Cogito 19 Nr 5/2013

Transkrypt

Cogito 19 Nr 5/2013
DRODZY UCZNIOWIE ORAZ NAUCZYCIELE!
Rok 2013 można uznać za zakończony, czy jesteśmy z siebie zadowoleni? Na to pytanie odpowie
sobie każdy z nas kilka minut przed rozpoczęciem nowego roku. Już niedługo nawiedzi nas magia
świąt, jeżeli jeszcze tego nie zrobiła. Jako redaktorka gazetki chciałabym wraz z całym zespołem
życzyć Wam miło spędzonych chwil w gronie najbliższych, udanych prezentów, wesołego czasu
świątecznego oraz bezpiecznego i bardzo ciekawego sylwestra :) W tym wydaniu, no cóż, święta,
święta i jeszcze raz święta!
TO KIEDY W KOŃCU TE ŚWIĘTA?
Każdy wie, że listopad rozpoczyna się
od Święta Zmarłych (01.11) oraz Dnia
Zadusznego (02.11).W takim razie dlaczego
już na początek listopada, a do Świąt Bożego
Narodzenia jeszcze daleko to w sklepach tuż
obok zniczy pokazują się mikołaje, czy
bombki? Mianowicie jest to chwyt reklamowy,
który sprawia, że większość ludzi się na niego
"łapie". Zaczynają kupować prezenty czy
wszelkiego rodzaju ozdoby świąteczne, nie
zdają sobie sprawy, że za oknem króluje
jeszcze jesień, a atmosfery świąt można próżno
szukać poza sklepowymi regałami. Owszem
Święta Bożego Narodzenia to naprawdę
piękny okres, podczas którego panuje ciepła
atmosfera oraz miłość rodzinnego ogniska.
Jednak czy naprawdę warto się tak spieszyć?
Moim zdaniem reklamy o tematyce
świątecznej i artykuły świąteczne w sklepach
powinny się najwcześniej pokazywać na
tydzień przed Mikołajkami, aby zaczęły
wprowadzać nas w okres tych pięknych świąt.
Co Wy sądzicie na ten temat? Wasze opinie
i stwierdzenia wysyłajcie na adres e-mailowy:
[email protected].
Tradycje świąteczne w Polsce
Święta, świąteczny nastrój, świąteczne
tradycje. Tradycje, niby nic wielkiego, ale
jednak większość z nas je podtrzymuje. Co
może być taką świąteczną tradycją? Na
przykład dzielenie się opłatkiem, sianko pod
obrusem, śpiewanie kolęd, dodatkowy talerz
dla
„niezapowiedzianego
gościa”
lub
dwanaście potraw. Po co to robimy? I co one
oznaczają? Może wytłumaczmy je krótko.
Tradycja dzielenia się opłatkiem wywodzi się
z wierzeń chrześcijańskich i jest znakiem
miłości, pojednania. Przełamanie się nim
pokazuje, że ludzie chcą być razem, żyć
w zgodzie i harmonii, dzielić troski i radości.
A sianko? Sianko po obrusem to nawiązanie
do żłóbka, w którym przyszło na świat
Dzieciątko Jezus. Sianku przypisuje się mu
magiczną moc, która zapewnia domostwu
dobrobyt. Dodatkowy talerz stawia się
w sytuacji, gdy jakiś wędrownik lub
bezdomny, zawita do domu. W ten „magiczny”
dzień, zwany Wigilią, nikt nie powinien być
sam. Dlaczego na stole wigilijnym powinno
się znaleźć akurat 12 potraw? Dlatego, że
w religii symbolizują one dwunastu apostołów,
a poza tym, im więcej jedzenia na stole, tym
człowiek szczęśliwszy. Tradycje tradycjami,
ale nie zapominajmy, że w Wigilię tradycją
jest też dawanie sobie podarunków i to chyba
najbardziej uszczęśliwia człowieka, gdy widzi
kogoś z rodziny cieszącego się z prezentu, czy
sama przyjemność podarowania czegoś. Takie
tradycje, nadają świętom magicznego klimatu.
Niby nic… a cieszy.
Wiktoria Wójcik.
A MOŻE BY TAK UWSPÓŁCZEŚNIĆ HISTORIĘ SZEKSPIROWSKĄ?
Klasa 2c, 2b i 1c wybrały się na
przedstawienie „Romeo i Julia”. A oto
relacja z wyjścia uczennicy jednej z klas.
Dnia 5 listopada 2013 roku wybraliśmy się do
Hali Stulecia, żeby obejrzeć spektakl pt.
„Romeo i Julia”. Byli z nami opiekunowie:
Pani M. Woźniak, Pani E. Kielman oraz Pani
E. Rohan.
Spektakl przedstawiał konflikt dwóch
nienawidzących
się
rodzin,
których
zbuntowane pociechy zakochały się w sobie.
Akcja utworu dzieje się we współczesnej
Weronie. Nieszczęśliwie zakochany w pewnej
piękności Rozalinie- Romeo Montecchi
dowiaduje się o balu w rezydencji Capulletich,
gdzie ma być jego ukochana. Udaje się wraz
z przyjacielem na przyjęcie i tam poznaje
Julię. Romeo wyznaje swą miłość Julii, prosi
dziewczynę o rękę, a ona przyjmuje jego
oświadczyny. Kilka dni po tym szczęśliwym
zdarzeniu biorą tajemny ślub w celi ojca
Laurentego. Wkrótce w mieście dochodzi do
niemiłego
incydentu
między
Romeo
a kuzynem Julii – Tybaltem. Będąc
atakowanym, Romeo robi unik i przypadkiem
godzi nożem swojego przeciwnika, który na
wskutek tego umiera. Julia, dowiadując się
o tym, płacze nad duszą Tybalta i Romea . Jej
ukochany odwiedzą ją w nocy i powiadamia,
że chciałby z nią uciec gdzieś, gdzie ich nikt
nie znajdzie. Uszczęśliwiona Julia zgadza się,
jednakże tej samej nocy jej matka i ojciec
obwieszczają jej szczęśliwą nowinę, że ich
córka wyjdzie za mąż za pięknego i idealnego
Parysa. Dziewczyna zaczyna błagać ich, aby
zmienili decyzję, jednakże oni zostają
niewzruszeni błaganiami i płaczem swojego
dziecka. Julia zrozpaczona idzie do ojca
Laurentego. Ten daje jej wywar, który
spowoduje,
że
zaśnie
i
przestaną
funkcjonować wszystkie organy jej ciała.
Powiadamia ją, że poinformuje o ich
zamiarach Romeo, lecz nie udaje mu się
dotrzeć z wiadomością na czas. Julia wypija
wywar i matka znajduje ją martwą w łóżku,
rodzice organizują pogrzeb, na którym zjawia
się Romeo. Sądzi, że jego ukochana jest
martwa, więc wypija truciznę wziętą wcześniej
od aptekarza i umiera przy żonie. Julia budząc
się, widzi go martwego, w rozpaczy próbuje
wypić lub zlizać truciznę z jego warg, żeby
umrzeć razem z nim. Tak jest w dramacie
Szekspira. W sztuce, którą obejrzeliśmy,
w pewnym momencie Romeo budzi się u boku
swojej żony, wita ją pełnym radości
spojrzeniem i pyta, czy miał zły sen.
Odpowiada, że tak oraz mówi, że za dużo
czyta Szekspira.
Zwrot akcji na sam koniec był zaskakujący, na
początku czuło się jakby oglądało się
prawdziwego „ Romeo i Julia ”, ale zmiana
wprowadziła w zdumienie i zadumę, ostatnia
scena przedstawiała poranek normalnego
małżeństwa, w którym mąż budzi się ze złego
snu.
Wiktoria Szewior 2c
Muzyka Młodego Wrocławia
Relacja
Nagrodą główną była sesja nagraniowa w CK
Agora Studio i zaproszenia na koncerty
organizowane przez Urząd Miejski.
Wyniki przedstawiały się następująco:
Miejsce pierwsze: CHARLES MOON
Miejsce drugie: BREAKNECK
Miejsce trzecie: nie przyznano
Wyróżnienia: M&M'Sklad, EVILTRACE, IF
Nagroda publiczności: THE LIGHTING
STRIKE
Nagroda Prezydenta: CHILDREN OF THE
REVOLUTION.
15 i 16 listopada we wrocławskim klubie Firlej
odbył się III Festiwal Muzyki Młodego
Wrocławia. Zgłoszeń było wiele, zarówno
zespołów jak i solistów prezentujących
dowolny rodzaj twórczości muzycznej. : Gate
of heaven, Piotr Piesiak, Aprill in Pieces, Ola
Szczerbicka, Contact, Charles Moon, Bez
Masek, Szaman, Socks, 7th Page, The
Lighting Strike.Monika Kowalczyk, SIC!,
COTR, We live no more, IF, Harley Wolfpack,
Breakneck, M&M Skład, Eviltrace, PropanButan .
Podczas obrad jury zaprezentowali się
zwycięzcy ubiegłej edycji- zespół Symbioza.
Festiwal to jedno z działań prowadzonych
w ramach projektu „Muzyka Młodego
Wrocławia”, realizowanego jako część
programu „Młodzi Obywatele Kultury”
prowadzonego przez Wydział Edukacji
w związku z otrzymaniem przez Wrocław
tytułu Europejskiej Stolicy Kultury 2016.
Dla zainteresowanych,: słyszeliśmy, że
kolejna edycja ma pojawić się już
w kwietniu 2014 roku!
Gabriela Jeziorska.
Jak młodzież postrzega
prawdziwego patriotę?
Postanowiłam przeprowadzić statystyki
wśród młodzieży w różnym wieku na temat
„Jak współcześnie rozumiemy pojęcie:
patriota?” Ku mojemu zdziwieniu większość
znała odpowiedź i bez zająknięcia się, pewni
siebie odpowiadali! Młody mężczyzna, lat 18,
stwierdził, że: Młody Patriota to osoba, która
kocha swój kraj. Może się to przejawiać
w muzyce, taka osoba może słuchać tylko
polskich wykonawców, zespołów. - jak można
wywnioskować
z
wypowiedzi
jego
zamiłowaniem jest właśnie muzyka, dlatego
też interpretacja pytania jest właśnie taka.
Następną zapytaną przeze mnie osobą była
Asia lat 17. - Hm... postrzegam patriotę jako
osobę, którą interesują losy jej ojczyzny, nie
musi nawet tego jakoś specjalnie okazywać.
Cóż, nie zapomniałam również o zeszłorocznej
absolwentce naszej szkoły, Kasi, która
najbardziej poważnie podeszła do tematu
i udzieliła mi wyczerpującej odpowiedzi.
Moim zdaniem prawdziwym patriotą może być
każdy bez większych starań. Patriota, to
osoba, która szczerze kocha swój kraj, mówi
o nim dobrze, świętuje ważne dla historii
Polski wydarzenia, godnie ją reprezentuje,
szanuje godło, a nawet nosi je z duma i na
pewno ważne jest, aby znać hymn naszego
państwa.” Przyszedł czas na kolejnego
młodzieńca o imieniu Michał lat 15. Według
niego: Patriota to ktoś taki kto wspiera swój
lokalny klub piłkarski, ktoś kto jest zawsze
z ojczyzną. Zapytałam także po raz kolejny
o zdanie przewodniczącą naszej szkoły
Agnieszkę, jej odpowiedź była jak zwykle
zgodna z moimi oczekiwaniami! Dla mnie
patriota to osoba, która szanuje ojczyznę,
widzi w niej same pozytywy i jest dumna
z bycia obywatelem swojego kraju.” Kolejnym
pytanym, którego wręcz nie mogę pominąć ze
względu na komizm tej wypowiedzi, był
Kacper lat 14. Kacper zinterpretował moje
pytanie w ten sposób: Starszy pan
w odświętnym
mundurze
z przypiętymi
medalami i w takiej czapce. Zapytałam
również swoją młodszą sąsiadkę. Paulina
w wieku 13 lat odpowiedziała: Na pewno
patriota powinien cenić dokonania przodków.”
Julia i Zosia w wieku 8 i 7 lat podjęły się
odpowiedzi na moje skomplikowane pytanie.
Da nich patriota to ktoś kto kocha swój kraj,
kibicuje swojej drużynie piłkarskiej, wywiesza
i szanuje flagę, ubiera się na galowo do szkoły
w święta, umie hymn kraju.
Prosty wniosek? Wiele osób mówi
praktycznie o tym samym, ujmując to w inne
słowa. Ale taka jest właśnie definicja patrioty:
to człowiek kochający, szanujący oraz
wspierający swój kraj. Jak widać młodzież ma
prawidłowe spojrzenie na ten temat. Jestem
przekonana, że Oni również są patriotami.
Dziękuję Aleksandra. :)
Trwa całoroczny konkurs twórczości własnej. Nadsyłajcie do nas swoje
wiersze, opowiadania, felietony na adres e-mail [email protected]
Opublikujemy je, a najlepsze nagrodzimy. :)
Muzyka moim życiem
Melodia gra tylko dla mnie. Tylko ja ją słyszę.
Tylko ja ją czuję i podziwiam. Jest ze mną od
zawsze. Nie umiem jej nazwać, dopasować.
Ale jest moja, nie wiem, co opisuje… Pewnie
opisuje mnie, jest zależna od mojego
nastroju…
Miałam siedemnaście lat, kiedy wraz z trójką
przyjaciół postanowiłam spróbować czegoś
nowego. W Nowy Rok poszliśmy do
opuszczonego magazynu – naszego miejsca
spotkań. Emil z Kubą zorganizowali
strzykawkę, igłę i co najważniejsze – heroinę.
Strzykawka szła z ręki do ręki. Niewiele
pamiętam. Muzyka w mojej głowie grała
uspokajająco, monotonnie. Wszystko stało się
milsze…
Po całej dobie przyjemny stan minął, spłynął
po nas, zostawiając cholerny ból głowy.
Przeszła nam ochota na powtarzanie takiej
akcji. Ale to nie był koniec… Trzy tygodnie
później pojawiły się problemy ze zdrowiem.
Dostawałam wysokiej gorączki trwającej
nawet tydzień. Chłopakom przestały goić się
drobne rany, natomiast Ewka schudła około 10
kilogramów. Wszyscy częściej chorowaliśmy.
W końcu rodzice wysłali nas na badania krwi.
- HIV. Cała czwórka ma HIV – brzmiała
lekarska diagnoza. Minęło tyle czasu, a ja i tak
nie zapomnę tego uczucia, jakbym spadała w
czarną otchłań. Co prawda wtedy miałam nikłą
wiedzę na temat wirusa, jednak wiedziałam
już, że jest nieuleczalny. Pomimo tego
zaczęliśmy systematyczne leczenie, o którym
i tak wiedzieliśmy, że nie zniszczy HIV.
Musieliśmy pomyśleć o naszej klasie, liceum
i otoczeniu. Pewnego dnia specjalnie dla nas
dyrektorka zorganizowała apel. Zaczęliśmy od
definicji, szybko wspomnieliśmy, jak można
się zarazić, na koniec informując, że cała
czwórka jest chora. Zrozumieli prawie
wszyscy. Nieliczni na korytarzu omijali nas
szerokim łukiem.
-*-*To było kiedyś. Teraz mam 22 lata, studiuję.
Czeka mnie poważniejsze wyzwanie.
- Umierasz – diagnoza lekarza mnie załamała.
Muzyka stała się głośna, jakby chciała
zagłuszyć ten werdykt. To, co nieubłagane,
i jak nadejdzie…
Jest ze mną źle. Znowu schudłam, często
wymiotuję, mam gorączkę. Moi przyjaciele
jako pierwsi dowiedzieli się, co i jak.
Następnie
rodzina.
Godzinę
temu
powiedziałam o tym mojej grupie ze
studiów…
Nie wiem, jakiej reakcji się spodziewałam, ale
na pewno nie takiej. Przyjaciele od razu
zaczęli mnie pocieszać i zapewniać, że to nic
takiego, że nic mi się nie stanie. Jakbym mogła
w to wierzyć.
Mimo wszystko nic nie
mówiłam. Wsłuchiwałam się tylko w ich
słowa, zachodząc w głowę, czy oni na
poważnie oczekują, że im uwierzę? Po chwili
do naszej stojącej na korytarzu grupy podbiegł
uśmiechnięty Wojtek.
- Co to za ponure miny? - spytał, szczerząc się
do każdego z osobna, tym swoim
charakterystycznym uśmiechem. Nikt mu
jednak nie odpowiedział. Rozejrzałam się po
milczących wtedy twarzach.
- Pogorszyło się. – powiedziałam tylko
i opuściłam głowę.
- Co? Znów musisz brać leki? Nie ma sprawy,
podjadę z tobą do tej apteki, co zawsze.
- Leki już nie pomogą, za późno. – Rysy
Wojtka zastygły, ale nie wydawało się, żeby
cokolwiek zrozumiał.
- Że jak to? Angela, co ty gadasz?! - Zaczął
gorączkowo krzyczeć. Przewróciłam z irytacją
oczami i odsunęłam się od nich.
-Tak to. Uwierzcie w to w końcu, już na
początku ostrzegałam, że jestem chora. Sytuacja, w której się znalazłam doprowadzała
mnie do płaczu.
- Angela… - Emil, przyjaciel od liceum. Był
przy mnie zawsze. Teraz wyciągnął do mnie
rękę. Dopiero w jego samochodzie,
powiedziałam to co tłumiłam w sobie.
- Wiesz, ja chyba się nie boję… Przecież sama
kiedyś chciałam umrzeć.
- Tak, ale to było kiedyś. Teraz ty się
zmieniłaś, jesteś lubiana, uśmiechnięta chłopak szybko chciał zmienić temat.
- Ale wtedy byłam gotowa ze sobą skończyć…
nadal jestem - smutna melodia powoli kołysała
mnie do snu
- Angela, ty chcesz mnie pocieszyć faktem, że
jesteś przygotowana? Naprawdę?- lekko się
uśmiechnęłam
- Tak troszkę. Widziałeś ich reakcję? –
wróciłam do moich kolegów - starali się mnie
pocieszać…
- Wolałabyś by przy tobie chodzili zdołowani?
- No nie, ale w takich sytuacjach pocieszanie
to nie za dobry pomysł… - zapadła cisza. Emil
uważnie patrzył na drogę. Miasto nocą
wygląda przyjaźnie, ładnie. Co czuje człowiek,
umierając? Boli? Znowu myślę o negatywach.
Są przecież pozytywy, zero leków, zmęczenia,
strasznego wyglądu, badań… Nie. Nadal się
boję. Ale czy człowiek może przygotować się
do śmierci?
- Angela, pobudka. Zasnęłaś w samochodzie kolega uśmiechał się do mnie życzliwie.
- Zawieź mnie do szpitala - szepnęłam
przerażona. Ledwo mogłam oddychać.
Emilowi uśmiech zastygł na twarzy. Muzyka
pulsowała w mojej głowie, w tym momencie
miałam dość. Chciałam, żeby znikła.
Pragnęłam spokoju, ciszy. Płytki oddech.
Znowu swędzą mnie rany. Emil coś krzyczy.
Zamykam oczy. Ból. Mam dość. Chcę umrzeć!
-*-*- Pamiętaj jesteśmy obok - rodzice wyszli,
wpuszczając bladego Emila.
- Ile mi dają - ledwo mam siłę mówić. Powieki
stały się ciężkie.
- Wiesz, że oni nie mają pewności.
- Emil, ile czasu dają mi lekarze? - chwyta
moją rękę.
- Dwa dni… - delikatnie zaciskam palce - na
korytarzu czekają osoby z twojej grupy.
- Wpuść ich. Pożegnam się.
- Angela!
- Co tam?
- Jak się czujesz? - uśmiechali się, udając ,że
wszystko jest okej.
- Lekarze dają mi dwa dni – uśmiechy znikły.
Dziewczyny zaczęły nerwowo szukać
chusteczek. Koledzy parzyli po kątach.
Kolejny dłuższy oddech. - Pozwalam wam na
płakanie za mną, przez tydzień. Nie więcej.
- Angela to nie jest śmieszne - koleżanka
spiorunowała mnie spojrzeniem i delikatnie
szturchnęła w ramię. Przez następne
dwadzieścia minut zgrabnie omijaliśmy temat
śmierci.
Gdy
przyjaciele
wyszli,
wyczerpana
postanowiłam się zdrzemnąć. Ze zdziwieniem
zauważyłam, że z każdą kolejną sekundą
muzyka w mojej głowie cichła. Powoli
odpływałam. Ktoś wszedł do pokoju, usiadł
obok i splótł nasze dłonie. Emil - z tą myślą
i cichnącą muzyką ruszyłam w ciemność.
I jej muzyka ucichła. Nie usłyszy jej nikt.
Tak jak nikt nie usłyszy już tej
dziewczyny…
Martyna Gietz.
ROZWAŻANIA
„Boję się”
Postanowiliśmy także do każdego numeru
dodawać twórczość uczennicy naszej szkoły.
Będzie to coś w rodzaju głośnych
przemyśleń na tematy życia, śmierci,
miłości, przyjaźni, rodziny. Nazwiemy to
„Rozważania”. Mamy nadzieję, że spodoba
się Wam twórczość oraz sam pomysł.
Świąteczna zaduma sprzyja tej premierze :)
Boję się. Potwornie boję się śmierci.
Ale nie swojej śmierci. Boję się śmierci
bliskich mi osób. Przeraża mnie kruchość ich
życia, fakt, że byle co może mi ich zabrać.
Wypadek samochodowy, zawał czy nawet
drugi człowiek. Boję się tego, że jak będą
umierać, nie będą wiedzieć jak ich bardzo
kocham. Boję się, że nie zdążę im wszystkiego
powiedzieć. Chciałabym, żeby żyli dłużej niż
ja. Zachowuję się jak ostatni tchórz, ale wiem,
że ciężko byłoby mi pogodzić się z faktem, że
ich nie ma. Dzisiaj, dzisiaj dowiedziałam się
o śmierci koleżanki mojej mamy. Kobieta
jeszcze niedawno była u nas w odwiedzinach
z dwójką dzieci, które nie odstępowały jej
nigdy na krok.
A teraz? Jej nekrolog wydrukowany
w gazetach i dwoje dzieci, z których jedno
nawet nie ma szans pamiętać mamy, bo nie ma
roku. Mam nadzieję, że się nie bała. Liczę na
to, że spokojnie zasnęła, wiedząc, że jej
ukochany
mąż
zajmie
się
dziećmi.
Chciałabym, żeby tak było. Ale pewnie
umierała w strachu. Osieracała dwójkę dzieci,
zostawiała męża..., a mieli tyle planów,
powiększać dom, kupić trampolinę. Tylko
życie z nich zakpiło. Pokazało po raz kolejny
jak człowiek nie ma nic do powiedzenia. Co
ztego, że medycyna jest rozwinięta skoro, gdy
ktoś ma umrzeć, to i tak to się stanie. Życie
codziennie pokazuje nam jak bardzo nie mamy
nad nim kontroli, zawał, wypadek. Ludzkie
życie jest okropnie kruche, pyk i już go nie
ma. Czy jak człowiek umiera to boli? Czy ma
wątpliwości, co do uczuć innych wobec
siebie? Czy ktoś kiedyś umarł spokojnie? Po
raz kolejny napiszę, że się boję. Gdy byłam
młodsza zmarł mój dziadek. Z pewnością
wiedział, że bardzo go kocham, ale mam
poczucie, że tego nie okazywałam. Był mi
niemal obcy, poświęcał się ratowaniu życia
dzieciom, spędzał większość czasu w szpitalu
na dyżurach. Pomagał, był w tym świetny.
Uratował dziesiątki tysięcy dzieci, a życie i tak
z niego zakpiło. Ratował z chorób, wypadków,
a później sam zmarł na nowotwór. To
potworna choroba wyniszczająca organizm.
Widziałam jak schodziło z niego powietrze,
nie pamiętam tego dobrze, myślę, że byłam
zbyt młoda, żeby to zauważać, a raczej, żeby
zwracać na to uwagę. Zawsze, gdy go
widziałam, był uśmiechnięty, ale na pewno się
bał. Nie da się żyć bez strachu ze
świadomością, że się niedługo umrze, że
zostawi się matkę, siostrę, żonę, trzy córki
i czworo wnucząt. Gdy urodził się mój brat,
pierwszy wnuk, podobno stwierdził, że teraz
jest stuprocentowym dziadkiem. Ale co z tego,
skoro życie zadrwiło z nas po raz kolejny
i równo trzy miesiące po urodzeniu się wnuka
zmarł? Pamiętam jak dziś tamten dzień. Było
ciepło, żaden upał, po prostu ciepło. Miałam
jechać kupić sobie nowe buty. Stałam przed
szkołą, rozmawiając z przyjaciółmi beztrosko,
gdy podjechał samochód moich rodziców.
Mama siedziała tyłem do bocznej szyby tak, że
nie widziałam jej twarzy, pochylała się nad
bratem. Tato siedział zapatrzony w przednią
szybę. Podbiegłam do samochodu i wsiadłam
na przednie siedzenie pasażera. Ruszyliśmy.
Odwróciłam się do mamy z uśmiechem
i zobaczyłam, że płacze. Momentalnie
przestałam się uśmiechać. Nie wiedziałam
o co chodzi. Mama popatrzyła mi prosto
w oczy i przez łzy powiedziała, że dziadek nie
żyje. Byłam w szoku, bez słowa zsunęłam się
w siedzenie. Przez chwilę nic do mnie nie
docierało. A później wszystko zrozumiałam.
Tego człowieka już więcej nie zobaczę, nigdy
się do niego nie odezwę, nie przytulę, ani nie
powiem, że go kocham. Przypomniałam sobie
wszystko, co było z nim związane. Zawsze, co
roku, jechałam właśnie z tym człowiekiem na
wakacje, to On przebił mi uszy, to On w noce,
gdy nie mogłam spać będąc z dala od
rodziców pocieszał mnie i mówił dobranoc, bo
babcia już dawno spała. Czułam niemal
fizyczny ból. Wieczorami mówiłam, wpatrując
się w niebo słowa „Kocham Cię”, mając
poczucie, że powinnam je mówić wcześniej.
Wtedy, kiedy był na nie czas. Bo
uświadomiłam to sobie za późno. Po Dziadku
pozostawiłam tylko te dobre wspomnienia.
Jako jedyny potrafił rozczesać mi poplątane
morskim wiatrem kołtuny we włosach tak, aby
nie bolało. Już raz przeżyłam odejście
człowieka, którego kochałam, boję się, że nie
wiedział tego jak go kocham, że umierał
z wątpliwościami. Dlatego też boję się śmierci,
ale tylko bliskich. W swojej śmierci martwię
się tylko o to, że mogę sprawić nią komuś taki
ból jaki ja odczuwałam, gdy zabrano mi
dziadka. Pisząc to, pozbywam się rzeczy,
której wstydzę się powiedzieć na głos. Boję się
stracić ludzi, których kocham, ale nie jestem
jedyna. W każdym człowieku jest taki lęk,
każdy ma kogoś o kogo się martwi. Życie jest
kruche, dlatego warto mówić otwarcie
o swoich uczuciach, powtarzać ludziom, że się
ich kocha, żeby mieli pewność. Aby nie mieli
wątpliwości, aby uchronić siebie przed
wyrzutami, że czegoś się nie okazało.
Aleksandra Półbratek