Teresa Wontor-Cichy Droga do męczeńskiej śmierci Maksymiliana
Transkrypt
Teresa Wontor-Cichy Droga do męczeńskiej śmierci Maksymiliana
Teresa Wontor-Cichy Droga do męczeńskiej śmierci Maksymiliana Marii Kolbego Franciszkanin, ojciec Maksymilian Maria Kolbe, ogłoszony po wojnie świętym męczennikiem, był w czasie II wojny światowej dwukrotnie aresztowany przez władze niemieckie. Od 19 września 1939 wraz z grupą zakonników z Niepokalanowa przebywał w obozach: Lamsdorf (Łambinowice), Amtitz (Gąbice) oraz Schildberg (Ostrzeszów). Pobyt w tych ośrodkach miał charakter internowania. Zakonnicy zostali zwolnieni 8 grudnia 1939 roku i powrócili do zrujnowanego przez Niemców Niepokalanowa. Dnia 17 lutego 1941 roku, w Niepokalanowie, nastąpiło kolejne aresztowanie. Pięciu zakonników osadzono w warszawskim więzieniu Pawiak, skąd po ciężkim śledztwie, w różnych transportach przewieziono do obozu koncentracyjnego KL Auschwitz. W dniu 29 maja 1941 roku, ojciec Kolbe przywieziony został do tego obozu gdzie, 14 sierpnia 1941roku, poniósł śmierć męczeńską. Dzieło ojca Maksymiliana Kolbe stawiało go wśród najbardziej respektowanych przedstawicieli inteligencji polskiej. Zbudował nowy ośrodek franciszkański w Niepokalanowie, klasztor – wydawnictwo o rekordowych nakładach i popularności, podjął się misji w odległej Japonii, gdzie także w bardzo ciężkich warunkach wybudował klasztorwydawnictwo, nazwane „Mugenzai no Sono” czyli „Ogród Niepokalanej”. Jako dobrze wykształcony kapłan i gorący patriota, co wielokrotnie podkreślał, był autorytetem dla duchownych i świeckich. Stosunek Niemców do przedstawicieli inteligencji polskiej, w tym duchowieństwa, był określony bardzo precyzyjnie. Jako warstwa przywódcza narodu, inteligencja miała być izolowana i poddana eksterminacji.1 Wyrażało się to w masowych aresztowaniach, osadzaniu w obozach koncentracyjnych, gdzie znaczna część spośród nich straciła życie.2 Tuż po zakończeniu II wojny światowej ukazało się wiele publikacji poświęconych życiu i męczeńskiej śmierci o. Maksymiliana Marii Kolbe (imię świeckie Rajmund). Jego niezwykła działalność i męczeńska śmierć w KL Auschwitz stały się podstawą do wyniesienia na ołtarze. Papież Paweł VI, w dniu 17 października 1971 ogłosił o. Maksymiliana Marię Kolbego błogosławionym, a papież Jan Paweł II, 10 października 1982, świętym męczennikiem. Materiały archiwalne gromadzone przez wiele lat, głównie przez archiwum w Niepokalanowie, stały się podstawą wielu biografii świętego Maksymiliana.3 Były one także 1 Por Lubicz J., Woliński J., Polityka okupanta hitlerowskiego wobec wyznań religijnych w Polsce w latach 1939-1945, Biuletyn Głównej Komisji Badania Zbrodni Hitlerowskich w Polsce, 1957, str.71-111. Madajczyk Czesław, Polityka Trzeciej Rzeszy w okupowanej Polsce, t.1-2, Warszawa 1970. Sziling Jan, Polityka okupanta hitlerowskiego wobec Kościoła katolickiego 1939-1945, Poznań 1970. Fijałkowski Zenon, Kościół Katolicki na ziemiach polskich w latach okupacji hitlerowskiej, Warszawa 1983. Życie religijne w Polsce pod okupacją hitlerowską 1939-1945, praca zbiorowa pod red.Z.Zielińskiego, Warszawa 1982, str.28-34. 2 Jacewicz Wiktor, Woś Jan, Martyrologium Polskiego Duchowieństwa Rzymskokatolickiego pod okupacją hitlerowską w latach 1939-1945, zeszyty 1-5, Warszawa 1978. 3 Dobraczyński Jan, Skąpiec Boży. Rzecz o o.Maksymilianie M.Kolbe, Niepokalanów 1946;Morcinek Gustaw, Dwie korony. Rzecz o Ojcu Maksymilianie Maria Kolbe, Niepokalanów 1948; Winowska Maria, Szaleniec Niepokalanej.Ojciec Maksymilian Kolbe. Niepokalanów 1957; Studia o ojcu Malsymilianie Kolbe, t.1, pod red. o.Joachima Romana Bara, Warszawa 1971, t.2, pod red. o.Jana A.Książka, Warszawa 1981; Kęczkowska Maria, Ojciec Kolbe, Niepokalanów 1982; Strzelecka K, Maksymilian Maria Kolbe, Kraków 1982; Kluza Władysław, Człowiek XX wieku. Św. Maksymilian Kolbe, t.1, 2, Niepokalanów 1992;tenże, Czterdzieści siedem lat życia, Niepokalanów 1989;Wojtczak Albert, Ojciec Maksymilian Maria Kolbe, t.1-2, Niepokalanów 1989;Dyczewski podstawą niniejszego opracowania, wzbogaconego o dokumenty przechowywane w Archiwum Państwowego Muzeum Auschwitz-Birkenau w Oświęcimiu oraz Centralnym Muzeum Jeńców Wojennych w Łambinowicach-Opolu. Dla właściwego zrozumienia powodów aresztowania i więzienia św. Maksymiliana należy przyjrzeć się jego wielkiemu dziełu jakim był Niepokalanów polski i japoński, oraz drodze, która wiodła do tego celu. Rajmund Kolbe urodził się 8 stycznia 1894 r. w Zduńskiej Woli. Jego rodzice Juliusz Kolbe i Marianna z Dąbrowskich Kolbe byli zgodnym małżeństwem. Pochodzili z rodzin zajmujących się od wielu pokoleń tkactwem. Ich pierwszy syn przyszedł na świat w 1892 r. Z racji wielkiego kultu św. Franciszka z Asyżu, dano mu na imię Franciszek. Marianna Kolbe cieszyła się sympatią wielu sąsiadów, była znaną i cenioną akuszerką, potrafiła leczyć wiele chorób. Juliusz był bardzo dobrym rzemieślnikiem, co ułatwiło mu znalezienie kolejnej pracy. Zajmował się także drukowaniem i kolportowaniem prasy patriotycznej, angażował się w życie religijne parafii. Obydwoje od pierwszego roku po ślubie należeli do Trzeciego Zakonu św. Franciszka i starali się zachowywać reguły zakonne. Poza tym Marianna należała do Żywego Różańca, Juliusz co roku pielgrzymował pieszo do Częstochowy. W mieszkaniu, w widocznym miejscu stał ołtarzyk Matki Boskiej Częstochowskiej, przed którym we środy, soboty, niedziele i wszystkie święta maryjne paliła się lampka oliwna. Rodzina bardzo często gromadziła się na wspólnej modlitwie. Wspólnie uczestniczyli także we mszy świętej i nabożeństwach. Synowie Franciszek, Rajmund i Józef wyrastali w prawdziwie religijnej atmosferze. Kolbowie dostrzegali potrzebę kształcenia siebie i swoich dzieci. Ich trzej synowie chodzili do szkoły, pewne kwoty ze swoich skromnych dochodów przeznaczali na zakup książek i czasopism. Nie było to powszechne zachowanie wśród robotników, świadoma polityka zaborców spowodowała, że większość nie umiała czytać a minimalne wynagrodzenia pozwalały jedynie na zakup podstawowej żywności. Po ukończeniu szkoły podstawowej najstarszy syn, Franciszek, uczył się dalej w szkole średniej handlowej. Pragnieniem rodziców było, aby został księdzem. Przypadek sprawił, że i Rajmund szybko dołączył do brata.4 W 1907 r. życie rodzinne Kolbów uległo ogromnej zmianie. Za zezwoleniem gubernatora rosyjskiego przyjechał ze Lwowa ówczesny prowincjał franciszkanów, ojciec Leon, Święty Maksymilian Maria Kolbe, Warszawa 1984;tenże, Człowiek człowiekowi. Rzecz o św. Maksymilianie Marii Kolbe, Oświęcim 1994; Niezgoda Cecylian, „To jest święty“. Rzecz o świętym Maksymilianie Marii Kolbem, Kraków 2001;Treece Patricia, Człowiek dla innych Maksymilian Kolbe. Święty Oświęcimia. Świadectwa tych, którzy go znali, Oświęcim 2006; 4 Marianna Kolbe tak opisała pewne wydarzenie: Raz miałam jedną chorą, której potrzeba było robić plastrowe okłady. Posłałam więc swego Mundzia do apteki po proszek . I gdy on zażądał „Venkon greka“ aptekarz spytał: - Skąd ty wiesz, że to się nazywa„Venkon greka“? On na to: - Bo to nazywa się po łacinie. - A skąd ty wiesz, że po łacinie się nazywa? - Bo my chodzimy do księdza na lekcję łaciny. Potem wypytywał dalej; jak się nazywa, gdzie mieszka i do jakiej szkoły chodzi. Mundzio odpowiedział mu, że brat chodzi do szkoły i jest w pierwszej klasie handlówki, a jeśli Bozia pozwoli to mój starszy brat będzie księdzem, ja zaś muszę w domu pomagać, bo nas rodzice nie mogą obu kształcić, bo nie są tacy zamożni, a na dwóch trzeba dużo pieniędzy. Wtedy rzekł aptekarz: - Ciebie szkoda tak zostawić. Przychodź tu do mnie, a ja ci będę lekcje dawał że w końcu roku dogonisz swego brata i razem zdacie do drugiej klasy. Wyznaczył mu godziny. Przylatuje więc do mnie jak na skrzydłach mój kochany Mundzio i z wielką radością opowiada, jakie to go wielkie szczęście spotkało. Rzeczywiście , uczęszczał odtąd do niego na lekcje, a ten przezacny pan aptekarz nazywał się Kotowski, a ksiądz Jakowski Włodzimierz, nasz przewodnik duchowy, dawał Mundziowi lekcje łaciny. por.Dyczewski Leon, Święty Maksymilian Maria Kolbe, Warszawa 1984, str.26. Peregryn Haczela5. W czasie głoszonych rekolekcji zachęcał chłopców do wstąpienia do zakonu. Na terenie Królestwa Polskiego klasztory franciszkańskie zostały skasowane, toteż jego misja miała na celu rozpoczęcie odbudowy niegdyś istniejących zgromadzeń. Franciszek i Rajmund z wielkim zapałem odpowiedzieli na ten apel. Rodzice byli w rozterce co do Rajmunda, mieli wobec niego inne plany, ale nalegania chłopca przekonały ich o jego wielkiej woli wstąpienia do zakonu franciszkanów. Wkrótce, pod koniec sierpnia 1907 r., bracia wyjechali do Lwowa. Trzy lata później dołączył do nich najmłodszy brat Józef. W tej sytuacji Marianna zdecydowała się na realizację młodzieńczych marzeń o wstąpieniu do klasztoru, przyjechała więc także do Lwowa, do sióstr benedyktynek.6 Juliusz przebywał jakiś czas w klasztorach franciszkańskich jako tercjarz, następnie osiadł w Częstochowie gdzie założył księgarnię.7 Sam przejazd chłopców z Pabianic do Krakowa, przekroczenie granicy austriackorosyjskiej było nie lada wyczynem. Wraz z ojcem, ukryci w furze zboża przekroczyli granicę koło Miechowa i dalej piechotą udali się do Krakowa. Tutaj pożegnali ojca i sami pociągiem pojechali do Lwowa. Okazało się, że w tym czasie byli oni jedynymi uczniami pochodzącymi z zaboru rosyjskiego, stąd traktowani byli przez franciszkanów bardzo życzliwie. Lwów był miastem bardzo odmiennym od tych, które znali z okresu dzieciństwa. Mieli tutaj styczność ze wspaniałym ośrodkiem polskiej myśli i kultury. Gromadziły się tu bowiem najwybitniejsze umysły i najszlachetniejsze serca, które tworzyły późniejsze niepodległe państwo polskie. Naukę w Małym Seminarium chłopcy rozpoczęli od klasy trzeciej gimnazjum. Rajmund wykazywał szczególne uzdolnienia w przedmiotach ścisłych, profesor matematyki nie miał dla Rajmunda zadania, którego by nie rozwiązał. Nieco słabszy był z przedmiotów humanistycznych. Interesował się także urządzeniami technicznymi. Robił wykresy, obliczenia. nawet wysyłał je odpowiednim urzędom do oceny.8 Tenże sam o. Peregryn Haczela, długoletni przełożony galicyjskiej prowincji franciszkanów, postarał się o 7 miejsc studenckich w Rzymie. Jedno z nich zaproponował bratu Maksymilianowi. Ten, po pewnym wahaniu, zgodził się z wolą przełożonych. Dwa dni przed wyjazdem spędził z ojcem, który specjalnie przyjechał z Częstochowy, aby spotkać się z synem. W październiku 1912 r. brat Maksymilian wyjechał do Rzymu. Jak sam później przyznał, wyjazd ten ponownie uchronił go od przywdziania munduru wojskowego. Po wybuchu I wojny światowej, wielu kleryków krakowskich zgłaszało się do wojska. Był wśród nich także brat Walenty, Franciszek Kolbe, który wstąpił do legionów Piłusudskiego. Po zakończeniu działań wojennych nie wrócił już do zakonu. W Rzymie młodzi zakonnicy zamieszkali w Międzynarodowym Kolegium Zakonu Braci Mniejszych Konwentualnych i rozpoczęli trzyletnie studia filozoficzne na Wydziale Filozoficznym Uniwersytetu Gregoriańskiego. Brat Maksymilian zabrał się do nich z ogromnym zapałem, szczególnie z powodu programu, który obejmował nie tylko nauki ściśle 5 W późniejszym okresie był prowincjałem prowincji polskiej franciszkanów. Za swoją patriotyczną postawę został zastrzelony 26 lipca 1942 roku przez Kruegera szefa gestapo w Stanisławowie. Wojtczak A., Ojciec ..., t.1, str.29. 6 Marianna Kolbe od 1913 roku była tercjanką i rezydentką u sióstr felicjanek w Krakowie. Zmarła nagle 17 marca 1946 roku. 7 Juliusz Kolbe walczył podczas I wojny światowej w Legionach Józefa Piłsudskiego. Zginął, gdy jego oddział został otoczony przez Rosjan między Miechowem a Olkuszem. 8 W roku 1909/1910 napisał: Ja niżej podpisany ośmielam się przedłożyć Wysokiemu Cesarsko-Królewskiemu Ministerium moje samodzielne pomysły: telegraf piszący, aparat zapisujący mowę, i głosy natury, telegraf, w którym na stacji można tylko mówić, a na drugiej stacji będzie to zapisywał i odbierał aparat: i prosi o łaskawe zbadanie i oszacowanie ich pod względem praktyczności. Tu następował szczegółowy opis powyższych wynalazków, podnim zaś podpis: Rajmund Kolbe, uczeń V klasy gimnazjum. Por. Dyczewski L., s.40. filozoficzne ale także geometrię, algebrę, trygonometrię, fizykę, chemię, mechanikę, czyli dziedziny, którymi szczególnie się interesował. W początkach drugiego roku studiów mocno załamał się stan zdrowia brata Maksymiliana. Cierpiał na bóle żołądka, głowy, często przeziębiał się. Cela, w której mieszkał miała ceglaną podłogę, szczególnie jesienią i zimą było w niej bardzo wilgotno. Jednak stan zdrowia nie rzutował na wyniki studiów. Pierwszego listopada 1914 r. w uroczystość Wszystkich Świętych złożył uroczyste śluby zakonne (solemne), tym samym na stałe związał się z rodziną franciszkańską. Przyrzekał, że będzie żył w czystości, posłuszeństwie i ubóstwie według reguły św. Franciszka. Składając przyrzeczenie przyjął dodatkowo imię Maria, którego będzie odtąd używał obok imienia Maksymilian. Europa ogarnięta była wówczas wojną. Kiedy Włochy przystąpiły do wojny z Rosją, musiał opuścić Wieczne Miasto (pochodził w dalszym ciągu z kraju rządzonego przez cara Rosji). Przez dwa miesiące przebywał w neutralnej republice San Marino, po uzyskaniu odpowiednich dokumentów powrócił do Rzymu. W październiku 1914 r. złożył pracę dyplomową, zdał egzaminy i uzyskał stopień doktora filozofii na Uniwersytecie Gregoriańskim. W następnym roku rozpoczął studia na Papieskim Wydziale Teologicznym św. Bonawentury Ojców Franciszkanów w Rzymie. Właśnie w tym okresie, brat Maksymilian miał możliwość obserwowania życia mieszkańców Rzymu. Refleksje nie były optymistyczne. Upadek moralny, wzrost przestępczości, wystąpienia antykościelne budziły troskę.9 W takiej atmosferze rodzi się myśl założenia organizacji, która: miałaby podać rękę tylu nieszczęśliwym duszom, by umocnić serca w dobrem, by dopomóc wszystkim do zbliżenia się do Pośredniczki wszelkich łask.10 Zakłada więc Militia Immaculatae, w skrócie M.I., w języku polskim Milicja Niepokalanej albo Rycerstwo Niepokalanej. Pierwsze zebranie odbyło się w październiku 1917 r. W następnym roku swego błogosławieństwa udzielił mu papież Benedykt XV oraz generał zakonu franciszkańskiego. Brat Maksymilian zbliżał się do święceń diakonatu, które przyjął 28 października 1917 r., a 8 kwietnia 1918 r. z rąk kardynała wikariusza Rzymu Bazylego Pompilj święcenia kapłańskie. Ponieważ na terenie Włoch przebywało wielu Polaków – jeńców, postanawia zaangażować się w pracę na ich rzecz. Kontaktuje się z księżmi zmartwychwstańcami, prowadzącymi duszpasterstwo dla Polaków, pracuje też dla Komitetu Narodowego dla Polaków. Odwiedza obozy jenieckie, służąc żołnierzom jako kapłan i jako Polak. Jednocześnie przygotowuje się do zakończenia studiów teologicznych, broni pracę na Papieskim Wydziale Teologicznym św. Bonawentury, uzyskując stopień doktora teologii. Kilka dni po uroczystym wręczeniu dyplomów wsiada do pociągu Czerwonego Krzyża i wyjeżdża do Polski, która nareszcie wróciła na mapę Europy, niepodległa i zjednoczona, a którą opuścił przed siedmioma laty. Swe pierwsze kroki skierował do klasztoru sióstr felicjanek w Krakowie, aby spotkać się z matką. W kraju przełożeni skierowali go do pracy wykładowcy historii we Franciszkańskim Seminarium Filozoficzno-Teologicznym. Zajmował się także pracą duszpasterską: spowiadał, jeździł do chorych, przygotowywał do sakramentów świętych. Nie ustawał w pracy nad Rycerstwem Niepokalanej. Pozyskiwał kolejnych członków, także poza Krakowem. W maju 1920 r. było ich już 1363. 9 Dyczewski L., s.65-73 Kolbe M., Dzieje Milicji Niepokalanej, PMK, t.II, s.445-446. 10 Świadom siły nowoczesnych środków przekazu, gromadził fundusze na pierwsze wydanie pisma Rycerz Niepokalanej. Prasa, jak uważał, stała się ważnym narzędziem informacji społeczeństwa a tym samym możliwością jego ewangelizacji. Partie polityczne, ugrupowania szczególnie pozakatolickie dawno już wykorzystywały prasę, stąd widział tu potrzebę większego zaangażowania Kościoła. Przełożeni mieli na uwadze jego słabe zdrowie. Gruźlica, na którą zachorował w Rzymie regularnie dawała znać o sobie, częste krwotoki, gorączka niepokoiły. W tej sytuacji zwolniony został ze wszystkich obowiązków i wysłany na kurację do Zakopanego, na dziesięć i pół miesiąca, a następnie do Nieszawy, na cztery i pół miesiąca. Myśl o działalności wydawniczej dojrzewała w ojcu Maksymilianie, pozyskiwał dla niej innych franciszkanów stąd myślano już nie tylko o wydawnictwie ale i o drukarni. Także tematycznie wzbogacał nowe numery pisma, interesował się bardzo biografiami ludzi odznaczających się świętością za życia. Gromadził materiały, wspólnie ze swoim bratem, ojcem Alfonsem Kolbe11 redagował teksty. Szczególnie po nagłej śmierci ojca Wenantego Katarzyńca, z którym łączyła go przyjaźń oraz podobne zapatrywania na sprawę działalności wydawniczej zakonu, postawił sobie za cel przedstawienia jego biografii w kolejnym numerze Rycerza Niepokalanej.12 Po powrocie z rekonwalescencji objął stanowisko wykładowcy w Studium Filozoficzno-Teologicznym, wykładał teologię moralną, filozofię oraz Pismo Święte. Bardzo angażował się w tą pracę, chociaż nie był porywającym wykładowcą. Ponieważ Rycerstwo Niepokalanej trochę straciło na aktywności podczas jego nieobecności, organizował spotkania, przekonywał o potrzebie dobrej prasy katolickiej i większego zaangażowania w jej wydawanie.13 Mówiąc o sytuacji w Polsce, podkreślał zasługi drukarni i księgarni św. Wojciecha w Poznaniu, Wydawnictwa Ojców Jezuitów w Krakowie czy Wydawnictwo Karola Miarki w Mikołowie, zauważając jednocześnie, że są to działania rozproszone, polegające głównie na zaangażowaniu pojedynczych osób. Chciał także większego zaangażowania osób świeckich w działalność wydawniczą, jednak problem polegał na ich właściwym przygotowaniu merytorycznym do pracy. Właściwej popularyzacji służyć miałyby katolickie biblioteki, czytelnie, wypożyczalnie czy księgarnie. Zdawał sobie bowiem doskonale sprawę z kondycji społeczeństwa polskiego, które po ponad 100 letniej niewoli w ogromnym procencie nie potrafiło czytać i pisać. Poza tym nie mogły to być pisma zbyt drogie, co się wiązało z powszechnie panującą biedą. Warunki były więc konkretne, pismo nietrudne i niedrogie. 11 Ojciec Alfons Kolbe przyjął święcenia kapłańskie w Krakowie w czerwcu 1921 roku. Jego brat z powodu stanu zdrowia nie mógł być na uroczystościach, nad czym bardzo ubolewał. Jednak kilka tygodni po święceniach ojciec Alfons przyjechał do klasztoru łagiewnickiego koło Łodzi, skąd razem udali się do Pabianic, gdzie w asyście brata odprawił mszę prymicyjną. Kilka dni później podobna uroczystość miała miejsce w Zduńskiej Woli. Przybyli na nią licznie mieszkający w tych rejonach członkowie rodziny Kolbe oraz ich przyjaciele. Była to pierwsza wizyta ojca Maksymiliana w rodzinnych stronach od czasu wyjazdu do Małego Seminarium do Lwowa. 12 Biografia Wenantego Katarzyńca ukazała się w 1931 roku w Grodnie. Ojciec Alfons, będąc w Nieszawie, napisał biografię Sługi Bożego ojca Rafała Chylińskiego, zaś ojciec Maksymilian interesował się sprawą kultu Jana Łobdowczyka. 13 Cytując papieża Leona XIII mówił: „Zła prasa zgubiła społeczność, trzeba jej zatem przeciwstawiać dobrą prasę. Katolicy nie powinni ustawać w pracy dla swojej dobrej prasy, to nieustanna misja. (...) Ani lud, ani duchowieństwo nie rozumie znaczenia prasy. Powiadają, że przedtem prasy nie było, nierozumiejąc, że czasy się zmieniły. Dobrze jest budować kościoły, mówić kazania, zakładać misje i szkoły, ale ten wielki trud próżny będzie, jeśli zaniedbamy najważniejszą broń dzisiejszych czasów, tj. prasę.” A kardynał Pizy dodaje: Wy głosicie kazania w niedziele, a dzienniki je głoszą co dzień, co godzinę. Wy mówicie do wiernych w kościele, a dziennik idzie za nim do mieszkania. Wy mówicie pół godziny albo godzinę, a dziennik nie przestaje nigdy mówić. Dyczewski, L., str.111. Po uzyskaniu zgody władz kościelnych, o. Kolbe przystąpił do prac redakcyjnych oraz do gromadzenia funduszy. Pierwszy numer pisma zaplanowany został na styczeń 1922 r. Główne tematy poruszone w nim to cel człowieka, doskonałość chrześcijańska i świętość. Wydany został w nakładzie 5 tys. i rozdany za darmo bądź za wolne datki. Okazało się jednak, że w Krakowie nie ma wystarczających możliwości lokalowych na rozwinięcie wydawnictwo z tego też powodu zapadła decyzja o przeniesieniu redakcji do klasztoru franciszkańskiego w Grodnie. Niedawno odzyskany klasztor wymagał gruntownego remontu, prace posuwały się sprawnie, a w barokowe wnętrza ojciec Maksymilian wkrótce zaczął wprowadzać maszyny drukarskie. Pierwszą zakupił od Sióstr Nazaretanek w Krakowie, które przeznaczyły ją już na złom. Ojciec prowincjał wsparł finansowo zakup maszyny i czcionek, dodatkowo przysłał do Grodna brata Alberta Olszakowskiego, z zawodu zecera. Pierwszy zespół wydawniczy liczył trzy osoby, większość prac wykonywali ręcznie, maszyna nie była zasilana prądem, artykuły, odpowiedzi na listy czytelników ojciec Maksymilian pisał ręcznie (nie miał jeszcze maszyny do pisania) i przy lampie naftowej. Poza pracą wydawniczą, ojciec Maksymilian, podobnie jak inni grodzieńscy franciszkanie, spowiadał, głosił kazania, uczył dzieci religii, jeździł do chorych. Nie ustawał w poszukiwaniu lepszych metod wydawniczych. Dopingowało go do tej pracy ciągle wzrastające zainteresowanie Rycerzem Niepokalanej, wkrótce zaczęto wydawać także Kalendarz Rycerza Niepokalanej. Pierwszy numer miał się ukazać w 1925 roku, a nakład miał wynosić 12 000 egzemplarzy. Dużą nowością tego numeru był dodatek, w formie reportażu Jak powstaje Rycerz Niepokalanej. Czytelnicy widzieli fotografie zakonników przy pracy: w zecerni, introligatorni, drukarni, podczas spinania numerów, w administracji. Była to zupełnie nowa forma przedstawienia życia codziennego zakonników, która spotkała się z ogromną życzliwością czytelników. Nakłady Rycerza Niepokalanej rosły, na rok 1926 zaplanowano 40 000 egzemplarzy. W tym też roku, w sierpniu, ojciec Maksymilian po raz pierwszy wystąpił oficjalnie jako redaktor. Było to na pierwszym ogólnopolskim zjeździe katolickim w Warszawie. Jednak ciężka choroba dawała znać o sobie, dodatkowo intensywność pracy nie sprzyjała kuracji. Wobec tego przełożeni zadecydowali o powtórnym skierowaniu ojca Maksymiliana na leczenie do Zakopanego. Zastępcą w Grodnie wyznaczono jego brata, ojca Alfonsa Kolbe. Posłuszny woli przełożonych był w Zakopanem osiem miesięcy, od sierpnia 1926 do kwietnia 1927. Zamieszkał u sióstr Sercanek na Łukaszówkach, naprzeciw Gubałówki. Czas leczenia wykorzystał na przemyślenia, modlitwę, nowe plany. Prowadził bardzo obfitą korespondencję z ojcem Alfonsem, który zmagać się musiał teraz sam ze wszelkimi trudnościami wydawniczymi. Z dużą wnikliwością przyglądał się różnym wydarzeniom społecznym i politycznym kraju, co również nie poprawiało nastroju, ale pozwalało na lepszy kontakt z czytelnikami, których listy w przeróżnych sprawach napływały do redakcji. Zabudowania klasztoru grodzieńskiego stawały się za małe dla rozwijającego się wydawnictwa, ponadto łączenie wspólnoty klasztornej z klasztorem-wydawnictwem nie było dobrym rozwiązaniem. Po powrocie z kuracji zaczął szukać nowej lokalizacji wydawnictwa. Książe Jan Drucki Lubecki posiadał majątek w Teresinie pod Warszawą, w powiecie sochaczewskim, który przeznaczony był na parcelację. Część tego majątku zgodził się ofiarować zakonnikom na klasztor-wydawnictwo. Po pokonaniu pewnych trudności14 jesienią 1927 z grupą zakonników wyrusza do Teresina by budować klasztor. Pora roku nie sprzyjała budowom, poza tym ojciec Maksymilian miał stosować się do zaleceń lekarza zakopiańskiego, spać 10 godzin dziennie, 14 Wojtczak, A., str. 84 – 88. chodzić na spacery, nie podnosić ciężarów prawą ręką, nie przemęczać się, spać w ciepłym i suchym pokoju. Teren budowy leżał w depresji, powietrze było wilgotne, bagniste łąki biegły wzdłuż torów, jednak zapału i życzliwości okolicznej ludności zakonnikom nie zabrakło. Nowa siedziba miała być grodem Niepokalanej, stąd nadano nazwę Niepokalanów. Początek życia w nowej siedzibie pozwolił braciom na dogłębne poznanie ubóstwa franciszkańskiego. Brakowało absolutnie wszystkiego, pieniędzy najbardziej. Zakonnicy jedli byle co, najczęściej ludność okoliczna widząc wielkiego ducha zakonników przychodziła z pomocą. Jako pierwsza stanęła kaplica15, następnie budynek mieszkalny dla zakonników później hala maszyn. Wszystkie budynki miały być proste, najtańsze i nietrwałe, służące tylko jednemu pokoleniu. Miało to ustrzec zakonników przed stabilizacją i zmusić do dynamizmu, każde pokolenie miało budować sobie nowe, bardziej funkcjonalne, dostosowane do potrzeb czasu budynki. Wszystko w Niepokalanowie było niewyszukane, tanie ale praktyczne. Przeniesiono maszyny z Grodna i praca ruszyła. Ochoty i pomysłów nie brakowało, brakowało natomiast rąk do pracy. Zakonnicy byli wyczerpani. Ponieważ zakon nie był w stanie skierować do Niepokalanowa więcej zakonników, powstała myśl założenia Małego Seminarium i internatu. Nowa placówka rozwijała się równym tempem, gwardianem oraz dyrektorem wydawnictwa był ojciec Maksymilian Kolbe, jego zastępcą ojciec Alfons Kolbe. Nowa myśl ciągle towarzyszyła ojcu Kolbe, były nią misje. Z polecenia przełożonych udał się na krótki odpoczynek do Kalwarii Pacławskiej, z której wrócił z gotowym planem wyjazdu. Miała to być Japonia, gdzie wyjechał, 26 lutego 1930 roku, wraz z czterema braćmi. Po drodze zatrzymali się w Sajgonie, Szanghaju, gdzie sprawdzał możliwości wydawnicze. Dotarli nareszcie do Nagasaki, gdzie wówczas była najliczniejsza diecezja katolicka w Japonii. Nie bez trudności, w maju 1930 roku wydany został pierwszy egzemplarz japońskiego Rycerza Niepokalanej, który nosił tytuł Mugenzai no Seibo no Kishi. Po dwóch miesiącach pobytu w Japonii, ojciec Kolbe powrócił do Polski, aby uczestniczyć w kapitule prowincjalnej. Przedstawiony referat przekonał przełożonych o potrzebie założenia domu misyjnego w Japonii. Z dwoma klerykami ojciec Kolbe wrócił w sierpniu 1930 roku do Japonii. W grudniu 1930 roku, będąc poza krajem ojciec Kolbe dowiaduje się, o nagłej śmierci brata, ojca Alfonsa Kolbe. Niepokalanów znalazł się w trudnej sytuacji. Przełożeni nie decydują się jednak na odwołanie ojca Maksymiliana z Japonii, przełożonym Niepokalanowa zostaje ojciec Florian Koziura, do którego pisał ojciec Kolbe szereg listów, wspierając go, udzielając mu szeregu rad. W marcu 1931 roku, za 6800 jenów, zakupił ojciec Kolbe 4 hektary ziemi w dzielnicy Hongochi u stóp góry Hikosan, gdzie rozpoczęto budowę domu misyjnego.16 Nowy klasztor nazwano Mugenzai no Sono czyli Ogród Niepokalanej. Zasady swojej pracy opierał, jak zwykle zresztą na dwóch filarach: Niepokalanej i skrajnym ubóstwie. Nie wszyscy zakonnicy rozumieli ten sposób życia, toteż zdarzały się przypadki powrotów zakonników do Polski. Stąd ojciec Maksymilian apelował o przysyłanie 15 Po ukończeniu prac budowlanych ojciec Kolbe udał się do kardynała Kakowskiego po zezwolenie na odprawianie Mszy św., nabożeństw i przechowywanie Najświętszego Sakramentu. Ksiądz kanclerz widząc go, powiedział, że do księdza kardynała należy iść w czystych butach i czystym habicie. Na co ojciec Kolbe pokazał spracowane dłonie mówiąc: Proszę księdza, ja tu przyszedłem prosto z pracy. Takim szczerym wyznaniem zyskał serdeczność księdza kanclerza, który pozwolił na spotkanie z kardynałem. Wkrótce po tym wydarzeniu zakonnicy mogli odprawiać msze święte w Niepokalanowie. Por. Dyczewski L., str.166-167. 16 Wielu dziwiło się dlaczego ojciec Kolbe wybrał lokalizację na uboczu, w terenie trudnym do zabudowy. Kiedy 9 sierpnia 1945 Amerykanie zrzucili bombę atomową na Nagasaki, miasto zostało zniszczone i połowa mieszkańców straciła życie. Klasztor stracił tylko szyby w oknach, góra Hikosan zasłoniła klasztor od śmiercionośnego podmuchu atomowego. w pełni oddanych zakonników, gotowych nawet życie stracić dla Niepokalanej.17 Poza tym klimat japoński nie sprzyjał jego zdrowiu, często gorączkował, rany nie chciały się goić, miewał ataki duszności. Pomimo tego nie ustawał w pracy, ciężkiej, fizycznej przy budowie domu zakonnego oraz w pracy wydawniczej, przy redakcji artykułów. W maju 1933 roku przybył do Polski na obrady kapituły prowincjalnej. Za jej zgodą gwardianem Niepokalanowa został ojciec Florian Koziura a gwardianem Mugenzai no Sono ojciec Kornel Czupryk. Wsparty przez ojca Kornela wyrusza ojciec Maksymilian do Japonii. Przed wyjazdem składa wizytę księdzu prymasowi Augustowi Hlondowi w Poznaniu, księdzu kardynałowi Aleksandrowi Kakowskiemu w Warszawie (dwa dni później obydwaj odwiedzili Niepokalanów). Odwiedza także księdza biskupa Stefana Sapiehę oraz swoją matkę, której nie widział trzy lata. Kolejny okres pracy w japońskim Niepokalanowie ma już inny, spokojniejszy charakter dla ojca Kolbego. Dzieli obowiązki z ojcem Kornelem, który teraz ma się zająć problemami gospodarczymi domu, opieką nad nowicjatem i wychowaniem braci, a także ma być profesorem teologii moralnej i liturgii. Ojciec Maksymilian ma utrzymać sprawy wydawnicze, opiekę duchową nad wspólnotą zakonną oraz być rektorem studium, profesorem dogmatyki, Pisma św., prawa i historii Kościoła. Prowadził intensywną korespondencję, planował inne prace misyjne, szczególnie Indie były w punkcie zainteresowań ojca Kolbe. Jednak plan ten nie zyskał aprobaty przełożonych. W 1935 roku placówka japońska liczyła 20 braci, w tym 4 Japończyków, 2 ojców i 3 kleryków. Nakład Mugenzai no Seibo no Kishi wynosił 65 000, w kwietniu 1936 roku otworzono internat Małego Seminarium. W momencie takiej stabilizacji ojciec Kolbe zostaje wezwany do Polski na kapitułę prowincjalną. Żegnał się z Japonią na zawsze. Był wówczas już osobą bardzo znaną i cenioną w Polsce, jednak nowe obowiązki jakich miał się podjąć w Niepokalanowie wymagały poprawy stanu zdrowia. Ponownie przełożeni wysłali ojca Kolbe do Zakopanego, na kilkudniowy odpoczynek. Pozwoliło mu to na pionierską przejażdżkę kolejką na Kasprowy Wierch w towarzystwie kierownika budowy inżyniera Stadnickiego. Kapituła generalna postanowiła powierzyć mu stanowisko gwardiana Niepokalanowa, oraz obowiązek szczególnej troski o zachowanie ducha franciszkańskiego w tym największym z klasztorów zakonu. Wydawnictwo rozwijało się równym tempem, Rycerz Niepokalanej osiągał nakład 650 000 egzemplarzy, Rycerzyk Niepokalanej 130 000, Mały Dziennik 145 000. Ojciec Kolbe widząc rozwój wspólnoty postanowił zmienić system zarządzania. Jego zasadą stało się dopuszczenie wszystkich do współrządów i wyrabianie w każdym członku wspólnoty poczucia odpowiedzialności za całość. W Niepokalanowie obowiązywały zasady: wyrzec się własnej woli, a czynić wolę Boga wyrażoną w poleceniach przełożonych; dla siebie jak najmniej, dla Niepokalanej i bliźnich jak najwięcej; osoby, zachowania, słowa, rzeczy, atmosfera mają być czyste, tchnąć nieskazitelnością; życie w Niepokalanowie ma być radosne, bo radość jest i konsekwencją i przejawem prawdziwej doskonałości.18 Rozwijając działalność apostolską ojciec Kolbe był 17 Dochodziło do nieporozumień także z powodu wielkiej czci jaką Malsymilian otoczał Niepokalaną, zarzucano mu zachwianie chrystocentryzmu. Klerycy chorowali na choroby, których leczenie mogło odbywać się w spokojnej atmosferze zakonu w Polsce, czy też w kraju o innym klimacie. Nieporozumienia powstawały również w kontaktach z duchownymi hierarchami w Japonii. Wymagały one korespondencji z Kongregacją do Spraw Wiary i innymi instytucjami rzymskimi odpowiedzialnymi za prowadzanie działalności misyjnej. Por.Wojtczak A., Ojciec..., str.126-134. 18 W styczniu 1937 roku postanowił wyjawić braciom przyczynę swojego szczęścia. Zanim odejdę od was chciałbym coś pozostawić. (...) Wy mnie nazywacie gwardianem i jestem nim. Nazywacie mnie dyrektorem, też dobrze mówicie, bo jestem dyrektorem wydawnictwa. (...) A czym jeszcze jestem? ... Jestem waszym ojcem i to prawdziwym ojcem – więcej nawet niż rodzony ojciec. Przez ojca ziemskiego daje Pan Bóg życie człowiekowi bardzo świadom potrzeby wykorzystania zdobyczy techniki. Kupował najnowsze maszyny drukarskie, usprawniając tym samym pracę braci i podnosząc nakłady wydawnicze. W 1937 roku zakupił teleskryptor, dzięki któremu Niepokalanów miał najnowsze wiadomości. Planował budowę lotniska. Wysłał nawet dwóch braci na kurs pilotażu, przygotowywał teren pod przyszłą budowę. W budowie była także radiostacja, która nawet wyemitowała pierwszy program w święto Niepokalanej 8 grudnia 1938 roku19. Polskie Radio już dwukrotnie wcześniej użyczało ojcu Kolbe możliwości zabierania głosu, po raz pierwszy 8 grudnia 1937 roku, właśnie w święto Niepokalanego Poczęcia, drugi raz 2 lutego 1938 roku, w święto Matki Bożej Gromnicznej. Wypowiedzi te kierowane były do szerokiego kręgu słuchaczy, dotyczyły spraw ważnych, podnosiły na duchu. Zmieniająca się rzeczywistość polska skłoniła ojca Maksymiliana do weryfikacji planów wydawniczych, ograniczenia nakładu Rycerza Niepokalanej na rzecz nowych tytułów. W 1938 roku pojawiły się: Miles Immaculatae, miesięcznik dla kleru całego świata, Mały Rycerzyk Niepokalanej, pismo dla dzieci poniżej lat 10, w bogatej szacie graficznej, Biuletyn Misyjny, miesięcznik przeznaczony dla misjonarzy. W dalszym ciągu ukazywał się Mały Dziennik. Ojciec Kolbe był znany i ceniony w wielu kręgach. Na zaproszenie prezydenta Stefana Starzyńskiego wszedł w skład Stołecznego Komitetu Obywatelskiego Święta Niepodległości. Był również członkiem Stowarzyszenia Dziennikarzy i Wydawców. O zagrożeniu dla Polski mógł się ojciec Kolbe przekonać naocznie, będąc w Berlinie, w marcu 1938 roku na kongresie Polaków w Niemczech. Mnóstwo mundurów, flagi rozwieszone na większości budynków, ciągłe przemarsze wojska w takt marszów a przede wszystkim atmosfera gotowości do walki budziły obawy a nawet strach. 20 W 1939 roku wystosował list do marszałka Rydza Śmigłego, mówiący o chęci przyjścia z pomocą obrońcą ojczyzny. Pisał, że zakonnicy nie posiadają żadnego mienia na własność, mimo to poprzez odmawiani sobie cukru przez 6 tygodni, zebrali kwotę 1 200 złotych na potrzeby wojska. Wojna zaczęła się 1 września 1939 roku wcześnie rano. Kilka dni później, 5 września gwardian Niepokalanowa, ojciec Maksymilian otrzymał od starostwa Sochaczewskiego informację, że Niemcy po przekroczeniu Wisły, szybkimi krokami zbliżają się do Warszawy. Do wiadomości dołączono polecenie, aby zakonnicy opuścili klasztor. Podobne polecenie przesłał nowy prowincjał. Zachęcał braci do włączenia się do pomocy sanitarnej w Czerwonym Krzyżu i w ten sposób służyli innym. W Niepokalanowie zostało 2 ojców i 40 braci, także w Lasku, Domu Zdrowia został 1 ojciec i kilku braci. Rząd polski, świadomy losu polskich elit przygotowywał paszporty dla chcących udać się na emigrację. Znani politycy, twórcy kultury, działacze społeczni otrzymywali taki dokument. Ojciec Kolbe otrzymał paszport 6 września, jednak nie wyjechał, uważając, że jego miejsce jest wśród braci, co było także wolą jego przełożonych. dotąd nie istniejącemu. Przeze mnie otrzymaliście życie duchowe, życie Boże, powołanie zakonne (...) Żebyści wiedzieli, dzieci drogie, jaki ja jestem szczęśliwy! (...) Kochajcie Niepokalaną, a ona uczyni was szczęśliwymi. (...) Powiedziałem wam, że jestem bardzo szczęśliwy i doznaję wielkich radości, a to dlatego, że mam i to z całą pewnością zapewnione niebo. (...) tyle jeszcze powiem, że to było w Japonii. Więcej wam dzieci drogie nic już nie powiem, i nie pytajcie mnie o te rzeczy.(...) por. Dyczewski L., Święty..., str 218-239. 19 W tym samym dniu, w kinie Roma odbyła się ku czci Niepokalanej uroczysta akademia, z udziałem prezydenta Mościckiego, kardynała Kakowskiego i innych osobistości państwowych. Głos zabrał ojciec Maksymilian, przemawiał pięknie o Niepokalanej. W części artystycznej występowała orkiestra reprezentacyjna Wojska Polskiego a po niej orkiestra braci z Niepokalanowa, którzy nie ustępowali w kunszcie wytrawnym muzykom. Kluz Władysław, Człowiek XX wieku. Św.Maksymilian Kolbe, t.2, Niepokalanów 1992, str. 134. 20 Kluz Wł., Człowiek XX wieku ... , str.115. Do klasztoru przychodzili ranni żołnierze, a także tłumy ludności cywilnej uciekającej przed frontem. Zakonnicy nie zostawiali nikogo bez opieki. Za kilka dni 13 września Niemcy byli już przy furcie klasztornej, szukali polskich żołnierzy, a ponieważ znaleźli tylko rannych opuścili Niepokalanów. Nie na długo, 19 września, żołnierze niemieccy pojawili się ponownie z rozkazem zebrania się wszystkich mieszkańców na placu. Po przeliczeniu, poinformowani zakonników, że zostaną zabrani na 2 godziny w celi wylegitymowania. W tej sytuacji franciszkanie poprosili o pozwolenie ubrania grubszych rzeczy (przewidywali, że może to potrwać dłużej). Pozwolono na pozostanie dwóch pielęgniarzy do obsługi rannych, bracia poprosili ojca Maksymiliana, aby został. On jednak stanowczo odmówił.21 Następnego dnia przewieziono franciszkanów do Częstochowy, a stąd pociągiem do Opola i dalej do miejscowości Lamsdorf. W obozie zakwaterowano ich w płóciennych namiotach, otoczonych drutem kolczastym i gęsto ustawionymi strażnikami. W każdy namiocie było około 200 ludzi, w tym wielu Żydów. Rozdano jeden koc na dwu, jeden ręcznik na trzech, i dano czystą słomę. Problemy pojawiały się przy jedzeniu, naczyń nie starczało dla wszystkich. Obecność zakonników pamięta kilku żołnierzy polskich, przebywających w Lamsdorf jako jeńcy wojenni. 22 Pobyt w Lamsdorf trwał do 23 września, niecałe trzy dni. W sobotę 23 września przygotowano transport 24 grup po 500 osób, które załadowano do wagonów wcześniej używanych do przewozu koni. Na drugi dzień, 24 września stłoczeni, w okropnym odorze dojechali do miejscowości Amtitz (Gębice), położonej między dzisiejszym Gubinem a Lubskiem. Gwardian Niepokalanowa starał się pocieszać braci, porównywał ich sytuację do wyjazdu na misje, tyle, że tu starać się nie trzeba o wizy, formalności, transport. Podkreślał, że jest to niebywała okazja, aby zrobić wiele dobrego. Transport wyładowano na stacji kolejowej, po czym przeprowadzono wszystkich do obozu. Po drodze, podobnie jak w Lamsdorf, okoliczna ludność niemiecka drwiła na widok przechodzących, a szczególnie docinki nasilały się wobec zakonników. Obóz położony na podmokłym terenie, otoczony był drutem kolczastym i wartownikami w odległości 100 metrów od siebie. W płóciennych namiotach stłoczono po około 200 osób, w całym obozie było około10 tysięcy. W każdym z namiotów umieszczono stół, dwie ławki, kilka wiader na wodę i posiłki, 50 miseczek fajansowych i łyżek, ręczniki – jeden na trzech, które z czasem zabrano. Całą noc paliły się dwie żarówki. Spano na podłodze na słomie. Prócz franciszkanów, w namiotach byli także Żydzi oraz cywile. Każdej grupie rozkazano wybrać przedstawiciela. Dla zakonników był to brat Telesfor Bobrycki. Rano gdy wyprowadzono wszystkich przed blok, zabrał głos porucznik niemiecki, który oświadczył, że winę ich internowanie ponoszą nie Niemcy lecz Anglia i Francja. Zakonnicy starali się swój dzień zorganizować tak, aby modlitwą i rozważaniem zagospodarować czas. Nie kierowano ich do żadnej pracy, nie pozwalano przebywać poza namiotem. 21 W literaturze kolbiańskiej najwięcej miejsca tym wydarzeniom poświęcił Niezgoda Cecylian, To jest święty. Rzecz o świętym Maksymilianie Marii Kolbem, Kraków 2001 a także Wojtczak Albert, Ojciec Maksymilian Maria Kolbe, t.1, Niepokalanów 1989. Opis wydarzeń przedstawiony w tych publikacjach stał się źródłem informacji dla autora. 22 Archiwum Centralnego Muzeum Jeńców Wojennych w Łambiniwicach-Opolu, Zespół Relacje i Wspomnienia, relacja Pawła Bąkowskiego, sygn. 30, str. 1-2; relacja Mariana Rzeczkowskiego, sygn. 23, str.14; relacja Stanisława Olejnika, sygn.20, str.1-3; Wyżywienie internowanych było skromne: kawałek chleba i kawa bez cukru rano, w południe pół litra zupy z brukwi, marchwi, ziemniaków i kapusty, wieczorem owsiana polewka. Czasem na dodatek odrobinę margaryny, łyżka twarogu lub plasterek kiełbasy. Zakonnicy mieli przynosić żywność dla całego namiotu, jeden z braci zrobił nawet tasak, którym dzielił chleb na mniejsze porcje. Inni internowani chętnie zwracali się do niego z prośbą o podział chleba, dochodziło bowiem do częstych konfliktów w związku z nierównymi porcjami. Brak wody był dużym utrapieniem dla wszystkich. Nie było szansy umycia się, nie mówiąc już o praniu. Niektórzy myli się kawą, inni rosą czy szronem skroplonym na ścianach namiotu, inni nie myli się wcale. W efekcie, po kilku tygodniach wśród osadzonych w namiocie, a byli tam nie tylko franciszkanie, pojawiły się insekty. Przez kilka tygodni zakonnicy walczyli z nimi skutecznie, jednak wszy wzięły górę. Wielu było tak bardzo pogryzionych, że musieli być odprowadzeni do szpitala. Wielu internowanych cywilów nie miało wierzchniej odzieży, często byli tylko w samych koszulach. Jesienią cierpieli z powodu zimna, nawet nocą nie mieli czym się przykryć. Zakonnicy zabrali ze sobą płaszcze, spali więc jak to określał ojciec Kolbe, bogaty w doświadczenia misji w Japonii, „po misjonarsku”, przykryci własnymi płaszczami. Stałe przebywanie w tak różnorodnej grupie przynosiło liczne problemy. Pod koniec września Żydów, Ukraińców i Polaków z Galicji wywieziono z obozu. Ich miejsce zajęli cywile – Polacy przywiezieni w kolejnym transporcie. Było wśród nich wielu dobrych i życzliwych ludzi, ale byli i tacy, którzy widząc zakonników pozwalali sobie na bardzo niestosowne opowiadania. Któregoś dnia ojciec Kolbe wziął jabłko otrzymane od innego internowanego, pracującego poza obozem, i podszedł do „dowcipnisia” mówiąc: Proszę Pana, proszę wziąć to jabłko i proszę aby Pan więcej takich nieskromnych rozmów nie prowadził. Rzeczywiście opowiadania się skończyły.23 Ojciec Kolbe był nie tylko moralnym wsparciem, zachęcał także braci do materialnej pomocy innym. Któregoś dnia otrzymał od innej osoby twarożek, zaraz zebrał braci i rozdał go im. Innym razem, jeden z braci przyniósł dodatkowe wiaderko zupy. Ojciec Kolbe kazał rozdzielić zupę między wszystkich przebywających w namiocie. Kiedy zabrakło chleba dla któregoś z namiotów, sam zaproponował oddanie swojej porcji a inni bracia poszli jego przykładem. Jeden z zakonników pamięta, jak którejś nocy obudził się czując, że ktoś otula mu nogi. Ze zdumieniem rozpoznał gwardiana Niepokalanowa ojca Kolbe. Z czasem namiot, w którym byli zakonnicy, stał się kaplicą. Szczególnie w październiku, wieczorem, gromadzono się na modlitwach maryjnych. Prowadzącym był ksiądz proboszcz Brykalski z parafii Koziegłowy24. Brali w nich udział nie tylko duchowni ale także świeccy, szczególnie inteligencja. Niemcy nie przerywali modlitw, często jednak obserwowali modlących się, zwłaszcza, że było wśród nich tak wielu cywilów - Polaków. Jeden z braci, Teofil Zimnoch, na polecenie ojca gwardiana ulepił z gliny figurkę Matki Bożej Niepokalanej. Umieszczono ją w namiocie. Atmosfera wśród jego mieszkańców znacznie się poprawiła, ojciec Kolbe planował wydanie Rycerza Niepokalanej w wersji polskiej, niemieckiej i rosyjskiej. 23 Niezgoda C., To jest święty.... . str.100. W obozie miały miejsce przypadki śmierci. Duchowni byli bardzo aktywni w pomoc dla chorych i umierających. Bardzo zaangażowany w tą posługę był ksiądz Brykalski. Początkiem listopada sam został skierowany do izby chorych. Został zwolniony z obozu, 4 grudnia 1939 roku. Trudy pobytu w obozie nie pozwoliły mu wrócić do zdrowia. Zmarł w swojej parafii Koziegłowy na początku 1940 roku. 24 Żołnierze niemieccy często przychodzili oglądać figurkę, fotografowali się nawet przy niej z zakonnikami. 25 Internowanym w obozie wolno było napisać kartkę pocztową. Była to jednorazowa akcja. W dniu 20 października 1939 rozdano wszystkim karty z wydrukowanym tekstem. Wszyscy franciszkanie wysłali swoje karty pocztowe do ojca prowincjała, którym w tym czasie był o. Korneli Czupryk, zaś ojciec gwardian napisał do ojca generała w Rzymie, o. Bedy Hessa26. Wydarzenie to dało zakonnikom nadzieję na szybkie zwolnienie, tymczasem doszło do zmiany na stanowisku komendanta. Nowy komendant okazał się bardzo okrutny, częste były przypadki bicia więźniów kijem po twarzy. Na szczęście dosyć szybko został przeniesiony na inne stanowisko a komendantem został Alfons Stratmann, człowiek o zupełnie innym charakterze. O bardzo dobrych relacjach może świadczyć list, który ojciec Kolbe napisał 28 lutego 1940 roku do Kamili Dybowskiej, teściowej Stratmanna, która mieszkała wówczas w Berlinie: W czasie mego pobytu w obozie dla internowanych w Amtitz miałem szczęście poznać syna Wielmożnej Pani. Był tam komendantem kompanii, któremu wraz z kilkudziesięcioma braćmi zakonnymi byłem podległy. Zadziwił on nas swoją wysoką kulturą i głębokim poczuciem sprawiedliwości. Nie wiem, gdzie się on obecnie znajduje, dlatego chciałbym przesłać mu przez W. Panią serdeczne podziękowania za wszystko i zawiadomić, że po 3 tygodniach pobytu w Ostrzeszowie, dnia 9 grudnia przybyliśmy wszyscy szczęśliwie do klasztoru. Niech Niepokalana Dziewica Maryja za wszystko wynagrodzi. Tymczasem pobyt w Amtitz przedłużał się, przywożono nowych internowanych, któregoś dnia po wieczornej modlitwie jeden z nowo przywiezionych opowiadał franciszkanom o swoim internowaniu przez Niemców w Niepokalanowie. Opowiadał o sytuacji w klasztorze, niestety nie była ona optymistyczna. To jeszcze bardziej przygnębiło zakonników. Dziennikarz obozowy, brat Teofil Zimnoch zapisał w notatkach pod datą 1 listopada, Dzień Wszystkich Świętych: Z rana pochmurno, chłodno, prószy śnieg. O 7.30 śniadanie – kawa. O 8.30 zbiórka całego batalionu w polu. Na tej zbiórce trzymano lekko ubranych ludzi przeszło godzinę. Wszyscy bardzo pomarzli. Po powrocie do namiotu o 10.30 nabożeństwo: „Z tej biednej ziemi”, kazanie, litania do Wszystkich Świętych śpiewana, Suplikacje, Anioł Pański i Pod Twoją Obronę. O 13.30 obiad: rzadka zupa z brukwi i ziemniaków. Ogólne narzekanie. O 15.30 chleb (jeden na pięciu), ser i szmalec. O 17 kolacja – kawa. O 18 różaniec. Od 19 do 20 czas wolny – pogadanka z ojcem Gwardianem. Warunki bytowe pogarszały z dnia na dzień, nadchodziła zima, nastroje wśród zakonników były bardzo złe. W takiej sytuacji ojciec Maksymilian raz jeszcze postanawia oddać się w opiekę Niepokalanej. Wyraził to w modlitwie będącej układem z Niepokalaną: Matko Najświętsza ja z miłości oddaję się Tobie aby w tym przykrym obozie pozostać, choć inni pojadą do domu. Zostanę tu, by cierpieć, zapomniany i wzgardzony, bez znajomych, bez pociechy. I na to się tobie, o Maryjo, oddaję, by na tym nędznym barłogu umrzeć w otoczeniu serc dla mnie najbardziej zimnych i być pochowanym tam pod lasem, na tym ponurym cmentarzu. 25 Któregoś dnia brat Telesfor powiedział: Będziemy mieli pamiątkę z Amtitz (mając na myśli figurkę Niepokalanej). Na co jeden z żołnierzy odparł: Waszą pamiątką będzie reumatyzm. 26 Przed wybuchem wojny ojciec generał Beda Hess odwiedzał Niepokalanów. Niestety, nie wszyscy zakonnicy chcieli powtarzać taką modlitwę, w rezultacie ojciec Kolbe „zarządził pod posłuszeństwem modlitwy o uwolnienie”. Następnego dnia, dawny dowódca kompanii Stürm przyszedł z wiadomością o wyjeździe z obozu. Zapanowała ogromna radość, dowódca kompanii aż trzy razy podrzucony został w górę przez zakonników. Fryzjer, 20 - letni Jan Augustyniak z Pabianic, przez całą noc strzygł i golił zakonników. Jeden z braci postarał się o dodatkową miskę twarogu, którym zakonnicy mogli wzmocnić się przed wyjazdem. Przed wyjazdem, 9 listopada 1939 roku, ponownie fotografowano zakonników z figurką Niepokalanej. W towarowych wagonach przewieziono wszystkich zakonników do Ostrzeszowa, wówczas Schildberg, miasta położonego w Wielkopolsce. Nastąpiła zmiana konwojentów. Nowi traktowali zakonników bardzo hardo i ostro. Strzelali w powietrze, bez żadnego powodu popychali ich, ojcu Maksymilianowi odebrali laskę, którą podpierał się z powodu osłabienia. Umieszczono wszystkich, około 70 osób, wśród nich franciszkanów, w suterenie byłej szkoły salezjańskiej. Było w niej cieplej niż w Amtitz, nie było insektów, jednak rutynie obozowej musiało stać się zadość i do sutereny wpadło dwóch Niemców, którzy ze wściekłością bili po stole często i po ludziach kijami, chcąc w ten sposób zastraszyć przybyłych. Dyscyplina w tym obozie nie była jednak nazbyt surowa. Komendant obozu zezwolił na odprawianie nabożeństw w największej sali kolegium. Nastroje wśród franciszkanów wyraźnie się poprawiły, ojciec Kolbe przeprowadził pogadankę pełną nadziei, mówił o potrzebie działalności w realiach okupacyjnych wskazując na potrzeby zakładania i prowadzenia ochronek, zakładów rzemieślniczych. Wyżywienie w tym obozie było jednak znacznie gorsze niż w Amtitz. Internowani, za pośrednictwem niektórych przychylnie nastawionych żołnierzy, kupowali w mieście chleb także odzież, środki higieny. Jeden z braci przywoził prowiant z miasta. Dzięki życzliwość ostrzeszowian kupował potrzebne rzeczy. Inny z braci zanotował pod datą 2 grudnia: Dziś po 12 tygodniach zmieniłem koszulę! Zakonników skierowano do pracy przy obieraniu ziemniaków i brukwi na zupę oraz przy mieleniu kawy. Niektórzy bracia bardzo podupadli na zdrowiu, wobec czego dwóch z nich: Jerzego Placyda i Telesfora skierowano, 15 listopada, do szpitala w Ostrowiu. Z czasem franciszkanie zdołali opanować bród, byli mniej skrępowani, oddzielono ich bowiem od internowanych świeckich. Była to w dużej mierze zasługa komendanta obozu, byłego pastora protestanckiego. Zakonnicy próbowali uzyskać pozwolenie na odprawienie Mszy św. jednak bez skutku, w zamian obiecano im, że już niedługo zostaną zwolnieni. Dnia 29 listopada w zakonie franciszkańskim obchodzone jest święto Wszystkich Świętych zakonu serafickiego. W tym dniu zakonnicy profesi odnawiają śluby ubóstwa, posłuszeństwa i czystości. Odnowiono je również w warunkach internowania, w imieniu kapłanów śluby odnowił ojciec Pius Bartosik w imieniu braci, brat Hieronim. Jeden z braci niestety popadł w depresję i nie przyszedł na uroczystość, odmawiał też udziału w jakichkolwiek wspólnych spotkaniach. Ojciec Kolbe martwił się jego stanem, po kilku dniach brat zdołał przezwyciężyć depresję. Także zwyczajem zakonnym, na 8 dni przed uroczystością patronki M.B. Niepokalanej zakonnicy odprawiali rekolekcje. Ćwiczenie duchowe polegało tu na zachowaniu całodziennego milczenia oraz uczestniczeniu w naukach. Dnia 7 grudnia komendant oznajmił zakonnikom, że następnego dnia będą mogli wyjechać do domu. Polecił posprzątanie pomieszczeń, w których przebywali, następnie rozdał im przepustki i bilety na podróż. Dzień wcześniej komendant obozu sfotografował się z zakonnikami i figurką Niepokalanej, która w dalszym ciągu wzbudzała ogromne zainteresowanie wśród żołnierzy niemieckich.Wagonem towarowym, z ławkami do siedzenia, przywieziono franciszkanów do Warszawy. Po drodze bracia proponowali ojcu Kolbe pozostanie w Łodzi, obawiali się bowiem, że w Niepokalanowie mogą nastąpić powtórne aresztowania. Podróż trwała całą noc. Rano, 9 grudnia dotarli do Warszawy. Z trwogą patrzyli na ruiny pozostałe w mieście po walkach we wrześniu 1939 roku. Od razu skierowali swe kroki do klasztoru franciszkańskiego znajdującego się przy ul. Zakroczymskiej. Po serdecznym powitaniu odprawił ojciec gwardian mszę świętą dziękczynną. Spieszyli się bracia bardzo do Niepokalanowa, więc po posiłku ruszyli w dalszą drogę. Na miejsce dotarli około godziny 13. Na nowej furcie zobaczyli napis „Nur für Deutsche”, a żołnierz wartownik skierował ich do starej furty. Przywitał ich brat Epifaniusz Synak pozdrowieniem ustalonym przez ojca Kolbe, Maria. Gwardian Niepokalanowa pozostał jeszcze w Warszawie u ojca prowincjała Kornelego Czupryka, aby zdać mu relację z pobytu w niewoli. Otrzymał polecenie powrotu do Niepokalanowa i objęcia funkcji przełożonego. W klasztorze oczekiwali go bracia, którzy powrócili z rozproszenia. Stan klasztoru – wydawnictwa bardzo go zmartwił. Ukradzionych zostało wiele cennych maszyn drukarskich, inne stały zaplombowane, zdemolowano warsztaty. Rozpoczęto organizowanie życia w warunkach okupacji, co się wyraziło w większej otwartości klasztoru na potrzeby okolicznej ludności. Utworzono więc warsztaty naprawy i budowy maszyn rolniczych, tartak, stolarnię, kuchnię, pracownię zegarmistrzowską, warsztat naprawy rowerów, punkt sanitarny oraz przetwórnię mleka. Udało się ojcu Kolbe uzyskać zezwolenie na jednorazowy druk Rycerza Niepokalanej, i na jego dystrybucję na terenie dystryktu warszawskiego. Bardzo ważną działalnością franciszkanów z Niepokalanowa w tym czasie było udzielanie schronienia wysiedleńcom. Władze okupacyjne wysłały do klasztoru około 2 000 Polaków, 1 500 Żydów, innym razem około 1 500 osób, głównie Volksdeutschów. 27 Każda z grup miała przydzielonych dwóch braci, sprawujących nad nią bezpośrednią opiekę. Ojciec Kolbe dawno planował napisanie książki o Niepokalanej. Pomysł ten dojrzał w czasie internowania, a ponieważ działalność zakonu została bardzo ograniczona, powstały warunki na taką refleksję. W Lasku, tzw. Domu Zdrowia dyktował treść bratu Arnoldowi Wędrowskiemu. Były to przemyślenia teologiczne na temat Niepokalanej oraz przemyślenia na temat przeżycia religijnego. Praca nad książką nie została ukończona, przerwało ją aresztowanie, 17 lutego 1941. Wcześniej zakonnicy otrzymywali informacje od Polaków zatrudnionych w urzędach niemieckich, że nieżyczliwi ludzie kierują donosy na zakonników szczególnie na ojca gwardiana.28 27 Dyczewski L., str. 253. ... Kilka dni po powrocie zaczęli przybywać do klasztoru maryjnego ludzie wysiedleni z Poznańskiego i zachodnich terenów Polski, wcielonych do Rzeszy niemieckiej. Wkrótce zaczęli również Niemcy przysyłać do klasztoru Żydów. Już w połowie grudnia 1939 roku było tych biednych ludzi 3 500 osób. Wojtczak A., Ojciec..., t.1, str.263. 28 Wojtczak, A., str. 274.