Cogito 19 Nr 5/2013
Transkrypt
Cogito 19 Nr 5/2013
DRODZY UCZNIOWIE ORAZ NAUCZYCIELE! Rok 2013 można uznać za zakończony, czy jesteśmy z siebie zadowoleni? Na to pytanie odpowie sobie każdy z nas kilka minut przed rozpoczęciem nowego roku. Już niedługo nawiedzi nas magia świąt, jeżeli jeszcze tego nie zrobiła. Jako redaktorka gazetki chciałabym wraz z całym zespołem życzyć Wam miło spędzonych chwil w gronie najbliższych, udanych prezentów, wesołego czasu świątecznego oraz bezpiecznego i bardzo ciekawego sylwestra :) W tym wydaniu, no cóż, święta, święta i jeszcze raz święta! TO KIEDY W KOŃCU TE ŚWIĘTA? Każdy wie, że listopad rozpoczyna się od Święta Zmarłych (01.11) oraz Dnia Zadusznego (02.11).W takim razie dlaczego już na początek listopada, a do Świąt Bożego Narodzenia jeszcze daleko to w sklepach tuż obok zniczy pokazują się mikołaje, czy bombki? Mianowicie jest to chwyt reklamowy, który sprawia, że większość ludzi się na niego "łapie". Zaczynają kupować prezenty czy wszelkiego rodzaju ozdoby świąteczne, nie zdają sobie sprawy, że za oknem króluje jeszcze jesień, a atmosfery świąt można próżno szukać poza sklepowymi regałami. Owszem Święta Bożego Narodzenia to naprawdę piękny okres, podczas którego panuje ciepła atmosfera oraz miłość rodzinnego ogniska. Jednak czy naprawdę warto się tak spieszyć? Moim zdaniem reklamy o tematyce świątecznej i artykuły świąteczne w sklepach powinny się najwcześniej pokazywać na tydzień przed Mikołajkami, aby zaczęły wprowadzać nas w okres tych pięknych świąt. Co Wy sądzicie na ten temat? Wasze opinie i stwierdzenia wysyłajcie na adres e-mailowy: [email protected]. Tradycje świąteczne w Polsce Święta, świąteczny nastrój, świąteczne tradycje. Tradycje, niby nic wielkiego, ale jednak większość z nas je podtrzymuje. Co może być taką świąteczną tradycją? Na przykład dzielenie się opłatkiem, sianko pod obrusem, śpiewanie kolęd, dodatkowy talerz dla „niezapowiedzianego gościa” lub dwanaście potraw. Po co to robimy? I co one oznaczają? Może wytłumaczmy je krótko. Tradycja dzielenia się opłatkiem wywodzi się z wierzeń chrześcijańskich i jest znakiem miłości, pojednania. Przełamanie się nim pokazuje, że ludzie chcą być razem, żyć w zgodzie i harmonii, dzielić troski i radości. A sianko? Sianko po obrusem to nawiązanie do żłóbka, w którym przyszło na świat Dzieciątko Jezus. Sianku przypisuje się mu magiczną moc, która zapewnia domostwu dobrobyt. Dodatkowy talerz stawia się w sytuacji, gdy jakiś wędrownik lub bezdomny, zawita do domu. W ten „magiczny” dzień, zwany Wigilią, nikt nie powinien być sam. Dlaczego na stole wigilijnym powinno się znaleźć akurat 12 potraw? Dlatego, że w religii symbolizują one dwunastu apostołów, a poza tym, im więcej jedzenia na stole, tym człowiek szczęśliwszy. Tradycje tradycjami, ale nie zapominajmy, że w Wigilię tradycją jest też dawanie sobie podarunków i to chyba najbardziej uszczęśliwia człowieka, gdy widzi kogoś z rodziny cieszącego się z prezentu, czy sama przyjemność podarowania czegoś. Takie tradycje, nadają świętom magicznego klimatu. Niby nic… a cieszy. Wiktoria Wójcik. A MOŻE BY TAK UWSPÓŁCZEŚNIĆ HISTORIĘ SZEKSPIROWSKĄ? Klasa 2c, 2b i 1c wybrały się na przedstawienie „Romeo i Julia”. A oto relacja z wyjścia uczennicy jednej z klas. Dnia 5 listopada 2013 roku wybraliśmy się do Hali Stulecia, żeby obejrzeć spektakl pt. „Romeo i Julia”. Byli z nami opiekunowie: Pani M. Woźniak, Pani E. Kielman oraz Pani E. Rohan. Spektakl przedstawiał konflikt dwóch nienawidzących się rodzin, których zbuntowane pociechy zakochały się w sobie. Akcja utworu dzieje się we współczesnej Weronie. Nieszczęśliwie zakochany w pewnej piękności Rozalinie- Romeo Montecchi dowiaduje się o balu w rezydencji Capulletich, gdzie ma być jego ukochana. Udaje się wraz z przyjacielem na przyjęcie i tam poznaje Julię. Romeo wyznaje swą miłość Julii, prosi dziewczynę o rękę, a ona przyjmuje jego oświadczyny. Kilka dni po tym szczęśliwym zdarzeniu biorą tajemny ślub w celi ojca Laurentego. Wkrótce w mieście dochodzi do niemiłego incydentu między Romeo a kuzynem Julii – Tybaltem. Będąc atakowanym, Romeo robi unik i przypadkiem godzi nożem swojego przeciwnika, który na wskutek tego umiera. Julia, dowiadując się o tym, płacze nad duszą Tybalta i Romea . Jej ukochany odwiedzą ją w nocy i powiadamia, że chciałby z nią uciec gdzieś, gdzie ich nikt nie znajdzie. Uszczęśliwiona Julia zgadza się, jednakże tej samej nocy jej matka i ojciec obwieszczają jej szczęśliwą nowinę, że ich córka wyjdzie za mąż za pięknego i idealnego Parysa. Dziewczyna zaczyna błagać ich, aby zmienili decyzję, jednakże oni zostają niewzruszeni błaganiami i płaczem swojego dziecka. Julia zrozpaczona idzie do ojca Laurentego. Ten daje jej wywar, który spowoduje, że zaśnie i przestaną funkcjonować wszystkie organy jej ciała. Powiadamia ją, że poinformuje o ich zamiarach Romeo, lecz nie udaje mu się dotrzeć z wiadomością na czas. Julia wypija wywar i matka znajduje ją martwą w łóżku, rodzice organizują pogrzeb, na którym zjawia się Romeo. Sądzi, że jego ukochana jest martwa, więc wypija truciznę wziętą wcześniej od aptekarza i umiera przy żonie. Julia budząc się, widzi go martwego, w rozpaczy próbuje wypić lub zlizać truciznę z jego warg, żeby umrzeć razem z nim. Tak jest w dramacie Szekspira. W sztuce, którą obejrzeliśmy, w pewnym momencie Romeo budzi się u boku swojej żony, wita ją pełnym radości spojrzeniem i pyta, czy miał zły sen. Odpowiada, że tak oraz mówi, że za dużo czyta Szekspira. Zwrot akcji na sam koniec był zaskakujący, na początku czuło się jakby oglądało się prawdziwego „ Romeo i Julia ”, ale zmiana wprowadziła w zdumienie i zadumę, ostatnia scena przedstawiała poranek normalnego małżeństwa, w którym mąż budzi się ze złego snu. Wiktoria Szewior 2c Muzyka Młodego Wrocławia Relacja Nagrodą główną była sesja nagraniowa w CK Agora Studio i zaproszenia na koncerty organizowane przez Urząd Miejski. Wyniki przedstawiały się następująco: Miejsce pierwsze: CHARLES MOON Miejsce drugie: BREAKNECK Miejsce trzecie: nie przyznano Wyróżnienia: M&M'Sklad, EVILTRACE, IF Nagroda publiczności: THE LIGHTING STRIKE Nagroda Prezydenta: CHILDREN OF THE REVOLUTION. 15 i 16 listopada we wrocławskim klubie Firlej odbył się III Festiwal Muzyki Młodego Wrocławia. Zgłoszeń było wiele, zarówno zespołów jak i solistów prezentujących dowolny rodzaj twórczości muzycznej. : Gate of heaven, Piotr Piesiak, Aprill in Pieces, Ola Szczerbicka, Contact, Charles Moon, Bez Masek, Szaman, Socks, 7th Page, The Lighting Strike.Monika Kowalczyk, SIC!, COTR, We live no more, IF, Harley Wolfpack, Breakneck, M&M Skład, Eviltrace, PropanButan . Podczas obrad jury zaprezentowali się zwycięzcy ubiegłej edycji- zespół Symbioza. Festiwal to jedno z działań prowadzonych w ramach projektu „Muzyka Młodego Wrocławia”, realizowanego jako część programu „Młodzi Obywatele Kultury” prowadzonego przez Wydział Edukacji w związku z otrzymaniem przez Wrocław tytułu Europejskiej Stolicy Kultury 2016. Dla zainteresowanych,: słyszeliśmy, że kolejna edycja ma pojawić się już w kwietniu 2014 roku! Gabriela Jeziorska. Jak młodzież postrzega prawdziwego patriotę? Postanowiłam przeprowadzić statystyki wśród młodzieży w różnym wieku na temat „Jak współcześnie rozumiemy pojęcie: patriota?” Ku mojemu zdziwieniu większość znała odpowiedź i bez zająknięcia się, pewni siebie odpowiadali! Młody mężczyzna, lat 18, stwierdził, że: Młody Patriota to osoba, która kocha swój kraj. Może się to przejawiać w muzyce, taka osoba może słuchać tylko polskich wykonawców, zespołów. - jak można wywnioskować z wypowiedzi jego zamiłowaniem jest właśnie muzyka, dlatego też interpretacja pytania jest właśnie taka. Następną zapytaną przeze mnie osobą była Asia lat 17. - Hm... postrzegam patriotę jako osobę, którą interesują losy jej ojczyzny, nie musi nawet tego jakoś specjalnie okazywać. Cóż, nie zapomniałam również o zeszłorocznej absolwentce naszej szkoły, Kasi, która najbardziej poważnie podeszła do tematu i udzieliła mi wyczerpującej odpowiedzi. Moim zdaniem prawdziwym patriotą może być każdy bez większych starań. Patriota, to osoba, która szczerze kocha swój kraj, mówi o nim dobrze, świętuje ważne dla historii Polski wydarzenia, godnie ją reprezentuje, szanuje godło, a nawet nosi je z duma i na pewno ważne jest, aby znać hymn naszego państwa.” Przyszedł czas na kolejnego młodzieńca o imieniu Michał lat 15. Według niego: Patriota to ktoś taki kto wspiera swój lokalny klub piłkarski, ktoś kto jest zawsze z ojczyzną. Zapytałam także po raz kolejny o zdanie przewodniczącą naszej szkoły Agnieszkę, jej odpowiedź była jak zwykle zgodna z moimi oczekiwaniami! Dla mnie patriota to osoba, która szanuje ojczyznę, widzi w niej same pozytywy i jest dumna z bycia obywatelem swojego kraju.” Kolejnym pytanym, którego wręcz nie mogę pominąć ze względu na komizm tej wypowiedzi, był Kacper lat 14. Kacper zinterpretował moje pytanie w ten sposób: Starszy pan w odświętnym mundurze z przypiętymi medalami i w takiej czapce. Zapytałam również swoją młodszą sąsiadkę. Paulina w wieku 13 lat odpowiedziała: Na pewno patriota powinien cenić dokonania przodków.” Julia i Zosia w wieku 8 i 7 lat podjęły się odpowiedzi na moje skomplikowane pytanie. Da nich patriota to ktoś kto kocha swój kraj, kibicuje swojej drużynie piłkarskiej, wywiesza i szanuje flagę, ubiera się na galowo do szkoły w święta, umie hymn kraju. Prosty wniosek? Wiele osób mówi praktycznie o tym samym, ujmując to w inne słowa. Ale taka jest właśnie definicja patrioty: to człowiek kochający, szanujący oraz wspierający swój kraj. Jak widać młodzież ma prawidłowe spojrzenie na ten temat. Jestem przekonana, że Oni również są patriotami. Dziękuję Aleksandra. :) Trwa całoroczny konkurs twórczości własnej. Nadsyłajcie do nas swoje wiersze, opowiadania, felietony na adres e-mail [email protected] Opublikujemy je, a najlepsze nagrodzimy. :) Muzyka moim życiem Melodia gra tylko dla mnie. Tylko ja ją słyszę. Tylko ja ją czuję i podziwiam. Jest ze mną od zawsze. Nie umiem jej nazwać, dopasować. Ale jest moja, nie wiem, co opisuje… Pewnie opisuje mnie, jest zależna od mojego nastroju… Miałam siedemnaście lat, kiedy wraz z trójką przyjaciół postanowiłam spróbować czegoś nowego. W Nowy Rok poszliśmy do opuszczonego magazynu – naszego miejsca spotkań. Emil z Kubą zorganizowali strzykawkę, igłę i co najważniejsze – heroinę. Strzykawka szła z ręki do ręki. Niewiele pamiętam. Muzyka w mojej głowie grała uspokajająco, monotonnie. Wszystko stało się milsze… Po całej dobie przyjemny stan minął, spłynął po nas, zostawiając cholerny ból głowy. Przeszła nam ochota na powtarzanie takiej akcji. Ale to nie był koniec… Trzy tygodnie później pojawiły się problemy ze zdrowiem. Dostawałam wysokiej gorączki trwającej nawet tydzień. Chłopakom przestały goić się drobne rany, natomiast Ewka schudła około 10 kilogramów. Wszyscy częściej chorowaliśmy. W końcu rodzice wysłali nas na badania krwi. - HIV. Cała czwórka ma HIV – brzmiała lekarska diagnoza. Minęło tyle czasu, a ja i tak nie zapomnę tego uczucia, jakbym spadała w czarną otchłań. Co prawda wtedy miałam nikłą wiedzę na temat wirusa, jednak wiedziałam już, że jest nieuleczalny. Pomimo tego zaczęliśmy systematyczne leczenie, o którym i tak wiedzieliśmy, że nie zniszczy HIV. Musieliśmy pomyśleć o naszej klasie, liceum i otoczeniu. Pewnego dnia specjalnie dla nas dyrektorka zorganizowała apel. Zaczęliśmy od definicji, szybko wspomnieliśmy, jak można się zarazić, na koniec informując, że cała czwórka jest chora. Zrozumieli prawie wszyscy. Nieliczni na korytarzu omijali nas szerokim łukiem. -*-*To było kiedyś. Teraz mam 22 lata, studiuję. Czeka mnie poważniejsze wyzwanie. - Umierasz – diagnoza lekarza mnie załamała. Muzyka stała się głośna, jakby chciała zagłuszyć ten werdykt. To, co nieubłagane, i jak nadejdzie… Jest ze mną źle. Znowu schudłam, często wymiotuję, mam gorączkę. Moi przyjaciele jako pierwsi dowiedzieli się, co i jak. Następnie rodzina. Godzinę temu powiedziałam o tym mojej grupie ze studiów… Nie wiem, jakiej reakcji się spodziewałam, ale na pewno nie takiej. Przyjaciele od razu zaczęli mnie pocieszać i zapewniać, że to nic takiego, że nic mi się nie stanie. Jakbym mogła w to wierzyć. Mimo wszystko nic nie mówiłam. Wsłuchiwałam się tylko w ich słowa, zachodząc w głowę, czy oni na poważnie oczekują, że im uwierzę? Po chwili do naszej stojącej na korytarzu grupy podbiegł uśmiechnięty Wojtek. - Co to za ponure miny? - spytał, szczerząc się do każdego z osobna, tym swoim charakterystycznym uśmiechem. Nikt mu jednak nie odpowiedział. Rozejrzałam się po milczących wtedy twarzach. - Pogorszyło się. – powiedziałam tylko i opuściłam głowę. - Co? Znów musisz brać leki? Nie ma sprawy, podjadę z tobą do tej apteki, co zawsze. - Leki już nie pomogą, za późno. – Rysy Wojtka zastygły, ale nie wydawało się, żeby cokolwiek zrozumiał. - Że jak to? Angela, co ty gadasz?! - Zaczął gorączkowo krzyczeć. Przewróciłam z irytacją oczami i odsunęłam się od nich. -Tak to. Uwierzcie w to w końcu, już na początku ostrzegałam, że jestem chora. Sytuacja, w której się znalazłam doprowadzała mnie do płaczu. - Angela… - Emil, przyjaciel od liceum. Był przy mnie zawsze. Teraz wyciągnął do mnie rękę. Dopiero w jego samochodzie, powiedziałam to co tłumiłam w sobie. - Wiesz, ja chyba się nie boję… Przecież sama kiedyś chciałam umrzeć. - Tak, ale to było kiedyś. Teraz ty się zmieniłaś, jesteś lubiana, uśmiechnięta chłopak szybko chciał zmienić temat. - Ale wtedy byłam gotowa ze sobą skończyć… nadal jestem - smutna melodia powoli kołysała mnie do snu - Angela, ty chcesz mnie pocieszyć faktem, że jesteś przygotowana? Naprawdę?- lekko się uśmiechnęłam - Tak troszkę. Widziałeś ich reakcję? – wróciłam do moich kolegów - starali się mnie pocieszać… - Wolałabyś by przy tobie chodzili zdołowani? - No nie, ale w takich sytuacjach pocieszanie to nie za dobry pomysł… - zapadła cisza. Emil uważnie patrzył na drogę. Miasto nocą wygląda przyjaźnie, ładnie. Co czuje człowiek, umierając? Boli? Znowu myślę o negatywach. Są przecież pozytywy, zero leków, zmęczenia, strasznego wyglądu, badań… Nie. Nadal się boję. Ale czy człowiek może przygotować się do śmierci? - Angela, pobudka. Zasnęłaś w samochodzie kolega uśmiechał się do mnie życzliwie. - Zawieź mnie do szpitala - szepnęłam przerażona. Ledwo mogłam oddychać. Emilowi uśmiech zastygł na twarzy. Muzyka pulsowała w mojej głowie, w tym momencie miałam dość. Chciałam, żeby znikła. Pragnęłam spokoju, ciszy. Płytki oddech. Znowu swędzą mnie rany. Emil coś krzyczy. Zamykam oczy. Ból. Mam dość. Chcę umrzeć! -*-*- Pamiętaj jesteśmy obok - rodzice wyszli, wpuszczając bladego Emila. - Ile mi dają - ledwo mam siłę mówić. Powieki stały się ciężkie. - Wiesz, że oni nie mają pewności. - Emil, ile czasu dają mi lekarze? - chwyta moją rękę. - Dwa dni… - delikatnie zaciskam palce - na korytarzu czekają osoby z twojej grupy. - Wpuść ich. Pożegnam się. - Angela! - Co tam? - Jak się czujesz? - uśmiechali się, udając ,że wszystko jest okej. - Lekarze dają mi dwa dni – uśmiechy znikły. Dziewczyny zaczęły nerwowo szukać chusteczek. Koledzy parzyli po kątach. Kolejny dłuższy oddech. - Pozwalam wam na płakanie za mną, przez tydzień. Nie więcej. - Angela to nie jest śmieszne - koleżanka spiorunowała mnie spojrzeniem i delikatnie szturchnęła w ramię. Przez następne dwadzieścia minut zgrabnie omijaliśmy temat śmierci. Gdy przyjaciele wyszli, wyczerpana postanowiłam się zdrzemnąć. Ze zdziwieniem zauważyłam, że z każdą kolejną sekundą muzyka w mojej głowie cichła. Powoli odpływałam. Ktoś wszedł do pokoju, usiadł obok i splótł nasze dłonie. Emil - z tą myślą i cichnącą muzyką ruszyłam w ciemność. I jej muzyka ucichła. Nie usłyszy jej nikt. Tak jak nikt nie usłyszy już tej dziewczyny… Martyna Gietz. ROZWAŻANIA „Boję się” Postanowiliśmy także do każdego numeru dodawać twórczość uczennicy naszej szkoły. Będzie to coś w rodzaju głośnych przemyśleń na tematy życia, śmierci, miłości, przyjaźni, rodziny. Nazwiemy to „Rozważania”. Mamy nadzieję, że spodoba się Wam twórczość oraz sam pomysł. Świąteczna zaduma sprzyja tej premierze :) Boję się. Potwornie boję się śmierci. Ale nie swojej śmierci. Boję się śmierci bliskich mi osób. Przeraża mnie kruchość ich życia, fakt, że byle co może mi ich zabrać. Wypadek samochodowy, zawał czy nawet drugi człowiek. Boję się tego, że jak będą umierać, nie będą wiedzieć jak ich bardzo kocham. Boję się, że nie zdążę im wszystkiego powiedzieć. Chciałabym, żeby żyli dłużej niż ja. Zachowuję się jak ostatni tchórz, ale wiem, że ciężko byłoby mi pogodzić się z faktem, że ich nie ma. Dzisiaj, dzisiaj dowiedziałam się o śmierci koleżanki mojej mamy. Kobieta jeszcze niedawno była u nas w odwiedzinach z dwójką dzieci, które nie odstępowały jej nigdy na krok. A teraz? Jej nekrolog wydrukowany w gazetach i dwoje dzieci, z których jedno nawet nie ma szans pamiętać mamy, bo nie ma roku. Mam nadzieję, że się nie bała. Liczę na to, że spokojnie zasnęła, wiedząc, że jej ukochany mąż zajmie się dziećmi. Chciałabym, żeby tak było. Ale pewnie umierała w strachu. Osieracała dwójkę dzieci, zostawiała męża..., a mieli tyle planów, powiększać dom, kupić trampolinę. Tylko życie z nich zakpiło. Pokazało po raz kolejny jak człowiek nie ma nic do powiedzenia. Co ztego, że medycyna jest rozwinięta skoro, gdy ktoś ma umrzeć, to i tak to się stanie. Życie codziennie pokazuje nam jak bardzo nie mamy nad nim kontroli, zawał, wypadek. Ludzkie życie jest okropnie kruche, pyk i już go nie ma. Czy jak człowiek umiera to boli? Czy ma wątpliwości, co do uczuć innych wobec siebie? Czy ktoś kiedyś umarł spokojnie? Po raz kolejny napiszę, że się boję. Gdy byłam młodsza zmarł mój dziadek. Z pewnością wiedział, że bardzo go kocham, ale mam poczucie, że tego nie okazywałam. Był mi niemal obcy, poświęcał się ratowaniu życia dzieciom, spędzał większość czasu w szpitalu na dyżurach. Pomagał, był w tym świetny. Uratował dziesiątki tysięcy dzieci, a życie i tak z niego zakpiło. Ratował z chorób, wypadków, a później sam zmarł na nowotwór. To potworna choroba wyniszczająca organizm. Widziałam jak schodziło z niego powietrze, nie pamiętam tego dobrze, myślę, że byłam zbyt młoda, żeby to zauważać, a raczej, żeby zwracać na to uwagę. Zawsze, gdy go widziałam, był uśmiechnięty, ale na pewno się bał. Nie da się żyć bez strachu ze świadomością, że się niedługo umrze, że zostawi się matkę, siostrę, żonę, trzy córki i czworo wnucząt. Gdy urodził się mój brat, pierwszy wnuk, podobno stwierdził, że teraz jest stuprocentowym dziadkiem. Ale co z tego, skoro życie zadrwiło z nas po raz kolejny i równo trzy miesiące po urodzeniu się wnuka zmarł? Pamiętam jak dziś tamten dzień. Było ciepło, żaden upał, po prostu ciepło. Miałam jechać kupić sobie nowe buty. Stałam przed szkołą, rozmawiając z przyjaciółmi beztrosko, gdy podjechał samochód moich rodziców. Mama siedziała tyłem do bocznej szyby tak, że nie widziałam jej twarzy, pochylała się nad bratem. Tato siedział zapatrzony w przednią szybę. Podbiegłam do samochodu i wsiadłam na przednie siedzenie pasażera. Ruszyliśmy. Odwróciłam się do mamy z uśmiechem i zobaczyłam, że płacze. Momentalnie przestałam się uśmiechać. Nie wiedziałam o co chodzi. Mama popatrzyła mi prosto w oczy i przez łzy powiedziała, że dziadek nie żyje. Byłam w szoku, bez słowa zsunęłam się w siedzenie. Przez chwilę nic do mnie nie docierało. A później wszystko zrozumiałam. Tego człowieka już więcej nie zobaczę, nigdy się do niego nie odezwę, nie przytulę, ani nie powiem, że go kocham. Przypomniałam sobie wszystko, co było z nim związane. Zawsze, co roku, jechałam właśnie z tym człowiekiem na wakacje, to On przebił mi uszy, to On w noce, gdy nie mogłam spać będąc z dala od rodziców pocieszał mnie i mówił dobranoc, bo babcia już dawno spała. Czułam niemal fizyczny ból. Wieczorami mówiłam, wpatrując się w niebo słowa „Kocham Cię”, mając poczucie, że powinnam je mówić wcześniej. Wtedy, kiedy był na nie czas. Bo uświadomiłam to sobie za późno. Po Dziadku pozostawiłam tylko te dobre wspomnienia. Jako jedyny potrafił rozczesać mi poplątane morskim wiatrem kołtuny we włosach tak, aby nie bolało. Już raz przeżyłam odejście człowieka, którego kochałam, boję się, że nie wiedział tego jak go kocham, że umierał z wątpliwościami. Dlatego też boję się śmierci, ale tylko bliskich. W swojej śmierci martwię się tylko o to, że mogę sprawić nią komuś taki ból jaki ja odczuwałam, gdy zabrano mi dziadka. Pisząc to, pozbywam się rzeczy, której wstydzę się powiedzieć na głos. Boję się stracić ludzi, których kocham, ale nie jestem jedyna. W każdym człowieku jest taki lęk, każdy ma kogoś o kogo się martwi. Życie jest kruche, dlatego warto mówić otwarcie o swoich uczuciach, powtarzać ludziom, że się ich kocha, żeby mieli pewność. Aby nie mieli wątpliwości, aby uchronić siebie przed wyrzutami, że czegoś się nie okazało. Aleksandra Półbratek