Metoda historyczna Karola Marksa

Transkrypt

Metoda historyczna Karola Marksa
Paul Lafargue
Metoda historyczna
Karola Marksa
Studenckie Koło Filozofii Marksistowskiej (Uniwersytet Warszawski)
WARSZAWA 2006
Paul Lafargue – Metoda historyczna Karola Marksa (1903 rok)
Artykuł Paula Lafargue „Metoda historyczna
Karola Marksa” został napisany pod koniec 1903
roku i opublikowany w niemieckim czasopiśmie
socjaldemokratycznym „Neue Zeit” wydawanym w
Sztutgartcie (tom 12, część 1, 1903/1904) pod
tytułem „Karl Marx' Historischer Materialismus”.
Podstawa tłumaczenia: zbiór Le Déterminisme
économique de Karl Marx, Paris 1928.
Podstawa niniejszego wydania: Paul Lafargue,
„Pisma wybrane”, tom 1, wyd. Książka i Wiedza,
Warszawa 1961.
Tłumaczenie z języka francuskiego: Barbara
Sieroszewska.
-2© Studenckie Koło Filozofii Marksistowskiej (UW)
www.skfm-uw.w.pl
Paul Lafargue – Metoda historyczna Karola Marksa (1903 rok)
Sposób produkcji życia materialnego
warunkuje społeczny, polityczny i duchowy
proces życia w ogólności.
(KAROL MARKS)
I
KRYTYCY SOCJALISTYCZNI
Około pół wieku temu Marks zaproponował nową metodę interpretacji historii, metodę, którą on i
Engels zastosowali w swoich badaniach. Można zrozumieć, że ją ignorują historycy, socjologowie i
filozofowie w obawie, żeby myśliciel-komunista nie zdeprawował ich niewinności i nie pozbawił ich łask
burżuazji. Dziwne jest natomiast, że i socjaliści wahają się, czy się nią posługiwać; boją się może dojść do
konkluzji niweczących burżuazyjne pojęcia, których są, sami o tym nie wiedząc, niewolnikami. Zamiast ją
wypróbować i potem dopiero osądzić, wolą dyskutować o jej wartości samej w sobie i odkrywają w niej
niezliczoną ilość wad: że nie uznaje ideału i jego działania; że brutalnie traktuje wieczne prawdy i zasady;
że nie liczy się z jednostką i jej rolą; że prowadzi do fatalizmu ekonomicznego, zwalniając człowieka od
jakichkolwiek wysiłków, itd. ... Cóż pomyśleliby ci towarzysze o cieśli, który zamiast pracować młotami,
piłami i heblami, danymi mu do użytku, wyszukiwałby w nich defekty? Ponieważ nie ma narzędzi
doskonałych, długo mógłby na ten temat perorować. Krytyka przestaje być próżną gadaniną i staje się
płodna dopiero wówczas, kiedy następuje po doświadczeniu, które lepiej od najwymyślniejszych
rozumowań ukazuje braki i uczy, jak im zaradzić. Człowiek posługiwał się najpierw niezdarnym młotem
kamiennym i dopiero w użytkowaniu nauczył się go przekształcać w ponad sto najrozmaitszych typów,
różniących się między sobą surowcem, wagą i kształtem.
Leukippos i jego uczeń Demokryt na pięć wieków przed narodzeniem Chrystusa wprowadzili
pojęcie atomu dla zrozumienia budowy ducha i materii, a przez dwa tysiące z górą lat filozofowie, zamiast
uciec się do doświadczeń w celu wypróbowania atomistycznej hipotezy, dyskutowali o atomie jako takim,
o c a ł o ś c i materii nieskończenie ciągłej, o p r ó ż n i i o n i e c i ą g ł o ś c i itp.; dopiero pod
koniec XVIII stulecia Dalton wykorzystał koncepcję Demokryta do wytłumaczenia związków chemicznych.
Atom, z którym filozofowie nie wiedzieli co robić, stał się w ręku chemików „jednym z najpotężniejszych
narzędzi badań, jakie stworzył umysł ludzki”. Ale oto po użyciu cudowne to narzędzie okazało się
niedoskonałe; radioaktywność materii zmusza fizyków do rozbicia atomu, tej ostatecznej, niepodzielnej i
nieprzeniknionej cząsteczki materii, na cząsteczki ultraostateczne, tej samej natury we wszelkich atomach,
będące nośnikami elektryczności. Cząsteczki te, tysiąc razy mniejsze od atomu wodoru, najmniejszego z
atomów, wirują z niesłychaną szybkością dokoła centralnego jądra, jak planety i ziemia dokoła słońca.
Ostatnie odkrycia w dziedzinie radioaktywności, które zachwiały podstawowymi prawami fizyki
matematycznej, zburzyły bazę atomową chemicznego gmachu. Trudno byłoby przytoczyć bardziej
znamienny przykład jałowości słownych dyskusji i płodności doświadczenia. W świecie materialnym i
intelektualnym tylko działanie jest płodne: „Na początku było działanie”.
Determinizm ekonomiczny jest nowym narzędziem, które Marks dał do dyspozycji socjalistom, aby
wprowadzić nieco ładu w chaos faktów historycznych, których historycy i filozofowie nie umieli
sklasyfikować i wyjaśnić. Ich przesądy klasowe i ciasnota umysłowa dają socjalistom monopol na to
narzędzie. Ci jednak, przed posłużeniem się nim, chcą się przekonać, czy jest ono absolutnie doskonałe i
czy może stać się kluczem do rozwiązania wszystkich problemów historii; będą więc mieli o czym
rozprawiać przez całe długie życie, pisać artykuły i grube tomy o materializmie historycznym, nie
wzbogacając zagadnienia ani o jedną myśl. Ludzie nauki nie są tak trwożliwi; myślą oni, że „z
praktycznego punktu widzenia jest rzeczą drugorzędnej wagi, czy teorie i hipotezy są poprawne, byleby nas
-3© Studenckie Koło Filozofii Marksistowskiej (UW)
www.skfm-uw.w.pl
Paul Lafargue – Metoda historyczna Karola Marksa (1903 rok)
doprowadziły do wyników zgodnych z faktami”1. Prawda jest, ostatecznie, tylko hipotezą najlepiej
funkcjonującą; czasem błąd jest najkrótszą drogą do jakiegoś odkrycia. Krzysztof Kolumb, wychodząc z
błędnego Ptolemeuszowego obliczenia obwodu kuli ziemskiej, odkrył Amerykę w przekonaniu, że dotarł do
Wschodnich Indii. Darwin przyznaje, że pierwszą myśl jego teorii doboru naturalnego podsunęło mu błędne
prawo Malthusa o przyroście ludności, przyjęte przez niego na ślepo. Fizycy mogą dziś stwierdzać, że
hipoteza Demokryta nie wystarcza do zrozumienia zjawisk ostatnio badanych; niemniej jednak posłużyła
ona do stworzenia nowoczesnej chemii.
Mało zwraca się uwagi na fakt, że Marks nie przedstawił swojej metody interpretacji historycznej w
postaci kompletnej doktryny z zespołem aksjomatów, twierdzeń, wniosków i lemmatów; jest ona dla niego
jedynie narzędziem badawczym, formułuje ją w sposób lapidarny i poddaje próbom. Można ją więc
krytykować jedynie kwestionując jej rezultaty, na przykład obalając teorię walki klas. Ale tego każdy się
wystrzega. Historycy i filozofowie uważają tę teorię za nieczyste dzieło szatana, właśnie dlatego, że
przywiodła ona Marksa do odkrycia tego potężnego motoru dziejów.
II
DEISTYCZNA I IDEALISTYCZNA FILOZOFIA HISTORII
Historia stanowi taki chaos faktów wymykających się spod kontroli człowieka, idących naprzód i
cofających się, zderzających się ze sobą, pojawiających się i znikających bez widocznego powodu, że wręcz
niemożliwe wydaje się powiązanie i sklasyfikowanie ich, połączenie w serie i odkrycie następnie przyczyn
ich ewolucji i rewolucji.
Fiasko historycznych systematyzacji obudziło w pewnych wyższych umysłach, jak na przykład
Helmholtza, wątpliwość, „czy da się sformułować prawo historyczne, które by rzeczywistość potwierdziła”2
. Wątpliwość ta stała się tak powszechna, że intelektualiści nie silą się już na budowanie, wzorem filozofów
z pierwszej połowy XIX wieku, planów historii świata; jest to zresztą odbicie niewiary ekonomistów w
możliwość kontroli sił ekonomicznych. Ale czy z trudności problemu historycznego i z niepowodzenia,
którym się kończą próby jego rozwiązania, wnosić mamy, że to rozwiązanie jest poza zasięgiem ludzkiego
umysłu? Czyżby więc zjawiska społeczne były wyjątkiem, czyżby były tymi jedynymi zjawiskami, których
nie da się powiązać logicznie z określonymi przyczynami?
Powszechny zdrowy rozsądek nigdy takiej niemożliwości nie dopuszczał. Przeciwnie, ludzie każdej
epoki wierzyli, że wszystko, co im się zdarza szczęśliwego czy nieszczęśliwego, stanowi cząstkę planu z
góry ustanowionego przez jakąś wyższą istotę. „Człowiek się miota, a Bóg go prowadzi” – to jeden z
historycznych aksjomatów mądrości ludowej, zawierający w sobie tyleż prawdy, co aksjomaty
geometryczne, pod warunkiem, że się wyjaśni znaczenie słowa „Bóg”.
Wszystkie ludy myślały, że jakiś Bóg kieruje ich historią. Każde z miast starożytnych posiadało
swoje bóstwo opiekuńcze, polias – jak mówili Grecy – czuwające nad losami tego miasta i zamieszkujące
poświęconą sobie świątynię. Jehowa ze Starego Testamentu był właśnie bóstwem tego rodzaju.
Umieszczono go w skrzyni drewnianej, zwanej Arką Przymierza, którą przenoszono, ilekroć plemiona
izraelskie zmieniały miejsce pobytu, i którą niesiono na czele wojsk, aby Bóg walczył za swój lud. Według
Biblii brał on tak dalece do serca ludzkie spory, że wytracał nieprzyjaciół swego ludu – mężczyzn, kobiety,
dzieci i zwierzęta. Rzymianie podczas drugiej wojny punickiej, aby skutecznie oprzeć się Hannibalowi,
uznali za właściwe przyłączyć do swojego miejskiego bóstwa również bóstwo miasta Pessinonte – Cybele,
matkę bogów; przywieźli z Azji Mniejszej jej posąg, ogromny, bezkształtny głaz, i wprowadzili w Rzymie
jej kult orgiastyczny. Ponieważ byli równie przebiegli, co zabobonni, zagarniali bóstwa wszystkich miast
W. Rucker, Discours inaugural du Congrès scientifique de Glasgow, 1901.
Angielski historyk Froude twierdzi, że fakty historyczne nie mogą być materiałem badań naukowych, gdyż „nigdy się nie
powtarzają, a zatem nie możemy śledzić powrotu danego faktu, aby sprawdzić wartość naszych przypuszczeń”.
1
2
-4© Studenckie Koło Filozofii Marksistowskiej (UW)
www.skfm-uw.w.pl
Paul Lafargue – Metoda historyczna Karola Marksa (1903 rok)
podbitych, wysyłając ich posągi na Kapitol; mniemali, że skoro bóstwa te nie będą już mieszkały wśród
pokonanych ludów, przestaną się nimi opiekować.
Pojęcie boskości u chrześcijan nie różniło się od tamtych pojęć; aby wypędzić bogów pogańskich,
rozbijali ich posągi i podpalali świątynie; powierzyli Jezusowi i jego wiekuistemu Ojcu walkę z demonami
wzniecającymi herezje i z Allahem przeciwstawiającym półksiężyc krzyżowi3. W średniowieczu miasta
miały swoje bóstwa opiekuńcze; święta Genowefa miała w swej pieczy Paryż. Republika Wenecka, chcąc
zapewnić sobie jak najwięcej tej opieki, sprowadziła z Aleksandrii kości świętego Marka i wykradła z
Montpellier kości świętego Rocha. Narody cywilizowane nie wyrzekły się do tej pory pogańskich wierzeń;
każdy z nich monopolizuje na własny użytek jedynego i uniwersalnego Boga chrześcijan i czyni zeń swoje
wyłączne bóstwo. W ten sposób tylu jest bogów jedynych i uniwersalnych, ile narodów chrześcijańskich;
bogowie ci biją się ze sobą, skoro tylko odnośne narody wypowiedzą sobie wojnę. Każdy z tych narodów
prosi swego jedynego Boga, aby wytracił naród nieprzyjacielski, a w razie zwycięstwa śpiewa Te Deum,
głęboko przekonany, że triumf swój zawdzięcza wszechmocnej interwencji niebieskiej. Wiara w ingerencję
Boga w ludzkie waśnie nie jest bynajmniej kłamliwym trikiem stosowanym przez mężów stanu dla
schlebiania przesądom ciemnych mas: mężowie stanu wiarę tę podzielają; opublikowane niedawno
prywatne listy Bismarcka do żony, pisane w czasie wojny 1870-1871, ukazują go jako człowieka głęboko
wierzącego w to, że Bóg spędza czas na zajmowaniu się nim, jego synem i armią pruską.
Filozofowie, którzy wzięli sobie Boga za przewodnika historii, podzielają to zarozumialstwo;
wyobrażają sobie, że ów Bóg, stwórca wszechświata i ludzkości, nie interesuje się niczym poza ich
ojczyzną, ich religią i ich polityką. Discours sur l'Histoire universelle Bossueta to jedna z najbardziej
udanych prób tego rodzaju: ludy pogańskie tępią się wzajemnie, aby przygotować nadejście chrystianizmu
– religii Bossueta, a narody chrześcijańskie przelewają krew, aby zapewnić wielkość Francji – jego
ojczyźnie, i chwałę Ludwikowi XIV – jego władcy. Ruchy dziejowe, kierowane przez Boga, prowadziły do
celu, którym był Król-Słońce; kiedy to słońce zgasło, ciemności okryły ziemię i wybuchła rewolucja, którą
Józef de Maistre nazywa „dziełem szatana”.
Szatan zatriumfował nad Bogiem arystokracji i Burbonów. Mieszczaństwo – klasa niezbyt
szanowana przez Boga – zagarnęło władzę i zgilotynowało króla, którego ów Bóg uczynił swoim
pomazańcem; nauki przyrodnicze, które przeklął, zwyciężyły i przysporzyły mieszczaństwu więcej
bogactw, niż mógł on dać swoim protegowanym – szlachcie i prawowitym królom; rozum, spętany przez
niego, zerwał łańcuchy i jego właśnie pociągnął do odpowiedzialności. Rozpoczęło się panowanie szatana.
Poeci romantyczni z pierwszej połowy XIX wieku układali hymny na jego cześć: nawet pokonany był
nieposkromiony, był wielkim męczennikiem, pocieszycielem i nadzieją strapionych, symbolizował
mieszczaństwo w wiecznym buncie przeciwko szlachcie, księżom i tyranom. Ale zwycięskie mieszczaństwo
nie miało odwagi uznać go za swoje bóstwo opiekuńcze; skleciło na powrót Boga, którego rozum
nadwerężył, i przywróciło mu cześć; nie mając jednak pełnego zaufania do jego mocy, przydało mu cały
zastęp półbogów – postęp, sprawiedliwość, wolność, cywilizację, ludzkość, ojczyznę itp. – mających
czuwać nad losami narodów, które zrzuciły jarzmo arystokracji. Te nowe bóstwa to idee, „idee-siły”, „siłyimponderabilia”.
Hegel usiłował sprowadzić ten politeizm idei do monoteizmu jednej idei, która, z siebie zrodzona,
tworzy świat i historię, przeobrażając się sama przez się.
Bóg filozofii spirytualistycznej jest po prostu mechanikiem, który dla rozrywki konstruuje
wszechświat i sam kieruje jego ruchami, stwarza człowieka i rządzi jego losami zgodnie z planem znanym
tylko jemu samemu; historiozofowie nie spostrzegli jednak, że ten Bóg przedwieczny nie jest stwórcą
człowieka, lecz jego tworem, że człowiek, w miarę jak sam się rozwija, przekształca go i urabia według
nowych wzorów; że nie rządzi on wydarzeniami historycznymi, lecz jest ich igraszką.
Pierwsi chrześcijanie wierzyli równie mocno w bogów pogańskich i ich cuda, jak w Jezusa i jego cuda. Tertulian w swoim
Apologetyku i święty Augustyn w dziele O państwie bożym piszą jako o niewątpliwych faktach, że Eskulap wskrzeszał
zmarłych (przytaczają nawet ich imiona), że pewna westalka przyniosła wodę z Tybru w przetaku, a inna znów przyholowała
statek swym paskiem itp.
3
-5© Studenckie Koło Filozofii Marksistowskiej (UW)
www.skfm-uw.w.pl
Paul Lafargue – Metoda historyczna Karola Marksa (1903 rok)
Filozofia idealistów, na pozór mniej dziecinna niż filozofia deistów, jest nieszczęśliwym
zastosowaniem do historii dedukcyjnych metod nauk abstrakcyjnych, w których wnioski, logicznie
powiązane, wypływają z pewnych niemożliwych do udowodnienia aksjomatów, narzucających się jako
oczywiste. Dziwne, że u matematyków nie budzi niepokoju sposób, w jaki się one do ludzkich głów
wśliznęły. Idealiści nie raczą się interesować źródłem swoich idei, nie wiadomo skąd się zjawiających.
Ograniczają się do stwierdzenia, że istnieją one same przez się, że dają się udoskonalać, a w miarę
udoskonalania wywołują zmiany w ludziach i zjawiskach społecznych podległych ich kontroli; filozofowie
muszą więc tylko znać przebieg ewolucji idei, aby móc opanować prawa historii; podobnie Pitagoras sądził,
że poznanie właściwości liczb dałoby znajomość właściwości ciał.
Ale fakt, że aksjomaty matematyczne nie dadzą się rozumowo udowodnić, nie oznacza bynajmniej,
że nie dadzą się też udowodnić właściwości ciał, jak kształt, barwa, ciężar czy ciepłota, które poznajemy
tylko przez doświadczenie i których idea istnieje w ludzkim umyśle tylko dzięki temu, że człowiek zetknął
się tu z przyrodą. Jest doprawdy równą niemożliwością udowodnić rozumowo, że dane ciało jest kanciaste,
kolorowe, ciężkie czy ciepłe, jak udowodnić, że część jest mniejsza od całości, że 2 + 2 = 4 itp.; można
tylko stwierdzić ten fakt doświadczalnie i wyciągnąć zeń logiczne wnioski4.
Idee postępu, sprawiedliwości, wolności, ojczyzny itp., zarówno jak aksjomaty matematyczne, nie
istnieją same przez się, poza dziedziną doświadczalną; nie wyprzedzają doświadczenia, lecz następują po
nim; nie rodzą wydarzeń historycznych, lecz są konsekwencjami zjawisk społecznych, które w toku swego
rozwoju stwarzają je, przekształcają lub unicestwiają; pojęcia stają się aktywnymi siłami wtedy tylko, gdy
pochodzą bezpośrednio ze środowiska społecznego. Jednym z zadań historii, zaniedbanym przez filozofów,
jest odkrycie przyczyn społecznych, które powodują narodziny tych idei i które dają im moc oddziaływania
na umysły ludzi danej epoki.
*
Bossuet i filozofowie-deiści, nadając Bogu godność świadomego kierownika ruchów historycznych,
w gruncie rzeczy przystosowali się tylko do powszechnie panującego poglądu na temat roli dziejowej
Leibniz na próżno starał się dowieść, że 2 i 2 jest 4; jego dowodzenie jest, zdaniem matematyków, po prostu sprawdzaniem.
Zamiast przyjąć, że aksjomaty geometryczne są faktami doświadczalnymi, jak tego dowodzi Freycinet w swoim wybitnym
studium De l'expérience en géométrie, Kant utrzymuje, że zostały one odkryte dzięki szczęśliwej kombinacji intuicji z refleksją;
Poincaré, który w tym wypadku reprezentuje pogląd wielu matematyków, twierdzi w Nauce i hipotezie, że aksjomaty są
konwencjami. „W wyborze naszym między wszystkimi możliwymi umowami kierujemy się faktami doświadczalnymi;
pozostaje on wszakże wolny i ogranicza go jedynie warunek unikania wszelkich sprzeczności” (Nauka i hipoteza, przekład: M.
H. Horwitz, Warszawa 1908, s. 46) we wnioskach wyciągniętych z konwencji stanowiącej punkt wyjścia. Uważa on, podobnie
jak Kant, że wnioski te nie wymagają doświadczalnego potwierdzenia. Tak więc nic nie stoi na przeszkodzie, by matematykchrześcijanin, biorący na serio tajemnicę Trójcy, uznał, że jeden plus jeden równa się jeden, i wywiódł stąd nową arytmetykę,
równie logiczną, jak geometrie nieeuklidesowe Łobaczewskiego czy Riemanna, z których jedna twierdzi, że przez jeden punkt
można przeprowadzić nieskończoną ilość równoległych do danej prostej, druga zaś – że nie można przeprowadzić ani jednej.
Geometrie nieeuklidesowe, których wszystkie wnioski wiążą się ze sobą i są wyprowadzane według ścisłych reguł i które
przeciwstawiają swoje twierdzenia twierdzeniom geometrii Euklidesa, od dwóch tysięcy lat uznawanym za prawdy absolutne,
są wspaniałym przejawem logiki ludzkiego umysłu. Ale z tego też tytułu społeczeństwo kapitalistyczne, które jest „żywą”
rzeczywistością, a nie tylko konstrukcją ideologiczną, może służyć również za dowód potęgi tej logiki. Podział jego członków
na wrogie klasy; niemiłosierny wyzysk pracowników najemnych, którzy ubożeją w miarę wzrostu wytwarzanych przez siebie
bogactw; kryzysy nadprodukcji, powodujące głód zamiast dobrobytu; próżniacy karmieni pochlebstwami i opływający we
wszystko, podczas gdy wytwórcy żyją w pogardzie i nędzy; moralność, religia, filozofia i nauka uświęcające nieład społeczny;
system powszechnego głosowania, oddający władzę polityczną w ręce burżuazyjnej mniejszości – wreszcie cała struktura
materialna i ideologiczna cywilizacji, jest wyzwaniem rzuconym rozumowi ludzkiemu, a przecież wszystko w niej wiąże się z
bezbłędną logiką, wszystkie niesprawiedliwości wypływają z matematyczną ścisłością z prawa własności, które pozwala
kapitaliście kraść wartość dodatkową, wytworzoną przez pracowników najemnych.
Logika jest jedną z podstawowych właściwości umysłu ludzkiego; bez względu na to, czy punkt wyjścia jest prawdziwy, czy
fałszywy, sprawiedliwy czy krzywdzący, człowiek buduje gmach ideologiczny lub materialny, którego wszystkie części pasują
do siebie. Społeczne i umysłowe dzieje ludzkości obfitują w przykłady żelaznej logiki, którą niestety ludzkość zwraca często
przeciwko sobie samej.
4
-6© Studenckie Koło Filozofii Marksistowskiej (UW)
www.skfm-uw.w.pl
Paul Lafargue – Metoda historyczna Karola Marksa (1903 rok)
bóstwa; idealiści, którzy zastąpili Boga ideami-siłami, zużytkowali po prostu w tłumaczeniu historii
pospolity pogląd mieszczański. Każdy burżuj głosi, że jego prywatne i publiczne uczynki inspirowane są
przez postęp, sprawiedliwość, ojczyznę, ludzkość itp. Aby się o tym przekonać, wystarczy przejrzeć
reklamy przemysłowców i kupców, prospekty finansowe i programy wyborcze polityków.
Postęp i ewolucja to pojęcia pochodzenia nowoczesnego; jest to przeniesione do historii pojęcie
d o s k o n a l e n i a s i ę l u d z k o ś c i , które wprowadził w modę wiek XVIII. Mieszczaństwo z natury
rzeczy musiało uważać swoje dojście do władzy za olbrzymi postęp społeczny, podczas gdy arystokracja
widziała w nim katastrofalny regres. Ponieważ rewolucja francuska nastąpiła w przeszło sto lat po
angielskiej, a zatem w warunkach znacznie większej dojrzałości, zastąpiła szlachtę burżuazją tak nagle i tak
całkowicie, że z tą chwilą idea postępu zakorzeniła się w opinii publicznej Europy. Burżuazja europejska
uznała się za rzecznika postępu. W dobrej wierze twierdziła, że jej zwyczaje i obyczaje, jej cnoty, jej
moralność prywatna i publiczna, jej organizacja społeczna i rodzinna, jej przemysł i handel – są postępem w
stosunku do wszystkiego, co istniało przedtem. Przeszłość była ignorancją, barbarzyństwem,
niesprawiedliwością i głupotą. „Nareszcie i po raz pierwszy – woła Hegel – rozum miał rządzić światem”.
Mieszczanie z roku 1793 ubóstwili rozum; już dawniej, w początkach mieszczańskiego okresu w świecie
starożytnym, Platon głosił wyższość rozumu nad koniecznością (Timaios), a Sokrates zarzucał
Anaksagorasowi, że w swojej kosmogonii tłumaczy wszystko przyczynami materialnymi, nie robiąc
żadnego użytku z rozumu, po którym można przecież wiele się spodziewać (Fedon). Władza społeczna
mieszczaństwa równoznaczna jest z panowaniem rozumu.
Ale żadne wydarzenie historyczne, nawet tak doniosłe, jak zdobycie władzy przez burżuazję, nie
stanowi samo przez się dowodu postępu. Deiści uczynili Boga jedynym twórcą historii; idealiści, nie chcąc
dopuścić, by powiedziano, że postęp zachowywał się w przeszłości jak idea-próżniaczka, dokonali
odkrycia, że w średniowieczu przygotowywał on przyszły triumf klasy burżuazyjnej, organizując ją,
zaszczepiając jej kulturę umysłową i wzbogacając ją, a jednocześnie wyniszczał ofensywne i defensywne
siły arystokracji i rozwalał, kamień po kamieniu, twierdzę Kościoła. Idea ewolucji miała więc przyjść w
sposób naturalny w ślad za ideą postępu.
Ale w opinii burżuazji ewolucją postępową jest tylko ta, która przygotowuje jej triumf; że zaś
historycy zdołali natrafić na ślady jej organicznego rozwoju tylko w ostatnich dziesięciu stuleciach, gubią
swoją nić Ariadny z chwilą, kiedy próbują się zapuścić w labirynt dziejów dawniejszych; poprzestają więc
na powtarzaniu faktów, nie siląc się na łączenie ich w postępujące serie. Ponieważ punktem docelowym
ewolucji postępowej jest ugruntowanie się dyktatury społecznej burżuazji, z chwilą osiągnięcia tego celu
postęp powinien się zatrzymać. I rzeczywiście, burżuazja głosząc, że jej dojście do władzy jest postępem
społecznym, jedynym prawdziwym na przestrzeni dziejów, zapewnia, że gdyby została wyparta przez
proletariat, byłby to powrót do barbarzyństwa, „do niewolnictwa”, jak mówi Herbert Spencer. Pokonana
arystokracja nie inaczej pojmowała swoją klęskę. Wiara w zatrzymanie się postępu, w masach
mieszczańskich instynktowna i nieświadoma, objawia się jako świadoma i wyrozumowana u burżuazyjnych
myślicieli. Hegel i Comte, że wymienimy tylko dwóch najsłynniejszych, twierdzą stanowczo, że ich system
filozoficzny zamyka serię, że stanowi uwieńczenie i zakończenie postępowej ewolucji myśli. A zatem
filozofia oraz instytucje społeczne i polityczne idą z postępem tylko dopóty, dopóki nie osiągną formy
burżuazyjnej, i na tym postęp się kończy.
Burżuazja i jej czołowi intelektualiści, którzy zakreślają postępowi nieprzekraczalne granice, robią
coś jeszcze lepszego: wyłączają spod jego wpływu organizmy społeczne pierwszorzędnej wagi.
Ekonomiści, historycy i moraliści, chcąc dowieść w sposób nieodparty, iż patriarchalna forma rodziny i
indywidualna forma własności nigdy się nie zmienią, zapewniają, że istniały one zawsze. I wygłaszają te
lekkomyślne twierdzenia w momencie, kiedy prowadzone od pół wieku z górą badania wydobywają na jaw
pierwotne formy rodziny i własności. Ci uczeni burżuje nie znają ich, a w każdym razie rozumują tak, jakby
ich nie znali.
Idee postępu i ewolucji cieszyły się nadzwyczajnym powodzeniem w ciągu pierwszych lat XIX
wieku, kiedy burżuazja była jeszcze upojona swoim zwycięstwem politycznym i wspaniałym rozwojem
-7© Studenckie Koło Filozofii Marksistowskiej (UW)
www.skfm-uw.w.pl
Paul Lafargue – Metoda historyczna Karola Marksa (1903 rok)
swoich ekonomicznych bogactw; filozofowie, historycy, moraliści, politycy, powieściopisarce i poeci
przyrządzali swoje pisma i mowy w sosie „postępującego postępu”, z którego drwił Fourier, i chyba tylko
on jeden. Ale mniej więcej w połowie stulecia zmuszeni byli powściągnąć swój nadmierny entuzjazm;
pojawienie się proletariatu na arenie politycznej Anglii i Francji zasiało w umyśle burżuazji niepokój o
wieczną trwałość jej społecznej przewagi; „postęp postępujący” utracił cały swój urok. Pojęcia postępu i
ewolucji zniknęłyby całkowicie z frazeologii burżuazyjnej, gdyby ludzie nauki, którzy jeszcze pod koniec
XVIII wieku przyswoili sobie ideę ewolucji, nie posłużyli się nią do wyjaśnienia kształtowania się światów
i organizmów roślinnych i zwierzęcych; nadali oni tym pojęciom taki walor naukowy i taką popularność, że
niepodobna już było ich utrącić.
Ale skonstatowanie stopniowego rozwoju burżuazji w ciągu iluś tam stuleci wcale tego ruchu
dziejowego nie wyjaśnia, podobnie jak wykreślenie krzywej, jaką zatacza kamień rzucony w powietrze, nic
nie mówi o przyczynach jego spadania. Historiozofowie przypisują tę ewolucję nieustającemu działaniu
„idei-sił”, w pierwszym rzędzie sprawiedliwości, jako najsilniejszej ze wszystkich, jako tej, która, zdaniem
pewnego filozofa, nastawionego równie idealistycznie, jak akademicko, „jest zawsze obecna, mimo że tylko
stopniowo przenika do myśli ludzkiej i do faktów społecznych”. Burżuazyjne społeczeństwo i myśl
burżuazyjna są więc ostatnimi i najwyższymi przejawami sprawiedliwości immanentnej i tylko po to, by te
piękne wyniki osiągnąć, tyle się ta dostojna pani napracowała w podziemiach historii.
Zajrzyjmy do kartoteki sądowej wyżej wymienionej Pani Sprawiedliwości, aby zasięgnąć informacji
o jej charakterze i obyczajach.
Klasa panująca uważa zawsze, że to, co służy jej interesom ekonomicznym i politycznym, jest
sprawiedliwe, a to, co im szkodzi – niesprawiedliwe. Sprawiedliwości staje się w jej pojęciu zadość, jeśli jej
interesy zostają zaspokojone. Interes burżuazji jest więc przewodnikiem burżuazyjnej sprawiedliwości,
podobnie jak interes arystokracji przewodził sprawiedliwości feudalnej. Toteż, z nieświadomą ironią,
zwykło się symbolicznie przedstawiać sprawiedliwość z przepaską na oczach, jak gdyby po to, by nie
oglądała małostkowych i brudnych interesów, które swą tarczą osłania.
Ustrój feudalny i korporacyjny, szkodzący interesom mieszczaństwa, był, według niego, tak
niesprawiedliwy, że sprawiedliwość immanentna postanowiła go zniszczyć. Historycy mieszczańscy
mówią, że nie mogła ona tolerować rabunków dokonywanych z bronią w ręku przez baronów feudalnych,
którzy nie znali innych sposobów powiększania swoich posiadłości i napełniania swoich kies. Co nie
przeszkadza, że uczciwa sprawiedliwość immanentna popiera rabunki z bronią w ręku, do jakich
usposobieni pokojowo burżuje, nie narażając własnej skóry, zmuszają przebranych za żołnierzy
proletariuszy w barbarzyńskich krajach Starego i Nowego Świata. Nie znaczy to, żeby ten rodzaj rabunku
podobał się cnotliwej Pani Sprawiedliwości; aprobuje ona uroczyście, z wszelkimi sankcjami prawnymi,
tylko rabunek ekonomiczny, który bez jaskrawych gwałtów stale uprawia burżuazja, okradając
pracowników najemnych. Rabunek ekonomiczny tak doskonale odpowiada charakterowi i temperamentowi
sprawiedliwości, że przyjmuje ona funkcję psa łańcuchowego, strzegącego bogactw burżuazji, płynących z
nieprzeliczonych legalnych kradzieży.
Sprawiedliwość, która – zdaniem filozofów – dokonała w przeszłości cudów, która panuje w
społeczeństwie burżuazyjnym i prowadzi człowieka ku przyszłości spokojnej i szczęśliwej, jest płodną
rodzicielką krzywd społecznych. Ona to dała właścicielom niewolników prawo posiadania człowieka na
własność, niczym zwierzę domowe. I ona również daje kapitaliście prawo do wykorzystywania
proletariackich dzieci, kobiet i mężczyzn gorzej niż pociągowe zwierzęta. To sprawiedliwość pozwalała
właścicielowi niewolników okrutnie ich karać, ona sprawiała, że chłoszcząc ich nie czuł litości; to ona
wreszcie upoważnia kapitalistę do przywłaszczania sobie wartości dodatkowej, wytworzonej przez pracę
najemną, i ona uspokaja jego sumienie, kiedy wypłaca głodowe wynagrodzenie za pracę, która przysparza
mu bogactw. „Korzystam z mego prawa” – mówił właściciel niewolnika wymierzając mu chłostę.
„Korzystam z mego prawa” – mówi kapitalista, okradając najemnika z owoców jego pracy.
Burżuazja, sprowadzająca wszystko do siebie, określiła swój ustrój społeczny i swój sposób
traktowania istot ludzkich jako „cywilizację” i „humanitaryzm”. Oczywiście po to tylko, by nieść
-8© Studenckie Koło Filozofii Marksistowskiej (UW)
www.skfm-uw.w.pl
Paul Lafargue – Metoda historyczna Karola Marksa (1903 rok)
cywilizację ludom barbarzyńskim, by je wydobyć z ich ordynarnej niemoralności, by poprawić ich nędzne
warunki bytu – podejmuje się wyprawy kolonialne, a burżuazyjna „cywilizacja” i burżuazyjny
„humanitaryzm” objawiają się w ten sposób, że ogłupia się katechizmem, zatruwa alkoholem, grabi i tępi
ludność tubylczą. Ale uczynilibyśmy krzywdę burżuazji sądząc, że faworyzuje ona specjalnie
barbarzyńców, że nie świadczy dobrodziejstw swej cywilizacji i swego humanitaryzmu klasom robotniczym
narodów, nad którymi panuje. Jej cywilizacja i jej humanitaryzm mierzą się masą mężczyzn, kobiet i dzieci
wyzutych z wszelkich dóbr, skazanych na ciężką pracę dniem i nocą, na okresowe bezrobocie, na
alkoholizm, gruźlicę, rachityzm; mierzą się wciąż rosnącą liczbą przestępstw i zbrodni; mnogością domów
dla obłąkanych; wreszcie rozwojem i udoskonaleniem systemu penitencjarnego.
Nigdy klasa panująca nie powoływała się tak głośno na ideał, bo też nigdy żadna klasa panująca nie
potrzebowała tak bardzo maskowania swoich postępków idealistyczną paplaniną. Ta ideologiczna
szarlataneria jest najpewniejszym, najskuteczniejszym środkiem jej politycznych i ekonomicznych oszustw.
Uderzająca sprzeczność między słowami a czynami nie przeszkodziła historykom i filozofom
uznawać idei i wiecznych zasad za siły napędowe historii opanowanych przez burżuazję narodów. Ich
gigantyczny błąd, przekraczający dopuszczalne – nawet u intelektualistów – granice, jest nieodpartym
dowodem działania wywieranego przez idee, a także sprytu, z jakim burżuazja umiała kultywować i
eksploatować tę siłę, aby wycisnąć z niej dochód. Finansiści faszerują swe prospekty hasłami
patriotycznymi, ideami cywilizacyjnymi, uczuciami humanitarnymi, zachęcając do „murowanych” lokat
przynoszących 6%; są to niezawodne przynęty, na które łowi się pieniądze naiwnych. Lessepsowi tylko
dlatego udało się zrealizować najwspanialszą „panamę” stulecia i zawładnąć oszczędnościami 800 tysięcy
szarych ludzi, że ów „wielki Francuz” obiecywał dodać blasku aureoli ojczyzny, rozszerzyć krąg cywilizacji
– no i wzbogacić subskrybentów.
Idee i wieczne zasady wywierają tak nieodparty urok, że niepodobna już znaleźć reklamy
finansowej, przemysłowej czy handlowej, anonsu nowego napoju wyskokowego, czy leku, które nie byłyby
nimi naszpikowane; zarówno zdrady polityczne, jak szwindle gospodarcze wznoszą wysoko sztandary idei i
zasad5.
Vandervelde i inni towarzysze gorszą się nieumiarkowanym i bez szacunku sposobem, w jaki ukazuję w prawdziwym świetle
idee i wieczne zasady. Traktować sprawiedliwość, wolność, ojczyznę niby metafizyczne i etyczne prostytutki „kręcące się”
wśród wszystkich mów akademickich i parlamentarnych, programów wyborczych i reklam handlowych – cóż za profanacja!
Gdyby ci towarzysze żyli w czasach encyklopedystów, rzucaliby gromy na Diderotów i Wolterów, którzy „chwytali za
kołnierz” arystokratyczną ideologię i ciągnęli ją przed sąd swego rozumu, którzy drwili z uświęconych prawd chrześcijańskich,
z Dziewicy Orleańskiej, z błękitnej krwi i honoru szlacheckiego, z władzy, prawa boskiego i innych nieśmiertelnych rzeczy;
spaliliby na stosie Don Kichota, gdyż to niezrównane dzieło literatury romantycznej bez litości ośmiesza cnoty rycerskie,
wynoszone pod niebiosy w poematach i powieściach pisanych na użytek arystokratów.
Belfort Bax ma mi za złe pogardę, z jaką traktuję sprawiedliwość, wolność i inne pojęcia metafizyki posiadaczy; twierdzi, że są
to koncepcje tak uniwersalne i tak niezastąpione, że nawet krytykując ich burżuazyjne karykatury, posługuję się pewnym
ideałem sprawiedliwości i wolności. Zapewne! Nie mogę przecież uciec przed moim środowiskiem społecznym, podobnie jak
nie udaje się to największym spirytualistom spośród filozofów; trzeba się poddać jego powszechnie przyjętym ideom; każdy je
sobie przykrawa na swoją miarę i przyjmuje swoje indywidualne poglądy za kryteria cudzych poglądów i postępków. Ale jeśli
te pojęcia są nieodzowne w środowisku społecznym, w którym powstały, nie wynika stąd, żeby, jak aksjomaty matematyczne,
były też niezastąpione w innych środowiskach, jak o tym sądził Sokrates, dowodząc – w Protagorasie, o ile się nie mylę – że
istnienie sprawiedliwości jest konieczne. Mówi on tam, że nawet rozbójnicy w swoich wzajemnych stosunkach zwykli się nią
kierować. I właśnie dlatego, że społeczeństwa oparte na własności prywatnej, bądź rodzinnej, bądź indywidualnej, są
społeczeństwami rozbójników, w których klasy panujące ograbiają inne narody i okradają z owoców ich pracy klasy podrzędne
– niewolników czy najemników – sprawiedliwość i wolność stanowią ich „wieczne zasady”. Filozofowie głoszą, że te pojęcia
są uniwersalne i konieczne, gdyż znają oni tylko społeczeństwa oparte na własności prywatnej i nie potrafią sobie wyobrazić,
aby mogły opierać się na innych podstawach.
Ale socjalista, który wie, że kapitalistyczny sposób produkcji prowadzi nas nieuchronnie ku społeczeństwu opartemu na
wspólnej własności, nie wątpi, że te uniwersalne i konieczne koncepcje ulotnią się z umysłów ludzkich razem z „twoim” i
„moim”, z wyzyskiem człowieka, właściwym społeczeństwom opartym na własności prywatnej – społeczeństwom, w których
się te koncepcje zrodziły. Wiara ta nie płynie z jakichś sentymentalnych rojeń, lecz z obserwacji faktów nie podlegających
dyskusji. Jest rzeczą dowiedzioną, że dzicy i barbarzyńscy komuniści prehistoryczni nic a nic o tych „wiecznych zasadach” nie
wiedzieli; uczony znawca prawa, Sumner Maine, nie znalazł też ich śladu we wspólnotach wiejskich Indii współczesnych,
5
-9© Studenckie Koło Filozofii Marksistowskiej (UW)
www.skfm-uw.w.pl
Paul Lafargue – Metoda historyczna Karola Marksa (1903 rok)
Historiozofia idealistów nie mogła być niczym innym niż wielką dysputą, równie bezsensowną, jako
ciężkostrawną, gdyż filozofowie ci nie dostrzegli wcale, że burżuazja wymachuje wiecznymi zasadami po
to tylko, by maskować nimi egoistyczne pobudki swych czynów; nigdy też nie zdali sobie sprawy z
szarlatańskiego charakteru ideologii burżuazyjnej. Ale te żałosne niepowodzenia filozofii idealistycznej nie
dowodzą bynajmniej, że niemożliwe jest dotrzeć do przyczyn determinujących organizację i rozwój
społeczeństw ludzkich, podobnie jak chemicy odkryli prawa regulujące łączenia się molekuł w ciała
złożone.
„Ś w i a t s p o ł e c z n y – powiada Vico, ojciec filozofii historii – b e z w a r u n k o w o
u r o b i o n y z o s t a ł p r z e z l u d z i : jest tedy możliwe, a nawet konieczne, znaleźć odpowiednie
zasady w ł o n i e p r z e m i a n n a s z e g o w ł a s n e g o u m y s ł u l u d z k i e g o . Ktokolwiek
rozmyślałby nad tym przedmiotem, dziwić się musi, że wszyscy filozofowie poważnie przykładali się do
badań nad tym światem przyrody, o którym, ile że stworzył go Bóg, on jeden wiedzę posiadać może;
pomijali zaś całkowicie rozmyślanie o tym świecie narodów, czyli o świecie cywilnym (społecznym), który,
ile że go ludzie stworzyli, śledzić może wiedza ludzka”6.
III
PRAWA HISTORYCZNE VICA
Vico, którego historiozofowie wcale nie czytają, mimo że do każdej swojej książki lubią wstawiać
jego corsi i ricorsi oraz dwie czy trzy inne sentencje – równie fałszywie interpretowane, jak często
przytaczane – sformułował w swojej Nowej nauce podstawowe prawa historii.
Zakłada on – uznając to założenie za jedno z powszechnych praw rządzących rozwojem
społeczeństwa – że wszystkie narody, bez względu na pochodzenie etniczne i miejsce zamieszkania na
ziemi, kroczą tymi samymi drogami dziejowymi; a zatem historia każdego narodu jest powtórzeniem
historii innego narodu, który osiągnął wyższy stopień rozwoju.
„Istnieje – mówi Vico – idealna historia wieczna, poprzez którą płyną w czasie historie wszystkich
narodów; wszędzie od okresu dzikości i okrucieństwa ludzie przechodzą do stanu złagodzenia obyczajów”;
a raczej – wedle określenia Vica – do oswojenia się, ad addomesticarsi7.
Morgan, który przypuszczalnie Vica nie znał, doszedł do koncepcji tego samego prawa i
sformułował je w sposób bardziej pozytywny i kompletny. Jednolitość dziejową rozmaitych narodów, którą
neapolitański filozof przypisywał temu, że rozwijają się one według z góry ustanowionego planu,
amerykański antropolog tłumaczy dwiema przyczynami: intelektualnym podobieństwem ludzi oraz
podobieństwem, niemal identycznością przeszkód, jakie musieli oni przezwyciężyć w rozwoju społecznym.
których mieszkańcy kultywują, jako normy postępowania, dawne tradycje i obyczaje.
Pojęcia „uniwersalne” i „nieodzowne”, którymi członkowie społeczeństw opartych na własności prywatnej posługują się przy
organizowaniu swego życia kulturalnego i politycznego, nie będą już wcale konieczne do regulowania stosunków między
członkami przyszłego społeczeństwa, opartego na wspólnej własności. Historia zbierze je i przechowa w muzeum martwych
idei.
6
Jan Baptysta Vico, Nowa nauka (przeł. Antoni Lange), Warszawa 1916, ks. I, cz. III, s. 194.
7
Tamże, ks. II, § 5, s. 257. Czasownik civilizzare nie istniał jeszcze chyba w języku włoskim za czasów Vica; we Francji
dopiero w XVIII wieku zaczęto się posługiwać słowem civiliser na oznaczenie drogi postępu, jaką kroczą narody. Pojęcie to
było jeszcze tak dalece nowe, że w słowniku Akademii Francuskiej wyraz „cywilizacja” pojawił się dopiero w wydaniu z roku
1835. Fourier używał go wyłącznie na oznaczenie okresu nowoczesnej burżuazji.
Nauki przyrodnicze mają także swoją „wieczystą historię idealną”. Ciekawą jest rzeczą obserwowanie tego paralelizmu myśli
w filozofii przyrody i filozofii historii. Arystoteles i deiści zakładają istnienie z góry ustalonego planu, wedle którego Bóg
stwarza gatunki zwierząt, a który człowiek odkryć może drogą badania morfologii porównawczej; „przemyślą wówczas na
nowo myśl boską”. Filozofowie-materialiści, zastępując Boga Naturą, przypisują jej pewnego rodzaju plan nieświadomy, a
raczej model, pewien typ niematerialny i nieosiągalny, podług którego realizują się formy rzeczywiste; dla jednych jest on
prototypem, formą pierwotną, której istoty realne są stopniowym udoskonaleniem, dla drugich – archetypem, a istoty realne
jego rozmaitymi i niedoskonałymi powtórzeniami.
- 10 © Studenckie Koło Filozofii Marksistowskiej (UW)
www.skfm-uw.w.pl
Paul Lafargue – Metoda historyczna Karola Marksa (1903 rok)
W podobieństwo intelektualne wierzył również Vico. „Istnieć musi – powiada on – w naturze rzeczy
ludzkich pewien język umysłowy, wspólny wszystkim narodom, który jednolicie rozumie substancję rzeczy
czynnych... w ludzkim życiu społecznym i który ulega tylu rozmaitym odmianom, ile postaci mogą
przybrać rzeczy. Tak na przykład widzimy tę prawdę w przysłowiach, które są po największej części
mądrością ludową, że w swej treści istotnej brzmią zupełnie tak samo u wszystkich narodów starożytnych i
nowożytnych, jakkolwiek różne zewnętrznie, pod wpływem różnych modyfikacji” (Nowa nauka, cyt. wyd.,
ks. I, cz. II, XXII, s. 143)8.
„Umysł ludzki – pisał Morgan – właściwie ten sam u wszystkich indywiduów, we wszystkich
plemionach i narodach ludzkości, będąc ograniczony w zakresie swych władz, pracuje i musi pracować w
szczupłych granicach rozmaitości. Wyniki tych usiłowań zdobyte na oddalonych od siebie obszarach
przestrzeni, w niezmiernie odległych przedziałach czasu, ujawniają się w logicznie powiązanym łańcuchu
wspólnego doświadczenia... Podobnie do idących po sobie pokładów geologicznych można uszeregować
plemiona ludzkości, według ich odnośnych stanów, w kolejne nawarstwienia. W takim ustawieniu
przedstawiają one z niejakim stopniem pewności cały przebieg postępu ludzkiego od dzikości aż do
cywilizacji”, gdyż „bieg doświadczeń ludzkich postępował niemal jednakowymi drogami”9. Marks, który
badał bieg „doświadczeń” ekonomicznych, potwierdza myśl Morgana. „Kraj bardziej rozwinięty pod
względem przemysłowym – mówi w przedmowie do Kapitału – wskazuje mniej rozwiniętemu tylko obraz
jego własnej przyszłości”10.
A zatem „wieczysta historia idealna”, którą, według Vica, przebywają w swoim czasie wszystkie
narody ludzkości, nie jest planem dziejowym ustanowionym z góry przez mądrość boską, lecz planem
dziejowym postępu ludzkiego pojętym przez historyka, który – po zbadaniu etapów przebytych przez
poszczególne ludy – porównuje je między sobą i zestawia w kolejne serie zależnie od stopnia złożoności.
Nieprzerwanie prowadzone w ciągu ostatniego stulecia badania porównawcze dzikich plemion, a
także narodów starożytnych i nowożytnych, dowiodły całkowitej słuszności prawa Vica; badania te
wykazały, że wszyscy ludzie, bez względu na pochodzenie etniczne i miejsce zamieszkania, przechodzili w
swym rozwoju przez te same formy rodziny, własności i produkcji, jak również przez te same instytucje
społeczne i polityczne. Antropolodzy duńscy pierwsi to stwierdzili; oni też wprowadzili podział prehistorii
na kolejne epoki – kamienia, brązu i żelaza, w zależności od surowców służących do wyrobu narzędzi, a
więc od sposobu produkcji. Historie powszechne poszczególnych narodów – czy to przynależnych do białej,
czy do czarnej, żółtej lub czerwonej rasy, zamieszkujących bądź strefę umiarkowaną, bądź równikową czy
krainy podbiegunowe – różnią się od siebie jedynie etapem idealnej historii Vica lub warstwą historyczną
Morgana, czy też szczeblem drabiny ekonomicznej Marksa, jaki dany naród osiągnął; tak oto naród
najbardziej rozwinięty ukazuje mniej zaawansowanym obraz ich własnej przyszłości.
Wytwory rozumu nie wymykają się również prawu Vica. Filozofowie i gramatycy stwierdzili, że
przy tworzeniu słów i języków ludzie wszelkich ras postępowali według tych samych prawideł. Badacze
Arystoteles również przypisywał przysłowiom duże znaczenie; u wielu pisarzy znajdują się wzmianki o zbiorze maksym
ludowych, który Arystoteles ułożył i który zaginął. Synezjusz wspomina o nim w swojej Pochwale łysiny: „Arystoteles uważa
przysłowia za okruchy filozofii z minionych czasów, którą pochłonęły rewolucje, przez jakie ludzie przeszli; pikantna
zwięzłość ocaliła je od zagłady. Przysłowiom tedy i myślom przez nie wyrażonym należy się ten sam szacunek, co starożytnej
filozofii, z której się one wywodzą i której szlachetne piętno zachowały, albowiem w minionych wiekach lepiej umiano
uchwycić prawdę niż dzisiaj”. Biskup chrześcijański, wykarmiony na dziełach pogańskich pisarzy, powtarza tu panującą w
starożytności opinię, że człowiek raczej się degeneruje, niż doskonali. Myśl tę, zawartą w mitologii greckiej i powracającą w
wielu ustępach Iliady, podzielali również kapłani egipscy, którzy w ślad za Herodotem dzielili czasy minione na trzy okresy:
wiek bogów, wiek bohaterów i wiek ludzi.
Człowiek, odkąd wyszedł z komunizmu pierwotnej gens, wierzył zawsze, że ulega stopniowej degeneracji i że szczęście, raj
ziemski, wiek złoty, należy do niepowrotnej przeszłości. Idea doskonalenia się ludzkości, idea postępu społecznego
ukształtowała się w XVIII wieku, kiedy zbliżał się czas objęcia władzy przez burżuazję. Ale burżuazja, podobnie jak
chrystianizm, wyrugowała szczęście, przenosząc je do nieba.
Socjalizm utopijny ściągnął je znowu na ziemię. „Raj nie jest za nami, lecz przed nami” – mawiał Saint-Simon.
9
Lewis H. Morgan, Społeczeństwo pierwotne, Warszawa 1887, ss. 278, 545-546 i 606. Przekład: L. Krzywicki.
10
Marks, Kapitał, t. I, Warszawa 1951, s. 4.
8
- 11 © Studenckie Koło Filozofii Marksistowskiej (UW)
www.skfm-uw.w.pl
Paul Lafargue – Metoda historyczna Karola Marksa (1903 rok)
folkloru odnaleźli te same baśnie u ludów dzikich, co u ludów cywilizowanych; Vico zaobserwował u nich
tożsamość przysłów. Wielu badaczy folkloru, zamiast uznać zbliżone między sobą baśnie za utwory
poszczególnych ludów, które je przechowują jedynie w tradycji ustnej, sądzi, że baśnie te zrodziły się w
jakimś jednym ośrodku i stamtąd rozeszły się po całej ziemi – teza nie do przyjęcia, sprzeczna z tym
wszystkim, co daje się zaobserwować w rozwoju instytucji społecznych i wszelkich wytworów zarówno
intelektualnych, jak materialnych.
Dzieje pojęcia duszy oraz idei, którym pojęcie to dało początek, to jeden z najciekawszych
przykładów zadziwiającej jednolitości rozwoju myśli. Pojęcie duszy, spotykane już u dzikusów na bardzo
niskim szczeblu rozwoju, jest jednym z najpierwszych ich wynalazków intelektualnych. Z chwilą kiedy
wymyślono duszę, trzeba było znaleźć dla niej siedzibę pod ziemią lub w niebie i umieszczać ją tam po
śmierci, by jej uniemożliwić bezdomne błąkanie się i dręczenie żyjących. Idea duszy, bardzo żywotna u
ludów dzikich i barbarzyńskich, zrodziła z kolei ideę Wielkiego Ducha i Boga i znikła u ludów, które
osiągnęły wyższy stopień rozwoju, aby odrodzić się ze świeżym zasobem sił na nowym etapie ewolucji.
Historycy, którzy zaobserwowali zanik idei duszy u historycznych narodów basenu Morza Śródziemnego,
jakkolwiek idea ta istniała u nich w poprzednim okresie dzikości, stwierdzają jej odrodzenie parę stuleci
przed erą chrześcijańską i jej trwanie aż do naszych czasów. Historycy ci poprzestają na zanotowaniu tych
niezwykłych zjawisk – zaniku i ponownego pojawienia się idei tak podstawowej – nie przywiązując do nich
większej wagi i nawet nie próbując szukać ich wytłumaczenia; nie mogliby go zresztą znaleźć w zasięgu
swoich badań; wytłumaczenie to można znaleźć jedynie przy zastosowaniu metody historycznej Marksa,
czyli szukając go w przekształceniach świata ekonomicznego.
Uczeni, którzy wydobyli na światło dzienne pierwotne formy rodziny, własności i instytucji
politycznych, byli zbyt zaabsorbowani swoimi pracami badawczymi, aby znaleźć czas na szukanie przyczyn
ich kolejnych przemian; stworzyli oni historię wyłącznie opisową, a wiedza o świecie społecznym musi być
nie tylko opisowa, ale również wyjaśniająca.
*
Vico sądzi, że człowiek jest nieświadomym motorem historii, przy czym to nie jego cnoty, lecz
wady stanowią główne siły napędowe. Nie bezinteresowność, wielkoduszność i humanitaryzm, lecz
„okrucieństwo, chciwość i ambicje” tworzą społeczeństwa. „Prawodawstwo urabia wojskowość, handel i
dworskość i w ten sposób rozwija potęgę, bogactwo i inteligencję rzeczypospolitych, a z owych trzech
wielkich przywar, które niewątpliwie doprowadziłyby do wytępienia rodzaju ludzkiego na ziemi – stwarza
błogosławieństwo kultury.
Dostojność niniejsza dowodzi, że istnieje Opatrzność boska i że (ona) jest boskim duchem
prawodawczym, ile że z namiętności ludzkich, złagodzonych zasadą użyteczności osobistej, urobiła
porządki prawne, dzięki którym ludzie żyją w społeczności ludzkiej, gdy namiętnościami opanowani,
błądziliby samotni, jako dzikie bestie”11.
Opatrzność boska, która kieruje złymi namiętnościami ludzi, to nowa wersja ludowej maksymy:
„Człowiek się miota, a Bóg go prowadzi”. Owa opatrzność boska neapolitańskiego filozofa i ten Bóg z
ludowego przysłowia, kierujący człowiekiem przy pomocy jego wad i jego niespokojnego ducha, kimże są
właściwie?
Sposobem produkcji – odpowiada Marks.
Vico twierdzi, w zgodzie z mądrością ludową, że człowiek sam dostarcza historii jej sił
napędowych. Ale jego potrzeby i jego namiętności, złe czy dobre, nie są czymś niezmiennym, jak to sobie
wyobrażają idealiści, dla których człowiek pozostaje wiecznie taki sam. Na przykład miłość macierzyńska,
ta spuścizna po zwierzętach, bez której człowiek w stanie dzikim nie mógłby żyć i zachować gatunku,
słabnie w świecie cywilizowanym aż do zupełnego zaniku u matek z klas bogatych, matek, które zaraz po
11
Nowa nauka, cyt. wyd., ks. I, cz. II, VII, s. 135.
- 12 -
© Studenckie Koło Filozofii Marksistowskiej (UW)
www.skfm-uw.w.pl
Paul Lafargue – Metoda historyczna Karola Marksa (1903 rok)
urodzeniu dziecka pozbywają się go, powierzając je płatnym opiekunkom; inne znów kobiety cywilizowane
do tego stopnia nie odczuwają potrzeby macierzyństwa, że ślubują zachowanie dziewictwa12. Miłość
ojcowska i zazdrość seksualna, które nie mogą się przejawiać u plemion dzikich i barbarzyńskich w epoce
poliandrii, są natomiast bardzo rozwinięte w społeczeństwach cywilizowanych. Poczucie równości, tak
żywe i potężne u plemion dzikich i barbarzyńskich żyjących we wspólnocie, że nie pozwala nikomu na
posiadanie czegoś, czego inni posiadać nie mogą, zatarło się tak dalece od czasu, kiedy człowiek żyje w
ustroju własności indywidualnej, że biedota i najemnicy cywilizacji przyjmują swoje upośledzenie
społeczne z rezygnacją, niczym dopust boży czy prawo natury.
Tak więc w toku rozwoju ludzkości jedne spośród najsilniejszych namiętności przekształcają się,
słabną lub wygasają, podczas gdy inne rodzą się i olbrzymieją. Szukać przyczyn decydujących o ich
powstaniu i rozwoju w samym tylko człowieku równałoby się twierdzeniu, że choć żyje on w przyrodzie i
w społeczeństwie, nie podlega jednak żadnym wpływom otaczającej go rzeczywistości. Takie
przypuszczenie zrodzić się nie może nawet w mózgu najbardziej krańcowego idealisty; nie odważyłby się
on bowiem twierdzić, że kobietę żyjącą w przyzwoitej rodzinie cechuje to samo poczucie wstydliwości, co
nieszczęsne istoty, które zarabiają na życie handlując swym ciałem; że równie szybko rachują kasjer
bankowy i członek Akademii; że równie zwinne palce mają zawodowy pianista i robotnik-brukarz.
Niepodobna zaprzeczyć, że człowiek jako istota fizyczna, intelektualna i moralna ulega
nieuświadomionemu, ale głębokiemu oddziaływaniu środowiska, w którym żyje.
IV
ŚRODOWISKO NATURALNE I ŚRODOWISKO SZTUCZNE, CZYLI SPOŁECZNE
Wpływ środowiska jest nie tylko bezpośredni, działa nie tylko na organ pełniący odnośną funkcję,
jak na przykład na rękę w przypadku pianisty, czy też pewną część mózgu w przypadku kasjera i członka
Akademii lub poczucie moralne w przypadku kobiety uczciwej i prostytutki; wpływ ten działa także
pośrednio, znajdując oddźwięk we wszystkich pozostałych organach. Tę powszechność oddziaływania
środowiska, którą Geoffroy Saint-Hilaire określał charakterystyczną nazwą „podporządkowanie organów”,
a którą nowocześni przyrodnicy nazywają „prawem korelacji”, Cuvier wyjaśniał, jak następuje: „Każda
istota organiczna stanowi pewną całość, pewien system, jedyny i zamknięty, którego poszczególne części
odpowiadają sobie wzajemnie i przyczyniają się do osiągnięcia ostatecznego celu za pomocą działania
cząstkowego. Żadna część nie może ulec zmianie nie wywołując zmian w innych częściach”13. Na przykład,
jeśli kształt zębów zwierzęcia zmieni się z jakichkolwiek przyczyn, pociągnie to za sobą zmiany w układzie
szczęk, w mięśniach, które je poruszają, w kościach czaszki, do których mięśnie te są przyczepione, w
mózgu, który czaszka otacza14, w kościach i mięśniach podtrzymujących głowę, w kształcie i długości jelit,
jednym słowem: w najrozmaitszych częściach ciała. Zmiany, jakie nastąpiły w kończynach przednich, z
chwilą kiedy przestały one służyć do chodzenia, pociągnęły za sobą zmiany organiczne, które definitywnie
wyodrębniły człowieka spośród małp człekokształtnych.
Podobne zjawisko daje się zaobserwować u tych owadów, które potrafiły sobie stworzyć środowisko społeczne: królowa
pszczół, która jest matką roju, nie zajmuje się swoim potomstwem i zabija swe córki obdarzone narządami płciowymi;
bezpłciowe robotnice muszą je chronić przed matczyną furią. Kury niektórych ras zatraciły instynkt macierzyństwa; wprawdzie
doskonale się niosą, lecz nigdy nie wysiadują jaj.
13
Cuvier, Discours sur les Révolutions de la Surface du globe.
14
Anatomowie twierdzą, że mięśnie skroniowe – crotaphiti – łączące się u drapieżców i u niektórych gatunków małp na
sklepieniu czaszki i zamykające ją jak gdyby obręczą, utrudniają rozwój mózgu, stosunkowo niewielkiego w porównaniu z
mózgiem na przykład człowieka, mającego żuchwy mało rozwinięte i słabsze mięśnie skroniowe. R. Anthony usunął dwóm
psom zaraz po urodzeniu po jednym mięśniu skroniowym; po kilku miesiącach stwierdził, że ta strona czaszki, z której mięsień
został usunięty, jest bardziej wypukła i że półkula mózgowa z tej strony znacznie się rozrosła (Sprawozdania Akademii Nauk,
23 listopada 1903 r.).
12
- 13 © Studenckie Koło Filozofii Marksistowskiej (UW)
www.skfm-uw.w.pl
Paul Lafargue – Metoda historyczna Karola Marksa (1903 rok)
Nie zawsze możliwe jest przewidywanie i zrozumienie dalszych modyfikacji wynikających ze
zmiany, jaka zaszła w takim czy innym organie; na przykład, dlaczego złamanie nogi czy utrata jądra
powoduje u jelenia zanik rogu po przeciwnej stronie głowy; dlaczego białe koty angorskie są głuche;
dlaczego ssaki o nogach zakończonych kopytem są trawożerne, te zaś, które mają pięć palców opatrzonych
pazurami – mięsożerne?
Zwykła zmiana przyzwyczajeń, zmuszająca jeden lub szereg organów do jakichś nowych funkcji,
pociąga czasem za sobą głęboko sięgające przekształcenia w całym organizmie. Darwin twierdzi, że stałe
skubanie trawy na pochyłych zboczach gór spowodowało trwałe zmiany w szkielecie krów niektórych ras w
Szkocji. Zoologowie zgodni są co do tego, że walenie – wieloryby, kaszaloty, delfiny – należy uważać za
dawne ssaki lądowe, które nauczyły się pływać i nurkować, ponieważ w morzu znajdowały obfitsze i
łatwiejsze do zdobycia pożywienie; ten sposób życia przekształcił ich organy, redukując do postaci
szczątkowej te, które przestały im być potrzebne, rozwijając natomiast inne i przystosowując je do
warunków życia w wodzie. Rośliny na Saharze, aby przystosować się do jałowego środowiska, musiały
ograniczyć swój wzrost, ilość liści zredukować do dwóch lub czterech i pokryć je woskowatą powłoką,
która utrudnia parowanie, korzenie zaś wydłużyć wręcz fantastycznie w poszukiwaniu wilgoci; ich
porządek wegetacyjny został w stosunku do pór roku odwrócony; w lecie, w porze gorącej, zapadają w sen,
a rozwijają się zimą, w porze względnie chłodnej i wilgotnej. Wszystkie gatunki roślin pustynnych mają
wiele cech podobnych: dane środowisko implikuje istnienie tworów o pewnym określonym zespole cech.
Środowiska kosmiczne, czyli n a t u r a l n e , do których rośliny i zwierzęta muszą się pod grozą
śmierci przystosować, tworzą, podobnie jak „istota organiczna” Cuviera, pewne zespoły, systemy złożone i
nie mające ściśle określonych granic w przestrzeni; ich poszczególne części to: formacja geologiczna i skład
gleby, odległość od równika, wzniesienie nad poziomem morza, wody miejscowe, ilość wchłanianych
opadów deszczu i magazynowanego ciepła słonecznego, rośliny i zwierzęta, jakie tam żyją. Te
poszczególne elementy wiążą się ze sobą, zmiany zachodzące w jednym z nich pociągają zmiany w
pozostałych; zmiany w środowiskach naturalnych, choć nie tak szybkie, jak te, które zachodzą w istotach
organicznych, dają się ściśle zaobserwować. Lasy na przykład wywierają wpływ na temperaturę i na opady,
a więc w konsekwencji na wilgotność i skład gleby. Darwin wykazał, że tak mało znaczące na pozór robaki
odegrały doniosłą rolę w kształtowaniu się gleby; badania Berthelota oraz agronomów Hellriegela i
Willfartha dowiodły, że bakterie, których mnóstwo żyje w guzowatych częściach korzeni roślin
strączkowych, przyczyniają się do użyźniania gleby. Poprzez hodowlę bydła i rolnictwo człowiek wywiera
znaczny wpływ na środowisko naturalne. Karczowanie lasów, rozpoczęte przez starożytnych Rzymian,
zmieniło żyzne obszary Azji i Afryki w bezużyteczne pustynie.
Rośliny, zwierzęta i ludzie pierwotni, bezpośrednio doświadczający na sobie działania środowiska
naturalnego i nie mający innych sposobów przetrwania niż zdolność przystosowania swoich organów,
muszą się w końcu zróżnicować, nawet jeżeli pochodzenie ich jest wspólne, skoro na przestrzeni setek i
tysięcy pokoleń żyją w środowiskach naturalnych całkowicie różnych. Odmienne środowiska naturalne
wpływają na zróżnicowanie ludzi, jak również roślin i zwierząt; tak więc w okresie, kiedy człowiek żył w
stanie dzikim, wytworzyły się odrębne rasy ludzkie.
Człowiek przez swą działalność przemysłową nie tylko wywołuje zmiany w środowisku
naturalnym, w którym żyje, ale stwarza nowe środowisko, s z t u c z n e , czyli społeczne, które pozwala
mu, jeśli nie całkowicie uchronić swój organizm od wpływów środowiska naturalnego, to w każdym razie
znacznie złagodzić jego wpływ. Ale to sztuczne środowisko także z kolei wywiera wpływ na człowieka
takiego, jakim go ukształtowało jego środowisko naturalne. Człowiek, podobnie jak rośliny uprawne i
oswojone zwierzęta, ulega więc wpływom dwóch środowisk.
Środowiska sztuczne, czyli społeczne, kolejno przez ludzi stwarzane, różnią się między sobą
stopniem wypracowania i złożoności; ale środowiska o tym samym stopniu wypracowania i złożoności
wykazują wiele cech wspólnych, bez względu na to, do jakiej rasy należą ludzie, którzy je stworzyli, i jakie
jest ich położenie geograficzne; chociaż więc ludzie nadal podlegają różnicującym wpływom odmiennych
środowisk naturalnych, to znów z drugiej strony działają na nich wpływy środowisk sztucznych w kierunku
- 14 © Studenckie Koło Filozofii Marksistowskiej (UW)
www.skfm-uw.w.pl
Paul Lafargue – Metoda historyczna Karola Marksa (1903 rok)
zmniejszania różnic rasowych i rozwijania jednakowych potrzeb, jednakowych zainteresowań, tych samych
namiętności, nawet tej samej mentalności. Zresztą podobne środowiska naturalne, na przykład mieszczące
się na tej samej długości i szerokości geograficznej, wywierają podobnie ujednolicający wpływ na rośliny i
zwierzęta, które w nich żyją; mają podobną florę i faunę. Środowiska sztuczne, zbliżone do siebie, dążą do
ujednolicenia rodzaju ludzkiego, zróżnicowanego przez odmienne środowiska naturalne na poszczególne
rasy i podrasy.
Ewolucja środowiska naturalnego zachodzi tak bardzo powoli, że gatunki roślinne i zwierzęce, które
się do niego przystosowały, wydają się niezmienne. Środowisko sztuczne natomiast zmienia się z
szybkością wciąż wzrastającą, tak że historia człowieka i ludzkich społeczeństw jest w porównaniu z
historią zwierząt i roślin niesłychanie dynamiczna.
Środowiska sztuczne, podobnie jak istoty organiczne i środowiska naturalne, stanowią zespoły i
złożone systemy bez ściśle zakreślonych w przestrzeni i w czasie granic; poszczególne części tych zespołów
odpowiadają sobie wzajem i są tak ściśle ze sobą powiązane, że zmiana jednej z nich powoduje zachwianie
wszystkich innych i w konsekwencji – ich przemiany.
Środowisko sztuczne, czyli społeczne, niezmiernie proste i mało rozczłonkowane u plemion dzikich,
komplikuje się – w miarę rozwoju człowieka – przez nabywanie nowych elementów i rozwój uprzednio
istniejących. Od początków okresu historycznego składają się nań instytucje gospodarcze, społeczne,
polityczne i prawne, tradycje, obyczaje, nakazy moralne, zdrowy rozsądek i opinia publiczna, religie,
literatura, sztuka, filozofia, nauka, sposoby produkcji i wymiany – a wreszcie żywi ludzie. Wszystkie te
elementy, ulegające przekształceniom i działające na siebie wzajem, zrodziły całą serię środowisk
społecznych coraz bardziej złożonych i rozległych; te zaś po trochu wywołały zmiany w samych ludziach,
gdyż podobnie jak środowisko naturalne, tak i dane środowisko społeczne implikuje istnienie ludzi,
obdarzonych zarówno pod względem fizycznym, jak i moralnym pewnym zespołem cech podobnych.
Gdyby wszystkie odpowiadające sobie elementy były niezmienne albo zmieniały się bardzo powoli, jak to
się dzieje z elementami środowiska naturalnego, środowisko sztuczne zachowywałoby równowagę stałą i
nie byłoby historii; w rzeczywistości jednak równowaga ta jest niezmiernie i coraz bardziej chwiejna, wciąż
zakłócana przez zmiany zachodzące w którymś z elementów i oddziaływające na wszystkie pozostałe
elementy.
Części istoty organicznej, podobnie jak elementy środowiska naturalnego, działają na siebie
bezpośrednio, rzec można – mechanicznie: kiedy w toku ewolucji zwierzęcej człowiek przyjął definitywnie
postawę pionową, stała się ona punktem wyjściowym wszelkiego rodzaju przekształceń w jego organach;
odkąd głowę przestały dźwigać potężne mięśnie szyi, jak to jest u wszystkich innych ssaków, natomiast
ciężar jej spoczął na kręgosłupie, odpowiednie mięśnie i kości uległy przekształceniu, a w ślad za tym
nastąpiły zmiany w czaszce i mózgu itd. Kiedy cienka warstwa gleby w jakiejś okolicy powiększy się z
jakichkolwiek przyczyn, zamiast dawnej karłowatej roślinności zaczyna rodzić lasy, które z kolei wpływają
na stopień wilgotności, zwiększają objętość wody w rzekach itd. Natomiast części środowiska sztucznego
mogą działać na siebie wzajem wyłącznie za pośrednictwem człowieka. Część zmodyfikowana musi przede
wszystkim przekształcić fizycznie i umysłowo ludzi, których działaniem kieruje, i zasugerować im zmiany,
jakich powinni dokonać w innych dziedzinach, aby podnieść je do poziomu zrealizowanego przez nią, po
to, by nie utrudniały one jej rozwoju i by harmonia została przywrócona. Części nie zmodyfikowane nieraz
w tych wypadkach dają odczuć swoje niezadowolenie właśnie z racji swoich cech użytecznych, które
niegdyś stanowiły ich „dobrą stronę”, a które teraz, jako przestarzałe, stały się szkodliwe, stały się „złą
stroną” – tym trudniejszą do zniesienia, im donioślejsze są przemiany, którym cechy te powinny by ulec.
Przywrócenie równowagi elementów sztucznego środowiska następuje nieraz dopiero po szeregu walk
stoczonych pomiędzy najaktywniejszymi ludźmi z części będącej w stadium przemian a tymi, którzy
reprezentują części pozostałe.
Pewne fakty historyczne, zbyt jeszcze świeże, aby można ich było nie pamiętać, posłużyć mogą za
ilustracją tej gry poszczególnych części sztucznego środowiska odbywającej się za pośrednictwem
człowieka.
- 15 © Studenckie Koło Filozofii Marksistowskiej (UW)
www.skfm-uw.w.pl
Paul Lafargue – Metoda historyczna Karola Marksa (1903 rok)
Przemysł, skoro zaczął używać pary jako siły napędowej, zażądał nowych środków transportu dla
swych materiałów opałowych, swoich surowców i wyprodukowanych towarów. Niektórym
zainteresowanym w tej sprawie przemysłowcom nasunęła się myśl zastosowania trakcji parowej na drogach
żelaznych; zastosowano ją najpierw w roku 1830 w zagłębiu węglowym Gard, w zagłębiu Loary zaś w
1832 roku; pierwszy pociąg z lokomotywą uruchomił w Anglii Stephenson w roku 1829.
Ale kiedy chciano rozszerzyć ten sposób transportu, natrafiono na żywe i silne opory, które opóźniły
rozwój kolejnictwa o szereg lat. Pan Thiers, jeden z przywódców politycznych zamożnej burżuazji,
autorytet w sprawach zdrowego rozsądku i opinii publicznej, przeciwstawił się energicznie projektowi,
gdyż, jak twierdził, „kolej żelazna nie może się poruszać”. Koleje żelazne spowodowały w istocie zamęt w
świecie najrozsądniejszych i najbardziej zastarzałych pojęć; wymagały, obok wielu innych niemożliwości,
poważnych zmian w systemie własności, tym fundamencie społecznego gmachu burżuazji, naówczas
panującej. Do tej pory burżua, jeśli zakładał przedsiębiorstwo przemysłowe czy handlowe, wkładał w nie
swoje własne pieniądze, co najwyżej z dodatkiem kapitału jednego czy dwóch przyjaciół mających zaufanie
do jego uczciwości i sprytu; sam decydował o takim czy innym użytkowaniu funduszów, był rzeczywistym
i nominalnym właścicielem fabryki czy domu handlowego. Ale na zaprowadzenie kolei żelaznych potrzeba
było tak olbrzymich kapitałów, że niepodobieństwem było je znaleźć u kilku jednostek; należało więc
nakłonić wielką liczbę burżua, aby swoje ukochane pieniądze, których ani na chwilę nie spuszczali z oka,
powierzyli ludziom znanym zaledwie z nazwiska i o zupełnie nie znanych zdolnościach i moralności. Raz
wypuściwszy z ręki pieniądze, mieli utracić wszelką kontrolę nad ich użytkowaniem; a przy tym wcale nie
miały być ich osobistą własnością te dworce, wagony i lokomotywy wytwarzane za ich pieniądze; mieli
otrzymać prawo jedynie do dywidendy, o ile by była; w zamian za sztuki złota i srebra, o wiadomej
objętości i wadze oraz innych solidnych zaletach, mieli dostać cienkie i lekkie kawałki papieru, fikcyjnie
przedstawiające tak nieskończenie małą, że aż nieuchwytną cząstkę wspólnej własności, której nazwa
widniała na papierze, wydrukowana wielkimi czcionkami. Jak daleko sięgała pamięć burżua, nigdy jeszcze
własność nie przybrała tak metafizycznej postaci. Ta nowa forma, czyniąca własność czymś całkowicie
„nieosobistym”, była tak jaskrawym przeciwieństwem owej własności, którą burżua zawsze się delektowali,
którą dobrze znali i przekazywali z pokolenia na pokolenie, że obrońców i propagatorów znalazła jedynie u
ludzi obciążonych wszelakimi zbrodniami i uznanych za najgorszych burzycieli ładu społecznego – u
socjalistów; Fourier i Saint-Simon zachęcali do uruchamiania własności w postaci papierowych akcji 15. W
szeregach ich uczniów widzimy przemysłowców, inżynierów i finansistów, którzy przygotowali rewolucję
1848 roku i stali się wspólnikami zamachu z 2 grudnia: wykorzystali oni rewolucję polityczną, aby
zrewolucjonizować środowisko ekonomiczne, centralizując dziewięć banków prowincjonalnych i tworząc z
nich jeden Bank Francji, legalizując nową formę własności i godząc z nią opinię publiczną oraz stwarzając
sieć kolei francuskich.
Wielki przemysł mechaniczny, który musi swoje materiały opałowe i surowce sprowadzać z daleka i
równie daleko rozsyłać swoje produkty, nie może tolerować rozdrobnienia narodu na małe autonomiczne
Fourier w swoim Traité de L'Unité universelle wylicza korzyści, jakie ta forma własności przynosi kapitaliście: „Nie musi się
obawiać ani złodzieja, ani pożaru, ani nawet trzęsienia ziemi... Akcjonariusz nie ryzykuje żadnych strat, nie grozi mu, że
zostanie pokrzywdzony przy zarządzaniu kapitałem i przy podziale dochodów; administruje się tak samo dla niego, jak i dla
innych akcjonariuszy... Kapitalista, nawet jeśli jego fortuna idzie w setki milionów, może ją w każdej chwili upłynnić, itd. ...”
Ponadto ta forma własności miała jakoby zapewnić pokój społeczny, gdyż „duch wichrzycielski zmienia się w umiłowanie ładu
z chwilą, kiedy człowiek staje się posiadaczem”. A oto „biedak, choćby posiadał tylko jednego dukata, może mieć udział w
którejś z tych popularnych akcji, podzielonych na bardzo drobne odcinki, może stać się, w nieskończenie małej cząstce,
właścicielem całego okręgu i mówić: n a s z e pałace, n a s z e magazyny, n a s z e skarby”. Socjaliści utopijni byli raczej
przedstawicielami kapitalistycznego kolektywizmu niż wyzwolenia robotnika. Ich złoty wiek był tylko wiekiem srebrnym,
wiekiem pieniądza.
Napoleon III i jego wspólnicy z zamachu stanu przesiąknięci byli tymi zasadami socjalizmu utopijnego; udostępnili oni także i
chudszym sakiewkom renty państwowe, których posiadanie było do tej pory wyłącznym przywilejem sakiewek grubszych.
Z d e m o k r a t y z o w a l i rentę – jak to jeden z nich nazwał – dopuszczając możliwość kupna renty nawet pięcio- czy
jednofrankowej. Sądzili, że skoro zainteresują masy solidnością kredytów publicznych, tym samym zapobiegną rewolucjom
politycznym.
15
- 16 © Studenckie Koło Filozofii Marksistowskiej (UW)
www.skfm-uw.w.pl
Paul Lafargue – Metoda historyczna Karola Marksa (1903 rok)
państewka, każde z własnymi granicami celnymi, własnymi prawami, własnymi miarami i wagami, własną
monetą i własnym pieniądzem papierowym; dla rozwoju przemysłu konieczne są narody zjednoczone i
scentralizowane. Włochy i Niemcy uczyniły zadość tym wymogom przemysłu dopiero za cenę krwawych
wojen. Panowie Thiers i Proudhon, którzy byli pod tak wielu względami do siebie podobni i którzy
reprezentowali interesy polityczne drobnego przemysłu, stali się gorliwymi obrońcami niezawisłości
państwa kościelnego i państewek książąt włoskich.
Skoro człowiek stwarza poszczególne części sztucznego środowiska i dokonuje w nich stopniowych
zmian, znaczy to, że w nim właśnie tkwią siły napędowe historii – zgodnie z poglądem Vica i mądrością
ludową – nie zaś w sprawiedliwości, postępie, wolności i innych wartościach metafizycznych, jak to
bezmyślnie powtarzają najbardziej filozoficznie nastrojeni historycy. Te niejasne, nie sprecyzowane idee
zmieniają sens w zależności od epoki historycznej, od grup, czy nawet jednostek, i to żyjących w tej samej
epoce, gdyż są one odbiciem w umysłach ludzkich zjawisk zachodzących w poszczególnych częściach
sztucznego środowiska; na przykład kapitalista, najemny robotnik i prawnik mają zupełnie odmienne
pojęcie o tym, co to jest sprawiedliwość. Socjalista przez sprawiedliwość rozumie oddanie najemnym
wytwórcom bogactw, które im zostały skradzione; kapitalista – zachowanie tych skradzionych bogactw; a
ponieważ do niego należy władza zarówno ekonomiczna, jak polityczna, jego to właśnie pojęcie bierze górę
i staje się prawem, które dla prawnika jest równoznaczne ze sprawiedliwością. I właśnie dlatego, że pewne
słowa kryją w sobie odmienne i sprzeczne treści, burżuazja uczyniła z nich wygodne narzędzie
okłamywania, narzędzie swojej władzy.
Część sztucznego, czyli społecznego środowiska daje człowiekowi, który tam działa, wychowanie
fizyczne, umysłowe i moralne. Wychowanie to, które rozbudza w nim pewne idee i podsyca pewne
namiętności, jest nie uświadamiane; działając, człowiek wyobraża sobie, że postępuje swobodnie według
swoich namiętności i swoich idei, podczas gdy w rzeczywistości ulega wpływom, jakie nań wywiera jedna
z części sztucznego środowiska, mogąca oddziaływać na inne części tylko za pośrednictwem jego –
człowieka – idei i namiętności; nieświadomie posłuszny pośredniej presji środowiska, przypisuje
kierowanie swoimi postępkami Bogu – boskiej mądrości – albo ideom sprawiedliwości, postępu,
humanitaryzmu itp. Jeżeli bieg historii jest nieświadomy, gdyż – jak mówi Hegel – człowiek dochodzi
zawsze do innych rezultatów niż te, których szukał, to dzieje się tak dlatego, że do tej pory nie uświadomił
sobie przyczyny skłaniającej go do takiego czy innego postępowania.
Która część środowiska społecznego jest najbardziej niestała, najczęściej ulega ilościowym i
jakościowym przemianom, jest najbardziej skłonna do zachwiania całości?
Sposób produkcji – odpowiada Marks.
Przez sposób produkcji Marks rozumie sposób wytwarzania, nie zaś to, co się wytwarza. Tkano na
przykład od czasów przedhistorycznych, a dopiero od stu mniej więcej lat tka się sposobem mechanicznym.
Mechaniczny sposób produkcji jest podstawową cechą charakterystyczną nowoczesnego przemysłu. Mamy
przed oczyma niezrównany przykład jego piorunującej, nieodpartej siły przekształcania instytucji
społecznych, ekonomicznych, politycznych i sądowniczych narodu. Zaprowadzenie mechanicznego
sposobu produkcji uczyniło w ciągu jednego pokolenia z Japonii – kraju feudalnego – kapitalistyczne
państwo konstytucyjne i jedno z mocarstw światowych.
Wiele przyczyn składa się na to, by zapewnić metodzie produkcji tak wszechmocną rolę. Produkcja
pochłania – bezpośrednio lub pośrednio – energię olbrzymiej większości osobników danego narodu,
podczas gdy inne dziedziny składające się na środowisko społeczne (polityka, religia, literatura itp.)
angażują tylko skromną mniejszość, a i ta mniejszość musi się interesować produkcją, aby zapewnić sobie
środki materialnej i intelektualnej egzystencji. A zatem wszyscy ludzie podlegają fizycznie i duchowo, w
większym czy mniejszym stopniu, modyfikującym wpływom sposobu produkcji, podczas gdy tylko bardzo
nieznaczna ilość podlega wpływom innych części środowiska; otóż ponieważ rozmaite części środowiska
społecznego działają na siebie wzajem za pośrednictwem ludzi, ta część, której działaniu podlega
największa ilość ludzi, dysponuje największą siłą, mogącą zachwiać całością środowiska.
- 17 © Studenckie Koło Filozofii Marksistowskiej (UW)
www.skfm-uw.w.pl
Paul Lafargue – Metoda historyczna Karola Marksa (1903 rok)
Sposób produkcji, pozbawiony niemal znaczenia w środowisku społecznym ludzi pierwotnych,
zyskuje ogromne i stale wzrastające znaczenie w miarę włączania w proces produkcyjny sił przyrody, czyli
w miarę jak człowiek uczy się przyrodę poznawać. Proces ten rozpoczął człowiek prehistoryczny, odkąd
zaczął się posługiwać kamieniem jako bronią i jako narzędziem.
Postęp w dziedzinie metod produkcji jest stosunkowo szybki nie tylko dlatego, że produkcja
zatrudnia olbrzymią masę ludzi, ale i dlatego, że rozpalając „furię interesów prywatnych”, wprowadza w
grę trzy wady, które Vico uważa za siły napędowe historii: nieczułość serca, chciwość i ambicję.
W ciągu ostatnich dwóch stuleci postęp w dziedzinie metod produkcji stał się tak szybki, że ludzie
zainteresowani w produkcji muszą nieustannie przekształcać odpowiednie elementy środowiska
społecznego, aby je utrzymać na właściwym poziomie. Opory, na jakie natrafiają, są źródłem nieustających
konfliktów ekonomicznych i politycznych; jeśli się chce zatem odkrywać pierwsze przyczyny ruchów
dziejowych, trzeba ich szukać w sposobach produkcji życia materialnego, ono to bowiem, jak twierdzi
Marks, warunkuje w ogóle rozwój życia społecznego, politycznego i intelektualnego.
Determinizm ekonomiczny Marksa pozbawia Vicowskie prawo jednolitego rozwoju historycznego
charakteru czegoś z góry określonego, nasuwającego przypuszczenie, że fazy historyczne narodów,
podobnie jak embrionalne fazy istot żywych, są – i tak właśnie sądził Geoffroy Saint-Hilaire –
nierozerwalnie związane z samą naturą danego narodu czy stworzenia i predeterminowane przez przemożne
działanie pewnej siły wewnętrznej, „siły rozwojowej”, która je prowadzi z góry wyznaczonymi drogami ku
celom również z góry wytkniętym; stąd zaś wynikałoby, że wszystkie ludy powinny kroczyć z postępem
zawsze i mimo wszystko jednakim krokiem i po tej samej drodze. Tak pojęte prawo jednolitego rozwoju nie
znalazłoby potwierdzenia w historii żadnego narodu.
Przeciwnie, historia ukazuje u jednych narodów zapóźnienie w fazach ewolucji, które inne narody
przebyły, rzec można, biegiem, u innych nawet nawrót do faz już uprzednio przebytych. Te zahamowania,
postęp i nawroty dadzą się wytłumaczyć tylko wówczas, kiedy naświetlimy społeczne, polityczne i
umysłowe dzieje różnych narodów historią sztucznych środowisk, w których się te narody rozwijały;
przemiany tych środowisk, determinowane przez sposoby produkcji, determinują z kolei wydarzenia
historyczne.
Ponieważ przemiany sztucznych środowisk następują tylko drogą walk w łonie narodów i między
narodami, wydarzenia historyczne danego narodu uzależnione są od stosunków między środowiskiem
sztucznym, które należy przekształcić, a owym narodem – takim, jak go ukształtowało jego środowisko
naturalne oraz obyczaje odziedziczone czy nabyte. Ponieważ środowisko naturalne i przeszłość wytwarzają
u poszczególnych narodów pewne charakterystyczne cechy, jasne jest, że z tych samych sposobów
produkcji nie rodzą się środowiska sztuczne, czyli społeczne, całkowicie identyczne, a wydarzenia
historyczne, spowodowane przez te same sposoby produkcji, nie przebiegają u różnych ludów i w różnych
momentach historycznych w sposób całkowicie jednakowy; tym bardziej że międzynarodowy wyścig o
życie rozszerza się i przybiera na sile, w miarę jak rośnie ilość narodów, które osiągnęły wyższe etapy
cywilizacji. Ewolucja dziejowa narodów, podobnie jak ewolucja embrionalna istot żywych16, nie jest więc
Geoffroy Saint-Hilaire, który wprowadził do historii naturalnej pojęcie
jedności
planu
k o m p o z y c y j n e g o , podobnie jak Vico wprowadził do historii ludzkiej pojęcie j e d n o l i t o ś c i
r o z w o j o w e j , sądził, że rozwój embrionalny w jaju, od chwili zapłodnienia aż do urodzenia, przebiega zgodnie z planem
z góry ustalonym, tak że poszczególne fazy morfologiczne muszą następować jedna po drugiej, potworki zaś są istotami
częściowo zahamowanymi w którejś z faz embrionalnego rozwoju.
Embriolodzy współcześni odrzucają koncepcję planu z góry ustalonego; sądzą, że rozwój embrionalny, jeśli przyjąć, że
embrion jest normalny i nie uszkodzony, przebiega w zależności od środowiska, w którym się rozwija. Jeżeli na przykład
zniszczyć jeden lub więcej segmentów jaja żaby czy na przykład jeżowca, rodzą się potworki, czyli stworzenia niekompletne,
jakkolwiek nieraz nie uszkodzona część jaja wytwarza zastępczo części brakujące. Jeżeli w początkowych stadiach segmentacji
podzielimy embrion na dwie części i jeśli uda nam się utrzymać obie części przy życiu, otrzymamy dwa osobniki zamiast tego
jednego, który przyszedłby na świat, gdyby jajo nie zostało podzielone; przypuszcza się, że właśnie z podobnego podziału jaja
ludzkiego w macicy bierze się ciąża bliźniacza. Dodając soli mineralnych do osocza, w którym jajo się rozwija, można wpłynąć
na ukształtowanie embrionu i nadać mu nowe, zmienione formy.
16
- 18 © Studenckie Koło Filozofii Marksistowskiej (UW)
www.skfm-uw.w.pl
Paul Lafargue – Metoda historyczna Karola Marksa (1903 rok)
wynikiem predeterminacji, a jeśli przechodzi ona w dziedzinie ustroju rodzinnego, organizacji własności,
instytucji prawnych i politycznych przez etapy bardzo podobne i przez analogiczne formy myśli
filozoficznej, religijnej, artystycznej i literackiej, wynika to stąd, że narody, bez względu na swą
przynależność rasową i miejsce zamieszkania, odczuwają w toku rozwoju te same potrzeby materialne i
intelektualne i muszą gwoli ich zaspokojenia uciekać się do tych samych procesów wytwórczych.
Jeśli w przyrodzie powtarzają się trwałe, niezmienne formy, to dlatego, że wpływy, jakie na nie działają, są, jeśli nie
identyczne, to co najmniej bardzo do siebie zbliżone. Lekkie odchylenia w tych wpływach powodują pewne drugorzędne
zmiany, różnicujące osobniki przynależne do tej samej rodziny; jeśli te odchylenia stają się większe, powodują odmiany i
mutacje, mogące stać się początkiem nowej rasy.
Ciekawe jest to zestawienie socjalistycznej koncepcji historii ludzkiej z przyrodniczą koncepcją życia embrionalnego.
- 19 © Studenckie Koło Filozofii Marksistowskiej (UW)
www.skfm-uw.w.pl