twórca 2.5 - Zapisane strony

Transkrypt

twórca 2.5 - Zapisane strony
(S)twórca 2.5
Opustoszałe mieszkanie nie było dla niej zaskoczeniem. Przytrzymywała drzwi
od środka ryglując wszystkie zamki po kolei. Kilkukrotnie szarpnęła za klamkę
upewniając się, że żadna siła nie będzie ich w stanie otworzyć. Następnie wskoczyła
do pokoju chowając się pod biurko, gdzie skulona zalewała się łzami. W tym samym
momencie powróciły wspomnienia, wielokrotnie zacierane gorliwymi modlitwami,
a potem alkoholem … biurko przy oknie miała w swoim domu. Stało przy nim masywne
krzesło
z
oparciami
odgradzające
ją
od
mężczyzny
okrążającego
pokój
chwiejnym krokiem.
– Gdzie jesteś? – bełkotał dziecięcym tonem. – Wyłaź! – dodawał zniecierpliwiony. –
Każda taka sama …dziwka!
Wtedy zazwyczaj modliła się o powrót matki z pracy. Raz szlochanie było
za głośne.
– A tu jesteś! – wrzasnął ciskając fotelem o ścianę. – Ja cię nauczę porządku,
jak wołam to przyłaź!
Po chwili leżała na tapczanie. Z czasem przestała walczyć.
– Każda ta lubi – wycedził przez zaciśnięte żółte zęby, wycierając rękawem spocone
czoło. – Dziwka! – wrzeszczał rozpinając pasek od spodni. Tym razem nie zdążył ich
zdjąć. Nerwowo zapinał rozporek nasłuchując odgłosu klucza przekręcanego w zamku. –
Jak powiesz słówko to zajebie ciebie i matkę – dodał na odchodne, grożąc dodatkowo
palcem zakończonym długim paznokciem, pożółkłym od nikotyny.
Tego wieczoru bała się wyjść z pokoju. Przez niedomknięte drzwi słyszała
rozmowę, a raczej ciągłą wymówkę matki. Musiała pójść do łazienki, ale w tym czasie
krążył po korytarzu, co chwilę stukając w drzwi. Wspomniała o obiedzie na kolejny
dzień, wysłuchując w odpowiedzi historie o zrobieniu na szybko jajecznicy albo
zamówieniu pizzy. Swoją drogą nie przypominała sobie ostatniego razu, gdy cokolwiek
było zamawiane do domu. Gdy przychodziło co do czego, sięgał po argumenty
o marnowaniu pieniędzy i obijaniu się po powrocie z pracy. Ile to roboty, by ugotować
ziemniaki czy usmażyć kotlety?! Przy kupowaniu piwa nigdy nie szczędził grosza a kosz
na śmieci wypełniały opróżnione puszki. Próżno było oczekiwać ich wyrzucenia.
Strzelanie kanałami w telewizji wykańczało jego skromne zapasy energii. Tej z kolei
nigdy mu nie brakowało, gdy matka wracała z pracy. Od progu krążył wokół niej
i zwyczajowo dostawał to, czego oczekiwał. Nie inaczej było tym razem. Nie minęło
kilkanaście minut, gdy rozmowy, a raczej jego bełkotliwy monolog zastąpiło rytmiczne
skrzypienie sprężyn w łóżku i uderzenia o ścianę. A co by było, gdyby została z nim
dłużej sama w mieszkaniu? Na samą myśl przeszła przez nią fala dreszczy. Skulona leżała
na łóżku przykrywając głowę poduszką. Wówczas podjęła decyzję o ucieczce, którą
następnie żmudnie planowała, o co najmniej jeden dzień za długo.
Siedząc pod biurkiem musiała kilkukrotnie powiedzieć sobie, że to jest inne
miejsce.
– To jest inne miejsce – powtarzała po raz piąty, gdy usłyszała pukanie do drzwi.
Wstrzymała oddech. Po chwili ponownie rozległo się pukanie. Skuliła się licząc
na odejście natręta. Zamiast tego usłyszała telefon trzymany w torbie, którą pozostawiła
na środku pokoju.
– To jest inne miejsce – powtórzyła po raz kolejny podchodząc do plecaka.
Ostrożnie rozglądała się dookoła pomimo przekonania, że w mieszkaniu nie ma nikogo
poza nią. Na wyświetlaczu telefonu pojawił się numer Wojtka.
– O mój Boże – szepnęła i podbiegła do drzwi. Wszystkie zamki były otwarte poza
skoblem zamykanym jedynie od środka. Szarpnęła za klamkę, gwałtownie otworzyła
drzwi na oścież i rzuciła się na szyję stojącego za nimi Wojtka, który stał osłupiały
delikatnie obejmując Agatę ramieniem.
– Może wejdziemy do środka – powiedział nieśmiało po dłuższej chwili. –
Porozmawiamy na spokojnie w środku – dodał czule. – Na klatce są przeciągi a poza tym
w każdej chwili ktoś może nam przeszkodzić w rozmowie. Dobrze?
Pytanie Wojtka pozostało bez odpowiedzi więc podniósł dziewczynę delikatnie
i wniósł do mieszkania. Nogą pchnął drzwi, które zamknęły się z hukiem.
Stojąc na korytarzu z czerwoną wykładziną poczekał cierpliwie kilka minut, licząc na
2
jakiekolwiek wyjaśnienia lub chociażby uwolnienie z uścisku. Zamiast tego czuł kolejne
strumienie łez, które wsiąkały w przepoconą koszulę.
– No już – próbował uspokoić Agatę. – Może usiądziemy, wypijemy herbatę,
porozmawiamy. Uwierz mi, że na krześle będzie wygodniej. Przy okazji możemy zjeść
obiad – mówił jak nakręcony.
Pomimo usilnych prób odpowiadał mu wyłącznie szloch i pociąganie nosem.
Dziewczyna dosłownie drżała w jego ramionach, zaś coraz bardziej dokuczliwe stawały
się paznokcie wbijane w plecy.
– No to może pójdziemy na spacer? – od razu skorzystał z nowego pomysłu, który
przyszedł mu do głowy. Wielokrotnie dłuższa przechadzka pozwalała mu zapomnieć
o
dręczących
go
problemach.
Samo
obserwowanie
innych
absorbowało
go w wystarczającym stopniu. – Nie masz ochoty na pójście do parku?
Tym razem Agata odskoczyła od niego jak oparzona, zmierzyła do wściekłym
wzrokiem, wbiegła do pokoju i odgrodziła się od niego trzaskając drzwiami.
– Dobrze … – tylko tyle był w stanie z siebie wydusić, nie mogąc ogarnąć sytuacji.
Wiedział, że pierwsze dni w pracy bywają trudne ale nie sądził, żeby były w stanie
aż tak mocno wyprowadzić kogokolwiek z równowagi. Podejrzewał, że problem tkwił
w czymś innym, o czym zapewne rychło się dowie. – Przebiorę się i będę czekał
w kuchni! – dodał głośniej upewniając się, że jest dobrze słyszany po drugiej stronie
drzwi. – Jak zgłodniejesz albo będziesz chciała porozmawiać to zapraszam.
Zdążył wziąć szybki prysznic, przebrać się, podgrzać zupę i prawie skończyć swoją
porcję, gdy znad talerza dostrzegł stojącą przed nim Agatę. Omal się nie zakrztusił
na jej widok. Nie słyszał, jak otwierała drzwi.
– Zupy? – zapytał, po czym nie czekając na odpowiedź przygotował kolejną porcję
i postawił na stole. Dodatkowe zaproszenie nie było potrzebne. Dosłownie rzuciła się
na obiad. Obserwując dziewczynę gorliwie szuflującą łyżką przygotował kanapki
i postawił tuż przed nią. One również szybko zniknęły i wraz z ostatnim kęsem nastała
kłopotliwa cisza. Doktor bał się cokolwiek powiedzieć. Dobrze pamiętają ostatnią
reakcję Agaty i nie chciał, aby znowu uciekła do pokoju. Był przekonany, że sama
z siebie zacznie opowiadać o wszystkim, ponieważ sam głód nie wyciągnął jej raczej
z pokoju. Przez te kilka dni zdążył się zorientować, że jej osoba nie wpłynie w dużym
stopniu na zmniejszenie zawartości lodówki czy szafek z konserwami. Konsumpcja
musiała być jedynie pretekstem do wyjścia z pokoju i …
3
–
Zaczepiła
mnie
kobieta
z
psem
–
wydukała
dziewczyna
nerwowo
skubiąc paznokcie.
– I to wszystko? – dopytał z niedowierzaniem Wojtek, nie mogąc doczekać się
dalszej części opowieści.
– Nie – przyznała Agata. – Ale nie wiem od czego zacząć –
po jej policzkach
ponownie zaczęły spływać łzy z zaczerwienionych i opuchniętych oczu.
Z coraz większym trudem biernie znosił jej zachowanie. Początkowe zaskoczenie
przeszło w poważną obawę. Co takiego musiało się stać?! Powiedz wreszcie! – wrzeszczał
w myślach, starając się być jak najbardziej opanowanym na zewnątrz.
– Znam miejsce, które świetnie uspokaja. Dawno tam nie byłem i z przyjemnością
ponownie pojadę – powiedział jak tylko mógł najspokojniej, delikatnie obejmując dłonie
dziewczyny. – Chcesz tam pojechać ze mną? –
dziewczyna przytaknęła kiwając
delikatnie głową. – Tylko obiecaj mi jedno – dodał uśmiechając się szeroko.
– Jak zobaczysz panią z pieskiem to nie będziesz nigdzie uciekała. Podejrzewam, że tam
może być dużo takich pań i nie chce mi się ciebie ganiać po całym deptaku. Jest za
duszno na bieganie.
Agata parsknęła, a potem wybuchła histerycznym śmiechem.
– Obiecam, jak ty mi coś obiecasz – z trudem wydusiła z siebie, wycierając dłonią
łzy wywołane eksplozją radości. Atakowała Wojtka zadziornym wzrokiem, co nie
wieńczyło szybkiego zakończenia panującego szaleństwa.
– Zamieniam się w słuch – powiedział doktor bojaźliwym głosem nie mając pojęcia,
czego może się spodziewać.
– Nie będziesz dłubał w nosie – wyrzuciła z siebie z nieukrywaną satysfakcją
i zamilkła.
Tym razem nie pozmywali nawet naczyń, zostawiając je na stole. Wojtek upewnił
się jedynie, czy wyłączył palnik pod zupą. Nie zamierzał dołączać do listy atrakcji
spalonego garnka. Z żalem spojrzał na ekspres do kawy, o którym rozmyślał pokonując
schody prowadzące na piętro z mieszkaniem. Ręką poklepywał książkę trzymaną
w torbie przewieszonej przez ramię, z którą zamierzał spędzić dzisiejsze popołudnie.
Miał nadzieję, że zdąży do niej zajrzeć przed pójściem spać.
Czym prędzej założyli buty i prawie skacząc ze stopni na klatce gnali
do samochodu. Agata trzymała w dłoni cieplejszą bluzę, którą przezornie chwyciła
wychodząc z mieszkania. Nie jeździła zbyt często do Ustki, ale zdążyła się przekonać, że
różnica temperatur pomiędzy obydwoma miastami potrafi wynosić nawet 10 stopni.
4
Zadziwiające biorąc pod uwagę dzielące je 20 kilometrów. Jednocześnie zrozumiałe
z uwagi na przyciągające tam wszystkich morze.
Dopiero po wejściu do wilka i zapięciu pasów, Agata przypomniała sobie o starszej
kobiecie z pieskiem. Dotychczasowy dobry nastrój prysł jak bańka mydlana i powróciło
nieznośne napięcie. Wiedziała, że lepiej by było dla niej przymknąć oczy i otworzyć
je dopiero przed wjazdem na witające kierowców rondo przy markecie. Nie mogła się
jednak powstrzymać. Uważnie obserwowała mijane chodniki i osiedla. Serce biło jej jak
szalone, gdy jechali obok miejsca, gdzie została dzisiaj zaczepiona. „Gdzie jesteś stara
wiedźmo?” – wywoływała jej postać, sama nie wiedząc, czemu miało to służyć.
A co zrobisz, gdy ją zobaczysz? Uspokoiła ją świadomość, że nie kręciła się w okolicy.
Przynajmniej na razie. Skoro spotkała ją już dwa razy, to zapewne nie mogła mieszkać
daleko. Nie chciało się jej wierzyć, żeby tak bardzo upodobała sobie okoliczny park,
by regularnie przemierzać większą połać miasta w celu wyprowadzenia na spacer pieska.
Zrelaksowała się dopiero po minięciu ronda żegnającego kierowców jadących
ze Słupska w kierunku Ustki. Rok szkolny się skończył i wraz z nim dziesiątki pojazdów
przemierzało, a raczej toczyło się po zatłoczonej trasie. Agata spojrzała na Wojtka
skupionego na utrzymywaniu odpowiedniej odległości od jadącego przed nimi pojazdu,
ze szczelnie wypakowanym bagażnikiem. Zagospodarowana była nawet przestrzeń przy
bocznych szybach. Znając życie w bagażniku przewożone było koło zapasowe. Co by było
w przypadku złapania gumy? Zaśmiała się pod nosem na samą myśl o widoku wściekłego
kierowcy wykładającego wszystkie klamoty na rozgrzany asfalt. A co by było, gdyby
dodatkowo padało?
– Mam nadzieję, że zerka w boczne lusterka – bąknął pod nosem Wojtek,
rozdrażniony niewielką prędkością jadącego przed nimi samochodu. Sam nigdy nie
szarżował, ale płynności jazdy nie można mu było odmówić. – I że ma je dobrze
ustawione – dodał pogrążony w analitycznych rozważaniach. – Niektórzy bardziej
podziwiają lakier na drzwiach bocznych, niż mijane samochody. Rozumiesz, jak masz źle
ustawione lusterka to niewiele widzisz z tego, co masz za sobą. Większość zakrywa bok
samochodu. Pamiętam, jak raz …
Dziewczyna
intuicyjnie
wyczuwała
zdenerwowanie
rosnące
z
każdym
wypowiadanym słowem. Wiedziała, że doktor musi być zmęczony po pracy i z pewnością,
sam z siebie nie wybrałby się na początku tygodnia, na spacer brzegiem morza. Zresztą
nigdy nie widziała go spacerującego. Rzadko wychodził z mieszkania po powrocie
z pracy. Od razu zamykał się w swoim pokoju, który nadal pozostawał dla Agaty
5
nie zdobytą twierdzą. Uśmiechnęła się i delikatnie położyła swoją rękę na jego dłoni,
obejmującej
wajchę
skrzyni
biegów.
Zadziałało.
Mężczyzna
zamilkł,
a
wręcz
go zamurowało. Pomimo tego nie spojrzał w jej stronę. Nie była pewna, czy wynikało to
z zakłopotania, troski o ich bezpieczeństwo, czy raczej chęci zachowania nienaruszonej
powłoki lakieru i równości blach. Przy takiej prędkości nawet ewentualne zderzenie
powinno skończyć się średnio poważną kolizją.
Energicznym ruchem zabrała rękę z powrotem, tak jakby to zetknięcie było
owocem przypadku. Wiedziała, że trwało ono za długo, by je w ten sposób odebrać.
Nie mając nic ciekawszego do roboty zaczęła obserwować mijane osiedla domków
jednorodzinnych. Średnio trafiała do niej perspektywa zamieszkania na byłym polu,
w bliskim towarzystwie ruchliwej trasy. Najwidoczniej jej sceptycyzm był odosobniony,
skoro niedaleko od jednego z osiedli, zaczynało się kolejne. Zwróciła uwagę, że same
domy były wyższe od tych budowanych w mieście lub na jego obrzeżach. Odróżniała
je również różnorodność i mniej lub bardziej udane pomysły na zagospodarowanie
przestrzeni wokoło domu.
– Tak daleko parkujesz? – zapytała Agata zaskoczona wjeżdżaniem na parking
znajdujący się na placu naprzeciwko torów. – A może boisz się, że zarysują tobie wilka? –
nie mogła się powstrzymać przed lekkim przekomarzaniem.
– Zobaczysz, co będzie się dalej działo – odpowiedział niezrażony. – Ale cieszę się,
że
humor
dopisuje.
Widzisz!
Jeszcze
nie
zaczęliśmy
spaceru,
a
już
widać
poprawę nastroju.
W jednym musiała się zgodzić. Znalezienie w dalszej części miasta wolnego
miejsca do parkowania nie byłoby łatwe. Podejrzewała, że dłużej trwałoby krążenie po
uliczkach i manewrowanie pojazdem po skromnym kawałku polbruku, niż zajęło
im przejście kilkuset metrów do centrum. W końcu przyjechali na spacer.
Na głównej ulicy czekało na nich przeciskanie się przez tłumy spacerowiczów
i unikanie próbujących przecisnąć się pomiędzy nimi samochodów. Z tego zapewne
powodu Wojtek skręcił w boczną uliczką i bardzo szybko znaleźli się w części portowej
przy zniszczonych, stoczniowych halach. Dopiero tam zaczęła się czuć swobodniej,
chociaż
terenu
tego
nie
można
było
nazwać
odludnym.
Przed
wkroczeniem
na promenadę Wojtek spojrzał błagalnym wzrokiem na jedną z kawiarni otwartą
przy bukwarze.
– Ja stawiam – postanowiła Agata mając nadzieje, że z resztek w portfelu uzbiera
na dwie kawy. Większej gotówki nie nosiła przy sobie i zazwyczaj nie miała jej długo
6
przy sobie. Z satysfakcją stwierdziła, że wystarczyło jej nawet na dwa kawałki ciasta,
którym udało się jej zaskoczyć doktora.
– Zaszalałaś – stwierdził uśmiechając się pod nosem. – Dostałaś pierwszą wypłatę?
Zmierzyła go na pozór wrogim spojrzeniem i symbolicznie pogroziła widelczykiem.
– W budżetówce nie wypłacają dniówek. Dzięki komuś udało mi się ostatnio trochę
zaoszczędzić. W sumie na wszystkim. Znasz tą osobę?
– Osobę czy wilka?
Drobna prowokacja do filozoficznych rozważań było nader oczywista i tym razem
Agata nie zamierzała ucinać jej w zalążku. Uświadomiła sobie, że jest to jedyna pewna
droga do bliższego poznania doktora.
– A czy osoba nie jest wilczą jamą, w której mieszkają dwa wilki?
– Punkt dla ciebie! – przytaknął entuzjastycznie Wojtek. Nie można mówić o jednym
wilku odnosząc się do osoby ludzkiej.
– Nawet, jeżeli to jest ten dobry wilk?
– Nikt nie jest idealny i w każdym z nas jest pierwiastek zła.
Dalszą dyskusję przerwała kelnerka niosąca tacę z dwoma kawami. W myślach
Agaty krążyła informacja o pierwiastku zła w każdym człowieku. Wystarczyły dwa łyki
kawy przy akompaniamencie szalejących mew i z widokiem na kutry unoszone przez
niewielkie fale, aby zapomnieć o codzienności. W tym momencie liczyła się wyłącznie
ta chwila spędzana nad błękitną taflą wody wypełniającą kanał.
– Idziemy dalej, czy wracamy? – wyrwał ją z zadumy Wojtek, z trudem
wydobywający z dna szklanki resztki spienionego mleka.
Pytanie było raczej retoryczne i po krótkiej chwili podążali wzdłuż dalszej części
kanału. Agata była niemal pewna, że źródłem zainteresowanie doktora byli przede
wszystkim przechodnie – rodzice biegający za dziećmi i młodzi ludzie podążający z kimś,
za kimś lub po kogoś dla towarzystwa. Z jednej strony kanał portowy i turystyczna łódź
wikingów, z drugiej stanowiska do zrobienia warkoczyków, letnich tatuaży, pogrania na
automacie lub pojeżdżenia na koniku napędzanym sprężyną podczepioną pod
siodełkiem.
Chwilę luzu odnaleźli dopiero idąc murkiem mola, oddzielających ich od
nawiezionych kamieni. Cieszyli się jak małe dzieci nie mogące przejść obojętnie koło
muru na tyle niskiego, aby bez problemu na niego wskoczyć i nie obawiać się za bardzo
upadku. W taki sposób dotarli do pomnika syrenki, siedzącej na marmurze,
z utęsknieniem wpatrującej się w głąb morza.
7
– Myślisz, że tęskni za domem? – zapytała Agata.
– Raczej na kogoś czeka. Może na swoje siostry?
Oboje zerknęli w tym samym kierunku badając co takiego ciekawego mogło
zainteresować syrenkę. Zaraz po tym wrócili w kierunku promenady. Mijając latarnię
morską podeszła bliżej Wojtka, nie chcąc za bardzo oddalić się od niego w tłumie
spacerowiczów. Przestały ją interesować rozstawione wzdłuż promenady kramiki z czymś
do zrobienia lub kupienia i większą uwagę zwracała jedynie na liczących na datki
muzyków i obrazy oparte o murki okalające promenadę. Oczywiście wszystkie były
do kupienia, a dodatkowo można było od ręki dostać rysowany portret lub karykaturę.
W okolicy muszli koncertowej przechodzili obok mima. Ostry makijaż i włosy
schowane pod kapeluszem nie pozwoliły ocenić, czy na drewnianym pudle stał
mężczyzna, czy kobieta. Całą twarz miał lub miała pomalowaną na biało i jedynie
w okolicach oczu i ust widać było czarne akcenty. Artysta zauważył Agatę i podniósł obie
ręce do góry ukazując mocne zaskoczenie. Następnie tak jakby zarzucił na dziewczynę
linę, którą ciągnął z wielkim wysiłkiem w swoją stronę. Minąwszy go Agata odwróciła się
na moment by ujrzeć twarz z grymasem rozpaczy i jedną rękę delikatnie machającą
na pożegnanie. Nieco była zaskoczona, że Wojtek go nie dostrzegł. Doktor milczał jak
zaklęty i podejrzliwie rozglądał się dookoła. Dziewczyna nie miała wątpliwości,
8
że nie czuł się zbyt dobrze w panującym zgiełku. I tym bardziej doceniała jego gest
polegający na zaproponowaniu wyjazdu na spacer. Zatrzymał się dopiero przy ławeczce,
gdzie można było spocząć obok pomnika Ireny Kwiatkowskiej. Wahał się zbyt długo,
dlatego Agata wzięła sprawy w swoje ręce. Chwyciła go za dłoń i zaciągnęła
na ławeczkę. Poprosiła również przechodnia, czekającego na swoją kolej uwiecznienia
ławeczki, o zrobienia kilku zdjęć telefonem. Początkowo Wojtek siedział sztywno, jakby
połknął kij i nie wiedział co ma zrobić z rękoma. Potem uśmiechnął się nawet,
objął Agatę i zrelaksowany pozował do ostatniego zdjęcia.
Mieli wstać z ławeczki, gdy podszedł do nich mim spotkany wcześniej obok muszli
koncertowej. Na początku biegał wokół nich jak szalony udając, że szuka odpowiedniego
ujęcia, światła i pstryka niezliczoną ilość zdjęć. Później udawał, że chowa aparat
do torby. Spojrzał na nich wpierw zaskoczonym, a potem wściekłym wzrokiem.
Wskazał drżącym palcem na Wojtka i złapał się za serce, udając mocno zranionego.
Na końcu powolnym ruchem przejechał palcem wzdłuż szyi, skupiając na doktorze
piorunujące spojrzenie, zostawiając na skórze czerwony linię przecinającą krtań.
Ostatecznie strzelił z dłoni ułożonej w pistolet w Wojtka i Agatę, uciekając następnie
w
kierunku
muszli
koncertowej.
Przedstawienie
nie
umknęło
uwadze
ludzi
zgromadzonych koło ławki, nie do końca wiedzących jak na nie zareagować.
Oszołomienie nie ominęło Wojtka i Agaty.
– Chyba czas jechać do domu – skwitował doktor wstając z ławeczki i ciągnąc
za sobą Agatę.
Dziewczyna nie protestowała i sama też pragnęła jak najszybciej dotrzeć do
domu. Nie dziwiła się temu, że mężczyzna pospiesznie zmierzał w kierunku bocznych
uliczek, chcąc jak najszybciej oddalić się od promenady. Widać było, że zdążył poznać
dokładniej Ustkę, a nie tylko jej część turystyczną.
– Mieszkałeś kiedyś tutaj? – zapytała przerywając długotrwałą ciszę.
– Tak, wyprowadziłem się dopiero po studiach. Dokładniej wróciłem po studiach,
tylko zamieszkałem w Słupsku, żeby mieć bliżej do pracy.
– I dalej od dziwnych artystów.
– Ale bliżej szalonych staruszek z pieskami – zripostował doktor spoglądając
ukradkiem na dziewczynę. Emanowała z niego ciekawość reakcji. – Ale nie martw się.
Wszędzie znajdziesz osoby, z którymi z różnych powodów nie będziesz miała ochoty się
spotykać – dodał rozładowując atmosferę. – Od jednych izolujesz się murem, a innych,
tych lubianych, zapraszasz do środka wybudowanego w ten sposób kręgu.
9
Ostatnie słowa Agaty podniosły ją na duchu. Wiedziała, że stanowiły one wyznanie
uczucia, jakie czuje Wojtek w stosunku do jej osoby. Tych lubianych? Co to znaczyło?
Tolerowanych? A może chodziło tutaj o jakieś głębsze uczucia? Na razie musiało jej
wystarczyć potwierdzenie lubienia. Uśmiechnęła się do niego w odpowiedzi lekko się
rumieniąc.
Powrotna droga trwała szybciej. Był wczesny wieczór, pogoda ładna i nie za wiele
osób postanowiło w tym samym czasie wrócić do Słupska lub pojechać w dalszą drogę.
Oboje nieco zmęczeni pogrążyli się w zadumie. Agata myślała o jednej rzeczy, bijąc się
nieustannie z myślami. Dobrze wiedziała, że ewentualny dalszy krok musi być wykonany
z jej strony, ponieważ gościna doktora ograniczy się głównie do opieki i wspomagania
w rozwiązywaniu ewentualnych problemów. Wiedziała, że to i tak bardzo duża, a wręcz
ogromna ilość empatii możliwej do uzyskania od obcej osoby.
W momencie gdy przekraczali próg mieszkania serce biło jej jak szalone. Czuła się
jak nastolatka wybierająca się na swoją pierwszą wyśnioną randkę. Początkowo chciała
coś powiedzieć, zapytać, wprost zasugerować, ale żadne słowo nie mogło jej przejść
przez
ściśnięte
gardło.
Ostatecznie
zdecydowała
się
na
radykalny
krok,
nie pozostawiający żadnych wątpliwości co do jej intencji. Podeszła do doktora
i pocałowała go w usta. Było to zwykłe, niewinne muśnięcie. Pomimo tego mężczyzna
stanął jak wryty, spoglądając z niedowierzaniem na Agatę.
a) Po chwili jednak przytulił ją mocno i odwzajemnił się namiętnym pocałunkiem.
W krótkich przerwach delikatnie przygryzał jej usta. Z wypiekami na twarzy chciwie
wdychał zapach jej włosów. Upływający czas stracił dla nich jakiekolwiek znaczenie.
Całowali się na czerwonej wykładzinie, tuląc się gorliwie nawzajem. Ręce mężczyzny
muskały plecy, schodząc następnie w kierunku pośladków. Ostatecznie stanęli przytuleni
do siebie pogrążeni we własnych myślach i pragnieniach.
b) Po chwili zrobił krok do tyłu i obdarzył Agatę dobrodusznym spojrzeniem.
Swój sprzeciw podkreślił delikatnie ruszając głową na boki. Musnął policzek dziewczyny
palcem i zamknął się w swoim pokoju.
10