4797 Zaglada Romanowow.indd
Transkrypt
4797 Zaglada Romanowow.indd
21 2. Jureczek i Mikołajek M oże i byli członkowie Ochrany „odpowiednikami” brytyjskich detektywów strzegących króla, ale w 1909 roku działali w całkowicie innym od tamtego świecie. Dotychczasowe panowanie cara układało się w piętnastoletnią serię protestów, pomniejszych rebelii – tłumionych bezwzględnymi pogromami i masakrami ludności − aresztowań, egzekucji, wynikających z nich powstań i buntów. Romanowowie prowadzili ze zrewoltowaną mniejszością swoich poddanych stałą wojnę, zgodnie z zasadą „oko za oko”. Do 1909 roku ta niespokojna mniejszość – w kraju i zagranicą – podzieliła się na kilka stronnictw, spośród których najważniejszymi byli chętni do chwytania za broń bolszewicy oraz równie zapiekli, ale mniej brutalni i liczebniejsi socjaliści-rewolucjoniści. Ochrana musiała nieustannie gasić kolejne pożary. By zostać funkcjonariuszem brytyjskiego Wydziału Specjalnego, dany kandydat musiał wyróżnić się w służbie dla Policji Metropolitarnej i zdobyć wykształcenie na „uniwersytecie życia”. By zostać funkcjonariuszem Ochrany trzeba było należeć do Korpusu Żandarmów. Tam natomiast przyjmowano wyłącznie wyznawców prawosławia o szlacheckim pochodzeniu, z dyplomem ukończenia z wyróżnieniem szkoły wojskowej, bez długów i z potwierdzoną minimum sześcioletnią służbą pułkową. Korpus Żandarmów powołano jako Policyjny Oddział Antykorupcyjny, ale jego specjalna sekcja, Ochrana, z siedzibami w Moskwie, Petersburgu i Warszawie (wówczas należącej do imperium rosyjskiego), otrzymała zadanie szpiegowania i aresztowania członków organizacji rewolucyjnych i dysydenckich. W praktyce dla Ochrany „dysydenci” niczym się nie różnili od „rewolucjonistów”. Tajna policja była zdeterminowana bronić obowiązującego status quo i zdołała rozwinąć własne metody służące realizacji tego celu. Generał Aleksander Spiridowicz, starszy oficer Ochrany w oddziale eskorty w 1909 roku, skarżył się, że car i jego rodzina nigdy nie traktowali dostatecznie poważnie grożących im niebezpieczeństw. Generał winą 22 Zagłada dynastii Romanowów obarczał byłego premiera, Stołypina. Jego zdaniem polityk ten wciąż powtarzał władcy, że „lokalne powstania” nie były sprawą budzącą niepokój. Kiedy król Edward VII zaprosił cara do Anglii, absolutnie wykluczono wizytę w Londynie. Spiridowiczowi Londyn jawił się jako siedlisko brutalnych agitatorów. Zaledwie dwa lata wcześniej rosyjscy emigranci polityczni z całej Europy (łącznie z Leninem i młodym Stalinem) zebrali się w pubie Stoke Newington, by knuć nad sposobami obalenia carstwa. Jednak coroczne regaty w Cowes na Isle of Wight – podobnie jak wyścigi koni Glorious Goodwood czy Derby Day – stanowiły wspaniałą letnią imprezę i wydarzenie, na które miło było zostać zaproszonym. Co więcej, miejsce było stosunkowo bezpieczne, ponieważ ewentualni agresorzy nie mieliby jak uciec z wyspy. Tak więc w lecie 1909 roku funkcjonariusze Ochrany, przydzieleni do eskorty rodziny panującej, nie mogli się wręcz doczekać wypłynięcia na Isle of Wight. Na standardowy harmonogram corocznych podróży carskich składały się: wakacje na ciepłym Krymie w marcu i kwietniu, pobyt nad wietrznym Bałtykiem w maju, żeglowanie wzdłuż wybrzeża Finlandii w czerwcu i lipcu, krótki pobyt w Peterhofie przed wyruszeniem na polowania w polskich lasach w sierpniu oraz ponowna wizyta na Krymie we wrześniu i październiku. Ostatnie cztery miesiące, od listopada do lutego, car spędzał w posiadłości pod Petersburgiem – Carskim Siole. Tego roku w lipcu rodzina panująca przebywała jednak w Peterhofie – rozległym kompleksie zdobionych złotem pałaców, fontann i ogrodów na wybrzeżu nieopodal Petersburga – by móc ugościć z właściwym splendorem wuja i ciotkę cara, czyli króla i królową Danii. Dopiero po wyjeździe gości, carscy słudzy ukończyli przygotowania do wizyty w Anglii. Narosły spore problemy logistyczne, związane z podróżą przez Kanał Kiloński i krótkim postojem w Cherbourgu. Sprawy komplikowała konieczność zapewnienia wszelkich środków bezpieczeństwa. Spiridowicz dowodził dwoma oficerami i 160 szeregowcami, spośród których większość miała wyruszyć razem z nim. Kanał Kiloński stanowił terytorium niemieckie. Tego lata kajzer Wilhelm z wielkim trudem starał się poprawić relacje pomiędzy cesarstwami niemieckim i rosyjskim. W ostatnim okresie doszło do ich ochłodzenia, tymczasem miały one kluczowe znaczenie dla międzynarodowej strategii niemieckiego władcy. W związku z tym kajzer polecił swojemu doradcy, kapitanowi Hintze, by robił wszystko, o co poprosi Ochrana, a nawet więcej. Hintze zapewnił, że na okres podróży cara, jego rodziny i świty, Jureczek i Mikołaj 23 wszystkie prace remontowe w rejonie kanału zostaną przerwane, a robotnicy przeniesieni na odległość minimum trzech kilometrów od brzegów morskiego szlaku. 15 lipca uczestnicy rejsu wypłynęli z Kronsztadu na pokładzie potężnego, 122-metrowego jachtu Standart. Tegoż właśnie roku 1909 Monsieur Fabergé stworzył idealną miniaturę owego jachtu, zamkniętą w szklanym jaju długości około dwudziestu centymetrów. Z konieczności musiał jednak pominąć wyposażenie wnętrza z jarzącymi się żyrandolami, mahoniowymi podłogami i eleganckimi dywanami. Prawdziwy Standart wypłynął w eskorcie Gwiazdy Polarnej (jachtu carycy matki), krążowników Admirał Makarow i Ruryk oraz eskadry łodzi torpedowych. Sam kajzer, jego dostojna małżonka i najstarszy syn udali się z krótką wizytą na pokład jachtu Standart, kiedy ten wszedł do kanału. Zabrali ze sobą ciepłe słowa powitania i kwiaty. Gwardia honorowa rozstawiona na obu brzegach odśpiewała po rosyjsku Boże, zachowaj Cara! Dwa oddziały kawalerii, po jednym z każdej strony, eskortowały Standart przez całą jego powolną drogę wzdłuż kanału. W połowie trasy rozstawiono po raz kolejny gwardię honorową i inny chór odśpiewał rosyjski hymn. Cała ta ceremonia odbyła się raz jeszcze w momencie, gdy Rosjanie wypływali na wody Morza Północnego. Spiridowicz i inni funkcjonariusze Ochrany byli pod szczególnym wrażeniem wysokiego wzrostu członków gwardii honorowej – wszyscy oni wyglądali jak prawdziwi giganci. W dodatku niemieccy kawalerzyści jechali na kozackich koniach! Gospodarzom nie umknął żaden szczegół. Kajzer wylewnie demonstrował swój podziw dla gościa. Czy był jednak w stanie pozyskać względy cara? Tego nikt nie wiedział. Pomiędzy Kilonią i Cherbourgiem morze było wzburzone i zamglone. Spiridowicz wspominał, że pasażerowie – oczywiście tylko kobiety i dzieci; broń Boże mężczyźni – zaczęli cierpieć na chorobę morską. W końcu pośród mgły zagrzmiały działa francuskiej marynarki, witającej Rosjan w Normandii. Cherbourg leżał już tylko o włos od carskiej flotylli. Prezydent Republiki Francuskiej wszedł na pokład jachtu i zabrał cara na przegląd francuskich eskadr śródziemnomorskich i północnych stacjonujących w porcie. Na pokładzie jednego z francuskich okrętów zorganizowano obiad dla cara, a na innym – dla rosyjskich oficerów. Co więcej, na Standarcie odbyła się rewizyta, z carycą w roli gospodyni. Prezydent wręczył podarki dla rodziny panującej: gobeliny dla carycy oraz starannie dobrane zabawki i świecidełka dla każdego z dzieci. Przez dwie noce niebo przyozdabiały pokazy sztucznych ogni. 24 Zagłada dynastii Romanowów Bliskość Paryża stanowiła dla Ochrany powód do obaw. Francuska stolica była przecież wylęgarnią rewolucjonistów, obchodzącą się z dysydentami równie delikatnie, co władze Londynu. Niektórzy Rosjanie spotykali się z paryskimi damami na brzegu lub na innych łodziach, ale nie ulega wątpliwości, że czynili to w ramach swojej służby. 1 sierpnia o 8.00 rano przybyła brytyjska eskadra w towarzystwie francuskich okrętów i goście z Rosji zostali przekazani pod opiekę Królewskiej Marynarki Wojennej. Do Cowes eskortowały ich trzy brytyjskie krążowniki – Niezłomny, Nieprzejednany oraz Niezwyciężony – a także płynące w większej odległości łodzie torpedowe. Gdy popołudniu goście dotarli do Cowes, morze miało ołowiany odcień i wiał zimny wiatr. Na pokład Standartu wtoczył się tęgi król Anglików i zabrał parę carską na swój jacht Wiktoria i Albert. O godzinie 17.00 car, którego mianowano honorowym admirałem floty, miał przeprowadzić przegląd brytyjskiej marynarki, ale do tego czasu słońce zdążyło już zajść. Spiridowicz dosłownie oniemiał z zachwytu. „W tym momencie wreszcie zrozumiałem, dlaczego członkowie naszej rodziny panującej zawsze wyrażali tak wielkie zainteresowanie flotą. To właśnie ona stanowi wyraz wojskowej potęgi państwa”. Nie dało się zobaczyć całej armii – która była na to po prostu za duża – ale marynarkę można było ściągnąć w jedno miejsce i ukazać w pełni jej zatrważającej wspaniałości. Spiridowicz widział trzy rzędy wielkich okrętów wojennych, a kolejne jednostki znajdowały się zaraz po drugiej stronie cieśniny Spithead. Nie licząc łodzi torpedowych i żaglowych, zebrano tam łącznie 153 okręty, dowodzone przez dwudziestu ośmiu admirałów. Na silnym wietrze rozległy się wiwaty Brytyjczyków i rozbrzmiała melodia rosyjskiego hymnu. Największą nowością we flocie były drednoty (Dreadnoughts), które czyniły przestarzałymi wszelkie inne jednostki pływające. Rosyjska marynarka dysponowała wyłącznie jednym takim okrętem, a tutaj można ich było podziwiać kilka. Zdaniem Spiridowicza wyglądały jak monstrualnych rozmiarów żelazka. Standart przepływał wzdłuż i w poprzek linii, a Rosjanie z zaskoczeniem obserwowali damy machające chustkami z łodzi żaglowych, a nawet z niektórych okrętów. Wiele lat później Spiridowicz przyznał, że wszystko to budziło w nich uczucie zazdrości: imponująca marynarka, owa spontaniczność i swobodna życzliwość. Na pokładzie Gwiazdy Polarnej znajdowali się członkowie liberalnego, frankofilskiego i proeuropejskiego stronnictwa (stojącego w opozycji do popularnej frakcji Jureczek i Mikołaj 25 słowianofilskiej) kierowanego przez ministra spraw zagranicznych Izwolskiego. W tej właśnie chwili, w towarzystwie swojego doradcy Sawińskiego, oglądał on przez monokl pokaz brytyjskiej potęgi. Funkcjonariusze Ochrany drwili sobie z nich, sugerując, że obaj wyglądają jak z żurnala. Izwolski był pod szczególnym wrażeniem brytyjskiego pokazu. Wiele razy rozmawiał z królem w Londynie, zanim jeszcze w 1907 roku powołano do życia angielsko-rosyjską Ententę. Po raz kolejny miał okazję z nim konwersować, kiedy ten odwiedził wybrzeże rosyjskiej Estonii w 1908 roku. Co więcej, wyłącznie dzięki osobistej interwencji Edwarda VII, Izwolskiemu wybaczono niedawną dyplomatyczną gafę na Bałkanach, która omal nie doprowadziła do wojny z Niemcami. W Cowes roiło się od mężczyzn w marynarskich strojach oraz dam w ozdobnych kapeluszach z szerokim rondem. Wielu Rosjan zeszło na ląd, mając niezły ubaw podczas prób porozumienia się z miejscowymi. Rosyjscy oficerowie, przyzwyczajeni do chodzenia w wojskowych mundurach, nie potrafili odpowiednio dobrać sobie cywilnych ubrań. Chociażby ich spodnie, które były zauważalnie pogniecione. Nietrudno więc zrozumieć, dlaczego Spiridowiczowi chodziły po głowie żelazka. Tego pierwszego wieczoru został zobowiązany do towarzyszenia carowi i carycy podczas przyjęcia na pokładzie Wiktorii i Alberta. Nie dałoby się znaleźć dwóch mężczyzn tak bardzo odmiennych z wyglądu, jak car Mikołaj II i król Edward VII. Rozmowa kręciła się wokół bezpiecznych tematów, a szczególnie sentymentalnych wspomnień na temat jachtów w czasach królowej Wiktorii. Następnego poranka na pokładzie Standartu przyjęto delegacje, a Lord Burmistrz Londynu sprezentował carowi wspaniałą złotą szkatułkę. Rosyjski władca został przyjęty do Królewskiego Klubu Żeglarskiego, w związku z czym przed obiadem, wspólnie z księciem Walii, wziął udział w regatach na pokładzie królewskiego jachtu Britannia. Dzieci zawieziono samochodem do monarszej posiadłości Osborne. Główny budynek kompleksu oddano do dyspozycji carowi, a dzieci bawiły się na pobliskiej plaży. Carewicz był bardzo wątły, w związku z czym nie pozwalano mu pływać ani nawet brodzić w morzu. Trzymano go też z daleka od królewskiego wnuka Bertiego, czyli przyszłego króla Jerzego VI, który nagle zaczął pokasływać. Wczesnym wieczorem starsze dziewczynki – Olga, Tatiana i Maria, będące w wieku odpowiednio czternastu, dwunastu i dziesięciu lat – udały się do miasta ze świtą, nie zdradzając jednak swojej tożsamości. (Można 26 Zagłada dynastii Romanowów by się zastanawiać, co myśleli sklepikarze, słysząc ich szkocki akcent, który przyswajały sobie od wczesnego dzieciństwa w kontakcie ze służbą pałacową. Dopiero rok temu zatrudniono pana Gibbsa, który uczył carskie córki prawidłowej wymowy). Po okolicy rozeszły się pogłoski o dziewczynkach w zielonych sukienkach i policja musiała rozpędzać tłum, by zrobić dla nich przejście na ulicy. Funkcjonariusze Ochrany nie otrzymali żadnych doniesień na temat możliwych prób zamachu, ale sytuacja i tak budziła w nich niepokój. Byli wprawdzie w pełni uzbrojeni, ale musieli trzymać na wodzy swoje autorytarne odruchy, bo też z wyprzedzeniem nakazano im okazywać zrozumienie dla lokalnych uwarunkowań. W Anglii w latach 90. XIX wieku ówczesny dowódca eskorty rodziny królewskiej przyznał, iż: „Rosyjskich policjantów trzeba było nauczyć, że nie mogą strzelać bez uprzedzenia i że podejrzanych nie wolno wywozić do nieznanego miejsca bez dopełnienia określonych formalności”. Dzieci carskie, chronione przez dobrotliwych brytyjskich policjantów, nigdy wcześniej nie zaznały tyle swobody i usilnie prosiły o możliwość dłuższego pobytu na wyspie. Dziewczynki, wraz ze służącymi, wyruszyły w dwóch pojazdach do kościoła, gdzie wikariusz pokazał im interesujące je przedmioty oraz wskazał miejsce, na którym zasiadała królowa Wiktora. Nie była to zapewne jakaś szczególna dla nich rozrywka, ale akurat na to wyraziła zgodę ich mama. Caryca, jak zwykle, spędzała dzień leżąc w łóżku. Rosjanie przebywali w Anglii tylko przez trzy dni, ale i tak zdążyli się zbratać z Brytyjczykami. Angielscy oficerowie wchodzili na pokład razem z żonami wystrojonymi w białe, organdynowe suknie, a pod nieobecność rodziny carskiej po pokładzie Standartu oprowadzono dziennikarzy. Niektórzy Rosjanie spędzili nawet parę godzin w Londynie. Tylko carowi i dwóm rosyjskim admirałom ani razu nie pozwolono zejść na ląd. Ochrana uznała to za zbyt duże ryzyko. Tydzień w Cowes stanowił wydarzenie towarzyskie, z którego król Edward VII, wydychając cygarowy dym w powietrze nad Kanałem La Manche, był szczególnie zadowolony. Urokliwe miasteczko, leżące zaledwie parę kilometrów od południowego wybrzeża Anglii, zapewniało schronienie przed prasą brukową i milionami zagonionych londyńczyków. Trzydzieści lat wcześniej, jeszcze jako książę Walii, na stojącym tu jachcie oddawał się namiętnościom dzielonym ze swą przyjaciółką, aktorką Lily Langtry. Teraz miał lat sześćdziesiąt osiem, zdecydowaną nadwagę, twarz czerwoną od nadużywania alkoholu, nieświeży oddech Jureczek i Mikołaj 27 i podkrążone oczy. Liczył, że przynajmniej morskie powietrze wyjdzie mu na zdrowie. Nie mógł jednak zignorować oznak nadchodzącej wojny. Na tym etapie każde zdarzenie pozwalało wyczuć, że konflikt z Niemcami jest nieunikniony. Wszyscy dobrze wiedzieli, dlaczego marynarka urządziła triumfalny pokaz. Ententa sformowana przez Francję, Rosję i Anglię musiała przetrwać. Pomimo niedawnego wprowadzenia usprawnień, armia brytyjska wciąż jeszcze nie osiągnęła właściwego poziomu rozwoju, a Niemcy niezmiennie odnosili się do niej z pogardą. Zdawano sobie wprawdzie sprawę, że Rosjanie nadal byli technologicznie zacofani, ale mimo to stanowili niezbędny składnik sojuszu. Połączenie potęgi brytyjskiej marynarki i nieograniczonych zasobów mięsa armatniego Rosji, wydawało się jedynym możliwym środkiem do odstraszenia Niemców. W kwestii natomiast charakterów, Edwarda VII i jego gościa ze wschodu nie łączyło nic szczególnego. Król był leciwym światowcem i towarzyskim człowiekiem, który lubił sobie dogadzać, podczas gdy car, mężczyzna drobnej postury, natury pasywnej, miał zaledwie 41 lat oraz nieliczne grono zaufanych przyjaciół. Znacznie lepiej czuł się w towarzystwie królewskiego syna i swojego kuzyna, 44-letniego księcia Walii Jerzego. Po kuzynach można oczywiście oczekiwać pewnego fizycznego podobieństwa, jednakże Jerzy i Mikołaj, na co każdy zwracał uwagę, wyglądali jak rodzeni bracia, choć – jak zauważył prezydent Francji – „cera Jerzego nie była aż tak blada, wyraz twarzy równie rozmarzony, z melancholijnym uśmiechem, a gestykulacja płochliwa”. Cowes radowało się z wizyty Rosjan. Za dnia możni urządzali wyścigi szybkich kutrów i jachtów, natomiast wieczorem ich żony bawiły wyrafinowane towarzystwo wybornymi posiłkami i tańcami. Wszystkie hotele były przepełnione. W porcie każdy jacht wydawał się miniaturą w zestawieniu z parą monarszych kolosów. Te dwie wielkie jednostki – z których Standart był dłuższy o 6 metrów i ciężko uzbrojony – robiły niezwykłe wrażenie. Przy budowie obydwu przykładano wielką wagę do ich wielkości, prędkości jak i wyglądu, tak by pod każdym względem jachty te prześcignęły Hohenzollerna II należącego do kajzera. Niemiecki władca Wilhelm – starszy kuzyn cara i księcia Walii, a jednocześnie siostrzeniec króla – był jedynym obcokrajowcem, którego Edward wolał zwykle unikać. Nie dość bowiem, że cechowała go dwulicowość i mentalność tyrana, to jeszcze osobiście obrażał króla i wyrażał poglądy kłócące się ze 28 Zagłada dynastii Romanowów zdrowym rozsądkiem. W Anglii żywiono przekonanie, że król Edward rok wcześniej uchylił się od wizyty w Berlinie, ze względu na wrogość swojej duńskiej małżonki do wszystkiego, co niemieckie. W rzeczywistości zaś za jego decyzją stała perspektywa konieczności spędzenia więcej niż godziny w towarzystwie Wilhelma. Unikanie kajzera było równoznaczne z jego obrazą, co dodatkowo rozdrażniało niemieckiego władcę, ale Edward był gotów na to pójść. Poprzez zaproszenie cara do Cowes, Brytyjczycy odnieśli cichcem dyplomatyczny triumf. Postarali się, by subtelnie zasygnalizowane wnioski nie były trudne do wyciągnięcia: instytucja monarchii była w Wielkiej Brytanii wciąż żywa i prosperowała mimo demokratycznego ustroju; Brytyjczycy byli ogółem zadowoleni ze swojej sytuacji i nie odczuwali potrzeby buntowania się, ponadto rosyjska gałąź monarszej rodziny była znacznie milszym oraz przydatniejszym narodowo, imperialnie i kulturalnie towarzystwem niż arogancki Wilhelm. Brytyjscy politycy – współpracujący po cichu z Izwolskim i jego ludźmi – nie dostali jakiejś widocznej roli do odegrania na politycznej scenie, w którą przekształcono Cowes. Car nigdy nie rozumiał, że Edward VII nie dysponował nawet krztyną autokratycznej władzy, którą on sam, jako rosyjski suweren, narzucił swoim poddanym. Król był natomiast zbyt przezornym człowiekiem, by nie liczyć się przy każdej okazji ze stanowiskiem Ministerstwa Spraw Zagranicznych. Wiedział też, w jaki sposób przekonująco odegrać swoją rolę, pomimo funkcjonowania wyłącznie jako symbol brytyjskiej dyplomacji. Robił to samo, gdy we współpracy z działającymi zakulisowo politykami i urzędnikami pomógł wynegocjować Entente Cordiale z Francuzami w 1904 roku. W 1905 roku zdumiony i upokorzony Mikołaj odkrył, że także jego władza miała granice. Również i wtedy wydarzenia rozgrywały się na jachcie, ale przyjęły o wiele mniej szczęśliwy obrót. Działo się to na pokładzie Sein Mäjestets Yacht Hohenzollern II, kołyszącego się na zimnych wodach na północ od Sztokholmu. O poranku, w dzień po wystawnej kolacji, Wilhelm II – z nerwowo drgającymi wąsami – poprosił drogiego Mikołaja, by ten podpisał trójstronny traktat o przyjaźni, do którego w późniejszym terminie miała dołączyć jeszcze Francja. Mikołaj dosłownie nie posiadał się z radości. Brytyjczycy robili mu wyrzuty o wojnę z Japonią, ale teraz zaskarbił sobie sojusznika! I to umiłowanego kuzyna Willa, ojca chrzestnego carewicza i człowieka, który zawsze rozumiał, jak bardzo Mikołajowi – i Rosji – brakowało przyjaciół.