Pieniądze w piłce nożnej. W co Franz

Transkrypt

Pieniądze w piłce nożnej. W co Franz
Pieniądze w piłce nożnej. W co Franz-Josef Wernze gra z Lechią Gdańsk?
Krzysztof Katka
11.02.2016 22:30
Cały tekst: http://trojmiasto.wyborcza.pl/trojmiasto/1,35635,19612714,franz-josef-wernze-w-co-gra-zlechia-gdansk.html#ixzz40BJNJ9ZF
spadkiem. Oddala się też możliwość gry w grupie
mistrzowskiej, do której wchodzi pierwszych osiem
zespołów. To można jeszcze osiągnąć, ale strata
punktu przed rozpoczęciem rozgrywek to spory
"wyczyn".
Łączne straty Lechii Gdańsk przekraczają już 18
mln zł. Transferowa karuzela nie przynosi klubowi
ani spodziewanych zysków, ani sukcesów
sportowych. Na transferach zarabiają pośrednicy i
"inwestorzy".
Oficjalny właściciel Lechii niemiecki milioner FranzJosef Wernze prowadzi gigantyczną spółkę
audytorsko-doradczą ETL. Specjalizuje się w
podatkach, doradztwie prawnym i księgowości. Od
początku 2014 r. jest także większościowym
właścicielem Lechii, którą kontroluje przez swoją
szwajcarską spółkę.
Jak się dowiadujemy, klub z blisko półrocznym
opóźnieniem wypłacił tzw. premie punktowe
Mateuszowi Możdżeniowi i Tiago Valente oraz
spóźnił się z płatnością na rzecz Jagiellonii
Białystok. Wszystko miało zostać zapłacone do
końca czerwca 2015 r., a przelewy poszły w
grudniu.
Jego biznes przy ul. Pokoleń Lechii Gdańsk jest
jednak daleki od standardów skrupulatnych
księgowych z tej największej w Niemczech grupy
konsultantów podatkowych.
Przedstawiciele klubu przekonują, że chodziło o
relatywnie niewielkie kwoty, szczegółów nie chcą
jednak podać. To tym bardziej niepokojące, bo jeśli
przeliczymy połowę rocznego budżetu Lechii na
punkty zdobyte w rundzie jesiennej, to okaże się,
że zdobycie każdego punktu kosztowało klub ok. 1
mln zł.
Lechia dysponuje trzecim budżetem w ekstraklasie,
wspierają ją wierni kibice i tacy możni sponsorzy
jak Lotos i Energa. Klub ma do dyspozycji jeden z
najładniejszych - nie tylko w Polsce - stadionów, do
którego gdańszczanie dokładają ok. 40 mln zł
rocznie (tyle kosztują spłaty rat za budowę i
bieżące utrzymanie). Jeśli dodamy do tego
niemieckiego milionera posiadającego większość
udziałów w klubie, wszystko powinno działać jak w
szwajcarskim zegarku.
Straty pokrywane przyszłymi zyskami
Straty spółki Lechia Gdańsk SA (czyli klubu) cały
czas rosną. Przez blisko dwa lata, od momentu,
gdy udziały Wernzemu - w kontrolującej Lechię
spółce WCF - sprzedała żona Andrzeja Kuchara,
ich oficjalna właścicielka, wzrosły z ok. 14 do
ponad 18 mln zł.
Spóźnione płatności
A jednak spółka Lechia Gdańsk ma problemy z
terminowym
regulowaniem
płatności.
W listopadzie 2014 r. badający bilans biegły
rewident napisał w liście do spółki, że "jeśli
zobowiązania
przekroczą
wartość
majątku
dłużnika, to uznaje się go za niewypłacalnego,
nawet jeśli reguluje swoje zobowiązania".
Przypomniał, że łączna strata wyniosła już 18 mln,
a kapitał założycielski spółki to jedynie 1,5 mln zł.
Lechia odpisała, że ma obietnicę wsparcia od
udziałowca, i zapewniła, że straty zostaną pokryte
z przyszłych zysków.
- Za Lechię trzeba teraz trzymać kciuki, a nie jej
przywalać
mówi
Andrzej
Bojanowski,
wiceprezydent Gdańska. - Muszę jednak przyznać,
że spółka spóźnia się z płatnościami za korzystanie
ze stadionu. Ale w końcu, po monitach, je reguluje.
Dodajmy, że gmina przekazuje Lechii rocznie
blisko 4 mln zł i jest to wystarczająca kwota, by
zapłacić za korzystanie z boisk.
Sprawozdania za rok obrotowy 2014/2015 spółka
jeszcze nie opublikowała. Według Lechii sezon ten
zamknął się stratą 400 tys. zł, w poprzednich latach
było 1,1 mln zł i 2,6 mln zł.
Są też sportowe skutki zwlekania z płatnościami.
Przed rozpoczęciem rundy wiosennej PZPN
odebrał klubowi jeden punkt za przeterminowane
zobowiązania. Lechia spadła przez to na 12.
pozycję w tabeli i ma obecnie 23 punkty - o dwa
więcej od najsłabszych drużyn. To oznacza, że
duma piłkarskiego Gdańska jest realnie zagrożona
- Klub nie ma problemów finansowych, a
opóźnienia płatności zdarzają się we wszystkich
klubach piłkarskich - przekonuje Maciej Bałaziński,
prokurent Lechii. Trudno się z nim nie zgodzić,
1
Pożyczka w wysokości miliona euro to niejedyny
wydatek nowego właściciela Lechii. Wcześniej
musiał zapłacić za udziały w spółce WCF
kontrolującej gdański klub. Dawny WCF nazywa się
dziś Lechia Investment i ma siedzibę w Krakowie.
Kwota nie jest znana, na piłkarskiej giełdzie mówi
się, że część pożyczek udzielanych wcześniej
Lechii przez Kuchara została spłacona kartami
zawodników, a dokładniej udziałem w sprzedaży
ich do innych klubów.
wypłaty dla piłkarzy i pracowników wypłacane są
regularnie. Ale z drugiej strony do tej pory tylko
dwóm klubom odebrano punkty za przewinienia
finansowe. Co więcej, w Lechii krążą ogromne
pieniądze, bowiem klub przeprowadził za nowych
właścicieli rekordową liczbę transferów.
Dziennikarz Polsat Sport Roman Kołtoń pisał
nawet, że stała się "wielopoziomowym parkingiem
dla piłkarzy". Lechia odpowiedziała zapewnieniem,
że żaden z transferów nie był dokonywany z
intencjami innymi, niż zwiększenie potencjału
drużyny.
Tajemnica Advance Sport
Styczeń 2014. W tym czasie Wernze finalizuje
przejęcie klubu od Kuchara, ale nie jest jeszcze
właścicielem. Z Wisły Kraków przychodzi do Lechii
młody piłkarz Paweł Stolarski. Podpisuje trzyletni
kontrakt. Media podają, że Lechia ma za niego
zapłacić "ekwiwalent za szkolenie - ok. 100 tys. zł".
Ile zainwestował Wernze i ile idzie na prowizje
Roczny budżet Lechii przekracza 40 mln zł i
znacznie urósł po wejściu Wernzego do klubu.
Najwięcej łożą sponsorzy i Canal+ za prawa do
transmisji meczów. Kolejną pozycją są wpływy z
biletów. Szacujemy, że ok. 12 mln w budżecie
pochodzi z transferów. Nie jest to jednak zysk, lecz
wpływy ze sprzedaży zawodników, które są
wydawane na kolejne zakupy.
Kolejny nabytek w styczniu to Nikola Leković z
serbskiej Vojvodiny Nowy Sad (przyszedł bez sumy
odstępnego). W lutym kontrakt z Lechią podpisuje
Stojan Vranješ (także z Vojvodiny, prawdopodobnie
również odszedł bez odstępnego).
Co się dzieje z tymi piłkarzami?
Ruch transferowy rodzi pytania o bilans tych
transakcji oraz o związane z nimi prowizje
menedżerskie. Ile Lechia wydała na prowizje za
transfery w sezonie 2014/2015? Czy była to kwota
ok. 5 mln zł, o której nieoficjalnie mówi nam jeden z
rozmówców związany z klubem?
Stolarski szybko zostaje wypożyczony do Zagłębia
Lubin. W połowie 2015 r. Leković trafia na
wypożyczenie do Partizanu Belgrad, zaś Vranješ jeden z lepszych piłkarzy w Lechii - odchodzi do
Legii Warszawa, prawdopodobnie za 300 tys. euro
(kwoty nikt nie potwierdził oficjalnie).
- Znacznie niższa, nie mogę podać szczegółów ze
względu na tajemnicę handlową. Wysokość
prowizji mieści się w standardowych stawkach
funkcjonujących na rynku transferowym - tłumaczy
Bałaziński.
Transfer jest zaskakujący, bowiem niewiele
wcześniej Lechia przedłużyła kontrakt z Vranješem
do 2019 r. - O co tu chodzi? - pytają kibice. - Czy
ktoś wziął prowizję za przedłużenie kontraktu?
Nie tak miała wyglądać Lechia pod rządami
Wernzego. Na początku roku 2014 zapowiadano
inwestycje, oddłużenie i sukcesy, łącznie z walką w
europejskich pucharach. O ile poprzednie dwa
sezony można uznać za sukces sportowy (Lechia
zajęła bowiem czwarte i piąte miejsce w lidze), to
już na obecną sytuację trudno patrzeć z
optymizmem.
Są też tacy, którzy przyjmują, że Lechia nieźle na
tym wyszła: przez półtora roku miała w składzie
dobrego gracza i jeszcze zarobiła na nim blisko
milion złotych.
"Wyborcza" poznała kulisy tych transakcji. Cała
trójka piłkarzy przyszła do Lechii na podstawie
"umów o wspólną inwestycję" zawartych z
niemiecką spółką menedżerską Advance Sport.
Pytanie, ile nowy właściciel milioner zainwestował
w Lechię, pozostaje bez odpowiedzi.
- Nie mamy takich danych - mówi wiceprezydent
Bojanowski.
- W tamtym okresie pan Wernze był w trakcie
przejmowania pakietu większościowego klubu, a
finał tej transakcji nastąpił dopiero wiosną. W
styczniu i lutym pan Wernze nie mógł inaczej
wesprzeć klubu, nie będąc jego właścicielem mówi Bałaziński.
- Były przynajmniej dwa przyzwoite zasilenia spółki
pożyczkami na łączną kwotę miliona euro słyszymy od jednej z osób związanych z klubem.
Umowy z Advance Sport zostały zawarte w
styczniu i lutym w Kolonii, gdzie mieszka Wernze,
w odstępie dwóch tygodni.
- Nie mogę podać tych danych, to tajemnica
handlowa spółki - odpowiada Bałaziński.
2
czytamy też, że "liczba transferów i związane z nimi
wydatki sprawiły, że Lechii nie udało się powtórzyć
bardzo dobrego wskaźnika kosztu wynagrodzeń
zawodników na zdobyty punkt. 318 tys. zł w
płacach piłkarzy kosztował każdy punkt w roku
2014, podczas gdy rok wcześniej wynik ten
kształtował się na poziomie 129 tys. zł".
Umowy określały, ile Lechia zapłaci spółce
Advance Sport na wypadek, gdyby piłkarze grali w
klubie w roku 2017 lub 2018.
Gdyby Stolarski miał ważny kontrakt z gdańskim
klubem do połowy 2017, zaś Leković i Vranješ do
połowy 2018 r., to Advance Sport dostałby za nich
od Lechii odpowiednio: 295 tys. euro, 60 tys. euro,
280 tys. euro.
Według audytora "pokazuje to, że jakość nowych
zawodników nie miała przełożenia na wyniki
sportowe klubu". I co więcej "transfery finansowane
były głównie ze
środków obcych, więc
zobowiązania krótkoterminowe klubu zwiększyły
się o blisko 20 mln zł".
Gdyby piłkarze zostali wcześniej sprzedani,
Advance Sport miał dostać od Lechii zwrot
zainwestowanych pieniędzy (tzw. opłatę stałą) i
połowę różnicy między sumą transferu, a opłatą
stałą.
Z tego można wyciągnąć wniosek, że obcych
"inwestycji" w transfery piłkarzy było więcej.
Gwarancja zwrotu "inwestycji" i połowy zysku z
transferu
- Jak znam świat piłkarski - i nie mówię teraz o
Lechii - to są w nim nie do końca jasne przepływy
finansowe. Często są to pieniądze angażowane
przez pośrednika. Teoretycznie klub opłaca
piłkarza, a tak naprawdę kasę wykłada jego
menedżer - mówi wiceprezydent Bojanowski.
W sierpniu 2015 r. Vranješ odszedł do Legii
Warszawa prawdopodobnie za 300 tys. euro.
Poniższe dane są szacunkami, podajemy je, by
pokazać mechanizm rozliczeń Lechii z Advance
Sport.
O chorobie "zakupoholizmu" w Lechii pisał na
łamach "Dziennika Bałtyckiego" Rafał Rusiecki.
Wskazywał, że większość zawodników przychodzi
do Lechii na zasadzie wolnego transferu, co
oznacza, że nie trzeba płacić im poprzedniemu
klubowi. Wystarczy wyłożyć pieniądze na "podpis
piłkarza".
Jeśli
Advance
Sport
"zainwestował"
w
sprowadzenie Vranješa do Lechii 200 tys. euro, to
po sprzedaży zawodnika do Legii mógł otrzymać
250 tys. euro. Korzyść Lechii wyniosłaby w tym
układzie 50 tys. euro minus prowizja dla agenta
piłkarza. W skrócie - Advance Sport zagwarantował
sobie połowę zysków z transferu i jednocześnie
zwrot
"zainwestowanych"
pieniędzy.
To ważny wątek, który częściowo może tłumaczyć
biznesową grę Lechii.
W umowach z Lechią był też zapis na wypadek
wygaśnięcia kontraktów. W takim wypadku Lechia
musiałaby wypłacić Advance Sport "opłatę stałą"
powiększoną o 5 proc. za każdy rok od zawarcia
kontraktu. To jakby gwarantowany zysk "z lokaty".
- Do piłkarza z wolną kartą zgłaszają się
menedżerowie i proponują kasę za podpisanie
kontraktu. Obie strony zarobią, jeśli znajdzie się
klub, który zagwarantuje zwrot pieniędzy i da
menedżerom udział w zyskach z kolejnego
transferu - tłumaczy "Wyborczej" jeden z działaczy
piłkarskich.
Przyjrzyjmy
się teraz
umowie
dotyczącej
Stolarskiego. Jeśli za 16 miesięcy nadal będzie
miał kontrakt z Lechią, klub zapłaci za niego
Advance Sport 295 tys. euro, czyli 1,3 mln zł. To
całkiem sporo, biorąc pod uwagę budżet Lechii i
obecną formę tego zawodnika. Możliwe zatem, że
Stolarski zostanie wcześniej sprzedany. Nie
wiadomo jednak, czy kwota transferu wystarczy na
zwrot pieniędzy wyłożonych przez Advance Sport
czy może ją przewyższy.
- Lechia jest niczym tramwaj. Do niej piłkarze
wsiadają i wysiadają - komentował w mediach pół
roku temu Bogusław Kaczmarek, były trener białozielonych.
Jak klub komentuje opinie mówiące, że Lechia "jest
tablicą ogłoszeń pana Wernzego"?
Czy takich umów było więcej? Bałaziński mówi, że
przynajmniej od sezonu 2014/2015 (od czasu,
kiedy ma pełną wiedzę) klub nie zawiera takich
umów.
- Absolutnie się z tym nie zgadzam. Po przejęciu
klubu przez pana Wernzego Lechia zakończyła
pierwszy sezon na czwartym miejscu, a kolejny na
piątym. To najwyższe lokaty od dziesięcioleci.
Właściciel zdecydował się na dynamiczną
przebudowę zespołu. Czy była to słuszna decyzja,
czas pokaże. Lechia chce odnosić kolejne sukcesy
sportowe i pragnie szkolić młodzież na jak
najwyższym poziomie. To podstawowe cele
działalności klubu - wyjaśnia Bałaziński.
Zajrzyjmy do raportu audytora Ernst&Young, który
chwali Lechię za udany sezon 2014/2015 - udało
się zwiększyć frekwencję na stadionie w Gdańsku,
uzyskać czwartą oglądalność meczów w kraju,
pozyskać nowych sponsorów (Cekol, Totolotek)
oraz zająć wysokie piąte miejsce. W dokumencie
3
Kto stoi za Advance Sport?
Do czego Wernze potrzebuje Lechii
Rok 2011. Na stronie polishsoccerblog.com
pojawia się notka w języku angielskim: "Niemiecki
milioner Franz-Josef Wernze i jego firma Advance
Sport chcą przejąć Polonię Bytom".
68-letni Wernze w wywiadach prasowych mówi, by
nie nazywać go inwestorem piłkarskim ani
patronem czy mecenasem sportu. Po prostu "lubi
pomóc, ale tak, by nie stracić". Kiedyś pożyczył
pieniądze pewnemu holenderskiemu klubowi, ale
pod zastaw wpływów z transmisji telewizyjnych.
Futbol, jak mówi, jest jego pasją.
Inne doniesienia mówią o spółkach menedżera
Adama Mandziary (obecnego prezesa Lechii
Gdańsk SA): Advance Sport GmbH w likwidacji i
Advance Sport AG z Kolonii.
Dziś Lechia winna jest Wernzemu od 14 do 18 mln
zł z tytułu nowych pożyczek oraz tych, które przejął
z czasów Kuchara.
Zresztą Advance Sport nie ukrywa, że jego
partnerem jest grupa ETF, należąca do Wernzego.
Panowie znają się i współpracują nie tylko przy
okazji Lechii.
- Jeśli Wernze angażuje w klub swoje pieniądze, to
przecież nie robi tego po to, żeby zarabiać na
prowizjach
czy
transferach,
jednocześnie
zadłużając spółkę. To byłoby nielogiczne zwracają uwagę nasi rozmówcy związani z Lechią.
W listopadzie 2014 portal trojmiasto.sport.pl
opublikował
wypowiedź
Bałazińskiego,
ówczesnego przewodniczącego rady nadzorczej
Lechii: "Syn pana Wernzego, Philip, jest natomiast
właścicielem spółki Advance Sport, która
współpracuje z Lechią. To spółka Advance Sport
finansowała m.in. zimowe transfery we współpracy
z panem Wernze".
Inaczej rzecz wygląda, jeśli przyjmiemy, że
transfery przynoszą zyski "inwestorom", a
pieniądze przekazywane Lechii są pożyczkami,
które kiedyś trzeba będzie spłacić.
Nie sposób dziś jednoznacznie odpowiedzieć, ile
warta jest Lechia, bowiem ostatecznie o jej wycenie
rynkowej zdecyduje ewentualny kupiec. Jeśli
Wernze nadal pożycza pieniądze Lechii, to
przecież nie po to, żeby ich nie odzyskać.
Bałaziński teraz zaprzecza, że udzielił takiej
wypowiedzi: - Nie autoryzowałem jej, nigdy nie
twierdziłem, że właścicielem spółki Advance Sport
jest syn pana Wernzego. Nie mam wiedzy na temat
relacji właścicielskich w Advance Sport - mówi.
Wernze lubi opowiadać o budowaniu drużyny.
Zawsze mówi, że to proces na wiele lat.
Sam Mandziara nie ukrywał w jednym z wywiadów,
że Wernze wyłożył pół miliona euro na transfery do
Lechii. Prawdopodobnie chodzi o opisane wyżej
"umowy inwestycyjne".
Nie kryje przy tym, że jego ukochany klub to FC
Köln. Zaangażowany jest w grające w ligach
okręgowych niemieckie drużyny Victoria Köln oraz
Lokomotiv Lipsk. Piłkarze tego ostatniego klubu
noszą koszulki z logo jego firmy ETL. ETL prowadzi
w Polsce działalność w niewielkiej skali, więc nie o
efekt marketingowy chodzi. Grupy tej nie ma wśród
sponsorów
gdańskiego
klubu.
Połowa zysków ze sprzedaży Peszki
Co z tego wynika? Np. to, że na transferach
zarabia Wernze. I można powiedzieć, że nie jest to
żadne odkrycie. W niemieckiej prasie sportowej
pełno jest informacji o jego inwestycjach w
zawodników i zyskach, które czerpał z transferów.
Np. za sprzedaż Pedro Geromela z FC Köln
Wernze miał dostać 1,1 mln euro.
Do czego Wernzemu potrzebna jest akurat Lechia?
- Na pewnym poziomie zaangażowanie w sport
ułatwia zawieranie kontaktów biznesowych.
Właściciel takiego klubu jak Lechia staje się
partnerem do rozmów z szefami takich potęg, jak
choćby FC Köln - przekonuje jeden z działaczy
znający Wernzego.
Przed laty Wernze "zainwestował" m.in. w
Sławomira Peszkę. Wyłożył pół miliona euro za
przejście tego piłkarza z Lecha Poznań do FC
Köln. Dopłacał też do jego pensji. Wszystko po to,
by zarobić na późniejszym transferze. Wernze miał
bowiem zagwarantowaną połowę zysków z jego
sprzedaży. To podobny model do opisywanych
wyższej umów Lechii z Advance Sport. Media
donosiły, że w pewnym momencie Wernze naciskał
na sprzedaż Peszki, żeby zrealizować zysk. W
efekcie Peszko krążył między FC Köln a AC
Parmą, był sprzedawany i wypożyczany (jeden z
kontraktów anulowano). Znajdując się pod
skrzydłami Wernzego, trafił w końcu do Lechii.
Ale czy naprawdę mamy uwierzyć, że szef ETL,
renomowanej grupy dającej setki miliardów
przychodów rocznie, potrzebuje klubu z Polski, by
zwiększyć swoją atrakcyjność towarzyską czy
biznesową w Niemczech?
"Wyborcza" pisała cztery lata temu, że Wernze w
FC Köln przez długi czas był szarą eminencją i
decydował o wszystkich transferach. Futbol stał się
dla niego sposobem na pomnażanie majątku. "Nie
4
który nie jest zainteresowany bieżącymi zyskami,
lecz
odzyskaniem
kapitału
w
dłuższej
perspektywie. Przeciętna inwestycja typu private
equity trwa około 5-7 lat, wiąże się z
podwyższonym ryzykiem dla inwestora, ale też
daje
mu
szansę
na
wyższy
zysk.
był lubiany przez część kibiców FC Köln, którzy
twierdzili, że jego jedyną motywacją działalności
jest chęć zysku, a nie dobro klubu" - czytamy w
archiwum "Wyborczej".
W pewnym momencie zaczął poszukiwania klubu
w Polsce, by go przejąć. Nie udało się z ŁKS i
Polonią Bytom, wyszło w Gdańsku.
Co jeszcze napisał Wernze w oświadczeniu? Że
W&C
Vermögensgesellschaft
AG
prowadzi
rozmowy z potencjalnymi inwestorami, zaś jej
głównym akcjonariuszem pozostaje... grupa ETL.
Biało-zieloni kontrolowani ze Szwajcarii
W jaki sposób Wernze kontroluje Lechię?
Większość udziałów w Lechii Gdańsk SA posiada
Lechia Investment, spółka zarejestrowana w
Krakowie (wcześniej należała do żony Kuchara i
nazywała się Wrocławskie Centrum Finansowe).
Także w marcu 2014 Wernze mówił w polskich
mediach: "Stworzyliśmy grupę ludzi, którzy żyją z
piłki i znają się na niej. I którzy znają się również na
biznesie. Są w niej podmioty z czterech krajów - z
Niemiec, ze Szwajcarii, z Portugalii i Hiszpanii.
Dzięki temu międzynarodowemu towarzystwu
przed Lechią rysują się możliwości działania na
różnych rynkach".
Akcje Lechii Investment należą zaś do W&C
Vermögensverwaltung AG, zarejestrowanej w
szwajcarskim kantonie Zug. Kapitał założycielski tej
spółki wynosi 50 tys. franków szwajcarskich, a
udziały są akcjami na okaziciela. Prawo w kantonie
Zug nie tylko gwarantuje niewielkie podatki, ale i
chroni dane udziałowców.
W szwajcarskim rejestrze handlowym czytamy, że
W&C Vermögensverwaltung AG, zajmująca się
kiedyś budownictwem, zmieniła statut w lutym 2014
r. Wtedy wpisano
do niego
doradztwo
inwestycyjne, obrót licencjami i usługi w dziedzinie
sportu, w szczególności piłki nożnej.
Nie chciał jednak zdradzić pozostałych nowych
udziałowców Lechii. W październiku 2014 r.
Mandziara mówił już, że jedynym właścicielem
Lechii jest Wernze, który "współpracuje z
inwestorami,
m.in.
Rogerem
Wittmannem,
Thomasem von Heesenem czy panem Mosquito, z
którym (...) ma bardzo dobre relacje. To przekłada
się także na współpracę Lechii z Benfiką". Trener
Thomas von Heesen wkrótce zaprzeczył, że jest w
gronie inwestorów.
Zgodnie z oświadczeniami przedstawicieli Lechii
jedynym udziałowcem W&C Vermögensverwaltung
AG jest Wernze.
Gdy poprosiliśmy Lechię o odpowiedź na pytania,
spotkał się z nami nie prezes Mandziara, lecz
Bałaziński.
Po co tyle umów?
Ale było wokół tego wiele niejasności. Zaczęło się
od tego, że Wernze mówił: "Moja wiedza odnośnie
Lechii polega na tym, że grupa inwestorów bada
wejście w klub z Gdańska, a grupa ETL działa przy
tym jako ciało doradcze".
Przyjrzyjmy
się
jeszcze
zagadkowemu
przedłużaniu kontraktów z zawodnikami. We
wrześniu 2015 r. Przemysław Zych opublikował na
łamach "Wyborczej" tekst "Lechia projekt
cwaniaczków". Pisał: "W Gdańsku zbudowano
paraklub, który jedynie przy okazji miał osiągnąć
sukces sportowy. Przede wszystkim zajmuje się
wypłacaniem pieniędzy, które klub otrzymuje z
Canal+, od sponsorów i z biletów. Do Lechii
przyszło aż 44 zawodników, odkąd zimą 2014 r.
pojawili się nowi właściciele. Za każdy transfer, ale
też przedłużenie kontraktu, agentom należy się
kasa. Za każdym razem ktoś więc korzystał, bardzo
często [menedżer, agent piłkarzy] Mariusz
Piekarski".
19 marca 2014 r. niemiecki portal reviersport.de,
powołując się na polskie media, donosił, że Wernze
przejmuje Lechię. Milioner zaprzeczał, mówił, że
zaangażowany jest w to jego syn Philipp. - Ja
działam tylko jako konsultant. Mój syn Philipp jest
zaangażowany w niemieckiej spółce AG, która
posiada
udziały
w
szwajcarskiej
W&C
Vermögensverwaltung - opowiadał Franz-Josef
Wernze w niemieckim portalu.
Klienci Piekarskiego to m.in.:
Tu ważny jest fragment: "mój syn Philipp jest
zaangażowany w niemieckiej spółce AG". To może
znaczyć, że udziały w W&C posiadał Advance
Sport lub inna spółka syna Wernzego.
* Maciej Makuszewski - Lechia kupiła go w czerwcu
2014 i podpisała kontrakt do 2018 r. Po ledwie 12
miesiącach przedłużył umowę do 2020 r. W
ostatnich dniach wypożyczony do portugalskiej
Vitória
Set
bal.
W marcu 2014 r. Wernze wydał oświadczenie, że
W&C Vermögensgesellschaft AG jest spółką typu
private equity. Wiemy, że jest to rodzaj funduszu,
5
Pierwszy kontrakt Vranjesa z Lechią obowiązywał
do roku 2017. W roku 2015 został przedłużony do
końca 2019.
* Ariel Borysiuk - w kwietniu 2015 kupiony przez
Lechię, dostał kontrakt do 2018 r. Ale już w lipcu
2015 r. podpisano z nim następny kontrakt, tym
razem do 2020 r. Niedawno odszedł do Legii
Warszawa.
- Za przedłużenie żadnego z trzech kontraktów
(Stojana Vranjesa, Macieja Makuszewskiego oraz
Ariela Borysiuka) klub nie wypłacił prowizji
menedżerskiej - mówi Bałaziński. - Umowy z
piłkarzami zostały przedłużone z jednego powodu.
Otóż pierwsze trzy lata kontraktu są okresem
chronionym, a później pozycja klubu wobec
zawodnika
ulega
osłabieniu.
Przedłużając
kontrakty, dbaliśmy o interes Lechii - zapewnia.
* Stojan Vranješ - zanim pod koniec sierpnia 2015
r. został sprzedany do Legii Warszawa, przedłużył
jeszcze umowę w gdańskim klubie.
"Po co tyle umów? Bo z każdej jest prowizja dla
menedżerów" - pisał Zych.
W odpowiedzi Piekarski udzielił wywiadu portalowi
weszlo.com. Zapewniał, że nie chodziło o
wyciąganie z Lechii prowizji dla menedżerów.
W Lotosie lekko przerażeni
Jowita
Twardowska,
przedstawicielka
największego sponsora - Grupy Lotos, tak w
grudniu mówiła o transferach: "To jest też lekko
przerażające z punktu widzenia klubowego
budżetu. Nie możemy tego potępiać, bo taka jest
wizja klubu, który zamierza grać w pucharach i
zaistnieć na innym poziomie. Może to jest jakiś
sposób. Mam nadzieję, że właściciel zdaje sobie
sprawę z tego, na co zarząd sobie pozwala, i że
finansowo sobie z tym poradzi".
"Nie mieści mi się w głowie, że za piłkarzy, którzy
mają jeszcze dwa-trzy lata kontraktu i przedłużają
do pięciu lat, mógłbym jeszcze wziąć prowizje" odpowiadał Piekarski.
Zapewniał, że "to był ukłon ze strony klubu w
kierunku zawodników". "Szczerze? Chcieli dostać
kredyty i mocniej usadowić się w Gdańsku, kupić
mieszkania" - przekonywał.
Nie wiemy, czy zawodnicy istotnie zaciągnęli
kredyty i kupili sobie mieszkania w Gdańsku.
Najwyższe zarobki w Lechii sięgają 78 tys. zł
miesięcznie, ale mówimy tutaj o doświadczonym
zawodniku z reprezentacyjnym stażem. Junior
może zarobić 16 tys. zł, zaś typowa pensja wynosi
od 30 do 50 tys. zł, płatne po wystawieniu faktury
przez zawodnika. Trener może liczyć na ok. 100
tys.
zł
miesięcznie.
Sponsorski kontrakt Lechii z Lotosem kończy się w
połowie roku. Kolejny stoi pod znakiem zapytania.
Lotos zaangażował się przecież w sponsorowanie
polskiej reprezentacji piłkarskiej. Drugi sponsor,
Grupa Energa, zaangażowała się w sponsoring
gdańskiego stadionu, więc można sobie wyobrazić,
że z czasem ograniczy wsparcie dla Lechii.
Negatywne scenariusze nie muszą się spełnić,
sponsorów można utrzymać lub pozyskać nowych.
Warunkiem jest jednak utrzymanie w ekstraklasie.
Nie zaszkodzi też pokazać kibicom, że w tym
interesie nie chodzi o zarabianie na obrocie
piłkarzami.
Wróćmy do przedłużanych kontraktów. Piekarski
we wspomnianym wywiadzie powiedział coś
jeszcze: "Nikt nie zna dokładnie mechanizmów
[transferów]". Otóż to. Ale "umowy o inwestycję"
rzucają
pewne
światło.
Cały tekst: http://trojmiasto.wyborcza.pl/trojmiasto/1,35635,19612714,franz-josef-wernze-w-co-gra-zlechia-gdansk.html#ixzz40BJIOLoQ
6