Arterier

Transkrypt

Arterier
ZESZYTY ARTYSTYCZNE ZAKŁADU PLASTYKI INTERMEDIALNEJ UNIWERSYTETU MIKOŁAJA KOPERNIKA W TORUNIU
[email protected]
www.arterier.umk.pl
NR 1(1) STYCZEŃ 2008
animacja
d
wi
eo
r
erie
t
r
A
m
ti
ul
ia
ed
m
inne
ra
fe
os
on
ik
działania
ia
ed
rm
te
in
fotografia
wstęp-ak
Arterier
Półrocznik artystyczny
O
to pierwszy numer wydawnictwa, które ukazywać się
będzie w Zakładzie Plastyki Intermedialnej Uniwersytetu
M i k o ł a j a Ko p e r n i k a w To r u n i u . W z a m i e r z e n i a c h
czasopismo dotyczyć będzie przede wszystkim realizacji
artystycznych i projektów dydaktycznych koncentrujących się wokół problematyki multimediów, intermediów, fotografii, ikonosfery, działań
(m. in. performance), sztuki wideo i animacji.
Zachęcamy wszystkich zainteresowanych
powyższą tematyką do prezentowania na łamach
niniejszego pisma własnych dokonań artystycznych, komentarzy i recenzji zdarzeń związanych ze sztuką współczesną.
„Arterier” będzie podzielony na stałe działy. Wśród
nich znajdą się semestralne sprawozdania
z poszczególnych pracowni, prezentacje prac dyplomowych oraz charakterystyki pracowników naukowodydaktycznych z różnych uczelni.
W numerze pierwszym zaprezentowano sylwetkę artystyczną
zmarłego w październiku zeszłego roku profesora Bronisława
Pietruszkiewicza. Tekst przygotowywano jeszcze za życia
Profesora. W zamierzeniu autora miał być dla Niego niespodzianką przed odejściem na emeryturę po ponad czterdziestu
latach pracy w ZPI. Stało się jednak inaczej...
Zamierzamy również prezentować aktualny dorobek artystyczny
absolwentów specjalności plastyka intermedialna, ale także
innych młodych osobowości w zakresie sztuk plastycznych.
Jako pierwsza przedstawiona zostanie działalność Joanny
Chołaścińskiej, asystentki w Pracowni Multimedialnej. Ukazywać
się też będą relacje i komentarze z ponadprogramowych
przedsięwzięć odbywających się w Zakładzie. Będą to omówienia
wydarzeń cyklicznych, takich jak np.: „Festiwal Performance”,
„Klub Filmowy” oraz tych wszystkich, które w niedalekiej
przyszłości pojawić się mają przy ulicy Żeglarskiej 8.
„Arterier” ukazywać się będzie jako półrocznik w maju i listopadzie.
Pierwszy numer wydany zostaje w wersji elektronicznej.
Mam nadzieję, że po przebrnięciu przez bariery wydawnicze
z w i ą z a n e z pozyskiwaniem środków finansowych będą
mieli Państwo w swoich rękach również wersję książkową.
Wierzę też, że „Arterier” spotka się z dużym zainteresowaniem
nie tylko na macierzystym Wydziale Sztuk Pięknych.
Życzę Państwu pozytywnych wrażeń już podczas lektury pierwszego
r
erie
t
r
A
1
2
numeru pisma.Wszystkich zainteresowanych, którzy chcieliby
umieścić tekst lub dokumentację z realizacji artystycznych
w „Arterierze” proszę o kontakt
pod adresem arterier@umk.
pl lub w siedzibie redakcji przy
ulicy Żeglarskiej 8, pokój 306.
Liczymy też na wszelkie sugestie co do formy i charakteru
pisma.
Marian Stępak
ryc. 1 Pałac Dąmbskich/Wydział Sztuk Pięknych Uniwersytetu
Mikołaja Kopernika w Toruniu,
Zakład Plastyki Intermedialnej
ryc. 2 art. mal. Marian Stępak,
prof. UMK
treściomierz
osobowości
wstęp-ak...............................................................2
Bronisław Pietruszkiewicz
Arterier/Marian Stępak
osobowości.......................................................3/13
Bronisław Pietruszkiewicz, Malarstwo na progu obiektu/Wiesław Smużny
Joanna Chołaścińska, Nieustająca wędrówka w krainie wyobraźni/Joanna Chołaścińska
performance....................................................14/27
Festiwal Performance/Marian Stępak
dyplomy..........................................................28/39
Terytorium dzieła/Jurand Pawłowski; Krystalizacja, Wewnątrz-zewnątrz/Iwona Kolasińska;
Istnienie i sens/Szymon Chyliński; Ulotność snu/Szymon Obuchowski; Dwie historie/Matylda Mazur;
Łąka Zielonka/Anna Goślicka; Między kartami/Karina Przybylska; Brak tytułu brak/Dorota Buczkowska;
Indywidualna anonimowość/Dominika Konnak; Da-sein/Jolanta Gawryś; Sportowiec/Ewelina Tężycka;
Perkusja/Michał Bryndal
prezentacje.....................................................40/45
Nie Wypowiem/Małgorzata Jankowska
Życie jest gdzie indziej/Dorota Chilińska, Andrzej Wasilewski
Technologia definiująca. Wpływ technologii na działalność artystyczną/Dorota Chilińska
warsztaty.........................................................46/47
Wyprawa w głąb Ziemi/Marian Stępak
komentarze, opinie..........................................48/49
Współczesne oblicza anamorfozy/Krystian Kowalski
uśmiech numeru...................................................49
Trzy Gracje
Arterier/Zeszyty Artystyczne Zakładu Plastyki Intermedialnej Uniwersytetu Mikołaja Kopernika w Toruniu
Półrocznik/nr 1 (1) styczeń 2008
Redakcja/Marian Stępak (redaktor naczelny), Joanna Chołaścińska, Dorota Chilińska (redaktorzy), Joanna Dreszer,
Arkadiusz Soroka (korekta), Przemysław Obarski (grafika), Małgorzata Jankowska, Krystian Kowalski (współpraca)
Redakcja nie zwraca materiałów nie zamówionych oraz zastrzega sobie prawo do skracania tekstów, zmian tytułów
oraz korekty stylistyczno-językowej.
Adres redakcji/ul. Żeglarska 8, 87-100 Toruń
Telefon i fax/(056) 611 39 35
Strona i poczta internetowa/www.arterier.umk.pl, e-mail: [email protected]
Wydawca/Zakład Plastyki Intermedialnej
Przygotowanie do druku, skład, łamanie/Przemysław Obarski, Wojciech Jaruszewski (wspomaganie)
Fotografia/Przemysław Obarski, Katarzyna Rosik, Andrzej Wasilewski
Okładka/1 str - fragment dzieła Bronisława Pietruszkiewicza, 50 str - fragment dzieła Joanny Chołaścińskiej
Publikacja/wersja elektroniczna
Artysta malarz, profesor Uniwersytetu Mikołaja Kopernika w Toruniu
U
rodził się 1 lipca 1939 roku w Wilnie, zmarł 17 października
2007 w Katowicach.
Studia artystyczne ukończył w 1967 roku na Wydziale Sztuk
Pięknych Uniwersytetu Mikołaja Kopernika w Toruniu.
Początkowo studiował malarstwo pod kierunkiem profesora
Bronisława Kierzkowskiego, a następnie specjalizował się
w pracowni dyplomowej profesora Stanisława Borysowskiego.
Od czasu ukończenia studiów był pracownikiem naukowodydaktycznym macierzystej uczelni. Jako profesor Instytutu
Artystycznego WSP UMK prowadził zajęcia z kompozycji,
struktur wizualnych oraz plastyki barwy, światła i przestrzeni
w Zakładzie Plastyki Intermedialnej. W latach 1995-1999
profesor na Wydziale Wychowania Artystycznego Wyższej Szkoły
Pedagogicznej (obecnie Uniwersytetu Warmińsko-Mazurskiego)
w Olsztynie.
We własnej działalności artystycznej oraz pracy dydaktycznej
zajmował się problematyką niekonwencjonalnych technik
i materiałów w procesie twórczym.
Eksponował swoje prace na licznych wystawach indywidualnych
w kraju i prezentacjach sztuki polskiej zagranicą (w Niemczech,
Austrii, Belgii, Holandii, Szwecji, Grecji, na Cyprze, we Włoszech,
w byłej Jugosławii, Czechach, na Słowacji, Litwie, Łotwie,
Białorusi, w Rosji, Bułgarii, Armenii, Gruzji).
W kraju wystawiał m.in. w Toruniu, Bydgoszczy, Warszawie,
Gdańsku, Sopocie, Poznaniu, Wrocławiu, Łodzi, BielskuBiałej, Katowicach, Pszczynie, Białymstoku, Szczecinie,
Kamieniu Pomorskim, Olsztynie, Lidzbarku Warmińskim,
Szczytnie, Grudziądzu, Golubiu-Dobrzyniu, Włocławku,
Ciechanowie, Ostrołęce, Ostrowi Mazowieckiej, Sulechowie,
Chodzieży i innych mniejszych ośrodkach.
Otrzymywał nagrody i wyróżnienia w konkursach, wystawach
ogólnopolskich, międzynarodowych, środowiskowych, a także
nagrody za działalność artystyczną i dydaktyczną.
Był trzykrotnym stypendystą Ministerstwa Kultury i Sztuki.
Prace artysty znajdują się w zbiorach muzealnych w kraju
i zagranicą oraz w kolekcjach prywatnych.
3
4
osobowości
Malarstwo na progu obiektu
Wiesław Smużny o Bronisławie Pietruszkiewiczu
R
etro s p e k ty w n a w y s t awa t w ó rc zo ś c i
Bronisława Pietruszkiewicza w „Galerii
Sztuki Wozownia” w Toruniu daje obraz jej
różnorodności i jednorodności. Prowokuje myśl
analityczną w sferze wartości plastycznych,
uprawianych stylistyk i rozważań gatunkowych.
Różnorodność tworzą gatunki i techniki: olej
na płótnie, faktura malarska, kolaż, asamblaż,
r e l i e f, n i e k o n w e n c j o n a l n e m a t e r i e
m.in. tworzywa sztuczne. Tę różnorodność
gatunków i tworzyw wiąże szeroko rozumiane
spoiwo malarskie oraz stała dążność do uplastycznienia malarskiej wyobraźni obrazu
w bardziej konkretny, trójwymiarowy przedmiot
malarski w przestrzeni.
Bronisław Pietruszkiewicz jest absolwentem
pracowni prof. Stanisława Borysowskiego oraz
pracowni prof. Bronisława Kierzkowskiego.
Wpływ studiów u obu wybitnych malarzy przejawia się w dziele Pietruszkiewicza wrażliwością
kolorystyczną, przywiązaniem do materialności
– konkretności farby dającej fakturę i reliefowość płaszczyzny obrazu. Przejawia się też
w malarsko-rzeźbiarskim eksperymencie - stosowaniu niekonwencjonalnych materii i tworzyw.
Twórczość Bronisława Pietruszkiewicza
- z cza s ó w s t u d ió w i p ó ź n ie j s ze j p ra c y
w Zakładzie Kształtowania Form Płaskich
i Przestrzennych UMK - zawiera też pierwiastek oddziaływania myśli plastycznej Barbary
Narębskiej-Dębskiej i Józefa Kozłowskiego.
W dydaktyce tego zakładu przywiązywano
wielką wagę do rozpoznania oraz opanowania
formy p la s tyc z n e j n a w z ó r B a u h a u s u .
W postkonstruktywistycznym duchu abstrakcyjnego geometryzmu szczególnie wartościowe było podejmowanie trzeciego wymiaru
- konkretu, a nie iluzoryczności bryły i przestrzeni.
Oddziaływanie dwóch nurtów studiów malarskich i plastycznych oraz inspiracji z pracy
pedagogicznej, zaowocowało pracami Bronka
wychodzącymi z obrazu, a dochodzącymi do
5
progu sztuki obiektu. Dzieło, które najpełniej
wyraża gatunkowe osiągnięcie „u progu
sztuki obiektu” jest wizytówką Autora w katalogu z wystawy indywidualnej z 1995
ro k u , pt. „Collage–reliefy”. Zdjęcie pokazuje
Go partnersko wspierającego się na monumentalnym ramiaku. Ramiak, wyższy od
Autora i szerszy, służy ekspozycji Bronkowego
„złotego runa”. Jakby z wodospadu zdjęta
i wybebeszona tusza ażurowej bryły organicznej - połyskliwej i zmatowiałej folii pokaźnych
rozmiarów, przypalonej ogniem i stopionej
w kuliste grona spieków – ekspresyjnie symbolizuje obraz sztalugowy i podprogowy obiekt.
Chronologicznie wyjściowe dla tej twórczości
malarstwo reprezentują obrazy olejne. Obrazy
jednorodne w technice jak też – i głównie –
w technice mieszanej, „własnej”. Z wklejami
tkanin nasączonych farbą lub podmalowanych
folii. Zesztywniałych „na wiór” i zastygłych
łagodnie. Czasem stercząco odchodzących od
bazowej płaszczyzny obrazu. Zabiegi malarskie
i kolażowe, które ukształtowały powierzchnię
6
kilku wystawionych obrazów, pozwalają prześledzić miękkie przejście z iluzji trzeciego wymiaru
przestrzeni w konkretny występ, narośl
przedmiotowości świata w obrazie. Wychodzenie z dwuwymiarowej, konkretnej płaszczyzny
płótna w konkretność trójwymiarowego znaku
lub tła. Zaczepne zachodzenie trójwymiarowej
figuracji na dostojną ramę obrazu można
zobaczyć w „Pejzażu morskim” – stanowiącym
pierwszy, eksperymentalny krok Autora.
Obrazy prezentowane na wystawie w tradycyjnie malarskiej warstwie świadczą o wrażliwej
syntezie kolorystycznej, opanowaniu płaszczyzny barwnej, poczuciu dynamicznej harmonii
i przestrzenności koloru. Pięć prac niewielkich
rozmiarów, częściowo bez tytułu, oddziałuje
takimi cechami jak: pulsująca synteza turkusu,
kobaltu, ultramaryny i fioletu z akcentami
soczystego, czeskiego szmaragdu. Świetlna
emanacja płaszczyzny barwnej i matowe
mżenie koloru wprowadza dynamiczną harmonię, przestrzenność i lekkość barwy. Można
doznawać czysto malarskich wartości,
przechodząc od największego prostokąta
fowimpresjonistycznej „Powierzchni wody”,
poprzez „Etiudę morską”, „Brzeg i horyzont
lądu”, wyklejony płaszczyznami i ścinkami płótna, nasączonego turkusem i przetartego kobaltem, kwadratowy „Kadr” nadwodnej roślinności z sylwetkami drzew na dalszym planie, do
wymienionego już „Pejzażu morskiego”. Obraz
ten, z elementami malarsko scalonego i konkretnie
osobowości
7
wychodzącego w przestrzeń kolażu, najlepiej eksponuje jakości olejnego, werniksowego
malarstwa iluzji wody w twórczym przetworzeniu
żywiołu morza. Żywiołu w postaci skrawków folii
– inkrustacyjnie pomalowanej, ekspresyjnie
pociętej, porwanej, poszarpanej - pasemkami
sterczącej, odstającej od sklejonego podłoża,
bezceremonialnie zachodzącej na ramę obrazu
w lewym, dolnym rogu.
Kolaże, w wydaniu czterech kwadratowych
obrazów wyklejonych pasmami, łatkami
i skrawkami tkanin, bogato niuansowanych
w barwie, fakturze, deseniu, zwracają uwagę
swymi niespokojnymi, miękkimi w strukturze
płaszczyznami. Budzą smak harmonii barwnej
oraz fakturowego wyrafinowania. Szczególnie,
przykład kolażu totalnego: „Zielona Góra,
Mariana Buczka 5” – srebrzystoszary w barwie,
przypominający fasadę czterokondygnacyjnego bloczku mieszkalnego z lat 60-tych, z oknami z szarej, flanelowej, robotniczej koszuli
w kratkę – wzbudza zachwyt i zainteresowanie.
8
Inna kategoria kolażu, tzw. kolażu erupcyjnego, znakowo postaciuje twórczość Bronisława
Pietruszkiewicza. W notce ze swego katalogu
pisał: „... zajmuje się problematyką niekonwencjonalnych technik i materiałów w procesie twórczym...”. Tworzył wówczas średniej
wielkości obrazy formatu „kwadratowego
prostokąta”. Ich znakowa budowa polega
na prostym, jednoelementowym zestawieniu
– eruptywnie ukształtowanej figury materiału,
w pionowym lub poziomym polu osi obrazu
- z dwoma bocznymi prostokątami tła. Autor
posługuje się kilkoma kontrastami. Zestawia
płaszczyznę tła z ekspresyjną trójwymiarowością figury „wypadającej z obrazu”. Stosuje
kontrast rozdrobnienia figury z zawartością tła.
W pięciu przykładowych kolażach erupcyjnych
pojawia się rozstęp tła. Taki wizualny rozstęp
tła w gładkiej, różowej szarości pod ekspozycję sfoliowanego wora szaro-brunatnych śmieci,
osobowości
10
9
mamy w pracy pt. „Erupcja” i w „zielonej skórze
rozprutego brzucha natury”, wypełnionego
rdzawymi zwojami jesiennych materii, w pracy
zatytułowanej „Rozprucha”.
To jakby kolaże „erupcji”, między rzeźbą
i obrazem... Wyczuwa się w nich napięcie między
naścienną płaszczyzną tła, a wypadającą
z obrazu figurą. Największa kulminacja abstrakcyjnej formy przełożona na silną ekspresję
i metaforyczne treści występuje w „Erupcji”
i „Ranie w czerwieni”. „Rana w czerwieni”, cała
w barwie krwawego kraplaka, bardzo ekspresyjnie przedstawia stan owrzodzonej rany albo rozdrapanego, wielkiego stygmatu.
Największą ekspresję i symbolizację zawiera
kolażowo-asamblażowa praca „Epitafium”,
w zbiorach Muzeum Okręgowego w Toruniu. To
epitafium dla podpalonych..., ofiar w Hiroszimie
i dla ofiar innych tragicznych wydarzeń.
Rozstępowy, pionowy układ elementów:
tło–figura–tło, występujący w kolażach erupcyjnych, otrzymał w „Epitafium” kompozycyjnoznakową „belkę krzyża” z poziomych prostokątów
czarnej zapadni. Czarna poprzeczka pod figurą
symbolicznego ciała na krzyżu, symetrycznie
podpiera i ściska je z prawej i z lewej strony.
Ciało to, pomięte i ukształtowane z półprzezroczystej folii, miejscami podmalowanej czerwienią,
przypalonej ogniem i czernią, światłem od
wewnątrz gorejące, może wywołać szereg
poważnych skojarzeń i refleksji. Prosty podział
obrazu na trzy równe pola w kolażach erupcyjnych jest przejawem porządku geometrycznego, bliskiego abstrakcji geometrycznej. Ład
geometryczny nie jest cechą wiodącą w twórczości
Pietruszkiewicza. Dominujew niej organicz-
ność kształtów, bliska emocjonalności Autora
i potrzebie ekspresji. Organiczność uwarunkowana bezforemnością środków używanych
materii, zwłaszcza folii.
Najwięcej geometrycznego ładu zawierają
asamblaże blaszane. Autor wykazuje w nich
wrażliwość na właściwości metalowego
tworzywa. Wycina elementy kompozycji po linii
prostej, po regularnym łuku. Są to: kwadraty,
prostokąty, trójkąty, trapezoidy, a także
czasami koła. Figury geometryczne, jak
i nieregularne - z cienkiego materiału, wycięte
są w blasze, przytwierdzone drutem i gwoździami do podłoża - działają podobnie jak kolaż.
Złudzenie przedmiotowości nadaje blaszanym asamblażom forma – zwarta kompozycja,
łącząca centralność z symetrycznością. Godzi
ona też dekoracyjność z monumentalnością.
Najlepszym tego przykładem jest figuratywny
asamblaż-kolaż pt. „Tabernaculum” oraz strukturalne „Płatki miedzi”.
Blaszane asamblaże dostarczają wielu estetycznych, malarskich satysfakcji. Wszystkie
w wyrafinowanych gamach kolorystycznych,
naturalnych barw miedzi, mosiądzu, cynku,
czy żelaza. Mają powierzchnie metali już utlenionych, skorodowanych, jak i gładkich z połyskiem walcowania. W zestawieniu pełnym
niuansów wartości barwnych zatraca się wra-
11
żenie ich materialności. Kolorystycznie osiągają wartość pojedynczego medium, nieomal
monochromu. „Żelazne ptaki” z matowo
pordzewiałej blachy, o barwach brązu i ochry,
obramowane czarnym pasmem, tworzą liryczną wizję późno jesiennego zmierzchu.
Z kolei zapowiedź ciepłego dnia znajdziemy
w największym asamblażu z miedzianej i mosiężnej blachy, z charakterystycznymi, trójkątnymi
skrzydełkami Hermesa, ostro wychodzącymi
na boki, poza obręb dzieła. Kompozycje „A la Klee”,
o łagodnej figuracji miękkich plam i obłoków,
w ciepłej, miedzianej tonacji, wywołują
same zachwyty. Swoisty monomedializm blaszanych asamblaży Pietruszkiewicza wyróżnia je
korzystnie na tle tego gatunku w Polsce,
charakteryzującego się przegadaniem rekwizytów i brakiem malarskiego spojenia elementów
przedstawienia.
Blaszane asamblaże posiadają także funkcje
symboliczne i przedstawieniowe. Skromna
w formacie, a nośna w treści praca pt. „Archeformy”
może być traktowana jako artystyczna ikona
podróżna. Wywołując nową, artystycznie
wyobrażoną scenę „Wniebowzięcia ukrzyżowania”, swoją odpadową estetyką zardzewiałych
blach i płaskownika, prowokuje nie tylko
estetycznie. Inny asamblaż, nie blaszany, autor-
osobowości
14
12
stwa Bronka, ironicznie symbolizuje świętą
radość dzieciństwa na tle permanentnego
zagrożenia chorobą i śmiercią. Niepokoi - na
wzór barokowych „vanitas” - teatralno-nagrobkowy motyw aniołkowej główki z przedwojennego, dziecięcego manekina. Pięknej główki
w golfie czarnego, łabędziego puchu pod szyją
i z szaraczkowym żabotem na piersi.
W analitycznym oglądzie reliefu - czwartego
gatunku twórczości Bronisława Pietruszkiewicza,
interesujący jest jego, prawie rzeźbiarski
początek. Tworzą go dwa epitaficzne płaskorzeźbia w nostalgicznej tonacji utlenionego
i ogaconego, starego srebra oraz starej platyny.
Pierwsze, swymi figuratywnymi wylewkami
ciekłego tworzywa na płytę – w duchu spokojnej abstrakcji organicznej, przypomina prace
Adolfa Ryszki. Drugie płaskorzeźbie zatytułowane „Kompozycja V”, w kolorze oliwkowo
13
ocieplonej platyny, bliskie jest imbetycznej
abstrakcji organicznej malarstwa Henryka
Musiałowicza, Jerzego Tchórzewskiego,
czy Rajmunda Ziemskiego.
Uwaga twórcza Autora, zaprzątnięta jest na
co dzień ważnymi ideami i zdarzeniami o wiele
bardziej niż analizą wewnątrz-artystyczną.
W pojedynczych, większych, malarskich asamblażach i obrazach reliefowych znajduje odbicie
ekologiczny niepokój, zagrożenie przemocą,
wypadki, aktualność odwiecznych mitów
i dramatyczna siła natury.
W cyklu malarskich obiektów, „etiud z kulą”,
poza jędrnością i gwałtem współistnienia krańcowo obcych sobie wartości - idealnie trójwymiarowej i plastycznie mocnej kuli z dwuwymiarową i fizycznie słabszą płaszczyzną, występują
apatie i załamania emocji twórczej, a nawet
radykalna zmiana koncepcji. „Ogród” zmienia
się nie do poznania.
W pierwotnej wersji: „... kwadrat wyrafinowania, jakby sieć perłopławu z wielkim wyczu-
ciem sytuacji detalu – wpasowania sieci
w górną ramę i wypuszczenia jej końcówek
przed dolną ramę; ... kolorystyka zszarzałego
indygo z przebłyskami lśnienia czarnej perły
i kontrapunktami różu – jedno z najlepszych
zestawień kolorystycznych...”. To wersja z dokumentalnego slajdu. Aktualny „Ogród” jest
czerwono-czarnym rozwiązaniem z wymowną
ekspresją krwawej czerwieni.
Monumentalny obraz i relief strukturalny zarazem pt. „Krople” zbudowany ekspresją czerni
matowego kiru i czerwieni główek przychodzących na świat, jest bardzo starannie wymodelowany. Wymowa dzieła, dramatyczna i żałobna
zarazem dla wielu, porusza pamięć scen
z wojen etnicznych i religijnych, spowitych
podobną historią.
W fabularyzowanym asamblażu pt. „Wysypisko
cywilizacji”, dziecięce, ugrzęzłe w błocie zabawki:
czerwona „Java CZ” z urwanym tylnym kołem,
lalkowate manekiny i niezidentyfikowane inne
przedmioty tworzą klimat grozy i ironii losu
użytkowników technicznej cywilizacji. Inny
asamblaż o wypadku - z dziecięcych zabaw
w „Kopciuszka”, operuje zabawkami podrośniętych dzieci. Występuje w nich wózek – składak do
spacerów z dużą lalką płaczącą w eleganckiej
sukience i magiczna kula księżniczki. Rozpę-
osobowości
wymiarze. Również wtedy, gdy „Reliefom”
nadaje kuszącą moc wielobarwności zmiennego, migoczącego światła teatralnej scenografii.
Efemeryczny żywot świetlny „Reliefów”, jakże
efektowny i wciągający, poszerza i maksymalizuje ich malarskie moce. Dominacja światła
i barwy jako wartości plastycznej przesądza
o lokalizacji „Reliefów” pośród „obiektów
malarskich”.
W sztuce Bronisława Pietruszkiewicza nie ma
rutyny. Wiele jej wątków jest zaledwie
zaakcentowanych. Niektóre z nich, reprezentowane pojedynczymi pracami na wystawie,
cennie uzupełniają zarysowany tu obraz sztuki
Autora. Bliski postawie twórczej, aniżeli akademickiej. Ilościowa szczupłość prac w obrębie
mnogości wątków, świadczy o przewadze
poszukiwania w postawie artystycznej nad
eksploatacją odkrytych idei i wartości.
Za postawę twórczą w sztuce warto cenić
Bronisława Pietruszkiewicza jak każdego
artystę z ciekawą wyobraźnią i niepokojem
serca.
16
15
dzony wózek z lalą uległ wypadkowi. Rozsypane kółka, wywalona lala z urwaną nogą, toczące się berło i zgubiony pantofelek „Kopciuszka”
salwującego się z wypadku. To rekwizyty sceny
przestrogi dla dzieci i ich opiekunów. Inne prace
w typie asamblażu zaangażowanego - o symbolicznych treściach przestrogi - to jaszczurowaty „Praptak”, który przesłania krwawy horyzont
dziejów oraz „Nokturn” z ptasim drapieżcą
o hakowatym dziobie i szponach straszących
niebo, nad modrym globem światowego
pokoju. Kolejna praca, klasyczny kolaż
z tytułem „Nokturn”, przedstawia wieżowce
wymarłego miasta, cywilizację w pomroce
energetycznego krachu. Obraz jest tak piękny,
że kusi do innej interpretacji i wizji, np. obrazu
cywilizacji społecznie zdyscyplinowanej
i podporządkowanej ekologicznej idei zachowania biologicznego prarytmu dobowego
człowieka – śpiącego po nocy całymi miastami
i oszczędzającego energię świetlną.
Do utopijności życia człowieka w swej ideowej wymowie nawiązują cztery monumentalne
prace pt. „Ikar”. Uskrzydlone figury wielkości
człowieka, z ekspresyjnie preparowanych folii,
wzbijają się („Ikar I”) albo spadają („Ikar III”)
w prostokątach nieba z horyzontem
lub otchłanią. Sztywno rozpięty na płaskim
kwadracie „Ikar IV” przypomina figurację
„Zielników” Aliny Szapocznikow. Sprawia wrażenie
upadku postaci ludzkiej, zatrzymanej wraz
z kadrem abstrakcyjnego nieba. Tła „Ikarów”
(I i III) opracowano malarsko - szerokim, imbetycznym pędzlem i wcierą impastowej i laserunkowej farby. „Malarskie” podłoża ikarowych
figur tworzą dynamiczną iluzję przestrzeni
upadku i gwałtowności lotu. Szaro-brązowa
kolorystyka „Ikarów” ma też w tle „malarskie”
plamy ożywienia barwnego turkusowym błękitem powietrza i wody. „Ikary” w realistycznoekspresjonistycznej formule oddają środowisko
światła i barwy, przestrzeni i ruchu, a także
mitologicznych scen upadku ludzkiego marzenia.
Ostatnim, ideowym i formalnym eksperymentem w twórczości Bronisława Pietruszkiewicza
są prace z cyklu „Relief morski”.
Bryły płaszczyznowe, którymi (w kategorii formy plastycznej) są „Reliefy”, kształtem nawiązują do zmiennych powierzchni wzburzonego
żywiołu wody. Nieograniczonemu żywiołowi
wody w naturze, odpowiada duży format
„Reliefów” w rzeczywistości artystycznej.
Złożony z niuansów i dynamiki świat powierzchni barw i głębi wody, został w „Reliefach
morskich” uproszczony i ustabilizowany wyborem błękitów i zieleni z czernią i refleksami
17
czerwieni. „Reliefy morskie” tworzą żywiołowo
sfalowanymi płaszczyznami gatunkową wartość
płaskorzeźbionego obiektu. Mają swój monochromatyczny i ekspozycyjny awers.
Niektóre, jak „Relief morski IV”, czy „Relief
morski IX” są dwustronne. Mają awers i rewers.
W zależności od ram, zza których marszczą się
fale „Reliefów”, czy ramiaków, do których są
przymocowane, osiągają stan mniejszej
lub większej, obiektowej samodzielności.
Najwięcej obiektowej autonomii w ekspozycji
prezentują reliefy wyzwolone z ramiaków.
Pierwszy: przypodłogowy „Bałwan-morświn”
w kolorze ruskiej zieleni, i drugi: „Kir ”
– odciskami kul „przywiązany” do ziemi.
Swymi podłogowymi „Reliefami morskimi”
Autor dobija do brzegów sztuki obiektu.
Ale i też odbija tratwami innych „Reliefów”
w ocean malarskiej tułaczki po trzecim wymiarze przedmiotowości w sztuce. Gdy je eksponuje na ścianach jak obrazy, gdy ramiakami więzi
wzburzone „skorupy morza”, gdy pozostawia
ich grubość i bryłowatość w płaszczyznowym
Wiesław Smużny
ryc. 3 art. mal. Bronisław Pietruszkiewicz, prof. UMK
ryc. 4 Ikar III, asamblaż/B. Pietruszkiewicz
ryc. 5 Nad wodą, olej/B. Pietruszkiewicz
ryc. 6 Pejzaż morski, technika mieszana/
B. Pietruszkiewicz
ryc. 7 Metamorfozy, technika mieszana/
B. Pietruszkiewicz
ryc. 8 Wysypisko..., asamblaż/B. Pietruszkiewicz
ryc. 9 Kompozycja V, technika własna/
B. Pietruszkiewicz
ryc. 10 Rana czerwieni, kolaż/B. Pietruszkiewicz
ryc. 11 Bez tytułu, asamblaż/B. Pietruszkiewicz
ryc. 12 Krople, relief/B. Pietruszkiewicz
ryc. 13 Ogród, kolaż-asamblaż/B. Pietruszkiewicz
ryc. 14 Archeformy, asamblaż/B. Pietruszkiewicz
ryc. 15 Tabernakulum, asamblaż/B. Pietruszkiewicz
ryc. 16 A la Klee, asamblaż/B. Pietruszkiewicz
ryc. 17 Żelazne ptaki, asamblaż/B. Pietruszkiewicz
osobowości
Joanna Chołaścińska
Nieustająca wędrówka
w krainie wyobraźni
Artysta grafik, doktorantka na WSP Uniwersytetu Mikołaja Kopernika w Toruniu
J
oanna Chołaścińska urodziła się 30.03.1976 roku w Lubawie.
W latach 1997 - 2002 studiowała na Wydziale Sztuk Pięknych
UMK w Toruniu, w Zakładzie Plastyki Intermedialnej.
Pracę dyplomową zrealizowała pod kierunkiem prof. Wojciecha
Bruszewskiego. Film animowany „Proste czynności” otrzymał
wyróżnienie. Po ukończeniu studiów współpracowała z wydawnictwami i agencjami reklamowymi. Od roku 2004 odbywa
studia doktoranckie z zakresu Nauk o Sztuce w Zakładzie Historii
Sztuki Nowoczesnej na WSP UMK w Toruniu. Pracę doktorską
pt.: „Polski Film Animowany. Idea Forma Technika. Wybrani artyści
animatorzy i ich dzieła” pisze pod kierunkiem prof. dr hab. Jerzego
Malinowskiego.
W ramach studiów doktoranckich bierze czynny udział w konferencjach naukowych, m. in.: w II i III „Środkowoeuropejskim
Spotkaniu Doktorantów”; (27 - 28. 10. 2005 w Poznaniu, referat
pt.: „Nastrój powagi i pesymizm w polskim kinie animowanym.
Ruchome obrazy Mirosława Kijowicza, Stefana Schabenbecka,
Ryszarda Czekały”, oraz 25 – 28. 10. 2007 w Toruniu, referat
pt.: „Ruchome obrazy Piotra Kamlera”), w konferencji „O Sztuce
Japonii (Koji Yamamura – niezależny autor filmów animowanych
w Japonii)”. Jest autorką publikacji „Wywołanie ducha Kafki.
Wieloznaczny portret pisarza w filmie animowanym Piotra
Dumały - Franz Kafka” zamieszczonym w numerze 6
„Pamiętnika Sztuk Pięknych”.
Oprócz działalności naukowej realizuje krótkie filmy animowane. („Proste czynności” 2002, „Ogrody” 2006, „Kruchy
O sobie Joanna Chołaścińska
F
18
mechanizm” 2006). Swoje
realizacje prezentowała podczas
projektu „Poly Summertime”
w Karlsruhe (pokaz filmu
„Proste czynności”, 24 – 25. 08.
2005) oraz w czasie festiwalu
„Targi Nowej Sztuki” w „Piwnicy
Pod Aniołem” w 2006 roku.
W ramach „Targów Nowej
Sztuki” w roku 2005 i 2006
prezentowała także animacje
innych studentów i absolwentów plastyki intermedialnej.
19
ilm animowany jest dla mnie głównym sposobem wypowiedzi, chociaż jeśli chodzi
o tworzenie animacji, miałam kilkuletnią przerwę
po obronie dyplomu, związaną z działalnością
naukowo-teoretyczną, a także pracą komercyjną. Jednak nie odeszłam od realizowania
animacji na zawsze. Robienie filmu
w moim przypadku jest procesem długotrwałym, długodystansowym. W czasie przerwy
gromadziłam materiał, pomysły – fotografie,
grafiki, elementy, z których można ułożyć potem pewną historię, nie w sensie narracyjnym,
lecz nastrojowo-emocjonalnym.
Film animowany posługuje się językiem symbolicznym i wieloznacznym z jednej strony,
z drugiej skazany jest – powtarzając za Janem
Lenicą – „na wieczną niedojrzałość”. I dlatego
też stał się moją ogromną pasją. Tworząc film
animowany można mówić trochę niepoważnie
o poważnych sprawach. Można pozwolić sobie
na pewną dozę naiwności. Dwubiegunowość
cechująca film animowany, podkreśla jego
charakter, charakter medium, które doskonale
mieści w sobie archetypiczne, ponadczasowe
znaki i symbole. Film animowany oznacza
całościowe widzenie, pojmowanie świata,
akceptację i intuicyjne zanurzenie się w całej
jego dwuznaczności. Niemałe znaczenie ma
to, że rośnie jego popularność także wśród
odbiorców.
Dzięki realizacji krótkich form filmowych mam
możliwość rozprawienia się zarówno
z wewnętrznymi konfliktami, jak i zabawy
z materią, która staje się podstawą do kreacji
nowych wymiarów. Głównym „tworzywem”, od
którego zazwyczaj wychodzę, jest obraz fotograficzny. Zwłaszcza postacie ludzkie pojawiające się w moich ruchomych (i nieruchomych) obrazach są sfotografowane
20
z rzeczywistości. Jednak dzięki obróbce – wycięciu
ich z tła i wstawieniu w inny kontekst przestrzenny
- stają się marionetkami, tracą coś ze swego
człowieczeństwa. Grają swoje role. Fotografię wykorzystuję w swoich filmach, lecz posługuję się nią także, by zarejestrować i zatrzymać ulotne zjawiska i klimat danych miejsc.
Staram się też raczej rozwijać wypracowany
styl, a nowe rozwiązania formalne pojawiają się
same.
Postanowiłam pisać pracę doktorską o polskim
filmie animowanym, ponieważ mało jest publikacji poświęconych temu zagadnieniu.
W sensie teoretycznym interesuje mnie sam
akt kreacji, który jest niezwykle istotny
w przypadku autorskiego filmu animowanego.
Zwraca moją uwagę zarówno aspekt psychologiczny procesu tworzenia, gdyż w przypadku
tak złożonej dziedziny sztuki nie można tego
pominąć, a także strona techniczna filmu
animowanego. Film animowany jest dziedziną,
która uwarunkowana jest technicznymi umiejętnościami twórcy, użyta technika animacji nadaje dziełu styl, koloryt. Twórca uzależniony jest
od studia, od kamery itp., jednak ograniczenia
te nie stanowią przeszkody, lecz przeciwnie
osobowości
22
23
10
21
przyczyniają się do innowacyjnych rozwiązań,
zarówno dramaturgicznych, jak i formalnych.
W miarę możliwości jeżdżę na festiwale
filmowe, głównie te dotyczące filmu krótkometrażowego i animowanego. Na festiwalach
istnieje możliwość obejrzenia filmów, które
nie są dostępne w powszechnym obiegu. Co
ważniejsze jest sposobność spotkania samych
twórców, podczas konferencji prasowych i przy
okazji projekcji retrospektywnych. Staje się to
dla mnie dodatkowym bodźcem do dalszych
poszukiwań zarówno teoretycznych, jak i na
polu artystycznym.
W najbliższej przyszłości czekają mnie podróże
do ośrodków związanych z filmem animowanym.
Pracuję też nad realizacją (raczej dość mroczną),
w której wykorzystam postać anioła i motyw
oczu, ponieważ te dwa elementy stały się ostatnio moją obsesją.
Joanna Chołaścińska
24
25
osobowości
26
27
11
28
29
30
osobowości
12
31
32
34
33
osobowości
13
35
36
ryc. 18 art. graf. Joanna Chołaścińska
ryc. 19 Proste czynności, animacja/J. Chołaścińska
ryc. 20 Anioł i samolot, ilustracja/J. Chołaścińska
ryc. 21 Pokój, ilustracja/J. Chołaścińska
ryc. 22/25 Kruchy mechanizm, animacja/J. Chołaścińska
37
ryc. 26/29 Ogrody, animacja/J. Chołaścińska
ryc. 30/35 Proste czynności, animacja/J. Chołaścińska
ryc. 36/37 Portobello I, fotografia/J. Chołaścińska
ryc. 38/39 Portobello II, fotografia/J. Chołaścińska
38
39
performance
Festiwal Performance
I Festiwal Performance, kurator art. mal. Marian Stępak, prof. UMK
„F
14
estiwal Performance” ma być imprezą
artystyczną przeprowadzaną w czterech
odsłonach każdego roku. Ubiegłoroczna,
pierwsza edycja Festiwalu została zapoczątkowana 1-ego kwietnia. Dzień ten jest szczególny, to popularny „prima aprilis”. Właśnie taki
tytuł nosiła pierwsza odsłona Festiwalu. Druga
związana była z „Dniem Dziecka”. Trzecia, już
w obecnym roku akademickim, związana jest
z inną szczególną datą, tj. 1-go listopada.
Za m k n i ę c i e p i e r w s z e j e d yc j i Fe s t i wa l u
planowane jest na początek 2008. Inauguracja
nowego sezonu tej imprezy nastąpi ponownie
1-go kwietnia. Kolejność poszczególnych odsłon
drugiej edycji i wszystkich następnych będzie
analogiczna do pierwszej.
„Festiwal Performance” jest przede wszystkim
spotkaniem studentów polskich uczelni artystycznych. Jednak nie tylko. Może wziąć w nim
udział każdy, kto interesuje się performance.
Mam nadzieję, iż tak właśnie się stanie.
W sukurs temu zgłosiłem na najbliższy „Toruński Festiwal Nauki i Sztuki” imprezę o charakterze performance adresowaną do uczniów szkół
ponadgimnazjalnych. Wobec powyższego
„Festiwal Performance” ma być w założeniach
otwarty. Swój udział mogą zgłaszać studenci
dowolnych wydziałów, jak również licealiści oraz
osoby nie związane z instytucjami edukacyjnymi.
Do udziału w trzech częściach pierwszej edycji
Festiwalu, oprócz studentów z Wydziału Sztuk
Pięknych UMK, zaproszeni zostali również goście
z innych polskich uczelni. W przyszłości będą
też zapraszani artyści plastycy, którzy zajmują
się performance.
Idea obecnego Festiwalu narodziła się z chęci
nawiązania do tradycji ogólnopolskich imprez
podobnego typu, które w połowie lat dziewięćdziesiątych odbywały się w Zakładzie Plastyki
Intermedialnej. Tamta impreza, która nosiła
nazwę „Tuuu Performance”, jest mi szczególnie
bliska, ponieważ byłem wówczas opiekunem
41
40
Studenckiego Koła Naukowego „Galeria S”.
Wspierałem wówczas starania dwóch bardzo
aktywnych studentów, którzy działali w Kole:
Oskara Dawickiego i Wojtka Jaruszewskiego.
W trójkę zorganizowaliśmy kilka edycji „Tuuu
Performance”. Przez tą imprezę przewinęło się
sporo, wówczas młodych artystów. Teraz
z satysfakcją można mówić, że prezentowali tutaj swoje działania dziś wszystkim
świetnie znani: Piotr Wyrzykowski z grupą
„Cukt”, Cezary Bodzianowski i jeden z trójki
współorganizatorów, Oskar Dawicki.
Pierwsze kroki obecnego „Festiwalu Performance”
są dość skromne, bo do tej pory zaprezentowali się głównie studenci z kierunku Edukacja
Artystyczna WSP UMK. Jednak g o ś c i l i ś m y
już kilka osób z Poznania i z Zielonej Góry.
Nawiazaliśmy kontakty z innymi uczelniami artystycznymi w Polsce i artystami, którzy
zajmują się performance.
W pierwszej odsłonie Festiwalu pt.: „Prima
aprilis” wzięło udział szesnastu studentów. Byli
to: Marta Bosowska i Anna Wedeta z Akademii
Sztuk Pięknych w Poznaniu, Przemysław
Przepióra z Wydziału Artystycznego Uniwersytetu
Zielonogórskiego oraz Amelia Bucholc, Barbara
Górka, Dominika Lewandowicz, Kinga Łaska,
Łukasz Mira, Anna Mondrzejewska, Krystyna
Motwicka, Jan Okulewicz, Michał Palmowski,
Kajetan Pochylski, Aleksandra Szyngwelska,
Monika Witkowska i Maja Żądło z Wydziału
Sztuk Pięknych UMK.
W drugiej imprezie - „Korowodzie dziecięcym”
swoje działania zaprezentowało czterech
studentów: Anna Modrzejewska, Agata
Tomaszewska, Maja Żądło, Jan Okulewicz.
Pokazy performance zakończone zostały emisją
filmu Ingmara Bergmana pt.: „Szepty i krzyki”
w ramach działającego w Zakładzie „Klubu
Filmowego”.
W trzeciej części „Festiwalu Performance”
pt.: „Bal wszystkich świętych” wzięła udział
największa ilość uczestników. Zaprezentowano
aż 16 działań w wykonaniu ponad dwudziestu
studentów, wszyscy z kierunku Edukacja
Artystyczna WSP UMK. Byli to: Agata Bernat,
Izabela Cieszyńska, Joanna Jaworska,
Joanna Jesionowska, Joanna Mikulska i Michał
Kardas z I roku, Małgorzata Bochniarz,
Dominika Cierplikowska, Karolina Jacewicz,
Agnieszka Kaliszek, Magdalena Kutc, Małgorzata
Mitręga, Natalia Oliwiak, Maria Szczodrowska,
Wioleta Wiaderska, Izabela Wrzos, Paweł
Zawadzki i Paulina Ziemba z II roku oraz
Kamila Lizoń, A n n a M o n d r z e j e w s k a , Jan
Okulewicz i Aleksandra Szyngwelska z III roku.
Krótko podsumowując trzy dotychczasowe
odsłony pierwszej edycji Festiwalu chcę zwrócić
uwagę, że ostatnia z nich, tj. listopadowa
pt.: „Bal wszystkich świętych” była pod względem
artystycznym i organizacyjnym najbardziej
udaną. Podkreślę tutaj wielkie zaangażowanie
studentów zarówno z pierwszego jak
i drugiego roku edukacji artystycznej. Studenci
zaprezentowali się z bardzo dobrej strony,
performance
42
nie zdradzając większego obciążenia psychicznego występami przed bardzo licznie zgromadzoną publicznością - nie tylko koleżankami
i kolegami ze studiów, ale również przybyłymi
osobami spoza uczelni.
Zwrócę jeszcze uwagę na jeden fakt, że we
wszystkich trzech przeprowadzonych do tej pory
imprezach Festiwalu z a p r e z e n t o w a ł o s i ę
d w o j e s t u d e n t ó w z obecnego III roku:
Anna Mondrzejewska i Jan Okulewicz. Są to
moim zdaniem wielkie talenty performerskie.
Mam nadzieję, że wezmą udział w następnych
imprezach festiwalowych i przedstawią coraz
wyższy poziom artystyczny.
Artystyczną analizę pierwszej edycji „Festiwalu
Performance” zamieścimy na łamach „Arteriera”
w następnym numerze, po zakończeniu
całego cyklu. Impreza kończąca Festiwal
zaplanowana jest na 10-go stycznia w Zakładzie
Plastyki Intermedialnej. Będzie to zarazem
zamknięcie edycji imprezy i przywitanie Nowego
Roku 2008.
Z uwagi na fakt, że „Festiwal Performance”
kierowany jest w dużej mierze do naszych
s t u d e n t ó w, j a k r ó w n i e ż n a s y t u a c j ę ,
43
że w Toruniu nie ma wielkiej tradycji związanej z tym sposobem artystycznej wypowiedzi, wypada, chociaż w minimalny sposób
przybliżyć to zjawisko sztuki współczesnej.
Tym bardziej, iż studenci, szczególnie z lat
najniższych, proszą o bliższe dane na ten temat.
W tym numerze przytoczę kilka fragmentów
z pierwszej, wydanej w Polsce pozycji poświęconej w całości performance. Jest to praca
zbiorowa pt.: „Performance” z 1984 roku.
Będą to fragmenty tekstu jednego z jej współa u t o r ó w, t e o r e t y k a s z t u k i G r z e g o r z a
Dziamskiego oraz jednego z najwybitniejszych
polskich twórców performance Zbigniewa
Warpechowskiego. „Dziarski” Dziamski
syntetycznie opisuje zjawisko. W przytoczonych fragmentach jest mowa o jednym
z wybitnych teoretyków sztuki Andrzeju
Partumie, który w latach osiemdziesiątych był
kilkakrotnie gościem Koła Naukowego „Galeria S”.
Natomiast wypowiedzi Warpechowskiego są
aż nadto cenne, bowiem formułowane były
przez wybitnego artystę - performera. Tutaj
chcę przywołać jeszcze jedną imprezę sprzed
kilkunastu lat. W styczniu 1996 r. odbyło się
15
44
w warszawskiej „Galerii Dziekanka” spotkanie
performance pt.: „Second hand”. Wśród
zaproszonych artystów m. in. obok Zbigniewa
Warpechowskiego, Jana Świdzińskiego
i Juliana Raczko (ostatni przedstawiał swoje
prace i performance w „Galerii S” na Żeglarskiej) znalazło się dwoje artystów z naszego
Wydziału: Bogdan Chmielewski i niżej podpisany. Dla mnie dużym stresem było prezentować
swoje działanie, w trakcie którego, wśród
publiczności zasiadał sam Warpechowski.
W kwartalniku „Exit” (Nowa Sztuka w Polsce)
ukazał się artykuł o tej imprezie autorstwa
Grzegorza Sztabińskiego. Również przytoczę
45
poniżej kilka jego fragmentów, tym bardziej,
że jest w nich mowa o B. Chmielewskim
i Z. Warpechowskim.
(…) Termin „performance” może okazać się
przydatny w porządkowaniu obrazu żywej
sztuki lat szrściedziesiątych, gdyż przy całym
swym określeniu jest on terminem bardzo
mocno związanym ze zjawiskami sztuki końca
lat sześciedzisiątych, z twórczością kryptonimowaną najróżniejszymi nazwami: action art,
process art, conceptual art, land art, body art, itd.
W tym zresztą tkwi jeden z istotnych powodów
trudności w definiowaniu performance. Niedookreśloność terminu „performance” spowodo-
performance
46
16
wana jest brakiem jakiegokolwiek programu
czy manifestu określającego czym jest i czym
być powinien performance.
Termin ten nie pojawił się bowiem jako
etykieta jakiegoś nowego kierunku artystycznego, lecz upowszechnił się w środowisku artystycznym w sposób spontaniczny, jako określenie
konkretnych prezentacji żywej sztuki i tak też
na, użytek konkretnych autorskich realizacji,
był przede wszystkim definiowany (…)
Mimo licznych pokrewieństw łączących
performance z body artem [sztuka ciała],
pokrewieństw sugerujących istnienie jakiegoś
intymnego związku miedzy nimi, istota performance w związkach tych się nie wyczerpuje.
Performance nie tylko wykracza poza stylistykę
body artu, którego specyfika polega na
eksplorowaniu ciała artysty występującego
w charakterze obiektu i środka artystycznego,
na zamianie ciała w znak czy wehikuł znaczeń,
ale w wielu przypadkach nie ma nic wspólnego z body artem (…)
Performance nie jest więc ani nową tendencją
artystyczną, ani nowym środkiem (medium),
jest czymś więcej: zanegowaniem sztuki
modernistycznej czy też sztuki jako historycznie wykształconego systemu kultury oraz afirmacją indywidualizmu, którego symbolem jest
nieuchwytne „ja”. Taki charakter przybrał performance w połowie lat siedemdziesiątych, kiedy to
objawił się jako nowy, nie łączony już z innymi
tendencjami sposób działania artystycznego (…)
W Polsce termin „performance” upowszechniły
47
dwie zorganizowane w 1978 roku imprezy,
obie o zasięgu międzynarodowym: „international Artists Meeting – I AM” („Galeria Remont”)
oraz „Performance and Body” („Galeria Labirynt”).
Nie znaczy to oczywiście, aby przed 1978
rokiem okazjonalnie i w jednostkowych przypadkach termin ten nie występował, a tym bardziej,
by nie istniały zjawiska mogące uchodzic za
pionierskie przykłady rodzimego performance
tworzące dlań specyficzne polskie zaplecze.
Rok 1978 jest jednak cezurą ważną z tego
względu, że wówczas to termin „performance”
został wprowadzony do języka polskiej krytyki
i teorii, zadamawiając się na dobre w słowniku najnowszej sztuki. Początków polskiego performance należałoby szukać dużo
wcześniej, jeszcze w latach sześciedziesiątych
w pokazach synkretycznych Włodzimierza
Borowskiego i w pierwszych manifestacjach
Jerzego Beresia (…)
Performance objawia się w ten sposób jako
naturalny stan artysty, coś nierozerwalnie
z nim, z jego życiem związane, lecz niedostrzegane przez tych, którzy – jak powiada Andrzej
Partym – chcieliby określoność artysty włączyć
w paragrafy konkretnego regulaminu, który
mógłby być przybity gwoździem do ściany
w każdym publicznym miejscu do natychmiastowego odczytania. Temu przekonaniu daje
wyraz Z. Kulik i P. Kwiek pośrednio poprzez
swoją sztukę zachowań i wprost, określając
performance jako „ułatwione activity” powstałe w wyniku „nacisku odbiorców, krytyków,
48
działaczy kulturalnych, by activity można było
widzieć w niedługim czasie, konkretnej formie,
w określonym z góry miejscu i czasie”.
Taki sens miało też, sprowokowane odbywającym się w „Galerii Remont ” spotkaniem
„I AM”, oświadczenie A. Partuma w warszawskiej
„Dziekance”, że zawsze zajmował się
performance. Podobnego zdania byłby zapewne
Anastazy Wiśniewski. Nie jest jednak przypadkiem ani czymś dziwnym, że wszystkie przytoczone tu wypowiedzi, podważające swoistość
i obniżające znaczenie performance nie tylko
nie kolidują, ale nawet pokrywaja się z pogladami najżarliwszego może w Polsce rzecznika
performance – Zbigniewa Warpechowskiego.
”Uświadomienie sobie nieprzystawalności
poznania dyskursywnego wobec czynnej ogólności, jaka jest jednia faktu artystycznego
– pisze Warpechowski – nakazuje świadomą
(rozumną) orientację na intensywność praktyki
artystycznej w życiu”. Warpechowski nie neguje więc, że performance wyrósł z organicznego
związania czy też przenikania sztuki w życie
artysty, nie uważa jednak, jak Kulik i Kwiek, że
stanowi on znormalizowane - na potrzeby rynku
artystycznego - prezentowania tego związku,
lecz widzi w nim takie natężenie działania, które
zdolne jest ujawnić osobowość wykonawcy,
a jemu samemu umożliwić autokreatywne
doświadczenie wewnętrzne. Performance jest
dla Warpechowskiego „modlitwą o b o s k i
przypadek, o to, by On kazał mi zrobić to, czego
naprawdę chcę”. Kim jednak jest on – moim
49
„ja” odsłaniającym mi się w działaniu.
(…) Mimo otwartości dla wszelkich sztuk,
opowiadam się wyraźnie po stronie performance, chociażby dlatego, że jest to zjawisko
najbardziej bezbronne. Frontalne działanie
artystyczne, nie wspomagane tradycją rzemiosła, akademickim cenzusem, intelektualnym
wykwintem ani czarem technologiczny, jest
wolne od korzyści, jakie daje się posługiwanie
się wypróbowanymi mediami dla uzbrojonych
w nie profesjonalistów. Wolne też jest od
rozczarowań i iluzji, jakie nabożność do tej lub
innej techniki przekazu przynosi. Wolność boli
brakiem determinacji, których zaspokojenie
poprawia samopoczucie, a bycie „w porządku”
stanowi argument. Performance nie może (nie
chce) skorzystać z tego przywileju. Wykonaniu (performance) nie musi (ze zrozumiałych
przyczyn) towarzyszyć pewna zdobycz – fakt
sztuki, ale tylko tam jest prawdopodobne jego
bezpośrednie oglądanie, autopsja. To, co teraz
piszę, ma znamiona dialektycznej podłości, ma
jednak ten walor, że niczego nie zamyka, jest
formułą otwartą, w której przypominam o byciu
w realności takich momentów artystycznego
działania, w których mamy rzadką możliwość
obecności w chwili najbardziej dotąd intymnej,
aktu twórczego, zdecydowanie niepowtarzalnego, dlatego że wyrzeka się premedytacji,
którą najczęściej bierzemy za sztukę.
Tradycji performances można poszukiwać od
zarania kultur, w szerokiej motywacji, od
obrzędów, seansów mistycznych, zaklęć,
performance
17
50
poezji i muzyki improwizowanej. W motywacji
węższej wywodzi się je od wystąpień futurystów futurystów i dadaistów. Z tym ostatnim
nie zgadzam się jednak, gdyż dostrzegam
zasadniczą różnicę. O ile genealogię happeningów istotnie można wywodzić od seansów
plastycznych, gier, zabaw, których siłą napędową było nowe malarstwo i towarzyszące mu
manifesty artystyczne powiązane z aurą skandali
i prowokacji, to performace zwraca się do
wewnątrz, do ogniskowania napięć, w celu
wyzwolenia w sobie stanów, które umożliwiają
twórcze rozładowanie, katharsis. Takim przeżyciem jest improwizacja. Bez nadzwyczajnych
uzasadnień teoretycznych improwizuje się
w muzyce jazzowej, skąd elementy i m p r o w i z a c j i w tzw. muzyce poważnej, o aspiracjach
awangardowych. Piśmiennictwo, a zwłaszcza
51
druk, wyrugowały improwizowaną poezję (…)
O ile happening był rodzajem ekspansji na
zewnątrz, atakujący konkretny czas i konkretne miejsce (zdarzenie), to performance
skierowany jest do wnętrza osoby wykonującej. Sztafaż zewnętrzny – kostium, rekwizyty,
czynności, zachowanie, ma naprowadzać
i skupaić naszą uwagę na tym , co dzieje się
we wnętrzu artysty (…)
Performance nie powinien być w żadnym wypadku
popisem i nie może być powtarzany. Premedytacja artystyczna i rutyna, w toku performance, winny znaleźć swoje zaprzeczenie. Dobrze
jest, kiedy jest to modlitwa o boski przypadek.
Osobowościowy determinizm pozwala wyjść
poza zasięg egzystencjalnych uwikłań na rzecz
budowania sobą przestrzeni artystycznej. Cóż
to jest, owo doświadczenie wewnętrzne,
52
ćwiczenie duchowe, czemu ma służyć, co
osiągnąć? (…)
W zaufaniu mogę zdradzić tyle – to Tajemnica (…)
Aby zrozumieć tę autonomię sztuki inaczej,
aby uprzedzić opaczne tłumaczenie, jakie
spotkało hasło „sztuka dla sztuki”, porównam
ją do wody. Tożsamość sztuki jest tożsamością wody. W wodzie obmywamy nasze ciała,
pijemy ją i sami jesteśmy wodą. A więc sztuki
– wody nie można przybić gwoździem do ściany,
zamknąć, wyrzucić na śmietnik, zniszczyć, bo
ona być może właśnie teraz stoi za naszymi
plecami lub kapie nam na głowy. Czy wobec
tego robimy sztukę, czy ona nas robi? Czy sami
jesteśmy sztuką? (…)
(…) [Działania performance] pojawiając się
w latach sześćdziesiątych były one wyrazem
dążenia do bezpośredniego związku arty-
53
sty z życiem. Ukazywały z niezwykłą wyrazistością banalne procedery codzienności, zmuszając do uświadomienia sobie ich charakteru.
Czasami sprawdzano wytrzymałość organizmu
ludzkiego, stawiając go w sytuacji ekstremalnej. Nie było jednak gry, udawania, zastępowania czegoś naturalnego pozorami lub
atrapami. Jeśli performerzy odwoływali się do
istniejących tradycji symboli, to dlatego, by je
odświeżyć, ożywić, uwolnić od mechanicznej
performance
56
18
54
55
58
59
konwencjonalności. Dążyli więc do demistyfikacji tego wszystkiego co pozorne, ustalone,
przemienione w martwą zasadę, regułę konwenans. Prowokowali by zmusić do ponownego postawienia sobie podstawowych pytań,
wyzwolenia spontaniczności reakcji, ujawnienia siebie niejako w stanie pierwotnym (…)
Warszawskie dni performance trwały cztery
dni. Traktując przedstawione działania jako
odpowiedzi na pytania o stan sztuki i propozycje zachowania się artysty w obecnej sytuacji wyróżnić można kilka rodzajów stanowisk.
Pierwsze reprezentowali performerzy broniący
wartości, które uważali za zagrożone. Prowadziło to do manifestacyjnego odcięcia się od
rozgardiaszu współczesnej kultury. Charakter
taki miały działania Bogdana Chmielewskiego
i Juliana Raczko. Chmielewski w swym perfor-
57
60
mance odniósł się do tego, co niezmienne,
uniwersalne – czasu związanego z przemianami
biologicznymi. Niezależnie od zjawisk społeczno – kulturowych po dniu będzie następowała
noc, po zimie – wiosna. Artysta swym działaniem zbliżonym do misterium chciał włączyć
się do rytmu tych przemian (…)
Marian Stępak
Z Warpechowski, Performance
G. Dziamski, Performance - tradycje, źródła, obce i rodzime przejawy
Rozpoznanie zjawiska
G. Sztabiński, Exit nr 2 (26) 1996, s. 1202 – 1205
performance
64
19
61
62
63
65
66
67
68
performance
20
69
70
71
72
75
73
74
performance
76
77
78
21
81
79
80
performance
22
82
84
83
85
86
performance
87
88
91
89
90
92
23
performance
24
93
94
95
96
97
98
99
performance
100
101
102
103
104
25
performance
105
106
107
108
109
110
111
112
113
114
115
116
26
performance
27
118
117
ryc. 40/41 Prima aprilis, performance/Łukasz Mira
ryc. 42/43 Prima aprilis, performance/Maja Żądło
ryc. 44/45 Prima aprilis, performance/Marta
Bosowska
ryc. 46/47 Prima aprilis, performance/Monika
Witkowska, Amelia Bucholc
ryc. 48/49 Prima aprilis, performance/Barbara Górka
ryc. 50/52 Prima aprilis, performance/Ewelina Szwałek
ryc. 53 Prima aprilis, performance/Łukasz Pochylski
ryc. 54/55 Prima aprilis, performance/Michał Palmowski
ryc. 56/60 Prima aprilis, performance/Dominika
Lewandowicz, Kinga Łaska
ryc. 61/62 Prima aprilis, performance/Aleksandra
Szyngwelska
ryc. 63/64 Prima aprilis, performance/Jan Okulewicz,
M. Palmowski
ryc. 65/67 Prima aprilis, performance/Joanna Rzeźnik
ryc. 68 Prima aprilis, performance/Anna Mondrzejewska
ryc. 69/70 Prima aprilis, performance/Przemysław
Przepóra
ryc. 71/72 Korowód dziecięcy, performance/
A. Mondrzejewska
ryc. 73/74 Korowód dziecięcy, performance/M. Żądło
ryc. 75 Korowód dziecięcy, performance/Agata
Tomaszewska
ryc. 76/78 Korowód dziecięcy, performance/J. Okulewicz
ryc. 79 Korowód dziecięcy, performance/
A. Mondrzejewska
ryc. 80/81 Bal Wszystkich Świętych, performance/
Karolina Jacewicz, Maria Szczodrowska
ryc. 82/83 Bal Wszystkich Świętych, performance/Agata
Bernat
119
ryc. 84/86 Bal Wszystkich Świętych, performance/
Magdalena Kutc
ryc. 87/88 Bal Wszystkich Świętych, performance/
Justyna Jaworska
ryc. 89/90 Bal Wszystkich Świętych, performance/Michał Kardas
ryc. 91/92 Bal Wszystkich Świętych, performance/Natalia Oliwiak, Paulina Ziemba
ryc. 93/94 Bal Wszystkich Świętych, performance/
Agnieszka Kaliszek
ryc. 95/96 Bal Wszystkich Świętych, performance/
Małgorzata Bochniarz, Wioleta Wiaderska, Joanna
Jesionowska
ryc. 97/99 Bal Wszystkich Świętych, performance/
Izabela Wrzos
120
ryc. 100/104 Bal Wszystkich Świętych, performance/
Izabela Cieszyńska, J. Jaworska, A. Bernat, Joanna Mikulska, Liliana Piskorska
ryc. 105/108 Bal Wszystkich Świętych, performance/
J. Mikulska
ryc. 109/112 Bal Wszystkich Świętych, performance/
J. Okulewicz
ryc. 113/114 Bal Wszystkich Świętych, performance/
Dominika Cierplikowska, Małgorzata Mitręga
ryc. 115/116 Bal Wszystkich Świętych, performance/
Paweł Zawadzki
ryc. 117/120 Bal Wszystkich Świętych, performance/
A. Szyngwelska, Kamila Lizoń
dyplomy
Terytorium dzieła
Jurand Pawłowski, promotor art. mal. Marian Stępak, prof. UMK
„T
erytorium dzieła” jest wynikiem refleksji
nad autonomią dzieła sztuki, jego granic
w sferze interpretacji. W tym celu stworzono
dwie instalacje wideo. Ich podstawę stanowi
przekształcanie perspektywiczne malarskich
form geometrycznych, które burzy naszą możliwość interpretowania rzeczywistości.
Perspektywa, będąca od renesansu głównym
środkiem konstrukcji obrazu, w niniejszej
realizacji jest na nowo analizowana w przestrzeni
galerii. Dzięki temu zabiegowi formy geometryczne mogą być spostrzegane jako element
przestrzeni galerii, w którą wpisana jest ta instalacja (1), przestrzeni elektronicznej (2) oraz
przestrzeni wyobrażeniowej umysłu (3). Ta
wielowymiarowość umożliwia wielość odczytań.
122
123
Jurand Pawłowski
28
121
125
124
dyplomy
Krystalizacja
Iwona Kolasińska, promotor I specjalności Plastyka Intermedialna - prof. art. plast. Witold
Chmielewski
Wino staje się akcentem nie tylko kolorystycznym, ale także symbolizuje ożywienie, odrodzenie.
Iwona Kolasińska
Iwona Kolasińska, promotor II specjalności - Mixmedia - art. mal. Marian Stępak, prof. UMK
P
I
nspiracją do stworzenia instalacji „Krystalizacja” były zajęcia prowadzone przez
prof. Witolda Chmielewskiego. Ich celem była
próba autoprezentacji studentów. Zadanie to
wywołało pewne zdenerwowanie u wszystkich
uczestników. Mimo to wykonanie tego ćwiczenia przełamało bariery i zahamowania, jakich
doświadczamy w trakcie wystąpień publicznych lub podczas zawierania nowych znajomości. Była to też sposobność, dzięki której zaczęłam zastanawiać się nad własną osobą, nad
tym, kim jestem. Zauważyłam, że moje życie
można przedstawić w postaci sinusoidy, która
odzwierciedla tzw. wzloty i upadki. Drugim
istotnym elementem, na który zwróciłam uwagę
to ingerencja otoczenia w kształtowanie mojej
osobowości. Mam tu na myśli fakt, że każda
osoba, którą spotykam wywiera na mnie jakiś
wpływ – czy tego chcę czy nie. Właśnie te dwa
sprzężenia były punktem wyjścia do stworzenia mojej instalacji.
Pierwszym elementem realizacji jest deska,
na którą każdy z nas musi nastąpić. Tak jak
drzewo symbolizuje połączenie nieba z ziemią,
tak ten fragment drzewa jest tu łącznikiem
między mną, innymi ludźmi i otoczeniem.
Deska pośrednio porusza białą blaszaną miednicą, w której znajduje się woda, a na jej dnie
lustro. Padający z góry strumień światła ulega
rozproszeniu i rzuca refleksy na delikatną,
biała formę mojej postaci. Jej kształt ma na
celu ukazanie chęci odizolowania się i znalezienia swojego miejsca, swojej własnej drogi.
Instalacja jest odniesieniem do wszelkich
przełomowych momentów w moim życiu,
przez co uważam ją za pracę niezwykle osobistą.
Jest ona zapowiedzią czegoś nowego, ma wyrażać
odnowę, oczyszczenie, którego symbolem jest
dla mnie miednica z wodą. Ten aspekt podkreślam przez dolanie do wody czerwonego wina.
Wewnątrz-zewnątrz
126
raca dyplomowa zatytułowana „Wewnątrzzewnątrz” jest zbiorem obiektów, dla których
światło sztuczne pełni różne funkcje.
Funkcja wydobywająca sprawia, że pozornie
nieistotny przedmiot, czy zjawisko może nabrać nowego, ważnego znaczenia. Odnosi się
to dwóch obiektów, w których wykorzystane
zostały kromki chleba i liście pora. Chleb jako
element codzienności po podświetleniu zyskuje
wyjątkowy charakter, wyeksponowana zostaje
jego interesująca struktura. Natomiast drugi
obiekt ma na celu wydobycie naturalnej
i ciekawej barwy rośliny.
Kolejna praca ukazuje fizyczne właściwości
światła, takie jak rozproszenie, załamanie
i przenikanie. Słój wypełniony olejem i denaturatem przedstawia mieszanie się barw światła,
przy jednoczesnym nie mieszaniu się płynów,
które stanowią pewnego rodzaju filtry. Mimo,
że zostały użyte dwa kontrastujące płyny:
żółty i fioletowy, można zaobserwować wyłanianie się innych kolorów – zieleni i czerwieni.
Obiekt ten pozwala zauważyć złożona naturę
światła.
Kolejna praca jest interpretacją szybkiego
życia w mieście, gdzie technika świetlna
w nienaturalny sposób przedłuża dzień.
Ukazuje także prozaiczny charakter sztucznego
światła. Cykl czterech prac jest próbą scalenia
sztucznego światła z kompozycją malarską na
płaszczyźnie. Występują tu dwa źródła oświetlenia – wewnętrzne i zewnętrzne. Wyzwaniem
było połączenie sztucznego tworzywa i światła
z tradycyjną techniką malarską. Największy
z obiektów, składa się z oświetlonej na czerwono płaszczyzny, wypełnionej zielonym światłem,
ograniczonej przestrzeni. Jest to przedstawienie
dwóch kontrastujących ze sobą wartości. Pomimo, że objętość barwy zielonej jest dużo większa,
to czerwona płaszczyzna znacznie silniej działa
na odbiorcę.
Iwona Kolasińska
127
29
128
129
dyplomy
Istnienie i sens
Szymon Chyliński, promotor art. mal. Marian Stępak, prof. UMK
Z
130
131
30
133
132
agadnienie mojej pracy dotyczy niezrozumienia i braku empatii dla ludzi ułomnych,
kalekich, którzy są marginalizowani i niedostrzegani w społeczeństwie. Najgorszym jednak
przejawem pogardy jest wykpiwanie się z natury
takich osób. W kraju, w którym żyjemy z głęboką wiarą i tradycjami chrześcijańskimi często
spotykamy się jeszcze z brakiem tolerancji dla
kalectwa i cierpienia innych. Ułomność i inność
tych ludzi hermetyzuje ich w specyficznym
świecie, świecie równoległym do naszego tego
„normalnego” świata. Jako ludzie XXI wieku
powinniśmy aprobować w sposób naturalny
odmienność niepełnosprawnych.
Ludzie często bowiem żywią niechęć i odrazę
do wszystkiego co wykracza ( w ich mniemaniu)
poza granice normalności. Ich sposób myślenia
i postrzegania rzeczywistości jest prostolinijny
i schematyczny. Dostrzegają i rozumieją bowiem
przyjmując do swej świadomości tylko to, co
nie wykracza poza pewien schemat wyglądu,
swoisty kanon, normę człowieczeństwa. Kalectwo dla wielu problem wstydliwy nie pasujący do oblicza młodych, ludzi. Patrząc na coś
odmiennego często „zamykają oczy” uciekając
tym samym od istoty problemu. Ułomność
i wynaturzenie często jeszcze utożsamiana
jest z brzydotą. Wielu zapomina przy tym, że
brzydkie nie jest to, co widać na zewnątrz, lecz
wszelkie negatywne cechy ludzkie. Rozpatrując
zagadnienie ułomności i kalectwa w oparciu
o przegląd sztuki chciałbym nadmienić, iż wraz
z nastaniem renesansu, gdzie sprawy ludzkie
i cielesne wzięły pierwszeństwo nad boskimi,
sztuka doczekała się wyzwolenia. Tym samym
pozwoliło to przedstawić ułomność urody
z sympatią i zainteresowaniem, a potępianie
brzydoty nie było już tak oczywiste.
Dla wielu artystów ułomności osób chorych,
garbatych, zezowatych stała się tematem ich
prac np.:
- Bruegel Starszy (renesans) odwraca hierar-
chię wartości w „Kalekach” i „Ślepcach”,
- Diego Velazquez (barok) portretował karłów
min. „Karzeł z psem”,
- Francisco Goya (klasycysta) kontynuator
baroku namalował obraz „Staruchy”,
- Honore Daumier (realizm XIX w.) specjalista
od karykatur,
- Pablo Picasso - „Płacząca kobieta”,
- Francis Bacon - „Ćwierć zwierzęcia z ptakiem
drapieżnym”, kobieta wylewająca wodę i paralityczne dziecko na czworakach,
- Artur Żmijewski - „Lekcja śpiewu”,
- Matthew Barney - „Cramasters” ukazuje
zatracenie granic własnego ciała.
Na zakończenie dodam jeszcze, że w odmienności fizycznej, tak często wytykanej palcami
powinniśmy raczej dopatrywać się piękna.
Piękna z jej niepowtarzalności i wyjątkowości.
Ci, którzy najwięcej wytykają palcami zapominają o tym, że życie zaczyna się od piękna
poczęcia po późną starość, która dla wszystkich
nas jest jednakowa w swej niedołężności,
swoistej ułomności i kalectwie. Piękno tkwi
w naturze istot żywych, w jej naturalnej,
niezmienionej formie niezależnie od specyfiki
w wyglądzie fizycznym.
(Uzupełnienie: przedstawiona fotografia i preparat płodu ludzkiego w swej niewinnej formie
to również obraz kalectwa i ułomności. Odrzucenie
płodu przez organizm macierzysty, a w konsekwencji naturalne poronienie, świadczy o jego
defekcie w początkowej drodze rozwoju).
Szymon Chyliński
dyplomy
134
135
31
137
136
dyplomy
Ulotność snu
Szymon Obuchowski, promotor art. mal.
Marian Stępak, prof. UMK
P
32
ierzchnąć jak sen, rozwiać się...
Inspiracją dla mojego dyplomu był sen oraz
cała magia, która jest z nim związana.
Może wydawać się, że spędzanie jednej trzeciej
życia na spaniu to marnotrawstwo i strata cennego czasu. Wbrew pozorom, jest to jednak czas
aktywności, pełen niesamowitych i dramatycznych niespodzianek. Sny od wieków intrygowały ludzi, dlatego poświęconych jest im wiele
publikacji. Niektóre z nich twierdzą, że śnisz
zaraz po zaśnięciu, inne, że tuż przed przebudzeniem się, jeszcze inne, że w okresie najgłębszego snu, lub przeciwnie, w okresie najlżejszego. Niektóre dowodzą, że sny przychodzą
grupowo, inne, że śnisz w sposób cykliczny. Są
także twierdzenia o kolorze snów lub widzeniu
ich w czerni i bieli.
Na początku lat 50 Nathaniel Kleitman dokonując odkrycia, obalił wszystkie teorie mówiące,
że podczas snu umysł wyłącza się. Postęp
w dziedzinie badania snu rozpoczął się wraz
z wynalezieniem elektroencefalografu,
czyli rodzaju woltomierza elektronowego z igłą
i piórkiem zapisującym fale prądów mózgu
Grupy komórek nerwowych wytwarzają impulsy elektryczne, ich wyładowania zapisywane
są przez EEG w formie wykresu na rolkach papieru. EEG jest więc bardzo czułym wskaźnikiem
obecności lub braku snu oraz miernikiem jakości snu. Więc to fale mózgowe ujawniają fazy
snu.
Organizm podróżuje między dwoma rodzajami snu. Od stuleci człowiek zastanawia się
czy treści snów mają jakieś znaczenie. Starano
wyjaśniać się co oznaczają określone marzenia
senne, które pojawiają się głównie podczas
fazy REM. Próba wyjaśnienia tego zjawiska
ma jednak charakter mistyczny, według której
śpiący umysł może podróżować do innych czasów,
miejsc i „innych wymiarów”.
Również zapadanie w sen jest procesem bardzo
skomplikowanym. Nie następuje stopniowo
lecz dość nagle. Zdarza się, że przed sekundą
byliśmy jeszcze rozbudzeni, a za moment jesteśmy już pogrążeni we śnie. Niektórzy ludzie
twierdzą, że nic im się nie śni. Jest to wysoce
nieprawdopodobne. Lepszym wytłumaczeniem
jest raczej to, że nie pamiętają oni swoich
snów.
Sen jest głosem świętym, wieścią z drugiej
strony bytu, cudownym zwierciadłem, odbiciem
sennych krain. Jest też indywidualnym przeżyciem, nikłym fenomenem psychicznym, jedynie
wspomnieniem. Do porozumiewania się podświadomość używa symboli. Są one powszechne
i oczywiste, ale są całkowicie osobiste. Mogą
być interpretowane tylko przy pomocy indywidualnego klucza. Sny bardzo się różnią od
rzeczywistości. Nie ma w nich poczucia czasu,
porządku i logiki. Sny są więc tajemnicze i nieokreślone, pojawiają się, przemijają i znikają.
Snu przypisuje się jeszcze wiele innych funkcji:
- odsłania tajemnice przyszłości, przeszłości,
teraźniejszości,
- jest przesłaniem mocy nadprzyrodzonych,
wejrzeniem w zaświaty,
- stanowi stan zjednoczenia duszy z wszechbytem,
- jest ujawnieniem nieuświadomionych i stłumionych treści psychicznych,
- jest wizją cudownie lub tajemniczo zesłaną
i realizującą się w innym wymiarze rzeczywistości.
138
139
140
141
Szymon Obuchowski
dyplomy
Dwie historie
Łąka Zielonka...
„D
F
Matylda Mazur, promotor art. mal. Marian
Stępak, prof. UMK
wie historie” są tak naprawdę jedną opowieścią przedstawioną w różny sposób,
z dwóch różnych punktów widzenia. Występuje w niej nieprzypadkowo dwoje bohaterów
i dwoje twórców. Ja narysowałam i animowałam obraz dodając do niego dźwięki tła (kroki,
skrzypienie drzwi, szum wiatru, odgłosy ulicy,
…), a Bartek Staszkiewicz stworzył do obrazu
muzykę.
Pomysł na „Dwie historie” narodził się, kiedy
zaczęłam się zastanawiać jak to możliwe, że
dwoje ludzi, zanim w końcu na siebie trafi,
przechodzi obok siebie obojętnie, mija się na
ulicy, w autobusie, w sklepie, nie wiedząc nawet
o swoim istnieniu. Poruszony przeze mnie temat jest bardzo osobisty, dlatego zależało mi
na przedstawieniu go w delikatny i jednocześnie jak najprostszy sposób, tak, aby zawrzeć
wiele myśli w nieskomplikowanej formie
plastycznej.
Za najbardziej wymowne medium uznałam
w tym przypadku animację – ruchome, uproszczone, silnie skadrowane obrazy i urywające
się, niedopowiedziane sceny. Wykorzystany
przeze mnie sposób animowania jest wyjątkowo pracochłonny. Każdy ruchomy element jest
osobnym rysunkiem, łączonym przeze mnie
dopiero w programie. Na przykład mrugające
oko składa się aż z trzech części. Najtrudniejszą do zrealizowania była scena ze składającym
się parasolem, którego poszczególne trójkątne
części animowałam oddzielnie i aby połączyć
powstały w ten sposób fragment filmu z animowanymi odrębnie postaciami wycinałam jego
tło umieszczając parasol w blue boxie. Stworzenie tej zaledwie sześciominutowej animacji
było więc złożonym przedsięwzięciem, wymagającym konsekwencji, dyscypliny i przede
wszystkim cierpliwości. Wszystkie elementy animacji narysowałam używając tabletu.
Stworzyłam w ten sposób wymyślone przeze
Anna Goślicka, promotor art. mal. Marian Stępak, prof. UMK
142
143
mnie przestrzenie i wnętrza, a także wykreowałam własnych bohaterów, celowo przedstawionych schematycznie, przypominających
manekiny, czy marionetki, które wprowadziłam
w ruch, aby za ich pomocą opowiedzieć „Dwie
historie”. Rysując końcową scenę, w której po
raz pierwszy pojawiają się twarze bohaterów,
zdecydowałam się umieścić w niej podobiznę
swoją i Bartka, co zupełnie zmieniło wymowę
całości. Film zatacza pętlę i kończy się w momencie, kiedy wszystko właściwie dopiero się
zaczyna, a ostatniej scenie towarzyszą dźwięki
strojącej się orkiestry...
Matylda Mazur
ilm pt. „Łąka Zielonka i jej trele morele”
jest wynikiem wielomiesięcznego procesu,
który można nazwać projektem artystycznym.
Wzięło w nim udział ponad 70 osób. Głównym
moim zamierzeniem było stworzenie filmu
w konwencji „Kina offowego”, charakteryzującego się specyficzną formą wyrazu artystycznego, skupiającego się na bezpośrednim przekazie.
Inspiracją dla fabuły opowiedzianej w „Łące
Zielonce“ były „Bajki z królestwa Lailonii” Leszka
Kołakowskiego, zawierające w podtytule określenie „dla dużych i małych“. Podobnie jak
Kołakowski w swojej książce zakładam, że
odbiorcami mojego filmu mogą być zarówno
dzieci jak i dorośli. Pozornie lekki scenariusz
porusza takie tematy jak: poszukiwanie własnej
tożsamości, relacje międzyludzkie, takie jak
- przyjaźń, koleżeństwo. Autorem scenariusza
jest Kasia Jankowska, której chciałabym
podziękować również za pomoc i wsparcie przy
realizacji filmu.
Wypowiedź artystyczna wymaga identyfikacji
z treściami oraz materiałem. Jest to jeden
z podstwowych elementów ekspresji twórczej.
Wybrana przeze mnie forma filmu offowego
jest kontynuacją wcześniejszych moich realizacji i eksperymentów. Sama praca nad filmem
rozpoczęła się od szkiców planów, projektów
kostiumów. Plan filmowy przygotowany był
w kwietniu i wtedy rozpoczęły się zdjęcia. Najbardziej
pracochłonny okazał sie jednak etap montażu,
z ponad 20 godzin zarejestrowanego matriału
trzeba było wybrać najlepsze jakościowo
i artystycznie ujęcia. Wiele problemów sprawiał dźwięk, często musiałam rezygnować
z lepszych ujęć kadru na rzecz poprawnego
zpisu dźwieku. Ostatnim etapem realizacji filmu
była praca w studiu z lektorem i muzykami.
(W tym miejscu składam podziękowania dla:
Huberta Połoniewicza, Bartka Staszkiewicza,
Michała Bryndala i Piotra Zaporowicza).
Anna Goślicka
144
33
145
dyplomy
Między kartami
Brak tytułu brak
G
„F
Karina Przybylska, promotor art. graf. Wiesław Smużny, prof. UMK
łówny zamysł towarzyszący mojej animacji
dotyczy wyjścia poza schemat, przyzwyczajenie, przypisane role. Doskonale znany każdemu przedmiot, jakim jest karta do gry, traktowany zwykle jako sztywny i martwy, służący do
jednego tylko celu, może stać się czymś innym,
nabrać nowych znaczeń i funkcji, może ożyć.
Istotna jest też próba wyjścia z płaszczyzny
oraz ukazanie ruchu wynikającego z interakcji
pomiędzy karcianymi figurami. Tak zarysowane tło odzwierciedla współzależności i opartą
na detalach grę toczącą się w wewnętrznym
świecie talii kart.
Karina Przybylska
Dorota Buczkowska, promotor art. mal. Marian Stępak, prof. UMK
146
34
otografie-niefotografie” składające się na
pracę dyplomową są kontynuacją tematu, który realizuję i analizuję już od dłuższego
czasu. Interesuje mnie zjawisko symetrii, która
często występuje w naszej rzeczywistości
i wydaje się nam oczywista. Fotografie cyfrowe, w których zjawisko symetrii zwierciadlanej
jest główną osią działania wizualnego, są swego rodzaju eksperymentem - stąd też określenie „niefotografie”, który stosuję na własny
użytek, a także na użytek odbiorcy, dając mu
niejako „sygnał ostrzegawczy”. Podejmując zagadnienie symetrii pragnę przyjrzeć się bliżej
temu, w jaki sposób postrzegamy świat. Intryguje mnie to, jak bardzo zdeterminowani jesteśmy przez rzeczywistość (tym samym przez
jej odbiór), jak łatwo ulegamy jej złudzeniom,
wreszcie - jak łatwo pewne „oczywistości”
w swej idealnej formie wprowadzają percepcyjny zamęt. Okazuje się na przykład, że symetria,
która jest ładem, harmonią, w swej idealnej
formie wzbudza w nas, paradoksalnie, niepokój, wprowadza wręcz chaos w nasze postrzeganie.
Ponieważ nasze widzenie świata ogranicza
budowa oka, zestawiam kilka zdjęć uzyskując tym samym kadr panoramiczny, który daje
możliwość szerszego odbioru fotografowanych
sytuacji (taki wizualny „oddech”, który jednocześnie
pozwala ukryć, choćby na chwilę, zastosowane symetrie). Wszystkie realizacje są przede
wszystkim grą nie tylko z widzem, ale i z samą
sobą. Zabawa montowania rzeczywistości =
zabawa jej demontowania.
Dorota Buczkowska
148
147
149
dyplomy
150
35
151
152
153
dyplomy
Indywidualna Anonimowość
Dominika Konnak, promotor art. mal. Marian Stępak, prof. UMK
W
36
swojej pracy dyplomowej podjęłam
próbę wizualnej charakterystyki czterech
grup społecznych, które wydają mi się bardzo
szczególne dla pokazania wyrazistych kontrastów.
Wybrałam następujące postacie, które mają
być, w tym wypadku uniwersum dla zobrazowania poszczególnych grup: Biznesmena, Artystkę, Starszą Panią i Dziecko. Charakteryzując
poszczególne postacie stosuję socjologiczne
uogólnienie dla pokazania jak największych
różnic. Nie zagłębiam się w podobieństwa, są
dla mnie w tej sytuacji zbyteczne.
Biznesmen to człowiek, którego zazwyczaj nic
poza nim samym i jego biznesem nie interesuje. Na pierwszym miejscu w jego hierarchii
wartości są sprawy materialne, ciągłe zabiegi
o podnoszenie własnego dobrobytu, mniej
ważne są wszelkiego rodzaju uczucia i sprawy
rodzinne. Owszem, lubi spotkania towarzyskie,
ale bez zobowiązań. Żyje w przekonaniu, iż na
prawd z iw ą m ił o ś ć , z a ł o ż e n i e ro d z iny,
wychowywanie własnych dzieci jest jeszcze za
wcześnie. Jednak czas mija i jak każdy człowiek
w pewnym momencie swojego życia zadaje
sobie pytanie o jego sens. Z tym ściśle
wiąże się pytanie o ciepło domowego zacisza.
Niewykluczone, że wraz z upływem czasu,
może już w niedalekiej przyszłości własne
dziecko stanie się dla niego najważniejsze na
świecie. Zainteresowanie sztuką ze strony
Biznesmena, to coś bardzo specyficznego, zwykle
zamykającego się w klamrach myślenia o powierzchownej komercji. Niejednokrotnie przejawia
się poprzez uczestnictwo na ekskluzywnych
wernisażach, które traktuje towarzysko, może
nawet biznesowo. Podziwiać sztuki nie lubi, bo
ona w gruncie rzeczy go nie interesuje.
Wobec powyższego postać Artystki jest mu
obca, gdyż ta nie należy do grona znanych
i podziwianych twórców. Artystka, o której
mowa nie wystawia swoich prac w galeriach
do których zwyczajowo zachodzi Biznesmen.
Tylko przypadek może sprawić, iż razem
spotkają się na którymś z wernisaży. Biznesmen to zazwyczaj egoista, który nie zawsze
szanuje innych. Bezinteresowność jest dla
niego obcym zjawiskiem. Postać Starszej Pani
jako jedynej wzbudza w nim pewnego rodzaju respekt – szacunek dla jej doświadczenia,
wieku i współczucie z powodu dręczących ją
chorób.
Nie zmienia to jednak faktu, że nie istnieje
pomiędzy nimi jakiekolwiek porozumienie. Nie
mają ze sobą bliższych kontaktów. Nie spotkają się, w związku z powyższym nie mają także
tematów do wspólnych rozmów.
Artystka to młoda samodzielna kobieta. Miejsce
pracy jej nie satysfakcjonuje. Jest kasjerką
w hipermarkecie. Zarabia kiepsko. Pracę tą
podjęła z konieczności, z braku innych perspektyw zarobkowych. Przede wszystkim chce zajmować
się swoimi zawodowymi sprawami, po prostu
chce zajmować się sztuką. Wydaje minimum
na swoje egzystencjalne potrzeby, by móc
zaopatrzyć się w materiały potrzebne do pracy
twórczej. Mimo, że Artystce jest ciężko kocha
ludzi i życie. Jest pogodną i ciepłą osobą. Ma
bardzo pozytywny stosunek do dzieci.
Marzy o swoim własnym dziecku. Jest kobietą
dojrzałą emocjonalnie i odpowiedzialną. Właśnie
z tego powodu pracuje na to, by stworzyć
wystarczające warunki dla założenia w niedalekiej przyszłości własnej rodziny. Jej wielkim
marzeniem jest własne Dziecko. Obserwowanie dzieci, ich energia, żywotność i ekspresja
jest dla niej autentyczną inspiracją do powstania kolejnych prac. To daje jej wielką radość
z życia i z własnej sztuki.
Biznesmena nie zauważa, taki typ człowieka
jest poza zasięgiem jej zainteresowań. Ona
zna swoją wartość. Dla niej pieniądze nie są
najważniejsze, Biznesmen nie może jej zaimponować. Dla Artystki kontakty ze Starszą Panią
są czymś ważnym i szczególnym. Mimo, że jest
bardzo zajęta i często nie znajduje czasu dla
samej siebie, to jednak pamięta, by Starszą
Panią odwiedzać jak najczęściej, rozmawiać
z nią, pomagać jej w codziennych obowiązkach. Starsza Pani to kobieta samotna. Zatroskana jest o swoje nienajlepsze zdrowie. Boi się
każdego następnego dnia. Otoczona wspomnieniami przebywa w swoim pustym mieszkaniu.
Z Biznesmenem ma znikomy kontakt. Kocha go
swoją matczyną miłością. Kobieta nie zwierza
się jednak swojemu synowi. On nie opowiada
jej o swoim życiu. Bardzo mało się widują.
Więź między Starszą Panią, a Artystką jest
zupełnie inna. Obie kobiety darzą się wzajemnym szacunkiem, nawiązało się między nimi
szczególne uczucie. Podobne do uczucia matki
i córki. Artystka jest dla Starszej Pani jedyną
osobą z którą może porozmawiać i służy jej
bezinteresowną pomocą. Nawiązała się
pomiędzy nimi nić porozumienia i wzajemnego
szacunku, wdzięczności. Szczególnie ze strony
Starszej Pani, dla której pomoc Artystki jest
niezastąpiona.
Starsza Pani z czułością patrzy na Dziecko
mieszkające w sąsiedztwie. Obserwuje rodzinę
i odczuwa ciągły żal, że sama nie zyskała tego
rodzinnego ciepła. Szczególnie teraz kiedy jest
stara i ciągle potrzebuje pomocy w jej codziennej egzystencji. Dręczy ją brak zainteresowania ze strony swojego jedynego syna.
Dziecko także ma swój świat. Potrzebuje bardzo
dużo rodzinnego ciepła i bezpieczeństwa. Na
szczęście otrzymuje jedno i drugie. Ma dom
przepełniony miłością.
Tak naprawdę nie można określić jego stosunku do świata, bo nie ma jeszcze wystarczająco
odpowiedniego kontaktu z osobami dorosłymi.
Jest małe, jeszcze nieporadne. Dorośli z kolei
nie zrozumieją zwykle jego wszystkich odczuć.
Spojrzenie Dziecka na to, co wokół niego dzieje
się jest zmienne wraz z jego nastrojem.
W głowie Dziecka cały czas coś niezwykłego
wydarza się i wpływa na to, jak odbiera ono
świat. Poza tym Dziecko postrzega otaczające
go sytuacje przez pryzmat swoich dziecięcych
spraw i problemów. Problemy dorosłych są dla
154
niego niezrozumiałe i bezsensowne, tak samo
jak problemy Dziecka dla dorosłego człowieka.
Nikt tak naprawdę nie jest anonimowy. Każdy ma
jakąś przeszłość, wspomnienia, kogoś, kto go
urodził i ludzi, których spotyka w czasie swojego
życia.
Dyplom prezentuje cztery różne style życia.
Różne problemy i podejście do świata, które
jednak są ze sobą powiązane. Biznesman jest
synem Starszej Pani. Dziecko jest dzieckiem
sąsiadki Starszej Pani. Artystka jest daleką
rodziną Biznesmana.
Dominika Konnak
dyplomy
Da-sein
Jolanta Gawryś, promotor art. graf. Wiesław
Smużny, prof. UMK
„D
156
155
157
158
159
a-sein” oznacza, „bycie tu oto”.
Istniejemy w konkretnym czasie, w określonej przestrzeni. Naszą niepowtarzalność
wyznaczana sposób poruszania się w świecie,
w którym współistniejemy z innymi. Odniesienie do tego, co spotykane w świecie w zasadniczy sposób określa nasze istnienie. Dla mnie
najważniejszym sposobem określania własnego sposobu bycia jest drugi człowiek. Relacje
z... i innymi, są dla mnie szczególne. Czasami
odnoszę wrażenie, że możliwe jest za pomocą
jednej cechy, konkretnego rysu osobowości,
w doskonały sposób opisać całą osobę - prócz
widzialnego materialnego wymiaru, ujrzeć „coś
jeszcze”. Zdarza się tak, jakby istota, kroczyła
przed człowiekiem, w skondensowanej, jednorodnej postaci. Esencja ta przypomina rodzaj
znaku identyfikującego.
Zastanawiając się nad tym fenomenem, doszłam
do wniosku, że znak nie jest tu dobrym określeniem - identyfikacja przebiega na zasadzie
przyrównania do zewnętrznej matrycy. A rzecz
wygląda inaczej. Są cechy, które emanując
z człowieka, tworzą prześwit, pozwalający
dyskretnie zajrzeć we wnętrze ich właściciela.
Jakby ukazało się „bycie” człowieka, tj. jego
najbardziej prywatny i niepowtarzalny sposób
istnienia, bardzo często sprawiający wrażenie
nad wyraz konkretnego i namacalnego. Ten
sposób doświadczania innego człowieka, jest
niezwykle kruchy. Wymaga uważnego wpatrywania się w drugiego, należnego skupienia, by
zauważyć moment, w którym ujawnia się istota
człowieka, szacunku, by nie zniszczyć tego, co
w nim najcenniejsze, co nas rozczula.
Praca jest próbą uchwycenia, tego co najbardziej
charakterystyczne i ulotne zarazem w obiekcie.
Składa się z dziesięciu fotografii portretowych
w formacie 80cm/80 cm. Na całość składają się
dwie części.
Pierwsza stanowi portrety osób, które posia-
dają tatuaż rzeczywisty. Dla każdej z nich, tatuaż
jest elementem posiadającym ogromne znaczenie, z którym związane są emocjonalnie, nie
zaś efektem podlegania trendom mody lub
zwykłej chęci ozdobienia ciała. W kulturach
plemiennych tatuaż był traktowany jako wizualna
charakterystyka człowieka. Znak lub symbol,
wykonany na skórze, miał pokazywać innym
z kim ma się do czynienia. Wszystko zależało
od jego formy, koloru, techniki wykonania.
Druga część pracy składa się z pięciu portretów osób, z którymi jestem związaną na różnych
płaszczyznach. Nie posiadają one tatuaży,
ale charakteryzuje je coś bardzo konkretnego,
niczym znak wykonany na skórze. Starłam się,
za pomocą symboli, uchwycić moje postrzeganie
„ich najbardziej własnego sposobu istnienia”.
Symbole wykonane są za pomocą jedwabnych
nici. Haftuję je na pokrytym fotografią płótnie.
Motyw szycia i haftu nawiązuje do dawnej,
dzisiaj już nie stosowanej techniki tworzenia
tatuaży: przeciągania pod skórą zanurzonych
w barwniku ścięgien zwierzęcych. Obrazy są
dwustronne. W ten sposób tworzą dwie odrębne
sytuacje. Z jednej strony obrazu mamy do czynienia z bohaterem ozdobionym konkretnym znakiem – błyszczącym, szlachetnym i sterylnym,
jakby nakazującym zachować dystans. Zaś
z drugiej strony obrazu widzimy jedynie wyhaftowany element na szarym płótnie. Za pomocą
dwustronności obrazu chciałam pokazać przebicie się znaku na wskroś, na wylot... Zestawiam
ze sobą portrety osób, które posiadają tatuaże jako namacalne znaki czegoś i osób, które
ich nie posiadają. Czy jednak oznacza to, że
nie dostrzegamy w nich śladu „ich najbardziej
własnego sposobu istnienia”? Czy raczej „coś”
jeszcze przedziera się, by zostać dostrzeżone?
Jolanta Gawryś
37
dyplomy
160
161
162
163
164
165
166
167
38
dyplomy
Sportowiec
Drumanimation
I
P
Ewelina Tężycka, promotor art. graf. Wiesław
Smużny, prof. UMK
nspiracją dla mojego dyplomu były zdjęcia
umieszczone w tygodniku „Sportowiec” wydawanym w Polsce od lat 60-tych do około 1989
roku. Fotografia prasowa z jednej strony jest
doskonałym zapisem zdarzeń, ale z drugiej
również mentalności ludzi oraz kontekstu
historyczno–społecznego, w którym żyli. Gloryfikacja siły charakteru i tężyzny fizycznej czynił
sport jednym z elementów propagandy.
W projekcie zależało mi jednak przede wszystkim na odnalezieniu jednostki w świecie zdominowanym przez ideologię.
Mój „Sportowiec” jest człowiekiem, który zmaga się
z własnymi ograniczeniami i porażkami, ale robi
to z wdziękiem. Jest niewinny i naiwny.
Wydaje się być aktorem genialnie odgrywającym wyznaczoną mu rolę. W swojej podniosłości i uniesieniu bliżej mu do starożytnych
dyskoboli aniżeli współczesnych zawodników,
przypominających maszyny zaprogramowane
na wykonywanie konkretnych funkcji i pomnażanie zainwestowanego w nich kapitału.
Z drugiej strony namalowane przeze mnie
postaci pokazują także dwoistość i złudność
idei, którą reprezentują. Wydają się odrealnieni w swoich marzeniach, zawieszeni w metafizycznej próżni, są eleganccy, a jednocześnie
idealnie kiczowaci. Stają się niejednoznaczni
dosłowności. Ukrywając pot i silne emocje
prezentują wzniosłe i ulotne piękno.
Moje obrazy są podporządkowane przedstawionej idei – stąd elementy fotorealizmu, wierność
szczegółom, a jednocześnie synteza formy.
Paleta kolorów zawężona do czerni, bieli i szarości,
odzwierciedla wartości uniwersalne, a jednocześnie nawiązuje do stylistyki czasów.
Michał Bryndal, promotor prof. art. plast.
Witold Chmielewski
168
erkusja. Ciągle i najczęściej kojarzona
z cyrkowymi wyczynami muzyków-sportowców żonglujących pałeczkami, przechodzących
samych siebie w rekordach szybkości bębnienia. Jednak realna ilość możliwości muzycznego wykorzystania tego instrumentu jest wielka
i wciąż mało rozpowszechniona. Przed ogromem
możliwości i dróg jakie daje ten instrument staję
codziennie siadając do instrumentu.
Jestem muzykiem, czynnie działającym perkusistą. Studiuję grę na zestawie perkusyjnym
w Instytucie Jazzu na Akademii Muzycznej
w Katowicach i współtworzę wiele projektów
muzycznych, nieograniczając się do konkretnych stylów. W pracy „Drumanimation” postanowiłem połączyć ze sobą solowe wykorzystanie perkusji, jako elementu towarzyszącego
i ingerującego w obraz, czyli w stworzoną
przeze mnie animację.
Michał Bryndal
39
170
171
Ewelina Tężycka
169
ryc. 121/125 Terytorium dzieła, instalacja/
Jurand Pawłowski
ryc. 126 Krystalizacja, instalacja/Iwona Kolasińska
ryc. 127/133 Wewnątrz-zewnątrz, instalacja/
I. Kolasińska
ryc. 134/137 Istnienie i sens/Szymon Chyliński
ryc. 138/141 Ulotność snu, instalacja/Szymon
Obuchowski
ryc. 142/143 Dwie historie, animacja/Matylda Mazur
ryc. 144/145 Łąka Zielonka..., film/Anna Goślicka
ryc. 146/148 Między kartami, animacja/Kamila
Przybylska
ryc. 149/153 Brak tytułu brak, fotografia/Dorota
Buczkowska
ryc. 154/159 Indywidualna anonimowość, fotografia/
Dominika Konnak
ryc. 160/167 Da-sein, fotografia-tkactwo/Jolanta
Gawryś
ryc. 168/169 Sportowiec, malarstwo/Ewelina Tężycka
ryc. 170/171 Perkusja, instalacja/Michał Bryndal
prezentacje
Nie wypowiem
Instalacja Katarzyny Rosik, kurator dr Małgorzata Jankowska
W
40
roku 1970 Alvin Toffler w książce „Szok
przyszłości” przedstawił wizję dostosowania lub niedostosowania człowieka do epoki
szokujących zmian gospodarczych, społecznych i kulturowych drugiej połowy XX w.
W szybko przemijającym modelu i stylu życia
liczba przedmiotów wytwarzanych przez ludzi
rośnie jak pisał Toffler z „wybuchową siłą”.
Równocześnie zmieniają się zasady warunkujące ich wybór, czas przetrzymywania i stopień
przywiązania. Według socjologa więzi te stają
się luźniejsze, niezobowiązujące by w końcu
przywiązanie zamieniło się w przelotność,
a trwałość przedmiotu ustąpiła wobec jednorazowych substytutów. Jakby potwierdzając te
słowa Zygmunt Bauman w roku 2000 pisał
o „epoce momentalności’ wskazując za Richardem Sennettem życiowe credo Billa Gatesa.
Gates, powiada Sennett „wydaje się wolny od
obsesji posiadania rzeczy. Jego produkty zjawiają się jedne po drugich w szaleńczym tempie,
by równie szybko zniknąć”. Działalność
i życie tego człowieka, tak jak i wielu innych
znajduje się więc w ciągłym ruchu, gdzie nie
ma miejsca na przywiązanie (zwłaszcza uczuciowe) do czegokolwiek, także do tego co sam
stworzył.
Baumanowskie „życie na poczekaniu”, w którym
człowiek współczesny traci zainteresowanie
przeszłością i przyszłością dotyczy niemal
wszystkich jego dziedzin, w tym również wiedzy.
Ta ostatnia okazała się tak samo ulotna jak
kruchość przedmiotów, wymieniana na coraz
to nowsze, uaktualnione informacje i zmieniające się normy. Książka - „klasyczny pojemnik
wiedzy” podzieliła jej losy. Już w latach 60-tych
porównując statystyczne listy popularności
bestsellerów w USA Toffler stwierdził znaczne
obniżenie zainteresowania nowościami, które
w najlepszym przypadku pozostają nimi przez
okres kilku tygodni. Ta statystyka choć odległa czasowo i kulturowo od polskich realiów,
173
172
znajduje jednak pewne przełożenie na to, czego
świadkami jesteśmy obecnie: wzmożonej aktywności drukarni, które proponują coraz to nowe
tytuły i serie, wznowienia, czy przedruki. Konsekwencją tego, jak i ludzką chęcią uwalniania
się od przedmiotów i deaktualizacja wiedzy
było pojawienie się na rynku antykwariatów,
księgarni taniej książki, „kącików” wyprzedaży
w bibliotekach miejskich, czy w końcu skupów
makulatury, które to miejsca stały się dla książek drugą szansą lub miejscem ostatecznym.
Z drugiej strony pozostaje jednak przywiązanie do trwałych i wartościowych rzeczy, wśród
których książka zajmuje szczególną pozycję.
Książka jako przedmiot uwarunkowany historycznie jest przedmiotem magicznym. Posiada
również cenną właściwość zatrzymywania przy
sobie człowieka dokonując jego przemiany.
Umberto Eco miłośnik i autor wielu książek,
mówił o tym, że nie ma nic „piękniejszego, niż
nieskończone rzędy książek, przesiąkniętych
historią odległych czasów”. Ten autor eseju
„O bibliotece” pisał również, iż czytając książkę żyjemy podwójnie uruchamiając niespożyte
pokłady wyobraźni zazwyczaj ukryte głęboko
w naszych wnętrzach.
Ambiwalentne i odległe od siebie kategorie
trwałości i nietrwałości, wiary w siłę przedmiotu,
jak i obsesyjne, czy wręcz histeryczne przywiązanie do nich, coraz częściej staje się tematem
sztuki. Z ostatnich jedynie prac wymienić należy
obezwładniające projekty Mikołaja Grospierre’a,
czy bardziej „humanistyczny” projekt Marthy
Rosler pt. „Library”. Motyw książki, pojawia się
również w interaktywnej instalacji Kena Feingolda
„The surprising spiral”, przyjmując rolę interfejsu. W każdym z tych przykładów bibliotekaksiążka staje się obszarem znaczącym, poprzez
który ujawniane są mechanizmy współczesnej
kultury i teorii sztuki.
Książka jest również ważnym elementem
twórczości Katarzyny Rosik. Projekt „Nie
wypowiem” powstał nieco na przekór pierwotnym jego założeniom jako rodzaju „prywatnej
kolekcji” dalekiej od publicznych galeryjnych
przestrzeni. Punktem wyjścia był zbiór książek,
w części złożony z autorskich książek-obiektów
artystki oraz z kilku książek przez nią znalezionych, które anonimowym, zamierzonym
lub przypadkowym gestem przemienione zostały w „bezużyteczne resztki”.
Dla obu tych opozycyjnych wobec siebie obszarów „trwałego” i „nietrwałego” znalazła autorka
punkt wspólny, który najprościej określić można
mianem ready mades.
Obszar „trwałego” przypisany do wytworzonych obiektów-książek autorka powiązała
z momentem przypadku i zamiłowaniem do
kolekcjonowania: „Do tej pory faktem, że powstała
jakaś książka, czy zeszyt powodował przypadek,
174
ale i chyba moje podskórne umiłowanie
do rzeczy podręcznych, do gromadzenia
i do nadawania temu kolejności, historii. Solidność wykonania była dla mnie równie istotna,
gdyż decydowała o przetrwaniu”. Dla niej
samej książka jest przedmiotem wartościowym i trwałym, a tworzenie książek porównuje
artystka do kontemplacji, działania w obszarze
prywatnym i nienaruszalnym. W obiektachksiążkach spotykają się ze sobą materiały
i przedmioty znalezione i przypadkowe – ślady
chwilowego zainteresowania i przypadkowych
odkryć. Książki Rosik to zbiory porządkowanych na bieżąco cywilizacyjnych resztek, osobliwości, obiekty fascynacji, ale i niepokojące
symptomy drobiazgowego kolekcjonowania.
Zbieranie i przetwarzanie stało się dla artystki rodzajem strategii, która parafrazując Jay
Davida Boltera jest zarazem sposobem, w jaki
„organizujemy nasze myśli - a z czasem staje się
sposobem, w jaki chcemy organizować świat”.
Tworzenie połączone jest z życiem i odwrotnie,
codzienność przenika tworzenie, które staje
się jednocześnie momentem życia.
Zasadniczą część wystawy w toruńskiej
„Wozowni” stworzyły jednak zniszczone książki
znalezione przez artystkę. Te „książki-przedmioty” wpisują się w obszar „nietrwałego”.
Jakby na przekór ich zdegradowanej wartości Rosik buduje z nich tajemniczą bibliotekę.
„Książki-resztki” o rozpoznawalnym kształcie,
lecz nieczytelnej zawartości zachowują tutaj
swoją funkcję i charakter bibliotecznych pozy-
prezentacje
Życie jest gdzie indziej
Realizacja z gatunku in situ Doroty Chilińskiej oraz Andrzeja Wasilewskiego
30
176
175
cji. Ich degradacja staje się jednak przerażającą
metaforą rozproszenia i bezsilności. Znakiem
naszych czasów, gdzie wszystko co nie spełnia
norm i jakościowych wartości produktu przesuwane jest w obszar wykluczenia.
Projekt „Nie wypowiem” jest więc z jednej strony próbą odtworzenia niemożliwego poprzez
połączenie w jedną całość przestrzeni „trwałego”
i „nietrwałego”. Ta niemożliwa biblioteka
to z drugiej strony pole rozpoznania własnych
uzależnień i przyzwyczajeń oraz miejsce refleksji nad własną naturą i tożsamością. Podwójna
konstrukcja projektu znalazła również odbicie
w dwóch przestrzeniach galerii zaaranżowanych jako przeciwstawne, ale i dopełniające się
obszary: publiczny i prywatny. Pierwsza służy
jako miejsce do „używania” i bezpośredniego
kontaktu z obiektem, druga stała się obszarem
refleksji i prywatności. Opozycja „trwałe-nietrwałe” spotkała się w neutralnym wnętrzu na
nowo pisząc opowieść o podwój naturze człowieka i współczesnym świecie.
Wystawa Katarzyny Rosik w toruńskiej „Galerii
Sztuki Wozownia” jest realizowana w ramach
cyklu „Projekt Wozownia - Laboratorium Sztuki”,
który w roku 2007/2008 odbywa się pod hasłem
„to miejsce może być twoje”. Zakreślony w ten
sposób obszar prowokuje do myślenia o tym
miejscu jako przestrzeni „potencjalnie własnej”, oswojonej, prywatnej.
„Projekt Nie wypowiedziane” to 23 odsłona
autorskich projektów wystaw przygotowanych
dla „Galerii Sztuki Wozownia”. Wystawa odby-
wała się równolegle z „13 Toruńskim Festiwalem Książki”.
Katarzyna Rosik jest studentką w Zakładzie
Edukacji Artystycznej (media rysunkowe)
i Projektowania Graficznego na Wydziale Sztuk
Pięknych UMK w Toruniu. Zajmuje się rysunkiem-nie-klasycznym, fotografią, filmemanimacją, projektowaniem graficznym, tworzy
książki artystyczne i inne obiekty.
Małgorzata Jankowska
A. Toffler, Szok Przyszłości, Poznań, s. 60 (b. d. w.)
Z. Bauman, Płynna nowocześność, Kraków 2006, s. 192
Tekst autorski, Toruń 2007
października, „Galeria dla…”, Browarna 6,
Toruń.
Za każdą fasadą staroci tego miasta, tej staroci,
którą dziedziczymy, która jest naszą chlubą
i sposobem na kasę, jest jakieś podwórko
pełne niespodzianek, które bywa odbiciem
tego „dobrego” świata. Te podwórka drażnią
szczególnie prawdziwych mieszczan, którzy
zamieszkują lepsze dzielnice, a ich parkingi
i ogrody graniczą z prawdziwym slumsem i nie
ma sposobu, żeby to wykorzenić, dlatego powstają
zasłony, przegrody, płoty i przepierzenia.
Te zasłony powstają zawsze z obu stron, żeby
podkreślić wzajemną suwerenność. W istocie
jest to miejska symbioza, ponieważ każdy
z tych przegrodzonych murem światów przegląda się w drugim i porównuje, śledzi, podgląda
i kontroluje to co się dzieje za ścianą.
Towarzyszy temu tęsknota za lepszym światem
(czasem ten wybudowany mur ma to przesłaniać,
to do czego nie sposób dosięgnąć) i ogromny
sentyment do tego co znane, sielskie, oswojone i bezpiecznie odgrodzone od reszty świata.
Jednocześnie przez szpary w deskach sączy się
marzenie za morzami południowymi i lepszym,
zawsze oddalonym innym życiem… tak bardzo
pragnęłoby się być kimś innym i gdzie indziej…
W małym prusackim, prowincjonalnym mieście
wykształciło się coś, co my nazywamy „kulturą szałerków”. „Szałerek” (szajerek) - to interesujące lokalne słowo, które dobrze oddaje
klimat Chełmionki (Przedmieścia Chełmińskiego) - kiedyś kwintesencji życia podmiejskiego,
oddalonego od centrum, sennego, II kategorii
(jak u Schulza).
To dobre nasze zaplecze, czasem strach postawić tam nogę, ale zawsze ciekawe, intrygujące, straszne. Stamtąd, z ukrycia, łatwiej (i bez
wstydu) podejrzeć swoje marzenia.
Przez kilka dni zabudowywaliśmy wnętrze
i „okolice Galerii dla...” jakąś toną desek.
Powstały korytarzyki, niektóre wąskie tak bardzo,
177
że trudno przejść, inne szersze. Za konstrukcją umieściliśmy mocne, chłodne światło (ze
świetlówek) - tak aby docierało przez szpary.
Z trzech głośników (umieszczonych za drewnianymi ścianami) docierały nagrane wcześniej:
1. odgłosy porannego rytuału śniadania
o przysłowiowej 7:30,
2. odgłosy pracy - tak jakby ktoś jeszcze cały
czas zabudowywał drewniane ściany, wiercił,
tłukł młotem,
3. odgłosy życia w knajpie...,
Do korytarzyków wpuściliśmy dym (zrobiony
przez maszynę), aby atmosfera była jeszcze
„gęstsza”, i aby uzyskać efekt promieni światła przedzierających się przez mrok. Chcieliśmy
uzyskać taką jakby „lewą” przestrzeń życia...
Polecamy tekst o wystawie Krystiana
Kowalskiego: „Nie miejsce do życia” na stronie
www.bunkiersztuki.pl, który na pewno najlepiej to wszystko opisuje.
Pozdrawiamy i dziękujemy szczególnie tym,
którzy zadali sobie trud przeniknięcia do naszych
wąskich korytarzy...
Dorota Chilińska i Andrzej Wasilewski
41
prezentacje
178
179
Nie miejsce do życia
In situ Doroty Chilińskiej oraz Andrzeja Wasilewskiego, recenzent Krystian Kowalski
W
42
ystawa Doroty Chilińskiej i Andrzeja
Wasilewskiego opowiada o marzeniach
i lękach, o tym, co istnieje obok nas i o niezwykłej „kulturze szałerków”. Jest to - jak sądzę
- również opowieść o ukrywaniu się.
Szałerek nazywany czasami szajerkiem to rodzaj
przybudówki, szopy czy też zabudowania
gospodarczego. Toruńska „Galeria dla…” stała
się szopą lub w tym wypadku strychem, pełnym
mniej lub bardziej przydatnych rzeczy.
Jak czytamy w tekstach i komentarzach towarzyszących wystawie: małe podwórka, w których
ciągle powstają nowe zasłony, przegrody, płoty
i przepierzenia były bezpośrednią przyczyną
stworzenia environment „Życie jest gdzie indziej”.
Do galerii wchodzi się przez niewielkie, pełne
desek podwórko. Po jego minięciu i po pokonaniu kilku stopni znalazłem się w ciasnym
i ciemnym korytarzu. Mrok rozpraszały drobne
promienie światła wydobywające się zza desek,
w powietrzu unosił się kurz i dym, z dala dochodziły dźwięki czyjeś pracy. Przez szpary w ścianach
korytarzy dostrzec można było fragmenty
starych mebli, jakieś szmaty, worki, druty. Po kilku
krokach trafiłem na rozwidlenie korytarza, pokonałem zakręt, kilka stopni w górę i znalazłem się
w kolejnym korytarzu. Na jego końcu niespodziewanie wszedłem na coś miękkiego. Przestraszyłem
się, że to coś żywego...
Wróciłem ponownie na skrzyżowanie. Teraz
w drugą stronę. Metr dalej widać było
niewielką dziurę w ścianie. Był to kolejny, krótki
korytarzyk – wejście, które należało pokonać
na kolanach, aby znaleźć się w sporym pomieszczeniu. Tam mrok rozświetlał telewizor stojący
w kącie, na podłodze. Na jego ekranie, pośród
strasznych zakłóceń dostrzegłem Georga Busha,
Osamę Bin Ladena, popularną spikerkę jednej
z amerykańskich telewizji. Te twarze pojawiały
się na przemian z obrazami bitew, wybuchów,
jadących czołgów. W innym miejscu oparte o ścianę stały drzwi i materac, obok leżały
drobne śmieci. Po wyjściu z tego pokoju, na
końcu labiryntu z desek trafiłem do pomieszczenia, w którym artyści częstowali gości winem
i ciasteczkami. Panował tam straszny bałagan
i spory tłok, ale za to była tam zdecydowanie przyjemniejsza atmosfera niż w pozostałej
części „dobudówki do galerii”.
Czym jest szopa, strych, skrytka lub popularny
na Pomorzu szajerek? Jest pragnieniem stworzenia własnej, bezpiecznej przestrzeni. To tam
trzymamy i zabezpieczamy przed zniszczeniem
narzędzia i przedmioty „mogące się jeszcze
przydać”. Te rzeczy popadają powoli w zapomnienie, obrasta je kurz i pajęczyny. Początkowo odgrzebujemy je podczas przedświątecznych porządków, ale kolejne „przydatne”, choć
już trochę zużyte urządzenia, meble, części
samochodów zasłaniają te starsze. Nie potrafimy się ich pozbyć. Gromadzenie zużytych
przedmiotów stało się, jak twierdzi Roch Sulima,
cechą naszej cywilizacji. Czasami zdołamy wykorzystać ponownie te rzeczy. Ze starych opon
powstają kwietniki, ze zużytych butelek domek
na działce. Często wymyślamy różne prawdopodobne sytuacje, które mogą się wydarzyć
i przywrócić do życia każdy z przedmiotów. Te
skupiska obiektów są pamiątką naszej codzienności, naszych biografii i historii rodzinnych. To
nie są jeszcze śmieci, lecz rupiecie. Po pewnym
czasie w końcu zapominamy, że takie przedmioty istniały. Wtedy też przeistaczają się one
w śmieci [1]. Toruńscy artyści zwrócili jednak
uwagę na inny aspekt owej „przypodwórkowej” przestrzeni. Dostrzegli, że „przez szpary
w deskach przeciskają się marzenia o dalekim
i odmiennym życiu”. Podczas wystawy zza
przepierzenia słychać było zaledwie odgłosy
czyjejś pracy, jak gdyby z drugiej strony trwało
zabudowywanie tego miejsca [2].
Tadeusz Chrzanowski pisał o pseudoaltankach
i różnorodnych rodzajach dobudówek jako
„przybudowie” do idei domu. Definicją przybudówki można objąć również miejsca związane
z przestrzeniami podwórek: szopami, szajerkami
czy nawet „domkami” na działkach. Stworzenie
takich konstrukcji nie oznacza podniosłego
aktu budowania. To wyraz rezygnacji objawianej w postaci „przybudowania tego, co powinno być w rzeczywistości zbudowane, wykreowane”. Taka przestrzeń staje się wyrazem walki
z losem, z własną bezsilnością, jest objawem
gospodarności na miarę, która jest możliwa dla
mieszkańców małych miast lub biedniejszych
osiedli [3].
Sądzę, że jest to również sposób na realizację marzenia o enklawie, gdzie odgradzamy
się od innych – obcych, zamykamy w prywatnej
przestrzeni. Zabudowane podwórka, szopy, lecz
również altanki na działkach, o których pisze
Roch Sulima, są objawem alienacji „człowieka
wygnanego”, czy raczej zepchniętego na peryferie wielkich struktur, bogatych miast i nowoczesnych przedmieść. To miejsca człowieka
wycofującego się na obrzeża miast, choć
w przestrzeni bywają to miejsca blisko centrów,
miejsca ludzi uciekających do własnych oaz
spokoju. A tendencja do izolacji będzie się
pogłębiać im bardziej przeciwstawne będą interesy, skala wartości i możliwości realizacji życiowych
planów zamieszkujących obok siebie osób czy
grup [4]. Te zasłony budowane są zawsze
z obu stron, mają one podkreślać sąsiedzką
suwerenność, choć paradoksalnie stają się
symbolem symbiozy. „Ludzie z obu stron
przyglądają się sobie, porównują, a także śledzą,
podglądają i kontrolują to, co się dzieje za
ścianą. Towarzyszy temu tęsknota za lepszym
światem i ogromny sentyment do tego, co znane,
sielskie, oswojone i bezpiecznie odgrodzone od
reszty świata” – czytamy w jednym z komentarzy
do wystawy [5].
Tęsknota za lepszym życiem prowadzić może
do buntu, do próby zniszczenia znienawidzonego świata. Obejrzana wystawa była dla mnie
również taką opowieścią. W ciemnych, skleconych pośpiesznie labiryntach przygotowano
pokój przywołujący na myśl słynne kryjówki Vietcongu lub afgańskich partyzantów. To
miejsce mogło by być pozornym schronieniem,
a w rzeczywistości dobrowolną celą uciekiniera walczącego o lepszy, w jego odczuciu,
świat lub o swoje państwo, o własne miejsce
na ziemi. Opisany powyżej pokój był w moim
przekonaniu symbolem takiej właśnie kryjówki
buntownika, który ogląda stojący w kącie telewizor i patrzy przez szpary na świat zza pozornego schronienia.
Zwiedzając korytarze zbudowane przez Andrzeja
Wasilewskiego i Dorotę Chilińską czułem lęk.
Pomimo rozbawionego tłumu widzów widziane przestrzenie emanowały pustką. Życie było
gdzie indziej, na ulicy, w barze, do którego
przenosili się widzowie, słyszane za ścianą tej
ekspozycji.
Krystian Kowalski
K. Kowalski, Recenzje i omówienia nr 5, www.teksty.bunkier.art.pl
(2007.11.12)
R. Sulima, Antropologia codzienności, Kraków 2000, s. 48
A. Krzesińska, Toruńskie szłerki na wystawie, www.nowości.pl
(2007.11.03)
R. Sulima, op.cit., s. 15
Ibidem, s. 28
A. Krzesińska, op.cit.
prezentacje
Technologia definiująca -
wpływ technologii na działalność artystyczną
studencka projekcja wideo, opiekun dydaktyczny mgr Dorota Chilińska
D
zieło sztuki stworzone w obszarze mediów
cyfrowych stało się niezwykle atrakcyjną
formą współczesnej sztuki, być może najbardziej oddającą charakter naszych czasów.
W pismach filozoficznych często pojawia się
zdanie, iż sztuka jest dziedziną życia, która
najmocniej odzwierciedla przemiany kulturowe
i technologiczne, często o wiele szybciej niż
trafią one do środowisk akademickich i zostaną
precyzyjnie zdefiniowane. Sztuka mediów rozwija
nadal w ścisłym związku z rozwojem technologii
cyfrowych. Można powiedzieć, że jest sprzężona z medium, którego używa, a proces jej rozwoju należy postrzegać poprzez pryzmat właśnie
tego medium. Ta swoista symbioza pojawia
się zarówno na płaszczyźnie czysto technicznej, jak również na poziomie metaforycznych
znaczeń, bowiem dzieło sztuki jest głęboko
inspirowane technologią. Nowoczesność tego
procesu wynika z nowoczesności medium, które
wykorzystuje, medium, którego możliwości nie
zostały jeszcze wyczerpane, ani do końca rozpoznane, medium, w którym ludzie pokładają ciągle
wielkie nadzieje, jednocześnie śledząc uważnie
skutki jego dominującej roli w kulturze.
Stan techniki w każdej epoce był odzwierciedleniem stanu myśli człowieka. Stanowił pewien
punkt odniesienia, wobec którego człowiek
postrzegał siebie i swoje dokonania, w obliczu
którego sztuka zmieniała swoje założenia.
Spójrzmy na najprostszą analogię. Futuryści
odważyli się ogłosić hasła i teorie, które odegrały ogromną rolę w rozwoju sztuki XX wieku.
Założenie, iż sztuka zrywa z dotychczasowym
dorobkiem, na rzecz sztuki nowej, oddającej
dynamizm współczesnego życia, kult maszyny
i kult szybkości musiały się wydawać w owym
czasie pewną dehumanizacją sztuki, ponieważ
rozwój technologii zawsze wzbudza w człowieku pewien lęk, a otwarta nim fascynacja spotyka się z ostrą krytyką. Mimo to, ludzie zawsze
byli skłonni określać swój stosunek do natury
180
przez pryzmat stworzonego przez nich samych
sztucznego środowiska, poszukując analogii w technologiach dominujących. Wszystkie
nowe technologie i urządzenia odbijają swoje
piętno w kulturze, nie wiadomo jednak dlaczego
tylko niektóre zyskują rolę dominującą stając się
jednocześnie technologiami „definiującymi”.
Widać jest coś w charakterze wybranego
urządzenia, co rozwija szereg metaforycznych
znaczeń, które z kolei inspirują myślenie i działania ludzkości.
Zestawienie człowieka z technologią ma długą
historię i mniej więcej pokrywającą się periodyzację. Największą trudność stanowi uściślenie
technologii definiującej do początku siedemnastego wieku, w którym nastąpił gwałtowny
rozwój skomplikowanych maszyn. Pierwsze
technologie definiujące związane były najbardziej z astrologią. Jay David Bolter wskazuje,
że greccy filozofowie wybrali jako technologie
definiującą garncarstwo, na podstawie analogii do tego rzemiosła tłumaczyli stworzenie
kosmosu, gwiazd, planet. Norbert Wiener
wskazuje jednak, iż dokonania technologiczne
starożytnej Grecji nie miały większego wpływu
na myśl filozoficzną tego czasu. Pewną ciągłość
przemian, które ostatecznie doprowadziły do
181
rozwoju współczesnych maszyn widzi Wiener
dopiero w okresie rozwoju nawigacji, w szczególności od momentu wynalezienia zegara, który
stał się niczym innym, jak kieszonkowym planetarium. Epoka zegara według Wienera przypada
na wiek siedemnasty i początek osiemnastego.
Zarówno Wiener, jak i Bolter ukazują zegar
jako technologię definiującą w zachodniej
Europie, którą dodatkowo ugruntowała filozofia nowoczesna, szczególnie Kartezjusz. Na ten
czas przypada oryginalny traktat filozoficzny
Juliena Offray „de La Mettrie” z 1747 roku
pt. „Człowiek-maszyna”. Wspominam o tym,
ponieważ jest to jedno z pierwszych tak radykalnych zestawień, które zresztą zostało
w owym czasie uznane za obrazoburcze. Traktat
„de La Mettrie” opisuje człowieka w dalekiej
izolacji od natury, już nie tylko jako myślące
zwierzę, ale i perfekcyjnie zorganizowany mechanizm. „de La Mettrie” pisze m. in. „Ciało ludzkie
jest maszyną, która nakręca sama swoje sprężyny; jest to żywy obraz perpetuum mobile”. Na
podstawie tego dzieła zauważyć można jak
głęboko wynalazek praktycznego urządzenia
potrafi wnikać w definicję człowieka czyniąc
z niego analogiczny mechanizm. Trudno doszukać się tak radykalnych zestawień w działal-
182
ności artystycznej tego okresu. Niemniej
jednak, jeśli podążać za kierunkiem myślenia
Wienera i przyjąć, że bezpośrednio z epoką
zegarów zazębia się rozkwit nawigacji, który
spowodował rozwój handlu. W malarstwie
tego czasu można doszukać się kilku osobliwych
przedstawień tego zjawiska. Głównym przykładem może być tu „Portret ambasadorów” Hansa
Holbeina, ten skomplikowany metaforycznie
obraz ukazuje w postaci martwej natury cały
dorobek współczesnej malarzowi astronomii.
Astronomia w tym czasie była jednak bardzo
silnie związana z astrologią i często w przedstawieniach malarskich tego okresu to właśnie
magia dominuje nad czystą nauką. Wyjątek
stanowi tu twórczość Leonarda da Vinci, który
wyraźnie rozgraniczył te dziedziny. Ta radykalna postawa da Vinci jest na pewno ważnym
przykładem w moim rozważaniu o związkach
sztuki z technologią, choć niestety w takiej determinacji przykładem odosobnionym.
Jak widać metaforyczne znaczenie zegara nie
wpłynęło tak silnie na twórczość artystyczną
jak późniejsze wynalezienie maszyny parowej,
być może artyści nie byli tego związku tak
świadomi jak ich następcy w dziewiętnastym
wieku.
43
prezentacje
183
44
Epoka maszyn parowych przypada na koniec
wieku osiemnastego i wiek dziewiętnasty.
Wiener uważa, iż trwała do czasu wynalezienia
telegrafu, który stał się zapowiedzią współczesnej epoki komunikacji i sterowania. Bolter
przesuwa ten podział i twierdzi, iż to komputer
stał się współczesnym odpowiednikiem zegarów i maszyn parowych. Warto w tym miejscu
wspomnieć również o podziale jakiego dokonał Alvin Toffler. Mimo, iż jego teoria pierwszej,
drugiej i trzeciej fali dotyczy bardziej zmian
społecznych wywołanych rozwojem technologii, to można doszukać się w niej pewnych
analogii do wspomnianych wcześniej przykładów. Toffler uważa, iż społeczeństwo przeżyło
dotąd dwie wielkie fale przemian. Pierwsza,
odległa i wyczerpana ukształtowała społeczeństwo związane z rolnictwem, które ostatecznie
trzysta lat temu pod napływem drugiej fali
przemysłowej przekształciło się w społeczeństwo industrialne. (Obecnie będące w trakcie
kryzysu, który jest wywołany naporem trzeciej
fali przemian. Ostatecznie ukształtuje ono
nową cywilizację.Metafora Tofflera polega na
widzeniu procesu cywilizacji jako zderzających
się fal zmian, są to zmiany wywołane przez
technologię, w tym właśnie teoria Tofflera zyskuje podobieństwo do poprzednich. Szczególnie
charakterystyka drugiej i trzeciej fali odpowiada periodyzacji Wienera.
Wróćmy jednak do epoki maszyn parowych.
Agresywna i dynamiczna szybko doprowadziła
184
do ponownego przedefiniowania człowieka
i jego relacji ze środowiskiem. Ruch technologiczny w tym czasie był tak wielki, że ogarnął
nieomal wszystkie dziedziny życia, w tym także
sztukę, w której odbił się szerokim echem.
Wspomniany już wcześniej manifest teoretyka
futuryzmu Marinettiego głoszący nietzscheański kult siły można uznać za metaforę wywiedzioną z fizyki, dokładniej, z połączenia termodynamiki i dynamiki Newtona.
Określenie
„epoka maszyn parowych”, traktować należy
jednak dość umownie. Nie chodzi o maszyny
parowe same w sobie, ale o pewien dynamiczny rozwój technologii, który nabierał coraz
większego tempa, aż do czasów obecnych.
Futuryści po prostu otwarcie eksponowali swoją
fascynację technologią, ale również inne kierunki
sztuki XX wieku równie mocno czerpały inspirację
z osiągnięć nauki i technologii. Już impresjoniści
rozwijali na obszarze sztuki teorię sformułowane przez francuskiego chemika Michela Eugene,
zasadę dywizjonizmu oraz prawo symultanicznego kontrastu barw. Kolejne wynalazki
odbijały się natychmiast echem w twórczości
artystycznej: aeropiktura, czyli malarstwo z lotu
ptaka wiązała się ściśle z wynalazkiem lotnictwa,
a malarstwo abstrakcyjne częściowo czerpało
inspirację z mikrobiologii i fizyki. Można powiedzieć, iż ta raz zadeklarowana symbioza sztuki
i technologii trwa do dziś. Zmienił się jednak
od tego czasu kierunek rozwoju nauki i techniki
w stronę elektroniki, dlatego też można mówić
185
o kolejnej technologii definiującej, jaką stanowią technologie cyfrowe. Bolter jednak wskazuje słusznie, iż komputery same nie wykonują
żadnej pracy, oczywiście poza obliczaniem danych,
one kierują pracą innych urządzeń. Nie można
zatem powiedzieć, iż komputery całkowicie
wyparły inne technologie, tak się nie stało,
mimo to ich sposób działania tak dalece zmienił
rzeczywistość, że można mówić o pewnym
przełomie, o kolejnym przedefiniowaniu podstawowych relacji, nauki wobec technologii, człowieka wobec natury.
Inną kwestią, która wpływa na nasz ogląd
świata jest dostępnośc mediów. Uproszczone
systemy komunikujące się z maszyną cyfrową
ułatwiają odbiorcy samodzielne przetwarzanie
zapisu rzeczywistości oraz tworzenie nowych
wirtualnych światów. Niezliczone ilości obrazów
i dźwięków, które pojawiają się w osobistych
komputerach, a często przesyłane przy pomocy internetu do innych odbiorców, powodują
ciągłe oglądanie świata przez pryzmat ekranu. Ten ekran, który odtwarza świat jest stale
technologicznie doskonalony. Jego dokładnośc
zaczyna odrywac się od rzeczywistego obrazu
(matrycy) tworząc swoiste simulakrum. Widz
chce ogląda świat w sposób doskonały, ruchomy obraz na ekranie bywa bardziej atrakcyjny
niż rzeczywistośc.
Niezwykłe wydarzenie, które miało miejsce
w Nowym Jorku 11 września odzwierciedla
istotę tego problemu. Pewna kobieta ogląda-
186
ła przez okno swojego domu palące się wieże,
ale widok ten był dla niej tak nie do wytrzymania, że wolała włączyć telewizor i oglądać
transmisję tego obrazu w telewizji.
Zajmuję się sztuką wideo i wideo instalacją, od
dwóch lat prowadzę zajęcia „realizacje wideo”
w Zakładzie Plastyki Intermedialnej UMK
w Toruniu. Przypatruję się uważnie twórczości
studentów zarówno pod kątem dobierania treści
jak i sposobów używania medium.
12 grudnia 2007 w „Galerii dla...” w Toruniu
zaprezentowałam cykl prac studenckich powstałych na moich zajęciach. Utworzyłam pięć
cykli pokazowych. Pierwszy z nich zawierał
prace, których inspiracją były utwory muzyczne współczesnych twórców, filmy rytmiczne,
będące rodzajem „odczucia” wybranej muzyki.
Praca Juranda Pawłowskiego „Próba tańca”,
„Próba śpiewu” oraz praca Anny Wielkanowskiej
bez tytułu. Drugi cykl stanowiły filmy kobiet,
filmy poruszające problem płci. Praca Dagmary
Pochyły „Fatal error ”, Anny Żywickiej
„Po matki”, Julii Skupny „Instynkt” oraz praca
Beaty Pietrzak „AGD”. W części trzeciej pokazu
zaprezentowałam filmy, które były odpowiedzią na zadany przeze mnie temat. Wybrałam
wiersz Zbigniewa Herbert „Przyszło do głowy”,
który miał stac się źródłem inspiracji oraz indywidualnej interpretacji obrazowej.
Zaprezentowane prace Ewy Lipińskiej, Jakuba
Lewndowskiego i Beaty Pietrzak były najciekawszą odpowiedzią na zadany temat.
prezentacje
187
188
189
190
45
191
192
Samodzielną i jedyną realizacją wykonaną
w formie dokumentu była prezentowana praca
„Dorposz Szlachecki” Natalii Karłowskiej. Filmowy drastyczny obraz świniobicia, będący zarazem zapisem wiejskich obyczajów.
Ostatnim cyklem pokazu studenckiego były
różnorodne wideoklipy. Zaprezentowałam prace
Rafała Jary „All the love the world”, Anny
Goślickiej „Czasem słońce, czasem deszcz”
oraz Anny Błachno „Cisza i spokój”.
193
Dorota Chilińska
195
ryc. 172/176 Nic nie wypowiem, instalacja/Katarzyna Rosik
ryc. 177/179 Życie jest gdzie indziej, in situ/Dorota
Chilińska, Andrzej Wasilewki
ryc. 180 Bez tytułu, animacja/Jakub Lweandowski
ryc. 181 Próba śpiewu, wideo/Jurand Pawłowski
ryc. 182 Fatal error, animacja/Dagmara Pochyła
ryc. 183 Bez tytułu, wideo/Ewa Lipińska
ryc. 184 Próba tańca, wideo/J. Pawłowski
ryc. 185 Po matki, wideo/Anna Żywicka
ryc. 186 Bez tytułu, wideo/Anna Wilkanowska
194
ryc. 187 Instynkt, animacja/Julia Skupny
ryc. 188 Bez tytułu, wideo/Beata Pietrzak
ryc. 189 All the love the world, wideo/Rafał Jara
ryc. 190 Dorposz Szlachecki, wideo/Natalia Karłowska
ryc. 191 Bez tytułu, wideo/Anna Błachno
ryc. 192 AGD, wideo/B. Pietrzak
ryc. 193 Czasem słońce, czasem deszcz, wideo/Anna
Goślicka
ryc. 194 Zamęt, wideo/J. Skupny
ryc. 195 Iona Ticha, wideo/Dorota Chilińska
warsztaty
Wyprawa w głąb Ziemi
Plener II roku Edukacji Artystycznej WSP UMK. Opiekunowie dydaktyczni: art. mal. Marian Stępak, prof. UMK; art. fot. Witold Jurkiewicz; art. graf. Przemyslaw Obarski
W
46
dniach od 27.08 do 09.09.2006 roku,
w Bełchatowie odbył się plener malarski
drugiego roku studiów dziennych na kierunku
Edukacja Artystyczna. Bełchatów i przyległa do
tego miasta gmina Kleszczów, to rejon związany gospodarczo z kopalnią węgla brunatnego
i elektrownią wchodzącymi w skład Polskiej
Grupy Energetycznej. Umiejscowienie pleneru
malarskiego na terenie przemysłowym zostało
wcześniej skrupulatnie przemyślane i starannie
przygotowane. Wiązało się to przede wszystkim z wcześniejszym uzyskaniem pozwoleń
związanych z wejściem na teren elektrowni
i zjazdu do kopalni węgla brunatnego. Te dwa
główne plany zostały zrealizowane z dużym
powodzeniem. Głównie za sprawą niezwykłej
przychylności dyrekcji, kierowników działów
oraz innych pracowników obu instytucji.
Dzięki tym wszystkim czynnikom studenci
mogli zwiedzić olbrzymią elektrownię, która
produkuje 20% krajowego zapotrzebowania
energii i poznać jej funkcjonowanie. Kopalnia
Węgla Brunatnego ufundowała nam kilkugodzinny zjazd na 280 m. w głąb ziemi, czyli maksymalną głębokość, na której pracują górnicy
na gigantycznych koparkach wydobywających
węgiel. Wycieczka na dno kopalni była związana
z uzyskaniem pozwolenia na fotografowanie.
Kilkugodzinna sesja zdjęciowa stała się fantastycznym dopełnieniem całego pleneru malarskiego.
Prowadzącymi plener byli: niżej podpisany oraz
adiunkt Witold Jurkiewicz. Na plener został też
oddelegowany technik w ZPI mgr Przemysław
Obarski, który pochodzi z Bełchatowa. Jego pomoc
w organizacji pleneru i w sprawnym jego przeprowadzeniu okazała się niezastąpiona.
Wystawa poplenerowa odbyła się już w Bełchatowie, jako impreza towarzysząca „Festiwalowi
Młodej Sztuki” oraz w Zakładzie Plastyki
Intermedialnej.
196
197
198
199
Marian Stępak
201
200
warsztaty
202
47
204
203
205
206
207
ryc. 196 Bez tytułu, fotografia/Amelia Bucholc
ryc. 197 Bez tytułu, fotografia/Dagmara Gąska
ryc. 198 Bez tytułu, fotografia/Jan Okulewicz
ryc. 199 Bez tytułu, fotografia/Przemysław Obarski
ryc. 200/201 Bez tytułu, fotografia/Krystyna Motwicka
ryc. 202 Bez tytułu, fotografia/Katarzyna Szymańska
ryc. 203 Bez tytułu, fotografia/J. Okulewicz
ryc. 204 Bez tytułu, fotografia/P. Obarski
ryc. 205 Bez tytułu, fotografia/J. Okulewicz
ryc. 206 Bez tytułu, fotografia/P. Obarski
ryc. 207 Bez tytułu, fotografia/J. Okulewicz
komentarze, opinie
Współczesne oblicza anamorfozy
Krystian Kowalski, Refleksje
C
48
zy w świecie, w którym iluzja mediów elektronicznych przyzwyczaiła nas do ciągłej
czujności i niedowierzania własnym zmysłom,
otoczeni wszechobecnym pozorem potrafimy
zadziwić się i zastanowić nad zjawiskiem nieomal
zapomnianym – anamorfozą?
Felice Varini i Georg Rousse to dwójka francuskich artystów, którzy malują zazwyczaj proste
formy geometryczne na fasadach budynków,
ścianach, filarach, a nawet skałach. Uformowane na tych powierzchniach zaskakujące,
przypadkowe zdawałoby się pola kolorystyczne, które są (choć nie łatwo identyfikowalnymi) perspektywicznie zniekształconymi fragmentami i sekcjami konkretnej, rzutowanej formy
geometrycznej, są wyjątkowe same w sobie.
Proste, a jednocześnie niezrozumiałe, zdają się
nielogicznie rozmieszczone, pozbawione
kompozycyjnej przyczyny. Docelowa konfiguracja przestrzenna pomalowanych powierzchni
i ich uwarstwienie stają się jednak w pełni czytelne, gdy linia wzroku widza znajduje się pod odpowiednim kątem. Wtedy to pojawiają się płaszczyzny obrazów, homogeniczne pod względem
koloru, których zewnętrzne i wewnętrzne formy
są zwykle prostymi formami geometrycznymi. Widz oglądający te ogromne inscenizacje,
przechodzi z obszaru swobodnego obserwowania architektury, oznaczonej chaotycznymi,
barwnymi plamami lub liniami do skupionego,
jednoznacznego spojrzenia na pracę dając się
jednocześnie złapać w „pułapkę dla oka”.
W wyniku skomplikowanych zabiegów artyści
„umieszczają” swoje „obrazy” pomiędzy widzem,
a panoramą miasta. Oglądający dostrzega
w zaaranżowanej przez twórców przestrzeni
nieomal materialną figurę wiszącą na tle architektury. Widziana forma wyraźnie odcina się od
tła, przybierając cechy nieco odmiennego od
pozostałych elementu architektury.
To samo zjawisko anamorfozy, lecz w odmienny sposób wykorzystuje Julian Beever, twórca
komicznych, czasami bardzo banalnych ilustracji zdobiących chodniki i ulice wielu miast na
całym świecie. Używając kolokwializmu możemy tego artystę nazwać twórcą sztuki „pop”.
Beever stosuje zabiegi nie odbiegające niczym
od tych, których używali klasyczni twórcy anamorfozy. Artysta maluje przedmioty codziennego
użytku, na przykład rury wystające spod chodnika. Czasami powiększa tworzone elementy
do nadnaturalnych rozmiarów umożliwiając
dostrzeżenie na chodniku gigantycznej butelki.
Najciekawsze aranżacje artysty dotyczą miejsc,
w których zostały usytuowane. Bardzo często
są to przedmioty, które na co dzień nie są wystawiane na widok publiczny.
I tak oto przechodzień może dostrzec fragmenty rozkopanego chodnika, z rurami leżącymi
w iluzorycznej dziurze lub wyrwany fragment
płyty chodnikowej leżący obok namalowanego
wykopu.
Dzieła wspominanych tutaj artystów sytuują
się w tradycji iluzjonistycznego i monumentalnego malarstwa ściennego, którego autorzy
do perfekcji opanowali operowanie perspektywą, tworzyli złudzenia zatarcia różnic pomiędzy przedstawieniem a rzeczywistością. Jest
to, parafrazując określenie Johana Huizingi,
„rzeczywistość na opak”. Podobraziem jest
realna, trójwymiarowa architektura, malowidła
zaś tworzą iluzję płaszczyzny lub dodatkowej
przestrzeni.
Anamorficzny model reprezentacji, bardzo popularny w XVI i XVII wieku, należy, wspólnie z obrazami – zagadkami czy trompe-l’oeil, do obrazów z nurtu „filozoficznego paniluzjonizmu”,
wykorzystujących zasadę podwójnego widzenia. Jest to spełnienie malarskiego pragnienia
tak wiernego naśladowania rzeczywistości, by
oglądający doznawał złudzenia przestrzeni
prawdziwej. Ta wyszukana gra malarska,
prowadzona w celu analizy zmienności widzenia zgodnie z zasadami matematyki, fizyki,
optyki, a nawet magii, dostarczać miała satysfakcji oglądającemu, który uświadamiał sobie, jaką
pułapką jest obraz: widziana wprost mieszanina
linii i barw odkrywała swą prawdziwą, właściwą
postać, oglądana pod kątem.
Współczesna anamorfoza, jak twierdzi Joanna
Muller, to tworzenie na etapie wielogłosu, analizowanie polifonii znaczeń, „znaków nierówności”
między językiem a rzeczywistością. To już nawet
nie dwu- ale wieloznaczność. Postrzegana
przestrzeń obrazu jest niejednoznaczna,
nieprzeźroczysta, nie ma odpowiedniości zastosowanego języka i rzeczywistości kreacji. Relacja znaków do ich desygnatów zostaje wzięta
w podejrzenie. Znak nie przylega do jednostkowego desygnatu, gdyż odpowiada mu albo
zbyt wielka ilość desygnatów (obraz jest
zmuszony do wyrażenia zbyt wielkiej ilości zjawisk)
albo ubóstwo znaków nie odpowiada bogactwu desygnatów. Oglądana rzeczywistość
obrazu poddawana jest ciągłym optycznym
zniekształceniom, jest niestabilna, podatna na
deformacje ze względu na swój brak „esencjonalności” (nie skupia się na ukazaniu „istoty”
rzeczy). Odsłonięcie jedynego „rzeczywistego”
kształtu obrazu jest pragnieniem niezaspokojonym, czymś nieuchwytnym i umykającym.
Zniekształcona perspektywa sprawia, że widzenie jest tu najczęściej „lekko poruszone”, zaś
interpretacje obrazu nabierają cech arbitralności i konwencjonalności (każda interpretacja
jest nie-do-interpretowaniem).
Przeciwieństwo skomplikowanej złożoności
elementów i prostoty formy geometrycznej, te
dwa stanowiska, jak w renesansowej anamorfozie, pozostają rozdzielone i oddalone od siebie
tak bardzo, jak to tylko możliwe. Ale podczas
gdy tradycyjna anamorfoza rozdzielała i odwracała punkty widzenia od siebie nawzajem,
przenosiła drugi punkt widzenia ponad albo
poza krawędź obrazu, a jednocześnie wirtualnie umieszczała go blisko powierzchni obrazu,
równolegle do niego; w pracach Variniego, czy
Rousse te dwie modyfikacje spojrzenia nie są
rozdzielone przestrzennie, wymagają całkiem
odmiennych stanowisk i dają zupełnie odmienne spostrzeżenia. Prosta, wiarogodna obrazowa forma z jednego punktu widzenia albo
chaos fragmentów i wypaczeń, znaków na
ścianach z wszystkich innych punktów widzenia.
W anamorfozie stosowanej przez wzmiankowanych powyżej malarzy najważniejsze nie
jest to, że pozwala ona zademonstrować – pod
szczególnym, ekstremalnym kątem – elementy powierzchni (które poprzednio wydawały się nonsensowne lub niezrozumiałe, albo
były ukryte w innej postrzeganej figurze czy
przedmiocie) mogą nagle wyłonić się jako obraz
i że w ten sposób mamy do czynienia z dwoma
całkowicie różnymi obrazami na widzialnej
powierzchni, uzależnionymi od całkowicie
odmiennych punktów widzenia i kątów. Ważniejsze jest raczej to, że podwojenie obrazu i linii
wzroku czyni widocznym samą płaszczyznę
obrazu zarówno jako realną powierzchnię i jako
wyświetloną konstrukcję.
„W tym, co pokazuję widzowi nie ma żadnej
wymyślonej przestrzeni. W przeciwieństwie do
starych lub nowoczesnych obrazów anamorficznych ja niczego nie ukrywam” . Te słowa
Variniego rozwiewają złudzenia: on nie zwodzi
oka, lecz ukazuje rzeczywistą – nie wymyśloną
– przestrzeń.
Obrazy Variniego i Rousse rozpięte są między
biegunem absolutnego niedookreślenia (nie
mamy pewności, do jakiego obiektu odnosi się
dany znak), a biegunem nadmiaru informacji
(przenośne znaczenia mnożą się bez końca
i każde może się wiązać z następnymi). W rezultacie przypadkowych asocjacji i połączeń każda
próba oglądu skutkuje powstaniem wielu ulotnych, wątpliwych wizji cząstkowych. Oglądający przechadza się po optycznym salonie paniluzji,
w którym na pierwszy rzut oka widać tylko
nieczytelną mieszaninę plam. Dopiero w specjalnym miejscu nieregularne linie zbiegają się z powrotem, tworząc obraz. Jednak ta
docelowa postać pracy Variniego i Rousse nie
uśmiech numeru
może być określona mianem „jedynej prawdziwej”, właściwej. Anamorficzność w takim ujęciu
to zwielokrotnienie obrazów w jednym przedstawieniu malarskim rozumianym według słów
Juliana Przybosia jako „… rzutnik obrazów,
projektor wielu błyskawicznie się zmieniających i splatających widzeń…”.
Felice Varini napisał, że forma malarska osiąga
swoją jedność kiedy oglądający zajmuje uprzywilejowany punkt widzenia. Kiedy go opuszcza,
praca wychodzi w przestrzeń generując nieskończone punkty widzenia form. Dlatego dzieło
jest zrealizowane nie dzięki temu wybranemu
punktowi widzenia, ale jest zestawem punktów
widzenia, które oglądający może dzięki dziełu
osiągnąć.
To przytłaczające „dzieło iluzji” jest raczej
w stanie podważyć nasze zaufanie w to co
widoczne, naszą bezwarunkową wiarę w optyczne uchwycenie świata, dowodząc w ten
sposób, że struktura prawdziwości rzeczywistości – tego co widzimy naszymi własnymi
oczami – jest problematyczna. Dzięki tym pracom
rodzą się pytania o to, jak często dajemy się
uwieść grze pozorów i jak uchwycić różnicę
„pomiędzy” rzeczywistością a fikcją, pojawianiem się i znikaniem?
Odpowiedzi zdają się dostarczać komentatorzy
twórczości Variniego i Rousse, że ich obrazy
stanowią połowicznie tylko widzialną wizję,
cień lub przebłysk czystej możliwości, które
obraz ujawnia po to, aby zakryć ponownie.
„... Nie ma niczego poza widzialnością zjawiska...”.
Nieco inaczej można czytać prace Beevera,
który poprzez stosowanie komiksowej, niezwykle żartobliwej anegdoty nakłania widza do
zabawy i zdystansowania wobec otaczającej
rzeczywistości. Tutaj anamorfoza odchodzi na
drugi plan, jest środkiem, nie zaś – jak u Variniegio
i Rousse – celem, w którym dociekliwy widz
zawrzeć może pytania o dostępność świata
ludzkiemu poznaniu.
Popularne przed wiekami zjawisko z pogranicza nauki i magii wydaje się ofiarować artystom nowe mechanizmy opisywania świata
i przyciągnięcia uwagi odbiorcy. Artyści stają
się ulicznymi iluzjonistami, którzy dzięki swoim
sztuczkom opowiadają o tajemnicach otaczającego świata. Swoją opowieść sytuują pomiędzy
okiem, a oglądanym elementem pejzażu, gdzie
znajduje się obraz, ekran z „wyświetloną” na
nim przestrzenią. W ich pracach nie obrazy są
wystawiane, lecz obrazy „wystawiają” świat,
odkrywając jego utajone powiązania, często
poprzez zabawne aluzje, jak czyni to Beever,
a także zdeterminowanie form rzeczywistości
przez formy naoczności.
Współczesne sposoby zastosowania anamorfozy mogą być odczytywane jako głos w filozoficznej dyskusji (obok dysput dotyczących
wirtualnych światów, np. w Internecie) na temat
obiektywnego istnienia świata i możliwości
jego odwzorowania w logicznych konstruktach
– obrazach. Każdorazowa forma, którą artysta
nadaje rzeczywistości jest możliwością zaistnienia określonych stanów rzeczy: przestrzeni
lub płaszczyzny, układu elementów architektury lub układu elementów malarskich. Jednocześnie, być może równie ważna staje się zabawa,
którą podejmuje widz zatrzymując się na chwilę,
by odnaleźć „pułapkę dla oka”.
Trzy Gracje
Wystawa II roku Edukaji Artystycznej WSP UMK, kurator art. mal. Marian Stępak, prof. UMK
49
Krystian Kowalski
J. Mainhardt, The Reality of Aesthetic Illusion Felice Varini’s
„Blickfallen” - Eye Traps
http://www.varini.org/04tex/texa05.html (21.09.2007)
http://www.bbc.co.uk/birmingham/content/articles/2006/01/27/
pavement_picasso_feature.shtml (21.09.2007)
J. Mueller, Księga Wejścia do Xięgi Tymoteusza Karpowicza
[w:] „Twórczość”, nr 10/ 2004, s. 94 ; M.P. Markowski, Pragnienie
obecności. Filozofie reprezentacji od Platona do Kartezjusza,
Gdańsk 1999, s. 190, 191, 196
J. Mueller, op.cit., s. 89-93
J. Mainhardt, op.cit. (21.09.2007)
Felice Varini, cyt. za: J. Meinhardt, op. cit.
Cyt. za: J. Mueller, op. cit., s. 109
http://www.varini.org/03dem/adem01.html
R. Denizot, After Creation, http://www.varini.org/04tex/texa02.html
(07.09.2007)
208
ryc. 208 Trzy Gracje, instalacja/Karolina Jacewicz, Gniewomir Krajewski, Radosław Staniec
ZESZYTY ARTYSTYCZNE ZAKŁADU PLASTYKI INTERMEDIALNEJ UNIWERSYTETU MIKOŁAJA KOPERNIKA W TORUNIU
r
erie
t
r
A
50
www.arterier.umk.pl
[email protected]
NR 1(1) STYCZEŃ 2008