Pieniądze w piłce nożnej. W co Franz
Transkrypt
Pieniądze w piłce nożnej. W co Franz
Pieniądze w piłce nożnej. W co Franz-Josef Wernze gra z Lechią Gdańsk? Krzysztof Katka 11.02.2016 22:30 Cały tekst: http://trojmiasto.wyborcza.pl/trojmiasto/1,35635,19612714,franz-josef-wernze-w-co-gra-zlechia-gdansk.html#ixzz40BJNJ9ZF spadkiem. Oddala się też możliwość gry w grupie mistrzowskiej, do której wchodzi pierwszych osiem zespołów. To można jeszcze osiągnąć, ale strata punktu przed rozpoczęciem rozgrywek to spory "wyczyn". Łączne straty Lechii Gdańsk przekraczają już 18 mln zł. Transferowa karuzela nie przynosi klubowi ani spodziewanych zysków, ani sukcesów sportowych. Na transferach zarabiają pośrednicy i "inwestorzy". Oficjalny właściciel Lechii niemiecki milioner FranzJosef Wernze prowadzi gigantyczną spółkę audytorsko-doradczą ETL. Specjalizuje się w podatkach, doradztwie prawnym i księgowości. Od początku 2014 r. jest także większościowym właścicielem Lechii, którą kontroluje przez swoją szwajcarską spółkę. Jak się dowiadujemy, klub z blisko półrocznym opóźnieniem wypłacił tzw. premie punktowe Mateuszowi Możdżeniowi i Tiago Valente oraz spóźnił się z płatnością na rzecz Jagiellonii Białystok. Wszystko miało zostać zapłacone do końca czerwca 2015 r., a przelewy poszły w grudniu. Jego biznes przy ul. Pokoleń Lechii Gdańsk jest jednak daleki od standardów skrupulatnych księgowych z tej największej w Niemczech grupy konsultantów podatkowych. Przedstawiciele klubu przekonują, że chodziło o relatywnie niewielkie kwoty, szczegółów nie chcą jednak podać. To tym bardziej niepokojące, bo jeśli przeliczymy połowę rocznego budżetu Lechii na punkty zdobyte w rundzie jesiennej, to okaże się, że zdobycie każdego punktu kosztowało klub ok. 1 mln zł. Lechia dysponuje trzecim budżetem w ekstraklasie, wspierają ją wierni kibice i tacy możni sponsorzy jak Lotos i Energa. Klub ma do dyspozycji jeden z najładniejszych - nie tylko w Polsce - stadionów, do którego gdańszczanie dokładają ok. 40 mln zł rocznie (tyle kosztują spłaty rat za budowę i bieżące utrzymanie). Jeśli dodamy do tego niemieckiego milionera posiadającego większość udziałów w klubie, wszystko powinno działać jak w szwajcarskim zegarku. Straty pokrywane przyszłymi zyskami Straty spółki Lechia Gdańsk SA (czyli klubu) cały czas rosną. Przez blisko dwa lata, od momentu, gdy udziały Wernzemu - w kontrolującej Lechię spółce WCF - sprzedała żona Andrzeja Kuchara, ich oficjalna właścicielka, wzrosły z ok. 14 do ponad 18 mln zł. Spóźnione płatności A jednak spółka Lechia Gdańsk ma problemy z terminowym regulowaniem płatności. W listopadzie 2014 r. badający bilans biegły rewident napisał w liście do spółki, że "jeśli zobowiązania przekroczą wartość majątku dłużnika, to uznaje się go za niewypłacalnego, nawet jeśli reguluje swoje zobowiązania". Przypomniał, że łączna strata wyniosła już 18 mln, a kapitał założycielski spółki to jedynie 1,5 mln zł. Lechia odpisała, że ma obietnicę wsparcia od udziałowca, i zapewniła, że straty zostaną pokryte z przyszłych zysków. - Za Lechię trzeba teraz trzymać kciuki, a nie jej przywalać mówi Andrzej Bojanowski, wiceprezydent Gdańska. - Muszę jednak przyznać, że spółka spóźnia się z płatnościami za korzystanie ze stadionu. Ale w końcu, po monitach, je reguluje. Dodajmy, że gmina przekazuje Lechii rocznie blisko 4 mln zł i jest to wystarczająca kwota, by zapłacić za korzystanie z boisk. Sprawozdania za rok obrotowy 2014/2015 spółka jeszcze nie opublikowała. Według Lechii sezon ten zamknął się stratą 400 tys. zł, w poprzednich latach było 1,1 mln zł i 2,6 mln zł. Są też sportowe skutki zwlekania z płatnościami. Przed rozpoczęciem rundy wiosennej PZPN odebrał klubowi jeden punkt za przeterminowane zobowiązania. Lechia spadła przez to na 12. pozycję w tabeli i ma obecnie 23 punkty - o dwa więcej od najsłabszych drużyn. To oznacza, że duma piłkarskiego Gdańska jest realnie zagrożona - Klub nie ma problemów finansowych, a opóźnienia płatności zdarzają się we wszystkich klubach piłkarskich - przekonuje Maciej Bałaziński, prokurent Lechii. Trudno się z nim nie zgodzić, 1 Pożyczka w wysokości miliona euro to niejedyny wydatek nowego właściciela Lechii. Wcześniej musiał zapłacić za udziały w spółce WCF kontrolującej gdański klub. Dawny WCF nazywa się dziś Lechia Investment i ma siedzibę w Krakowie. Kwota nie jest znana, na piłkarskiej giełdzie mówi się, że część pożyczek udzielanych wcześniej Lechii przez Kuchara została spłacona kartami zawodników, a dokładniej udziałem w sprzedaży ich do innych klubów. wypłaty dla piłkarzy i pracowników wypłacane są regularnie. Ale z drugiej strony do tej pory tylko dwóm klubom odebrano punkty za przewinienia finansowe. Co więcej, w Lechii krążą ogromne pieniądze, bowiem klub przeprowadził za nowych właścicieli rekordową liczbę transferów. Dziennikarz Polsat Sport Roman Kołtoń pisał nawet, że stała się "wielopoziomowym parkingiem dla piłkarzy". Lechia odpowiedziała zapewnieniem, że żaden z transferów nie był dokonywany z intencjami innymi, niż zwiększenie potencjału drużyny. Tajemnica Advance Sport Styczeń 2014. W tym czasie Wernze finalizuje przejęcie klubu od Kuchara, ale nie jest jeszcze właścicielem. Z Wisły Kraków przychodzi do Lechii młody piłkarz Paweł Stolarski. Podpisuje trzyletni kontrakt. Media podają, że Lechia ma za niego zapłacić "ekwiwalent za szkolenie - ok. 100 tys. zł". Ile zainwestował Wernze i ile idzie na prowizje Roczny budżet Lechii przekracza 40 mln zł i znacznie urósł po wejściu Wernzego do klubu. Najwięcej łożą sponsorzy i Canal+ za prawa do transmisji meczów. Kolejną pozycją są wpływy z biletów. Szacujemy, że ok. 12 mln w budżecie pochodzi z transferów. Nie jest to jednak zysk, lecz wpływy ze sprzedaży zawodników, które są wydawane na kolejne zakupy. Kolejny nabytek w styczniu to Nikola Leković z serbskiej Vojvodiny Nowy Sad (przyszedł bez sumy odstępnego). W lutym kontrakt z Lechią podpisuje Stojan Vranješ (także z Vojvodiny, prawdopodobnie również odszedł bez odstępnego). Co się dzieje z tymi piłkarzami? Ruch transferowy rodzi pytania o bilans tych transakcji oraz o związane z nimi prowizje menedżerskie. Ile Lechia wydała na prowizje za transfery w sezonie 2014/2015? Czy była to kwota ok. 5 mln zł, o której nieoficjalnie mówi nam jeden z rozmówców związany z klubem? Stolarski szybko zostaje wypożyczony do Zagłębia Lubin. W połowie 2015 r. Leković trafia na wypożyczenie do Partizanu Belgrad, zaś Vranješ jeden z lepszych piłkarzy w Lechii - odchodzi do Legii Warszawa, prawdopodobnie za 300 tys. euro (kwoty nikt nie potwierdził oficjalnie). - Znacznie niższa, nie mogę podać szczegółów ze względu na tajemnicę handlową. Wysokość prowizji mieści się w standardowych stawkach funkcjonujących na rynku transferowym - tłumaczy Bałaziński. Transfer jest zaskakujący, bowiem niewiele wcześniej Lechia przedłużyła kontrakt z Vranješem do 2019 r. - O co tu chodzi? - pytają kibice. - Czy ktoś wziął prowizję za przedłużenie kontraktu? Nie tak miała wyglądać Lechia pod rządami Wernzego. Na początku roku 2014 zapowiadano inwestycje, oddłużenie i sukcesy, łącznie z walką w europejskich pucharach. O ile poprzednie dwa sezony można uznać za sukces sportowy (Lechia zajęła bowiem czwarte i piąte miejsce w lidze), to już na obecną sytuację trudno patrzeć z optymizmem. Są też tacy, którzy przyjmują, że Lechia nieźle na tym wyszła: przez półtora roku miała w składzie dobrego gracza i jeszcze zarobiła na nim blisko milion złotych. "Wyborcza" poznała kulisy tych transakcji. Cała trójka piłkarzy przyszła do Lechii na podstawie "umów o wspólną inwestycję" zawartych z niemiecką spółką menedżerską Advance Sport. Pytanie, ile nowy właściciel milioner zainwestował w Lechię, pozostaje bez odpowiedzi. - Nie mamy takich danych - mówi wiceprezydent Bojanowski. - W tamtym okresie pan Wernze był w trakcie przejmowania pakietu większościowego klubu, a finał tej transakcji nastąpił dopiero wiosną. W styczniu i lutym pan Wernze nie mógł inaczej wesprzeć klubu, nie będąc jego właścicielem mówi Bałaziński. - Były przynajmniej dwa przyzwoite zasilenia spółki pożyczkami na łączną kwotę miliona euro słyszymy od jednej z osób związanych z klubem. Umowy z Advance Sport zostały zawarte w styczniu i lutym w Kolonii, gdzie mieszka Wernze, w odstępie dwóch tygodni. - Nie mogę podać tych danych, to tajemnica handlowa spółki - odpowiada Bałaziński. 2 czytamy też, że "liczba transferów i związane z nimi wydatki sprawiły, że Lechii nie udało się powtórzyć bardzo dobrego wskaźnika kosztu wynagrodzeń zawodników na zdobyty punkt. 318 tys. zł w płacach piłkarzy kosztował każdy punkt w roku 2014, podczas gdy rok wcześniej wynik ten kształtował się na poziomie 129 tys. zł". Umowy określały, ile Lechia zapłaci spółce Advance Sport na wypadek, gdyby piłkarze grali w klubie w roku 2017 lub 2018. Gdyby Stolarski miał ważny kontrakt z gdańskim klubem do połowy 2017, zaś Leković i Vranješ do połowy 2018 r., to Advance Sport dostałby za nich od Lechii odpowiednio: 295 tys. euro, 60 tys. euro, 280 tys. euro. Według audytora "pokazuje to, że jakość nowych zawodników nie miała przełożenia na wyniki sportowe klubu". I co więcej "transfery finansowane były głównie ze środków obcych, więc zobowiązania krótkoterminowe klubu zwiększyły się o blisko 20 mln zł". Gdyby piłkarze zostali wcześniej sprzedani, Advance Sport miał dostać od Lechii zwrot zainwestowanych pieniędzy (tzw. opłatę stałą) i połowę różnicy między sumą transferu, a opłatą stałą. Z tego można wyciągnąć wniosek, że obcych "inwestycji" w transfery piłkarzy było więcej. Gwarancja zwrotu "inwestycji" i połowy zysku z transferu - Jak znam świat piłkarski - i nie mówię teraz o Lechii - to są w nim nie do końca jasne przepływy finansowe. Często są to pieniądze angażowane przez pośrednika. Teoretycznie klub opłaca piłkarza, a tak naprawdę kasę wykłada jego menedżer - mówi wiceprezydent Bojanowski. W sierpniu 2015 r. Vranješ odszedł do Legii Warszawa prawdopodobnie za 300 tys. euro. Poniższe dane są szacunkami, podajemy je, by pokazać mechanizm rozliczeń Lechii z Advance Sport. O chorobie "zakupoholizmu" w Lechii pisał na łamach "Dziennika Bałtyckiego" Rafał Rusiecki. Wskazywał, że większość zawodników przychodzi do Lechii na zasadzie wolnego transferu, co oznacza, że nie trzeba płacić im poprzedniemu klubowi. Wystarczy wyłożyć pieniądze na "podpis piłkarza". Jeśli Advance Sport "zainwestował" w sprowadzenie Vranješa do Lechii 200 tys. euro, to po sprzedaży zawodnika do Legii mógł otrzymać 250 tys. euro. Korzyść Lechii wyniosłaby w tym układzie 50 tys. euro minus prowizja dla agenta piłkarza. W skrócie - Advance Sport zagwarantował sobie połowę zysków z transferu i jednocześnie zwrot "zainwestowanych" pieniędzy. To ważny wątek, który częściowo może tłumaczyć biznesową grę Lechii. W umowach z Lechią był też zapis na wypadek wygaśnięcia kontraktów. W takim wypadku Lechia musiałaby wypłacić Advance Sport "opłatę stałą" powiększoną o 5 proc. za każdy rok od zawarcia kontraktu. To jakby gwarantowany zysk "z lokaty". - Do piłkarza z wolną kartą zgłaszają się menedżerowie i proponują kasę za podpisanie kontraktu. Obie strony zarobią, jeśli znajdzie się klub, który zagwarantuje zwrot pieniędzy i da menedżerom udział w zyskach z kolejnego transferu - tłumaczy "Wyborczej" jeden z działaczy piłkarskich. Przyjrzyjmy się teraz umowie dotyczącej Stolarskiego. Jeśli za 16 miesięcy nadal będzie miał kontrakt z Lechią, klub zapłaci za niego Advance Sport 295 tys. euro, czyli 1,3 mln zł. To całkiem sporo, biorąc pod uwagę budżet Lechii i obecną formę tego zawodnika. Możliwe zatem, że Stolarski zostanie wcześniej sprzedany. Nie wiadomo jednak, czy kwota transferu wystarczy na zwrot pieniędzy wyłożonych przez Advance Sport czy może ją przewyższy. - Lechia jest niczym tramwaj. Do niej piłkarze wsiadają i wysiadają - komentował w mediach pół roku temu Bogusław Kaczmarek, były trener białozielonych. Jak klub komentuje opinie mówiące, że Lechia "jest tablicą ogłoszeń pana Wernzego"? Czy takich umów było więcej? Bałaziński mówi, że przynajmniej od sezonu 2014/2015 (od czasu, kiedy ma pełną wiedzę) klub nie zawiera takich umów. - Absolutnie się z tym nie zgadzam. Po przejęciu klubu przez pana Wernzego Lechia zakończyła pierwszy sezon na czwartym miejscu, a kolejny na piątym. To najwyższe lokaty od dziesięcioleci. Właściciel zdecydował się na dynamiczną przebudowę zespołu. Czy była to słuszna decyzja, czas pokaże. Lechia chce odnosić kolejne sukcesy sportowe i pragnie szkolić młodzież na jak najwyższym poziomie. To podstawowe cele działalności klubu - wyjaśnia Bałaziński. Zajrzyjmy do raportu audytora Ernst&Young, który chwali Lechię za udany sezon 2014/2015 - udało się zwiększyć frekwencję na stadionie w Gdańsku, uzyskać czwartą oglądalność meczów w kraju, pozyskać nowych sponsorów (Cekol, Totolotek) oraz zająć wysokie piąte miejsce. W dokumencie 3 Kto stoi za Advance Sport? Do czego Wernze potrzebuje Lechii Rok 2011. Na stronie polishsoccerblog.com pojawia się notka w języku angielskim: "Niemiecki milioner Franz-Josef Wernze i jego firma Advance Sport chcą przejąć Polonię Bytom". 68-letni Wernze w wywiadach prasowych mówi, by nie nazywać go inwestorem piłkarskim ani patronem czy mecenasem sportu. Po prostu "lubi pomóc, ale tak, by nie stracić". Kiedyś pożyczył pieniądze pewnemu holenderskiemu klubowi, ale pod zastaw wpływów z transmisji telewizyjnych. Futbol, jak mówi, jest jego pasją. Inne doniesienia mówią o spółkach menedżera Adama Mandziary (obecnego prezesa Lechii Gdańsk SA): Advance Sport GmbH w likwidacji i Advance Sport AG z Kolonii. Dziś Lechia winna jest Wernzemu od 14 do 18 mln zł z tytułu nowych pożyczek oraz tych, które przejął z czasów Kuchara. Zresztą Advance Sport nie ukrywa, że jego partnerem jest grupa ETF, należąca do Wernzego. Panowie znają się i współpracują nie tylko przy okazji Lechii. - Jeśli Wernze angażuje w klub swoje pieniądze, to przecież nie robi tego po to, żeby zarabiać na prowizjach czy transferach, jednocześnie zadłużając spółkę. To byłoby nielogiczne zwracają uwagę nasi rozmówcy związani z Lechią. W listopadzie 2014 portal trojmiasto.sport.pl opublikował wypowiedź Bałazińskiego, ówczesnego przewodniczącego rady nadzorczej Lechii: "Syn pana Wernzego, Philip, jest natomiast właścicielem spółki Advance Sport, która współpracuje z Lechią. To spółka Advance Sport finansowała m.in. zimowe transfery we współpracy z panem Wernze". Inaczej rzecz wygląda, jeśli przyjmiemy, że transfery przynoszą zyski "inwestorom", a pieniądze przekazywane Lechii są pożyczkami, które kiedyś trzeba będzie spłacić. Nie sposób dziś jednoznacznie odpowiedzieć, ile warta jest Lechia, bowiem ostatecznie o jej wycenie rynkowej zdecyduje ewentualny kupiec. Jeśli Wernze nadal pożycza pieniądze Lechii, to przecież nie po to, żeby ich nie odzyskać. Bałaziński teraz zaprzecza, że udzielił takiej wypowiedzi: - Nie autoryzowałem jej, nigdy nie twierdziłem, że właścicielem spółki Advance Sport jest syn pana Wernzego. Nie mam wiedzy na temat relacji właścicielskich w Advance Sport - mówi. Wernze lubi opowiadać o budowaniu drużyny. Zawsze mówi, że to proces na wiele lat. Sam Mandziara nie ukrywał w jednym z wywiadów, że Wernze wyłożył pół miliona euro na transfery do Lechii. Prawdopodobnie chodzi o opisane wyżej "umowy inwestycyjne". Nie kryje przy tym, że jego ukochany klub to FC Köln. Zaangażowany jest w grające w ligach okręgowych niemieckie drużyny Victoria Köln oraz Lokomotiv Lipsk. Piłkarze tego ostatniego klubu noszą koszulki z logo jego firmy ETL. ETL prowadzi w Polsce działalność w niewielkiej skali, więc nie o efekt marketingowy chodzi. Grupy tej nie ma wśród sponsorów gdańskiego klubu. Połowa zysków ze sprzedaży Peszki Co z tego wynika? Np. to, że na transferach zarabia Wernze. I można powiedzieć, że nie jest to żadne odkrycie. W niemieckiej prasie sportowej pełno jest informacji o jego inwestycjach w zawodników i zyskach, które czerpał z transferów. Np. za sprzedaż Pedro Geromela z FC Köln Wernze miał dostać 1,1 mln euro. Do czego Wernzemu potrzebna jest akurat Lechia? - Na pewnym poziomie zaangażowanie w sport ułatwia zawieranie kontaktów biznesowych. Właściciel takiego klubu jak Lechia staje się partnerem do rozmów z szefami takich potęg, jak choćby FC Köln - przekonuje jeden z działaczy znający Wernzego. Przed laty Wernze "zainwestował" m.in. w Sławomira Peszkę. Wyłożył pół miliona euro za przejście tego piłkarza z Lecha Poznań do FC Köln. Dopłacał też do jego pensji. Wszystko po to, by zarobić na późniejszym transferze. Wernze miał bowiem zagwarantowaną połowę zysków z jego sprzedaży. To podobny model do opisywanych wyższej umów Lechii z Advance Sport. Media donosiły, że w pewnym momencie Wernze naciskał na sprzedaż Peszki, żeby zrealizować zysk. W efekcie Peszko krążył między FC Köln a AC Parmą, był sprzedawany i wypożyczany (jeden z kontraktów anulowano). Znajdując się pod skrzydłami Wernzego, trafił w końcu do Lechii. Ale czy naprawdę mamy uwierzyć, że szef ETL, renomowanej grupy dającej setki miliardów przychodów rocznie, potrzebuje klubu z Polski, by zwiększyć swoją atrakcyjność towarzyską czy biznesową w Niemczech? "Wyborcza" pisała cztery lata temu, że Wernze w FC Köln przez długi czas był szarą eminencją i decydował o wszystkich transferach. Futbol stał się dla niego sposobem na pomnażanie majątku. "Nie 4 który nie jest zainteresowany bieżącymi zyskami, lecz odzyskaniem kapitału w dłuższej perspektywie. Przeciętna inwestycja typu private equity trwa około 5-7 lat, wiąże się z podwyższonym ryzykiem dla inwestora, ale też daje mu szansę na wyższy zysk. był lubiany przez część kibiców FC Köln, którzy twierdzili, że jego jedyną motywacją działalności jest chęć zysku, a nie dobro klubu" - czytamy w archiwum "Wyborczej". W pewnym momencie zaczął poszukiwania klubu w Polsce, by go przejąć. Nie udało się z ŁKS i Polonią Bytom, wyszło w Gdańsku. Co jeszcze napisał Wernze w oświadczeniu? Że W&C Vermögensgesellschaft AG prowadzi rozmowy z potencjalnymi inwestorami, zaś jej głównym akcjonariuszem pozostaje... grupa ETL. Biało-zieloni kontrolowani ze Szwajcarii W jaki sposób Wernze kontroluje Lechię? Większość udziałów w Lechii Gdańsk SA posiada Lechia Investment, spółka zarejestrowana w Krakowie (wcześniej należała do żony Kuchara i nazywała się Wrocławskie Centrum Finansowe). Także w marcu 2014 Wernze mówił w polskich mediach: "Stworzyliśmy grupę ludzi, którzy żyją z piłki i znają się na niej. I którzy znają się również na biznesie. Są w niej podmioty z czterech krajów - z Niemiec, ze Szwajcarii, z Portugalii i Hiszpanii. Dzięki temu międzynarodowemu towarzystwu przed Lechią rysują się możliwości działania na różnych rynkach". Akcje Lechii Investment należą zaś do W&C Vermögensverwaltung AG, zarejestrowanej w szwajcarskim kantonie Zug. Kapitał założycielski tej spółki wynosi 50 tys. franków szwajcarskich, a udziały są akcjami na okaziciela. Prawo w kantonie Zug nie tylko gwarantuje niewielkie podatki, ale i chroni dane udziałowców. W szwajcarskim rejestrze handlowym czytamy, że W&C Vermögensverwaltung AG, zajmująca się kiedyś budownictwem, zmieniła statut w lutym 2014 r. Wtedy wpisano do niego doradztwo inwestycyjne, obrót licencjami i usługi w dziedzinie sportu, w szczególności piłki nożnej. Nie chciał jednak zdradzić pozostałych nowych udziałowców Lechii. W październiku 2014 r. Mandziara mówił już, że jedynym właścicielem Lechii jest Wernze, który "współpracuje z inwestorami, m.in. Rogerem Wittmannem, Thomasem von Heesenem czy panem Mosquito, z którym (...) ma bardzo dobre relacje. To przekłada się także na współpracę Lechii z Benfiką". Trener Thomas von Heesen wkrótce zaprzeczył, że jest w gronie inwestorów. Zgodnie z oświadczeniami przedstawicieli Lechii jedynym udziałowcem W&C Vermögensverwaltung AG jest Wernze. Gdy poprosiliśmy Lechię o odpowiedź na pytania, spotkał się z nami nie prezes Mandziara, lecz Bałaziński. Po co tyle umów? Ale było wokół tego wiele niejasności. Zaczęło się od tego, że Wernze mówił: "Moja wiedza odnośnie Lechii polega na tym, że grupa inwestorów bada wejście w klub z Gdańska, a grupa ETL działa przy tym jako ciało doradcze". Przyjrzyjmy się jeszcze zagadkowemu przedłużaniu kontraktów z zawodnikami. We wrześniu 2015 r. Przemysław Zych opublikował na łamach "Wyborczej" tekst "Lechia projekt cwaniaczków". Pisał: "W Gdańsku zbudowano paraklub, który jedynie przy okazji miał osiągnąć sukces sportowy. Przede wszystkim zajmuje się wypłacaniem pieniędzy, które klub otrzymuje z Canal+, od sponsorów i z biletów. Do Lechii przyszło aż 44 zawodników, odkąd zimą 2014 r. pojawili się nowi właściciele. Za każdy transfer, ale też przedłużenie kontraktu, agentom należy się kasa. Za każdym razem ktoś więc korzystał, bardzo często [menedżer, agent piłkarzy] Mariusz Piekarski". 19 marca 2014 r. niemiecki portal reviersport.de, powołując się na polskie media, donosił, że Wernze przejmuje Lechię. Milioner zaprzeczał, mówił, że zaangażowany jest w to jego syn Philipp. - Ja działam tylko jako konsultant. Mój syn Philipp jest zaangażowany w niemieckiej spółce AG, która posiada udziały w szwajcarskiej W&C Vermögensverwaltung - opowiadał Franz-Josef Wernze w niemieckim portalu. Klienci Piekarskiego to m.in.: Tu ważny jest fragment: "mój syn Philipp jest zaangażowany w niemieckiej spółce AG". To może znaczyć, że udziały w W&C posiadał Advance Sport lub inna spółka syna Wernzego. * Maciej Makuszewski - Lechia kupiła go w czerwcu 2014 i podpisała kontrakt do 2018 r. Po ledwie 12 miesiącach przedłużył umowę do 2020 r. W ostatnich dniach wypożyczony do portugalskiej Vitória Set bal. W marcu 2014 r. Wernze wydał oświadczenie, że W&C Vermögensgesellschaft AG jest spółką typu private equity. Wiemy, że jest to rodzaj funduszu, 5 Pierwszy kontrakt Vranjesa z Lechią obowiązywał do roku 2017. W roku 2015 został przedłużony do końca 2019. * Ariel Borysiuk - w kwietniu 2015 kupiony przez Lechię, dostał kontrakt do 2018 r. Ale już w lipcu 2015 r. podpisano z nim następny kontrakt, tym razem do 2020 r. Niedawno odszedł do Legii Warszawa. - Za przedłużenie żadnego z trzech kontraktów (Stojana Vranjesa, Macieja Makuszewskiego oraz Ariela Borysiuka) klub nie wypłacił prowizji menedżerskiej - mówi Bałaziński. - Umowy z piłkarzami zostały przedłużone z jednego powodu. Otóż pierwsze trzy lata kontraktu są okresem chronionym, a później pozycja klubu wobec zawodnika ulega osłabieniu. Przedłużając kontrakty, dbaliśmy o interes Lechii - zapewnia. * Stojan Vranješ - zanim pod koniec sierpnia 2015 r. został sprzedany do Legii Warszawa, przedłużył jeszcze umowę w gdańskim klubie. "Po co tyle umów? Bo z każdej jest prowizja dla menedżerów" - pisał Zych. W odpowiedzi Piekarski udzielił wywiadu portalowi weszlo.com. Zapewniał, że nie chodziło o wyciąganie z Lechii prowizji dla menedżerów. W Lotosie lekko przerażeni Jowita Twardowska, przedstawicielka największego sponsora - Grupy Lotos, tak w grudniu mówiła o transferach: "To jest też lekko przerażające z punktu widzenia klubowego budżetu. Nie możemy tego potępiać, bo taka jest wizja klubu, który zamierza grać w pucharach i zaistnieć na innym poziomie. Może to jest jakiś sposób. Mam nadzieję, że właściciel zdaje sobie sprawę z tego, na co zarząd sobie pozwala, i że finansowo sobie z tym poradzi". "Nie mieści mi się w głowie, że za piłkarzy, którzy mają jeszcze dwa-trzy lata kontraktu i przedłużają do pięciu lat, mógłbym jeszcze wziąć prowizje" odpowiadał Piekarski. Zapewniał, że "to był ukłon ze strony klubu w kierunku zawodników". "Szczerze? Chcieli dostać kredyty i mocniej usadowić się w Gdańsku, kupić mieszkania" - przekonywał. Nie wiemy, czy zawodnicy istotnie zaciągnęli kredyty i kupili sobie mieszkania w Gdańsku. Najwyższe zarobki w Lechii sięgają 78 tys. zł miesięcznie, ale mówimy tutaj o doświadczonym zawodniku z reprezentacyjnym stażem. Junior może zarobić 16 tys. zł, zaś typowa pensja wynosi od 30 do 50 tys. zł, płatne po wystawieniu faktury przez zawodnika. Trener może liczyć na ok. 100 tys. zł miesięcznie. Sponsorski kontrakt Lechii z Lotosem kończy się w połowie roku. Kolejny stoi pod znakiem zapytania. Lotos zaangażował się przecież w sponsorowanie polskiej reprezentacji piłkarskiej. Drugi sponsor, Grupa Energa, zaangażowała się w sponsoring gdańskiego stadionu, więc można sobie wyobrazić, że z czasem ograniczy wsparcie dla Lechii. Negatywne scenariusze nie muszą się spełnić, sponsorów można utrzymać lub pozyskać nowych. Warunkiem jest jednak utrzymanie w ekstraklasie. Nie zaszkodzi też pokazać kibicom, że w tym interesie nie chodzi o zarabianie na obrocie piłkarzami. Wróćmy do przedłużanych kontraktów. Piekarski we wspomnianym wywiadzie powiedział coś jeszcze: "Nikt nie zna dokładnie mechanizmów [transferów]". Otóż to. Ale "umowy o inwestycję" rzucają pewne światło. Cały tekst: http://trojmiasto.wyborcza.pl/trojmiasto/1,35635,19612714,franz-josef-wernze-w-co-gra-zlechia-gdansk.html#ixzz40BJIOLoQ 6