Untitled - Ebookpoint

Transkrypt

Untitled - Ebookpoint
Janusz Brzozowski
SEN
Janusz Brzozowski: SEN
© Copyright by Janusz Brzozowski & e-bookowo
Projekt okładki: e-bookowo
ISBN 978-83-63080-00-6
Wydawca: Wydawnictwo internetowe e-bookowo
www.e-bookowo.pl
Kontakt: [email protected]
Wszelkie prawa zastrzeżone.
Kopiowanie, rozpowszechnianie części lub całości
bez zgody wydawcy zabronione
Wydanie II 2011
(wydanie I Goneta.net)
www.e-bookowo.pl
|3
Janusz Brzozowski: SEN
|4
Składam serdeczne podziękowania
Mojej Żonie Czesławie
za okazaną cierpliwość podczas pisania tej książki.
Janusz Brzozowski
www.e-bookowo.pl
Janusz Brzozowski: SEN
|5
ROZDZIAŁ 1
Pacyfik tego dnia był wyjątkowo spokojny. Dziób statku
Amsterdam, płynącego do Brisbane, łagodnie rozbijał leniwe
fale w poświacie zachodzącego słońca. Na rufie, jak każdego
wieczoru, gdy dopisywała pogoda, Johan i Rudolf Vinnerowie
odbywali strzelecki trening.
– Z takimi wynikami moglibyśmy z powodzeniem wystartować na zbliżającej się Olimpiadzie w Sydney – powiedział
z uznaniem Johan Vinner, kapitan statku.
Był czterdziestopięcioletnim, wysokim, dobrze zbudowanym
blondynem o głębokich, wyraźnych bruzdach na twarzy.
– A co ja mówiłem? Wystarczy tylko każdego dnia trochę
treningu, żebyśmy byli wręcz nie do pobicia. Spójrz Johan, na
dziesięć twoich strzałów masz dziewięć dziesiątek i jedną dziewiątkę.
– Jak zwykle czekasz Rudolfie na to, bym uznał twoją wyższość.
Johan spojrzał na brata, który był zupełnym przeciwieństwem jego sylwetki. Jego naturalne, białe jak mleko włosy
mocno kontrastowały z brązowawą, świeżą opalenizną jego
www.e-bookowo.pl
Janusz Brzozowski: SEN
|6
ciała. Był niskim czterdziestoletnim mężczyzną o szczupłej,
wręcz chłopięcej budowie ciała.
– Muszę przyznać, że od paru lat jesteś niepokonany przez
nikogo z naszej rodziny. Nawet Willi nie ma z tobą szans.
Stojąc przy tarczy, w której był praktycznie tylko jeden duży
otwór, spojrzeli na płynący równo z nimi statek ich brata Willego.
– Myślę, Rudolfie, że wystarczy na dzisiaj tej zabawy. Mam
jeszcze coś ważnego do zrobienia. Jutro będziemy już w Brisbane, a do tej roboty, jaka nas czeka musimy się dobrze przygotować. Sprawdziłeś już liny i pontony?
– Jeszcze nie, ale zapewniam cię, braciszku, że jeszcze przed
wpłynięciem do portu wszystko będzie zrobione i dopilnowane.
Odwrócił się i oparł o burtę, wpatrując się w bezkres wód.
– Co cię gnębi?
Johan stanął obok brata i dotknął jego ramienia.
– Jak długo będziemy stać w porcie, nim wypłyniemy po to
złoto? – spytał nagle Rudolf.
– Tego mój drogi nikt z nas nie wie. Wszystko zależeć będzie
od tego Ziarkowskiego, który od podstaw przygotował tę wyprawę. Dlaczego o to pytasz? – zdziwił się Johan.
Rudolf odwrócił wolno głowę w kierunku brata i uśmiechnął
się.
– Znasz mnie, Johan. Możesz się ze mnie śmiać, ale chciałbym coś zobaczyć w tej Australii, a nie tylko siedzieć na statku
www.e-bookowo.pl
Janusz Brzozowski: SEN
|7
i użerać się z ludźmi. Dużo czytałem o rożnych zakątkach tego
kontynentu i podnieca mnie sama myśl, co mógłbym tu zobaczyć.
– Nie widzę żadnych przeszkód w tym, byś gdzieś sobie pojechał. Kto wie, kiedy następny raz los sprawi, że będziemy
w tych stronach? Ale uprzedzam cię, że wszystko musi być zapięte na ostatni guzik nim się gdzieś wybierzesz.
Smutna twarz Rudolfa nagle pojaśniała.
– Myślisz, że będzie taka możliwość, bym urwał się ze statku
na jakiś czas? – spytał uradowany.
– Sądzę, że tak. Nie zapomnij też, że właśnie w Brisbane będziemy montować nie tak dawno zakupioną nową aparaturę.
A to może trochę potrwać. Wszystko będziemy wiedzieli dopiero po rozmowie z tym Ziarkowskim. A teraz mój drogi myślę,
że jest odpowiedni czas byśmy coś zjedli.
– Ja tu jeszcze przez chwilę zostanę, ale niedługo.
– Spotkamy się w takim razie w mesie i rozchmurz się
wreszcie – dodał, widząc ponownie zamyśloną twarz brata.
– Uwierzysz mi, że widzę już siebie wśród kangurów, koala
i krokodyli. Zarobię tam tyle zdjęć i filmów, że będę w domu
miał na rok zajęcia z ich obróbką.
– Nie zapomnij zabrać swojej broni marzycielu, jak będziesz
wracał do kajuty. – Johan zwrócił mu uwagę.
„Zawsze był inny od nas” – pomyślał, idąc w kierunku schodów prowadzących do jego kajuty.
www.e-bookowo.pl
Janusz Brzozowski: SEN
|8
– Nie, nie zapomnę jej zabrać! Ona może być jeszcze nie raz
potrzebna w tej krainie kangurów! – uśmiechając się, krzyknął
za bratem.
Zachodzące słonce dotknęło już horyzontu, rzucając czerwonawą łunę na spokojną wodę oceanu.
„Ciekawe, czy będę miał wystarczająco czasu, by zrealizować
swój plan” – pomyślał Rudolf, decydując się jednak na zjedzenie wieczornego posiłku.
***
Twarz Piotra Balickiego wyrażała zdziwienie, gdy odkładał
swój telefon komórkowy na szafkę przy łóżku. Odruchowo
spojrzał na zegarek, którego nigdy nie zdejmował z ręki, a następnie na pościel, z której wyrwał go sygnał dzwoniącej komórki. Dochodziła czwarta nad ranem.
Świeże, rześkie powietrze, wpadające przez otwarte okno
w pokoju motelu „Zenit”, owiało jego nagie ciało. Przeciągnął
się. Usłyszał trzask zastanych kości i wolno opuścił ręce.
„Starzejesz się, panie Piotrze” – pomyślał.
Narzucił na siebie cienki szlafrok i podszedł do okna, nie
przestając myśleć o zakończonej przed chwilą rozmowie. Wydawało mu się dziwne, a zarazem śmieszne, że o tak wczesnej
www.e-bookowo.pl
Janusz Brzozowski: SEN
|9
porze Bob mógł wpaść na pomysł, by zapraszać ich do siebie na
nadchodzące Święta Bożego Narodzenia i potem krótkie wakacje.
„Widocznie nie tylko ja się starzeję – pomyślał, a zawsze wesoła i uśmiechnięta twarz przyjaciela pojawiła mu się we
wspomnieniu. – Muszę przyznać, że wybrał dość oryginalną
godzinę na te zaprosiny. Ale po nim wszystkiego można się
spodziewać” – podsumował swoje myśli.
Przypomniał sobie jego ostatni zwariowany kawał, jaki zrobił Annie w dzień jej urodzin, co momentalnie rozchmurzyło
jego poważną twarz. Widok wstającego dnia przyciągnął jego
uwagę. Gama pojawiających się na niebie kolorów zmieniała
swe barwy z minuty na minutę. Spojrzał w dół, gdzie jeszcze
w blaskach ogrodowych lampionów wesoło pobłyskiwała czarna tafla wody. Monotonny szum pompy filtrujący wodę był
ledwo słyszalny. Wstawał kolejny letni dzień.
Odświeżony i ubrany już do podroży zszedł na śniadanie.
Restauracyjna sala świeciła pustką. Mijając stolik, na którym
stała świeżo zaparzona kawa z przyjemnością wciągnął głęboko
powietrze, delektując się jej aromatem. W momencie zajmowania miejsca przy stoliku tuż kolo okna ujrzał pierwsze promienie słońca, prześwitujące przez palmowy zagajnik. Odruchowo wziął do reki gazetę i spojrzał na jej pierwszą stronę.
www.e-bookowo.pl
Janusz Brzozowski: SEN
| 10
„Sukces naukowca. Mapa z XIX wieku okazała się niezbędna.
[…] znany naukowiec, doktor Bob Ziarkowski,
dopiął swego. Po wielu latach badań doktor Bob
Ziarkowski wyrusza w połowie stycznia z ekspedycją, by wydobyć z dna Pacyfiku rosyjska fregatę, która zatonęła w XIX wieku [...]”
– Słucham pana? – Młoda kelnerka, która wcześniej zajęta
była na zapleczu swoimi czynnościami, kiedy wchodził na salę,
okazywała mu teraz pełne kobiece wdzięki, stojąc obok jego
stolika.
– Dzień dobry, pani. Poproszę omlet z trzech jajek, dwie
bułki i morze tak dobrej kawy, jak ta, którą już przed chwilą
pozwoliłem sobie nalać samemu.
– Zaraz podaję, proszę pana – wymuszony uśmiech, jaki
wydobyła z siebie przypominał mu Annę, dla której obecna
pora dnia to co najmniej środek nocy.
Znowu wrócił myślami do niedawno odbytej rozmowy
z Bobem.
„Kusząca propozycja – pomyślał, zapominając na razie
przeczytanej przed chwilą notatce w gazecie. – „Jestem trochę
już zmęczony pracą i tymi ciągłymi wyjazdami. Annie też przydałoby się trochę odpocząć. Kto wie, czy nie namówię ją na ten
wyjazd do Ziarkowskich”.
www.e-bookowo.pl
Janusz Brzozowski: SEN
| 11
Gdy kończył pić kawę po skończonym śniadaniu, zwrócił
uwagę na jeszcze jeden artykuł. Tym razem o Instytucie Morskim w Melbourne:
„Zagadkowe zatonięcie statku badawczego.
[…] nadal nie jest jasne, kto ponosi winę za
zatonięcie statku badawczego »Black Boy«, który prowadził badania na Południowym Pacyfiku. Przeprowadzone dochodzenie w Instytucie
Morskim w Melbourne wykryło szereg nieprawidłowości odnośnie zakupu aparatury, w którą
wyposażony był statek. Prokuratura i Naczelna
Izba Kontroli prowadzi nadal intensywne śledztwo […]”
„No to Cezary ma kłopoty” – pomyślał Piotr, odkładając gazetę.
Za kierownicą swojego forda wyglądał jak typowy turysta.
Niczym nie przypominał agenta, zajmującego się sprzedażą
drogocennych pereł. Płócienna niebieska koszula w duże kolorowe motyle oraz żółty słomkowy kapelusz uzupełniały ciemne
okulary, zakrywające mu sporą część twarzy.
– Życzę panu przyjemnej podróży. Mam nadzieję, że jeszcze
kiedyś zawita pan do naszego motelu.
Piotr dopiero teraz zauważył młodą, wysoką szatynkę, która
opierała się o dach jego forda.
www.e-bookowo.pl
Janusz Brzozowski: SEN
| 12
– Pani każdego gościa osobiście żegna, czy wybiera pani
jednostki? – spytał Piotr.
W blaskach słońca widział teraz zupełnie inną dziewczynę,
niż tę, która obsługiwała go podczas śniadania.
„Młodość i uroda rzadko idą w parze” – pomyślał, widząc
przed sobą śniadą piękną twarz o wyjątkowo niebieskich
oczach.
– Zaletą tego motelu, proszę pana, jest dbanie pod każdą
postacią o swoich gości. Zwłaszcza, gdy są tak roztrzepani, że
zapominają zabrać portfel ze stolika. To chyba Pana własność,
prawda?
Wyciągnęła z kieszeni fartucha portfel i wręczyła Piotrowi
jego zgubę.
– Oh, tak, jest mój. Dziękuję bardzo. Przyznaję, że ostatnio
jestem trochę roztargniony, ale nie spodziewałem się, że aż tak.
Jeszcze raz bardzo dziękuję. Daleko bez niego bym nie ujechał.
Pozwoli pani, że zrewanżuję się jakoś za tę opiekę nad tak roztrzepanym klientem.
Otworzył portfel i wyciągnął pięćdziesięciodolarowy banknot.
– Proszę darować sobie tę hojność. Wystarczy mi pana
obietnica, że jeszcze kiedyś pan nas odwiedzi.
Zupełnie inny uśmiech Piotr dostrzegł teraz na jej ustach.
Spojrzeli sobie w oczy.
www.e-bookowo.pl
Janusz Brzozowski: SEN
| 13
– W takim razie jeszcze raz bardzo dziękuję i obiecuję, że
jeszcze nie raz zaglądnę tutaj. Ostatnio często jestem w tych
stronach. Jak się pani nazywa?
– Pamela Huston. Przyjaciele mówią do mnie Pam. Mam
nadzieję, że nie zapomni pan... tak jak swojego portfela.
– Nie, nie zapomnę. Jestem Piotr Balicki – uśmiechnął się,
wyciągając do niej rękę. – Jeszcze raz dziękuję za oddanie mojej zguby.
Poczuł delikatny uścisk na swej dłoni, po czym jej ręce rozprostowały mu dłoń.
– Powiem coś panu – powiedziała, nie spuszczając oczu
z jego dłoni. – Jest pan w życiu szczęśliwym człowiekiem i ma
pan w nim wyjątkowe szczęście. Jednak widzę przed panem
zbliżające się poważne kłopoty. Ostrzegam pana przed przyjaciółmi, z którymi się pan wkrótce spotka. Widzę śmierć, zgarniającą spore żniwo. Proszę uważać na siebie... i żonę – dodała
po chwili, uwalniając mu rękę.
– Dziękuję za ostrzeżenie. Przy najbliższej okazji powiem
pani, czy miała pani rację.
– Ja nigdy się nie mylę, drogi panie. Przyjemnej podroży,
szczęśliwcu.
Ruszając spod motelu widział w lusterku Pamelę, machającą
mu na pożegnanie ręką.
Z Coolgardie do domu w Bunbury miał około pięciuset pięćdziesięciu kilometrów.
www.e-bookowo.pl
Janusz Brzozowski: SEN
| 14
„Powinienem za sześć godzin być już w domu” – pomyślał,
wjeżdżając na autostradę numer dziewięćdziesiąt cztery, prowadząca na zachód. Dla orientacji spojrzał na zegarek, minęła
szósta. Włączył radio i klimatyzację, zamykając szczelnie szyby.
– „Ciekawe, jak Anna przeżyła ten tydzień rozłąki?” – pomyślał. Żył już domem, Anną... pragnął odpoczynku.
Droga stawała się coraz bardziej kręta. Małe wzniesienie, na
które właśnie wjeżdżał było strome. Spojrzał w prawo, zwracając uwagę na wspaniały widok typowego australijskiego buszu
tonącego w porannym słońcu. Sygnał dzwoniącej komórki
przerwał mu tok układanego w myśli planu urlopu.
– Tak, słucham? – odezwał się, przykładając komórkę do
ucha.
– Jak ja się cieszę, Piotrze, że cię słyszę. Nie wytrzymałam
dłużej i chcę ci powiedzieć bardzo miłą wiadomość. Przed
chwilą skończyłam rozmawiać z Basią Ziarkowską, która szła
na ten swój trening strzelecki. Nie wiem, czy jest to odpowiedni
czas i pora na to, by zawracać ci głowę, ale skoro już zdecydowałam się z tobą rozmawiać, to muszę ci o tym powiedzieć.
Basia bardzo nalegała, byśmy jak najszybciej do nich przylecieli.
– Myślę, Aniu, że oni znowu coś wymyślili. Wyobraź sobie,
że dzisiaj o czwartej rano telefonował do mnie Bob, który wręcz
nalegał, byśmy przylecieli do nich na Święta Bożego Narodze-
www.e-bookowo.pl
Janusz Brzozowski: SEN
| 15
nia. Jednak tym razem chyba go rozgryzłem. Czytałaś już dzisiejszą gazetę?
– Nie. Leży pod drzwiami. Co jest w niej takiego ciekawego?
– Piszą w niej o Bobie. Myślę, że chce solidnie uczcić z nami
swój sukces. Przeczytaj sama, co o nim piszą i wytnij ten artykuł na pamiątkę. Najdalej za sześć godzin będę w domu, to
porozmawiamy. Jak będziesz się nudzić, to możesz spakować
nasze rzeczy. Myślę, że po całym roku pracy należy się nam
zasłużony odpoczynek.
– Czy ja dobrze rozumiem? Chcesz polecieć do Brisbane?
– Oczywiście. Dawno już razem nigdzie nie byliśmy.
Ostry zakręt, w jaki wszedł na dużej szybkości obudził
w nim czujność. Zwolnił.
– Nawet nie masz pojęcia, jaką fantastyczną zrobiłeś mi tym
niespodziankę. Już idę się pakować. Uważaj na siebie, Piotrze!
– Za sześć godzin będę w domu, Aniu. Do zobaczenia!
***
Anna oczekiwała Piotra na werandzie. Widział ją, machającą
do niego ręką już w momencie zjazdu z szosy na swoja posesję.
Zawsze podziwiał jej codzienną, niewymuszoną radość życia,
jaką okazywała swoim zachowaniem. Miała na sobie białe szorty i w tym też kolorze trykotową bluzkę bez rękawów, która
wyraźnie uwydatniała jej piersi.
www.e-bookowo.pl
Janusz Brzozowski: SEN
| 16
– Jak się czujesz, mój aniele?
Piotr, trzymając ją w ramionach, czuł jak jej ciało drży.
– Zrobiłeś mi naprawdę miłą niespodziankę, decydując się
na ten urlop u Ziarkowskich. Kiedy chcesz lecieć?
– Nie wiem. Jeżeli będą jeszcze wolne miejsca na nocny samolot, to możemy polecieć jeszcze dzisiaj.
– Naprawdę? To cudownie. Jestem już całkowicie spakowana.
Mimo wypowiedzianych słów w radosnym tonie, zobaczył
w jej oczach jakiś opór, dziwne zawahanie.
– Stało się coś? Czym się dręczysz? – spytał z niepokojem.
Pociągnęła go za rękę w stronę domu.
– Nie, nic się nie stało – odwróciła głowę w jego stronę, starając się wydobyć z siebie uśmiech.
– Wiesz, Aniu, że nie potrafisz kłamać. Mów, o co chodzi.
– Znowu będziesz się ze mnie śmiał, ale miałam dzisiaj
w nocy dziwny sen. Wyobraź sobie, że do tej chwili nie mogę
o nim zapomnieć – zrobiła krótką przerwę.
– Na pewno, moja droga, czytałaś lub oglądałeś znowu jakiś
horror. Od kiedy pamiętam zawsze po tym tak dziwnie reagujesz.
– Kiedy ten sen był zupełnie inny od tych, które miałam do
tej pory. Najgorsze z tego wszystkiego jest to, że ze wszystkich
moich snów jakaś cześć zawsze mi się sprawdzała do tej pory.
www.e-bookowo.pl
Janusz Brzozowski: SEN
| 17
– Pokazały ci się może numery totolotka? – spytał żartobliwie.
– Nie żartuj sobie, proszę. Widziałam, Piotrze, po raz pierwszy w swoim życiu śmierć i związane z tym...
Zainteresował się wreszcie słowami Anny. Stanęła mu przed
oczami postać Pam i jej słowa.
– Kłopoty, Piotrze. Poważne kłopoty – powiedziała jednym
tchem.
– Aniu, bądź rozsądna, proszę.
Objął ją ramieniem, mocno przytulając do siebie.
– Chodź do domu, napijemy się kawy i porozmawiamy.
– Przepraszam cię. Na pewno jesteś zmęczony i spragniony,
a ja ci opowiadam swoje nocne koszmary.
– Przyznaję, że już od godziny marzyłem o napiciu się swojej kawy, ale to, co mówisz wydaje mi się bardzo interesujące.
– Jak pięknie, Piotrze, znowu wybrnąłeś z sytuacji. Ale
uwierz mi, że to, co ci opowiedziałam jest prawdą. Mnie samej
wydaje się to dziwne i nieprawdopodobne.
Piotr zatrzymał się przy schodach, prowadzących na werandę.
– Mówisz, że widziałaś śmierć we śnie. Mogłabyś mi dokładniej o tym opowiedzieć?
Anna, idąc przed mężem, gwałtownie się odwróciła i badawczo przyjrzała Piotrowi.
www.e-bookowo.pl
Janusz Brzozowski: SEN
| 18
– Oczywiście, ale myślę, że najpierw powinieneś się odświeżyć. A ja w tym czasie przygotuję ci coś do zjedzenia. No i twoją
ulubioną kawę.
– Masz rację. Chłodny prysznic na pewno doskonale mi
zrobi. Ten upał czasami za bardzo mnie męczy.
Anna przyniosła tacę na werandę i postawiła ją na stole. Nagły podmuch wiatru zaskoczył ją. Spojrzała na niebo i zobaczyła nadciągające z północy ciemne chmury. Zastygła bez ruchu.
Od kiedy tylko pamiętała, zawsze bała się burzy i grzmotów.
– Czemu się tak bardzo przyglądasz? – usłyszała niespodziewania głos Piotra za sobą.
Gwałtownie odwróciła głowę.
– Przestraszyłeś mnie, Piotrze. Siadaj. Myślę, że ci będą
smakować moje kanapki.
Widok spływającej wody po jego policzkach i szyi z mokrych
włosów rozbawił ją.
– Zadzwonię do Danieli i spytam o te bilety do Brisbane. –
Zerknął na zegarek. – Już po czternastej? – zdziwił się. – Jeżeli
będziemy mieć szczęście, to od jutra rozpoczniemy wspaniały
urlop.
– Dzwoń, Piotrze, dzwoń. A ja przyniosę ci pocztę z ostatniego tygodnia.
Uniósł filiżankę ze stołu i spojrzał za Anną oddalającą się
w kierunku kuchni. Przeniósł wzrok w miejsce, w które uporczywie wpatrywała się Anna, lecz nic szczególnego nie zoba-
www.e-bookowo.pl
Janusz Brzozowski: SEN
| 19
czył. Wybierając numer telefonu Danieli głęboko wierzył, że
będzie miał szczęście i jeszcze dzisiaj wylecą do Brisbane.
– I jak? Są wolne miejsca?
Anna położyła na stole związaną gumką sporą paczkę listów.
– Oczywiście, że są. Samolot mamy przed jedenastą. – Spojrzał na zegarek. – Mamy siedem i pół godziny czasu, by dojechać na lotnisko. Jeżeli rzeczywiście jesteś całkowicie spakowana, to możemy teraz spokojnie porozmawiać.
Nadciągnęły granatowe chmury, które coraz bardziej przesłaniały niebo. Robiło się coraz ciemniej.
– Wprowadzę samochód go garażu. Myślę, że będzie niezła
burza – stwierdził Piotr, wkładając do ust ostatni kęs kanapki.
Wstał, zrobił parę kroków w kierunku schodów i odwrócił
się w stronę Anny i spytał, przeszukując kieszenie spodni.
– Nie widziałaś może, gdzie położyłem kluczyki?
– Nie, nie widziałam ich od czasu twojego przyjazdu. Może
zostawiłeś je w samochodzie?
Pierwsze błyskawice rozświetliły ciemne niebo.
– Dobra myśl, Aniu. Jeżeli nie będzie ich w samochodzie, to
w garażu mam zapasowe.
Anna oparła się o poręcz werandy i uśmiechnęła się, obserwując męża dążącego od samochodu w kierunku garażu.
„Skleroza nie boli” – pomyślała.
Burza zbliżała się bardzo szybko. Nagły, niespodziewany
podmuch wiatru zrzucił ze stołu tacę z filiżanką i talerzykiem
www.e-bookowo.pl
Janusz Brzozowski: SEN
| 20
pozostałych po posiłku Piotra. Gałęzie drzew coraz bardziej
wyginały się pod naporem porywistego wiatru. Spojrzała
w drugą stronę. Na piaskowej drodze, prowadzącej w busz wirowały w powietrzu tumany kurzu. Silna błyskawica rozświetliła ponownie ciemne niebo, po czym nastąpił potężny grzmot.
Natężenie błyskawic, grzmotów i wiatru nasilało się z każdą
chwilą. Stojący przed domem pojemnik na śmieci niczym piórko uniósł się w powietrze, zatrzymując się na konarach eukaliptusa, łamiąc grube gałęzie. Wzmagający się wiatr ryczał
ogłuszająco i zmiatał wszystko, co stało na jego drodze.
– Piotrze! – zawołała, jak tylko mogła najgłośniej. – Piotrze!
Wracaj do domu! Boję się!!! – krzyczała z całej siły.
Ledwo utrzymywała się na nogach, mimo że kurczowo
trzymała się poręczy tarasowych schodów. Czuła, jak wibruje
podłoga pod jej nogami. Wzmogła uchwyt poręczy, o ile jeszcze
można było go w jej przypadku wzmocnić. Uniesiony wiatrem
stół, przy którym niedawno siedzieli, wzniósł się w powietrze
łamiąc się o potężny slup werandy. W panującym mroku zaiskrzyły przewody elektryczne, po czym słup niczym złamana
zapałka runął na ziemię. Kolejne błyskawice i potężne grzmoty
uzupełniał szalejący i grzmiący wiatr. Zobaczyła nagle tuż
przed garażem jakiś świetlny, poruszający się punkt. Krzyknęła. Chciała dać Piotrowi znać, że go widzi, że żyje i nic jej nie
jest. Po kilku próbach zdała sobie jednak sprawę, że jest to jej
daremny wysiłek.
www.e-bookowo.pl
Spis treści
ROZDZIAŁ 1 ...................................................................... 5
ROZDZIAŁ 2 ................................................................... 43
ROZDZIAŁ 3 ................................................................... 64
ROZDZIAŁ 4 ................................................................... 80
ROZDZIAŁ 5 ................................................................... 96
ROZDZIAŁ 6 .................................................................. 125
ROZDZIAŁ 7................................................................... 151
ROZDZIAŁ 8 ..................................................................164
ROZDZIAŁ 9 ..................................................................185
ROZDZIAŁ 10................................................................ 206
DWA DNI PÓŹNIEJ ...................................................... 231
EPILOG ......................................................................... 260
JANUSZ BRZOZOWSKI
Urodził się 58 lat temu w Polsce,
w tętniących studenckim życiem
Gliwicach. Od najmłodszych lat
marzył o tym, by zostać pisarzem.
W grę nie wchodziło zarobkowanie, lecz możliwość przelania na
papier swoich odczuć, myśli, wyobraźni, której mu do dnia dzisiejszego nie brakuje. Zadebiutował
już w szkole średniej, pisząc pracę,
w której wcielił się w postać adwokata broniąc winną popełnienia
zbrodni Antygonę. Praca jego została bardzo wysoko wyróżniona. W wieku lat 27 z żoną i 3-letnią córeczką emigruje do Australii, zaliczając po drodze Austrię, gdzie
spędza 2 lata. Obowiązek utrzymania rodziny oraz nauka
nie pozwalały mu na oddanie się mojej życiowej pasji –
pisaniu. Dopiero teraz, gdy jest już wolny od obowiązków,
może pozwolić sobie na swoje przyjemności.
Janusz Brzozowski zadebiutował w roku 2010 dwoma
książkami „Sen” oraz „Tydzień u rodziny” (wyd. Goneta).
Książki te spotkały się z doskonałymi recenzjami krytyków oraz zainteresowaniem wśród internautów, zdobywając nagrodę w konkursie na najlepszą książkę na jesień
2010.