Biuletyn nr 6 (grudzień 2011) - kamilianie
Transkrypt
Biuletyn nr 6 (grudzień 2011) - kamilianie
Związki Niesakramentalne Duchu Święty, oświeć nasze drogi, oświeć nasze serca, byśmy odważnie kroczyli Drogą Jezusa Chrystusa. Duchu święty ześlij nam także Twe dar tak potrzebne nam w naszym codziennym życiu. Zlej na nasze dusze dar: mądrości, rozumu, umiejętności, rady, męstwa, pobożności i bojaźni Bożej. Amen. BIULETYN Nr 6 Zabrze grudzień 2011r Z Życia Wspólnoty ROK 2011/2012 rozpoczęliśmy wyjazdem do KOKOTKA na dzień skupienia, tam też zastanawialiśmy się co dalej z naszymi spotkaniami. Po odejściu naszego opiekuna O. Krzysztofa, który zapoczątkował duszpasterstwo małżeństw niesakramentalnych wraz Bogusią i Bernardem, czy mamy pozostać sierotami Jednak DUCH Św. nie zostawił owieczki bez pasterza ☺) Mieliśmy podejść do proboszcza i z nim rozmawiać, ale Duch Św. już u niego był bo słyszymy w niedzielnych ogłoszeniach że nasze spotkania nadal będą się odbywać w kościele Sw. KAMILA. Wyrażamy ogromną radość, że mamy nowego opiekuna, że wraz z nim możemy adorować Najświętszy Sakrament, a na spotkaniach poruszać tematy specyficzne dla NAS. Jak dobrze że jesteście o. Wojciechu i o. Jacku ZAPRASZAMY Jeśli jesteś jeszcze nie zdecydowany czy przyjść na spotkanie to nie myśl !!! tylko sam się przekonaj czy to dla CIEBIE. A może odnajdziesz tu osoby podobne do siebie a może znajdziesz odpowiedź na nurtujące Cię pytania. Spotykamy się w trzecią niedzielą miesiąca (najbliższe 18 grudzień 2011) Godzina 20:00 kaplica przy kancelarii. J 15,9-11 – Trwajcie w miłości Mojej „Trwajcie w miłości Mojej” (J 15,9) Chrystus wzywa nas do zawierzenia Jego miłości. Meinate, czyli trwajcie, można też przetłumaczyć: pozostawajcie, żyjcie. W samym określeniu akcent pada, na życie, na zawierzenie, na nieustanne czerpanie z miłości Chrystusa w każdej chwili. Miłość Chrystusa powinna być dla nas punktem wyjścia, źródłem naszej tożsamości, tak jak dom, rodzina jest źródłem naszej tożsamości w życiu społecznym. Jednak aby je utrzymać, potrzebna jest modlitwa, która stale odnosi się do źródła. - Co to oznacza dla nas, którzy trwamy w związkach niesakramentalnych: Te słowa są nadzieją: - trwać to być przy Chrystusie, który nigdy nie odrzuca człowieka; - trwać to zawierzyć Mu i żyć Komunią Pragnienia; - trwać to obdarzać miłością tych z którymi żyję na co dzień - trwać to pielęgnować swoje życie duchowe (modlitwa, udział we Mszy św., adoracja Najśw. Sakramentu, osobiste nawiedzanie świątyni, udział w nabożeństwach roku liturgicznego) - trwać to czytać i rozważać Pismo Święte – (najlepiej razem w ciągu dnia lub w ramach modlitwy wieczornej) - trwać to powierzać Bogu każdy dzień; Zasadniczo jednak miłość Chrystusa do nas jest radosną nowiną, jest Ewangelią, dającą poczucie pokoju: Jeżeli Bóg z nami, któż przeciwko nam? (Rz 8,31). Niemniej przeciw tej Ewangelii pojawia się pokusa zwątpienia. - jak trwać, kiedy mam poczucie winy, że żyję w związku niesakramentalnym; - jak trwać, kiedy chciałabym przystąpić do sakramentów, a nie mogę; - jak trwać, kiedy mam wyrzuty sumienia i czuję się kimś gorszym, albo niegodnym Boga; - jak trwać, kiedy wszelkie niepowodzenia życiowe traktuję jak karę Bożą za moją niewierność; Jeśli przyjmiemy taką postawę, nasze życie zamiast trwaniem w miłości stanie się udręczeniem. W konsekwencji ciągle będziemy się obwiniać, patrzeć na siebie z pogardą i uważać się za zatwardziałych grzeszników. Nie tędy droga! Posłuchajmy Chrystusa, który daje nam odpowiedź na czym faktycznie polega owo trwanie w miłości. W Ewangelii Jezus, apelując do nas wskazuje na swoje zawierzenie Ojcu: Jak Mnie umiłował Ojciec, tak i Ja was umiłowałem. Mamy trwać w miłości Chrystusa, tak jak On trwa w miłości Ojca. Chrystus mówi o zawierzeniu Bogu na dobre i na złe. A więc nawet jeśli nie mogę przyjąć Chrystusa do serca w Komunii Świętej nie oznacza, że przestałem Go kochać; to, że żyję w związku niesakramentalnym nie czyni mnie większym grzesznikiem od innych; idąc do kościoła na niedzielną Mszę św. nie mogę mieć kompleksów, że ktoś źle o mnie pomyśli, bo choć się modlę, to jednak podczas Komunii Św. siedzę w ławce. Chcieć trwać w miłości to także poddać się próbie wiary. Trzeba ją przejść i doświadczyć. Mam pozytywnie i z nadzieją patrzeć na mój obecny stan. Związek, w którym jestem nie oddziela mnie od Boga, chyba, że ja sam do tego zdążam. Nie przeszkadza mi też w tym, żebym był dobry, wychowywał swoje dzieci po katolicku, pielęgnował tradycje chrześcijańskie, swój własny dom budował na dojrzale pojętej religijności. To jest prawdziwe trwanie w Chrystusie. Bóg mówi do nas: naucz się żyć z tym co masz i nie gardź sobą tylko dlatego, że podjąłeś taką, a nie inną decyzję. To co teraz robisz i związek w którym trwasz obecnie, nie jest Bogu obojętny. Jest ważny w „oczach Bożych”, bo tu również musisz podjąć obowiązki małżeńskie i rodzicielskie i społeczne. Trwać w Chrystusie to zrozumieć, że miłość jest większa od prawa – choć prawo trzeba przestrzegać. Skoro nie możemy według prawa kościelnego usankcjonować naszego związku to tym bardziej pokażmy Bogu, że jest On źródłem naszego życia, inspiracją do naszej miłości, więzią, która nas łączy i wspiera szczególnie w wymiarze ducha. Jezus pokazuje nam ducha, jakim żyje i takiego samego ducha nam zaleca. Mamy wejść w takie samo zawierzenie, jakie było w Nim jako człowieku, w takiego samego ducha. Jest to bardzo konkretne wezwanie. To wam powiedziałem, aby radość moja w was była i aby radość wasza była pełna (J 15,10). Duch daje radość. Trwanie w Chrystusie to radość w Duchu Świętym i niech to doświadczenie stanie się Waszym udziałem. Opracował: o. Wojciech Węglicki OSCam Świadectwo Głód Eucharystii Kilka dni temu, w nocy z niedzieli na poniedziałek, obudził mnie telefon. Było pół godziny przed północą. Na wyświetlaczu numer szpitala. Odbieram. Dyżurna łączy mnie z oddziałem wewnętrznym. Pielęgniarka oznajmia, że jeden z pacjentów prosi księdza. Pytam o jego stan. Mówi, że nie jest najcięższy, ale pacjent, mimo że leży od trzech dni, dopiero teraz, w nocy, zażyczył sobie kapłana. Prosi o sakramenty. Tłumaczę, że aby pójść po Komunię św., muszę obudzić proboszcza, bo u niego są klucze do zamkniętego o tej porze kościoła. Wiem, że stan jego zdrowia nie zagraża życiu, więc proponuję, że Komunię św. przyniosę rano, a teraz go tylko wyspowiadam i udzielę sakramentu namaszczenia chorych. Przystaje na tę propozycję, ale po głosie słyszę, że godzi się na nią niechętnie. Chciałby przyjąć Eucharystię już teraz. Idąc do szpitala zachodziłem w głowę, co takiego się wydarzyło, że ów mężczyzna tak gwałtownie i stanowczo prosił o posługę księdza, mimo że przecież byłem już na jego sali, w tzw. rutynowym trybie. Proponowałem spowiedź, Komunię św. i do tej pory pozostawał na to nieczuły, aż nagle wszystko odwróciło się o 180 stopni. Trudnością nie było samo nocne wezwanie. One się zdarzają i ksiądz jest na nie przygotowany. W moim przypadku nie są zbyt częste, ale się zdarzają. Zwykle dlatego, że rodzina zwleka do ostatniej chwili z wezwaniem duchownego i wtedy rzeczywiście liczą się nawet minuty, bo chory znajduje się już w ostatnim stadium agonii. Wracając do tego mężczyzny. Doszedłem do szpitala. Wszedłem na drugie piętro. Chory leżał pod tlenem. Z trudem łapał powietrze. Pochwaliłem Pana Boga. Zaczęliśmy rozmawiać. Zapytałem, na co cierpi. Mówił, że to kłopoty z sercem. Pocieszyłem go, że według pielęgniarek, jego stan nie zagraża życiu. Nie za bardzo wierzył. Później szybko wyjaśniły się powody, dla których tak nagle zechciał przyjąć Jezusa Eucharystycznego. Pierwszy to strach, a drugi to fakt, że 39 lat nie przyjmował Ciała Pańskiego. Nie mógł, bo żył w związku niesakramentalnym. Głód Boga w Eucharystii był tak silny, że nie zawahał się przed północą prosić o księdza. Nie pytałem go, dlaczego wcześniej tego nie czynił. Przypuszczam, że może niedokładnie znał prawo, które zezwala człowiekowi w jego sytuacji na przyjęcie Komunii św. Może myślał, że można sobie na to pozwolić, gdy do drzwi puka śmierć, a on czuł, że jak sam to wyraził się kończy, a przecież nie trzeba czekać do tej chwili. Jego wiek oraz poważna choroba sercowa usprawiedliwiałyby przystąpienie do Stołu Pańskiego wcześniej. Praktycznie zaraz po tym, jak znalazł się w szpitalu. Dla niektórych par niesakramentalnych niemożność przystąpienia do Komunii św. to poważny problem. Są tacy, którzy przyrzekają życie jak brat z siostrą. Znam dwie takie pary i to wcale niezaawansowane wiekowo, co wyklucza tezę, że na takie rozwiązanie można sobie pozwolić tylko w starszym wieku. Pewnie wtedy jest łatwiej, ale i wcześniej nie jest to niemożliwe. Liczy się głód Boga. Na ile człowiek jest Go spragniony, na ile ceni wartość Eucharystii. Zdarza się, że jest on tak silny, iż pozwala nawet na największe wyrzeczenia. Przy każdym tego typu wydarzeniu pytam siebie o to, czy prawda o człowieku musi się ujawnić dopiero w chorobie... Nie wiem, ale mam wrażenie, że tam odsłania się ona najbardziej i stąd obowiązek przebywania w szpitalu poczytuję sobie za błogosławieństwo. Ks. Tomasz Kacperski ________________________________________________ Kontakt : e-mail: [email protected] www.kamilianie-zabrze.pl