Wyprawa na koniec świata
Transkrypt
Wyprawa na koniec świata
16 ludzie ludzie 17 Wyprawa na koniec świata Paweł Samotyja ponad trzy tygodnie spędził w Patagonii, jednym z najbardziej malowniczych zakątków na granicy Argentyny i Chile. O wrażeniach z podróży po Ziemi Ognistej, przeżytych przygodach i niezapomnianych widokach opowiada Czytelnikom Tygodnika Krąg Uczestnicy wyprawy na koniec świata. W środku nowosolanin Paweł Samotyja O podróżniczo-trekingowych pasjach Pawła Samotyi napisaliśmy po raz pierwszy przed rokiem. Wtedy z grupą przyjaciół przez miesiąc podróżował po Ameryce Środkowej. Odwiedzili Gwatemalę, Honduras, Salwador, Nikaraguę, Kostarykę i Panamę. Rok po tamtej wyprawie ta sama grupa, z tym samym albo jeszcze większym zapałem poleciała na miesięczną wyprawę do Patagonii. Grupa ośmiu śmiałków z Polski o samozwańczej nazwie „Kondory” na podbój Ameryki Południowej wyruszyła z Berlina 7 lutego. Stamtąd polecieli do Rzymu, potem do Madrytu a następnie do Buenos Aires. - W Buenos uderzyła nas potworna gorączka i długa kolejka do odprawy przed lotem do Calafate w Patagonii, miejsca będącego głównym celem naszej podróży – opowiada P. Samotyja. Podczas całej wyprawy ognistych wrażeń nie brakowało... „Wojna” na piankę do golenia Polacy dotarli do Plaza Dorega w dzielnicy San Telmo. Tam przeżyli pierwsze zdziwienie... - Dostrzegliśmy tańcząca parę na ulicy, to był ciekawy a zarazem piękny widok. Szczególnie w centrum miasta, gdzie przy aplauzie oddawali się tej sztuce – mówi nowosolski podróżnik. Po chwili, gdy okazało się, że w najlepsze trwa tam karnawał, zaskoczenie już nie było tak duże. Podróżnicy wtopili się w tłum. Skończyło się na... bitwie z tubylcami. Ale była to bitwa przyjazna. Amunicją było coś, co przypomina piankę do golenia. - My Polacy w walce mamy nieliche doświadczenie, dlatego stwo- rzyliśmy ośmioosobowy kordon wzajemnie się osłaniający i szybko zdobyliśmy przewagę. Uwierzcie, że tak jak tam, dawno się nie ubawiłem. Kobiety, dzieci, mężczyźni nikt się nie uchylał od walki – śmieje się nowosolanin. Jasno zaznacza, że to wszystko toczyło się w przyjaznej atmosferze. - To był wieczór niesamowitych wrażeń, karnawał tam jest piękny i koniecznie trzeba go zobaczyć będąc w Argentynie – mówi P. Samotyja. Kolejnym punktem na mapie wyprawy Polaków był Urugwaj, a konkretnie stolica tego kraju, Montevideo. Na zwiedzenie tego miasta podróżnicy z Polski mieli dwa dni. - Jest zupełnie inne niż Buenos, ludzie jakby mniej mili, oprócz tego czuliśmy się tam mniej bezpiecznie... - mówi nowosolski podróżnik. Grupa wróciła do Buenos Aires. Krótki pobyt w Urugwaju był tyl- ko wstępem do dania głównego tej wyprawy, czyli Patagonii. Z Buenos polecieli do Calatafe. Podróżnicy zaczęli szukać noclegu i tu kolejne zaskoczenie... Szukali hostelu a natrafili na coś, czego chyba nikt z nich się nie spodziewał. - Spaliśmy w kontenerze po ciężarówce za 50 peso od osoby. Ta noc zostanie mi w pamięci do końca życia – śmieje się P. Samotyja. Następnego dnia grupa wyruszyła do El Chalten („Chaltén” wywodzi się z języka Indian Tehuelcze i znaczy „dymiąca góra” – dop. red.), czyli serca Patagonii. Przed „Kondorami” była siedmiodniowa przygoda wokół Fitz Roy (szczyt o wysokości 3375m na granicy chilijsko-argentyńskiej – dop. red.) i Cerro Torre (szczyt o wysokości 3133m – dop. red). Wyprawa nie mogłaby się odbyć bez przewodników, którzy zaproponowali cenę kosmiczną, bo 4 tys. dolarów za 8 osób. Janek Plalejczyk jako lider i najbardziej doświadczony trekkingowiec przygotował alternatywne rozwiązanie wobec tego, które zaproponowali podróżnicy. Ale o tym za chwilę... - W tym jakże dynamicznym dniu poznaliśmy polskiego podróżnika Jerzego Majcherczyka, który załoJeśli ktoś śladami mojego rozmówcy będzie chciał wybrać się na podobną wyprawę, mamy od niego kilka pomocnych wskazówek: - Koszt przelotu z Berlina do Argentyny – 3200 zł. - Przelot z Buenos do Patagonii regionalnymi liniami „LAN h - nieco ponad 300 dolarów. - Wymiana pieniędzy w Argentynie - najlepiej na ulicy (kurs oficjalny: 1dolar to 470 peso kurs nieoficjalny: 1dolar to 740 peso). - Hostele najczęściej w cenach od 10 do 15 dolarów (bez śniadania) - Prom do Urugwaju najlepiej bukować przez Internet. Jeżeli akurat jest tam karnawał to trudno się na niego „załapać h. - Komunikacja na tak dużych przestrzeniach najlepiej niestety samolotem, ceny około 300 dolarow za osobę - Cena autobusu w Patagonii – około 7 dolarów za 100km - Zmęczeni szybko zasnęliśmy w namiocie przedtem pijąc piwko, które wtargałem nie bez wysiłku na górę. Ach cóż to był za smak... uśmiecha się P. Samotyja. Trekkingowcy maszerowali codziennie po kilkanaście godzin. - Z drugiej na trzecią noc tego trekingu około 2.00 wyszedłem z namiotu i aż oczy przetarłem ze zdumienia. Nigdy wcześniej nie widziałem tak pięknego nieba, na którym były miliardy gwiazd wyraźnie świecących na tle Monte Fitz Roy. To wyglądało fantastycznie, to jeden z powodów, dla których warto tu przyjechać... - zachwyca się P. Samotyja. Grupa była już na wysokości 1400 metrów.- Następnego dnia po 1,5 godzinie marszu naszym oczom w pełnej krasie ukazał się Fitz Roy oraz Poincenota, z boku dwa duże lodowce, od których raz po raz odrywają się bloki lodowe i wpadają z ogromnym hukiem do wody. To świetny widok i niesamowite wrażenia, a woda wypływająca z lodowca to samo zdrowie, a jaki smak... - opowiada P. Samotyja. Przez następne dwa dni grupa maszerowała ze wschodu na zachód i miała możliwość oglądania Fitz Roya z każdej strony. - Jak widziałem te pionowe ekspozycje skalne, to aż ściskało mnie w żołądku – rozpływa się nad tymi widokami nowosolanin. Nowosolanin podczas treku po lodowcu wiada P. Samotyja. Po trzech godzinach marszu podróżnicy dotarli do granic Parku Narodowego. Tam zaczęły się pierwsze schody... Grupa zgubiła drogę i dotarła do miejsca, w którym żeby przejść trzeba było pokazać prawdziwy charakter. - Nasze plecaki ważyły średnio od 17 do 21 kg i z tym ciężarem musieliśmy pokonać trudny trawers na pionowej ścianie, pod którą była 15-metrowa przepaść. Udało się, ale z perspektywy czasu Skręcona kostka w Chile uważam, że bez asekuracji to było skrajnie niebezpieczne – opowiada nowosolanin. Na ironię droga, którą obrali i tak okazała się zła i trzeba było pokonać ten trawers jeszcze raz... Na szczęście udało się. Grupa dotarła do prowizorycznego kempingu pod skałami. W tym dniu zaraz po rozłożeniu namiotów zaczął padać deszcz, tak charakterystyczny dla tamtego rejonu świata. Po powrocie z pięciodniowego treku grupa dała sobie dwa dni wolnego. Część postanowiła zarzucić wędki... - Przewodnik, bez którego nie można jechać na ryby, okazał się fanatykiem wędkarstwa muchowego. My pierwszy raz mieliśmy do czynienia z muchówką. Jak zobaczył nas machających tymi muchówkami jak cepem, to się zirytował (śmiech). Wkurzał się niemiłosiernie i ciągle nas poprawiał, aż to wreszcie zaowoco- żył między innymi klub podróżnika, jako pierwszy przepłynął kanion COLCA w Peru. To bardzo sympatyczny gość, zjedliśmy razem kolację, potem wymieniliśmy się koszulkami, jak piłkarze po meczu... – śmieje się P. Samotyja, który Majcherczyka chce zaprosić do Nowej Soli na spotkanie z miłośnikami podroży. Jak termin tego spotkania będzie znany, poinformujemy o tym na łamach TK. Polskie piwo pod Fitz Royem Rejon, w którym była grupa z Polski, charakteryzuje się malowniczymi polami lodowców... Wróćmy do Patagonii. Na pięciodniowy trek, do którego plan szczegółowy przygotował J. Palejczyk, grupa wzięła najpotrzebniejsze rzeczy - jedzenie, namioty, śpiwory, wodę i ruszyła w drogę. Sceneria przypominała horrory. - W niskich partiach las naprawdę budzi lęk, spokojnie można by tam było kręcić najlepsze horrory... - opo- ... uczestnicy wyprawy mogli także nacieszyć oczy pięknymi widokami żywej natury W krajach południa mieszkańcy na co dzień oddają się gorącemu tańcowi Wszystkim, którzy zechcą wybrać się do Argentyny, Chile czy Urugwaju z chęcią odpowiem na wszystkie pytania [email protected] wało w końcu pierwszymi złapanymi pstrągami... – uśmiecha się nowosolanin. Po udanym połowie, następnego dnia nowosolanin z jednym z kompanów zrobili trekking po lodowcu Viedma. - Przygoda była niesamowita, a wieczorkiem już byliśmy w Rancho Grande, zbiórka i ostatnie ustalenia przed odjazdem z pięknego EL Chalten do Puerto Natales już w Chile. Pięknego Fitz Roya musieliśmy pożegnać. Przyznam się, że było żal... - mówi nowosolanin. Podróżnicy Autobusem przejechali do Puerto Natales, już na stronę chilijską. Weszli do Parku Narodowego Tores Del Paine. - Za wejście każdy musiał zapłacić 18 tys. peso chilijskich, dodatkowo na każdym kempingu po sześć peso za osobę. To było dla nas drogo, ale nie było innego wyjścia, bo nie można obozować poza wyznaczonymi do tego miejscami – opowiada podróżnik z Nowej Soli. W perspektywie był trzydniowy trekking, a tam cały czas padał deszcz... - Z częścią grupy zdecydowaliśmy się spróbować wejść na Mirador. W moim przypadku okazało się to niestety błędną decyzją. Skręciłem nogę na szlaku jakieś cztery godziny drogi od naszej bazy wypadowej. Do najbliższego schroniska miałem jakieś 1,5 godziny drogi w dół i musiałem tam zejść o własnych siłach, a ze skręconą nogą to niełatwa sprawa.... mówi nasz trekkingowiec. W końcu z Jankiem Palejczykiem dotarli do schroniska. Po czterech godzinach i awanturze z przewodnikiem udało się wynająć konia... - Za wjazd do parku trzeba było słono płacić, a jak człowiek potrzebował pomocy, to nawet apteczki nie mieli w schronisku. Ta sytuacja pozostawiła niesmak w moim odczuciu – opowiada P. Samotyja. Po zwinięciu obozu złapali stopa i półciężarówką wrócili do Natales. Po 23 dniach dla P. Samotyja to był koniec przygody. - Mimo to uznaję tę wyprawę za bardzo udaną, była zupełnie innego rodzaju niż po Ameryce Środkowej. Dużo się tu działo, a widoki były przepiękne. Cała Patagonia jest wspaniała... – zachwyca się mój rozmówca. Reszta grupy już bez niego pojechała do Ushuaia, najdalej na południe wysuniętego miasteczka w Argentynie na Ziemi Ognistej, a po tygodniu wróciła do Polski. - Ja wyprawę skończyłem w Punta Arenas, z lotu ptaka widziałem jeszcze Cieśninę Magellana i przez Santiago i Buenos Aires poleciałem do domciu do żonki i dzieci... mówi P. Samotyja, który już planuje kolejne wyprawy... Mariusz Pojnar Wyprawę charekteryzowały liczne podejścia pod strome wzniesienia