Ester - Yad Vashem
Transkrypt
Ester - Yad Vashem
Ester Nazywam się Ester. Urodziłam się w 1920 roku w rodzinie chasydzkiej. Mój ojciec należał do sekty Gur. Kiedy miałam pięć lat ojciec sprowadził do domu „mełameda” (nauczyciela) ale nie pamiętam, czego on mnie uczył. W tym samym czasie pojawiły się plotki o Sarze Shneirer, która miała założyć szkołę dla religijnych dziewcząt. Myślenie o takiej szkole było jak myślenie o czymś magicznym. Miałam tak wiele pytań. Na początku myślałam, jak w ogóle wygląda takie miejsce. Wyobraziłam sobie rzędy ławek. Potem myślałam o nauczycielce – była wysoka i duża. Pomyślcie tylko – uczyć się! Dla mnie to był jak sen. Zastanawiałam się, czego uczyłoby się w takie szkole. Ojciec powiedział: „najpierw nauczysz się jak się modlić, jak pisać w jidysz, a potem nauczysz się modlitw”. I kiedy powiedział, że będę się uczyć pięciu ksiąg mojżeszowych, wzięłam głęboki oddech i zapytałam, czy uczyłabym się także komentarzy do Talmudu. Odpowiedział: „Dziewczęta nie uczą się Talmudu”. Po dwóch latach nauki w „Beit Yakov” – szkole dla religijnych dziewcząt – bardzo chciałam uczyć się w polskiej szkole publicznej, podobnie jak wiele koleżanek. W domu nigdy nawet nie rozmawialiśmy o tym, żeby uczyć się w szkole, w której mówi się po polsku! Chłopcy i dziewczęta razem! Przekonanie ojca zajęło mi wiele czasu, ale w końcu udało się. Przez cały czas uczyłam się także w „Beit Yakov”. W polskiej szkole poznałam nauczycieli, którzy byli niereligijnymi Żydami, mówili tylko po polsku. Musiałam się nauczyć polskiego, ponieważ w domu mówiliśmy wyłącznie w jidysz. W szkole była biblioteka, i mimo że ojciec nie chciał, żebym czytała książki po polsku, udało mi się go przekonać, żeby mi pozwolił. Cieszyłam się każdą książką i każdą opowieścią. Mimo, że uczyłam się w „Beit Yakov” oraz w szkole publicznej, wstąpiłam do ruchu młodzieżowego „Batya” założonego dla ultraortodoksyjnych dziewcząt przez Sarę Shneirer. Ruch należał do partii Agudat Yisrael. Moje życie było tak pełne aktywności, że zapominałam o tym, co się dzieje w domu. Nasz sklep był malutki i ojciec szukał innych źródeł dochodu, więc został „mełamedem” dla chłopców. Kryzys ekonomiczny był bardzo bolesny. Kiedy byłam w dziesiątej klasie ojciec musiał sprzedać sklep – nie mogliśmy go już utrzymać. Sytuacja w domu była co raz trudniejsza. Z drugiej strony ja doskonale się uczyłam. Dwa razy wypowiadałam się na cześć marszałka Piłsudskiego i burmistrz, który był wtedy obecny, zaofiarował mi pomoc. Oczywiście potrzebowaliśmy pieniędzy. Żeby uczyć się w liceum musiałam płacić czesne, co było dla moich rodziców niewykonalne. Mój ojciec chciał ponad wszystko, żebym uczyła się w seminarium „Beit Yakov” w Krakowie. Musiał pracować dwa razy więcej, i tak robił. Niestety ojciec zmarł bardzo młodo – miał 49 lat. Nie pojechałam uczyć się w Krakowie, ale znalazłam pracę jako nauczycielka w szkole Beit Yakov w małym miasteczku. Miałam wiele pretensji do systemu, w którym się wychowywałam. Kochałam polską literaturę, a pisanie po polsku mnie cieszyło. Chciałam czytać i czytać, a także pisać, więc zaczęłam pisać pamiętnik. Miałam w Beit Yakov dobrą przyjaciółkę, która opuściła szkołę w połowie nauki. Moi rodzice nie chcieli, żebym się z nią spotykała, ponieważ obawiali się, że sprowadzi mnie na złą drogę. W tym samym czasie zdecydowałam, że chcę uczyć czytania i pisania pięciu ksiąg mojżeszowych i w ten sposób wyrobiłam w uczniach ciekawość świata. Tak stałam się młodą nauczycielką w Beit Yakov.