Przekształcenie traumy - cz6
Transkrypt
Przekształcenie traumy - cz6
Rozdziaø VI OPRAWCA W GèOWIE OFIARY Skutki nadu y seksualnych z dzieci stwa w my leniu ofiar Obraz rzeczywisto ci oparty na traumie: brak sensu, wrogo i defekt mocy W wieku czterech lat Jonathan i kilkoro innych dzieci byø seksualnie wykorzystywany w przedszkolu przez syna przedszkolanki i przez jej brata. Charakterystyczne, e od momentu kiedy sprawa wypøyn øa na wierzch Jonathan byø dalej wykorzystywany, gdy rodzice innych dzieci z pocz tku nie chcieli w to uwierzy . Zamiast tego zebrali jeszcze od siebie 1500 $ dla przedszkolanki na koszty jej obro cy w s dzie! Powstrzymali si dopiero, kiedy ich wøasne dzieci zacz øy ujawnia , e tak e one s seksualnie molestowane. Uraz zwi zany z tymi nadu yciami byø u Jonathana spot gowany faktem, e musiaø patrze jak wykorzystywana jest jego møodsza siostra (która te chodziøa do tego przedszkola) i byø zmuszany do brania w tym czynnego udziaøu. Pocz tkow reakcj Jonathana byøy okresowe stany dysocjacji. Nagle, caøkowicie traciø kontakt ze sob i z otoczeniem. Nawet jeszcze po trzech latach od prze ytej traumy cz sto kr ciø si w szkole, nieprzytomny i oszoøomiony, koøo natrysków. Nauczycielom trudno byøo przyci gn jego uwag czy utrzyma go w skupieniu na lekcjach. W wieku lat dziesi ciu pozostaøo ci po tym rozszczepieniu psychiki Jonathana ulokowaøy si w jego uzale nieniu od ksi ek. Czytaø w sposób arøoczny i nienasycony, równie w wakacje i ferie, zamiast wychodzi i bawi si z dzie mi. W dodatku czytaø tylko fantasy, co jest dzieci cym odpowiednikiem zagrzebywania si dorosøych ofiar w lekturze romansów, byle tylko uciec od kontaktu z sob i wiatem. Mimo to z chøopcem byøo lepiej pod ka dym wzgl dem. Sko czyøy si jego ci gøe wypadki - chodzenie po dachach i spadanie, postrzelenie si z wiatrówki ojca, zabawy z puszkami po spreju, które eksplodowaøy, itp. Staø si mniej wrogi wobec siostry, od której odsun ø si po wykorzystaniu. W domu, kiedy ogarniaøa go zøo lub smutek, nie zwijaø si ju w pozycj embrionaln i nie baø si ju tak jak dawniej lub przynajmniej sprawiaø takie wra enie. Kiedy miaø dziesi lat wybraø si z rodzin i przyjacióømi domu na premier jakiej sztuki w Bostonie. Po przedstawieniu tøum wylaø si z teatru na ulic . Jonatan z siostr znajdowali si niespeøna póøtora metra od rodziców i pi ciu innych dorosøych. Przypadkiem ojciec spostrzegø zbli aj cego si z przeciwka m czyzn , który miaø wzrok utkwiony w chøopcu. Byøo w nim co , co go uderzyøo. Kiedy obcy zbli yø si do Jonatana, poøo yø mu r k na ramieniu i nieco si nachyliø, jakby chciaø co powiedzie . Nagle chwyciø go mocno za rami i zacz ø z nim bøyskawicznie znika w tøumie. Ojciec Jonathana zareagowaø wcze nie - ruszyø si ju w momencie, kiedy napastnik poøo yø dziecku r k na ramieniu, lecz mimo to ledwie zd yø chwyci syna w pasie i wyrwa go napastnikowi. M czyzna zbiegø. Siedz c w moim gabinecie, ojciec Jonathana miaø szar twarz i wygl daø na chorego. "To zadziaøo si strasznie szybko" - powtarzaø ci gle - "Nie do wiary jak szybko! Kilka sekund. I nikt tego nie widziaø. Nikt z dorosøych! Nieprawdopodobne..." Na koniec powiedziaø: "Nie mam poj cia, czemu jestem taki rozbity?! Przecie nic takiego si nie staøo". Nic si takiego nie staøo... W przypadku gøo nego porwania w Chowchilla (Terr 1985a, 1985b, 1990) uprowadzony zostaø szkolny autobus z dzie mi, które przetrzymywano pod ziemi w wypalonej sztolni. Po 27 godzinach starsze dzieci zrobiøy podkop i wszystkim udaøo si wróci do domów bez fizycznego uszczerbku. W mie cie byøa wielka feta i wmurowano pami tkow tablic dzi kuj c Bogu, e dzieci wróciøy zdrowe i e nic takiego si nie staøo. Jak wi c wytøumaczy to Jonathanowi, który mówiø mi, e wcale go nie zaskoczyøa ta próba porwania? Byø przekonany, e jemu mog przytrafia si tylko zøe rzeczy. Nie istniaøo dla niego co takiego jak szcz cie i powodzenie. Istniaøy jednak e nieszcz cia i pech. Kiedy poprosiøam go, eby narysowaø mi siebie; namalowaø chøopca id cego pod wielk , ciemn chmur . Jak wi c wytøumaczy to dzieciom z Chowchilla, z których ka de, jeszcze w pi lat po uprowadzeniu, byøo przekonane, e umrze møodo? Dzieciom, które nadal wierzyøy, e na zewn trz byø czwarty kidnaper czyhaj cy na nich po ciemku (w ledztwie wykluczono t mo liwo ) i e pewnie zostan uprowadzone znowu? Jak wytøumaczy to mojej dorosøej klientce, która w dzieci stwie byøa wykorzystywana fizycznie i której brat, równie wykorzystywany, popeøniø samobójstwo. Kiedy astrolog zapewniaø j , e po 52 roku ycia wszystko wspaniale si jej uøo y, wywnioskowaøa, e niedøugo umrze. Dla niej po prostu nie byøo mo liwe, eby pomy lne wró by mogøy si speøni za jej ycia. Udawanie, e Jonathanowi czy dzieciom z Chowchilla nic si nie staøo, mo liwe jest dzi ki wierze w przes d, e dopóki nikt nie jest fizycznie ranny, na psychice nie odciska si trauma. Ojcu Jonathana – czøowiekowi wiatøemu, z wysokim wyksztaøceniem – w ogóle nie przyszøo do gøowy, e próba porwania, jak i w wcze niejsze nadu ycia seksualne w wieku lat czterech, zrujnowaøy w jego synu poczucie bezpiecze stwa, zmieniaj c w nim przez to sposób postrzegania wiata. By mo e i rodzice z Chowchilla, odzyskuj c swoje dzieci bez fizycznego uszczerbku, wierzyli, e wróciøy one caøo równie pod wzgl dem psychologicznym... Jednak e kiedy czøowiek – dorosøy lub dziecko – byø terroryzowany, to nawet je li nie poniósø fizycznej szkody, co rzeczywi cie si staøo. Trauma odciska si na psychice niezale nie od tego, czy wyst piøy urazy fizyczne i powoduje zmian wewn trznej postawy ofiary. Burzy jej poczucie bezpiecze stwa, zaufanie, poczucie mocy i wiar w przewidywalno zdarze na wiecie. Niszczy równie wiar w skuteczno wøasnych dziaøa (Briere i Conte, 1993; Famularo, Kinschreff i Fenton, 1990; Janoff-Bulman, 1992; Johnson i Kenkel, 1991; Mullen, 1993; Roth i Newman, 1993; Spiegel, 1990). Krótko mówi c, urazy rzutuj nie tylko na uczucia, lecz tak e na sposób my lenia i yciow postaw ofiar. Trauma dziaøa caøkiem inaczej ni zwykøa wiadomo , e na wiecie dziej si straszne wydarzenia. Przeci tny czøowiek jest a za dobrze osøuchany z nie ko cz cymi si wojnami, epidemiami, katastrofami i innymi nieszcz ciami. Wie, e s one jakby rutynowo wpisane w ycie na ziemi. Ludzie nie obci eni urazami czerpi swoje poczucie bezpiecze stwa przede wszystkim z rozumowego oceniania zjawisk wiata. Czuj si bezpieczni, bo byli bezpieczni, s bezpieczni i dlatego spodziewaj si , e dalej b d bezpieczni. Odwrotnie jest u ludzi obci onych traum , którzy ksztaøtuj swoj postaw w sposób indukcyjny, poprzez generalizowanie wczesnych prze y ze swoimi opiekunami. Jak wykazuje Milton Erickson, pod wiadomo uczy si na podstawie zbieranych do wiadcze - lub aluzji do nich, takich jak metafory i ba nie - a nie na podstawie abstrakcyjnych, logicznych procesów (Haley, 1985). Gdyby opiera si na logice, raczej nikt nie mógøby czu si bezpiecznie. Szansa doznania traumy jest w naszej kulturze znaczna. Norris (1992) odkryø, e prawdopodobie stwo stania si ofiar w ci gu caøego ycia jest wysokie i wynosi przeci tnie: dla po aru – 11%, napadu rabunkowego – 25 %, wypadku samochodowego w którym kto zostaje co najmniej ranny – 23%, prze ycia mierci ukochanej osoby wskutek samobójstwa, zabójstwa lub tragicznego wypadku – 10%. è cznie szansa wyst pienia jakiego rodzaju nieszcz cia wynosi 69%. Wska nik ten potwierdzaj i inne opracowania. Resnick (1993) podaje przeci tn 69%, a Kilpatrick, Saunders, Best, Von i Veronen (1987) dla urazów zwi zanych z przest pstwami - 75%. Pomimo, e dzisiejszy wiat obiektywnie jest niebezpieczny i przypadkowy, osoby nie obci one traum wykazuj nierealistyczne, peøne optymizmu spojrzenie na ycie (Taylor, 1989; Tiger, 1979). Podaj one du o wi cej pozytywnych ni negatywnych wydarze z wøasnego do wiadczenia (Matlin i Stang, 1978), wierz , e plasuj si powy ej redniej (Greenwald, 1980; Taylor, 1989; Taylor i Brown, 1988), s przekonane, e sprawy potocz si pomy lnie (JanoffBulman, 1992), przeceniaj swoje mo liwo ci kontrolowania i wpøywu na zdarzenia (Langer, 1975; Wortman, 1975), i zarazem zani aj prawdopodobie stwo wyst pienia negatywnych zdarze , a zawy aj prawdopodobie stwo pozytywnych (Janoff-Bulman i Frieze, 1983; Janoff-Bulman, Madden i Timki1983; Perloff, 1983; Taylor 1989). W takim wietle tzw. kultura New Age (np. Redfield, 1993) ze swoim naciskiem na znaczenie koincydencji, na indywidualny wybór w odniesieniu do pozornie przypadkowych zdarze i na to, e wszystko co si dzieje ma swoj przyczyn , przedstawia si raczej jak kultura Old Age. Potrzeba, by czu si bezpiecznie jest w ka dym ludzkim pokoleniu taka sama, inaczej si tylko ubiera. Jednak e u ofiar tzw. syndrom Polyanny (Matlin i Stang, 1978) zostaje zniszczony. Nawet w wiele lat po prze ytej traumie osobom takim brak optymizmu. Famularo et al. (1990) odkryø, e ludzie z potraumatycznymi zaburzeniami wskutek stresu (PTSD) wierz , e ich ycie b dzie krótkie, bolesne i peøne trudno ci. W kolejnych publikacjach Janoff-Bulman i kol. systematycznie podaje, e ofiary ró ni si zasadniczo postaw wobec wiata i jego charakteru od ludzi, którzy nie prze yli urazu. Wida to zwøaszcza je li chodzi o problem, czy wiat jest yczliwy i peøen tre ci i czy starania jednostki odnosz zamierzony skutek (Janoff-Bulman, 1992). Inni autorzy (np. Horowitz, 1976; McCann i Pearlman, 1990), cho ujmuj t ró nic troch inaczej, zgadzaj si , e wskutek prze ytej traumy wzorzec percepcji ulega u ofiar zmian . W rozdziale tym b d omawia percepcyjne nast pstwa seksualnego wykorzystywania w dzieci stwie, wø cznie z ksztaøtowaniem si opartego na traumie ogólnego widzenia wiata i jego skøadowych przekona : braku sensu, wrogo ci i defektu mocy. Prócz tego przedstawi charakterystyk procesu faøszywego my lenia i same tre ci faøszywego my lenia u ofiar i prównam j z faøszywym my leniem u napastników. Brak poczucia sensu Zam t, jaki w gøowie ofiary powoduje trauma, wietnie oddaje Joan Didion (1979) pisz c: Wymy lamy sobie ró ne historyjki, by y . (...) Przynajmniej momentami. Mam na my li okres, kiedy zacz øam w tpi w przesøanki wszystkich tych bajek, które dot d sobie opowiadaøam. Niby nic niezwykøego, ale wøa nie odstawienie ich okazaøo si dla mnie trudne. (...) Zawsze miaøam pod r k jaki skrypt, a teraz - gdzie mi si zapodziaø. Byøam przyzwyczajona do wskazówek, a teraz ich nie byøo. Dopatrywaøam si jakiego spisku, ale dysponowaøam tylko tym, co widz : oderwanymi obrazkami w ró nych sekwencjach, wyobra eniami bez adnej tre ci w ich chwilowym ukøadzie. Miaøam nie caøy film, lecz przypadkowe, oderwane klatki. Dla wi kszo ci ludzi wyobra enie, e wiat jest uporz dkowany i peøen znaczenia, stanowi fundament odbioru rzeczywisto ci. Ba ma dla nich szcz liwe zako czenie, opowiadanie sensowny moraø. Nawet taki my liciel jak Einstein ostatecznie cofn ø swoj akceptacj dla teorii przypadkowo ci w fizyce. Gnany na staro potrzeb znalezienia porz dku i znaczenia ogøosiø: "Bóg nie grywa w ko ci stworzonym przez siebie wszech wiatem" i rzuciø si bez opami tania w labirynt nauki. Lerner (1980) okre liø ten p d do odkrywania porz dku mianem "teorii sprawiedliwo ci wiata", maj c na my li, e ludzie otrzymuj wszystko to, co nosz w sobie. Jego badania dowodziøy wielokrotnie, e to co dzieje si z czøowiekiem warunkuje, jak czuj si z nim inni. Ludzie, którzy osi gaj negatywne rezultaty s "dewaluowani", nawet je li ich wyniki s dzieøem przypadku, a otoczenie tym wie. Ta "dewaluacja" ze strony innych jest raczej automatyczna i nie wiadoma, ni wykalkulowana. Oczywi cie byøam pewna, e sama jestem uodporniona na takie automatyczne winienie ofiary. Przecie umiaøam je nazwa , rozpozna , dobrze wiedziaøam czemu ono søu y... Kilka miesi cy temu znalazøam w lokalnej gazecie wyja nienie zagadkowego morderstwa, do którego doszøo w mojej okolicy par lat wcze niej. Søysz c dzwonek, miejscowy biznesmen otworzyø drzwi swojej willi i zostaø przeszyty seri z automatu. Dopiero teraz s siad ofiary przyznaø si , e to on zastrzeliø tego czøowieka, kieruj c si wzbieraj c przez lata uraz z powodu jakiej bøahostki. Byøo to kompletnie irracjonalne morderstwo, dokonane bez sensu na zupeønie niewinnej ofierze. Roztrz siona, zdaøam sobie spraw , e czytaj c przed laty reporta o tej tragedii, doszøam do wniosku, e zabity biznesmen, na którym zreszt nigdy nie ci yøy adne podejrzenia, byø po cichu zamieszany w przemyt narkotyków. Taka skøonno ludzi do automatycznego winienia ofiary jest zazwyczaj irracjonalna (i, co oczywiste, maøo chwalebna), ale ma zasadnicze znaczenie dla ich poczucia bezpiecze stwa. Bez niej wszystkie wysiøki jednostki stan øyby pod znakiem zapytania. Zauwa yli to Lerner i Miller (1978): "Bez takiego nastawienia trudno byøoby jednostce skøoni si do d enia do jakiegokolwiek døugofalowego celu, a nawet do zwykøych codziennych czynno ci, jakich wymaga ycie spoøeczne." (str. 1030). Silna trauma, niezale nie od rodzaju, powoduje rozbicie matrycy sensu, uporz dkowania i przewidywalno ci. Chocia to poczucie znaczenia i sensu pada przede wszystkim ofiar kl sk ywioøowych, równie øatwo ulega ono zniszczeniu przez urazy powodowane przez ludzi. Lifton (1963) na przykøad opisywaø wcze niejsz niewiar ofiar Hiroszimy w mo liwo takiej katastrofy. Dla nich oznaczaøo to "powa ne zaøamanie wiary w gø boko ludzki wzorzec wspierania ycia ka dej jednostki, a st d i utrata zaufania do caøej struktury bytu" (s. 4870). Poszukiwanie sensu mo e czøowiekowi zabra caøe ycie. Silver, Boon i Stones (1983) w badanej grupie 77 kobiet, ofiar kazirodztwa, które miaøo miejsce rednio dwadzie cia lat temu, odkryli, e ponad 80% z nich nadal poszukuje jakiego wytøumaczenia, by znale sens w tym co je spotkaøo. Wi cej ni poøowa z nich czuøa, e nie umie dopatrzy si w swoim wykorzystaniu adnej logiki i powtarzaøa rzeczy w rodzaju: "Ci gle zadaj sobie pytanie: dlaczego? I ci gle nie znajduj na nie odpowiedzi" (s.89). Ofiarom, które nie umiej odkry znaczenia, wiedzie si gorzej, ni tym, które je jako znalazøy. To, jaki charakter ma przyj te wyja nienie (np. czy bior win za kazirodztwo na siebie, czy obci am nim sprawc ) nie wpøywa na rezultat. Niezdolno ofiary do znalezienia sensu wi e si ze skutkami nadu ycia – z tym, jak dotkliwe s jej natr ctwa, powracaj ce i dezorganizuj ce rozmy lania, stopie zaburzenia, gorsze przystosowanie spoøeczne, ni szy poziom wøasnej warto ci oraz mniejsza stanowczo i skuteczno w dziaøaniu. Istnieje jednak e przeciwna opinia. Morrow (1991) wykryø, e niezdolno ofiary do odnalezienia sensu w kazirodztwie nie wi e si z jego skutkami, niezale nie od tego komu przypisuje ona win . Rzuca si tu jednak w oczy ogromna ró nica wieku badanych ofiar. Opracowanie Morrowa dotyczy osób wieku dojrzewania, a badana grupa Silvera i kol. to ludzie w wieku od 18 do 72 lat, w której do kazirodztwa dochodziøo rednio ponad dwadzie cia lat wcze niej. Jest wi c prawdopodobne, e potrzeba odnalezienia sensu pot guje si z wiekiem. Wrogo - przypadkowo - opieku czo Przy wje dzie do parku narodowego w Górach Skalistych w Kolorado stoi tablica z napisem: "Górom jest wszystko jedno..." Søu by parku wyra nie dostrzegaj skøonno w drowców do optymistycznej wiary w øaskawo przyrody, wiedz c, e takie zaufanie nie sprzyja ich bezpiecze stwu. Znamienne, e cz ci syndromu Pollyanny u ludzi nie obci onych traum jest ich romantyczne podej cie do natury, mimo e jest ona najbardziej bezwzgl dn aren , do której z pewno ci pasuj søowa: Nie ma czøowieka na wiecie, który byøby tak arøoczny jak modliszka. Ale chwilk , mówisz, przecie nie ma dobra i zøa w przyrodzie; dobro i zøo to ludzki wymysø. (...) Wszech wiat, który nas wchøania jest potworem, któremu wszystko jedno czy prze yjemy, który nie zwa a na to, co mia d y po drodze. Nie zatrzyma si . Jest bezwzgl dny i lepy, jak robot zaprogramowany na to, by zabija . (...) Cock Robin mógø umrze najbardziej makabryczn mierci , a natury to wcale nie wzruszaøo. Søo ce nadal wschodziøo, strumienie szumiaøy, a wszystko co dalej yøo, dalej piewaøo... (Dillard,1974, s. 179-180). Dillard jest tu podejrzliwy. Gotowo do wierzenia w yczliwo wiata, nawet je li jest ona irracjonalna, dla ofiar traumy nie jest dost pna. Mog one przekroczy próg godzenia si na przypadkowo i oboj tno wiata – mog zacz widzie w nim wrogo i spodziewa si najgorszego. Dla ofiar nadu y seksualnych podejrzliwo skupia si bardziej na ludziach ni na przyrodzie. Sarah, za ka dym razem kiedy widziaøa dorosøego m czyzn z pi cioletni dziewczynk , zachodziøa w gøow : "Co on robi z t maø ?" Na terapi zgøosiøa si gøównie dlatego, e takie my li wydawaøy si jej dziwne; nie miaøa absolutnie adnych wspomnie o swoim wykorzystywaniu. Nieufno nie zawsze jednak dotyczy ludzi. Ofiary bardzo cz sto maj silne przekonanie, e s wyø czone poza nawias i godne pot pienia. Athena, która w dzieci stwie byøa wykorzystywana fizycznie, przypiekana, poni ana i o mieszana, szøa przez dorosøe ycie z poczuciem, e jest skazana na pot pienie. Nie spodziewaøa si po ludziach niczego dobrego; nie marzyøa eby kiedy wygra na loterii; nie wierzyøa te , e sama mo e komu da poczucie bezpiecze stwa. Nie dawaøa si przekona , e wiat by mo e jest po prostu przypadkowy. Uwa aøa, e w jaki sposób musiano j skierowa na zø terapi i e wszystkie jej usiøowania w tym kierunku zako cz si nieodwoøalnym fiaskiem. Podobnie byøo z Timem, który po serii ci kich wypadków i chorób doszedø do wniosku, e: "teraz to ju zawsze tak b dzie: jedno nieszcz cie za drugim". Czas upøywaø mu na wyobra aniu sobie, e osi ga wiek, w którym szcz cie opuszcza go do reszty i nadchodzi mier ; byø pewien, e nast pi to w okresie dorastania. Kiedy byø ju dorosøy, wystarczaøo drobne negatywne zdarzenie, by wywoøa uczuciowe retrospekcje i poczucie pot pienia, które mogøo trwa tygodniami. Utrata zaufania do wiata powoduje, e ofiara przestaje si czu jakby byøa przez kogo lub co chroniona. To, co jej si w yciu przytrafia, wydaje si jej bez znaczenia na tle szerszego planu wydarze . Wiara, e jest si przez jak wi ksz siø dogl danym, chronionym i otoczonym opiek – uprawomocniona w dzieci stwie wøa ciw trosk i dobrem – dla ofiar traumy jest stracona. "Czemu odwróciøy si ode mnie anioøy? Kto mi rozja ni ten mrok?” – piewa Bonny Raitt.1 Na jednym biegunie nadu ycia ofiara buntuje si przeciwko opieszaøym anioøom; na drugim twierdzi, e ich w ogóle nie ma. Zinternalizowany dobry rodzic, projektowany na Boga na niebie czy jakie yczliwe i opieku cze duchy, rozpada si , a jego miejsce zajmuje poczucie, e jest si bardzo maøym i bardzo zagubionym. To poczucie oboj tno ci wiata, a nawet immanentnej wrogo ci, charakterystyczne dla seksualnie eksploatowanych w dzieci stwie ludzi, nie jest funkcjonalnym i warto ciuj cym mechanizmem, który ostrzega i chroni przed wykorzystaniem. Wr cz przeciwnie. Powoduje w nich niezaspokojenie i rozpacz, które pchaj ofiar w ramiona niewøa ciwych partnerów. Poczucie opuszczenia przez dobry los czy Boga sprawia, e jeszcze trudniej jej wyobrazi sobie samotno . Kurczowe wczepianie si w partnerów i uzale nienie od nich oznacza, e ofiara w ko cu l duje w zwi zku, w którym partner d y do jej omotania, a nie do poufaøo ci. Jak na ironi , taki uniwersalny brak zaufania nie ma nic wspólnego z warto ciuj cym brakiem zaufania, który rzeczywi cie søu y ochronie. Je li kto wejdzie na lód i pomy li, e jest on niebezpiecznie cienki, zaczyna st pa na o lep. Defekt mocy W obliczu bezsensu i wrogo ci przestaje te istnie ludzka moc. Spiegel (1990) pisze: Traum mo na rozumie jako rodzaj wmanipulowania w zewn trzne siøy: ofiara zostaje wkr cona w cudz w ciekøo , w oboj tno natury lub czyje psychiczne lub psychologiczne ograniczenia. Razem z cierpieniem, które towarzyszy gwaøtowi, urazom wojennym czy kl sce ywioøowej wyst puje ledwie daj ce si znie poczucie bezradno ci - wiadomo , e ani siøa wøasnej woli, ani najlepsze ch ci nie mog nic pomóc wobec rozwoju wypadków. Poczucie to mo e powodowa uszkodzenie wøasnego wizerunku, trwaøe ska enie bólem, upokorzeniem i l kiem, a tak e utrat integralno ci i poczucia swojego ja. (s. 251) Zdolno chronienia siebie jest fundamentalna dla wiary we wøasn skuteczno , a skuteczno jest fundamentalna dla poczucia swojego ja. Zaniechanie ochrony jednostki przez zewn trzny wiat, Boga czy opieku cze duchy, przerzuca na ni caøy ci ar troszczenia si o swoje bezpiecze stwo. Dla osób, które wierz , e wszech wiat jest przychylny i yczliwy, e sprawy w ko cu musz uøo y si szcz liwie, a one same maj w nim swego anioøa stró a, taka hiper-czujno dorosøej ofiary jest zagadk . 1 "All at once", Bonny Raitt. Copyright 1991 Kokomo music. Tymczasem dorosø ofiar pochøania nieustanne poszukiwanie bezpiecze stwa, które, jak fatamorgana na pustyni, wydaje si jej le e wsz dzie tam, gdzie go nie ma. Peøna l ku i bezradno ci, lecz i w pogardzie dla nadziei, ofiara nie wierzy ani w dobre zamiary losu, ani w yczliwo obcych. W efekcie stara si sama wszystko kontrolowa – o wiele za bardzo, o wiele za cz sto. Wspóømaø onek si w cieka, dzieci si wycofuj . Hasøo: "Pu to", b d ce odtrutk Zen na l ki oraz praktycznie ju mantr ruchu AA, jest dla niej kompletnie obcym stanem, w którym czuje si tak jak zebra, której proponuj drzemk w søo cu, kiedy wokóø kr c si gøodne lwy. Istniej szkoøy my lenia twierdz ce, e "prawie wszystkie ofiary s sprawcami i prawie wszyscy sprawcy ofiarami" i wskazuj na kontroluj ce i nieraz zabarwione zøo ci zachowania dorosøych ofiar jako na przykøady ich naøogowej drapie no ci. Takie zestawienie to bardzo powierzchowny trik intelektualny, poniewa rdzenna dynamika, która kryje si za wybuchami agresji ofiary, nie jest w swej istocie ani drapie na ani uzale niona – jest po prostu gøodem bezpiecze stwa i rozpaczliwym poszukiwaniem lekarstwa na wøasny ból. E. Gil (1991) pisze: "By mo e najwi ksz lekcj , jakiej udzielaj terapeucie wykorzystane dzieci i doro li, jest pokazanie, e wszystko, co potem w yciu musz robi , jest obliczone na zapewnianie sobie bezpiecze stwa" (s. 59). Tam, gdzie w czøowieku powinien znajdowa si zinternalizowany, przychylny rodzic - model dla ludzkich projekcji Boga - gnie dzi si niestety zinternalizowany oprawca, który jest szorstki, obwiniaj cy, srogo oceniaj cy i nieraz sadystyczny w swoich atakach. Niezdolna do u mierzenia siebie w inny sposób ofiara kieruje si ku rozrywkom i/lub oderwaniu, a wi c nieprzytomnie pracuje, pije, pa, puszcza si , kurczowo okr ca wokóø innych, buntuje si czy zwyczajnie zam cza niesko czon list zada do wykonania w swoim i tak ju zbyt aktywnym yciu. "Co jest dla ciebie najgorsze w radzeniu sobie z twoim dzieckiem?" - spytaøam kiedy jedn z mych ofiar, w której domu siaø spustoszenie naøóg córki. "Pomy lisz sobie, e jestem okropna – odpowiedziaøa. "Ona mi po prostu przeszkadza... zakøóca mój rozkøad zaj ” – i z miejsca zalaøa si øzami. Bezradno i brak poczucia wøasnej skuteczno ci – mechanizm nap dowy kontroluj cych zachowa , pochodz nie tylko z domniemanej zaciekøo ci zewn trznego wiata, lecz i z wn trza ofiary – z do wiadczania zalewu trudnych uczu . Wyobra enia, wspomnienia, sny, natr tne my li, uczuciowe retrospekcje, somatyczne retrospekcje, obrazowe peøne retrospekcje - wszystko to sprawia, e ofiara podlega takiemu samemu zagro eniu od wewn trz, jak z zewn trz i jest na równi zdezorientowana. W rzeczywisto ci nie jest ona w stanie kontrolowa wøasnych uczu w tak samo jak nie potrafi zmieni otaczaj cego wiata. W wysiøkach, by odzyska poczucie kontroli nad wøasnym yciem, dorosøa ofiara skøonna jest wini siebie za doznane niepowodzenia. Taka postawa przychodzi jej tym øatwiej, e nakøada si na istniej cy ju wzorzec: zinternalizowanego sprawc – na "gøos", który wøa nie j obarcza win za dawne wykorzystanie.. Oprócz gøosu zinternalizowanego sprawcy, winienie siebie wzmocnione jest u niej dodatkowo przez fakt, e daje ono nadziej na odzyskanie kontroli w przyszøo ci. Je li na przykøad doznaøa ostatnio ponownego wykorzystania, to wini c si za nie mo e tym mocniej wierzy , e w przyszøo ci b dzie ju potrafiøa si ustrzec i e ju wi cej „do tego” nie dopu ci. Przez caøe lata zastanawiaøo mnie, dlaczego ofiara gwaøtu tak kurczowo trzyma si przekonania, e caøy ten gwaøt to jej wina, bo skr ciøa nie w t ulic , bo miaøa na sobie spódnic przed kolana, bo niepotrzebnie wyszøa z domu wieczorem. Ale w co ka da z nas chce wierzy ? Czy e je li tylko b d nosiøa døug spódnic , chodziøa innymi ulicami i siedziaøa w domu po zmroku, to zagwarantuj sobie, e ju nikt mnie nie napadnie? Czy te , e mo e si to sta o ka dej porze, w dzie czy w nocy, niezale nie od tego, co b d miaøa na sobie i któr dy b d szøa? Terapeuty nie dziwi odkrycie, e ludzie napadni ci kolejny raz, mimo zachowywania ustanowionych przez siebie reguø, do wiadczaj potem du o wi kszych chronicznych l ków (Scheppele i Bart, 1983). Po tym wszystkim czy co jeszcze jest w stanie zapewni im bezpiecze stwo? Kilka opracowa (np. Janoff-Bulman, 1979; Wortman, 1976) uznaje, e obwinianie siebie za pewne zachowania jest efektywne w przywracaniu sobie poczucia kontroli. Poniewa podejrzewane o przyczyn zachowania – takie jak np. zaøo enie mini – mo na zmieni , ofiara mo e wierzy , e w przyszøo ci zapobiegnie ponownemu atakowi. Podejmowanie konkretnych dziaøa , na przykøad zmiana miejsca zamieszkania lub numeru telefonu po ostatnim gwaøcie czy wykorzystaniu (Burgess i Holmstrom, 1979) albo zapisanie si na kurs samoobrony (Kidder, Boell i Moyer, 1983), korzystnie wpøywa na zdrowienie z traumy. Dla odmiany, winienie siebie za nadu ycie z powodu tego kim si jest (charakterologiczne poczucie winy) nie wi e si ze skutecznym leczeniem. Ofiara, która powtarza sobie: "jestem zø osob , dlatego mój ojciec mi to robiø", wpada w jeszcze wi ksz depresj (Janoff-Bulman, 1979; Peterson, Schwartz i Seilgman, 1981). Do wiadczanie swojej niezdolno ci do uchronienia si przed nadu yciem jest u ofiary analogiczne do poczucia braku sensu na wiecie. W obliczu napa ci jej zachowanie i dziaøania byøy bez znaczenia - nieskuteczne i niewa ne. Ofierze øatwiej jest wierzy , e to ona robi co le, ni e nie mo e zrobi nic i e wszystkie jej wysiøki nie maj sensu. Jest kolosalna ró nica mi dzy posiadaniem negatywnych uczu , a nieposiadaniem adnych. Pod wzgl dem psychologicznym zarówno pozytywne jak i negatywne øadunki emocji daj przynajmniej poczucie, e co jeszcze mo na. Wyzwalaj pewien poziom energii i sugeruj istnienie sensu. Nie mie adnego wpøywu na bieg zdarze to czu si wi cej ni bezradnym - to czu si mniej ni czøowiekiem. Niewa ne wi c, e dorosøa ofiara wini sam siebie; przecie stawia si przez to w pozycji mocy. Konkluzje dotycz ce obrazu rzeczywisto ci opartego na traumie To, jaki obraz jednostka przyjmuje za rzeczywisty – syndrom Pollyanny wøa ciwy ludziom nie obci onym urazami, czy oparte na traumie spojrzenie typowe dla ofiar – bez w tpienia zale y od jej wczesnych osobistych prze y . Jednak e obie strony zapewne zgodz si co do tego, e lepiej jest mie nadziej ni jej nie mie i e ludzie obci eni urazem w najwi kszym stopniu j trac . Jest to oczywi cie bardzo dotkliwe. Utrata wiary wtr ca ich w ycie w wiecie, który jest odbierany jako wrogi lub w najlepszym razie przypadkowy i nad którym w aden sposób nie maj kontroli. W Ukochanych Toniego Morrisona, Sethe, ofiara niewolnictwa, budz c si rano i rozmy laj c nad losem swojej córki, zaczyna wyobra a sobie ucieczk . Sama ma oczywi cie tylko jeden plan: zbiec i wyrwa córk z niewoli, w której ulegøa takiemu spaczeniu, e na my l o ucieczce mówi: "nigdy nie o mieliøam si w yciu na wi cej..." Zastanawiaj si obie: "Czy mam do tego prawo? Czy mo e si uda ? Czy to b dzie w porz dku? Czy potrafimy si wyrwa i poczu wolno ... ruszy naprzód i liczy na cokolwiek dobrego?" (Morrison, 1987, s. 38). Rzeczywisto ofiar traumy – potworny, nap dzany lepym przypadkiem i mierci wiat, który jak walec przetacza si znik d donik d – nie jest rodowiskiem gdzie mogøyby one czu si wystarczaj co bezpieczne, eby na cokolwiek liczy , a zwøaszcza gdzie mogøyby poczu , e s drogocenne. A tylko poczucie si drogocennym jest odtrutk na rozpacz. Spaczenie percepcji S dwa rodzaje spaczenia percepcji: procesowe i tre ciowe. Dorosøe ofiary, najcz ciej poprzez mechanizm zinternalizowania swojego opresora, wykazuj oba te bø dy. O ile bø dy tre ciowe s dokøadn replik wypacze postrzegania u oprawcy i bardzo je przypominaj , to bø dy procesowe ofiary s odwrotno ci wypacze poznawczych napastnika i kontrastuj z nim na zasadzie: wkl søe – wypukøe, jak w druku Eschera. Bø dy my lenia dotycz ce tre ci W stosunku do bø dów tre ciowych zarówno seksualni napastnicy jak ich ofiary zgadzaj si z caøymi seriami faøszywych stwierdze , które obiektywny obserwator bez wahania odrzuci. Jednak e sami sprawcy i ich ofiary maj skøonno by wierzy w nast puj ce absurdy: Wykorzystanie jest win dziecka, bo zachowywaøo si prowokacyjnie (behawioralne poczucie winy), bo takie jest - np. zøe, zepsute (charakterologiczne poczucie winy), czy nawet bo nale y do pewnej kategorii (np. dziewczynek lub kobiet, które "budz w m czyznach drapie no "); Je eli ciaøo dziecka reagowaøo podnieceniem na manipulacje napastnika, dowodzi to, e dziecko samo chciaøo z nim seksu i dlatego to ono ponosi odpowiedzialno za swoje wykorzystanie; Je eli w czasie nadu ycia dziecko nieruchomiaøo lub stawaøo si jakby nieobecne zamiast aktywnie walczy z napastnikiem, oznacza to, e chciaøo, by je dalej molestowaø; To dziecko jest odpowiedzialne za fakt, e powstrzymaøo napastnika, e dopu ciøo do nadu ycia; Sprawca nie byø w stanie kontrolowa swojego zachowania; Wykorzystaniu winna jest ona sprawcy, bo nie dawaøa mu wystarczaj co du o seksu albo byø on nieodpowiedni (lub m , bo nie okazywaø onie zainteresowania); Napastnik nie jest winien wykorzystaniu, gdy podlegaø wtedy stresowi, byø chory czy miaø jaki problem; Sprawca wcale nie zamierzaø skrzywdzi ofiary; Dziecko byøo odpowiedzialne za to, by seksualnie i/lub uczuciowo troszczy si o swojego rodzica (w przypadkach kazirodztwa); Ofiara przesadza ze swoimi reakcjami na wykorzystanie. Nic wøa ciwie si nie staøo; Trzeba, eby ofiara o wszystkim zapomniaøa i zaj øa si swoim bie cym yciem; Ofiara powinna przebaczy sprawcy i to jej wina, je li tego nie potrafi. Takie faøszywe my lenie, cho zakorzenia si bardzo gø boko, równie gø boko si ukrywa, trudno wi c je zdemaskowa . Na pøaszczy nie logiki wiele dorosøych ofiar potrafi nie godzi si z adnym z powy szych stwierdze . Lecz wewn trzny "gøos" w gøowie i w sercu ofiary mo e mówi zgoøa co innego i zaprowadzi terapeut do systemu przekona ukrytego w jej gø bszej uczuciowej warstwie. Na przykøad jej niezdolno do zøoszczenia si na prze ladowc mo e wi za si z trudno ciami w uwalnianiu zøo ci w ogóle czy l kiem przed zemst , lecz równie dobrze mo e pochodzi z faktu internalizacji faøszywego my lenia sprawcy, które sugeruje, e nie ponosi on winy za wykorzystanie. Byø przecie chory. Odrzuciøa go ona. Nie mógø si opanowa . Ofiara zachowywaøa si uwodzicielsko... Podobnie, trudno ciom ofiary w opowiadaniu o doznanych nadu yciach mog by winne afektywne retrospekcje, które j blokuj . Te z kolei mog pochodzi ze spaczonego obrazu rzeczywisto ci, wywoøuj cego poczucie winy za fakt, e ofiara nie powstrzymaøa napastnika. Jej niecierpliwo zwi zana z procesem terapii cz sto bierze si z przekonania, e dawno ju powinna mie to wszystko za sob ... Caøkowicie... Przecie to byøo kilkadziesi t lat temu... Bø dy my lenia dotycz ce procesu Procesowe, lub inaczej automatyczne, bø dy my lenia (Yochelson i Samenow 1976) tak samo zachodz zazwyczaj poza wiadomo ci klienta. Jednak ich najcharakterystyczniejsz cech nie jest podobie stwo do faøszywego my lenia sprawcy, lecz kontrast; s jakby jego odwrotno ci . Pos gowo oprawcy vs usuwanie si ofiary w cie Napastnicy seksualni, podobnie jak ogóø przest pców, w yciu osobistym s na ogóø narcystyczni i dni uwielbienia. Uwa aj siebie za jednostki niezwykøe, stawiaj c si zarówno ponad prawem jaki i konwencjonaln moralno ci . Zasady moralne czy przepisy s dobre dla innych; dla nich - moc prawa maj ich wøasne potrzeby lub po dania. Kiedy kto im pokrzy uje plany lub musz stan przed odpowiedzialno ci , zraniona jest ich duma. Nie istnieje ci le naukowe okre lenie dopeøniaj cego odwzorowania sprawcy w psychice ofiar, lecz ka da klinicystka potrafi je rozpozna . Jest to pomniejszanie swojego ja, porzucenie wøasnych potrzeb czy nie branie pod uwag osobistych pragnie . Zwrot: usuwanie si w cie by mo e jest najbli szy prawdy, ale nie oddaje implozyjnego charakteru tego procesu. Poniewa sprawca na ogóø nie liczy si z niczyimi potrzebami prócz swoich, jego ofiara w ogóle nie liczy si w wøasnymi. Napastnik umniejsza swoje czyny; ofiara umniejsza siebie. Kiedy terapeuta opisuje jej nadu ycie jakie j spotkaøo jako czyn popeøniony na kim innym, klientka jest rozw cieczona na sprawc i gotowa zaciekle broni domniemanej ofiary. Nigdy jednak nie reaguje tak w swoim imieniu. "Nie mog " oprawcy vs "powinnam" ofiary Napastnicy seksualni automatycznie mówi : "nie mog " na ka d propozycj , która jest im nie na r k . "Nie mog " kontrolowa swojego post powania, "nie mog " dojecha na grup na czas, odrobi zadanej pracy, przesta kr ci si po parkach zabaw i centrach handlowych, odej z møodzie owej grupy ko cielnej, powiedzie wspóømaø onkowi o swoim molestowaniu ani te uzasadni dlaczego tego nie mog . "Nie mog " to inaczej ubrane "nie zrobi ". Dorosøa ofiara z kolei obsesyjnie tkwi w postawie: "powinnam". Przecie "powinnam byøa" si domy li , e ten przemiøy belfer molestuje dzieci, "powinnam byøa" go powstrzyma od wykorzystania mnie. "Powinnam" co zrobi z piciem rodziców, "powinnam" ochroni rodze stwo przed nadu yciami, wreszcie "powinnam" ka demu przebaczy i dawno ju mie to wszystko za sob ... O ile sprawca nie bierze na siebie odpowiedzialno ci za swoje czyny – cho oczywi cie to on za nie odpowiada – o tyle dorosøa ofiara siebie wini za rzeczy, za które z pewno ci nie jest odpowiedzialna i w adnym wypadku nie mogøa im zapobiec. "Urabianie" ofiary przez napastnika vs "urabianie" samej siebie przez ofiar 2 Napastnik jest zwykle bardzo skory do wyst powania w roli "nieszcz nika", czym stara si wmanipulowa otoczenie we wspóøczucie czy lito dla siebie. Zwøaszcza sprawcy kazirodztwa po mistrzowsku omotuj swoje dzieci, perswaduj c im, e powinny np.: "zaopiekowa si tatusiem, który tak bardzo cierpi". Tak pieczoøowicie omotywane dzieci cz sto s zøe na matk za domniemane nie zaspokajanie seksualnych czy uczuciowych potrzeb ojca. Przyj cie pozycji "nieszcz liwca" chroni te zwykle sprawc przed wykryciem. Bo jak dziecko mogøoby naskar y na kogo , kto "jest taki biedny"? Ma donie na rodzica, którego mu tak bardzo al? Przecie na pewno nie b dzie chciaøo, by poszedø do wi zienia. Urabianie ofiary prócz tego utrudnia innym – na wypadek je li dowiedz si o molestowaniu – przekazanie sprawy w r ce policji i uøatwia oprawcy wmawianie ludziom, e tak naprawd nie ma on z tym adnego problemu. Najwy ej byø chwilowo pod dziaøaniem zwi kszonego stresu. Natomiast dorosøa ofiara "urabia" sam siebie: sama si ustawia, niezdolna stawia si napastnikowi. Ma bardzo niewiele wspóøczucia dla wøasnej osoby i ogromnie wiele empatii i sympatii dla napastuj cego. Internalizuje to, jak on j postrzega, a zwykle jest to obraz bardzo krytyczny i os dzaj cy. Taki negatywny wizerunek bywa jeszcze wzmocniony domnieman seksualn prowokacyjno ci maøej ofiary i rzutuje na jej ogólne poczucie ja. Od autentycznego przygn bienia i depresji, odró nia postaw "nieszcz liwca" u oprawcy to, e granie na sympatii i wspóøczuciu ofiary jest jego sposobem na przekazanie jej jego wøasnej 2 Søowo urabia pochodzi nie od polskiego “robi ” ale od rosyjskiego “rab”, niewolnik (przyp. tøum.). uczuciowej dysforii – po to, by samemu nie musiaø prze ywa . Søuchaj c, jak napastnicy "urabiaiaj " swoje ofiary, terapeutka nie mo e si nieraz nadziwi jak to mo liwe, e chocia oni sami nie wygl daj na przygn bionych, próbuj jednak wp dzi innych przygn bienie i poczucie winy za swoj sytuacj . Caøkiem odwrotnie wygl da to u ofiar. Na swoj autentyczn dysfori reaguj one obsesyjnym u alaniem nad innymi – baczeniem na to, czy nie sprawiaj ni komu przykro ci – czym kwestionuj siebie. Jak na ironi , oprawca, który odpowiednio "ustawiø" swoj ofiar , nigdy nie musi siebie kwestionowa . Superoptymizm oprawcy vs ska ony traum obraz wiata ofiar Podobnie jak wi kszo przest pców, napastnicy seksualni w swojej ocenie na ogóø zani aj prawdopodobie stwo wykrycia swych czynów. Pewien kryminalista trudni cy si dostarczaniem zøotych wyrobów opowiadaø mi kiedy , ile stara kosztowaøo go uzyskanie dodatkowego certyfikatu, który umo liwiøby mu bezpieczne dokonanie rabunku - zamian upatrzonej platery na faøszyw . Na miejscu nagle uznaø, e to mieszne bawi si w takie ceregiele. "Do diabøa! Przecie i tak mnie nie zøapi " - powiedziaø do siebie i odjechaø z caøym towarem. (Kto jednak widziaø jego samochód i owo lekkomy lne zaniechanie zamiany staøo si bø dem, przed który wpadø). Podobnie my li seksualny napastnik; jest ogromnie rozzuchwalony w tym co robi i pewny, e ofiarom i tak nikt nie uwierzy, je li co ujawni . Nie jest dla niego niczym niezwykøym molestowa dziecko, kiedy inni czøonkowie rodziny s w pokoju obok. Nie jest dla niego niemo liwe molestowanie dziecka, kiedy drzwi mi dzy pokojami s otwarte na o cierz. Pewien pedofil spotykaø si co weekend w motelu z zaprzyja nionym maø e stwem na bryd owe sesje. Dzieci obydwu par spaøy w s siednim pokoju przy otwartych drzwiach. Nie przeszkadzaøo mu to wstawa od stoøu gdy byø "dziadkiem" w grze, by "sprawdzi jak pi ", tzn. molestowa je w czasie gdy pozostaøa trójka dorosøych rozgrywaøa parti . Inny napastnik opowiadaø, e wiadomo , i jego ona jest w drugim pokoju i mo e w ka dym momencie wej , bardzo zwi kszaøa jego podniecenie przy wykorzystywaniu córki. Dla kazirodców "norm " bywa wykorzystywanie dziecka, kiedy wspóømaø onek jest w tym samym øó ku. Ofiary cz sto donosz mi, jak ojciec po cichu zabawiaø si ich genitaliami, gdy z drugiej strony le aøa matka. Jest niemal reguø , e napastnicy wstaj w nocy pod pretekstem udania si do øazienki i zamiast tego zakradaj si do pokoju dzieci. Pewien pastor ogl daø mecz w TV wspólnie ze swoim przyjacielem, te pastorem. W pewnej chwili przeprosiø, e musi wyj do WC. Zamiast tego zakradø si do sypialni, gdzie spaøa pi tnastoletnia córka gospodarza i pie ciø jej genitalia onanizuj c si a do wytrysku. Zeznania zaspanej, wystraszonej i zdezorientowanej nastolatki potwierdziøa pó niejsza spowied napastnika. Na nieszcz cie, optymizm i zuchwalstwo sprawców opiera si cz sto na mocnych podstawach. Jako pierwsi staj prawdzie na drodze wspóømaø onkowie lub przyjaciele domu, twierdz c, e nie mogøo doj do nadu ycia, bo byli w s siednim pokoju lub w tym samym øó ku, czym obalaj wiarygodno zezna ofiary. Z drugiej strony, dorosøych skrzywdzonych seksualnie jako dzieci cechuje oparte na traumie postrzeganie rzeczywisto ci, po której spodziewaj si tylko zøych rzeczy. Nie wierz , e mo e ich spotka co dobrego. Niczego nie mog by pewni. Ich zaufanie, zamiast rosn kiedy si wszystko dobrze ukøada, tym bardziej maleje. Przes dnie boj si czymkolwiek cieszy , eby nie obrazi bogów. Odchodz od zmysøów w oczekiwaniu na nieuchronn katastrof . Potwornie si boj , e zostan pos dzeni o co czego nigdy nie zrobili. Niezauwa anie innych przez oprawc vs niezauwa anie siebie przez ofiar Napastnicy seksualni rzadko potrafi patrze z czyjego punktu widzenia, a zwøaszcza nie z pozycji swoich ofiar. Poni sza rozmowa odbyøa si z czøowiekiem, który przez pi lat molestowaø swoj córk : Pytaj cy: Opowiadasz mi o tym, jak bardzo kochasz swoj córk , a mimo to z rozmysøem tak bardzo j raniøe . Jak my lisz, jak ona musiaøa si wtedy czu ?? Napastnik: Nie wiem. Naprawd nie mam poj cia. Pytaj cy: Co chcesz przez to powiedzie ? Napastnik: Rani !? Do gøowy by mi to nie przyszøo. Nigdy mi to do gøowy nie przyszøo. Nie zastanawiaøem. Ani razu. Jak pisaøam wcze niej, wielu napastników po prostu projektuje swoje po dania na ofiar i zupeønie nie jest w stanie doceni jej punktu widzenia. Ofiara natomiast docenia punkt widzenia sprawcy, a prawie wcale nie przywi zuje wagi do wøasnego. Uwa a swoj energi , czas i wysiøki za niewiele warte i nie uwzgl dnia ich w rachunku kosztów. B dzie si zgadza na wyrz dzanie jej znacznych krzywd, byle tylko nie sprawia przykro ci innym. "Nie mog odmówi wyjazdu na rodzinny piknik. Zrobiøabym wszystkim straszn przykro " - powie, mimo e b dzie tam stryjek, który j obezwøadniø i zgwaøciø gdy miaøa pi lat. Zamiast zadba o siebie - wierzy, e b dzie w stanie znie afektywne retrospekcje, natr tne wspomnienia i powracaj ce koszmary, jakie j tam dopadn . Ofiara, która jest bliska samobójstwa, nie odwoøa zapowiedzianego przyj cia ze strachu, by nie my lano, e nie dba o go ci. Eksternalizacja przez oprawc vs internalizacja przez ofiar Mówi c w skrócie, dorosøa ofiara internalizuje win oprawcy. Bierze na siebie, wchøania, odpowiedzialno za niego i za to, co zrobiø, czego nie zrobiø, o czym nie wiedziaø e ma zrobi i za to, czego nie mógø lub nie chciaø. Napastnicy na odwrót, uchylaj si od winy, zaprzeczaj i ignoruj swoj odpowiedzialno , racjonalizuj c swoje zachowania poprzez bezpo rednie lub po rednie winienie innych za ka dy swój problem. Wnioski Seksualna napa odciska si i na sposobie my lenia i na uczuciach ofiary i przemienia jej najbardziej podstawowe przekonania o naturze rzeczywisto ci. Mo e odwróci jej stosunek do yczliwo ci otoczenia i istnienia sensu na wiecie, jak te zniszczy jej skuteczno . W dodatku duet: øupie ca-øup charakteryzuje si przedrukowywaniem bø dnego my lenia. W prywatnej, wyø czonej ze wiata rzeczywisto ci, któr oprawca wprojektowuje w swoj ofiar , istnieje absurdalna zgoda obu stron na pewne absurdalne przekonania dotycz ce odpowiedzialno ci za seksualne wykorzystywanie. Rezonans mi dzy napastnikiem i ofiar przebiega poza logik i wyksztaøca specyficzny, faøszywy wzorzec os du. I chocia elementy tej ukøadanki z obu stron wietnie do siebie pasuj , to raczej bardziej na zasadzie dopeøniania si ni podobie stw. Sprawcy "urabiaj " swoje ofiary – ofiary same "urabiaj " siebie. Oprawcy s pos gowi, nieskazitelni – ofiary usuwaj si w cie , umniejszaj si i degraduj . My li i zachowania oprawcy skupiaj si wyø cznie na jego potrzebach – my li i zachowania ofiary gøównie na my lach, zachowaniach i potrzebach innych, z napastnikami na czele. Napastnicy seksualni zaprzeczaj swoim czynom i uchylaj si od odpowiedzialno ci – ofiary bior caø win i wstyd na siebie. I, co najsmutniejsze, oprawcy zwykle