Pobierz pdf - Prószyński i S-ka

Transkrypt

Pobierz pdf - Prószyński i S-ka
Przełożyła Julia Szajkowska
Tytuł oryginału
WORDS WILL BREAK CEMENT
THE PASSION OF PUSSY RIOT
Copyright © 2014 by Masha Gessen
All rights reserved
Projekt okładki
Mariusz Banachowicz
Zdjęcie na okładce
© Vanya Berezkin/Corbis/FotoChannels
Redaktor prowadzący
Anna Czech
Redakcja
Anna Mirkowska
Korekta
Maciej Korbasiński
Łamanie
Ewa Wójcik
ISBN 978-83-7839-780-9
Warszawa 2014
Wydawca
Prószyński Media Sp. z o.o.
02-697 Warszawa, ul. Rzymowskiego 28
www.proszynski.pl
Druk i oprawa
Drukarnia POZKAL Spółka z o.o.
88-100 Inowrocław, ul. Cegielna 10-12
Prolog
IK-14
Giera chciała siusiu. Znowu. W ciągu jedenastu godzin
jazdy poprzedniego dnia na przemian, co pięć minut, pytała,
czy już dotarliśmy na miejsce, i żądała zatrzymania samochodu na siusiu. Nie zmrużyła oka ani na chwilę, mimo że
do celu dojechaliśmy dopiero o pierwszej w nocy. Teraz,
zaledwie osiem godzin później, gdy tylko zapakowaliśmy
się do mojego auta i ruszyliśmy do kolonii poprawczej,
Giera znów chciała siusiu.
– Giera, nie możesz sikać co pięć minut! – upomniał
czteroletnią córkę Pietia. – Nie wolno oceniać dzieła sztuki
pod kątem skuteczności. – Te słowa skierował do mikroportu,
przez który komunikował się z niemiecką ekipą telewizyjną
w drugim samochodzie. Zanim wyjechaliśmy z hotelu w Zubowej Polanie, gdzie spędziliśmy noc, trzeba było wszystko
zapakować. Musiałam przestawić samochód spod ganku,
żeby Niemcy mogli sfilmować chudego jak tyczka Pietię,
niosącego do bagażnika prostokątne, kraciaste chińskie
torby. Znajdowały się w nich rzeczy, które mogły przydać
się Nadii – żonie Pietii i matce Giery – w obozie pracy.
5
– Już szósty raz filmują, jak niosę do bagażnika torby
dla Nadii – zaśmiał się Pietia, siadając na miejscu pasażera.
Rozgłos związany z osadzeniem żony w zakładzie karnym
zdawał się go cieszyć. Znaliśmy się już od roku, ale dopiero
teraz zaczynałam rozumieć, ile wysiłku musiał wkładać
w wykonywanie trudnych, nużących i przede wszystkim
niekończących się działań, które podejmował przez ten
czas w imieniu Nadii.
W czasie gdy jeden z Niemców zakładał Pietii mikrofon,
drugi próbował porozmawiać z Gierą, która jednak stała
się nagle niezwykle małomówna i wyraźnie rozdrażniona.
Dziennikarz szybko dał za wygraną, ale niespodziewanie
wyzwolił we mnie ducha rywalizacji, bo również postanowiłam zadać Gierze kilka pytań. Ostatecznie po całym
dniu spędzonym w samochodzie zdołałyśmy poznać się
nieco bliżej.
– Kiedy ostatni raz widziałaś mamę?
– Nawet już nie pamiętam. – Dziewczynka wzruszyła
ramionami.
– Dlaczego twoja mama siedzi w więzieniu?
– Nie wiem. – Znowu wzruszenie ramion.
– Kto ją tam zamknął?
Jeszcze raz ten sam gest.
– Putin – padła odpowiedź.
W tym czasie tato i dziadek Giery zdołali wreszcie ulokować się w samochodzie, mogliśmy więc ruszyć. A potem
Gierze zachciało się siusiu. Znowu.
– Jak będziesz tak sikać na zimnie, to odmrozisz sobie
tyłek i nie będziesz mogła mieć dzieci – powiedział Andriej,
dziadek dziewczynki.
6
– Nie potrzebuję dzieci – wypaliła Giera.
– Ja też nie potrzebowałem – odparł Andriej. – Ale
wiesz, one zwyczajnie się człowiekowi przytrafiają.
Andriej nie był kimś, komu oddałoby się pod opiekę
własną córkę. W wieku pięćdziesięciu sześciu lat był już
mocno sterany życiem, lecz wystarczył rzut oka, by stwierdzić, że dawniej musiał być diablo przystojny. Brakowało
mu cierpliwości. Chwilami zachowywał się całkowicie nieodpowiednio, na przykład wtedy, gdy zaczął gromić Pietię
w obecności Giery. Był niedojrzały. Gdy zmęczona Giera
dostała napadu złości i z uporem domagała się zabrania
do mamy, babci i do hotelu, Andriej – natychmiast i niemal
w tej samej chwili co wnuczka – wpadł w równie wielką
wściekłość. Żądał przy tym od Pietii kawy, którą jednak
oddał mu natychmiast, gdy kubek trafił do jego rąk, tylko
po to, by ostatecznie zabrać ją od zięcia. Przez resztę czasu
rozmawiał z Gierą i bawił się z nią ku jej niekłamanej radości,
lecz gdy usłyszałam, jak uczy ją wymawiać słowo entropija
(entropia), musiałam zdusić w sobie ochotę, by upomnieć
go, że dziecko to nie małpka cyrkowa. Uznałam jednak, że
niejedna kobieta musiała pouczać go w ten sposób w ciągu
minionych lat, jak widać, bez większych efektów.
– Mama nie chce cię widzieć – oznajmiła właśnie Giera
Andriejowi, tupiąc w podłogę. Nauczyła się mówić na babcię – mamę Pietii – mama, co doprowadzało Andrieja
do szału i czego nawet nie usiłował przed nami ukrywać.
– Ja też nie chcę jej widzieć – oświadczył.
– Boisz się jej? – zapytała Giera.
– No przecież jest kobietą – odparł niespodziewanie
szczerze Andriej.
7
*
Noc spędziliśmy w hotelu na trzecim piętrze Pawilonu
Gospodarstwa Domowego – tą dziwaczną nazwą określano w czasach Związku Radzieckiego budynki, w których
działały punkty świadczące wszelkiego rodzaju usługi:
od fryzjerskich po szewskie. W 2013 roku w Pawilonie
Gospodarstwa Domowego w zamieszkanej przez zaledwie
dziesięć tysięcy osób Zubowej Polanie w Republice Mord­
wińskiej funkcjonował hotel. Znajdowało się w nim sześć
czystych pokoi, umeblowanych najprostszymi sosnowymi
sprzętami. Poza tym w pawilonie działały sala bilardowa,
kawiarnia i recepcja hotelowa, w której można było kupić
farby do włosów dostępne w mocno ograniczonej liczbie
odcieni – od różowego do miedzianego – oraz jedną z dwóch
rodzajów flag: Federacji Rosyjskiej (za równowartość dziesięciu dolarów) i Republiki Mordwińskiej (za równowartość
dwunastu dolarów). Kawiarnia w Pawilonie Gospodarstwa
Domowego nazywała się „13”, co odpowiadało liczbie
na mordwińskich tablicach rejestracyjnych – właśnie ona
odróżnia tamtejsze samochody od pojazdów zarejestrowanych w osiemdziesięciu dwóch pozostałych republikach
Federacji Rosyjskiej. W Rosji, podobnie jak w krajach
Europy Zachodniej, trzynastka jest uważana za liczbę
przynoszącą pecha – mówi się nawet „diabelski tuzin”
– oznaczenie to wydaje się więc wyjątkowo stosowne dla
regionu o najwyższym odsetku więźniów w populacji, i to
nie tylko w Rosji, lecz także w skali światowej.
Od obozu pracy, w którym przebywała Nadia – Kolonii
Poprawczej nr 14, czyli IK-14 – dzieliło nas jeszcze około
8
czterdziestu kilometrów. Pietia wskazywał kolejne punkty
orientacyjne. Minęliśmy zardzewiałą tablicę z napisem
„Teren zamknięty. Wstęp bez uprzednieJ
kontroli surowo wzbroniony”, ale nigdzie
w pobliżu nie było widać punktu kontrolnego, przy którym
mielibyśmy się zatrzymać. Ewidentnie usunięto go już jakiś
czas temu, gdy wyrok odsiadywała tu inna znana kobieta.
Ktoś musiał wtedy uznać, że taka kontrola wypadnie niekorzystnie na filmie. Po obu stronach drogi stały budynki
męskiej kolonii poprawczej o zaostrzonym rygorze. Łączyła
je przerzucona nad drogą zadaszona kładka przesłonięta
arkuszami blachy. Dzięki temu więźniowie przeprowadzani
przez drogę pozostawali niewidoczni dla kierowców jadących dołem. Minęliśmy jeszcze jeden zakład dla mężczyzn,
potem dla kobiet, następnie dość długo jechaliśmy nijaką
drogą wiodącą przez płaski, monotonny leśny krajobraz, by
dotrzeć wreszcie do Parcy, osady składającej się z kolonii
IK-14, małego sklepu spożywczo-przemysłowego i kilku
domów, w których mieszkali pracownicy zakładu.
Wysokie, szare ogrodzenie zasłaniało większość budynków należących do obozu pracy. Zza jego krawędzi dawało
się dostrzec dachy zaledwie dwóch z nich: sporej cerkwi
(budynki sakralne powstały we wszystkich okolicznych
obozach w latach dziewięćdziesiątych dwudziestego wieku) i jednej z szarych, betonowych budowli typowych dla
kolonii karnych. Na jej ścianie umieszczono wielki plakat
przedstawiający małą dziewczynkę. Pietia powiedział, że
grafika ta jest podpisana – napis przesłaniało nam teraz
ogrodzenie – słowami „Rodzina na Ciebie czeka”. Weszliśmy do dwupokojowego pomieszczenia dla odwiedzających.
9
Widać było, że powstało ono niedawno. Przypuszczalnie
wybudowano je, gdyż władze spodziewały się, że Nadia
ściągnie na kolonię uwagę mediów. Pamiętano nawet
o przygotowaniu wyłożonego dywanem kącika dla dzieci,
w którym stały łóżeczko, zestaw klocków Lego dla maluchów i koń na biegunach. Giera i Andriej zdjęli buty
i natychmiast zaczęli budować z klocków areszt, w którym
uwięziona księżniczka czekała na ratunek ze strony zaprzyjaźnionej gumowej kaczki, zamierzającej wydobyć ją
z więzienia za pomocą plastikowego wozu strażackiego
z wysuwaną drabiną.
Pietia wypakował torby w większym z pokojów. Jedną
z jego ścian w całości zajmowały tablice informacyjne.
Na jednej z mniejszych, podpisanej „System mobilności społecznej”, znajdowały się wykresy i ulotki, które
miały podkreślać, że „zadeklarowani recydywiści” nie
wyjdą w więzieniu na prostą, ale „skazani cechujący się
pozytywną postawą mogą mieć nadzieję na przyszłość”.
Wielką tablicę zatytułowaną „Informacje” w całości pokrywały wzory druków pozwoleń (na odwiedzenie więźnia, na dostarczenie paczki więźniowi), wyciągi z przepisów określających warunki odwiedzania osadzonych
i opisy prób łamania regulaminu udaremnionych przez
władze zakładu. W obu przedstawionych przypadkach
odwiedzający usiłowali w czasie wizyty przekazać więźniarkom telefony komórkowe, za co kobiety zapłaciły
słono – zabroniono im nie tylko dzwonienia, lecz także
przyjmowania odwiedzin.
Na tylnej ścianie wisiał samotny panel ciekłokrystaliczny.
Widoczna na ekranie kobieta w średnim wieku ubrana
10
w mundur federacyjnych służb więziennych odczytywała
prawa i nakazy – wyciąg z regulaminu kolonii poprawczej.
Odtwarzane w pętli nagranie trwało dwadzieścia minut,
zanim więc nasze oczekiwanie na widzenie dobiegło końca,
chcąc nie chcąc, przyswoiliśmy sobie wszystkie nieciekawe przepisy. Pietia zdjął kurtkę. Odkryłam wtedy, że
ma na sobie kolejną z, jak widać, nieskończenie wielu
dopasowanych krojem koszul w kratę marki Ralph Laurent. Przygotowany w ten sposób usiadł przy stole, tyłem
do przemawiającej z ekranu telewizora kobiety, i zaczął
spisywać szczegółowo zawartość kraciastych toreb:
– różne owoce
– pościel
Przepisy dopuszczały używanie wyłącznie białych, gładkich poszew. Ostatnim razem w czasie kontroli odrzucono
jedną z poszew na poduszkę, ponieważ miała aplikację,
choć wzór był także biały. Z kolei zupełnie odmienna
zasada obowiązywała przy wyborze bielizny – ta musiała
być czarna. Pietia rzucił na podłogę puste opakowanie po
bieliźnie termoaktywnej Uniqlo.
– książki: Moje zeznania Anatolija Marczenki
Marczenko był dysydentem działającym w czasach
Związku Radzieckiego. Wiele lat poświęcił na spisanie
wyczerpującej relacji z życia więźniów politycznych, których osadzono w łagrach. Zmarł za kratami w 1986 roku
po strajku głodowym podjętym w sprawie uwolnienia
skazanych opozycjonistów. Nadia prosiła o tę właśnie
książkę. Pietia nie zdołał znaleźć żadnego wznowienia,
więc przywieźliśmy egzemplarz, który stał u mnie na półce.
Dwóch pomagających Pietii działaczy ruchu obrony praw
11
człowieka dostarczyło osiem innych lektur o dysydentach
lub napisanych przez dysydentów. Listę dziesięciu książek
– tyle można było dostarczyć do obozu naraz – zamykało
rosyjskie tłumaczenie rozprawy filozoficznej Slavoja Žižka.
Nadia, która od jakiegoś czasu korespondowała z Žižkiem,
stwierdziła, że lektura książki, z której autorem dopiero co
miało się okazję dyskutować, byłaby ciekawym doświadczeniem. Kilka miesięcy później cenzura przepuściłaby
tylko książkę Žižka.
„Cienkopisy, kredki, papier kserograficzny”. Kobieta
w mundurze odczytywała spis przedmiotów, których nie
wolno było przekazywać więźniom. Wszystkie one mogły
pomóc osadzonym w ucieczce. Jeszcze tego ranka Pietia
wydrukował mapę terenów otaczających zakład karny,
a świadek tego zdarzenia, pracownik Pawilonu Gospodarstwa Domowego, zażartował: „To plan ucieczki?”.
W tym czasie obok, w kąciku zabaw, Giera, znudzona
odgrywaniem kolejnych scenariuszy ucieczki z więzienia
przygotowywanych przez gumową kaczkę, zaczęła rzucać
wielką, czerwoną piłką gimnastyczną w gmach z klocków
zbudowany wcześniej z Andriejem. Sama była niewiele
większa od zabawki, więc rzucanie sprawiało jej niemało
trudności i przynosiło mizerne skutki, ale mimo to dziewczynka oddawała się temu zajęciu z zajadłą determinacją.
Pietia wypisywał dalej:
– żółta plastikowa miska
– niebieska plastikowa miska
– zielony plastikowy czerpak
Przedmioty te były przeznaczone do urządzania prania,
choć mieliśmy też nadzieję, że Nadia będzie mogła myć
12
w wielobarwnych plastikowych naczyniach swoje długie
włosy. Pietia przybył do zakładu karnego zbrojny w wyjątkowo cenny dokument – list od Federalnego Zarządu
Więziennictwa, w którym stwierdzono, że regulamin kolonii
poprawczych nie przewidywał ograniczeń co do częstości
mycia włosów. Teoretycznie z opinii tej wynikało, że Nadia
i trzydzieści dziewięć kobiet przebywających z nią na bloku
mogły myć włosy także przed kąpielami urządzanymi raz
w tygodniu. Koniec końców okazało się, że teoria nijak
ma się do praktyki. Strażniczka na ekranie dalej wymieniała przedmioty niedozwolone: „mapy, kompasy, książki
poświęcone topografii i tresurze psów”.
Przygotowania te zajęły łącznie prawie trzy godziny
– należało sporządzić listę i wypełnić podania o widzenie,
następnie poczekać na młodą strażniczkę, która zabrała
dokumenty, a potem na jej powrót, by zaprowadziła gości
do więźniarki. Ostatecznie Pietia, Andriej i Giera weszli
na teren zakładu dopiero o pierwszej po południu. Wyproszono ich o czwartej. W ten sposób, uwzględniając krótkie
oczekiwanie w zakładzie, pozbawiono ich podstępnie półtorej godziny wizyty z przewidzianych w wyroku czterech
godzin raz na dwa miesiące.
Dwie i pół godziny spędzili w kawiarni dla gości będącej
dumą obozu pracy, pokazywanej nawet w oficjalnym kanale
więzienia mordwińskiego w serwisie YouTube. Przez cały
ten czas Giera siedziała u mamy na kolanach. Cała czwórka
grała w „złap Kościeja” (Kościej Nieśmiertelny to czarny
charakter wielu ludowych baśni rosyjskich). Dorośli nie
poświęcali rozgrywce należytej uwagi, dzięki czemu Giera
mogła bez przeszkód oszukiwać. Jednocześnie, choć sama
13
korzystała z niedozwolonych chwytów, nie pozwalała innym
graczom odstąpić choćby na milimetr od ustalonych reguł.
Nadia w rozmowie telefonicznej, którą przeprowadziłyśmy
kilka tygodni później, wspominała to właśnie zachowanie
córki z mieszaniną dumy i żalu. Według niej oznaczało
to, że czteroletnia Giera jest znacznie bardziej stabilna
psychicznie, niż ona sama będzie kiedykolwiek. „Uważam,
że doskonale nada się na przywódczynię protestów klasy
średniej” – powiedziała.
Świadkiem odwiedzin była młodsza inspektor widzeń,
która cały czas siedziała w rogu kawiarni z nieobecną miną.
Nie przeszkodziła nawet Pietii i Nadii uściskać się, przez co
wizyta ta okazała się ostatecznie znacznie przyjemniejsza
od tej sprzed dwóch miesięcy, kiedy nie pozwolono im
nawet trzymać się za ręce.
Gdy Pietia, Giera i Andriej przebywali na terenie kolonii
karnej, ja pojeździłam trochę wokół zakładu i sfotografowałam kilka najbardziej charakterystycznych punktów
w okolicy. Rejon zubowopolański, którego stolicą administracyjną była właśnie Zubowa Polana, składał się w zasadzie wyłącznie z miast wyrosłych przy terenach należących
do kolonii karnych. Obozy pracy stanowiły gospodarcze
i architektoniczne centrum każdej z tych osad. Małe,
drewniane domki, sprawiające wrażenie prowizorycznych,
zdawały się piąć wokół potężnych, betonowych budynków
zakładów karnych i wysokich wież cerkiewnych. W Zubowej
Polanie natknęłam się na plac budowy – naprzeciwko biura
naczelnika więzienia powstawał budynek mieszkalny dla
administracji więziennej. Wysokie ogrodzenie oddzielające
teren budowy od miasta oraz umieszczone we wszystkich
14
jego rogach wieżyczki strażnicze kazały mi przypuszczać,
że na budowie zatrudniano więźniów.
Dalej, kawałek za biurem władz więziennych, znajdował się neoklasycystyczny gmach, w którym niegdyś
mieściła się szkoła średnia, a obecnie – siedziba władz
regionu. Niegdyś majestatyczna fasada budynku, do którego prowadził portyk wsparty na kolumnach, straszyła
teraz obłażącą farbą, ale ktoś zadbał o to, by odświeżyć
czerwone chusty dwóch podziobanych rzeźb pionierów,
stojących po obu stronach wejścia. Tu w czasach Związku Radzieckiego odsiadywali wyroki Marczenko i kilku
innych dysydentów, których książki przywieźliśmy Nadii.
Ale utrzymująca się w regionie atmosfera przywodziła
na myśl nie tyle poprzedni system, ile raczej zakład karny.
Nad bramą innego obozu umieszczono napis „Chętny
do pracy znajdzie materiały. Niechętny pracy znajdzie
wymówki”. Gdy zatrzymałam się, by zrobić zdjęcie tego
hasła godnego hitlerowskich obozów koncentracyjnych,
dostrzegłam, że jeden z policjantów zauważył to i gdzieś
pojechał. Kilka minut później zostałam zatrzymana i zawieziona do komisariatu w Zubowej Polanie, zaledwie
przecznicę od Pawilonu Gospodarstwa Domowego. Poproszono mnie o złożenie wyjaśnień. Pietia zadzwonił, by
poinformować, że są już po widzeniu, zaledwie kilka chwil
po tym, jak wypuszczono mnie z komisariatu.
To było wszystko. Jedenaście godzin w samochodzie,
krótka noc spędzona w Pawilonie Gospodarstwa Domowego, dwie i pół godziny z Nadią i znów czekało nas siedzenie w pasach przez trzysta kilometrów dzielących nas
od Moskwy. Giera, która zniosła wczorajszą wielogodzinną
15
podróż i dzisiejsze nudne oczekiwanie na widzenie wręcz
stoicko, teraz zaczęła sprawiać kłopoty, krzyczeć i domagać się, by zabrano ją do hotelu, do mamy i do babci.
Andriej również wrzeszczał i nazywał Gierę rozpieszczoną
gówniarą. Pietia starał się opowiedzieć, jak przebiegła
wizyta, ale relację utrudniały mu dzwoniące na przemian
dwa telefony. Potem skupił się na wysyłaniu wiadomości
w serwisie Twitter i ewidentnie zapomniał, że przerwał
historię w połowie. Nie miał też chyba wielkiej ochoty jej
kończyć, bo i niewiele zostało już do powiedzenia. Życie
Nadii wypełniały teraz walki o działającą maszynę do szycia
– pracowała w obozowej szwalni, a jej zadanie polegało
na przyszywaniu kieszeni do spodni mundurów policyjnych
– i próby znalezienia choćby najbardziej błahych wspólnych
tematów z innymi kobietami w obozie. Tracąc wolność,
traci się przede wszystkim możność wybierania towarzystwa, w jakim się przebywa, i to chyba jest najbardziej
dojmujące. Kobiety, z którymi miała teraz do czynienia
Nadia, równie dobrze mogłyby pochodzić z innej planety.
Jedyną osobą, która chadzała tymi samymi ulicami co ona
i czytała te same gazety, była druga równie słynna osadzona – działaczka ruchu ultranacjonalistycznego skazana
na osiemnaście lat więzienia za zabójstwo dziennikarza
i prawnika zajmującego się prawami człowieka.
Czasami Nadii i Pietii udawało się przedstawić codzienność Nadii w postaci historii zrozumiałych dla ludzi
z zewnątrz, na przykład tej o więźniarce, o której wszystkie kobiety mówiły, że zjadła swojego kochanka, czy też
o kobiecie, która czekała cztery lata, aż jej partner wyjdzie
z więzienia, a dwa tygodnie po jego powrocie przyłapała
16
go z inną kobietą i w złości zadźgała ich obydwoje. Była
też opowieść o kobiecie, którą regularnie odwiedzali teściowie, przekonani, że zabijając swojego męża, postąpiła
nad wyraz słusznie. Ale tym razem Pietia nie miał nastroju
do opowiadania czegokolwiek. Wszyscy byliśmy zmęczeni,
dla nikogo też podróż ta nie zakończyła się tak, jak by
sobie tego życzył. Co więcej, tylko ja zdecydowałam się
dobrowolnie na towarzystwo trzech innych osób – oni
byli skazani na obecność pozostałych niezależnie od chęci. W drodze powrotnej do Moskwy Pietia odebrał list
od jednej z przyjaciółek Nadii – Marii Alochiny, również
skazanej za działalność w grupie Pussy Riot. Marija miała
mu za złe, że jej pobyt w izolatce innego zakładu karnego
określał mianem błogosławieństwa, bo dzięki temu nie
musiała utrzymywać kontaktów z innymi więźniarkami.
Do Moskwy dotarliśmy o trzeciej nad ranem. Marcowy
piątek powitał nas brudnym śniegiem. W poniedziałek
miał minąć rok od aresztowania członkiń grupy Pussy
Riot, a to oznaczało, że Nadia i Marija spędzą za kratami
jeszcze jeden rok. Tego też dnia Giera kończyła pięć lat.
17