Życie nie stawia pytań

Transkrypt

Życie nie stawia pytań
Wiersze Agnieszki Osieckiej – konkurs interpretacyjny w ramach DNI HUMANISTY w 2015/2016
Jeżeli miłość jest
Na naszą słabość i biedę,
niemotę serc i dusz,
na to, że nas nie zabiorą
do lepszych gór i mórz,
na czarnych myśli tłok,
na oczy pełne łez
lekarstwem miłość bywa,
jeżeli miłość jest,
jeżeli jest możliwa.
Na ludzką podłość i małość,
na ostry boży chłód,
na to, ze nic się nie stało,
a zdarzyć miał się cud,
na szary mysi strach,
bliźniego wrogi gest
ratunkiem miłość bywa,
jeżeli miłość jest,
jeżeli jest możliwa.
Tu kukły ludźmi się bawią, tu igra z nami czas,
tu wielkie młyny nas trawią i pył zostaje z nas,
na to, że z pyłu pył i za początkiem kres
ratunkiem miłość bywa, jeżeli miłość jest, jeżeli jest możliwa.
Na krajów nędzę i smutek,
na okazałość państw,
policję, kłamstwo i nudę,
potęgę małych draństw,
na nocny serca ból,
że człowiek żył jak pies,
ratunkiem miłość bywa,
jeżeli miłość jest,
jeżeli miłość jest...
Życie nie stawia pytań
Życie nie stawia pytań,
życie po prostu jest,
czasem zębami zgrzyta,
a czasem łasi się jak pies.
A Ty, który wszystko wiesz,
znasz wszystkie kwasy i zasady –
powiedz nam, jak to jest
po tamtej stronie lady...
A Ty, który wszystko znasz,
terminy, święta i zagłady –
powiedz nam, jak jest tam,
po tamtej stronie lady...
Czy się tam sieje zboże,
czy się po prostu trwa,
czy jest tam jakieś morze,
czy jest taki ktoś jak ja?
Życie nie daje nagród,
życie nie daje wiz,
życie to trochę szabru,
a bardzo rzadko czysty zysk.
A Ty, który wszystko wiesz,
znasz wszystkie kwasy i zasady –
powiedz nam, jak to jest
po tamtej stronie lady...
A Ty, który wszystko znasz,
terminy, święta i zagłady –
powiedz nam, jak jest tam,
po tamtej stronie lady...
Ballada o Donkichotach
Z domków koślawych na Pradze
Z bloków, kamienic i ruder
Idą przez ranek i sadze
W tramwaje wsiadają rude
To Donkichoty, to Donkichoty
Jadą do pracy, do biur
Wiszą pęczkami, ciągną nosami
To Donkichotów chór
To Donkichoty, to Donkichoty
Każdy z miesięcznym się pcha
Od poniedziałku aż do soboty
Trzydziestką albo 102
Włażą na piętra po paru
Na coś czekają, gdzieś gonią
Coś tam mamroczą wśród gwaru
Machają rączkami, dzwonią
To Donkichoty, to Donkichoty
Chcą się docisnąć do drzwi
Piszą podania, gniotą ubrania
To Donkichotów dni
To Donkichoty, to Donkichoty
Drą się, szamocą i klną
Kręcą się w kółko aż do soboty
Papiery lecą im z rąk
Wieczór przychodzi na Pragę
Siedzą znużeni nad miską
Kto by tam tracił odwagę
Już jutro załatwią wszystko
To Donkichoty, to Donkichoty
Żony ich kładą do snu
W kątach kamienic chrapią zmęczeni
To Donkichotów bór
To Donkichoty, to Donkichoty
Każdy wiatraki swe śni
Od poniedziałku aż do soboty
Sześć nocy albo sześć dni
Krzyk żaden nocy nie rozdarł
Żaden Cervantes nie płacze
Milczy poezja i proza
Don Kichot wychodzi na spacer