twórca 2.5 - Zapisane strony
Transkrypt
twórca 2.5 - Zapisane strony
(S)twórca 2.5 Opustoszałe mieszkanie nie było dla niej zaskoczeniem. Przytrzymywała drzwi od środka ryglując wszystkie zamki po kolei. Kilkukrotnie szarpnęła za klamkę upewniając się, że żadna siła nie będzie ich w stanie otworzyć. Następnie wskoczyła do pokoju chowając się pod biurko, gdzie skulona zalewała się łzami. W tym samym momencie powróciły wspomnienia, wielokrotnie zacierane gorliwymi modlitwami, a potem alkoholem … biurko przy oknie miała w swoim domu. Stało przy nim masywne krzesło z oparciami odgradzające ją od mężczyzny okrążającego pokój chwiejnym krokiem. – Gdzie jesteś? – bełkotał dziecięcym tonem. – Wyłaź! – dodawał zniecierpliwiony. – Każda taka sama …dziwka! Wtedy zazwyczaj modliła się o powrót matki z pracy. Raz szlochanie było za głośne. – A tu jesteś! – wrzasnął ciskając fotelem o ścianę. – Ja cię nauczę porządku, jak wołam to przyłaź! Po chwili leżała na tapczanie. Z czasem przestała walczyć. – Każda ta lubi – wycedził przez zaciśnięte żółte zęby, wycierając rękawem spocone czoło. – Dziwka! – wrzeszczał rozpinając pasek od spodni. Tym razem nie zdążył ich zdjąć. Nerwowo zapinał rozporek nasłuchując odgłosu klucza przekręcanego w zamku. – Jak powiesz słówko to zajebie ciebie i matkę – dodał na odchodne, grożąc dodatkowo palcem zakończonym długim paznokciem, pożółkłym od nikotyny. Tego wieczoru bała się wyjść z pokoju. Przez niedomknięte drzwi słyszała rozmowę, a raczej ciągłą wymówkę matki. Musiała pójść do łazienki, ale w tym czasie krążył po korytarzu, co chwilę stukając w drzwi. Wspomniała o obiedzie na kolejny dzień, wysłuchując w odpowiedzi historie o zrobieniu na szybko jajecznicy albo zamówieniu pizzy. Swoją drogą nie przypominała sobie ostatniego razu, gdy cokolwiek było zamawiane do domu. Gdy przychodziło co do czego, sięgał po argumenty o marnowaniu pieniędzy i obijaniu się po powrocie z pracy. Ile to roboty, by ugotować ziemniaki czy usmażyć kotlety?! Przy kupowaniu piwa nigdy nie szczędził grosza a kosz na śmieci wypełniały opróżnione puszki. Próżno było oczekiwać ich wyrzucenia. Strzelanie kanałami w telewizji wykańczało jego skromne zapasy energii. Tej z kolei nigdy mu nie brakowało, gdy matka wracała z pracy. Od progu krążył wokół niej i zwyczajowo dostawał to, czego oczekiwał. Nie inaczej było tym razem. Nie minęło kilkanaście minut, gdy rozmowy, a raczej jego bełkotliwy monolog zastąpiło rytmiczne skrzypienie sprężyn w łóżku i uderzenia o ścianę. A co by było, gdyby została z nim dłużej sama w mieszkaniu? Na samą myśl przeszła przez nią fala dreszczy. Skulona leżała na łóżku przykrywając głowę poduszką. Wówczas podjęła decyzję o ucieczce, którą następnie żmudnie planowała, o co najmniej jeden dzień za długo. Siedząc pod biurkiem musiała kilkukrotnie powiedzieć sobie, że to jest inne miejsce. – To jest inne miejsce – powtarzała po raz piąty, gdy usłyszała pukanie do drzwi. Wstrzymała oddech. Po chwili ponownie rozległo się pukanie. Skuliła się licząc na odejście natręta. Zamiast tego usłyszała telefon trzymany w torbie, którą pozostawiła na środku pokoju. – To jest inne miejsce – powtórzyła po raz kolejny podchodząc do plecaka. Ostrożnie rozglądała się dookoła pomimo przekonania, że w mieszkaniu nie ma nikogo poza nią. Na wyświetlaczu telefonu pojawił się numer Wojtka. – O mój Boże – szepnęła i podbiegła do drzwi. Wszystkie zamki były otwarte poza skoblem zamykanym jedynie od środka. Szarpnęła za klamkę, gwałtownie otworzyła drzwi na oścież i rzuciła się na szyję stojącego za nimi Wojtka, który stał osłupiały delikatnie obejmując Agatę ramieniem. – Może wejdziemy do środka – powiedział nieśmiało po dłuższej chwili. – Porozmawiamy na spokojnie w środku – dodał czule. – Na klatce są przeciągi a poza tym w każdej chwili ktoś może nam przeszkodzić w rozmowie. Dobrze? Pytanie Wojtka pozostało bez odpowiedzi więc podniósł dziewczynę delikatnie i wniósł do mieszkania. Nogą pchnął drzwi, które zamknęły się z hukiem. Stojąc na korytarzu z czerwoną wykładziną poczekał cierpliwie kilka minut, licząc na 2 jakiekolwiek wyjaśnienia lub chociażby uwolnienie z uścisku. Zamiast tego czuł kolejne strumienie łez, które wsiąkały w przepoconą koszulę. – No już – próbował uspokoić Agatę. – Może usiądziemy, wypijemy herbatę, porozmawiamy. Uwierz mi, że na krześle będzie wygodniej. Przy okazji możemy zjeść obiad – mówił jak nakręcony. Pomimo usilnych prób odpowiadał mu wyłącznie szloch i pociąganie nosem. Dziewczyna dosłownie drżała w jego ramionach, zaś coraz bardziej dokuczliwe stawały się paznokcie wbijane w plecy. – No to może pójdziemy na spacer? – od razu skorzystał z nowego pomysłu, który przyszedł mu do głowy. Wielokrotnie dłuższa przechadzka pozwalała mu zapomnieć o dręczących go problemach. Samo obserwowanie innych absorbowało go w wystarczającym stopniu. – Nie masz ochoty na pójście do parku? Tym razem Agata odskoczyła od niego jak oparzona, zmierzyła do wściekłym wzrokiem, wbiegła do pokoju i odgrodziła się od niego trzaskając drzwiami. – Dobrze … – tylko tyle był w stanie z siebie wydusić, nie mogąc ogarnąć sytuacji. Wiedział, że pierwsze dni w pracy bywają trudne ale nie sądził, żeby były w stanie aż tak mocno wyprowadzić kogokolwiek z równowagi. Podejrzewał, że problem tkwił w czymś innym, o czym zapewne rychło się dowie. – Przebiorę się i będę czekał w kuchni! – dodał głośniej upewniając się, że jest dobrze słyszany po drugiej stronie drzwi. – Jak zgłodniejesz albo będziesz chciała porozmawiać to zapraszam. Zdążył wziąć szybki prysznic, przebrać się, podgrzać zupę i prawie skończyć swoją porcję, gdy znad talerza dostrzegł stojącą przed nim Agatę. Omal się nie zakrztusił na jej widok. Nie słyszał, jak otwierała drzwi. – Zupy? – zapytał, po czym nie czekając na odpowiedź przygotował kolejną porcję i postawił na stole. Dodatkowe zaproszenie nie było potrzebne. Dosłownie rzuciła się na obiad. Obserwując dziewczynę gorliwie szuflującą łyżką przygotował kanapki i postawił tuż przed nią. One również szybko zniknęły i wraz z ostatnim kęsem nastała kłopotliwa cisza. Doktor bał się cokolwiek powiedzieć. Dobrze pamiętają ostatnią reakcję Agaty i nie chciał, aby znowu uciekła do pokoju. Był przekonany, że sama z siebie zacznie opowiadać o wszystkim, ponieważ sam głód nie wyciągnął jej raczej z pokoju. Przez te kilka dni zdążył się zorientować, że jej osoba nie wpłynie w dużym stopniu na zmniejszenie zawartości lodówki czy szafek z konserwami. Konsumpcja musiała być jedynie pretekstem do wyjścia z pokoju i … 3 – Zaczepiła mnie kobieta z psem – wydukała dziewczyna nerwowo skubiąc paznokcie. – I to wszystko? – dopytał z niedowierzaniem Wojtek, nie mogąc doczekać się dalszej części opowieści. – Nie – przyznała Agata. – Ale nie wiem od czego zacząć – po jej policzkach ponownie zaczęły spływać łzy z zaczerwienionych i opuchniętych oczu. Z coraz większym trudem biernie znosił jej zachowanie. Początkowe zaskoczenie przeszło w poważną obawę. Co takiego musiało się stać?! Powiedz wreszcie! – wrzeszczał w myślach, starając się być jak najbardziej opanowanym na zewnątrz. – Znam miejsce, które świetnie uspokaja. Dawno tam nie byłem i z przyjemnością ponownie pojadę – powiedział jak tylko mógł najspokojniej, delikatnie obejmując dłonie dziewczyny. – Chcesz tam pojechać ze mną? – dziewczyna przytaknęła kiwając delikatnie głową. – Tylko obiecaj mi jedno – dodał uśmiechając się szeroko. – Jak zobaczysz panią z pieskiem to nie będziesz nigdzie uciekała. Podejrzewam, że tam może być dużo takich pań i nie chce mi się ciebie ganiać po całym deptaku. Jest za duszno na bieganie. Agata parsknęła, a potem wybuchła histerycznym śmiechem. – Obiecam, jak ty mi coś obiecasz – z trudem wydusiła z siebie, wycierając dłonią łzy wywołane eksplozją radości. Atakowała Wojtka zadziornym wzrokiem, co nie wieńczyło szybkiego zakończenia panującego szaleństwa. – Zamieniam się w słuch – powiedział doktor bojaźliwym głosem nie mając pojęcia, czego może się spodziewać. – Nie będziesz dłubał w nosie – wyrzuciła z siebie z nieukrywaną satysfakcją i zamilkła. Tym razem nie pozmywali nawet naczyń, zostawiając je na stole. Wojtek upewnił się jedynie, czy wyłączył palnik pod zupą. Nie zamierzał dołączać do listy atrakcji spalonego garnka. Z żalem spojrzał na ekspres do kawy, o którym rozmyślał pokonując schody prowadzące na piętro z mieszkaniem. Ręką poklepywał książkę trzymaną w torbie przewieszonej przez ramię, z którą zamierzał spędzić dzisiejsze popołudnie. Miał nadzieję, że zdąży do niej zajrzeć przed pójściem spać. Czym prędzej założyli buty i prawie skacząc ze stopni na klatce gnali do samochodu. Agata trzymała w dłoni cieplejszą bluzę, którą przezornie chwyciła wychodząc z mieszkania. Nie jeździła zbyt często do Ustki, ale zdążyła się przekonać, że różnica temperatur pomiędzy obydwoma miastami potrafi wynosić nawet 10 stopni. 4 Zadziwiające biorąc pod uwagę dzielące je 20 kilometrów. Jednocześnie zrozumiałe z uwagi na przyciągające tam wszystkich morze. Dopiero po wejściu do wilka i zapięciu pasów, Agata przypomniała sobie o starszej kobiecie z pieskiem. Dotychczasowy dobry nastrój prysł jak bańka mydlana i powróciło nieznośne napięcie. Wiedziała, że lepiej by było dla niej przymknąć oczy i otworzyć je dopiero przed wjazdem na witające kierowców rondo przy markecie. Nie mogła się jednak powstrzymać. Uważnie obserwowała mijane chodniki i osiedla. Serce biło jej jak szalone, gdy jechali obok miejsca, gdzie została dzisiaj zaczepiona. „Gdzie jesteś stara wiedźmo?” – wywoływała jej postać, sama nie wiedząc, czemu miało to służyć. A co zrobisz, gdy ją zobaczysz? Uspokoiła ją świadomość, że nie kręciła się w okolicy. Przynajmniej na razie. Skoro spotkała ją już dwa razy, to zapewne nie mogła mieszkać daleko. Nie chciało się jej wierzyć, żeby tak bardzo upodobała sobie okoliczny park, by regularnie przemierzać większą połać miasta w celu wyprowadzenia na spacer pieska. Zrelaksowała się dopiero po minięciu ronda żegnającego kierowców jadących ze Słupska w kierunku Ustki. Rok szkolny się skończył i wraz z nim dziesiątki pojazdów przemierzało, a raczej toczyło się po zatłoczonej trasie. Agata spojrzała na Wojtka skupionego na utrzymywaniu odpowiedniej odległości od jadącego przed nimi pojazdu, ze szczelnie wypakowanym bagażnikiem. Zagospodarowana była nawet przestrzeń przy bocznych szybach. Znając życie w bagażniku przewożone było koło zapasowe. Co by było w przypadku złapania gumy? Zaśmiała się pod nosem na samą myśl o widoku wściekłego kierowcy wykładającego wszystkie klamoty na rozgrzany asfalt. A co by było, gdyby dodatkowo padało? – Mam nadzieję, że zerka w boczne lusterka – bąknął pod nosem Wojtek, rozdrażniony niewielką prędkością jadącego przed nimi samochodu. Sam nigdy nie szarżował, ale płynności jazdy nie można mu było odmówić. – I że ma je dobrze ustawione – dodał pogrążony w analitycznych rozważaniach. – Niektórzy bardziej podziwiają lakier na drzwiach bocznych, niż mijane samochody. Rozumiesz, jak masz źle ustawione lusterka to niewiele widzisz z tego, co masz za sobą. Większość zakrywa bok samochodu. Pamiętam, jak raz … Dziewczyna intuicyjnie wyczuwała zdenerwowanie rosnące z każdym wypowiadanym słowem. Wiedziała, że doktor musi być zmęczony po pracy i z pewnością, sam z siebie nie wybrałby się na początku tygodnia, na spacer brzegiem morza. Zresztą nigdy nie widziała go spacerującego. Rzadko wychodził z mieszkania po powrocie z pracy. Od razu zamykał się w swoim pokoju, który nadal pozostawał dla Agaty 5 nie zdobytą twierdzą. Uśmiechnęła się i delikatnie położyła swoją rękę na jego dłoni, obejmującej wajchę skrzyni biegów. Zadziałało. Mężczyzna zamilkł, a wręcz go zamurowało. Pomimo tego nie spojrzał w jej stronę. Nie była pewna, czy wynikało to z zakłopotania, troski o ich bezpieczeństwo, czy raczej chęci zachowania nienaruszonej powłoki lakieru i równości blach. Przy takiej prędkości nawet ewentualne zderzenie powinno skończyć się średnio poważną kolizją. Energicznym ruchem zabrała rękę z powrotem, tak jakby to zetknięcie było owocem przypadku. Wiedziała, że trwało ono za długo, by je w ten sposób odebrać. Nie mając nic ciekawszego do roboty zaczęła obserwować mijane osiedla domków jednorodzinnych. Średnio trafiała do niej perspektywa zamieszkania na byłym polu, w bliskim towarzystwie ruchliwej trasy. Najwidoczniej jej sceptycyzm był odosobniony, skoro niedaleko od jednego z osiedli, zaczynało się kolejne. Zwróciła uwagę, że same domy były wyższe od tych budowanych w mieście lub na jego obrzeżach. Odróżniała je również różnorodność i mniej lub bardziej udane pomysły na zagospodarowanie przestrzeni wokoło domu. – Tak daleko parkujesz? – zapytała Agata zaskoczona wjeżdżaniem na parking znajdujący się na placu naprzeciwko torów. – A może boisz się, że zarysują tobie wilka? – nie mogła się powstrzymać przed lekkim przekomarzaniem. – Zobaczysz, co będzie się dalej działo – odpowiedział niezrażony. – Ale cieszę się, że humor dopisuje. Widzisz! Jeszcze nie zaczęliśmy spaceru, a już widać poprawę nastroju. W jednym musiała się zgodzić. Znalezienie w dalszej części miasta wolnego miejsca do parkowania nie byłoby łatwe. Podejrzewała, że dłużej trwałoby krążenie po uliczkach i manewrowanie pojazdem po skromnym kawałku polbruku, niż zajęło im przejście kilkuset metrów do centrum. W końcu przyjechali na spacer. Na głównej ulicy czekało na nich przeciskanie się przez tłumy spacerowiczów i unikanie próbujących przecisnąć się pomiędzy nimi samochodów. Z tego zapewne powodu Wojtek skręcił w boczną uliczką i bardzo szybko znaleźli się w części portowej przy zniszczonych, stoczniowych halach. Dopiero tam zaczęła się czuć swobodniej, chociaż terenu tego nie można było nazwać odludnym. Przed wkroczeniem na promenadę Wojtek spojrzał błagalnym wzrokiem na jedną z kawiarni otwartą przy bukwarze. – Ja stawiam – postanowiła Agata mając nadzieje, że z resztek w portfelu uzbiera na dwie kawy. Większej gotówki nie nosiła przy sobie i zazwyczaj nie miała jej długo 6 przy sobie. Z satysfakcją stwierdziła, że wystarczyło jej nawet na dwa kawałki ciasta, którym udało się jej zaskoczyć doktora. – Zaszalałaś – stwierdził uśmiechając się pod nosem. – Dostałaś pierwszą wypłatę? Zmierzyła go na pozór wrogim spojrzeniem i symbolicznie pogroziła widelczykiem. – W budżetówce nie wypłacają dniówek. Dzięki komuś udało mi się ostatnio trochę zaoszczędzić. W sumie na wszystkim. Znasz tą osobę? – Osobę czy wilka? Drobna prowokacja do filozoficznych rozważań było nader oczywista i tym razem Agata nie zamierzała ucinać jej w zalążku. Uświadomiła sobie, że jest to jedyna pewna droga do bliższego poznania doktora. – A czy osoba nie jest wilczą jamą, w której mieszkają dwa wilki? – Punkt dla ciebie! – przytaknął entuzjastycznie Wojtek. Nie można mówić o jednym wilku odnosząc się do osoby ludzkiej. – Nawet, jeżeli to jest ten dobry wilk? – Nikt nie jest idealny i w każdym z nas jest pierwiastek zła. Dalszą dyskusję przerwała kelnerka niosąca tacę z dwoma kawami. W myślach Agaty krążyła informacja o pierwiastku zła w każdym człowieku. Wystarczyły dwa łyki kawy przy akompaniamencie szalejących mew i z widokiem na kutry unoszone przez niewielkie fale, aby zapomnieć o codzienności. W tym momencie liczyła się wyłącznie ta chwila spędzana nad błękitną taflą wody wypełniającą kanał. – Idziemy dalej, czy wracamy? – wyrwał ją z zadumy Wojtek, z trudem wydobywający z dna szklanki resztki spienionego mleka. Pytanie było raczej retoryczne i po krótkiej chwili podążali wzdłuż dalszej części kanału. Agata była niemal pewna, że źródłem zainteresowanie doktora byli przede wszystkim przechodnie – rodzice biegający za dziećmi i młodzi ludzie podążający z kimś, za kimś lub po kogoś dla towarzystwa. Z jednej strony kanał portowy i turystyczna łódź wikingów, z drugiej stanowiska do zrobienia warkoczyków, letnich tatuaży, pogrania na automacie lub pojeżdżenia na koniku napędzanym sprężyną podczepioną pod siodełkiem. Chwilę luzu odnaleźli dopiero idąc murkiem mola, oddzielających ich od nawiezionych kamieni. Cieszyli się jak małe dzieci nie mogące przejść obojętnie koło muru na tyle niskiego, aby bez problemu na niego wskoczyć i nie obawiać się za bardzo upadku. W taki sposób dotarli do pomnika syrenki, siedzącej na marmurze, z utęsknieniem wpatrującej się w głąb morza. 7 – Myślisz, że tęskni za domem? – zapytała Agata. – Raczej na kogoś czeka. Może na swoje siostry? Oboje zerknęli w tym samym kierunku badając co takiego ciekawego mogło zainteresować syrenkę. Zaraz po tym wrócili w kierunku promenady. Mijając latarnię morską podeszła bliżej Wojtka, nie chcąc za bardzo oddalić się od niego w tłumie spacerowiczów. Przestały ją interesować rozstawione wzdłuż promenady kramiki z czymś do zrobienia lub kupienia i większą uwagę zwracała jedynie na liczących na datki muzyków i obrazy oparte o murki okalające promenadę. Oczywiście wszystkie były do kupienia, a dodatkowo można było od ręki dostać rysowany portret lub karykaturę. W okolicy muszli koncertowej przechodzili obok mima. Ostry makijaż i włosy schowane pod kapeluszem nie pozwoliły ocenić, czy na drewnianym pudle stał mężczyzna, czy kobieta. Całą twarz miał lub miała pomalowaną na biało i jedynie w okolicach oczu i ust widać było czarne akcenty. Artysta zauważył Agatę i podniósł obie ręce do góry ukazując mocne zaskoczenie. Następnie tak jakby zarzucił na dziewczynę linę, którą ciągnął z wielkim wysiłkiem w swoją stronę. Minąwszy go Agata odwróciła się na moment by ujrzeć twarz z grymasem rozpaczy i jedną rękę delikatnie machającą na pożegnanie. Nieco była zaskoczona, że Wojtek go nie dostrzegł. Doktor milczał jak zaklęty i podejrzliwie rozglądał się dookoła. Dziewczyna nie miała wątpliwości, 8 że nie czuł się zbyt dobrze w panującym zgiełku. I tym bardziej doceniała jego gest polegający na zaproponowaniu wyjazdu na spacer. Zatrzymał się dopiero przy ławeczce, gdzie można było spocząć obok pomnika Ireny Kwiatkowskiej. Wahał się zbyt długo, dlatego Agata wzięła sprawy w swoje ręce. Chwyciła go za dłoń i zaciągnęła na ławeczkę. Poprosiła również przechodnia, czekającego na swoją kolej uwiecznienia ławeczki, o zrobienia kilku zdjęć telefonem. Początkowo Wojtek siedział sztywno, jakby połknął kij i nie wiedział co ma zrobić z rękoma. Potem uśmiechnął się nawet, objął Agatę i zrelaksowany pozował do ostatniego zdjęcia. Mieli wstać z ławeczki, gdy podszedł do nich mim spotkany wcześniej obok muszli koncertowej. Na początku biegał wokół nich jak szalony udając, że szuka odpowiedniego ujęcia, światła i pstryka niezliczoną ilość zdjęć. Później udawał, że chowa aparat do torby. Spojrzał na nich wpierw zaskoczonym, a potem wściekłym wzrokiem. Wskazał drżącym palcem na Wojtka i złapał się za serce, udając mocno zranionego. Na końcu powolnym ruchem przejechał palcem wzdłuż szyi, skupiając na doktorze piorunujące spojrzenie, zostawiając na skórze czerwony linię przecinającą krtań. Ostatecznie strzelił z dłoni ułożonej w pistolet w Wojtka i Agatę, uciekając następnie w kierunku muszli koncertowej. Przedstawienie nie umknęło uwadze ludzi zgromadzonych koło ławki, nie do końca wiedzących jak na nie zareagować. Oszołomienie nie ominęło Wojtka i Agaty. – Chyba czas jechać do domu – skwitował doktor wstając z ławeczki i ciągnąc za sobą Agatę. Dziewczyna nie protestowała i sama też pragnęła jak najszybciej dotrzeć do domu. Nie dziwiła się temu, że mężczyzna pospiesznie zmierzał w kierunku bocznych uliczek, chcąc jak najszybciej oddalić się od promenady. Widać było, że zdążył poznać dokładniej Ustkę, a nie tylko jej część turystyczną. – Mieszkałeś kiedyś tutaj? – zapytała przerywając długotrwałą ciszę. – Tak, wyprowadziłem się dopiero po studiach. Dokładniej wróciłem po studiach, tylko zamieszkałem w Słupsku, żeby mieć bliżej do pracy. – I dalej od dziwnych artystów. – Ale bliżej szalonych staruszek z pieskami – zripostował doktor spoglądając ukradkiem na dziewczynę. Emanowała z niego ciekawość reakcji. – Ale nie martw się. Wszędzie znajdziesz osoby, z którymi z różnych powodów nie będziesz miała ochoty się spotykać – dodał rozładowując atmosferę. – Od jednych izolujesz się murem, a innych, tych lubianych, zapraszasz do środka wybudowanego w ten sposób kręgu. 9 Ostatnie słowa Agaty podniosły ją na duchu. Wiedziała, że stanowiły one wyznanie uczucia, jakie czuje Wojtek w stosunku do jej osoby. Tych lubianych? Co to znaczyło? Tolerowanych? A może chodziło tutaj o jakieś głębsze uczucia? Na razie musiało jej wystarczyć potwierdzenie lubienia. Uśmiechnęła się do niego w odpowiedzi lekko się rumieniąc. Powrotna droga trwała szybciej. Był wczesny wieczór, pogoda ładna i nie za wiele osób postanowiło w tym samym czasie wrócić do Słupska lub pojechać w dalszą drogę. Oboje nieco zmęczeni pogrążyli się w zadumie. Agata myślała o jednej rzeczy, bijąc się nieustannie z myślami. Dobrze wiedziała, że ewentualny dalszy krok musi być wykonany z jej strony, ponieważ gościna doktora ograniczy się głównie do opieki i wspomagania w rozwiązywaniu ewentualnych problemów. Wiedziała, że to i tak bardzo duża, a wręcz ogromna ilość empatii możliwej do uzyskania od obcej osoby. W momencie gdy przekraczali próg mieszkania serce biło jej jak szalone. Czuła się jak nastolatka wybierająca się na swoją pierwszą wyśnioną randkę. Początkowo chciała coś powiedzieć, zapytać, wprost zasugerować, ale żadne słowo nie mogło jej przejść przez ściśnięte gardło. Ostatecznie zdecydowała się na radykalny krok, nie pozostawiający żadnych wątpliwości co do jej intencji. Podeszła do doktora i pocałowała go w usta. Było to zwykłe, niewinne muśnięcie. Pomimo tego mężczyzna stanął jak wryty, spoglądając z niedowierzaniem na Agatę. a) Po chwili jednak przytulił ją mocno i odwzajemnił się namiętnym pocałunkiem. W krótkich przerwach delikatnie przygryzał jej usta. Z wypiekami na twarzy chciwie wdychał zapach jej włosów. Upływający czas stracił dla nich jakiekolwiek znaczenie. Całowali się na czerwonej wykładzinie, tuląc się gorliwie nawzajem. Ręce mężczyzny muskały plecy, schodząc następnie w kierunku pośladków. Ostatecznie stanęli przytuleni do siebie pogrążeni we własnych myślach i pragnieniach. b) Po chwili zrobił krok do tyłu i obdarzył Agatę dobrodusznym spojrzeniem. Swój sprzeciw podkreślił delikatnie ruszając głową na boki. Musnął policzek dziewczyny palcem i zamknął się w swoim pokoju. 10