Niech będzie pochwalony Jezus Chrystus. Mam na imię Kasia i
Transkrypt
Niech będzie pochwalony Jezus Chrystus. Mam na imię Kasia i
Niech będzie pochwalony Jezus Chrystus. Mam na imię Kasia i mam 19 lat. Chciałabym swoim świadectwem ostrzec innych przed złem i zagrożeniem jakie czyhają na nas we współczesnym świecie. Wszystko zaczęło się w dniu moich narodzin, kiedy moi biologiczni rodzice oddali mnie do adopcji. W wieku 2 lat zostałam wzięta z domu dziecka do nowej rodziny, w której byłam wychowana w wierze katolickiej. Jednak już jako małe dziecko byłam wręcz agresywna, niechętnie nastawiona do modlitwy. W wieku 8 lat po raz pierwszy sięgnęłam po papierosa. A potem od czasu do czasu dostawałam pojedyncze sztuki od kolegów. Nawiązywałam nowe znajomości, które stopniowo doprowadziły do różnych przeżyć i doświadczeń w moim życiu. Kiedy pojechałam na kolonie organizowane z zakładu pracy moich rodziców, nie znałam nikogo, bałam się, byłam zamknięta w sobie. Pewnego dnia dowiedziałam się że mam przejść chrzest kolonijny. Nie wiedziałam co to jest i w jakim celu jest przeprowadzany, ale zgodziłam się. Polegało to na tym, że była wyznaczona trasa, byli też ludzie przebrani za diabły trzymający gałęzie którymi mnie bili. Najpierw zostałam polana błotem, potem musiałam czołgać się po szyszkach, a następnie wypić jakąś nieznaną miksturę. Ostatnim „etapem” było pocałowanie pewnej osoby, niby Zeusa, w kolano posmarowane musztardą. Na koniec dostałam dyplom gdzie był umieszczony mój pseudonim „Czarnulka”. Mając 11 lat poznałam osoby znacznie starsze ode mnie. Spotykaliśmy się, rozmawialiśmy, od nich również otrzymywałam papierosy. Myślałam wtedy „Czego mi więcej trzeba?” Odpowiedź była prosta: „Niczego”. Miałam znajomych, którzy mnie akceptowali, nie musiałam już cierpieć przez to, ze zostałam odrzucona przez rówieśników z klasy. W szkole zachowywałam się skandalicznie, łamałam zasady, nie chciałam nikogo słuchać. Kiedyś pewna katechetka zaproponowała zmianę klasy. I tak też się stało. To wyszło mi na dobre, ponieważ nowe znajomości sprawiły że z zachowania „nagannego” przeszłam na „dobre”. Wszyscy widzieli poprawę. Ale to miało miejsce tylko w szkole. Po za nią byłam zupełnie inną osobą. Miałam myśli samobójcze, okaleczałam się, często budziłam się w nocy o godzinie 3.00. Walczyłam z myślami, czułam niepokój, nienawiść. Męczyłam się i cierpiałam. jednocześnie Poznałam wspólnotę Przymierza Rodzin Mamre, dzięki której udało mi się zrobić tzw. „krok do przodu”. Jeździłam na Msze o uzdrowienie, a gdy wybrałam się na rekolekcje tej wspólnoty poczułam obecność Boga. Wieczorem dobywały modlitwy wstawiennicze, w czasie których siedziałam skulona w kącie płacząc cały czas. Nie mogłam się uspokoić. W pewnym momencie usłyszałam słowa Księdza który miał dar proroctwa: „Wśród nas jest osoba która w wielu 2 lat została zabrana z domu dziecka. Pan Bóg mówi że nie zostawi Cię”. Wtedy zaczęłam jeszcze bardziej płakać i poczułam jakby ktoś mnie mocno przytulił. Zrozumiałam, że Bóg naprawdę jest przy mnie i o mnie pamięta. To sprawiło, że postanowiłam trwać przy tej wspólnocie, gdzie poznałam wielu nowych, dobrych, ludzi. Po pewnym czasie Kapłan działający w Mamre dowiedział się o kolonijnym chrzcie i nakazał mi zniszczyć ten dokument, który wówczas otrzymałam. Jednak ja nie mając odwagi tego uczynić, oddałam pismo osobie, której opowiedziałam o swoich trudnościach. Pamiętam dzień gdy niszczyła dyplom, to był piątek, około godziny 15. Duchowo czułam się bardzo źle, trudno było mi poradzić sobie z odczuciami jakie mi wtedy towarzyszyły. Zadzwoniłam więc do niej i wtedy powiedziała mi co robi. Poczułam wobec niej złość, a nawet nienawiść. Lecz ta sytuacja nie zmieniła mojego zachowania, nie wyciągnęłam odpowiednich wniosków. Nadal trwałam w złych znajomościach, relacjach. Znajomi zachęcali mnie do podpisania paktu. Mówili, że bez tego nie utrzymam kontaktu z nimi. Stało się. Pod ich wpływem podpisałam pakt z szatanem. Potem było już tylko gorzej. Zaczęłyśmy z mamą jeździć do księży egzorcystów. Taki stan trwał bardzo długo. Pewnego dnia mama zaproponowała mi abym pojechała do sąsiedniej parafii na spotkanie z księdzem egzorcystą. Pomyślałam, że będzie to rozmowa na temat zagrożeń, niebezpieczeństw czyhających na człowieka, itp. Wybrałam się motorem z myślą, że gdy będzie nudno to wrócę wcześniej. Spotkanie okazało się być w kościele i przy wystawionym Najświętszym Sakramencie. Stałam na samym końcu kościoła, tuż przy drzwiach. W trakcie tego spotkania czułam wewnętrzny ból, nienawiść, strach, lęk, nie mogłam uklęknąć. Po zakończeniu odważyłam się pójść do Księdza i poprosić o modlitwę nade mną. Po chwili rozmowy, kapłan podjął się modlitwy. Wraz z diakonem i proboszczem parafii modlitwa trwała do godziny około 23.00. Maryja pokonała moce ciemności. Uwolniła mnie od 6 duchów świata. Cieszyłam się uwolnieniem. Mogłam normalnie funkcjonować i spokojnie przesypiać noce. Po ok 9 miesiącach wszystko wróciło. Przyczyną powrotu demonów, był brak przebaczenia moim biologicznym rodzicom. Ponownie zaczęły się trudności ze snem, czułam nienawiść do rzeczy świętych i do Kapłanów, ludzi którzy byli blisko Kościoła. Na nowo wpadałam w alkohol, papierosy, narkotyki, muzykę. Ksiądz, którego poznałam podjął się udzielenia mi pomocy. I tak rozpoczęła się kolejna walka. Często traciłam świadomość, z mojego numeru telefonu były wysyłane wiadomości w różnych językach, bez mojej wiedzy. Dostawali je zarówno Księża jak też osoby świeckie, wszystkie pochodziły od złych duchów. Demony wiedziały że ich koniec jest bliski, czuły to i buntowały się. Koleżanka zapoznała mnie z pewnym Księdzem z Kielc. Rozmawialiśmy, pisaliśmy przez internet. W rozmowie zaproponował mi czy nie chciałabym przyjechać na modlitwy do Kielc. Odpowiedziałam że ok, mogę przyjechać. Zajął się zorganizowaniem terminu i osób, które miały pomagać w trakcie modlitwy. Zadzwonił do znajomego Księdza, z którym umówił mnie na 9 lutego. Na drugi dzień oczywiście tego żałowałam, pojawiło się rozdarcie, niepewność. Chciałam wszystko odwołać, ale było już za późno - zgodziłam się na wyjazd. Rozmawiałam z księdzem Piotrem który miał się modlić nade mną. Termin był już ustalony. Szukałam więc kogoś kto mógłby mnie tam zawieźć i być ze mną. Ludzie, którzy kiedyś mi obiecali pomoc akurat nie mogli się tego podjąć. Szukałam więc dalej. Kilka dni przed wyjazdem znalazł się człowiek z odnowy w Duchu Świętym, który obiecał mnie dowieźć na spotkanie z księdzem egzorcystą. Miałam też koleżankę, która mogła jechać i przebywać ze mną cały czas, wpierając mnie i dodając otuchy. Zgodnie z planem modlitwa zaczęła się o 9 rano. W trakcie modlitwy były momenty kiedy odzyskiwałam świadomość i mogłam się wyrzec zła choć było to bardzo trudne. Modlitw dokładnie nie pamiętam. Czułam ból, nienawiść do rzeczy świętych. Chciałam stamtąd uciec. Ale coś mnie trzymało by tam zostać. Gdyby nie moja koleżanka, która także była obecna na modlitwach, nie jestem pewna czy potrafiłabym wytrwać do końca. Czym bliżej uwolnienia, tym coraz większą odczuwałam niechęć, zmęczenie. Jednak walka zakończyła się sukcesem. Wszystkie demony odchodziły przez pozdrowienie Maryi. Łącznie modlitwy trwały trzy dni, około 18 godzin. Teraz jest czas mojego powrotu do normalnego funkcjonowania. Musiałam zerwać niektóre znajomości, zmienić towarzystwo w którym przebywałam. Dziękuje wszystkim, którzy mnie wspierali psychicznie, duchowo. Dziękuje księżom, którzy przy mnie wytrzymali i wspierali. Dziękuje ludziom z mojego zespołu muzycznego, którzy mimo trudnych chwil nie odrzucili mnie. Dziękuje mojej mamie, która mnie wspierała. Dziękuje moim przyjaciołom, którzy nie zawsze byli obok, ale mimo dużej odległości fizycznej wspierali i zawsze znaleźli czas na rozmowę. Dziękuje Ci Maryjo, Dziękuje Ci Panie Jezu, Dziękuje Ci Duchu Święty, Dziękuje Ci Boże Dziękuje za… … za życie … za miłość … za dobrych ludzi … za wierność … za upadki z których powstaję silniejsza … za muzykę … za siłę … za wszystko co mnie w życiu spotkało. Niech Będzie pochwalony Jezus Chrystus!!!!!!!! Jestem Księdzem Sercaninem i Katarzynę poznałem po kilku dniach, gdy przyszedłem do tej parafii. Katarzyna była osobą bardzo zagubioną. Chwytała zło z każdej strony jak tylko się dało. Szukała pomocy, szukała Chrystusa, który walczył w jej sercu po każdej spowiedzi, po każdej Komunii św. Nie było to dla niej łatwe, bo w tym czasie bardzo walczyły o nią złe duchy, robiły wszystko by nie dochodziło do spotkań, a wiele razy wyprowadzały ja wprost z Kościoła. Katarzyna ciągle walczyła, próbowała się modlić, zrobić znak krzyża, zdejmowała wiele razy krzyż z szyi, była agresywna i atakowała kapłana który udzielał jej Błogosławieństwo, zło w niej aż kipiało by zaatakować, by nie dopuścić Chrystusa do jej serca. „Ja już nie chce walczyć, mam dość chce się poddać, nie wiem co się ze mną dzieje, niech Ksiądz już się nie modli za mnie, niech ksiądz przestanie, nienawidzę księdza i to co ksiądz robi, ja nie chce jechać do żadnego egzorcysty nie teraz, nie w tym miesiącu, poczekajmy” - to były słowa Kasi (czy raczej złego?) Walka wciąż trwała, modlitwa, czuwanie, błogosławieństwa wieczorne, spowiedź św. I wojna została wygrana przez Jezusa, Maryje, zastępy Świętych. Powyższe świadectwo Katarzyny jest dowodem, że nie wolno się poddawać bo w każdym sercu działa i walczy DOBRO nawet w tym opętanym. Jeśli jest wiara to tam działa Łaska i przemienia zagubionych, przywraca wzrok, daje siłę, niszczy zło i przyciąga do Boga. Amen. „Wielbi dusza moja Pana, i raduje się duch mój w Bogu, moim Zbawcy. Bo wejrzał na uniżenie Służebnicy swojej. Oto bowiem błogosławić mnie będą odtąd wszystkie pokolenia, gdyż wielkie rzeczy uczynił mi Wszechmocny. Święte jest Jego imię…” marzec, 2013 roku.