Krzysztof Polak: Ewaluacja szkoły – niebezpieczeństwo
Transkrypt
Krzysztof Polak: Ewaluacja szkoły – niebezpieczeństwo
Krzysztof Polak: Ewaluacja szkoły – niebezpieczeństwo pozoru Krzysztof Polak Ewaluacja szkoły – niebezpieczeństwo pozoru Ewaluacja, jako szczególny sposób badania praktyki edukacyjnej, ma dzisiaj zarówno gorących zwolenników, przekonanych o jej uniwersalnej przydatności, jak i przeciwników, widzących w niej narzędzie kontroli instytucjonalnej, służącej pozaoświatowym dążeniom władzy. W swoich rozważaniach będę starał się podążać środkiem, czyniąc celem tej prezentacji wskazanie niebezpieczeństw i możliwych pułapek, pojawiających się przed każdym, kto podejmuje trud zewnętrznej ewaluacji funkcjonowania szkoły. Pamiętajmy, że ewaluacja, w jej obecnej postaci, dawno utraciła ona znamiona prostej racjonalności, stając się procesem wieloaspektowym i wielopoziomową siecią działań, która zmusza ewaluatora/badacza do szczególnej wrażliwości na pozór gnieżdżący się w przestrzeni edukacyjnej. Wymaga od niego zdolności percypowania jawnych i ukrytych subtelności szkolnego życia, eteryczności szkolnej kultury, odbijającej nie tylko działania podmiotów szkolnego życia, ale również świat zewnętrzny, wnikający głęboko w jawny i ukryty program edukacji szkolnej. Ewaluacja szkoły nie sprowadza się tylko do procesu nauczania – uczenia się. Złożoność szkolnej materii powoduje, że jej dzisiejsza rola znacznie wykracza poza gromadzenie danych o konkretnej placówce edukacyjnej. Zawarte to jest w celach ewaluacji. Zgodnie z Rozporządzeniem MEN z 7.10.2009 roku mówimy zazwyczaj o czterech obszarach pracy placówki, podlegającym ewaluacji: 1.o efektach pracy; 2. o procesach rozumianych jako działania zachodzące i podejmowane w placówce; 3.o funkcjonowaniu placówki w środowisku lokalnym; 4. o zarządzaniu placówką. W skali ogólnej jej rezultaty mogą być materiałem dla publicznej debaty o edukacji narodowej jako całości. W tym sensie ewaluacja zawiera w sobie niezwykłą społeczną powinność: nie tylko dostarcza wiedzy o realnym obrazie oświaty, nie tylko daje też impuls do refleksji nad jej zmianami w przyszłości, ale staje orientacyjną podstawą decyzji podejmowanych w związku ze szkołą. Jeśli tak, to każdy uczestnik ewaluacji musi posiadać świadomość pułapek czyhających na niego w gąszczu zdarzeń szkolnych czy Krzysztof Polak procedur ewaluacyjnych. Niebezpieczeństwo pozoru staje się realne i szczególnie groźne, jeśli w oparciu o wyniki takiej ewaluacji mają być podejmowane istotne dla szkoły, a w ostatecznym efekcie dla rozwoju młodych ludzi, decyzje. * * * Przyjrzyjmy się nieco bliżej zjawisku pozoru. W powszechnym rozumieniu pojęcie to odnosimy do sytuacji, których natura wydaje się inna niż jest w rzeczywistości. Są to sytuacje kamuflujące rzeczywistość, kreujące uproszczony, czasem naiwny czy kłamliwy jej obraz. Pozór przyklejony do prawdy przesącza się przez nią, a człowiek działający w sytuacjach pozoru, niekiedy nawet bezwiednie, nie zdając sobie z tego sprawy i kierując się dobrymi intencjami, oddaje się we władanie czyjejś wizji świata i obcych sobie poglądów. Staje się ofiarą jednostronnego oglądu rzeczywistości i łatwo wpada w sidła manipulacji, samemu negując prawdę o świecie, którą pozór mu skutecznie przysłania. Ta negacja jest naturalną konsekwencją pozostawania w złudzeniu istnienia czegoś, czego w istocie nie ma. Życie człowieka w takim świecie ulega stopniowemu rozkładowi. Nie może być inaczej jeśli pozór staje się uzasadnieniem jego życiowych wyborów i upośledza w nim zdolność rozeznania między prawdą i fałszem, dobrem i złem, czyniąc zeń bezwolnego uczestnika gry, której reguły ustanowił ktoś inny. Człowiek taki staje się łatwym celem dla cynizmu i relatywizowania życiowych wartości1. Odnosząc to do przedmiotu naszych rozważań powiedzielibyśmy, że pozór życia szkolnego uniemożliwia jego obiektywny ogląd i dotarcie do realnego (prawdziwego) stanu rzeczy. Prowadzi do fałszywego opisu i wartościowania zdarzeń szkolnych. Niebezpieczeństwa pozoru czyhają na ewaluatorów wszędzie. W każdym wymiarze procesu ewaluacyjnego istnieje groźba zafałszowania rzeczywistości, tworzenia artefaktów i zagubienia jej fundamentalnej powinności, którą – za L.Korporowiczem2 – nazwać by można powinnością animacyjną. W sytuacji pozorności ewaluacja, zamiast ożywiać szkołę, sprzyjać poszerzaniu zasobów osobistych i społecznych podmiotów P.Slotedrdijk, Krytyka cynicznego rozumu, tłum. i wstęp P.Dehnel, Wydawnictwo DSW Wrocław 2008. L.Korporowicz, Ewaluacja jako animacja. W kierunku ewaluacji piątej generacji, [w]: G.Mazurkiewicz (red.), Ewaluacja w nadzorze pedagogicznym. Refleksje, Wyd. UJ Kraków 2011, ss.35 – 53. 1 2 Krzysztof Polak edukacji szkolnej (głównie nauczycieli), kreuje krzywozwierciadlany obraz szkoły, pokrywając go dodatkowo warstwą proceduralnych uzasadnień. Zilustrujmy to przykładem. Dotyczy on fundamentalnej dla ewaluacji kwestii jej przedmiotu. Wśród wielu możliwych przedmiotów ewaluacji znaczące miejsce przypada poziomowi realizacji celów kształcenia szkolnego. Wnikając w nie ewaluacja – jako wyspecjalizowany, toczący się w oparciu o względnie precyzyjne reguły, specyficzny proces obiektywizacji rzeczywistości edukacyjnej – już na samym początku napotyka na niebezpieczeństwo pozoru. I to nie z powodu ignorancji lub nieczystych intencji ewaluatora. Także nie z powodu zaniedbań w pracy nauczycieli czy dyrektorów szkół. Sprawa ma charakter ogólniejszy i przekracza jednostkowy wymiar konkretnej placówki szkolnej. Cele kształcenia najogólniej określa Ustawa o Systemie Oświaty z 7 września 1991 roku, a ich egzemplifikację ma zawierać Podstawa Programowa Kształcenia Ogólnego. Problem tkwi w samych zapisach wspomnianych dokumentów. Odnosząc się do kwestii celów szkoły stosowny fragment Ustawy głosi: Szkoła winna zapewnić każdemu uczniowi warunki niezbędne do jego rozwoju, przygotować go do wypełniania obowiązków rodzinnych i obywatelskich w oparciu o zasady solidarności, demokracji, tolerancji, sprawiedliwości i wolności. To ma być fundamentalny wyznacznik sensu istnienia szkoły. Ma to równocześnie stanowić motyw przewodni wszelkich działań edukacyjnych podejmowanych w obrębie życia szkolnego. Jego istotną część wypełnia zasada normatywna, według której nauczyciel działa w świecie dobra, a edukacja sprowadzana jest do poziomu racjonalnej nadziei. Ta nadzieja wyraża się w przekonaniu ludzi związanych z oświatą, że postęp moralny jest możliwy, że oni jemu służą i mają do wypełnienia szczególne w tym względzie zobowiązania. Należałoby oczekiwać, że do litery i ducha Ustawy w sposób bezpośredni nawiążą autorzy Podstawy Programowej Kształcenia Ogólnego. Tu jednak spotyka nas rozczarowanie. Gdy wejrzeć w zestaw celów kształcenia znajdujemy: - przyswajanie wiedzy, - zdobywanie umiejętności, - kształtowanie postaw. Krzysztof Polak Jak słusznie zauważa M.Groenwald3 nie można ich uznać za cele same w sobie, lecz jedynie narzędzia służące osiąganiu jakichś celów, których jednak próżno szukać w Podstawie. Zamiast tego przybierają one postać specyficznych intencji poczynań edukacyjnych, których podstawa jest tyleż tajemnicza, co ogólnikowa. Na ten rodzaj defektów w sferze formułowania celów edukacji zwraca też uwagę J.Łuczyński w jednym ze swoich tekstów4. Ta ogólnikowość przejawia się w sformułowaniach typu „przygotowanie ucznia do funkcjonowania w świecie” (można by dodać: przygotowanie użytkownika sprawnie poruszającego się po rynku dóbr wszelakich, rynku zorganizowanego zgodnie z regułami neoliberalnej swobody wytwarzania i konsumpcji). Próżno tu szukać odniesień do uniwersalnych zasad etyki, których miejsce zajęły ekonomiczne mechanizmy gry rynkowej, a „medytacje o życiu godziwym”, jakie w szkole należałoby z uczniami prowadzić, są dla wielu wyłącznie przejawem edukacyjnych dysfunkcji i skłonności do hołdowania światu, który właśnie przeminął. W sytuacji takiej rozbieżności i nieokreśloności celów tworzy się przestrzeń dla działań pozornych. Jak bowiem ma przebiegać ewaluacja szkoły, w działaniu której brakuje odniesienia do celów ogólnych kształcenia? I to nie z jej winy, lecz wskutek chaosu aksjologicznego i ustawowego „urynkowienia edukacji”. Ewaluacja staje tu przed nadzwyczaj trudnym zadaniem. Jego wypełnianie oznaczać musi zmaganie się nie tylko z pozorem codziennych działań podmiotów życia szkolnego, ale też pozorem wykreowanym przez zewnętrzne siły, redukujące rolę szkoły do kształcenia praktycznego, zapewniającego uczniom (traktowanym jako swoisty „kapitał ludzki”) skuteczne funkcjonowanie najpierw w szkolnej, a następnie w ogólnospołecznej kulturze rywalizacji i konkurencji. Prawdopodobnie ewaluacja zawsze musi wiązać się z jakąś formą ingerencji, ma jednak prowadzić do pozytywnych zmian w zakresie kształcenia, wychowania i opieki, a nie pozostawać na usługach kompleksu biznesowo – polityczno – biurokratycznego. M.Groenwald, Standardy moralne czy standardy wymagań? O moralnych aspektach pozoru w szkole, [w]: M.Dudzikowa, K.Knasiecka – Falbierska (red.), Sprawcy i/lub ofiary działań pozornych w edukacji szkolnej, IMPULS Kraków 2013. 4 Patrz: J.Łuczyński, Rozumienie celów edukacji a ewaluacja w nadzorze pedagogicznym, [w]: G.Mazurkiewicz (red.), Ewaluacja w nadzorze pedagogicznym. Konteksty, wyd.UJ Kraków2010, ss.72-89. 3 Krzysztof Polak Łatwo wtedy ewaluatorom przekroczyć cienką granicę między służbą szkole i autentyczną pracą na rzecz wartości uniwersalnych, które ta szkoła ma chronić i upowszechniać, a wypełnianiem zleceń aparatu biurokratycznego i zaspokajaniem oczekiwań przedstawicieli aparatu państwowego - świadomie czy nie - sprzyjających tworzeniu pozoru w sferze oświatowej. Stąd już tylko krok do uprzedmiotowienia wszystkich – ewaluatorów i ewaluowanych. Szczerość i gotowość wspierania się, jakże istotna w autentycznej ewaluacji, zostaje zastąpiona grą, w której przymus i manipulacja towarzyszą symulowaniu przestrzegania reguł. Kondensacja takich sytuacji prowadzi zazwyczaj do takiego wzrostu ich dramaturgii, gdzie fikcyjność działań, ich pozorność i deprawujący wszystkich charakter zostaje zatarty. Uczestnik ewaluacji kreują własną nową tożsamość. W jej nowej wersji pozór staje się zasadniczym i najkorzystniejszym regulatorem relacji inter i intrapersonalnych. Zmieniony obraz siebie sprawia, że człowiek przestaje dostrzegać fikcyjność swoich działań i pozór wokół siebie. Co więcej, przestaje je nawet tak nazywać, zastępując eufemizmami w rodzaju „racjonalność zachowania wskutek zmieniających się okoliczności”. Zamyka się na pozór, który na drodze aksjologicznej wolty uznany zostaje za standard i powszechnie obowiązującą normę. Jeśli nawet – wskutek jakiegoś impulsu – zdarzy mu się ten pozór spostrzec, zachowuje wciąż poczucie braku winy. Nie on jest jego przyczyną, a za działania innych nie ponosi przecież odpowiedzialności. Tak się zawsze dzieje wtedy, gdy wartości edukacyjne z poziomu celów zostają sprowadzone do poziomu środków działania, a podstawowym motywem funkcjonowania wszystkich podmiotów życia szkolnego staje się przetrwanie. * * * Sytuacja jest równie niepokojąca jeśli przyjrzeć się działalności poszczególnych instancji nadzoru pedagogicznego. Ostatnie raporty Naczelnej Izby Kontroli odnoszące się do ich funkcjonowania nie pozostawiają w tym zakresie żadnych wątpliwości, iż jest to pole szczególnie sprzyjające tworzeniu pozoru. W szczególności raport NIK z września 2012 roku obfituje w przykłady działań chybionych, bezowocnych, zaniechanych. Przypomnę, że kontrolą objęto wtedy działalność Ministerstwa Edukacji Narodowej i dziewięciu kuratoriów oświaty oraz dyrektorów 51 szkół publicznych (18 podstawowych, Krzysztof Polak 13 gimnazjów i 20 ponadgimnazjalnych) w trzech latach szkolnych (2008/2009 – 2009/2010 - 2010/2011 (I semestr). W raporcie pokontrolnym czytamy, że nadzór pedagogiczny sprawowany przez skontrolowanych kuratorów oświaty i dyrektorów szkół publicznych nie był dostatecznie sprawny i efektywny. Co więcej, od sierpnia do listopada 2009 r. nie obowiązywały w ogóle żadne szczegółowe zasady sprawowania takiego nadzoru. Oczywiście dość szybko wyeliminowano ten brak, ale NIK ocenił, że ich późniejsze wdrożenie nie zostało zupełnie przygotowane. Uruchomiona sieć szkoleń w zakresie ewaluacji zewnętrznej dla kadry kuratoriów oświaty rozpoczęto z ponad półrocznym opóźnieniem w stosunku do pojawienia się nowych zasad nadzoru. W roku szkolnym 2009/2010 oraz w pierwszym półroczu roku szkolnego 2010/2011 w skontrolowanych kuratoriach oświaty ewaluacją zewnętrzną, badającą stopień spełniania przez szkoły i placówki wymagań w zakresie efektów pracy, objęto tylko odpowiednio 0,4% i 2,9% nadzorowanych szkół i placówek. Sporządzane w skontrolowanym okresie raporty z ewaluacji zewnętrznych - czytamy dalej w materiałach NIK - w znikomym stopniu realizowały cele określone w nowych zasadach nadzoru pedagogicznego, dotyczące oceny jakości pracy szkół i kreowania programów ich rozwoju. Zawierały one niemal wyłącznie niekonkretne opisy szkół, wykorzystujące wewnątrzśrodowiskowe opinie o ich działalności. Brak w nich było wskazania mocnych i słabych stron, szans i zagrożeń dla ich działalności. Zresztą treść samego raportu NIK także budzi wątpliwości. Jego autorzy skrupulatnie zaowocowały wyliczają, że kontrole szkół przeprowadzone przez kuratorów oświaty niewielką liczbą zaleceń. Czytamy więc, że „stwierdzono na 421 przypadków uchybień na ponad 32 tysiące przeprowadzonych kontroli. Tylko w 42 przypadkach kuratorzy oświaty stwierdzili niedostateczne efekty kształcenia, polecając dyrektorom szkół opracowanie programów naprawczych”. Czytelnik takich stwierdzeń nie wie, dobrze to, czy niedobrze, że tak niewiele uchybień ujawniono. Czy to wynik nieudolności pracowników kuratoryjnych, czy dobrej pracy szkół? W dalszej części raportu kontrolerzy NIK stwierdzają, że jedna czwarta skontrolowanych szkół podstawowych i gimnazjów uzyskała w tym okresie pogorszenie wyników uzyskanych na sprawdzianach i egzaminach. Wyniki osiągnięte przez uczniów w sprawdzianach przeprowadzanych na zakończenie szkoły podstawowej w roku szkolnym 2009/2010 były Krzysztof Polak w prawie jednej piątej szkół gorsze niż uzyskane w roku szkolnym 2008/2009, a wyniki egzaminów przeprowadzanych na zakończenie gimnazjum były w ponad jednej trzeciej szkół gorsze niż uzyskane w roku poprzednim. Jedna czwarta uczniów skontrolowanych szkół zawodowych nie uzyskała uprawnień zawodowych w wyniku egzaminu potwierdzającego kwalifikacje zawodowe. Pojawia się tu naturalne skądinąd pytanie: czy można porównywać ze sobą wyniki uzyskiwane przez poszczególne roczniki uczniów? Owszem, daje to pewien obraz tendencji zmian w określonym czasie, ale te różnice mogą też wynikać z odmienności warunków pracy w kolejnych latach, składu osobowego klas, treści wciąż zmienianych programów kształcenia czy wreszcie decyzji podejmowanych poza szkołą, które silnie oddziałują na efekty jej działalności: sieć szkolna, zawartość testów wiedzy i umiejętności, treść i konstrukcja narzędzi badawczych służących gromadzeniu informacji5. Sporo tu okoliczności sprawiających, że uzyskiwany obraz szkoły staje się wrażliwy na deformację. Ale wróćmy jeszcze na chwilę do raportu. Kontrolerzy NIK ujawnili szereg przypadków naruszania obowiązujących przepisów przez siedmiu spośród dziewięciu badanych kuratorów oświaty dotyczących planowania i realizacji zadań w zakresie nadzoru pedagogicznego: niedostosowaniu przez wszystkich skontrolowanych kuratorów oświaty liczby pracowników w kuratoriach, w tym zatrudnionych na stanowiskach wymagających kwalifikacji pedagogicznych do liczby etatów planowanych oraz do wymogów określonych w przepisach prawnych; niedostosowaniu regulaminu organizacyjnego kuratorium do wymogów rozporządzenia Ministra Edukacji Narodowej w sprawie organizacji kuratoriów oświaty oraz zasad tworzenia ich delegatur; Na przykład ankieta do badania opinii rodziców o funkcjonowaniu szkoły obejmuje 44 pytania! Spora część ma charakter otwarty wymagający głębokiego namysłu. Już po kilku odpowiedziach pojawia się u respondentów zniechęcenie. Części pytań nie rozumieją, na inne nie mogą odpowiedzieć, gdyż nie oni powinni być ich adresatem. Co bowiem może napisać rodzic na pytania w rodzaju: Czy plan lekcji ułożony jest tak, że sprzyja uczeniu się? Czy szkoła dba o jakość uczenia się? Wysiłek dochodzenia do prawdy badacz przerzuca na nieprzygotowanego ku temu rodzica. 5 Krzysztof Polak niewypełnienia obowiązku sporządzania i aktualizowania wykazu nadzorowanych szkół i placówek, nad którymi kurator oświaty sprawuje nadzór pedagogiczny; W odniesieniu do pracy dyrektorów szkół NIK wskazał przede wszystkim na niewywiązywanie się przez nich z obowiązku realizacji przyjętego na dany rok szkolny planu nadzoru pedagogicznego, naruszanie przepisów przy prowadzeniu dokumentacji przebiegu nauczania oraz działalności wychowawczej i opiekuńczej, zaniechaniu realizacji obowiązku przedstawiania radzie pedagogicznej nie rzadziej niż dwa razy w ciągu roku szkolnego ogólnych wniosków wynikających ze sprawowanego nadzoru pedagogicznego i informacji o działalności szkoły oraz niedotrzymywaniu przez dyrektorów terminu przedstawienia radzie pedagogicznej planu nadzoru pedagogicznego na dany rok szkolny. W raporcie jest jeszcze mowa o zaniechaniu przez dyrektorów realizacji obowiązku informowania uczniów i rodziców o wymaganiach edukacyjnych niezbędnych do uzyskania poszczególnych śródrocznych i rocznych (semestralnych), ocen klasyfikacyjnych oraz o warunkach, sposobie i kryteriach oceniania zachowania, niedostosowaniu wymagań edukacyjnych do indywidualnych potrzeb uczniów posiadających orzeczenie publicznej poradni psychologiczno-pedagogicznej o potrzebie kształcenia specjalnego, niezapełnieniu bezpiecznych i higienicznych warunków pobytu uczniów i nauczycieli w szkole, niezgodności statutu szkoły z zapisami ramowego statutu szkoły publicznej, a także w kilku przypadkach zatrudnieniu na stanowisku nauczyciela osób nie posiadających wymaganych kwalifikacji. Należy tu również przywołać wyniki badań ankietowych przeprowadzonych przez kontrolerów Najwyższej Izby Kontroli w 48 szkołach na próbie 1.654 uczniów. Badanie dotyczyło przestrzegania przyjętego w szkole wewnętrznego systemu oceniania efektów kształcenia. W opinii uczniów w żadnej ze szkół nie przestrzegano przyjętych wewnątrzszkolnych zasad oceniania osiągnięć edukacyjnych i zachowania uczniów. Ponad 80% ankietowanych uczniów stwierdziło, że nauczyciele nie oddają prac klasowych w ustalonym terminie, nie dokonują oceny tych prac w ciągu dwóch tygodni od daty ich napisania. Ponad połowa uczniów wskazał na niemożność poprawy pisemnej pracy klasowej. Wielu z nich stwierdziło, że w ciągu jednego dnia napisało więcej niż Krzysztof Polak jeden sprawdzian pisemny. Również ponad połowa zdeklarowała, że nie otrzymuje od nauczycieli tzw. kartkówek po upływie siedmiu dni od daty ich napisania. Wielu nie było uprzedzanych o terminie sprawdzianu, ani nie było informowanych podczas odrębnych lekcji o wynikach prac klasowych. Co piąty ankietowany uczeń wskazał na nieuzasadnianie przez nauczycieli wystawianych ocen, a co czwarty na obniżenie oceny końcowej z przedmiotu z powodu złego zachowania. W tym miejscu dodam, że działalność ministra edukacji narodowej, dotycząca realizacji zadań nadzoru pedagogicznego nad szkołami prowadzonymi przez Ministerstwo, pomimo stwierdzenia pewnych nieprawidłowości oceniona została pozytywnie. Można się więc zastanawiać, dlaczego jest tak źle, skoro jest tak dobrze? Czy przypadkiem i tutaj pozór nie święci tryumfów? Powstaje bowiem interesująca poznawczo sytuacja: władza zwierzchnia pracuje należycie, tylko podwładni nie dorastają do zadań i w swej pracy popełniają błędy, a nawet naruszają obowiązujące przepisy prawne. Znowu mamy tu – jak sądzę - do czynienia z problemem skali. W niewielkiej skali placówki szkolnej działają inne mechanizmy kontrolne i inaczej ocenia się te same kategorie nieprawidłowości, jakie dostrzegane są na wyższych piętrach władzy oświatowej. Jeśli w szkole wykrywa się jakiś niedowład, w ostateczności zawsze winien jest zwierzchnik czyli jej dyrektor (na przykład za brak należytego nadzoru nad podległymi sobie pracownikami). W przypadku Ministerstwa ten mechanizm nie działa. Skala wpływa na relatywizowanie zasad, na których opierają się procedury kontrolne. Podsumowując ten wątek można stwierdzić, że nadzór nad szkołami, będący w zamyśle ważnym narzędziem działania państwa na rzecz podnoszenia jakości edukacji, wskutek pokazanych wyżej niedostatków i uchybień, w niepokojącym zakresie przeobraża się z instrument destabilizujący funkcjonowanie szkoły. Działalność pewnej części instytucji sprawujących nadzór nad szkołami (nie tylko przecież kuratoriów, ale i organów prowadzących, zarządzanych przez wybrane władze samorządowe) zamiast sprzyjać synergii działań podmiotów życia szkolnego, zamiast wspierać je w działaniu, chronić przed napastliwością i nadmierną ingerencją ze strony społecznego otoczenia szkoły, systematycznie szuka sposobów związania jej z władzą w wymiarze ideologiczno programowym i funkcjonalno – organizacyjnym. Widać to szczególnie wyraźnie w Krzysztof Polak szeregu wystąpień przedstawicieli władzy oświatowej, którzy – z powodów, których możemy się tylko domyślać – współuczestniczą w poszukiwaniu „kozła ofiarnego” kryzysu edukacji szkolnej. Ich diagnoza w tym przypadku jest banalnie prosta: wszystkiemu winna jest Karta Nauczyciela i konsekwencje, jakie wiążą się z respektowaniem jej zapisów. Pozbycie się Karty automatycznie sprawi, że istotna część dolegliwości trapiących naszą edukację ustąpi. Puste kasy samorządów zapełnią się, gdy tylko Karta zniknie. Taka pseudo diagnoza, wspierana wystąpieniami medialnymi i mobilizacją opinii społecznej przeciwko nauczycielom, nie jest świadectwem odpowiedzialności za edukację (jeden z publicystów nazwał to „szczuciem na nauczycieli”6). Przykładem może być bardzo jednostronny w mojej ocenia tekst Miry Suchodolskiej w „Dzienniku. Gazecie Prawnej” pod znamiennym tytułem „Nauczyciele: czy jest grupa bardziej chciwa niż oni” (numer z dnia 21-23 września 2012 roku). Przy takim sprofilowaniu nadzór oświatowy wyższego szczebla zmierza prostą drogą do samozniszczenia. Jego ingerencja w oświatę nie służy procesom jej demokratyzacji, gdzie idee partycypacji i autonomii są podstawowym wyznacznikiem jakości szkolnego życia. Powołując się na wyniki prowadzonych działań ewaluacyjnych tak dobiera fakty i manipuluje opinią publiczną, by stworzyć pozór posiadania leku na najgroźniejsze choroby oświatowe. Tym lekiem ma być właśnie wspomniana likwidacja tzw. przywilejów nauczycielskich, dających im – jak to określił były minister edukacji Mirosław Handke – „ciepełko socjalne”7. * * * Istnieje jeszcze inne niebezpieczeństwo tworzenia pozoru edukacyjnego wynikającego z prowadzenia ewaluacji szkoły. Wiąże się ono z używanym przez ewaluatorów językiem. I nie chodzi tu tylko o język poszczególnych narzędzi badawczych (co skądinąd jest rzeczą nadzwyczaj ważną), ale o język raportów końcowych, z jednej strony wieńczących żmudny proces ewaluacyjny, ale z drugiej mogących inicjować ogólnospołeczną dyskusję nad kondycją całej edukacji. Właśnie język stanowi charakterystyczne 6 7 narzędzie nie tylko upowszechnienia obrazu ewaluowanej J.Żakowski, Dość szczucia, [w]: Gazeta Wyborcza, 18.06.2012. Nowe Horyzonty Edukacji, 2012, nr 1, (Wywiad redakcji z profesorem Mirosławem Handke). Krzysztof Polak rzeczywistości, ale także kreacji tego obrazu. W raportach tych – mimo zapewnień, że nie mają one charakteru oceniającego - często używa się języka oceniania. Być może nawet nie da się inaczej. W zależności jednak od tego, jakim językiem oceny te zostają wyrażone, taka wiedza o przedmiocie zostanie przekazana do obiegu informacyjnego i stanie się uzasadnieniem dla rozmaitych instytucjonalnych czy społecznych sankcji.8 Zaznaczam, że pojęcia „sankcje” używam w konotacji neutralnej, rozumiejąc je po prostu jako środek kontroli społecznej. Możemy tu więc mówić o języku tak zwanych ocen właściwych zawartych w raportach ewaluacyjnych, których cechą charakterystyczną jest autoteliczność i które bywają nazywane ocenami pierwotnymi, oraz języku ocen utylitarnych, zwanych także instrumentalnymi lub emocjonalnymi9. Oceny właściwe (pierwotne) opierają się na schemacie „X jest dobre dla Y” (np. „nauczyciele danej szkoły współpracują z rodzicami”. Oznacza to, że X (w naszym przypadku „współpraca z rodzicami”) jest przyjęta jako rzecz wartościowa niejako obiektywnie, będąca swoistą koniecznością do realizacji i w ocenie pierwotnej wskazujemy na nią jako cel działania. W takim stwierdzeniu tkwi założenie, że współpraca jest potrzebna i szkole i rodzicom. Oceny instrumentalne dotyczą sposobów realizacji tego celu i zjawisk, które oceniane są ze względu na skutki, jakie mogą wywołać w przyszłości. W naszym przypadku polegają na przedstawieniu sposobów (metod, form organizacyjnych) jakie stosują nauczyciele danej szkoły współpracując z rodzicami. Tu właśnie tworzy się przestrzeń dla bardziej lub mniej precyzyjnych określeń w rodzaju: właściwa, niedostateczna, wzorcowa, sporadyczna, jednostronna, zadowalająca, niewystarczająca itp. Jest tu sporo miejsca dla emocji i subiektywizmu, których nie sposób się wyzbyć właśnie z powodu relacji języka do rzeczywistości i jego mocy kreacyjnej względem niej. Bywa on silnie naznaczony aksjologicznie i obejmuje sobą zarówno skutki poznawcze działań ewaluacyjnych, jak też skutki afektywne. Na rolę języka ewaluacji zwraca uwagę m.in.E.Marynowicz – Hetka w swym tekście Ewaluacja działania w polu praktyki edukacyjnej – istota i sens, [w]: G.Michalski (red.), Ewaluacja a jakość edukacji. Koncepcje – doświadczenia – kierunki praktycznych rozwiązań, Wyd. UŁ Łódź 2011. 9 M.Ossowska, O dwóch rodzajach ocen, [w]: Kwartalnik Filozoficzny 1946 8 Krzysztof Polak Spoglądając z takiej perspektywy można powiedzieć, że dokonując aktów oceny wszyscy jesteśmy zdeterminowani właściwościami naszego języka, a w pewnym sensie także bezradni wobec reguł, które nim rządzą. Komu nie zdarza się, przy budowaniu własnej wypowiedzi odczuwać wątpliwości, czy należycie oddaje ona jego intencję, czy odzwierciedla jego wiedzę, czy jest dostatecznie czytelna, czy jest językowo poprawna? Czyż nie odnosimy niekiedy wrażenia swoistego zamknięcia w sieci struktur językowych, które nie dość wspierają nas w nazwaniu tego, co chcemy wyrazić? Nasz wybitny poeta Bolesław Leśmian prawdopodobnie nie zajmował się analizą raportów ewaluacyjnych, ale w jednym ze swoich wierszy napisał coś, co dobrze ilustruje niebezpieczne efekty językowych akrobacji, służących albo zaklinaniu rzeczywistości, albo obliczonych wyłącznie na efekt retoryczny: „a słowa się po niebie włóczą i łajdaczą i udają, że znaczą coś więcej niż znaczą”(Poeta). Gdy się czyta niektóre raporty ewaluacyjne (choćby te umieszczone na stronie internetowej www.npseo.pl/action/raports), widać jaką tytaniczną pracę włożyli autorzy w ich przygotowanie. W skali całego kraju angażują się w nie tysiące osób, w dobrej wierze poświęcających energię i czas na rzetelne wypełnienie swego zadania. Z mozołem opracowują gromadzone dane, próbując pokazać tzw. obiektywną prawdę o szkole. Chwała im za to. Ale jednocześnie można odnieść wrażenie, że w tych raportach umyka gdzieś troska o wychowanie. W opisie działań poszczególnych placówek mamy do czynienia z takim spojrzeniem na edukację, które każe nam widzieć w niej bardziej dobro ekonomiczne, niż moralne, dobro wywodzące się raczej ze sfery gospodarki, niż kultury. Żywi, działający i odczuwający ludzie (nauczyciele, uczniowie, rodzice), wraz z ich pragnieniami, sukcesami czy porażkami, stają się źródłem danych rejestrowanych i przetwarzanych przez program obliczeniowy. Przemieleni przez procedury ewaluacyjne, stają się drobnym punktem usytuowanym w przestrzeni układu współrzędnych pośród innych, podobnych im punktów. Proces kształcenia i wychowania zostaje sprowadzony do jednego kompetencyjnego wymiaru, w którym trudno odnaleźć odniesienia do sfery psychicznej, moralnej czy duchowej. Edukacja przestaje być intrygującym spotkaniem podmiotów poznających świat, a staje się procesem modelowania (by nie rzec urabiania) według wzorców lansowanych przez pragmatykę egzaminacyjną i urynkowienie oświatowych kredencjałów. Tu trzeba nadążać za innymi, trzeba się włączać, Krzysztof Polak partycypować, trzymać rękę na pulsie i być w pogotowiu. Maruderzy w krótkim czasie zostaną wyrzuceni najpierw poza margines edukacji, a później poza margines życia, opartego na zasadach „zdrowej” konkurencji. To jest edukacja, w której wartości traktowane są instrumentalnie, a treść budowanej i przekazywanej młodym ludziom wizji rzeczywistości odwołuje się bardziej do konwencji walki, niż konwencji współdziałania. Od takiej perspektywy edukacyjnej już tylko krok do zmarnotrawienia tego wysiłku ewaluatorów i ewaluowanych wspólnie uczestniczących w procesie odkrywania prawdy o szkole. Ich działania są rzeczywiste, natomiast działania instancji mających „zagospodarować” wyniki ich pracy bywają pozorne. Ewaluacyjna maszyna wcześniej czy później wessie każdego. Nie można przed nią uciec. Jest systemowo wpisana w reguły przyznawania wsparcia finansowego dla projektów edukacyjnych. Gdyby jednak jej rezultaty rzeczywiście służyły szkole, gdyby sprzyjały ujawnianiu niedomagań oświatowych, błędów programowych czy wad organizacyjno – metodycznych nie byłoby nawet takiej potrzeby. Co więcej, rezygnacja z takiej ewaluacji byłaby nierozsądna. Problem w tym, że te działania zbyt często niczego nie wykrywają, służąc pozaszkolnym (a niekiedy antyszkolnym) celom politycznego establishmentu. Zbyt często mamy do czynienia z wykorzystywaniem działań ewaluacyjnych dla głoszenia propagandy sukcesu polityków, potrzebujących nośnego hasła. Hasła, które uwodzi swą atrakcyjnością, stwarzając pozór tworzenia czegoś naprawdę wartościowego (Szkoła odkrywców talentów; Szkoła z klasą; Szkoła promująca zdrowie; Przyjazna szkoła, E-podręczniki). Diagnozy oświatowe, ekspertyzy czy opinie eksperckie albo powstają na zamówienie polityczne by wspierać przyjętą strategię, albo są ignorowane jako całkowicie dysfunkcyjne wobec niej. Co więcej, można odnieść wrażenie, że dorobek instytucji prowadzących działalność ewaluacyjną jest wykorzystywany do tropienia nieuczciwych, nieodpowiedzialnych i na swój sposób przemyślnych nauczycieli, wobec których obowiązuje podstawowa zasada ograniczonego zaufania. To prawda, że nauczyciele, widząc nonsensowność czy akcyjność decyzji oświatowych, wypracowują inteligentne strategie działania, zaskakując tym władzę zwierzchnią. To jest ich obrona przed manipulacją, totalną kontrolą i własną bezradnością. W wielu projektach inicjowanych „od góry”, narzuconych dyrektorom czy nauczycielom i postrzeganych jako zagrożenie, aż nadto czytelna staje się zasada: „jak daleko zmieniać, Krzysztof Polak by zmienić nie za daleko” (biurokracja się nie reformuje). W sytuacji, gdy nie ma możliwości wyboru, uruchamia się mechanizm mogący prowadzić do działań pozorowanych nauczycieli, wygenerowanych przez takie same działania władzy zwierzchniej. Obie strony tkwią w groteskowym uścisku pozorów. Jedni udają, że cenią określone wartości, a inni udają, że im wierzą i robią swoje. Przykład: Minister edukacji Krystyna Szumilas zapowiedziała wprowadzenie obowiązku ewidencjonowania przez nauczycieli „najważniejszych dodatkowych zadań realizowanych w ramach swoich obowiązków” (np. spotkania z rodzicami, rady pedagogiczne, posiedzenia zespołów, czas poświęcony na uczestnictwo w różnych formach doskonalenia zawodowego). W odpowiedzi na tę zapowiedź w Internecie ukazały się własne projekty „dzienniczków” nauczycielskich. Wpisywali do nich wszystko – począwszy od spotkań na radach pedagogicznych po rozmowy telefoniczne z rodzicami, sprawdzanie klasówek i wyszukiwanie materiałów potrzebnych na lekcje. Chcieli w ten sposób pokazać, że pomysł MEN – jeśli będzie niedopracowany – może doprowadzić do absurdu! Ministerstwo odpowiedziało, że czasu przeznaczonego na sprawdzanie klasówek nie można będzie wpisywać do tego rejestru. Teraz czas na ripostę ze strony nauczycieli, na którą z kolei, ponad wszelką wątpliwość, odpowie ministerstwo. Jeśli ten pomysł jakimś cudem upadnie, w jego miejsce z pewnością pojawi się inny. Już nawet widać jedną z propozycji: oto była Minister Edukacji Narodowej i Sportu Krystyna Łybacka zapowiedziała, że formacja polityczna, którą reprezentuje chce „powołać ponadpartyjny zespół, który zebrałby opinie ekspertów, nauczycieli i rodziców, dzięki którym można by zaplanować zmiany obecnego modelu. Ten się nie sprawdza”.10 Przypomnę, że chodzi o propozycje likwidacji gimnazjów i zmiany podstawy programowej. A przecież przy MEN istnieje już Rada Edukacji Narodowej, powołana jeszcze przez poprzednią Panią Minister Katarzynę Hall w 2008 roku. Tyle, że o jej działalności niczego nie wiadomo. Podaję za: K.Klinger, G.Osiecki, Sojuszowi gimnazja nie w smak. Może je skasować, [w]: Dziennik. Gazeta Prawna, 26.04.2012. 10 Krzysztof Polak Bibliografia: 1. Dudzikowa M., Knasiecka – Falbierska K. (red.), Sprawcy i/lub ofiary działań pozornych w edukacji szkolnej, IMPULS Kraków 2013. 2. Lutyński J., Nauka i polskie problemy. Komentarz socjologa, PIW Warszawa 1990. 3. Mazurkiewicz G. (red.), Ewaluacja w nadzorze pedagogicznym. Refleksje, Wyd. UJ Kraków 2011. 4. Michalski G. (red.), Ewaluacja a jakość edukacji. Koncepcje – doświadczenia – kierunki praktycznych rozwiązań, Wyd. UŁ Łódź 2011. 5. Polak K, Bezradność nauczyciela, wyd. UJ Kraków 2012. 6. Slotedrdijk P., Krytyka cynicznego rozumu, tłum. i wstęp P.Dehnel, Wydawnictwo DSW Wrocław 2008. 7. Staniszkis J., Władza globalizacji, Wyd.Nauk.Scholar Warszawa 2003.