artykuł: kobiety w ukryciu

Transkrypt

artykuł: kobiety w ukryciu
ARTYKUŁ: KOBIETY W UKRYCIU
Dodano: 02.12.2014
Kim Longinotto leży plackiem pośrodku sceny. „Sama nie wiem, co zrobić” - jęczy. „Może
powinniśmy już sobie stąd pójść... Powinniśmy to zrobić, czy mogę pokazać wam jeszcze
jeden fragment? To niewiarygodne, jak szybko minął nam czas. Szkoda, że nie możemy
teraz pójść na jakiś lunch.” Jej zagubienie jest zrozumiałe – mimo że rozwiązanie
początkowych problemów technicznych zajęło sporo czasu, uczestnicy spotkania z
brytyjską reżyserką nie chcą jej wypuścić. Winę za zaistniałą sytuację ponosi wyłącznie
sama Longinotto, bo nie da się ukryć, że słuchanie tego, co ma do powiedzenia i
obserwowanie, jak biega z mikrofonem od jednej osoby do drugiej jest bardzo zabawne.
Kim Longinotto, zdj. Marta Pawłowska
Longinotto pracuje z małą, zaufaną ekipą – zwykle towarzyszy jej tylko dźwiękowiec i tłumacz,
choć stara się nigdy nie mówić na planie po angielsku. Na drodze stawały jej tropikalne choroby,
szaleni producenci i niechęć społeczności, których wstydliwe sekrety wydobywa na światło
dzienne. „Zdarzało nam się znaleźć w niebezpiecznych sytuacjach, zwłaszcza na obszarach
plemiennych w Afryce, gdzie kobiet raczej nie wita się z otwartymi ramionami” - przyznała
Longinotto. „Ale nie powinno się uogólniać – my w końcu mieliśmy u siebie Margaret Thatcher.”
Pomimo różnych przeszkód, tempa pracy mógłby pozazdrościć jej sam Woody Allen. Salma
wciąż jeszcze pokazywana jest na festiwalach filmowych, a Kim kończy montować
Dreamcatcher, swój nowy film o prostytucji w Chicago. Na koncie ma ponad 26 wyróżnień, w tym
nagrody zdobyte na festiwalach w Cannes i Sundance. Mimo to jej twórczość wciąż znana jest
głównie innym dokumentalistom i filmoznawcom. Dlaczego? Bo zamiast dokumentów
poświęconych słynnym przestępcom i nieuczciwym politykom robi filmy o kobietach.
Kadr z filmu "Pride of Place"
Kadr z filmu "The Day I Will Never Forget"
Żeńskie obrzezanie w Kenii, Japonki wybierające życie w męskim przebraniu, patriarchalny
system prawa rodzinnego w Iranie, codzienność sędziny w Kamerunie - to, co pokazuje
Longinotto nie stanowi idealnego materiału na weekendowy seans. Jednak pomimo tego, że
sytuacja bohaterek The Day I Will Never Forget, Shinjuku Boys, Divorce Iranian Style czy Sisters
in Law często jest nie do pozazdroszczenia, nie proszą one o współczucie. „Lubię pokazywać
buntowników, ludzi, którzy łamią zasady. Wszystkie moje filmy opowiadają o kobietach
stawiających czoło tradycji. Jestem pewna, że różnie się na to zapatrujemy, ale jedyną tradycją,
którą lubię są jajka wielkanocne.”
Longinotto sama jest buntowniczką – trzeba mieć prawdziwy tupet, żeby przyjechać na
największy festiwal filmowy poświęcony sztuce operatorskiej i oznajmić, że nie rozumie, czemu
ktokolwiek decyduje się jeszcze kręcić na taśmie filmowej. „Kocham technologię cyfrową – po
prostu przyciskasz przycisk i możesz kręcić, co tylko chcesz. Nigdy bym z tego nie
zrezygnowała. Nie zmieniło to może sposobu, w jaki pracuję, ale sprawiło, że nie muszę się
martwić o tyle rzeczy i nie muszę nosić ze sobą tyle sprzętu.” Najbardziej satysfakcjonującą
relację, oprócz bliskiej współpracy z montażystą, stara się zbudować ze swoim dźwiękowcem.
„Albo stajemy się najlepszymi przyjaciółmi, albo nie możemy się znieść. W szkole filmowej
zawsze powtarzano, że pomiędzy operatorami a dźwiękowcami trwa ciągła walka, ale my po
prostu sobie nawzajem pomagamy. Na planie trzeba być jak sprężyna – zawsze gotowym. W
przeciwnym razie ominie cię coś ważnego i będziesz zmuszony do tego, by stosować
gwałtowne cięcia.” Choć uczono ją, by takie cięcia łagodzić poprzez kierowanie kamery na
czyjeś dłonie lub obrazki wiszące na ścianie, szczerze tego nie znosi: „Od razu zaczynam się
śmiać, gdy widzę to w telewizji. Jaki sens ma pokazywanie nagle jakiegoś obrazka? To nie
Harry Potter, nie zacznie się nagle ruszać. Takie jest moje zdanie – możecie teraz zacząć rzucać
we mnie jakimiś przedmiotami.”
Kadr z filmu "Love is All: 100 Years of Love & Courtship"
Kadr z filmu "Ciotki"
Jej filmy określa się zwykle mianem dokumentów obserwacyjnych, co polega na rezygnacji ze
scenariusza, objaśniającego komentarza i tradycyjnej techniki przeprowadzania wywiadów.
Zważywszy na to, że Longinotto nie jest w stanie po prostu nieruchomo siedzieć i patrzeć,
wydaje się to dość ironiczne. „Pamiętam, że kiedy oglądałam na ekranie Tony'ego Soprano
zawsze myślałam o tym, jak bardzo przypomina mojego ojca – robił te wszystkie okropne rzeczy,
a potem siadał z wielką miską pełną lodów i udawał, że wszystko jest w porządku. W oglądane
przez nas historie zawsze wnosimy coś z siebie. Kiedy kręcę film nie udaję, że mnie tam nie ma.
Nie chcę być przysłowiową muchą na ścianie, mam w rękach kamerę i wszyscy są świadomi
mojej obecności, czasem próbują więc nawiązać ze mną kontakt. W filmach typowo
obserwacyjnych znajdują się sceny, w których jakaś osoba zwraca się bezpośrednio do kamery i
nikt jej nie odpowiada. Ja nigdy bym tak nie postąpiła.”
Tegoroczna laureatka Nagrody za Wybitne Osiągnięcia w Filmie Dokumentalnym tak
naprawdę nie ogląda zbyt często dokumentów, bo nie lubi filmów, w których mówi się jej, co ma
myśleć. „Gdy byłam dzieckiem, przed seansem w kinie zawsze wyświetlano jakieś krótkie
dokumenty i były to najnudniejsze filmy na świecie. Ludzie traktowali dokument jako informację,
lekcję. Teraz chcą poczuć emocje i wyruszyć w podróż. Z czasem przestałam tak łatwo ferować
wyroki, zawsze pokazuję kilka punktów widzenia i zawsze widzę dwie strony każdej sytuacji –
co doprowadza mnie do szału. Myślę, że należy traktować widzów z szacunkiem i że najlepszym
atakiem jest doprowadzenie ludzi do śmiechu – władza zwykle jest absurdalna. Kiedy możesz
się z tego pośmiać, to cię w pewnym sensie wyzwala. Naprawdę wierzę, że dokumenty mogą
być zabawne.” Filmy Kim Longinotto z całą pewnością odzwierciedlają to, kim jest.
Marta Bałaga