Smacznego! Czy szczepionki mogą być jadalne?,Czy alkoholizm

Transkrypt

Smacznego! Czy szczepionki mogą być jadalne?,Czy alkoholizm
Smacznego! Czy szczepionki mogą
być jadalne?
Szary szkolny korytarz, długa kolejka uczniów, straszne opowieści
kolegów. Brzmi znajomo? Wielu z nas tak właśnie wspomina obowiązkowe
szczepienia w szkole. Czy możliwe jest uniknięcie igieł, strzykawek,
wreszcie nieprzyjemnego zastrzyku? Być może już niebawem bolesny
proces iniekcji zostanie zastąpiony poprzez podanie porcji marchewki czy
sałaty. Z pomysłem stworzenia jadalnych szczepionek wiązane są duże
nadzieje.
Idea wykorzystania roślin do produkcji antygenów szczepionkowych zrodziła się
na początku lat dziewięćdziesiątych. Droga do badań nad szczepionkami
produkowanymi w roślinach została otwarta wraz z uzyskaniem
powierzchniowego antygenu wirusa zapalenia wątroby typu B w transgenicznym
tytoniu. W ten sposób udowodniono, że organizmy roślinne są zdolne do produkcji
antygenów. Stąd było już niedaleko do pojawienia się pomysłu stworzenia
jadalnych szczepionek.
Z tradycyjnymi szczepionkami wiąże się wiele ograniczeń. Problemem jest nie
tylko nieprzyjemny proces iniekcji, czy związany z nim strach, ale także kwestie
ekonomiczne. Klasyczny proces produkcji szczepionek jest drogi. Uzyskany
produkt nie jest stabilny w wysokiej temperaturze, co wiąże się z koniecznością
przechowywania i transportu w niskiej temperaturze.
Powszechne wykorzystanie szczepionek jadalnych wiązałoby się z ograniczeniem
kosztów związanych nie tylko z ich produkcją (rośliny wymagają jedynie światła,
wody, soli mineralnych) czy dystrybucją (możliwość przechowywania uzyskanego
produktu w temperaturze pokojowej bez strat w jego aktywności), ale także z
brakiem konieczności wykorzystania igieł i strzykawek. Takie szczepionki nie
musiałyby być podawane przez wykwalifikowany personel medyczny, co
przemawia na ich korzyść zwłaszcza w przypadku konieczności wykonania
powszechnych szczepień w krajach rozwijających się. Strach przed zastrzykiem
również zostałby w ten sposób wyeliminowany. Kolejną zaletą przemawiającą za
produkcją jadalnych szczepionek jest brak możliwości skażenia produktu
końcowego ludzkimi czy zwierzęcymi patogenami lub endotoksynami
bakteryjnymi.
Antygeny w roślinach można uzyskać na dwa sposoby. Pierwszy z nich obejmuje
transformację stabilną genomu jądrowego (rośliny transgeniczne) lub genomu
chloroplastowego (rośliny transplastomiczne). Metodę tą można wykorzystywać
do produkcji na dużą skalę. Niestety posiada ona pewne ograniczenia związane
głównie z długim cyklem produkcji oraz potencjalnym zagrożeniem skrzyżowania
rośliny transgenicznej z gatunkami naturalnymi. Drugim sposobem jest
transformacja przejściowa z wykorzystaniem zrekombinowanych wirusów
roślinnych posiadających zdolność tymczasowej ekspresji transgenu w tkance
roślinnej. W tym przypadku produkcja białek rekombinowanych zachodzi w
krótkim czasie.
Badania nad szczepionkami jadalnymi przeprowadzano na kilku gatunkach roślin,
między innymi na pomidorach, ziemniakach, bananach i marchwi. Ziemniaki
okazały się kiepskim kandydatem, ponieważ przed spożyciem należy je ugotować,
a w wyniku tego procesu może dojść do termicznej inaktywacji antygenu. Krótki
okres przechowywania i długi cykl produkcji dyskwalifikował szczepionki
uzyskiwane w pomidorach i bananach. Najkorzystniej wypadła marchew,
ponieważ można ją spożywać na surowo. Wykorzystano ją do produkcji antygenu
wirusa zapalenia wątroby typu B, który dopuszczono do badań przedklinicznych.
Z produkcją szczepionek jadalnych wiąże się również kilka wątpliwości. Należy
sprawdzić, czy nie stracą one swojej funkcjonalności w przewodzie pokarmowym
oraz czy wywołają odpowiedz immunologiczną na zadowalającym poziomie.
Kolejny problem związany jest z niską akceptacją społeczną. Przeciętny człowiek
nadal obawia się produktów powstałych w wyniku genetycznej modyfikacji,
dlatego niezwykle ważna jest rzetelna informacja na ten temat. Mimo wszystko,
jadalne szczepionki są ogromną szansą dla współczesnej medycyny.
Katarzyna Kamel
Źródła:
Daniell Henry, Streatfield Stephen J., Wycoff Keith, Medical molecular farming:
production of antibodies, biopharmaceuticals and edible vaccines in plants,,
„Trends in Plant Science”, Vol. 6 (2001), s. 219-226.
Walmsley Amanda M., Arntzen Charles J., Plants for delivery of edible vaccines,
„Current Opinion in Biotechnology”, Vol. 11 (2000), s. 126–129.
Badania nad szczepionkami jadalnymi przeprowadzano na kilku
gatunkach roślin, między innymi na marchwi
Czy alkoholizm można leczyć
pigułką?
Mechanizmy powstawania choroby alkoholowej nie zostały jeszcze dobrze
poznane. Czynniki wywołujące uzależnienie dzieli się najczęściej na
społeczne, psychologiczne i biologiczne. Te ostatnie to uwarunkowania
genetyczne związane między innymi z endogennym układem opioidowym,
układem dopaminergicznym i systemem nagrody.
W kwestii alkoholizmu farmakologia ma ograniczone pole do działania. Mimo, że
wiele substancji zostało zatwierdzonych przez FDA (Amerykańską Agencję ds.
Żywności i Leków) jako wspomagające leczenie uzależnienia alkoholowego, mówi
się o udowodnionej skuteczności tylko dwóch lub trzech z nich. Skuteczność ta w
dużej mierze, ze względu na naturę schorzenia, zależna jest od interwencji
psychologicznej.
Najbardziej znanym i skutecznym lekiem na uzależnienie alkoholowe jest
naltrekson (Trexan) działający na wspomniany endogenny układ opioidowy. Na
układ ten składają się umiejscowione w mózgu opioidowe receptory
powierzchniowe oraz peptydy (tak zwane opioidy) takie jak endorfina, enkafalina
oraz dynorfina. Podczas spożywania alkoholu dochodzi do podwyższenia poziomu
opioidów we krwi, głównie β-endorfiny. Nadmierne pobudzanie neuronów
wyposażonych w receptory opioidowe stymuluje układ dopaminergiczny co z kolei
wywołuje efekt „nagradzający” oraz stan euforii.
Naltrekson jest antagonistą receptorów opioidowych, co oznacza, że ma zdolność
blokowania układu opioidowego. Podczas krótkoterminowych badań klinicznych
nad tym lekiem z udziałem uzależnionych pacjentów udowodniono między innymi
obniżony poziom spożywanego przez nich alkoholu, zmninejszone pragnienie oraz
mniejszą częstość nawrotów do uzależnienia. Badania długotrwałe były mniej
obiecujące, gdyż efekt podawania naltreksonu z jednoczesną terapią
psychologiczną nie różnił się od tego z udziałem placebo. Może być to związane ze
zjawiskiem tolerancji, znanym dla grupy receptorów do których należą białka
opioidowe. W przypadku dużych dawek możliwe są też długoterminowe skutki
uboczne podawania leku. Pomimo to, zakończone sukcesem badania krótkotrwałe
oraz generalnie dobra tolerancja tej substancji przez ludzki organizm mogą
oznaczać udane leczenie naltreksonem w przypadku choćby niektórych
pacjentów.
Należy zdawać sobie sprawę z faktu, że wpływ układu opioidowego na poziom
dopaminy nie jest jedynym czynnikiem odpowiedzialnym za powstawanie
uzależnienia. Biorą w nim udział również inne układy, takie jak serotoninergiczny
lub noradrenergiczny. Uzależnienia jest więc wypadkową współdziałania różnych
systemów, a znalezienie jednego leku na te wszystkie wypadkowe nie jest
możliwe.
Agnieszka Gołąb
Badania nad szczepionkami jadalnymi przeprowadzano na kilku
gatunkach roślin, między innymi na marchwi
Ratunek dla cukrzyków rodem z
science fiction
Czy ekspresja konkretnego genu może być tak prosta jak włączenie
światła? Czy możemy kontrolować zachowania zwierząt poprzez zapalanie
lub gaszenie światła? Szybko rozwijająca się dziedzina nauki, jaką jest
optygenetyka, udowadnia, że jest to możliwe.
Zespół szwajcarskich naukowców zmodyfikował komórki, które są zbliżone do
mechanizmu włączania i wyłączania światła: ekspresja genu następuje tylko
wtedy, gdy organizm skąpany jest w niebieskim świetle. W jednym z doświadczeń
naukowcy umieścili u myszy geny produkujące peptyd przeciwcukrzycowy. Geny
te kontrolowane były optogenetycznym przełącznikiem, co pozwoliło na regulację
poziomu glukozy poprzez włączenie lub wyłączenie światła. Jak to możliwe? Otóż
sercem całego projektu badawczego jest melanopsyna — białko podobne do
opsyny, wrażliwe na światło niebieskie w szczególności o długości fali 479
nanometrów. Znajdująca się w siatkówce oka melanopsyna wychwytuje fotony
docierające do oka, rejestruje zachodzące w czasie zmiany intensywności
oświetlenia, czyli pracuje jako „licznik” fotonów, przez co uczestniczy w regulacji
cyklu okołodobowego. Molekularne działanie tych komórek polega na zmianie
struktury melanopsyny po wzbudzeniu jej światłem, co powoduje kaskadę reakcji,
które ostatecznie prowadzą do napływu jonów wapnia i impulsu elektrycznego.
Biolog Martin Fussenegger z Szwajcarskiego Federalnego Instytutu Technologii w
Zurychu i koledzy z projektu badawczego z powodzeniem przenieśli gen
melanopsyny do ludzkich zarodkowych komórek nerki, co sprawiło, że komórki
nerki stały się wrażliwe na światło. Jednak aktywacja ich światłem niebieskim nie
powoduje wzbudzenia impulsu elektrycznego, lecz pozwala czynnikowi
transkrypcyjnemu na wniknięcie do jądra i aktywacji genów NFAT.
Gen NFAT został odkryty w komórkach układu odporności około 20 lat temu.
Koduje białko kluczowe w regulacji odpowiedzi komórek odpornościowych na
obecność innych, obcych komórek, jak organizmy chorobotwórcze. U pacjentów,
którym przeszczepia się organy od obcych dawców, hamuje się aktywność genu
NFAT, aby zapobiec odrzuceniu komórek dawcy.
Technika ta może być bardzo przydatna w tkankowej produkcji niektórych terapii
nowotworowych. Niekontrolowana produkcja takich związków może doprowadzić
do zahamowania wzrostu komórek a nawet ich śmierci. Dlatego optogenetyka jest
metodą zupełnie innowacyjną — pozwala na kontrolę gęstości komórek. Gen
można w każdej chwili włączyć lub wyłączyć światłem.
Wracając do problemu cukrzycy naukowcom udało się wszczepić pod skórę myszy
przejrzyste mikrokapsułki wrażliwe na określone światło. Zawierały one wariant
glukagonopodobnego peptydu 1, który ulegał ekspresji po wzbudzeniu pulsującym
światłem. Leczenie takie niesie nadzieje chorym na cukrzycę typu drugiego. Już
po 48 godzinach eksperymentu okazało się, że u badanych gryzoni znacznie
wzrósł poziom insuliny a co za tym idzie zwiększyła się tolerancja na glukozę.
Optogenetykę w neurobiologii stosuje się od dobrych kilku lat. Możliwa jest m.in.
manipulacja behawiorem zwierząt po wzbudzeniu określonym światłem. W
internecie można znaleźć mnóstwo filmów demonstrujących działanie
optogenetyki, między innymi ten.
Nowe podejście do optogenetyki regulującej ekspresję genów wykracza jednak
znacznie poza zakres jej stosowania do tej pory. Być może już wkrótce chorzy na
cukrzycę zapomną o uciążliwych pompach insulinowych, a nowotwory złośliwe
zostaną poskromione. Jedno jest pewne: optogenetyka nie powiedziała jeszcze
ostatniego słowa.
Dagmara Holm
Badania nad szczepionkami jadalnymi przeprowadzano na kilku
gatunkach roślin, między innymi na marchwi
Tutaj można przeczytać więcej na ten temat.
Na tropie ewolucji raka
Nowotwór złośliwy to tajemniczy wróg, który atakuje organizm cicho i
niepostrzeżenie. Niezauważony, może rozwijać się latami. Z chwilą
wykrycia leczenie nie zawsze jest już skuteczne. Jak się bronić przed
nowotworem? Jak pokonać wroga tak podstępnego? Jako nową broń
przeciw niemu naukowcy proponują nam techniki diagnostyki
molekularnej — obiecujące narzędzia, mogące już w niedalekiej
przyszłości nie tylko usprawnić diagnostykę, ale i zwiększyć szanse na
powrót chorych do zdrowia.
W czym tkwi sekret tej nowej „tajnej broni”? Jej podstawą jest sekwencjonowanie
genomu chorych komórek. „Zaczynamy widzieć różnicę jaką może wnieść
sekwencjonowanie genomu do życia pacjentów chorych na raka oraz ich rodzin”
— zauważą Richard K. Wilson, dyrektor Washington University’s Genome
Institute, który prowadzi badania dotyczące użycia sekwencjonowania genomu do
celów diagnostycznych.
Z jego zdaniem zgadzają się z całą pewnością grupa naukowców, której wyniki
pracy ukazały się w artykule opublikowanym 29 czerwca tego roku w Cancer
Discovery. Ich badania są skutkiem współpracy pomiędzy UCSF, Oregon Health &
Science University, University of California w Berkley oraz Samsung Advanced
Institute of Technology. Opracowali oni sposób mogący umożliwić odkrycie
ewolucji ludzkich komórek nowotworowych, określić kolejność w jakich występują
w nich kolejne mutacje.
„Wiemy, że każdy rak jest zbiorem genetycznych nieprawidłowości” — wyjaśnia
uczestniczący w badaniach dermatolog Raymond Cho z University of California.
Pomiędzy poszczególnymi rodzajami raka występuje wiele różnic. Dotyczą one
organów, które są atakowane, zachowania się nowotworu w organizmie, jego
podatności na leczenie, wyglądu pod mikroskopem a przede wszystkim —
występują między nimi różnice genetyczne.
Czynników powodujących powstawanie raka jest bardzo wiele, należą do nich
między innymi skłonności genetyczne, działanie promieniowania, szkodliwych
substancji chemicznych, zanieczyszczenie środowiska czy też ich kombinacja.
Wszystkie one prowadzą do jednego, a mianowicie do mutacji w komórkowym
DNA. Z czasem mutacje powodują wystąpienie coraz większej liczby
nieprawidłowości. Jedne geny są wyciszane, inne nadmiernie aktywne. Dochodzi
do proliferacji, wzrostu i rozprzestrzeniania się zmienionych komórek, a tym
samym nowotwór staje się aktywny.
Celem badaczy było wykrycie zmian najbardziej pierwotnych. Aby go zrealizować
opracowali oni metodę testu opartą na fakcie, że długie fragmenty DNA w
nowotworach występują często w nieprawidłowej, podwojonej liczbie.
Zaproponowana przez nich technika polega na określeniu sekwencji DNA raka
aby stwierdzić które z mutacji wystąpiły w podwójnej liczbie, czyniąc je tym
samym odpowiedzialnymi za dalszy rozwój nowotworu (gdyż musiały one wystąpić
przed duplikacją określonego fragmentu DNA).
„Pokażemy teraz, że możliwe jest określenie które zmiany rozpoczynają się
wcześniej, a które w toku dalszej drogi, nawet w w przypadku pojedynczego raka”
— powiedział Cho.
Badacze skoncentrowali się na TP53. Jest to gen zlokalizowany u człowieka na
chromosomie 17, kodujący białko p53 należące do czynników transkrypcyjnych.
Jako obiekt badań wytypowali dwa rodzaje nowotworów- raka jajnika oraz raka
skóry. W rakach jajnika, mutacje genu TP53 są bardzo częste; badanego raka
skóry charakteryzuje natomiast największa liczba mutacji spośród wszystkich
nowotworów.
Badając akumulację dodatkowych kopii zmutowanego onkogenu w komórkach
badacze dostrzegli pewną prawidłowość — kompleksowe zmiany w TP53 w
większości przypadków pojawiały się wcześniej, a nie jak dotychczas sądzono
później. „Można stwierdzić, które mutacje pojawiają się bardzo wcześnie, a które
późno” — podsumowuje Cho.
Jak zauważa Raymond Cho, uzyskane wyniki mają naprawdę duże znaczenie- —
możliwość identyfikowania rzeczywistej kolejności mutacji może pomóc ustalić,
które mutacje prowadzą do rozwoju zmian przedrakowych i które powodują
inwazyjne nowotwory. „Chociaż na nowotwór składa się wiele mutacji, te
pojawiające się się najwcześniej przygotowują grunt dla dodatkowych
nieprawidłowości” — stwierdził Cho.
Jak bardzo aktualne są prowadzone przez zespół badania? W tym miejscu niech
przemówią liczby. Polska Unia Onkologii podaje, że w roku 2000 na świecie
odnotowano 10 milionów nowych zachorowań na nowotwory, w samej Polsce było
ich 110 tysięcy. Spośród chorych na świecie zmarło 6 milionów osób, w Polsce 80
tysięcy. Według doniesień Centrum Onkologii osiem lat później, w roku 2008 ilość
zgonów w naszym kraju wyniosła już ponad 93 tysiące.
Ponure statystyki? Owszem. Pozwalają one jednak uzmysłowić sobie jak ważne
jest szukanie wciąż nowych rozwiązań w prewencji i leczeniu chorób
nowotworowych. Metoda zaproponowana przez zespół może stanowczo wpisać się
w ich poczet. Z badań zadowolone są organizacje zajmujące się walką z rakiem.
„Zrozumienie genetycznych nieprawidłowości to poważny krok i może
doprowadzić do wielkiego postępu w personalizacji leczenia raka” — mówi
Carolyn Aldige, prezes i założycielka The Prevent Cancer Foundation, organizacji
stawiającej sobie za cel propagowanie oraz wspieranie wczesnego wykrywania i
leczenia nowotworów między innymi poprzez finansowanie badań takich jak te
opublikowane w Cancer Discovery. „Może to również oznaczać, że znacznie
więcej przypadków raka będzie rozpoznawanych na wcześniejszych etapach,
kiedy szanse na sukces w leczeniu są znacznie wyższe” — podsumowuje Aldige.
Olga Andrzejczak
Badania nad szczepionkami jadalnymi przeprowadzano na kilku
gatunkach roślin, między innymi na marchwi
Źródło:
S. Durinck et al.,Temporal Dissection of Tumorigenesis in Primary Cancers.
„Cancer Discovery”, 2011.
Optogenetyka — kolejny krok na
trudnej drodze do wyleczenia
Parkinsona
Połączenie modyfikacji genetycznych i światła laserowego zaowocowało
stworzeniem nowego pola badawczego — optogenetyki. Być może już
wkrótce będzie można manipulować ludzkim mózgiem w dowolny sposób,
na razie jednak naukowcy z Uniwersytetu Karoliny Północnej w Chapel
Hill zajęli się ośrodkiem odpowiedzialnym za tak zwany układ nagrody. Ich
badania mogą mieć niebagatelne znaczenie dla leczenia choroby
Parkinsona, uzależnień i innych schorzeń natury neurologicznej.
Nazwa optogenetyka powstała z połączenia optyki i genetyki, a jest niczym innym
jak wprowadzaniem do komórki dodatkowych genów i aktywację ich produktów za
pomocą lasera. Opsyny, bo o nich mowa, są białkami światłoczułymi, których geny
można izolować z alg lub bakterii. Pomysł na połączenie genetyki i światła
laserowego powstał sześć lat temu, jednak dotąd firmy (na przykład Illumina)
stosowały go raczej do obróbki DNA.
Laser już nie raz pokazał szerokie spektrum możliwości jego zastosowania. Tym
razem znane ze swej precyzji narzędzie umożliwiło w czasie eksperymentów
pobudzanie lub stłumienie aktywności pojedynczych komórek nerwowych na
ścieżce łączącej ciało migdałowate i jądro półleżące, jedne z ważniejszych
ośrodków w mózgu, sterujuące między innymi układem kary i nagrody.
Do tej pory, by zagłębić się w strukturę mózgu i odkryć czynności poszczególnych
jego części, można było używać jedynie elektrostymulacji lub leków. Wiązało się to
nierzadko z błędami. Metody te nie pozwalały na analizę konkretnego, precyzyjnie
określonego regionu lub ścieżki łączącej w mózgu czy na szybką zmianę
aktywności tych komórek. Optogenetyka otwiera wiele nowych, dotąd
niedostrzeganych, drzwi.
Badania prowadzone jak dotąd na myszach pokazują, że dzięki odpowiedniej
modyfikacji wspomnianych już wcześniej ścieżek łączących pewne regiony mózgu,
można podjąć leczenie uzależnień a także chorób neurologicznych. W
optogenetyce doszukuje się rozwiązania problemów,z jakimi borykają się lekarze
opiekujący się pacjentami w zaawansowanym stadium choroby Parkinsona. Jak
przekonuje Garret D. Stuber, przewodzący całemu zespołowi profesor z
Uniwersytetu Karoliny Północnej, procedury służące wszczepieniu i dalszej
stymulacji opsyn w komórki nerwowe nie wydają się być bardziej skomplikowane
niż wszczepienie elektrod, stosowanych obecnie jako minimalizowanie skutków
choroby Parkinsona.
Jak to zazwyczaj bywa w przypadku takich odkryć, metoda wymaga dopracowania
i jeszcze kilku lat badań, zanim naprawdę przekonamy się, czy może być
wdrożona do powszechnego stosowania.
Marta Danch
Badania nad szczepionkami jadalnymi przeprowadzano na kilku
gatunkach roślin, między innymi na marchwi
Źródło: Science Daily.
Inhibitory PARP nie tylko dla
chorych z mutacjami BRCA1
Jednoczesne blokowanie kinazy zależnej od cyklin (Cdk1) i polimerazy poli
(ADP-rybozy) — PARP — może być nową strategią leczenia nowotworów,
niezależnie od ich statusu mutacji w genie BRCA1. Zespół Geoffrey’a
Shapiro z Harvard Medical School ustalił rolę Cdk1 w pośredniczonej
przez BRCA1 rekombinacji homologicznej i wykazał zarówno in vivo, jak i
in vitro, że zmniejszenie aktywności Cdk1 skutkuje upośledzeniem
zdolności do naprawy DNA komórek z niezmutowanym BRCA1,
zwiększając wrażliwość na inhibicję PARP.
Cdk1 jest kluczowym elementem maszynerii zawiadującej cyklem komórkowym.
Dodatkowo, uczestniczy w szlakach naprawy DNA. Fosforyluje BRCA1 (ang.
breast cancer associated), co jest niezbędne do efektywnego formowania
kompleksu w miejscu uszkodzenia, by zainicjować naprawę przez rekombinację
homologiczną w punkcie kontrolnym fazy S cyklu.
Kiedy PARP jest hamowana, pęknięcia pojedyncznych nici DNA (ang. single strand
breaks, SSB) degenerują do podwójnych pęknięć nici (ang. double strand breaks,
DSB), wymagających naprawy przez homologiczną rekombinację. To dlatego
komórki z mutacją BRCA1 i inne niezdolne do przeprowadzania homologicznej
rekombinacji, są bardzo podatne na inhibicję PARP, co wykorzystuje się w terapii.
PARP odpowiada bowiem za naprawę SSB, stąd przy jej nieobecności,
przekształcają się one w DSB. W przypadku, gdy BRCA1 jest zmutowany,
pęknięcia podwójnych nici, pojawiające się w czasie chemicznej inhibicji PARP,
nie mogą być naprawione, powodując nieodwracalne uszkodzenia komórkowe i
prowadząc do apoptozy.
Wyłącznie nowotwory z mutacjami w BRCA1 odpowiadają na działanie inhibitorów
PARP, jednakże stanowią one mały odsetek wszystkich nowotworów, które
mogłyby być efektywnie leczone monoterapią z wykorzystaniem tych leków.
Odkrycie naukowców z Harvardu umożliwiłoby leczenie nimi także chorych z
normalnym wariantem BRCA1.
W opublikowanym 27 czerwca w Nature artykule dochodzą oni do wniosku, że
„delecja lub inhibicja Cdk1 tworzy stan zbliżony do tego w transformowanych
komórkach i wykazuje duży potencjał jako wspomaganie dla terapii inhibitorami
PARP pacjentów z nowotworami charakteryzującymi się prawidłowym BRCA1”.
W doświadczeniach in vitro, w których wykorzystano siRNA do wyciszania
ekspresji Cdk1 lub drobnocząsteczkowe inhibitory PARP — będące obecnie
obiektem badań klinicznych — zaobserwowano zatrzymanie rekombinacji i
podatność niedrobnokomórkowego raka płuc na inhibicję PARP. Zmniejszenie
poziomu ekspresji Cdk1 zwiększyło stukrotnie wrażliwość komórek na inhibitory,
do poziomu porównywalnego dla wyników komórek z mutacją w BRCA1.
Rezultaty wyglądają obiecująco. U myszy z przeszczepionymi ludzkimi
nowotworami leczenie kombinacją różnych inhibitorów Cdk1 i PARP znacząco
spowalniało wzrost guza. U niektórych zwierząt jego objętość była o 80%
mniejsza, niż w przypadku zwierząt z grupy kontrolnej, której podawano tylko
jeden inhibitor. Uzyskano regresję guzów w przypadku 87% gryzoni, a do tego nie
zaobserwowano żadnych efektów ubocznych dla zdrowych tkanek. Jedyną nie do
końca optymistyczną wiadomością jest fakt, że po sześciu tygodniach u części
spośród badanych myszy, niestety, pojawiła się oporność na skojarzone leczenie.
Miejmy jednak nadzieję, że wkrótce badania kliniczne przyniosą same dobre
nowiny.
Martyna Franczuk
Źródło: Nature; GEN.
Badania nad szczepionkami jadalnymi przeprowadzano na kilku
gatunkach roślin, między innymi na marchwi
Sekwencjonowanie genomu daje
nadzieję chorym na rzadkie
choroby genetyczne
Sekwencjonowanie genomu pozwala na szybką i precyzyjną diagnozę
rzadkich chorób o podłożu genetycznym. Dowiodła tego grupa naukowców,
pracująca pod kierunkiem Richarda Gibbsa, szefa Baylor College of
Medicine Human Genome Sequencing Center w Houston. W artykule,
który ukazał się 15 czerwca bieżącego roku w „Science Translational
Medicine” opisali oni przypadek chorujących na dystonię bliźniąt: Alexis i
Noaha Berry.
Choroba ta objawia się okresowym zaburzeniem napięcia mięśni, które powoduje
zaburzenia ruchu oraz postawy. Może ono dotyczyć pojedynczych mięśni, ich
niektórych grup albo też mieć charakter ogólny. Ze względu na przyczyny
wyróżnia się różne rodzaje dystonii.
U rodzeństwa w wieku pięciu lat stwierdzono jedną z nich, dystonię wrażliwą na
dopaminę nazywaną również zespołem Segawy (DRD). Wdrożono leczenie
przynoszące pozytywne rezultaty, zatem kiedy u Alexis rozwinął się kaszel,
opiekujący się dziećmi neurologowie nie wiązali tego z dystonią dziewczynki.
Trzynastoletnia Alexis miała już tak silne napady kaszlu i problemy z
oddychaniem, że konieczne stało się umieszczenie w jej pokoju monitora
kontrolującego stan dziewczynki. Ponadto codziennie otrzymywała ona zastrzyki z
adrenaliny mające umożliwić jej swobodne oddychanie. Lekarze nie potrafili
zdiagnozować przyczyny ani zaproponować skutecznej metody leczenia dziecka.
Matka bliźniąt, Retta Berry, której mąż Joe pracuje jako dyrektor do spraw
informatycznych w Life Technologies, firmie zajmującej się systemami i usługami
biotechnologicznymi, mającej swoją siedzibę w Carlsbad w Kalifornii domagała się
zsekwencjonowania genomu dzieci, mając nadzieje, że to pomoże znaleźć sposób
leczenia dla córki. Firma pomogła sfinansować badania w Baylor, gdzie z pomocą
technologii sekwencjonowania Life’s SOLiD stwierdzono w genomie dzieci
mutację genie o nazwie SPR kodującym reduktazę sepiapteryny.
Enzym ten umożliwia syntezę neuroprzekaźników dopaminy i serotoniny.
Bliźniętom podawano już podczas leczenia prekursor dopaminy. Wykryta mutacja
w genie SPR wykazała, że konieczną jest też suplementacja 5-hydroksytryptofanu
– prekursora serotoniny. Po miesiącu od rozpoczęcia leczenia zniknęły problemy
Alexis z oddychaniem. Piętnastoletnia dziś dziewczyna prowadzi aktywne życie —
między innymi biega i gra w piłkę. Poprawę stanu zdrowia zaobserwowano
również u jej brata — chłopiec pisze znacznie wyraźniej i ma mniejsze kłopoty z
koncentracją podczas zajęć szkolnych.
Klinika w której podjęto się zsekwencjonowania genomu bliźniąt ma już sukcesy
na polu leczenia raka oraz diagnozowaniu i leczeniu kilku innych rzadkich chorób,
w przypadku których określenie pochodzenia a więc i leczenie jest trudne. Joris
Veltman z Radboud University Nijmegen Medical Center w Holandii podsumowuje
to bardzo trafnie. „Badanie to stanowi dobry przykład tego, jak diagnostyka
genetyczna rzadkiej choroby genetycznej ma bezpośredni wpływ na jej leczenie”
— zauważa.
Ten sukces pozwala żywić nadzieję, że niedługo w podobny sposób będzie można
diagnozować również inne rzadkie choroby o podłożu genetycznym. Z racji tego,
że zapadalność na nie jest znacznie mniejsza w stosunku do chorób bardziej
popularnych, do których zaliczana jest na przykład miażdżyca, również nakłady na
badania są w tym przypadku mniejsze. Niemożliwe jest prowadzenie badań
klinicznych na szerszą skalę; problem stanowi również znalezienie specjalistów
zajmujących się rzadkimi schorzeniami, o czym najlepiej świadczy przykład
bliźniąt Berry — w wieku dwóch lat błędnie stwierdzono u nich porażenie
mózgowe, zaś właściwemu leczeniu poddano je dopiero po skończeniu lat sześciu i
wykonaniu setek testów.
Badania genetyczne są szansą na znacznie szybszą i prostszą diagnostykę, a
zatem i wcześniejsze wprowadzenie skutecznego leczenia. Richard Gibbs szacuje,
że w ciągu najbliższych trzech do czterech lat możliwe będzie rozwiązanie w ten
sposób do 90% problemów związanych z zaburzeniami wywołanymi przez defekty
pojedynczych genów.
Sekwencjonowanie może dotyczyć całego genomu lub tylko jego odcinków
kodujących, czyli egzonów- jest w tym przypadku szybsze. Problemem przy
wprowadzaniu metody na szerszą skalę z całą pewnością będą jej koszty- wg
Gibbsa całkowity koszt badania bliźniąt wyniósł ok. 100 000 dolarów, w tym 30
000 dolarów za zsekwencjonowanie genomu każdego z bliźniąt. Zajęło to dwa
miesiące.
Na rynku są jednak firmy podejmujące się sekwencjonowania za 5 000-7500
dolarów. Według naukowców sekwencjonowanie stanie się powszechniejsze, kiedy
jego cena spadnie do 1000 dolarów za jednego pacjenta.
Dla rodziców chorych dzieci ważna jest przede wszystkim szansa, jaką w ten
sposób otrzymują — jest nią możliwość szybszej diagnozy, leczenia a więc i
powrotu ich pociech do normalnego życia. Matka bliźniąt podsumowuje: „To
śmieszne, kiedy myślę o poświęconym czasie i pieniądzach, które wydaliśmy (my i
nasze towarzystwo ubezpieczeniowe) oraz cierpieniu naszych dzieci podczas gdy
mogą one mieć tylko raz pobraną krew i otrzymać diagnozę.”
Olga Andrzejczak
Badania nad szczepionkami jadalnymi przeprowadzano na kilku
gatunkach roślin, między innymi na marchwi
Analog LSD na ból głowy
Jak trafnie zauważył już Emil Cioran, z bólem fizycznym nie sposób
dyskutować. Klasterowy ból głowy występuje wprawdzie znacznie rzadziej
niż migrena, z którą często jest mylony, ale za to dokucza dotkliwiej.
Chorzy są skłonni zrobić wszystko, byleby uzyskać najmniejszą ulgę. Być
może niedługo będzie możliwe leczenie, prowadzące do stanu niemal
pełnego powrotu do zdrowia, a — co w tym najciekawsze — to wszystko
dzięki niehalucynogennemu analogowi LSD.
W trakcie International Headache Congress amerykańsko-niemiecki zespół
badaczy zaprezentował wstępne wyniki swoich bdań przeprowadzonych na grupie
sześciu pacjentów, cierpiących na klasterowe bóle głowy. Po podaniu 2-bromoLSD stwierdzono znacznie zmniejszoną częstotliwość występowania ataków, a u
niektórych nie zaobserwowano ich nawet w ciągu miesięcy po zastosowanej
terapii. Nikomu jak dotąd nie udało się jeszcze otrzymać tak obiecujących
rezultatów.
Bóle klasterowe, czasem z powodu swojego dojmującego charakteru, bywają
nazywane „bólami samobójczymi”. Najczęściej obejmują jedną połowę twarzy, a
pacjenci porównują je do uczucia, jakby ktoś godzinami próbował wypchnąć oko
od wewnątrz. Mogą występować w postaci napadów trwających wiele miesięcy z
kilkoma atakami dziennie. Przyczyna ich powstawania ciągle jest niejasna, jednak
najnowsze badania wskazują na udział podwzgórza. Ta część mózgowia
odpowiada między innymi za regulację rytmu dobowego, temperatury ciała oraz
ciśnienia krwi, co może wyjaśniać periodyczność ataków i ich szczególne nasilenie
w okresie przesileń.
Wprawdzie nie ma leku jeszcze na takie bóle, ale można je łagodzić poprzez
inhalacje czystym tlenem na początku ataku, przyjmowanie leków regulujących
zaburzenia cyklu dobowego, takich jak verapamil czy tryptany, wykorzystywane
także w leczeniu migren. Zaobserwowano również, że część pacjentów znajduje
ukojenie po zażyciu środków halucynogennych: LSD i psylocybiny. Te doniesienia
zainteresowały właśnie Torstena Passie’ego, psychiatrę z Hannover Medical
School w Niemczech, który jest jednocześnie specjalistą od LSD. Razem z Johnem
Halpernem z Harvard Medical School w Bostonie zdecydowali się wypróbować 2bromo-LSD (BOL), stworzony przez szwedzką firmę Sandoz i początkowo
oferowany przez nich na rynku jako placebo w badaniach z wykorzystaniem
narkotyku.
Na konferencji zaprezentowano wyniki pacjentów, którym trzykrotnie podawano
pochodną halucynogenu w pięciodniowych odstępach. Wszyscy badani zauważyli
znaczną poprawę, zmniejszenie częstotliwości ataków, a pięciu spośród nich
cieszyło się długotrwałym okresem wolnym od napadów. Naukowcy nie potrafią
wyjaśnić tego efektu, ale znaleźli już firmę, która jeszcze w tym roku rozpocznie
badania kliniczne drugiej fazy.
Krytycy doniesienie traktują z rezerwą, zauważając, że część przypadków może
być efektem placebo. Poza tym objawy niekiedy ustępują na całe miesiące i trudno
rozróżnić rewelacyjne skutki leczenia od kapryśnego przebiegu choroby. Na
pewno dalsze badania dostarczą nowych informacji i pozwolą rozwiać te
niejasności. Niech ich o to głowa nie boli.
Więcej na ten temat można przeczytać tutaj.
Martyna Franczuk
Badania nad szczepionkami jadalnymi przeprowadzano na kilku
gatunkach roślin, między innymi na marchwi
Komórki spermy lekarstwem na
cukrzycę
Być może pewnego dnia mężczyzna chory na cukrzycę typu 1 będzie mógł
wykorzystać komórki macierzyste, mające rozwinąć się w dojrzałe
plemniki, w celu zastąpienia komórek trzustki produkujących insulinę.
Takie transplantaty mogłyby stać się alternatywą stałego uzupełniania
niedoboru insuliny.
Cukrzyca typu 1 wstępuje w wyniku powolnego niszczenia przez układ
immunologiczny produkujących insulinę komórek β wysp trzustkowych. Bez
insuliny, która pośredniczy w absorpcji glukozy z krwi obwodowej, chory nie może
pobierać niezbędnej energii z pożywienia. Nieleczona cukrzyca typu 1 jest
chorobą śmiertelną. Iniekcja insuliny i monitorowanie poziomu cukru we krwi
zazwyczaj pozwalają pacjentom prowadzić względnie normalne życie. W
niektórych przypadkach iniekcje insuliny nie są jednak wystarczające aby
utrzymywać kontrolę na cukrzycą typu 1. U schyłku lat dziewięćdziesiątych
badacze z University of Alberta z Kanady zapoczątkowali transplantacje komórek
wysp trzustkowych pochodzących ze zwłok. Nie jest to jednak idealnym
rozwiązaniem, gdyż biorca musi pozostawać do końca życia na lekach
immunosupresyjnych, aby zapobiec odrzutom, przy czym zwykle wymaga wciąż
sporadycznych iniekcji insuliny.
Specjaliści w dziedzinie komórek macierzystych z Georgetown University w
Waszyngtonie wierzą, iż znaleźli metodę, która mogłaby utrzymać zalety
transplantacji komórek wysp trzustkowych bez potrzeby podawania leków
immunosupresyjnych. Miliony plemników są produkowane każdego dnia w
jądrach z komórek macierzystych zwanych spermatogonialnymi komórkami
macierzystymi (SSCs). Naukowcy pobrali SSCs z ludzkich jąder i otrzymali z nich
tak zwane pluripotencjalne komórki macierzyste zdolne do wyspecjalizowania się
w komórki beta wysp trzustkowych.
Zespół ten dokonał już transplantacji zaprogramowanych w ten sposób ludzkich
komórek wysp trzustkowych do myszy chorych na cukrzycę oraz pozbawionych
układu immunologicznego, a więc nie zdolnych do odrzutu. W wyniku
transplantacji zaobserwowano obniżenie podwyższonego poziomu glukozy we
krwi badanych myszy, co jest dobrym znakiem, iż komórki te dokonałyby tego
samego w organizmie ludzkim. Pomysłodawcy przestrzegają jednak, że technika
nie jest jeszcze gotowa do użycia u ludzi. Według nich pojedyncza komórka nie
daje wystarczająco dużo insuliny aby móc leczyć cukrzycę u człowieka. Zanim
więc metoda ta znajdzie zastosowanie u ludzi, naukowcy muszą zwiększyć
produkcję insuliny przez przeszczepiane komórki.
Przykład ten nie jest jedyną próbą użycia komórek macierzystych w leczeniu
cukrzycy. Już wcześniej próbowano użyć komórek macierzystych pochodzących ze
skóry lub innych tkanek w celu wyprodukowania innych komórek macierzystych
znanych jako indukowane pluripotencjalne komórki macierzyste (iPS). Takie
komórki wprowadzane były w celu zastąpienia uszkodzonych komórek trzustki.
iPS posiadają pewne zalety, nie wymagają one bowiem inwazyjnych procedur w
pozyskiwaniu i działają u obydwu płci. Jednak aby otrzymać iPS należy
wprowadzić do nich cztery różne geny co niesie za sobą ryzyko mutacji
powodujących nowotwór bądź śmierć komórki. Ludzkie SSCs, pomimo, że działają
jedynie u mężczyzn, są pierwotnie komórkami macierzystymi które nie wymagają
użycia tych genów.
Jednak prawdziwe trudności w wykorzystaniu SSCs mogą wynikać z samego
układu immunologicznego, w którym przeciwciała skierowane są przeciw
komórkom wysepek trzustkowych, i który prawdopodobnie będzie atakował
również przeszczepione komórki.
Więcej na ten temat przeczytać można tutaj.
Agnieszka Gołąb
Badania nad szczepionkami jadalnymi przeprowadzano na kilku
gatunkach roślin, między innymi na marchwi
Biotechnologia medyczna — do
odważnych świat należy
Biotechnologia medyczna jest względnie nowym i jeszcze mało znanym
kierunkiem na uczelniach wyższych w Polsce, a jest to dyscyplina, która z
całą pewnością rozwija się w zawrotnym tempie.
Na Uniwersytecie Medycznym w Łodzi byłam pierwszym rocznikiem tego
kierunku. Do wyboru były dwie specjalizacje: medycyna molekularna oraz
elektroradiologia. Wybrałam tę pierwszą, dlatego skupię się głównie na
przybliżeniu tej specjalizacji oraz perspektyw związanych z jej studiowaniem.
Studiując tę specjalizację, studenci zapoznają się z technikami biologii
molekularnej, inżynierii genetycznej czy też hodowli komórkowej i tkankowej.
Nacisk kładzie się także na medycynę i farmację, molekularne mechanizmy
chorób i nowatorskie sposoby ich leczenia. Pamiętajcie, że nie jest to kierunek dla
osób, które mdleją na widok krwi lub martwego szczura bez głowy. Przy
badaniach czasami trzeba oddać własne komórki (co wiąże się z pobraniem próbki
krwi) do próby kontrolnej.
Niestety nie jest to kierunek dla pasjonatów botaniki czy ochrony
środowiska. Jestem obecnie na IV roku i jak do tej pory nie dane mi było się
zapoznać z taką tematyką.
Już po II roku studiów istnieje możliwość odbycia praktyk studenckich w
wybranych przez nas laboratoriach badawczych. Wszystko zależy od osobistych
upodobań i możliwości. Ja odbyłam ją w Katedrze Alergologii, Immunologii i
Dermatologii Uniwersytetu Medycznego w Łodzi. Większość studentów wybrała
właśnie matczyną jednostkę naukową i katedrę, która najbardziej odpowiadała ich
zainteresowaniom. Podczas odbywania praktyk doskonaliłam swoje umiejętności
w wykonywaniu real-time PCR, Elisy, pasażowaniu komórek, elektroforezy, czy
też izolacji DNA, RNA i białek.
Niestety większość firm biotechnologicznych w Polsce nie przyjmuje studentów na
praktyki lub robi to niechętnie. Istnieją jednak wyjątki. Niektóre z nich są otwarte
na młode umysły i chętnie udzielają im pomocy. Należy na bieżąco śledzić ich
strony internetowe i czekać na odpowiednie ogłoszenie. Oczywiście najlepiej
wziąć sprawy w swoje ręce i samemu napisać lub odwiedzić wybraną przez nas
jednostkę naukową i zapytać o taką możliwość.
Praca medycznego biotechnologa nie należy do najłatwiejszych, aczkolwiek z
pewnością należy do jednej z najciekawszych z całego obszaru biotechnologii. W
Polsce z roku na rok powstają nowe firmy biotechnologiczne, placówki badawczorozwojowe i nowoczesne laboratoria.
Czym można się zajmować po ukończeniu po biotechnologii medycznej?
Wachlarz możliwości jest imponujący (wymienię moim zdaniem najistotniejsze):
— badania nad wynalezieniem leków biotechnologicznych z wykorzystaniem
przeciwciał monoklonalnych
— walka z trudnymi (lub do tej pory nieuleczalnymi) do wyleczenia nowotworami
z wykorzystaniem terapii genowej
— poszukiwanie aktywnych biologicznie struktur mogących znaleźć swoje
zastosowanie w farmaceutykach, suplementach diety czy kosmetykach
— ksenotransplatologia
— praca z komórkami macierzystymi mająca na celu zapewnienie bezpiecznej i
skutecznej terapii w walce z najpowszechniejszymi schorzeniami
— diagnostyka molekularna, między innymi prenatalna z zastosowaniem technik
PCR lub FISH, chorób genetycznych
Nie twierdzę, że te studia należą do łatwych i przyjemnych, ale na pewno są
satysfakcjonujące. Wymagają poświęcenia sporej ilości wolnego czasu i niemałej
dozy cierpliwości, ponieważ praca laboratoryjna trwa często wiele godzin, a nie
zawsze nasze wysiłki przekładają się na oczekiwane wyniki. Biotechnologia
medyczna zmusza nas do myślenia. Nie można być dobrym biotechnologiem bez
ogromnej wyobraźni i umiejętności wykorzystywania swojej wiedzy w
praktyce. Zdecydowanie jest to kierunek dla odważnych, a przecież to do nich
właśnie należy świat.
Chętnie odpowiem na Wasze pytania.
Paulina Kłos
Badania nad szczepionkami jadalnymi przeprowadzano na kilku
gatunkach roślin, między innymi na marchwi