy.
107 Zatem, wy, którzy wiecie, Œe gdyby™cie opu™cili to ziemskie Œycie
dzisiaj wieczorem, to byliby™cie^ Nie byoby dla was^ Gdyby™cie
umarli nie bŸdc narodzeni na nowo^ Je™li siŸ czowiek nie narodzi
DUCH PRAWDY
39
na nowo, nie moŒe zobaczyø Królestwa BoŒego”. Dlaczego nie
przyjdziecie w tej chwili, by stanø tutaj i pozwoliø, Œebym siŸ za was
modli, wprost tutaj w tej chwili? Czy przyjdziecie zaraz teraz do
Obecno™ci Tego Ducha? Nie zobaczycie, Œeby siŸ stao co™ wiŸkszego,
dopóki nie ujrzycie przyj™cia Pa§skiego. Zatem, przypomnijcie sobie
tylko. Ja na pewno wiem, o czym mówiŸ, inaczej On nie udzieliby mi tej
usugi.
Nie pozwólcie, Œeby was to teraz ominŸo. Czy jeste™cie szczerzy? Czy
chcieliby™cie przyj™ø? JeŒeli nie, to ta sprawa leŒy miŸdzy tob i Bogiem.
Ja jestem niewinny. Jestem czysty od krwi was wszystkich, poniewaŒ
powiedziaem wam prawdŸ. Zwiastowaem wam Sowo. Powiedziaem
wam, kim On jest, a On^ Kiedy On przyszed, On udowodni, Kim On
by wówczas, i On pozwala mi udowodniø, Kim On jest obecnie. On jest
tym samym, jakim On by wówczas. Czy temu wierzycie?
108 Zatem, ilu chorych jest jeszcze tutaj _ innych, niŒ ci tutaj, którzy s
chorzy? Podnie™cie swoje rŸce. PoóŒcie teraz swoje rŸce jedni na drugich,
i módlmy siŸ modlitw wiary o was.
PragnŸ was teraz o co™ poprosiø, w uciszeniu. JeŒeli Bóg _ je™li Bóg
moŒe przyj™ø i uczyniø ten cud^ Cud jest czym™, czego nie moŒna
wyja™niø. OtóŒ, je™li chcecie zadaø pytanie komukolwiek z tych ludzi
tutaj dookoa, id›cie i zadajcie im pytanie, kiedykolwiek i gdziekolwiek.
Rozumiecie? PamiŸtajcie tylko, to jest Bóg. To tutaj s tylko amatorskie
wizje. Kto _ co tego dokonuje? To jeste™ ty, ty sam. Ty wa™nie tego
dokonujesz.
109 Widzicie, kiedy ta niewiasta dotknŸa siŸ Jego szaty, On powiedzia:
Cnota wysza ze Mnie”. Lecz kiedy Ojciec pokaza Mu o ~azarzu, On
odszed i przyszed z powrotem, i wzbudzi ~azarza z martwych. On nie
powiedzia, Œe cnota^ To by Bóg, posugujcy siŸ Swoim wasnym
darem, a w innym wypadku bya to kobieta, korzystajca z BoŒego daru.
Ja nie jestem BoŒym Darem. Jezus Chrystus jest BoŒym Darem. Jest to
tylko dar, który On da mi, bo ja siŸ urodziem takim _ z ™wiadomo™ci i
pod™wiadomo™ci _ pierwsz ™wiadomo™ci _ dziaajcymi wspólnie. Ja
nie zasypiam _ po prostu to widzŸ.
Duch šwiŸty zstŸpuje na pod™wiadomo™ø tak samo, jak On zstŸpuje
na normaln ™wiadomo™ø. Gdyby On zstpi na twoj pod™wiadomo™ø, to
miaby™ duchowy sen. JeŒeli on zstŸpuje na mnie, ja nie ™niŸ. Ja tam po
prostu patrzŸ i widzŸ to. Rozumiecie? I my jeste™my urodzeni^ Ty nie
moŒesz uczyniø samego siebie ani trochŸ innym. Czowiek siŸ takim
urodzi. Rozumiecie? Dary i powoania s nieodwoalne. Co one maj
czyniø? Manifestowaø Jezusa Chrystusa. On jest tym samym wczoraj,
dzisiaj i na wieki.
110 Kiedy macie teraz swoje rŸce pooŒone jedni na drugich _ ja ufam, Œe
pooŒycie teraz swoje serce do BoŒej opieki. Panie, przebadaj mnie. Czy
staem siŸ takim zdrŸtwiaym na skutek rzeczy tego ™wiata, Œe nie
40
MÓWIONE S~OWO
dostrzegam tej wielkiej godziny, która przemija?” Wy wiecie, Œe tak
wa™nie byo zawsze. Przechodzio to bezpo™rednio przez ko™ció, a oni
tego nie poznali. Tak mówi historia. Nie przeoczcie tego, przyjaciele, gdy
widzicie, Œe Sowo jest udowadniane cigle na nowo, widzicie Sowo
BoŒe zamanifestowane, a Jezus Chrystus we wasnej Osobie przychodzi
wprost do tych ludzi i czyni dokadnie tak, jak On czyni przedtem.
111 Niebia§ski Ojcze, odczuwam teraz, Panie, Œe Twoje Sowo byo
czytane. šwiadectwo byo podane. Duch šwiŸty zstpi i potwierdzi to
Sowo i to ™wiadectwo. Teraz jest to w rŸkach tych ludzi, Panie. LeŒy to
na ich onie. Nie umiem powiedzieø juŒ nic wiŸcej. Nie wiem o niczym
innym, co Ty napisae™ w Sowie _ co Ty bŸdziesz czyni, poniewaŒ Ty
ich juŒ uzdrowie™. Chodzi tylko o to, by ich skoniø do wiary w to. I kiedy
Ty czynisz co™ takiego, jak moŒemy jeszcze wtpiø? Jak mogliby™my
pozwoliø szatanowi, by paraliŒowa nasz ™wiadomo™ø jeszcze duŒej.
Szatanie, ja ogaszam to uzdrowienie nad tymi lud›mi i mówiŸ tobie:
Zaklinam ciŸ w Imieniu Pana Jezusa Chrystusa, wyjd› std! Wyno™ siŸ
w Imieniu Jezusa Chrystusa i zostaw tych ludzi w spokoju!”
JeŒeli Mu teraz wierzycie, powsta§cie na wasze nogi. Czy wierzycie?
Powsta§cie wiŸc na wasze nogi i oddajcie Bogu chwaŸ! Wsta§cie i
wierzcie w to. Nie wtpcie w to wiŸcej. W Imieniu Jezusa Chrystusa niech
Duch šwiŸty przyniesie rado™ø, moc, zmartwychwstanie i ycie tym
ludziom, Panie. Oddajcie Mu chwaŸ teraz i bogosawcie Jego ™wiŸte
ImiŸ. My Go miujemy, my Go uwielbiamy, my Go podziwiamy, Tego
niezrównanego, wiekuistego, Syna Œyjcego Boga. Przyjmujemy Go w
Jego Imieniu. On jest tutaj. Amen.